Kapryśne pstrągi z Alsteran
Nie mogłem doczekać się wyjazdu do Szwecji, aż wreszcie nadszedł ten jakże upragniony dzień. Auto zapakowane po same brzegi,wszystko gotowe, można ruszać. Tradycyjne kilka drinków na pokładzie promu skutecznie ukołysały mnie do snu. Podobno nieźle bujało ale ja już niczego nie czułem, śniłem tylko o najpiękniejszej rybie świata - o pstrągu. Po dopłynięciu do portu Karlskrona miałem przeczucie,że ten wyjazd może okazać się bardzo udany. Pogoda na pozór idealna, 14 stopni ciepła, zachmurzenie całkowite i delikatnie padający deszczyk. Miodzio. Dotarłem do pensjonatu. Łyk gorącej herbaty z termosu, sznyta w rękę i uderzam na podbój rzeki. Oj będzie się działo - pomyślałem. Na początek odwiedzam "wolniak", na którym w poprzednich wyjazdach miałem kontakt z największymi pstrągami. Moim oczom ukazał się niezbyt miły widok. Woda niska jak diabli. Nie będzie łatwo, pomyślałem. W najgłębszym miejscu człowiek nie zamoczyłby nawet kolana. Niezłamany obrotem sprawy udaję się w dół rzeki i bardzo dalekimi rzutami z ukrycia ,obławiam koryto rzeki. Każdy prawie rzut kończy się wyjęciem przynęty z zawieszonymi na haku wodorostami. Jednak po 15 minutach mam pierwszy kontakt z rybą. Do słynnego już skądinąd wahadełka, pokazuje się spory pstrąg i bez chwili namysłu uderza. Jest, siedzi. Po dość energicznym holu podbieram rybkę 41 cm. Już jestem cały happy ;-) . W przeciągu kolejnych 10 minut udaje mi się zapiąć następnego, pięknego pstrąga 46 cm. Branie nastąpiło gwałtownie, tu nie było rozmieniania się na drobne. Po wyholowaniu rybki a następnie po jej uwolnieniu, usiadłem na brzegu. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem i z nadzieją na "jeszcze więcej", rozpocząłem dalszą wędrówkę. Niestety dobra passa dobiegła końca. Wróciłem do pensjonatu.W godzinach mocno popołudniowych ponownie zaatakowałem "wolniak". 3h solidnego łowienia nie przyniosło jednak rezultatu. Kiedy już naprawdę zaczęło zmierzchać, oddałem rzut w górę rzeki. Wolno prowadząc obrotówkę poczułem lekkie puknięcie. Hmmm, czyżby branie ? a może to tylko zaczep ? Rzucam jeszcze raz prowadząc przynętę tym samym torem. W miejscu gdzie wcześniej poczułem dziwne trącenie,nastąpiło konkretne i zdecydowane branie. Pstrąg tuż po połknięciu kotwicy wyskoczył nad lustro wody i zaczęła się prawdziwa jazda. Juhu :-) . Po męczącym dla nas obojga holu, ujrzałem pięknie ubarwionego i zdrowego kabana, całe 45 cm kropkowego szczęścia. Tak wyglądał mój pierwszy dzień nad Alsteran.
Następnego dnia zapinam dwa szczupaczki w granicach 45cm ale pstrąga ani śladu.
Trzeci dzień to eksperymenty z przynętami. Pstrągi nie chciały współpracować. Cały arsenał z pudełek od jiga po woblera został przećwiczony. W końcu skuteczny okazał się twister biały-fluo. Skuszony na tę przynętę pstrąg nie był powalających rozmiarów (34cm) ale za to ilość kropek i jego barwa rekompensowały wszystko.
Czwarty, już niestety ostatni dzień był w zasadzie najlepszym jeśli chodzi o kontakt z pstrągami. Z samego rana udało mi się złowić kropka 42cm lecz potem długo , długo nic.
Musiałem opuścić pensjonat o godz. 14, a że do odpłynięcia promu pozostało jeszcze kilka godzin, postanowiłem do granic możliwości wykorzystać mój pobyt nad tą niesamowicie urokliwą i dziką rzeką. Oddałem daleki a przy tym precyzyjny rzut w gorę rzeki. Przy tak słabym żerowaniu ryb nie liczyłem zbytnio na jakikolwiek sukces chociaż serce w takich miejscówkach, niezależnie od wszystkiego,zawsze bije nieco szybciej. Wahadełko idealnie spływało zataczając się jak pijane między kamieniami. Nagle coś zamigotało i po chwili zauważyłem bardzo dużą rybę, która mknie w pogoni za moją przynętą. Wiedziałem, że nastąpi uderzenie i w ogromnym napięciu nie mogłem się tego momentu doczekać. Wreszcie nadeszło to na co czekałem.Łuup! Szczytówka wygięła się, żyłka osiągnęła maksimum naprężenia. Nie miałem wątpliwości, że to 50-tak. Chodził przez chwilę bardzo delikatnie dając mi złudną nadzieję na kontrolowany hol, by w efekcie wygiąć się w pół i trzasnąć ogonem o powierzchnię wody. Wygrał... Jego masywna i potężna sylwetka oddalała się ode mnie, poruszając się przy tym zgrabnie i majestatycznie. Co za pstrąg. Goniony brakiem czasu wsiadłem do samochodu i ruszyłem na inny odcinek rzeki w nadziei na podobne zdarzenie. Czasu było naprawdę niewiele. Na odcinku 100m zapiąłem dwa 40-staki ale hol ponownie nie zakończył się moim sukcesem. Nie byłem smutny z tego powodu, gdyż utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie za każdym razem pisane nam jest zwycięstwo z tak szlachetną rybą jaką jest pstrąg. W końcu to my ingerujemy w jego środowisko a nie On w nasze...
Warto o tym pamiętać.
©® GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |