Kiedy na ryby
Oczywiście wcześnie rano lub pod sam wieczór. Tak przynajmniej bez wahania orzeknie wakacyjny obserwotor wędkarskiego życia. Niejeden dorzuci jeszcze: a najlepiej, jak deszcz pada.
I jest w tym racja, i jej nie ma. Ryba jest częścią przyrody i pozostaje pod wpływem jej rozlicznych krzyżujących się wpływów. Ustalenie jakiejś jednej, najlepszej pory łowienia jest więc niemożliwe. Można natomiast ustalić, jakie czynniki wpływają na lepsze czy gorsze żerowanie ryb. A dlaczego interesuje nas właśnie żerowanie? To proste: wędkowanie tym się różni od wielu sposobów łowienia, że rybę trzeba skłonić, żeby wzięła do pyska haczyk. Najczęstszym zaś powodem brania czegoś do pyska jest chęć zjedzenia. Owszem, możliwe są i inne powody: ciekawość, chęć odpędzenia intruza. Wykorzystuje się to w niektórych metodach łowienia (spinningowanie). Najczęściej jednak chodzi o pokarm i dlatego wędkowanie ściśle łączy się z żerowaniem ryb, a dokładniej z natężeniem żerowania.
Wśród wielu czynników, od których ono zależy, największe znaczenie ma temperatura wody i związane z nią natlenienie. Im temperatura wyższa, tym szybciej przebiegają procesy biochemiczne w komórkach i tym częściej ryby sięgają po następny pokarm. Toteż w miarę oziębiania się wody zmniejsza się aktywność pokarmowa niektórych ryb. Znaczna ich część z nadejściem zimy zupełnie przestaje żerować. Zapadają w odrętwienie i dla wędkarza jakby nie istniały (karaś, lin). U pewnej grupy zimowe obniżenie temperatury powoduje tylko spowolnienie przemiany materii. Bywają więc łowione, ale z rzadka. Zimą są nieco mniej energiczne, ale szczególne warunki łowienia sprawiają, że walka z nimi bywa wcale emocjonująca. Do tej grupy należą: brzana, kleń, jaź. Są wreszcie ryby, którym zima w ogóle zbytnio nie przeszkadza (płoć, okoń, sandacz). Dzięki nim sezon wędkarski rozciąga się na cały rok.
Wydawać by się mogło, że w upały ryby powinny bez przerwy szaleć w pogoni za jedzeniem. Niestety, przy wyższej temperaturze spada zawartość tlenu w wodzie, a to wprawia ryby w ospałość i bezruch. Nie mają ani siły, ani potrzeby uganiania się za pokarmem. W upalne letnie dni, od końca czerwca do połowy sierpnia, tylko nieliczne, najbardziej ciepłolubne ryby (karp, lin) dobrze żerują. Stąd wniosek, że najlepszymi dla wędkarza porami roku są wiosna i jesień.
Byłoby jednak zbyt wielkim uproszczeniem poprzestać na takiej regule, choć istotnie znajduje ona pewne potwierdzenie w praktyce. Przecież poza tym temperatura wody zmienia się także w ciągu doby. Rankiem i wieczorem jest chłodniejsza, w południe się nagrzewa. Wczesną wiosną i późną jesienią ryby będą się więc odżywiały właśnie w południe, kiedy woda jest nieco cieplejsza, w ciepłe letnie dni przeciwnie rankiem i wieczorem, kiedy woda jest chłodniejsza. A zatem coś jest w owym przekonaniu o szczególnych własnościach tych pór dnia.
Na dobowy rytm wpływa także to, że większość interesujących nas ryb przy poszukiwaniu pokarmu kieruje się wzrokiem. W nocy zasadniczo nie ma żerowania. Dlatego też o świcie wygłodzone ryby zaczynają energicznie poszukiwać pokarmu.
Wszystkie wnioski dotyczące wpływu pory doby czy roku na wędkowanie biorą w łeb, kiedy zechce się je odnieść do wód sztucznie podgrzanych (rzeki w pobliżu zakładów odprowadzających wody chłodzące, kanały elektrowni, jeziora w pobliżu skupisk przemysłu energetycznego itp.). A takich wód jest coraz więcej i o tym trzeba pamiętać.
Wiatr również wpływa na żerowanie ryb. Nie należy jednak zbytnio polegać na obiegowych formułkach, że wiatr zachodni i południowy ta dobrze, północny i wschodni źle. Choć, jak to zwykle bywa z potocznymi obserwacjami, znów coś w tym jest. Po prostu obniżeniem aktywności pokarmowej ryby reagują na gwałtowne zmiany ciśnienia atmosferycznego, a na naszym obszarze zmianom tym towarzyszą na ogół wiatry z kierunków uznanych za niekorzystne. Kiedy pogoda i ciśnienie ustalają się na dłuższy czas, żerowaniu ryb nic nie można zarzucić, nawet jeśli wiatr wieje stale ze wschodu czy północy.
Wiatr, obojętne z jakiego kierunku, wpływa na samo życie w zbiorniku. Gwałtowne falowanie uniemożliwia rybom przebywanie w miejscach płytszych. Chronią się pod brzeg nawietrzny albo w inne miejsca, często niedostępne dla wędkarza (np. gęste zarośla). Na tym kończą się zresztą niepożądane skutki działania wiatru. Ruch powietrza przy powierzchni wody powoduje lepsze rozpuszczanie tlenu atmosferycznego, a falowanie i ruchy mas wodnych sprzyjają przemieszczaniu natlenionej wody w głąb zbiornika. W wodach płytkich przy sfalowanej powierzchni obserwuje się wzmożone brania leszczy i innych ryb „żerujących w dnie”, jak to się określa w wędkarskim języku. Ruchy powierzchniowe przenoszą się bowiem w głąb i powodują odsłanianie zagrzebanych w mule bezkręgowców. Wiatr wykonuje tę pracę za ryby.
W zimie powłoka lodowa potrafi odciąć wodę od działania wiatru, a zmiany temperatury nie wpływają na zmianę ciepłoty wody, najwyżej na zmianę grubości lodu. Toteż na intensywność żerowania ryb wpływają osłabiająco wyłącznie zmiany ciśnienia atmosferycznego.
Z deszczem jest podobnie jak z wiatrem. Towarzyszy często zmianom ciśnienia, a więc pozornie zmniejsza natężenie żerowania. Sam opad ma wpływ podwójny: uderzenia kropli wprawiają ryby w pewien niepokój, ale też sprzyjają dotlenieniu wody. Który z tych wpływów przeważy, to zależy od gatunku ryby i wielu innych czynników. Jednym z nich stał się ostatnio gorzki smak deszczowej wody. Spaliny przemysłowe ulatniając się rozpuszczają się w kropelkach wody składających się na chmury i razem z deszczem spadają na ziemię. Najgroźniejszym składnikiem jest dwutlenek siarki, nadający wodzie odczyn kwaśny. Stąd przyjęta w świecie ekologów nazwa tego zagrożenia kwaśne deszcze. Zbombardowanie wody milionami kuleczek z zabójczym kwasem siarkawym z pewnością nie pobudzi do żerowania. Na szczęście, nie wszystkie deszcze są jednakowo kwaśne.
Roczny cykl żerowania jest dodatkowo zakłócony tarłem, przypadającym u większości naszych gatunków na okres od marca do czerwca. Podczas tarła ryby prawie nie żerują, natomiast przed i po nim bardzo często nadraabiają tarłowy post.
W światku wędkarskim dość dużo uwagi poświęca się wpływowi faz księżyca na częstość brań. Najczęściej uważa się, że nów jest porą najlepszą, pełnia najgorszą. Doświadczenie jednak nie potwierdza takiej prostej i jednoznacznej zasady. Stąd powstały różne, niejednokrotnie misternie skomplikowane teorie księżycowe. Trudno zanegować istnienie jakiegokolwiek wpływu księżyca na żerowanie, jednak zalecalibyśmy tu dużą ostrożność.
W pobliżu dużych skupisk miejskich zauważono ostatnio jeszcze jedną ciekawą zależność. Otóż ryby znacznie słabiej żerują... w niedzielę. Łatwo to wytłumaczyć. Tłumy kąpielowiczów, motorowodniaków i innych „hałaśników” denerwują ryby, które do żerowania potrzebują jednak spokoju.
Jak widać nawet z tego pobieżnego przeglądu, czynników wpływających na kalendarz żerowania ryb jest dużo. Pewne ogólne reguły rozkładają się na szczegółowe przypadki słuszne dla tego czy innego gatunku, łowiska, regionu. Pozostaje więc opierać się na wypracowanych przez pokolenia wędkarzy wskazówkach odnoszących się do poszczególnych gatunków. Żadna z nich nie będzie jednak nic warta, jeśli nie uzupełnimy jej własną wiedzą o prawidłach ogólnych, łącznie z tym najsmutniejszym prawidłem, że współczesna cywilizacja zakłóciła nawet odwieczne pory rybich posiłków.
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |