Brodzić - nie brodzić?
W W XIX wieku, muszkarze angielscy na swych niezbyt szerokich rzekach łososiowych łowili z brzegu, kultywując pewien kanon stylu i mody wędkarskiej. Sprzęt i akcesoria nosili za nimi służący (gilli), którzy także głuszyli i patroszyli złowione przez swych panów ryby.
Zasada ta upowszechniła się również w innych krajach europejskich - brodzenie uważane było za niegodne dżentelmena. Taplanie się w wodzie, niejako zarezerwowane było dla pospólstwa, wyławiającego drobne ryby i raki oraz ptactwa brodzącego (czapli).
Na Pomorzu, muszkarze w początkowym okresie również łowili z brzegu, głównie tam, gdzie dostęp do rzeki nie był utrudniony. Muszkarze austryjaccy, niemieccy, łowiący w wodach podgórskich, chcąc dokładniej spenetrować łowiska, brodzili używając do tego celu natłuszczonych wysokich kamaszy, tzw. pappenheimerów, i grubych, wełnianych podkolanówek typu „water proof”, które jednak po czasie przemakały. Buty skórzane po nasączeniu wodą nie zapewniały dostatecznej przyczepności do śliskiego, kamienistego podłoża i wielu wędkarzy, bojąc się upadków, rezygnowało z ich użycia – inni podpierali się laskami lub kijami.
Przełomem okazało się opanowanie przez amerykanów technologii wulkanizacji kauczuku. Jednak pierwsze gumowe buty wędkarskie były i drogie i nietrwałe, dlatego nie od razu znalazły się w powszechnym użyciu. Stosowane były także znacznie tańsze pończochy gumowe, na które nakładano lekkie trzewiki przepuszczające wodę.
Udoskonalenie technologii w przemyśle gumowym, w pierwszej połowie XX wieku, wpłynęło korzystnie na trwałość butów gumowych oraz na spadek ich ceny.
Dzisiaj w długie buty gumowe - wodery lub spodnie zaopatrzony jest każdy muszkarz.
Najnowsze materiały: neopren, goretex, pozwalają wędkarzom brodzić niemal wszędzie i o każdej porze roku.
Konieczność brodzenia, w pewnej mierze, wymusiła powszechnie dziś stosowana metoda połowu ryb na dolną nimfę. Sucha, mokra mucha i streamer nie wymagają takiej konieczności, a przynajmniej nie na wszystkich łowiskach Pomorza.
W rzekach większych, głębszych, powszechne brodzenie nie wpływa aż tak bardzo negatywnie na „wyściółkę” dna, jako że część wędkarzy przemieszcza się wzdłuż brzegów.
W rzekach mniejszych, niezbyt głębokich, „przemarsz” środkiem koryta „plutonu” lub „kompanii” muszkarzy w ciągu krótkiego okresu (np. zawody), stanowi poważne zagrożenie dla podłoża i rzeźby dna.
Misternie ukształtowana przez prąd wody struktura dna: wszelkie muldy, uskoki, żwirowe języki oraz odsypane osady piasku i mułu są przez brodzących rozdeptywane, a następnie wypłukiwane i przemieszczane przez nurt rzeki. Podobnie dzieje się z częścią roślinności zanurzonej, wśród której ryby żerują i znajdują schronienie. Chodzenie środkiem rzeki za pstrągiem w kwietniu może spowodować dewastację lipieniowych gniazd tarłowych, natomiast jesienią należy się liczyć z uszkodzeniem gniazd troci i pstrągów potokowych.
Oczywistym natomiast gwałtem na przyrodzie jest brodzenie w małych strugach i dopływach, mających w wielu miejscach zaledwie 2-4 metry szerokości, w których każdy dołek czy głęboczek, przy odrobinie inwencji i chęci, można bez problemu obłowić z brzegu. Małe rzeczki są miniaturowymi kopiami większych rzek – wszystko jest w nich odpowiednio mniejsze, delikatniejsze, bardziej kruche, podatniejsze na zniszczenie, także przez kłusowników. Takie rzeczki posiadają liczne tarliska, dorasta w nich wylęg i narybek. W małych ciekach, ryby mają znacznie mniej przestrzeni do życia i dogodnych kryjówek. Każda forma naruszenia struktury koryta oraz zniekształcenie dna jest brutalną ingerencją w rewiry, w których bytują ryby.
Przejście brodzącego wędkarza przez znaczny odcinek w małej rzeczułce skazuje na niepowodzenie wędkarza idącego za nim – spłoszone pstrągi potokowe i tęczowe przez długi czas nie będą żerować, pozostając w ukryciu.
Aby być dobrym, „kompletnym” muszkarzem nie wystarczy kręcić podstawowe muchy i sprawnie operować wędziskiem – nieodzowna jest także wyobraźnia i ogólnie mówiąc szacunek i zrozumienie odwiecznych praw natury.
Zanim zdecydujemy się wejść, uzbrojeni w nimfowy zestaw, na środek żwirowej rynny, płani lub głęboczka, zastanówmy się, czy jest to konieczne. Może wystarczy przejść na drugą stronę i obłowić je z brzegu, albo zastosować inną metodę (technikę) podania much. Na zdecydowanej większości łowisk nie obowiązują zakazy brodzenia, więc tę kwestię i wątpliwości musimy za każdym razem rozstrzygać zgodnie z naszym wędkarskim sumieniem, umiejętnością „czytania” wody i rozumienia przyrody.
Lepiej wydeptywać wędkarskie ścieżki wzdłuż rzeczek, na ich brzegach, niż na ich dnie.
©® GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |