Wędkarstwo muchowe
Pewien Iord został przez angielskiego mistrza muszkarskiego zaproszony na wyprawę wędkarską. Zapytany, czy wie co go czeka, odparł: - Tak; parę godzin czołgania się i pełzania w nie najlepszych warunkach.
Dość to, trzeba przyznać, jednostronne spojrzenie na metodę. Ale ma tę wartość, że stanowi swego rodzaju przeciwwagę dla innego spojrzenia, u nas nierównie powszechniejszego. Wedle niego łowienie na sztuczną muszkę to zajęcie dla wyelegantowanych snobów. Skutek jest taki, że metoda ta, ciekawa, skuteczna i wbrew pozorom - dostępna, cieszy się wśród naszych wędkarzy popularnością ale znikomą. Odsetek ją uprawiających jest niższy bodaj, i to znacznie, niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim.
Gdzie przyczyny tego stanu? Ostatecznie, łowienie na sztuczną muszkę nie odbiega przecież w jakiś istotny sposób od innych nowoczesnych odmian wędkowania. Nazywamy nim po prostu metodę polegającą na podaniu rybie przynęty naśladującej owada w dowolnym stadium rozwoju. Czasami jest to nawet imitacja imitacji; chodzi o tzw. muszki fantazyjne, nie przypominające niczego rzeczywistego - Iatającego, pływającego czy pełzającego. Dodatkową cechę stanowi, że zestawu się nie obciąża. Sama zaś przynęta bywa nadzwyczaj lekka. Tak zwana sucha muszka składa się tylko z piór, włosia, nici, folii itp., uformowanych bezpośrednio na haczyku. Stąd konieczność używania specjalnego sprzętu i stosowania szczególnej techniki zarzucania i prowadzenia. Ostatnio zresztą i ten wyróżnik jakby tracił na znaczeniu, wobec rozpowszechniania się ciężkich nimf, z ołowianym obciążeniem na haczyku. Niemniej łowienia na sztuczną muszkę przywiązaną do zwykłego zestawu z ołowiem nie zaliczymy już do metody muchowej.
Na nikłe jej upowszechnienie złożyło się kilka okoliczności. Jedna to fałszywe pojęcie o zakresie stosowania. Utarło się, nie bez podstaw historycznych, że sztuczna muszka to metoda na wody górskie, na ryby łososiowate i lipienia. A przecież można nią łowić niemal wszystko: od uklei, przez płocie, wzdręgi, jelce (przez niektórych muszkarzy uważane za ryby bardziej sportowe niż pstrągi), a także drapieżniki, jak bolenie i szczupaki - po ryby morskie, jak kilkudziesięciokilogramowe tarpony z tropikalnych i podzwrotnikowych wód Atlantyku.
Rzecz jasna, nie we wszystkich wypadkach można ją uważać za najskuteczniejszą. Trudno też sobie wyobrazić, żeby ktoś szedł z muchówką na Ieszcze, karpie czy liny, choć one też mogą wziąć. Jednakowo metodę można z dużą przyjemnością uprawiać także w wodach nizinnych - nie tylko w górskich, których u nas jest raczej niewiele. Coś takiego jednak nie mieści się w przestarzale użytkowym podejściu do wędkarstwa. I właśnie jego powszechność to także jeden z powodów niskiej popularności tej metody - czynnej, sportowej, pięknej, ale na ogół nie owocującej worami mięsa.
Kolejna okoliczność to wyjątkowo szczelne jej ogrodzenie nabożnie utrzymywanym murem nazewnictwa obcego, głównie angielskiego. Stamtąd zresztą przywędrowała (można, co prawda, przypuszczać, że w nieco odmiennej postaci była i dawniej uprawiana przez naszych górali). Na terminach rzecz się zresztą nie kończy. W przepisach na sztuczne muszki często pojawiają się nazwy tak egzotyczne, jak pióro kura dżungli, sterówki papugi ara, sierść z ogona antylopy. Czasem rzeczywiście chodzi o niepowtarzalne właściwości tych materiałów. Równie dobrze. jednak mogło się zdarzyć, że kolonialny pułkownik brytyjski gdzieś na krańcach Imperium, w Indiach czy na Nowej Zelandii, sporządził muszkę z tego co miał pod ręką, opisał, i tak już zostało. Te różne egzotyki są zresztą czasami łatwiejsze do uzyskania niż się wydaje. Sprawą zaś do dyskusji jest, czy lepiej używać nazwy, na przykład, March Brown, zrozumiałej pod każdą prawie szerokością, czy spolszczyć ją na Marcówkę, ujmując metodzie nieco tego odpychającego posmaku wiedzy tajemnej.
I wreszcie kłopoty sprzętowe. Nieobce u nas wszelkim metodom, tu dają się we znaki szczególnie. Wyjątkowo mało bowiem można zrobić we własnym zakresie. Toteż wyposażenie, które w krajach o normalnym zaopatrzeniu pozwala metodę zaliczyć do najtańszych, w naszych warunkach pociąga koszty niebotyczne. Po prostu na sztuczną muszkę nie można łowić byle czym. To nie to, co na przykład spinning, gdzie z gorszym sprzętem łowi się trudniej i mniej skutecznie, ale się łowi.
Choćby kwestia sznura, o którym niżej. Można zamiast niego używać np. przeterminowanej nici chirurgicznej. Niektórzy zaczynali wręcz z grubą (0,50-0,60), miękką żyłką. Rychło jednak okazuje się, że ani tym dobrze rzucić, ani właściwie podać przynętę. Kiedyś powszechnie posługiwano się plecionkami. Ich sporządzenie pochłaniało wiele pracy, ale i wyniki były. Można się o wykonanie takiej pokusić i teraz; materiały są, sposoby zostały opisane. Cóż, skoro przy obecnym stanie większości wód błyskawicznie wypełnia się ona brudami, których usunąć się nie da. Nawet w czystych wodach pstrągowych trudno uniknąć nabicia piasku. To nie to, co gładka powierzchnia sznura, którą wystarczy przetrzeć. Toteż bez niego się nie obejdzie. Kosztuje zaś zdecydowanie więcej niż żyłka, choćby i nie wiedzieć jak markowa. A to dopiero jeden element.
Mimo tego splotu niesprzyjających okoliczności metoda daje się lubić. Świadczą o tym tysiące muszkarzy, przemierzających nasze wody. Wbrew wszystkiemu - nie tylko lipieniowe, pstrągowe czy głowacicowe. Piękne warciańskie i wiślane bolenie także stają się ich zdobyczą, ku zazdrości spinningistów, mających często trudności ze skłonieniem do ataku tych hałaśliwych, a zarazem czujnych drapieżników.
Sprzęt
Sznur w wędce muchowej pełni funkcję znacznie szerszą niż tylko połączenie wszystkich elementów wędki. Czynnie uczestniczy zarówno w zarzucaniu przynęty, jak i utrzymaniu jej we właściwym miejscu łowiska. Czyli - jakby żyłka, obciążenie i spławik jednocześnie. Współczesne sznury mają postać plecionki z włókien syntetycznych (niektóre firmy nadal używają tradycyjnego jedwabiu), powleczonej warstwą otuliny z tworzywa sztucznego. Jest ona tak szczelna, że sprawia wrażenie jednolitej linki. Dopiero po zdjęciu wierzchniej okrywy można zobaczyć, co jest pod nią. Typowa długość wynosi około 30 m (ściślej - 30 jardów), bywają jednak znacznie krótsze i znacznie dłuższe.
Zarówno zasięg rzutu, jak i dobór odpowiednio współdziałającego wędziska zależą od ciężaru sznura. Dla ujednolicenia sposobów jego oznaczania stowarzyszenie wytwórców sprzętu wędkarskiego AFTM (Association of Fishing Tackle Makers) wprowadziło specjalną skalę. Sznury zostały w niej oznaczone numerami odpowiednio do ciężaru pierwszych dziewięciu metrów. Niektóre wytwórnie, coraz mniej liczne, stosują jeszcze oznaczenia sznurów według średnicy.
Cieżar to tylko jedna z istotnych cech sznura. Ważne są także wyporność i kształt. Pod tym pierwszym względem dzielimy sznury na pływające i tonące. Pływające służą głównie do podawania much mających sie unosić po powierzchni. Otulina jest w tym wypadku wykonana z tworzywa porowatego, zawierającego pęcherzyki powietrza. Tylko jej zewnętrzna warstwa pozostaje gładka. Sznury takie nazwano balonowymi. Według powszechnie przyjętych zasad oznacza się je symbolem F (od angielskiego floating = pływający).
W sznurach tonących, oznaczanych literą S (ang. sinking = tonący), otulina jest znacznie cieńsza i nie ma pęcherzyków. Takiego mieści się na kołowrotku znacznie więcej niż pływającego — dzięki szczuplejszej budowie. Może on jednak być po natłuszczeniu stosowany jako pływający, na skutek znanego zjawiska napięcia powierzchniowego. Do natłuszczenia używa się obecnie głównie specjalnych smarów silikonowych, ale z równym powodzeniem można skorzystać z bezzapachowej wazeliny aptecznej. Stosuje sie te środki również do natłuszczania zwykłych sznurów pływających; chodzi tu wszakże jedynie o zmniejszenie tarcia przy szybkim ich wyjmowaniu z wody. Jeśli natłuszczony sznur tonący ma znów być użyty w swojej zasadniczej roli, trzeba go dokładnie wymyć w wodzie z mydłem.
lstnieją także sznury szybko tonące. Oznacza się je symbolem S-fast (ang. fast = szybko). Od wody są w nich cięższe zarówno otulina, jak i rdzeń. Dzięki temu pogrążają się szybko na całej długości i nawet względnie szybki nurt nie wynosi ich na powierzchnię. Nie nadają się do używania w charakterze sznurów pływających. W Stanach Zjednoczonych do łowienia w głębokich jeziorach górskich dość powszechnie używa się sznurów bardzo szybko tonących (S-extra fast). Ich rdzeń zawiera wplecione mikroskopijne włókienka metali ciężkich. Są bardzo cienkie i dlatego można je też stosować w wartkich rzekach i strumieniach, jeśli chce się spenetrować partie przydenne.
Przydatne w niektórych sytuacjach połączenie zalet dają sznury pływające z końcówkami tonącymi. Długość takiej końcówki mieści się zazwyczaj w przedziale 3 do 5 metrów, zależnie od doświadczenia i technicznych możliwości wytwórcy. Łatwiej go wyciągnąć z wody niż sznur w całości tonący. Nadaje się znakomicie do łowienia w nieco żwawszych nurtach. Oznacza się symbolem F/S albo wet-tip (ang. mokra końcówka).
Innego rodzaju kompromis stanowią rzadko spotykane sznury o ciężarze właściwym równym ciężarowi wody. Oznacza się je literą I (ang. intermediate = pośredni). Czysty taki powoli tonie, po natłuszczeniu zaś staje się znakomitym sznurem pływającym. Nadaje się szczególnie do łowienia powierzchniowego.
Jeśli chodzi o kształt (rys. 1), to najprostszy - ale nie najsposobniejszy w użyciu - jest zwykły sznur cylindryczny (równoległy, paralelny), mający na całej długości jednakową średnicę. Niewiele się więc różni od klasycznej plecionki, która stanowiła pierwowzór żyłki wędkarskiej.
Precyzyjne i delikatne rzuty nawet na duże odległości umożliwia sznur zbieżny (stożkowy, koniczny). Zarówno jego rdzeń jak i otulina mają budowę zróżnicowaną. Od średnicy niespełna milimetra przy samym końcu rozszerzają się stopniowo, do półtora i więcej milimetra w części kołowrotkowej. Czyli, w drugą stronę patrząc, sznur się zwęża. Stąd jego oznaczenie literowe T od angielskiego tapered = zwężony, szpiczasty.
W toku używania końcówka sznura niszczeje, następuje jej wytrzepanie. Odcinanie części postrzępionej daje efekt do czasu. Potem już zmienia się wyraźnie ciężar tej części sznura, a więc i pogarsza się współpraca z wędziskiem, dobranym przecież wedle pierwotnej numeracji AFTM. Pozostaje natomiast długa nie zużyta część kołowrotkowa. A ona też kosztuje. Cena sznura sięga ok. 30 dolarów. Na życzenie wędkarzy zaczęto więc wytwarzać sznury podwójnie zbieżne. Coś jakby dwa złączone grubszymi końcami sznury typu T. 12 do 15 metrów to w przeciętnych warunkach długość najdalszych rzutów; każda więc z połówek doskonale spełnia zadanie. Taki kształt sznura jest obecnie najpopularniejszy. Oznacza się go symbolem DT (ang. double taper = podwójnie zwężony).
Tam jednak, gdzie chodzi o rzuty bardzo dalekie (zależy na nich głównie początkującym, pragnącym w ten sposób ograniczyć skutki głośnego zachowania), najlepiej sprawdzają się sznury maczugowe (przeciążone, torpedo). Szczegóły ich kształtu zależą od doświadczenia producenta. Najczęściej na odcinku 3 do 5 m znajduje się pogrubienie, przypominające kształtem bardzo wydłużoną maczugę lub torpedę (rys. 1).
1. Kształty sznurów muchowych
L (level) - cylindryczny, T (tapered) zbieżny albo koniczny, DT (double taper) - dwustronnie zbieżny, WF (weight forward) - maczugowy albo przeciążony, ST (shooting taper) - ,,stożek strzelecki", końcówka maczugowa; u dołu dwa sposoby wiązania przyponu: w pierwszym sznur się przekłuwa rozgrzaną igłą, przewleka żyłkę i owiązuje ją jak omotkę, w drugim - sznur się owiązuje podobnie jak haczyk (który też zresztą można w ten sposób mocować).
Bardziej stromy stożek znajduje się od strony muszki, łagodny - od strony kołowrotka. Ten rodzaj, oznaczony symbolem WF (ang. weight forward = ciężar naprzód), robi zawrotną karierę na Zachodzie, w wyniku gwałtownego narastania zainteresowania metodą muchową. Korzyść z dalekiego rzutu często jednak bywa zniesiona przez niemożność bezgłośnego (bez chlapnięcia) położenia muszki na wodę. Toteż doświadczeni wędkarze w większości używają sznurów DT. Do rzutów wyjątkowo długich używa się, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, sznurów typu Shooting Taper (symbol ST), co w dowolnym przekładzie oznacza stożek strzelecki. Jest to właściwie 10 m co najwyżej końcówka maczugowa, którą dowiązuje się do zwykłej żyłki, stawiającej najmniejszy. opór przy prześlizgiwaniu się przez przelotki.
Jak widać, kombinacji ciężaru, pływalności i kształtu może być bardzo wiele. Nie wszystkie jednak mają zastosowanie. Najbardziej wszechstronne, a przy tym najłatwiejsze i najprzyjemniejsze w używaniu, są sznury typu DT - F, czyli podwójnie zbieżne pływające. Można je polecić początkującym. Sznury maczugowe przydają się raczej w szczególnych sytuacjach, na przykład przy łowieniu boleni (duże odległości) albo pod silny wiatr. Pływające z końcówką tonącą - zwłaszcza w wodach spokojnie płynących i na niewielkich głębokościach. Podobnie rzecz ma się z tonącymi.
W zasadzie każda porządna firma oznacza swój wyrób zgodnie z przyjętą symboliką. Przykładowe oznaczenie wygląda następująco: DT-6-F, co oznacza: sznur podwójnie zbieżny, nr 6 w skali AFTM, pływający. Często jest także podany kolor, który ma jednak znaczenie drugorzędne. Dlatego decydując się na kompletowanie wyposażenia lepiej poszukać wyrobów firm specjalizujących się w tej produkcji: amerykańska Scientific Anglers SM, angielska Shakespeare, niemiecka DAM i francuska Mitchell. Nie znaczy to, że wszystkie inne wytwarzają buble. Decydując się jednak na tak drogi zakup lepiej trzymać się marek znanych. Z braku takiej należy zdać się na poradę kogoś bywałego.
Tak czy owak sznur powinien być w oryginalnym opakowaniu, nie pobrudzonym. Szczególnie dyskwalifikujące są widoczne na nim ślady tłuszczu oraz środków piorących i żrących (kwasów). Dobrze jeśli zawiera ono - tak jest zwykle z wyrobami amerykańskimi - pudełeczko z tzw. pielęgnatorem, czyli kremem służącym do czyszczenia sznura i przywracania mu właściwości utraconych w toku użytkowania.
Wyroby wielu firm są fabrycznie nawinięte na szpule o ostrych krawędziach. Do nawinięcia sznura na kołowrotek dobrze jest taką rozłożyć (zazwyczaj składa się ona z dwóch złączonych talerzyków) i przy pomocy drugiej osoby przenieść zwoje na zwiniętą gazetę (rys. 2). Później jedna osoba sznur odwija z tego rulonu, druga - nawija na szpulę kołowrotka.
2. Nawijanie sznura muchowego
1 - ze szpuli fabrycznej na zwiniętą gazetę, 2 - z gazety na kołowrotek.
Zwyczajowa długość sznura (ok. 30 metrów) nie wystarcza przy dalekich ucieczkach ryb gwałtownego temperamentu (boleń, pstrąg tęczowy, duży pstrąg potokowy). by zapobiec zerwaniu się zdobyczy z braku rezerwy, daje się podkład wypełniający (z angielska backing line), nawinięty na kołowrotek. Do niego dopiero przywiązuje się sznur. Najlepiej sprawuje się w tej roli plecionka z włókna syntetycznego, ale może również być czeski cienki sznur cylindryczny; to jedna z nielicznych rzeczy, do których on się nadaje. Z braku tego można użyć żyłki o przekroju 0,35.
Po każdej wyprawie trzeba sznur przejrzeć. Miękka otulina łatwo ulega uszkodzeniom wskutek np. owinięcia się i zaciśnięcia przyponu, wbicia haczyka, nastąpnięcia na kamieniach itd. Lekkie skaleczenia trzeba pozostawić bez naprawy, bo i tak na nic się nie zda. Poważniejsze zadry należy lekko posmarować obojętnym chemicznie klejem i zabezpieczyć omotką z bardzo cienkiego torsolu albo nici nylonowych wysnutych z damskiej pończochy. Przy obecnym stanie wód warto też po każdorazowym użyciu sznur zdjąć z kołowrotka, złożyć w luźne zwoje, przewiązać tasiemką i wyprać w ciepłej wodzie z mydłem albo delikatnie umyć namydloną gąbką i potem dobrze wypłukać.
Po sezonie sznur wysnuwa się z kołowrotka (nie pozwolić mu spadać ze szpuli zwojami), myje dokładnie i nawija na coś o dużej średnicy. Może to być rulon, podobny jak użyty do zdejmowania ze szpuli fabrycznej, tylko znacznie większy. W tym wypadku zsuwamy zwoje i przewiązujemy je miękką tasiemką (jedwabną), żeby się nie splątały. Można też luźnymi zwojami nawinąć na odpowiednio szeroką szpulę np. na obręcz koła od roweru. Pilnujemy się przy tym, by sznura nie skręcać. W kilku miejscach przewiązujemy tasiemką. Całość owijamy folią, aby uchronić przed zakurzeniem, i wieszamy w miejscu nie nasłonecznionym, o temperaturze pokojowej.
Przypon, podobnie jak sznur, odbiega od tego, z czym spotykamy się w metodach potocznych. Nie tylko stanowi on swego rodzaju zabezpieczenie, ale też zapewnia oddalenie przynęty od bardzo grubego i widocznego sznura, a także łagodne wygubienie średnicy. Jego długość zbliża się na ogół do długości wędziska, ale raczej jej nie przekracza; oznacza to mniej więcej 2,5 m. Na Zachodzie produkuje się przypony zbieżne, z jednego kawałka żyłki ścienionej - od dużej średnicy przy sznurze do o wiele mniejszej przy muszce. Za najlepsze uchodzą wykonane z żyłki Platil. Ich rodzaje oznacza się według średnic krańcowych:
1 × - 0,24 do 0,48 mm
2 × - 0,22 do 0,44 mm
3 × - 0,20 do 0,40 mm
4 × - 0,18 do 0,36 mm
5 × - 0,16 do 0,32 mm
6 × - 0,14 do 0,28 mm
7 × - 0,12 do 0,24 mm
Przypony z żyłki ścienionej mają często po kilka odnóżek do związania dodatkowych muszek. W Polsce dopuszczalne jest stosowanie tylko jednej. W naszej praktyce mamy do czynienia raczej z przyponami wiązanymi. Składają się one z kilku odcinków różnej grubości żyłek, połączonych węzłami zderzakowymi. Istotne jest zarówno następstwo średnic, jak i długości poszczególnych elementów. Kombinacje te zależą od kształtu i ciężaru sznura. Przykładową, o dość powszechnym zastosowaniu, można sporządzić według schematu:
Średnica żyłki (mm)/Długość odcinka (cm):
0,40/50 | 0,35/45 | 0,30/40 | 0,25/35 | 0,20/30 | 0,15/40 | 0,12/40
Wędziska muchowe (rys. 3) już na pierwszy rzut oka wyróżniają się umieszczeniem uchwytu kołowrotka na samym końcu, poniżej rękojeści. Ma on bowiem równoważyć całą resztę wędki. Jest to bardzo ważne wobec licznych wymachów, charakterystycznych dla metody. Z ich też powodu do najważniejszych cech wędziska należy jego ciężar wyrzutowy. Wyraża się go w jednostkach skali AFTM dla sznurów. Od wysnutego bowiem odcinka sznura pochodzi praktycznie cała siła, działająca na szczytówkę. Przypon się oczywiście w tej mierze nie liczy, muszka w większości wypadków - też nie. Przyjęło się rozgraniczać, że do klasy 8 mamy do czynienia z łowieniem lekkim, powyżej niej - z ciężkim.
3. Wędzisko muchowe
Długość wędzisk mieści się w przedziale od 2,2 do niespełna 3 m dla lekkich i od 3 do 4,2 m - dla ciężkich, łososiowo-trociowych. Z racji angielskiego rodowodu klasyfikacji oznacza się ją często w stopach. Wtedy odpowiednie przedziały wynoszą od 7 do 9 i od 10 do 14 stóp (ok. 30 cm). W naszych warunkach najlepiej sprawdza się na ogół długość od 2,5 do 2,7 m. Powyżej tego (czyli w klasie ponad 8 i przy długości przeszło 9 stóp) mamy raczej do czynienia z wędziskami dwuręcznymi. Ale nie zawsze. Anglicy i rzadziej - Amerykanie lubują się w długich, ponad 3-metrowych wędziskach jednoręcznych klasy do 8 AFTM. Zasłużenie dobrą opinią cieszą się 9-stopowe, klasy 5.
Akcja powinna być dobrana do temperatury wędkarza i ewentualnie uzupełniać jego braki umiejętności. Umiarkowana, o parabolicznym typie ugięcia wydaje się najwszechstronniejsza i odpowiednia do potrzeby wypoczynku i rozwijania opanowania, znamiennej dla większości wędkarzy, zmęczonych dzisiejszym tempem życia. Za najbardziej udane wędziska tego typu należy uznać muchówki firmy Mitchell z serii Composite. Niemniej nerwowiec powinien decydować się na akcję wolniejszą, która by łagodziła jego zbyt ostre ruchy; flegmatyk zaś - na sztywną, szybką, nie wprowadzającą dodatkowej zwłoki do jego spóźnionego zacięcia.
Ciężar wędziska ma także spore znaczenie, jeśli wziąć pod uwagę ciągłe operowanie oburącz. Przeciętnej jakości klejonka muchowa, wykonana przez dobrego fachowca krajowego, waży ponad 220 g. Tej samej klasy wędzisko, ręcznie sporządzone z najwyższej światowej klasy surowca przez amerykańską firmę Orvis, waży tylko 128 g. Nie bez znaczenia pozostaje - trzeba dodać - tworzywo rękojeści i uchwytu kołowrotka. Przede wszystkim jednak liczy się materiał części głównej: wędzisko klasy 6 - 7, długości 2,55 cm, wykonane z żywicy zbrojonej włóknem szklanym, waży około 140 g; takie samo z włókien borowych - nie więcej niż 80 g. Liczy się też ciężar przelotek. W muchówkach są one małe i na niskiej stopce. Nie zachodzi bowiem konieczność osiągania jakiegoś szczególnie bezoporowego wysnuwania sznura.
Należy mieć na względzie, że bardzo lekkie wędziska wymagają takich kołowrotków. W przeciwnym razie ta zaleta może stać się wadą. Toteż często właśnie koszt takiego kołowrotka ze specjalnych stopów skłania do rezygnacji ze zbyt lekkiego wędziska.
Przy wykonaniu tysięcy rzutów w ciągu dnia, często w niekorzystnych warunkach (pod wiatr), liczy się wreszcie opór powietrza. Stąd dąży się do wędzisk jak najcieńszych. Znane są zgoła niewiele grubsze od zapałki pełne muchówki klasy 2 z włókna węglowego. Dla tych, którzy łowienie traktują jako odprężenie, a nie życiową pasję, krajowe dwuczęściowe klejonki z powodzeniem jednak wystarczą. Dla korzystających z pociągów i autobusów wygodniejsze byłyby - wędziska teleskopowe. Produkują je wytwórnie nawet wielce tradycyjne, wrogo usposobione do niesprawdzonych nowinek. Angielska firma Hardy, na przykład, wypuściła wędziska muchowe typu smuggIer (= przemytnik), składające się z wielu części bardzo krótkich, a zatem niezwykle dogodne w transporcie. Są one jednak piekielnie drogie. Znacznie mniej kosztują teleskopowe muchówki firmy Shakespeare.
Na kołowrotek muchowy (rys. 4) nadają się wyłącznie konstrukcje o szpuli obrotowej. Nie do pomyślenia jest bowiem, by sznur mógł spadać zwojami jak żyłka. Choć w tej metodzie funkcja kołowrotka sprowadza się do zmagazynowania sznura, wyregulowania siły zacięcia oraz sygnalizowania wybierania sznura przez uciekającą rybę, musi on spełniać rozliczne wymagania.
4. Kołowrotki muchowe
a - zwykły, b - z naciągiem sprężynowym (poziomy).
O jednym wspomnieliśmy wyżej. To lekkość. Powinien równoważyć wędzisko tak, aby środek ciężkości znajdował się w tym miejscu rękojeści, za które wędzisk trzyma się najwygodniej. Normalnie ciężar dobrego kołowrotka muchowego nie powinien przekraczać 160 g. Współcześnie produkowane modele ze stopów magnezu i włókien węglowych schodzą z ciężarem poniżej stu gramów.
Konieczna jest obustronna obudowa szpuli. Ma ona na celu uchronienie od ześlizgiwania się z niej sznura. Składa się przeważnie z kilku pręcików połączonych pierścieniem i przymocowanych do tarczy osłaniającej podstawę. Szczeliny między szpulą i obudową nie powinny być większe niż średnica żyłki przyponu, czyli około 0,2 mm. Inaczej - może dojść do wkręcenia jej lub sznura, a tym samym i uszkodzenia.
Same szpule powinny być wymienne, z zapewnieniem możliwie szybkiego zdjęcia. Zazwyczaj uzyskuje się to dzięki zastosowaniu zatrzasku hebelkowego. Po jego odchyleniu można szpulę zsunąć z ośki.
Pożądane, by pierścień obudowy znajdował się pod tarczą szpuli. Pozwala to na ewentualne jej przyhamowanie palcem podczas holowania ryby. Miejsce wyprowadzenia sznura ze szpuli powinno być osłonięte rolkami lub pierścieniem z gładkiego twardego materiału. Dobrze, jeśli istnieje możliwość przeniesienia wyprowadzenia tak, by kołowrotek mógł służyć także leworęcznym.
Grzechotka, o dźwięku niezbyt głośnym (przyjemny mile przyjmowany), jest nieodzowna. Może zarazem stanowić hamulec. Pożądane, by była połączona z urządzeniem do regulowania siły przy zacinaniu i holowaniu ryby, tzw. moderatorem.
Jak widać, kołowrotki muchowe stanowią tylko odmianę zwykłych, ale dalece wyspecjalizowaną. Tak dalece, że z najwyższym trudem można do tego rodzaju łowienia dostosować któryś z modeli wyprodukowanych z myślą o innych metodach. I odwrotnie: także muchowymi trudno się posługiwać do innych celów. Chociaż, firma DAM swoje kołowrotki muchowe Quick 25 (klasa 5 AFTM, ciężar 130 g) zaleca jako nadające się również do metod gruntowych (przystawek).
Szczególną odmianę stanowią kołowrotki muchowe z naciągiem automatycznym (sprężynowym). Jego zadaniem jest nawijanie luźnego nadmiaru sznura podczas holowania ryby; sam do holowania na ogół nie służy (choć istnieją konstrukcje i to umożliwiające). Działanie jest proste. Wyciągając sznur wędkarz powoduje obracanie się szpuli. To przez system kół zębatych napina sprężynę spiralną taką jak w zegarku. Zapadka uniemożliwia powrót. Dopiero po naciśnięciu przycisku, umieszczonego przy stopce kołowrotka, cofa się ona. Sprężyna obraca szpulę tak długo, jak wędkarz nie puści przycisku. Istnieją modele pionowe (wertykalne), mocowane tak samo jak zwykły kołowrotek o szpuli ruchomej, oraz poziome (horyzontalne). Te drugie jak gdyby leżą na wędzisku (rys. 4).
Korzyści z kołowrotków automatycznych są na ogół umiarkowane. Duża ilość mechanizmów przysparza im ciężaru. Ważą przeważnie ponad 250 g. W niektórych rozwiązaniach po całkowitym nakręceniu sprężyny, co następuje po wysnuciu około 20 m sznura, szpula zostaje zablokowana. Przy długiej więc i energicznej ucieczce ryba może się zerwać. Najwięcej udogodnień technicznych oferują kołowrotki firmy Mitchell, modele 71Q (pionowy) 720 (poziomy). Poziome są na ogoł praktyczniejsze. Umieszczone tuz przy rękojesci nie męczą nadgarstka tak, jak tyle samo ważące pionowe. Łowienie na sztuczną muszkę ma cechy szczególne, z których wynika konieczność skompletowania wyposażenia dodatkowego (rys. 5).
5. Dodatkowe wyposażenie muszkarskie
a - podbierak z krótką rączką, b koszyk, c - kamizelka (naszywki filcowe
służą do wpinania muszek , które się chce mieć pod ręką).
Podbierak typu pstrągowego, przytroczony do paska, nie przeszkadza w poruszaniu się i operowaniu wędką. Pozostaje natomiast w każdej chwili pod ręką. Na ogół też wystarcza do wyjęcia ryby. Jedynie przy łowieniu z brzegu, i to źle dostępnego, trzeba uciekać się do innych sposobów lądowania zdobyczy.
Koszyk, choć wisi na pasku przełożonym przez ramię, też dobrze jest przytroczyć do paska, by się nie przesuwał. Służy do przechowywania złowionych ryb, a także większych drobiazgów, nie mieszczących się w kieszeniach.
Wodery, czyli długie buty sięgające powyżej kolan, umożliwiają zarówno brodzenie w wodzie, jak i poruszanie się po podmokłym brzegu.
Smar do sznura oraz płyn lub preparat w aerozolu do sztucznych muszek są potrzebne przy łowieniu powierzchniowym.
Kamizelka wędkarska o dużej liczbie kieszeni i z naszytym kawałkiem filcu lub futerka do wpinania muszek pozwala mieć mnóstwo potrzebnych drobiazgów pod ręką, chroniąc je przed zgubieniem, a zarazem nie krępując swobody ruchów.
Okulary polaryzacyjne bywają bardzo pomocne przy wypatrywaniu ryb, zwłaszcza pstrągów, w przezroczystej wodzie. Wygaszają bowiem odbicia światła od powierzchni, utrudniające przebicie się wzrokiem w głąb.
Muszki
Sztuczne muszki dzielą się na dwie zasadnicze grupy, różniące się zarówno w łowieniu, jak i w wykonaniu. Pierwsze to muszki suche, czyli pływające. Naśladują one owady w postaci dorosłej (imago), które bądź opadają na wodę strącone wiatrem, bądź przysiadają na niej w celu złożenia jaj. Utrzymanie się na powierzchni jest możliwe dzięki delikatnemu wykonaniu, na również delikatnym, cienkim haczyku. Wykorzystuje się tu zjawisko napięcia powierzchniowego oraz pęcherzyki powietrza zamknięte zwłaszcza w jeżynce, czyli kołnierzyku z piórek, najczęściej kogucich, otaczających główkę. Oba te czynniki działają dopóty, dopóki muszka jest także w potocznym znaczeniu sucha. Kiedy nasiąknie wodą, zaczyna tonąć. Trzeba ją zatem przesuszyć w powietrzu, za pomocą tzw. pustych wymachów. Aby zamakanie opóźnić, nasącza się ją olejem, najlepiej silikonowym, ostatnio coraz częściej sprzedawanym w roztworze aerozolowym.
Druga grupa to muszki mokre, czyli tonące. Naśladują bądź dojrzałego owada zatopionego, bądź - w wersji wyjątkowo ciężkiej - jego larwę, zwaną też nimfą. Nimfami zresztą nazywa się w muszkarstwie także muszki naśladujące inne organizmy wodne, np. kiełża zdrojowego. Swoistą odmianę stanowi tzw. streamer (z ang. = chorągiewka). Choć konstrukcyjnie odpowiada sztucznej muszce, ma naśladować nie owada, tylko rybkę. Wymaga sprzętu twardego; wędzisko powinno mieć akcję szczytową, sztywną.
Wszystkie muszki mokre sporządza się na haczykach masywniejszych, z łatwo nasiąkliwych materiałów, bez jeżynek. Miewają natomiast tzw. nóżki, czyli kilka promieni z miękkich i kosmatych części pióra. Jako przewiązki do tułowia używa się często drucików miedzianych lub mosiężnych. Nimfy obciąża się czasem drucikiem ołowianym.
Podstawowy zestaw muszek
Istnieje kilkaset podstawowych wzorów sztucznych muszek. Ich nazwy pochodzą zazwyczaj albo od owada, którego naśladują ,(np. Red Ant, co po angielsku oznacza Czerwona Mrówka), albo określają jakąś cechę wyróżniającą. Może to być element wyglądu (np. Red Tag - Czerwony Chwościk), nazwisko autora (np. Ritz Nymphe A NN - Nimfa Ritza A NN), rzeka, w której muszka wsławiła się skutecznością (np. Nymphe Gacka - Nimfa Gacki, znanej pstrągowej rzeki w Chorwacji). Muszki o tej samej nazwie, lecz wykonane przez różne wytwórnie, różnią się czasem znacznie. Znawcy bez trudu rozpoznają je z wyglądu. O ile, na przykład, wyroby angielskie czy francuskie cechuje zwiewność, delikatność, o tyle zachodnioniemieckie są przepierzone, bogate.
Kiedyś z kupowaniem sztucznych muszek sprawa była dość skomplikowana. Z wyrobów seryjnych pod uwagę można było brać co najwyżej muszki mokre. Co do reszty, to na solidny wybór i wysoką jakość można było liczyć tylko w regionach tradycyjnie wędkarskich, zwłaszcza w Małopolsce, gdzie dostawcami byli często doświadczeni muszkarze, wytwarzający je w domu. Toteż one kosztowały. Już samo to skłaniało do zajęcia się sporządzaniem tych przynęt we własnym zakresie. Teraz w ofercie sklepów wędkarskich można znaleźć praktycznie wszystkie możliwe rodzaje.
Ale dochodzi czynnik jeszcze bodaj istotniejszy. Muszka jest tym skuteczniejsza, im lepiej dostosowana do tego, co się właśnie nad wodą unosi i czego ryba w tej chwili poszukuje. Toteż nie należy do rzadkości kręcenie muszek już na łowisku, po zorientowaniu się, co figuruje w dzisiejszym jadłospisie (rybim). Dlatego samodzielne wykonanie muszek stanowi jedną z podstawowych umiejętności muszkarza.
Z opisu rzecz może wyglądać na szalenie skomplikowaną. Po skleceniu kilku pierwszych straszydeł chwyta się jednak, o co chodzi. Wkrótce zaś sporządzenie przeciętnej muszki zabiera niewiele ponad dziesięć minut. Niekoniecznie muszą to od razu być cacka dorównujące arcydziełkom jednego z naszych mistrzów, dr. Wojciecha Węglarskiego z Krakowa; jego zestaw sztucznych muszek, nadesłany w roku 1981 na doroczny konkurs Benson Hedges Fly Tying Competition, został uznany za najlepszy wykonany poza Wielką Brytanią, autorowi zaś dał drugie miejsce wśród 800 uczestników z całego świata. Wystarczy, jeśli nasze wytwory będą stanowiły imitację owadzią na tyle atrakcyjną, by łakomiły się na nią ryby.
6. Wyposażenie do wyrabiania sztucznych muszek
a - imadełko przykręcane do stołu, b - wkręcane, np. w deskę w płocie, c - do zakładania na kciuk, d - klamerka zaciskowa, e - nożyczki, f - pęseta, g - oprawka od długopisu, h - tarczka, i - zacisk do szpulki, sporządzony ze sprężystego drutu, odcinka plastikowego wkładu długopisowego i wypukłych guzików; obok wersja grzybka z możliwością regulacji docisku, j - budowa sztucznej muszki; 1 - ogonek, 2 - główka, 3 - przewiązka, 4 - tułów albo odwłok, 5 - jeżynka, 6 - skrzydełka, 7 - główka; nie wszystkie elementy występują we wszystkich modelach);
cyframi dużymi pokazano proporcje poszczególnych elementów w tego rodzaju muszkach (niektóre wyglądem odbiegają od pokazanej).
Jednym z podstawowych przyrządów (rys. 6) jest imadełko. Specjalne, firmowe ma szczęki zaciskane śrubą. Uchwyt można pochylać i obracać w poziomie i pionie, wysokość regulować, całość zaś bądź przykręcać do krawędzi stołu, bądź wbić np. w ścięty pień drzewa, który na łowisku zastąpi nam domowy warsztacik. Same szczęki powinny być zaopatrzone w delikatne radełkowanie. Ich powierzchnia, choć twarda, nie może kaleczyć powierzchni haczyka.
Na takie urządzenie (a jeszcze lepiej ich komplet: zwyczajne, z wszelkimi szykanami, i turystyczne) warto się szarpnąć. Ale można je też od biedy zastąpić małym imadełkiem majsterkowiczowskim, byle szczęki nie miały zbyt głębokich nacięć, mogących uszkodzić ostrze i zadzior haczyka. Do wykorzystania jest też wieczny ołówek o zacisku dwu lub czwór dzielnym. Trzeba tylko zmienić w nim sprężynę. Zwykła daje chwyt zbyt słaby, zwłaszcza gdy chodzi o muszki solidniejsze, wymagające silnego dociągnięcia nici.
Klamerkę zaciskową można przygotować samemu, ze sprężynującego drutu o średnicy około 3 mm. Wygodniej jest użyć materiału, który sprężystości nabiera dopiero po zahartowaniu. Przydaje się kilka klamerek o różnych kształtach i wielkościach szczęk.
Nożyczki powinny być ostre, o nie podgiętej ku górze części tnącej; tak więc odpadają raczej żonine od manicure.
Pęsety o ostrych szczypcach są do kupienia w sklepach ze sprzętem medycznym. Można też wykorzystać starą pęsetę dentystyczną.
Oprawki od długopisu trzeb mieć w dwóch wielkościach. Jedna, od długopisu z cienkim wkładem, posłuży do sporządzania muszek na haczykach o uszku bardzo małym. Druga, większa - do wiązania nici na nimfach lub innych muszkach wykonanych na haczykach o uszku dużym.
Zacisk do szpulki z prowadnicą przyda się zwłaszcza początkującym. Ułatwia precyzyjne nawijanie zwojów cienkiej nici, a ponadto chroni ją przed zabrudzeniem spoconymi palcami. Do wykonania samemu - z elementów pokazanych na rys. 6. Warto urządzenie wyposażyć w regulator docisku, jeden z grzybków umieszczając na śrubie wkręconej w ramię zacisku.
Tarczki, ułatwiające wykonanie główki, sporządza się z bristolu lub celuloidu - takiego jak używamy do sztywników przy kołnierzykach koszul. Różne średnice wewnętrzne i zewnętrzne; szerokości szczelin odpowiednie do grubości haczyków.
Buteleczka na szelak lub lakier różni się od pojemniczka na lakier do paznokci tym, że zamiast pędzla przetknięty jest kawałek stosiny pióra; nim się maluje lepiej.
Z materiałów największe bodaj znaczenie mają pióra, przede wszystkim szyjne koguta, w możliwie wielu kolorach. lm starszy, tym lepiej. Prócz tego szyjne pióra kury i siodłowe (z grzbietu) kury lub koguta. A ponadto - wszelkie, jakie zdobędziemy: z różnych części ciała i z różnego ptactwa - domowego, polnego, leśnego, egzotycznego. Warto poodwiedzać sklepy í ogrody zoologiczne. To, co tam się wyrzuca, dla nas może się okazać skarbem. Trzeba zdobyć przynajmniej jedno pióro pawie. Dobrze zaś mieć po parze skrzydeł
bażantów, kuropatw, gołębi, indyków, perlic, gęsi, kaczek.
Kolejny materiał to wszelkiego rodzaju sierść zwierzęca. Szczególnie warto mieć krecią. Można ją brać tylko z egzemplarzy padłych, gdyż gryzoń ten pozostaje pod ochroną. Dobrze też jest w miarę możności zbierać sierść z części ciała o różnym zabarwieniu. Niekoniecznie czysto naturalnym; na przykład owcza z miejsc zraszanych moczem cechuje się złocistym kolorem, nie tylko przydającym łowności muszkom typu Tups, ale także wybitnie trwałym. Ma to duże znaczenie, jeśli wziąć pod uwagę warunki używania tych przynęt: woda i słońce.
Niejako uzupełnieniem zestawu sierści będą wyczeski mohairowe wszystkich możliwych odcieni i kolorów. Haczyków muchowych - im więcej typów, tym lepiej. Co do wielkości, to najczęściej przydaje się nr 12. Ale trzeba też mieć mniejsze, nawet do nr. 18, i większe - do nr. 8. Różne też powinny być grubości; uszka - skierowane i do środka i na zewnątrz.
Kolejna grupa to nici. Przede wszystkim cienkie typu Torsol (można zastąpić wysnutymi z damskiej pończochy), a także jedwabne lub stylonowe w różnych kolorach. Im więcej odcieni w każdym z nich, tym lepiej. Konieczne są brązy, beże, zielenie, żółcie, czerwienie oraz różne rodzaje popielatych i szarych. O równie bogaty zestaw barw warto zadbać w wypadku nici bawełnianych, też przydatnych. Wreszcie - druciki miedziane i mosiężne o średnicy 0,2 mm i mniejszej. Do sklejania będziemy używać szelaku lub szybkoschnącego lakieru bezbarwnego.
Prosta nimfa
Haczyk z uszkiem skierowanym do środka mocujemy w imadełku, chwytając za łuk kolankowy (rys. 7). Około 40 cm odcinek cienkiego Torsolu lub nici z damskiej pończochy - będzie to tzw. nić prowadząca albo główna - nawijamy kilkoma zwojami w prawo (zgodnie z ruchem wskazówek zegara) i robimy na niej pętlę, którą zakładamy na trzonek i zaciskamy. Następnie robimy i zaciskamy na trzonku jeszcze dwie lub trzy pętle. Czynność tę ułatwi oprawka długopisowa. Trzonek i nawiniętą nić smarujemy maleńką ilością szelaku. Wystarczy kropelka na ostrzu igły.
7. Sporządzanie prostej nimfy
Na górę trzonka kładziemy około 1 cm kawałek czerwonej nitki bawełnianej, tak aby kilka milimetrów wystawało poza początek łuku kolankowego, tworząc tzw. ogonek. Od miejsca zetknięcia się nitki z początkiem łuku nawijamy, w kierunku uszka haczyka, nić prowadzącą: trzy zwoje (zawsze w prawo) - i jedna pętla zaciśnięta. Po pokryciu zwojami nici prowadzącej całego przylegającego do trzonka odcinka nici bawełnianej całość smarujemy cienką warstwą szelaku i czekamy kilka minut, aż podeschnie.
W kierunku do łuku kolankowego, rozpoczynając 1 - 2 mm poniżej uszka, układamy dwa lub trzy pojedyncze promienie pawiego pióra, w ten sposób, by ich koniec oderwany od stosiny znajdował się przy uszku. Przytwierdzamy je do trzonka haczyka, owijając nicią prowadzącą, zwojami w prawo, od uszka do łuku kolankowego. W miejscu zetknięcia się z jego początkiem formujemy trzy pętle, zaciskamy je i wracamy w kierunku uszka, nawijając nić stale w prawo. Wykonujemy dwie lub trzy pętle i zaciskamy je.
W miejscu oddalonym o około 1 mm od początku łuku kolankowego nawijamy ciasno, zwój przy zwoju, jakbyśmy mocowali omotkę, cienki drut miedziany. Dochodzimy z nim na odległość 2 mm od uszka i wracamy do łuku kolankowego, ale nawijanie tej warstwy kończymy o jeden czy dwa zwoje wcześniej. Tak nawijamy trzy warstwy, uzyskując schodki tym mniej wyraźne, im cieńszy jest drut. Jeśli rozporządzamy bardzo cienkim, np. ze starych silniczków elektrycznych, możemy pokusić się o nawinięcie jeszcze jednej warstwy. Po zakończeniu drut ucinamy. Na miejsce, w którym to wypadło, nakładamy kilka zwojów nici prowadzącej. Wykonujemy dwie lub trzy pętle i zaciskamy je, a na wszystko razem nakładamy lakier.
Kiedy wyschnie, raz przy razie nawijamy trzy promienie pawiego pióra. Zwoje muszą przylegać do siebie ciasno. Jeśli mamy z tym trudności, umocowujemy je do korpusu (utworzonego ze zwojów drutu) pojedynczymi pętlami nici prowadzącej. Tak dochodzimy do początku promieni. Teraz oba lub wszystkie trzy - końce promieni chwytamy w klamerkę i pozwalamy jej zwisnąć swobodnie. O ile jest odpowiednio ciężka, naciągnie je wystarczająco mocno. My zaś, mając obie ręce wolne, będziemy mogli dokończyć ich mocowania za pomocą kilku pętli nici prowadzącej, zabezpieczonych kropelką szelaku lub lakieru. Wystające końce odcinamy nożyczkami lub żyletką i zakrywamy jedną lub dwiema pętlami nici prowadzącej.
Z szyjnego pióra kury domowej lub młodego koguta (powinno mieć 3,5-4 cm długości) odrywamy lub żyletką odcinamy połowę promieni, obojętne którą. Przeciągając pozostałą między palcami rozdzielamy promienie. Pętlami mocujemy piórko grubszą częścią stosiny do trzonka haczyka w takiej odległości od uszka, aby mieć jeszcze miejsce na nawinięcie główki, czyli tuż przy końcu korpusu. Długość promieni nie powinna przekraczać połowy jego długości. Najlepiej, żeby była bliska jednej trzeciej. Wystający koniec stosiny obcinamy, pętle zaciskamy i nasycamy szelakiem. Po jego wyschnięciu owijamy trzy razy w prawo. Jeżeli promienie są gęste, wystarczą dwa nawinięcia. Powstała w ten sposób jeżynka nie może być zbyt gęsta. Utrzymywałaby bowiem pęcherzyki powietrza, co spowodowałoby powolne opadanie nimfy.
Trzema pętlami nici prowadzącej, dobrze zaciśniętymi i wzmocnionymi kroplą szelaku, kończymy mocowanie jeżynki. Kiedy wyschnie, całą kładziemy palcami w kierunku ogonka i dociskamy tarczką, którą następnie przytrzymujemy palcami lewej ręki. Prawą nawijamy w tym czasie nić główną, od uszka, ściśle do płaszczyzny tarczki, tak długo, aż uzyskamy kształt główki: grubej przy tułowiu, cieńszej przy uszku. Regulujemy to długością poszczególnych warstw i liczbą spoczywających na sobie zwojów. Kończymy wykonaniem kilku pętli tuż przy uszku i zalaniem całości szelakiem.
Koniec nici prowadzącej odcinamy tuż przy pętli żyletką - ostrożnie, by nie uszkodzić zwojów. Po wyschnięciu szelaku nimfa jest gotowa. Wystarczy zdjąć tarczkę i zwolnić szczęki imadła.
Przyglądamy się jej uważnie. Można jeszcze naprawić niektóre błędy: przycinając ogonek, rozdzielając sklejone szelakiem promienie jeżynki itd. Niektórych z tych poprawek łatwiej dokonać umieściwszy muszkę z powrotem w imadełku.
Po sporządzeniu kilku nimf, na różnej wielkości haczykach i z różnych kolorów piór, można nabrać pewnej wprawy w wykonaniu poszczególnych elementów. Będą się one powtarzały. Zawsze tak samo będziemy mocować nić prowadzącą (główną), zawsze tak samo umocujemy ogonek - niezależnie od tego, czy ma być z nici, wełny, promieni pióra czy sierści. Jeżeli muszkę zaopatrujemy w przewiązkę, przymocowujemy ją równocześnie z ogonkiem, a nawiniemy po wykonaniu tułowia.
Sucha muszka skrzydełkowa
Haczyk z cienkiego i sprężystego drutu mocujemy w imadełku. Szczególną uwagę zwracamy na takie ułożenie go w szczękach, by nie uszkodzić grotu i zadziora. Przy grubych i solidnej budowy haczykach nimfowych nie było to takie istotne. Zakładamy nić prowadzącą i ogonek z trzech twardych pojedynczych promieni odciętych z siodłowego lub dużego szyjnego pióra koguta, w kolorze jeżynki (rys. 8). Ważny jest sposób ich umocowania. Nie mogą się rozchodzić ani pozostawać sklejone. Poza haczyk (od miejsca, w którym przestają się z nim stykać) powinny wystawać o jedną do półtorej długości trzonka, liczone od łuku kolankowego do uszka włącznie.
8. Sporządzanie suchej muszki skrzydełkowej .
a - kolejność czynności, b - sposób wycięcia i złożenia fragmentów pióra na skrzydełka,
c - ułożenie końcówki piór szyjnych koguta jako skrzydełek. d - przedzielenie wzdłuż stosiny i wycięcie promieni pióra przeznaczonego na jeżynkę, e - muszka gotowa.
Mając już zmontowaną nić prowadzącą i ogonek przymocowujemy przewiązkę. Będzie nią 10 cm odcinek nici, w tym wypadku koloru złotego, lub zastępującego ją półmilimetrowego paska złotej folii. Mocujemy ją nicią prowadzącą, poczynając około 3 mm od łuku koIankowego i owijając w jego kierunku. Zaciskamy pętlę i pozostawiamy przewiązkę zwisającą swobodnie w kierunku ogonka.
Kolej na odwłok. Wykonujemy go z jedwabnej nici koloru jasnoczerwonego. Przed dobraniem dobrze jest przeprowadzić próbę koloru po zamoczeniu. To bardzo istotne, bo większość po nasiąknięciu wodą ciemnieje. Stąd muszki stare, wypłowiałe w słońcu, stają się z czasem bardziej łowne niż świeżo sporządzone. Można także na tułów użyć kosmyka wyczesków mohairu. Materiał mocujemy nicią prowadzącą tak samo, jak to uprzednio uczyniliśmy z ogonkiem i przewiązką i w tym samym miejscu. Z jednego punktu zatem wychodzą i są jednakowo skierowane: ogonek, przewiązka i materiał na odwłok.
Ten ostatni nawijamy teraz zwój przy zwoju, od lewej do prawej. Długość odwłoka jest uzależniona od długości trzonka. Zazwyczaj stanowi jej trzy czwarte, nie licząc uszka. Powinna jednak pozostawać także w odpowiedniej proporcji do całości. Jej uchwycenie zaś następuje dopiero po wykonaniu kilkunastu egzemplarzy. Nie przejmujmy się jeśli za pierwszym razem się nie powiedzie. Sporządzenie sztucznych muszek to nie rzemiosło. Jeśli już to artystyczne; a nawet sztuka.
ldealny jest kształt wrzeciona, taki bowiem ma większość owadzich odwłoków w naturze. Możemy to uzyskać albo przez umiejętne schodkowe nałożenie kilku warstw zwojów - jeśli używamy nici bardzo cienkich, albo przez ściślejsze nawijanie przy końcach - jeśli stosujemy wyczeski mohairu. Przy dużej wprawie pożądany kształt nadaje się przez połączenie obu metod. Mocowanie tułowia kończymy pętlą nici prowadzącej.
Teraz nawijamy przewiązkę - spiralnie, od lewej ręki do prawej. Odstępy między poszczególnymi zwojami muszą być proporcjonalne do wielkości tułowia, ani za małe, ani za duże. Aby to osiągnąć, przewiązki nie mocujemy od razu, tylko chwytamy ją klamerką zaciskową i sprawdzamy. Jeżeli zwoje wypadły nie takie jak trzeba, odwijamy je i nawijamy ponownie. Dopiero gdy znajdą się w odpowiednich odległościach, kończymy ten etap przez zaciśnięcie na przewiązce kilku pętli nici prowadzącej. Kropelka (jak najmniejsza) szelaku nada większą trwałość.
Mamy teraz chwilę na przygotowanie skrzydełek. Można ze zlepionych promieni, wyciętych z lotek lub sterówek; można - co daje też niezły efekt - z końcówek delikatnych piór kogucich. W pierwszym wypadku wyszukujemy dwie symetryczne lotki i wycinamy z nich po dwa kawałki promieni o kształcie przyszłych skrzydełek, jak to widać na rys. 8. Składamy je razem tak, aby strony wypukłe przylegały do siebie. Uzyskamy dzięki temu odchylenie się ich na zewnątrz, na podobieństwo prawdziwych skrzydełek owadzich. Chwytamy je
palcem wskazującym i kciukiem lewej ręki. Przykładamy do trzonka haczyka z nawiniętym nań korpusem i przewiązką tak, aby podstawa wypadała dokładnie przy końcu odwłoka. Nicią prowadzącą, trzymaną w prawej ręce, owijamy skrzydełka wraz z trzonkiem i zaciskamy ją w pętle.
Przez cały czas trzymamy skrzydełka lewą ręką. Wolno puścić dopiero wtedy, gdy mamy pewność, że nić prowadząca trzyma mocno i nie rozluźni się. Wskutek zaciśnięcia pętli nastąpiło przewiązanie skrzydełek w jednym punkcie, tuż przy końcu odwłoka. Jego ścianka podpiera je z jednej strony (od strony łuku kolankowego), a pętla nici prowadzącej ogranicza z drugiej (od uszka). W ten to sposób nastąpiło wachlarzowate rozłożenie się ich płaszczyzny. Ułożenie można jeszcze poprawić dalszymi zwojami nici prowadzącej: pochylenie do przodu (w kierunku uszka) - przez nawinięcie zwojów od strony łuku kolankowego; rozchylenie na boki - prowadząc zwoje na krzyż między skrzydełkami, itd. Ponieważ jednak muszka ma nie tonąć, zwojów tych nie może być zbyt wiele. Niepotrzebnie obciążają one i pogrubiają całość. Uzyskanie właściwego efektu jest kwestią praktyki.
W podobny sposób postępujemy w wypadku drugim - używając na skrzydełka końcówek piór kogucich. Te jednak mocujemy od razu pionowo, rozchylone w kształt litery V.
Jeżynkę sporządzimy z brązowego szyjnego pióra koguta. lm starszy, tym lepiej, bo promienie łatwo się oddzielają; są twarde i sztywne, a więc skuteczniej utrzymują muszkę na powierzchni. Piórka wzięte z wyższej części szyi, bliżej głowy, są odpowiedniejsze do wykonania małych muszek - nawet na haczykach nr 20. W praktyce jednak rzadko używa się mniejszych niż nr 18.
Jeśli zależy nam na artyzmie, to ostrym nożem lub żyletką dzielimy stosinę piórka wzdłuż. Jedno wystarczy wówczas na dwie jeżynki. Każda z nich zaś będzie wyjątkowo dokładnie owinięta na trzonku korpusu. Konstrukcja takiej muszki stanie się daleko lżejsza i delikatniejsza. Promienie połówki pióra przycinamy w sposób pokazany na rys. 8. Mocną pętlą mocujemy początek stosiny. Jej koniec chwytamy klamerką zaciskową i delikatnie lecz stanowczo napinając nawijamy ją na wolny odcinek trzonka między skrzydełkami a uszkiem. Zwoje nie mogą być zbyt gęste ani zbyt rzadkie. Jeden lub dwa można wykonać między skrzydełkami a korpusem. Znacznie to poprawi stateczność muszki.
Kiedy jeżynka jest już gotowa, pozostawiamy stosinę naciągniętą klamerką zaciskową i przytwierdzamy do trzonka pętlami. Muszą być szczególnie mocne i dobrze zaciśnięte. Dla wzmocnienia dajemy maleńką kropelkę szelaku.
Po jego wyschnięciu czeka nas ostatni etap: wykonanie główki. Nić prowadzącą nawijamy na ostatni wolny odcinek trzonka, podobnie jak to czyniliśmy przy formowaniu korpusu. Kończymy kilkoma mocnymi pętlami. Główkę kilkakrotnie pokrywamy szelakiem lub lakierem. Suchą muszkę bez skrzydełkową wykonuje się tak samo, pomijając tylko - rzecz jasna - same skrzydełka.
Mokra muszka skrzydełkowa
Rozpoczynamy od nici prowadzącej. Następnie wiążemy ogonek, nawijamy przewiązkę (jeśli jest przewidziana) i korpus (odwłok, tułów). Na skrzydełka przyjdzie kolej po jeżynce. Ją samą sporządzamy z pióra kury. Nie dzielimy go wzdłuż stosiny, tylko nawijamy na trzonek haczyka tak, by promienie naturalnie wyginały się w stronę łuku kolankowego. Przytwierdzamy jeżynkę dwukrotnie, mocną pętlą. Palcem wskazującym ujmujemy ją, spłaszczamy i zsuwamy w dół. Stale trzymamy przy tym tak, aby jej dwie trzecie wciąż się znajdowało poniżej poziomu trzonka - tak jak to byłoby widać z boku. Kilkoma pętlami nadajemy jej kształt pokazany na rys. 9.
9. Sporządzanie mokrej muszki skrzydełkowej (obok pokazany sposób złożenia skrzydełek)
Jak widać, znikła jeżynka, pojawiły się natomiast nóżki. Będą one wystawały spod skrzydełek, do których wykonania przystępujemy teraz, odczekawszy tylko aż wyschnie kropelka szelaku wzmacniająca pętlę.
Wycięte z lotek lub symetrycznych sterówek dwa (a nie po dwa, jak przy muszkach suchych) skrzydełka składamy odwrotnie: nie powinny się rozchodzić, tylko zwracać stronami wklęsłymi do siebie. Trzymając je stale między palcem wskazującym a kciukiem lewej ręki przykładamy do korpusu od góry. Pętlę musimy założyć nie tuż przy nim, jak przy muszce suchej, lecz o włos dalej - tak by krawędź odwłoka nie spowodowała podniesienia skrzydełek do góry, do czego by doszło, gdyby oparły się o nią. Jeśli dobrze dobraliśmy odległość, po przytwierdzeniu pętlą ułożą się tak, jak pokazano na rysunku. Jeszcze tylko pętle i szelak, potem główka, pętle i szelak, i mokrą muszkę skrzydełkową można wyjąć z imadła.
Nimfa z zaczątkiem skrzydełek
Wykonujemy ją tak jak nimfę zwykłą, z niewielkimi tylko zmianami (rys. 10). Cienką pojedynczą warstewkę drucika pokrywamy nicią, mającą być tworzywem korpusu (odwłoka), tylko do miejsca, w którym ze skórki (wylinki) będą wystawać zaczątki skrzydeł. Zatrzymujemy się, wykonujemy pętlę nici prowadzącej i kładziemy skrzydełka. Można je wyciąć z pióra dowolnego rodzaju, byle było dobrane kolorystycznie. Przedtem zawsze przykładaliśmy skrzydełka pionowo. Teraz kładziemy je poziomo. Część, która ma być przytwierdzona nicią prowadzącą, jest skierowana w stronę uszka.
10. Sporządzanie nimfy z zaczątkiem skrzydełek
Przytwierdzamy skrzydełka dwiema lub trzema pętlami. Nawijamy korpus dalej, aż do miejsca założenia jeżynki. Kończymy, nawijając kilka pętli. Skrzydełka przekładamy z lewej strony na prawą, jakbyśmy przewracali kartkę w książce. Przytrzymujemy je palcem wskazującym i kciukiem prawej ręki. Lewą zaś skrzydełka i znajdujący się pod nimi trzonek owijamy nicią. Zaciskamy ją, puszczamy skrzydełka i sprawdzamy, czy są poprawnie wywinięte. Obciążamy nić klamerką zaciskową. Palcem wskazującym i kciukiem lewej ręki chwytamy trzonek wraz ze znajdującymi się na nim skrzydełkami. Prawą rękę mamy wolną, łatwiej więc będzie teraz dociągnąć nić i założyć pętlę. Korpus gotowy, skrzydełka również.
Nóżki powstają tak jak przy muszce mokrej - z jeżynki. Tyle że w tym typie jest ona bardzo skąpa. Nimfa bowiem powinna szybko opadać. A tu zazwyczaj pod zaczątkiem skrzydełek pozostaje maleńki pęcherzyk powietrza. Działa jak spadochron.
Podane powyżej przepisy nie wyczerpują całości tematu. Stanowią jednak jakiś punkt wyjścia do sporządzania muszek z zestawu podstawowego, przedstawionego w tabeli. Różni autorzy zgodnie potwierdzają, że po tuzinie rodzajów much - suchych i mokrych - w zupełności wystarczy. Z każdego powinno się mieć przynajmniej po trzy sztuki. W pudełeczku zatem powinno się ich znaleźć siedemdziesiąt dwie. Jeśli będzie więcej - tym lepiej.
Wykazu materiałów przedstawionych w tabelce nie należy uważać za zbiór zamknięty, nienaruszalny. Raczej przeciwnie; bez poszukiwań nie byłoby rozwoju. Dobierając tworzywa zastępcze trzeba jednak mieć na względzie, że ważne jest nie to, jak muszka wygląda na stole, tylko jak się przedstawia w wodzie (lub na jej powierzchni, ale widziana od dołu). A to nie to samo. Można białą sierść zafarbować tak, by na sucho nie różniła się od brązowej. Ale czy będą równie podobne po zamoczeniu? Łatwo znaleźć folię plastikową do złudzenia przypominającą rafię. Tyle że jest nieprzemakalna i w wodzie będzie się zachowywać zupełnie inaczej niż nasiąkliwe tworzywo naturalne. A jeszcze liczy się zdolność do zatrzymywania mikroskopijnych pęcherzyków powietrza, pochłaniania i załamywania promieni słonecznych i wiele innych czynników. Ostatecznej odpowiedzi, czy próba zastąpienia jednych materiałów drugimi się powiodła, udzielą zawsze ryby.
Łowienie
Podstawowe zasady zestawiania wędki zostały podane wcześniej. Trzeba do nich wnieść poprawki na warunki łowienia. Z racji nakładów, jakich wymaga zaopatrzenie się w sznur, do niego będziemy dopasowywać wędzisko, a nie odwrotnie. Normalnie przyjmuje się zasadę zgodności ciężaru, wyrażonego w jednostkach AFTM. Czasami dane katalogowe zawierają także typ sznura, odpowiedni dla danego wędziska (tonący, pływający, zbieżny, maczugowaty).
Dane dotyczą jednak rzutów zwykłych. Jak pamiętamy, skala AFTM odnosi się do pierwszych dziewięciu metrów. Przy rzutach dalszych na szczytówkę działa dłuższy, a więc i cięższy odcinek sznura. Jeśli więc przewidujemy, że będą przeważać rzuty na odległość ponad 12 m, należy dobrać wędzisko o jedną klasę cięższe. Przy jeszcze dłuższych, ponad 15 m - nawet o dwie. Także do sznura tonącego lub z tonącą końcówką należy dobierać wędzisko o jedną - dwie klasy cięższe. Chyba że jest ono do takiego typu dostosowane, co wynika ze wspomnianego wyżej oznaczenia katalogowego.
Przy łowieniu na mokre muszki (także nimfy) w bystrym nurcie akcja wędziska powinna być znacznie sztywniejsza niż przy suchej muszce w wodzie spokojnej. Hamulec ustawia się w granicach od połowy do trzech czwartych wytrzymałości końcowego odcinka przyponu. Dokładniej trzeba to ustalić w zależności od szybkości prądu, siły zacinania (uwzględnić akcję), rodzaju ryby (zwłaszcza twardości wargi), jakości przelotek, ostrości haczyka. Co kilkadziesiąt rzutów warto sprawdzić, czy hamulec się nie rozregulował.
Najprostszym sposobem podania przynęty jest rzut prosty (rys. 11). Trzeba się upewnić, czy za i nad nami pozostaje wystarczająco dużo przestrzeni. Stajemy twarzą w kierunku rzutu. Wysnuwamy sznura tyle, by poza przelotkę szczytową wychodziło dwa razy tyle co długość wędziska. Układamy go - o ile to możliwe - w prostej linii przed sobą. Łokieć ręki trzymającej wędzisko przylega do boku. Ono samo przyjmuje pozycję poziomą, czyli godzina 9. Stale zwiększając szybkość przenosimy je, ruchem samego tylko nadgarstka, do pionu (godzina 12). Jednocześnie drugą ręką wyciągamy z kołowrotka pół metra sznura, (ale nie pozwalamy temu odcinkowi wejść w przelotki, tylko utrzymujemy go na wyprostowanej ręce. Gdy sznur zatoczy nad głową pętlę, odczekujemy. Nie za krótko, gdyż doprowadzi to do szkodliwego strzału (jak z bicza). Nie za długo, by nie dopuścić do równie niepożądanego opadnięcia sznura na ziemię. Powinien tylko wyprostować się za plecami, napinając nieco szczytówkę.
11. Kolejne fazy rzutu sztuczną muszką
a - linka, jaką zakreśla koniec wędziska.
Wówczas, znów stale przyspieszając, wykonujemy ruch przeciwny do położenia godzina 9. Nieco przed jej osiągnięciem na chwilę zatrzymujemy, a nawet nieznacznie podrywamy wędzisko. Dzięki temu powinniśmy uzyskać wyprostowanie, przyponu. Tuż przed ostatecznym zatrzymaniem wędziska zwalniamy zapas sznura wysnuty podczas ruchu do tyłu. Osiągamy przedłużenie rzutu. Łącznie z długością przyponu - około 8 metrów; na początek wystarcza. Jeśli jednak chcemy rzut jeszcze przedłużyć, to po wyprostowaniu sznura w przodzie, ale przed opadnięciem, wykonujemy ponowny wymach do tyłu (godzina 12). Podczas odrzucania wyciągamy następny odcinek sznura. Zwolnimy go przed zatrzymaniem wędziska w poziomie - już po kolejnym wymachu w przód.
Aby uniknąć niepożądanego uderzenia sznura w wędzisko, podczas ruchu do góry nieznacznie je odchylamy na siebie. Tak więc przy tym ruchu szczytówka zatacza nieznaczny łuk. Przy powrotnym natomiast wraca po prostej, z lekkim zakłóceniem w chwili przytrzymania (rys. 11). Pierwsze ćwiczenia należy przeprowadzać bez muszki, z dowiązanym zamiast niej strzępkiem wełny, i na trawie. Dopiero opanowawszy podstawowe ruchy i wyczuwszy rytm można się przenieść nad wodę i zawiązać już prawdziwą muszkę.
Z braku miejsca nad głową oraz w wypadku konieczności posłania muszki pod nisko zwisające gałęzie trzeba się uciec do rzutu poziomego. Etapy są takie same jak w prostym, tyle że wędzisko porusza się w płaszczyźnie poziomej. Sznur wypuszcza się najpierw na powierzchnię wody, a potem dopiero unosi z niej przez energiczne poderwanie szczytówki.
Kiedy i za nami nie ma miejsca na odrzucenie sznura, pozostaje jeszcze rzut rolujący. Sznur wypuszczamy z prądem wody i czekamy aż lekko się napnie. Wówczas powoli odchylamy wędzisko do pozycji godzina 13. Następnie energicznie, ruchem kolistym, wykonujemy coś w rodzaju uderzenia o wodę. Zatrzymujemy jednak szczytówkę w takim momencie, by nie dotknęła powierzchni. Sznur powinien potoczyć się pętlą po wodzie (rys. 12). Mistrzowie tej techniki potrafią sprawić, że w ogóle nie dotyka on lustra.
12. Rzut rolowany
Umiejętne łączenie wszystkich tych technik umożliwia podanie przynęty w najbardziej nawet skomplikowanych warunkach. Początkowo jednak rzucamy na odległość do mniej więcej 8 m. Rzuty dalsze, jeśli mają być celne i ciche oraz zapewnić delikatne osiadanie muszki na wodzie jako pierwszej z całego zestawu (potem dopiero przypon, na końcu sznur), wymagają wieloletniej wprawy.
Przynętę adresujemy zawsze do stanowiska ryby - wykrytego lub domniemanego. Puszczanie jej ot, tak sobie, a nuż coś ją wypatrzy i chwyci, jest w tej metodzie szczególnie nieprzydatne. Może to zresztą jeden z powodów, dla których jej użyteczność ogranicza się do ryb typowo stanowiskowych, jak pstrąg i Iipień. Postępowanie po zarzuceniu zależy od rodzaju muszki i kierunku rzutu.
Muszkę suchą staramy się posadzić na powierzchni wody szczególnie delikatnie. Niech do złudzenia przypomina owada składającego właśnie jajeczka lub - w najgorszym razie - strąconego przez wiatr. Pozwalamy jej spłynąć swobodnie, dokładnie z szybkością nurtu. Wszelkie brużdżenie wody wskutek przytrzymania lub przyspieszanie muszki powoduje zanik zainteresowania ryb. Po przepuszczeniu nad stanowiskiem delikatnie choć energicznie podrywamy ją w powietrze i wykonujemy kilka pustych wymachów (czyli utrzymując stale muszkę w powietrzu), aby otrząsnąć kropelki wody przed kolejnym położeniem na wodę. Nie robimy tego bezpośrednio nad miejscem żerowania ryby, lecz w odległości co najmniej 1,5 m.
Działanie muszki mokrej ogranicza się przeważnie do kilku centymetrów pod powierzchnią wody. Zdarza się jednak też, że ryby żerują znacznie głębiej. Tak czy owak powinna ona tonąć, i to natychmiast po opadnięciu. Jeśli nie zanurzy się sama, musi to szybko spowodować łowiący - np. energicznie podciągając ją ku sobie. Potem trzeba prowadzić ją tak, by przypominała owada bądź strąconego i unoszonego przez nurt, bądź jeszcze nie znającego lotu.
Nimfy, ten szczególny rodzaj muszek mokrych, nie zawsze powinny biernie spływać z prądem. Ich naturalne pierwowzory raz znajdują się przy dnie, kiedy indziej unoszą się masowo, by się przekształcić w poczwarki, w dorosłe zaś owady przeobrażają się tuż pod powierzchnią. Wszędzie są w swoim środowisku. Wszędzie żyją, w odróżnieniu od owadów dojrzałych, które w wodzie częściej znajdują się już martwe. Toteż nimfy sztuczne trzeba umiejętnie prowadzić: podrywać, to znów przytrzymywać. Niech do złudzenia przypominają żywe larwy. Podobnie łowi się na streamery. Sposób ich prowadzenia bardziej nawet przypomina spinningowanie. Przynęta bowiem ma naśladować ruchy rybki. Zagorzali zwolennicy czystej postaci sztucznej muszki nie bez pewnej racji uważają takie łowienie za nie w pełni muszkarskie. Takie same zastrzeżenia żywiono zresztą w stosunku do nimf.
O ile przytrzymanie mokrej muszki w nurcie raczej niweczy szanse na branie, o tyle streamer, jeżeli tylko umieści się go we właściwym miejscu (najlepiej poniżej przeszkody wodnej), wcześniej czy później zostaje zaatakowany, a to dzięki drganiom, w jakie wpada pod wpływem prądu wody.
Kierunek rzutu, określony w stosunku do nurtu, ma istotne znaczenie dla sposób prowadzenia przynęty. Rozpatrzymy to najpierw dla łowienia z wody (czyli brodzenia), gdyż wtedy istnieje pełna swoboda wyboru.
Łowienie z prądem jest ulubioną metodą nowicjuszy i muszkarzy bardzo doświadczonych. Pierwszych pociągają ułatwienia, jakie ofiaruje ta technika. Jest najbardziej uniwersalna: można się nią posłużyć przy muszce suchej i mokrej, a także przy streamerze. Rzuca się do celu umiejscowionego poniżej łowiącego. Prąd wody napina zestaw, co niweczy wpływ ewentualnych błędów prowadzenia. Łowi się bowiem bez pośpiechu, popuszczając sznur z kołowrotka lub z ręki. Bez trudu przepuszcza się więc przynętę przez znaczny odcinek rzeki. Kontakt z rybą jest bezpośredni.
Drudzy natomiast nie tylko wiedzą już o niedogodnościach, o których przekonują się w miarę nabierania doświadczenia, ale także nauczyli się je omijać. A wady są istotne: wędkarz jest dobrze widoczny dla ryby, ustawionej przecież zawsze głową pod prąd, a więc w jego kierunku; płoszy ją nie tylko swym widokiem, ale też mącąc przy brodzeniu wodę powyżej jej stanowiska. Toteż technika ta nadaje się w zasadzie tylko na łowiska głębokie, nurcie średnim lub szybkim. Koniecznością staje się wszędzie tam, gdzie otoczenie nie pozwala na wykonanie rzutów.
Łowienie pod prąd (rys. 13) stwarza znacznie większe możliwości. Łowiący porusza się w górę rzeki. Pozostaje więc niewidoczny dla ryb. Nie prószy im w oczy dennymi mętami. Nie płoszy ich, przynajmniej z rozsądnej odległości. Zwłaszcza jeśli nauczy się poruszać, pokonywać opór wody (w górskich rzekach znaczny) bez nadmiernego hałasu. Musi jednak dobrze opanować technikę rzutu. Także prowadzenie przynęty stwarza więcej kłopotów. Przynęta bowiem spływa w stronę wędkarza, trzeba zatem stale wybierać zapas sznura.
13. Łowienie pod prąd (widok z boku, z góry oraz zbieranie sznura)
Można to osiągnąć na dwa sposoby. Pierwszy polega na nawijaniu na kołowrotek. Jego moderator (hamulec) nie powinien przy obracaniu szpuli wydawać dźwięku. Do takiego zwijania są już konstrukcyjnie przystosowane kołowrotki o naciągu automatycznym. Ten sposób odpowiada przede wszystkim początkującym, obarczonym naleciałościami spinningowymi. Choć mało efektowny, jest w ich wypadku godny polecenia. Drugi, do którego dochodzi się po pewnej praktyce, polega na zbieraniu sznura na palce wolnej ręki (tej, którą nie trzymamy wędziska), w luźne ósemki - tak by w każdej chwili można go było bez splątania wypuścić. Przykład takiego zwijania widać na rys. 13.
W żadnym natomiast razie nie należy puszczać sznura, by swobodną pętlą spływał z nurtem. Jeśli nawet nie zaczepi o jakąś gałąź czy inną zawadę, to łatwo możemy sami się nim oplątać. To zaś grozi niebezpieczną kąpielą.
Wbrew nazwie metody rzadko rzuca się dokładnie pod prąd. Muszkę suchą można tak podawać tylko przy powierzchni sfalowanej i zbrużdżonej wirami naturalnymi. Zazwyczaj rzuca się nieco skośnie do nurtu, tak by nad głową ryby nie pojawiały się najpierw muszka i przypon, tylko od razu przynęta. Na początek muszkę mokrą najlepiej wyrzucać skośnie pod prąd, na odległość około 10 m i sprowadzać ją bez napinania zestawu. Im dłużej tak będzie spływała, tym lepiej. Cztery, pięć metrów to już wynik całkiem przyzwoity. Dobrze jest przy tym prowadzić ją zygzakiem. Zwijając zestaw przechyla się zatem wędzisko w lewo i prawo. Można w ten sposób opłynąć przynętą głazy podwodne, w których pobliżu czai się zazwyczaj zdobycz. Rzuty muszką suchą nie mogą być zbyt długie - zaledwie kilka metrów; mamy więc do czynienia z łowieniem szybkim. O dłuższe można się pokusić tylko przy nurcie wolniejszym.
14. Łowienie w poprzek prądu
a - rzut marszczony, b - ułożenie sznura w pętlę.
W poprzek prądu (rys. 14) rzuca się przy łowieniu z brzegu lub gdy ukształtowanie dna uniemożliwia zastosowanie którejś z technik poprzednio omówionych. Niezbędny jest przy tym zapas miejsca za wędkującym. Przy muszce suchej łowienie takie w postaci klasycznej jest możliwe tylko na odcinkach o równym prądzie. W praktyce jednak nie zdarza się, by nurt wszędzie był jednakowo żwawy. Zazwyczaj przy środku jest szybszy. Jeśli muszka spływa tamtędy, to sznur wlecze się za nią i zwalnia jej bieg, przez co marszczy ona powierzchnię. A to znakomicie zmniejsza szanse brania. Przy innym układzie sznur może spływać szybciej niż muszka. Ostateczny skutek będzie ten sam.
Dla jego uniknięcia stosuje się tzw. rzut marszczony. Polega on na tym, że w ostatniej fazie, przed położeniem muszki na wodzie, cofamy szczytówkę poruszając nią jednocześnie bardzo szybko na boki. Sznur i przypon układają się zygzakowato. Zanim dojdzie do ich naprężenia pod wpływem różnicy prędkości, upłynie pewien czas. Muszka przepłynie kilkadziesiąt centymetrów więcej, nie smużąc powierzchni.
Rzut marszczony przydaje się również przy łowieniu pod prąd. Z brzegu natomiast można zamiast niego zastosować ułożenie sznura w pętlę (rys. 14).
Ten pobieżny przegląd nie wyczerpuje, rzecz jasna, wszystkich możliwych technik prowadzenia przynęty. Dodatkowo jeszcze wzbogaca je możliwość dowiązania - przy łowieniu na muszkę mokrą - drugiej muszki, tzw. skoczka (rys. 15); tę pierwszą nazywa się wówczas kierunkową. Po uzupełnienie wiadomości na ten temat odsyłamy jednak do literatury specjalistycznej (zwłaszcza świetnego podręcznika J. Jeleńskiego), a przede wszystkim - nad wodę.
15. Łowienie ze skoczkiem
Przed przystąpieniem do łowienia trzeba jak zwykle dokonać dokładnej oceny łowiska: czy dostępne do brodzenia, czy tylko do łowienia z brzegu, a jeśli tak, to czy nie wymaga on umiejętności przerastających nasze możliwości (bo np. zarośnięty; kryje nas wówczas przed wzrokiem czujnych ryb, ale zmusza do stosowania specjalnych technik rzutu).
Jeśli mamy brodzić, to trzeba sprawdzić głębokość wody i rodzaj dna. Łowiska górskie są na ogół bezpieczniejsze: woda przejrzysta, dno kamieniste, twarde. W głębszych rzekach pomorskich bywa ono przeważnie zdradliwe, bo pod warstwą piasku zalega często gruby muł. Przed wejściem do wody trzeba zawsze wiedzieć, w którym miejscu się wyjdzie. Uwaga też na kondycję. Do brodzenia w bystrych rzekach musi być naprawdę dobra. Inaczej wszystko może się kiepsko skończyć, z osłabieniem serca włącznie. Poczuwszy zmęczenie - koniecznie odpocząć.
Poruszać się należy spokojnie. Stopy przesuwać po dnie, nie tracąc kontaktu z podłożem. Prąd wody często uniemożliwia wycofanie się po wyczuciu dołka. Lepiej więc mieć przy sobie kijek narciarski. Zawsze będzie się czym podeprzeć. Pamiętajmy, że podczas nieoczekiwanej kąpieli wodery stają się kotwicami. Jednocześnie miejmy na uwadze, że dno stanowi jedno z siedlisk rzecznego życia. Właśnie ze względu na jego ochronę w Wielkiej Brytanii brodzenie jest zakazane.
Toteż gdzie tylko warunki pozwalają, starajmy się łowić z brzegu. Stajemy się wprawdzie bardziej widoczni dla ryb, ale za to mamy mniejsze szanse nabawienia się reumatyzmu.
Do łowiska zbliżamy się zawsze z zawczasu przygotowanym sprzętem. Zestawiamy go na podstawie obserwacji zachowania ryb oraz unoszących się nad wodą owadów. Stosownie do tego zdecydujemy się na rodzaj muszki (sucha, mokra, nimfa) - i wszystko, co za tym idzie. Stąpamy jak najciszej. Pamiętajmy, że w wodzie także bardziej słyszalne są tupnięcia na kamieniach, niż na miękkim piasku. Torfiasta łąka z kolei ugina się, trzęsie po każdym kroku, sygnalizując rybom zbliżające się niebezpieczeństwo. Do maskowania warto wykorzystać każdy krzaczek. Zważać też, by zarówno cień wędkarza nie padał na wodę, jak i słońce nie odbijało się od niego.
Sam efekt oczkowania, zdradzający pobieranie przez ryby pokarmu z powierzchni wody, nie oznacza jeszcze, że łowienie będzie udane. Czasem łykane akurat owady są tak małe (tzw. sieczka), że najmniejsza nawet sztuczna muszka okazuje się podejrzanie duża.
Bywa też, że w okresie słabego żerowania (np. w lipcu) albo przy przedłużających się nie sprzyjających warunkach atmosferycznych następuje tzw. oczkowanie krótkotrwałe. Warto się wówczas pośpieszyć. Nie czekając na poprawę żerowania posłać muszkę po pierwszym dostrzeżonym oczku. Efekty zbliżone do oczkowania daje czasem szczególne zachowanie się ryb. Ustawiają się pionowo głową w dół i wybierają pokarm z dna. Dla utrzymania pozycji poruszają ogonami, wskutek czego na powierzchni płytkich strumieni pojawiają się kręgi. Wprawny muszkarz bez trudu odróżnia je od zwykłego oczkowania. Zjawisko nie ma osobnej nazwy w języku polskim. Po angielsku określa się je jako tailing lub tail - ogonowanie.
Normalne oczkowanie zapowiada zazwyczaj dobre wyniki - pod warunkiem, że się dobierze odpowiednią przynętę. To zaś jest jeden z najważniejszych składników umiejętności muszkarza. Trzeba opanować podstawy entomologii (nauki o owadach) przynajmniej w części praktycznej. Umieć wypatrzeć cechy owadów, stanowiących pokarm ryb: kształt, ubarwienie, zachowanie. Czasem drobny szczegół - segmentowanie tułowia, długość ogonka - przesądza o skuteczności przynęty. Przydaje się wiedza o całym owadzim cyklu życiowym: od wyklucia się z jaja, przez stadium larwalne (nimfy), przeobrażenie się w prawie dorosłą (subimago) i dorosłą (imago), po taniec godowy tej ostatniej, kiedy to samiczki zostają zapłodnione i składają jajeczka na powierzchni wody, po czym giną - pod powierzchnią zaś historia gatunku rozpoczyna się od nowa.
Gdy brakuje powierzchniowych oznak żerowania, trzeba rozeznać, jaki rodzaj nimfy ryby akurat zjadają i na jakiej głębokości. Najprościej można to przeprowadzić za pomocą siatki o bardzo drobnych oczkach - np. z damskiej pończochy lub gazy.
Branie w wypadku muchy suchej po prostu widać. Niestety, wobec postępującej eutrofizacji naszych wód metodą tą łowimy coraz rzadziej. Przy muszce mokrej wypatrzenie brania jest znacznie trudniejsze, chyba że łowimy z prądem; wtedy możemy je wyczuć na wędzisku. Przy innych metodach trzeba starać się obserwować samą muszkę. Gdy zaś spływa ona zbyt głęboko, pilnujemy jej najbliższego, jeszcze widocznego elementu wędki. Może to być np. węzeł łączący sznur z przyponem. Każde jego drgnięcie, przytrzymanie, przytonięcie lub jakiekolwiek nienaturalne zachowanie może oznaczać branie. Przy łowieniu z drugą muszką (skoczkiem) pływającą, ona może stanowić sygnalizator brań.
Zacięcie powinno być natychmiastowe. Jeśli położenie zestawu na to pozwala, to wykonujemy je w poziomie krótkim i zdecydowanym ruchem samego tylko przegubu. Nie za mocnym - zwłaszcza jeśli spodziewaną zdobyczą jest kruchowargi lipień. Gorzej, gdy branie nastąpiło przed wyprostowaniem się zestawu, np. po rzucie marszczonym. Trzeba wtedy drogę zacięcia wydłużyć, uruchamiając całe ramię. To samo przy dużych odległościach. Czasem i to nie wystarcza. Zwłaszcza gdy dla zlikwidowania luzu sznura unieśliśmy wcześniej wędzisko, co skądinąd stanowi praktykę godną zalecenia. W takich razach oprócz ruchu wędziska konieczne jest pociągnięcie za sznur wolną ręką. Skracamy przez to jego odcinek pozostający poza wędziskiem. Trzeba jednak trzymać z wyczuciem, gdyż wyłączamy w ten sposób działanie hamulca kołowrotka i łatwo może dojść do zerwania przyponu. Silniejszego zacinania wymagają jedynie streamery, sporządzane na dużych haczykach.
Holować należy początkowo z wędziskiem możliwie pochylonym. Trzymanie go pionowo prowokuje rybę do wyskoków, a ma jeszcze sporo sił. Jeśli kieruje się do powierzchni mimo wszystko, utrudnimy jej to zanurzając szczytówkę w wodzie. Gdy tylko uda się ją trochę uspokoić, zmniejszamy odległość, nawijając sznur na kołowrotek. Przy automatycznym - sznur podciągamy ręką, a dopiero tak wytworzony luz wybieramy naciskając dźwignię sprężyny zwijającej. Uwaga przy tym, by zbyt rozpędzony mechanizm nie szarpnął sznura. Może to oznaczać koniec walki; z wynikiem nie takim wszakże, jakiego byśmy sobie życzyli.
Każdą próbę ucieczki kwitujemy zwolnieniem korbki przy kołowrotku zwykłym (niech ryba wysnuje sznur sama) lub wyciągnięciem sznura ręką - przy automatycznym. Ryby, która przywarła do dna, nie wolno odrywać siłą. Należy wytrzymać cierpliwie z napiętym zestawem, aż straci siły i sama się ruszy. Czasem od tego trzymania aż mdleją ręce i wielkie bywa zdumienie wędkarza, że tak mała sztuka potrafi tak mocno przymurować.
Lądowanie - zależnie od okoliczności: do podbieraka, ręką lub wyślizgiem.
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |