Jak planować wyjazd nurkowy
Gdzie się bawić, gdzie się bawić...
Ponieważ wszyscy jesteśmy dość monotematyczni i naszym ulubionym zajęciem jest spędzanie długich godzin pod wodą, to temat „w co się bawić” mamy niejako na starcie rozwiązany. Za chwilę pojawia się jednak zasadnicze i dużo trudniejsze pytanie – „gdzie?”. Już z pierwszych lekcji geografii w szkole podstawowej pamiętamy, że morza i oceany zajmują 70% powierzchni naszej planety. Jeżeli do tego dodamy akweny słodkowodne, to okaże się, że wybór mamy ogromny. W tym numerze WB pokazujemy, że nawet rejony, wydawałoby się, nieprzyjazne nurkom, jak strefa podbiegunowa, również nadają się do „zabawy”. Podobno od przybytku głowa nie boli, ale jednak... w tym wypadku trzeba poświęcić sporo wysiłku, żeby zrezygnować z tylu fantastycznych miejsc na rzecz tego jednego.
Joanna Kannenberg pisze w tym wydaniu WB, jak przygotować się do dalekiej podróży, aby wracać z niej zadowolonym. Czytając ten tekst, mogłem tylko kiwać potakująco głową. Odpowiednia logistyka przed wyjazdem to brak kłopotów w czasie jego trwania. Sam właśnie wróciłem z 6-tygodniowej wyprawy po południowym Pacyfiku. 21 lotów samolotami i 13 różnych miejsc z noclegami. Zacząłem ją przygotowywać w styczniu zeszłego roku, a ostatnie detale dogrywałem w listopadzie. 10 miesięcy pracy, ale na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem, chociaż wylatując z kraju, miałem sporo obaw. Na samym początku, w trakcie klarowania się zarysów trasy, miałem pewne jedynie dwie lokalizacje. Pozostałe miejsca musiałem uzupełnić. I okazało się, że jest to spore wyzwanie. Ogromny obszar południowego Pacyfiku daje tyle możliwości nurkowania, że trudno było podjąć ostateczną decyzję.
Niezależnie, jak długa i daleka będzie nasza wyprawa, pierwszą rzeczą, jaką musimy ustalić, jest miejsce wyjazdu. Sprawa jest najprostsza na początku naszej przygody z nurkowaniem, kiedy każde zanurzenie, niezależnie od miejsca, jest fascynujące, ale, jak mówi stare przysłowie –„apetyt rośnie w miarę jedzenia” i z czasem staniemy się zdecydowanie bardziej wybredni. Podnosimy poprzeczkę i wymagania, zaczynamy zwracać uwagę na widoczność, bogactwo podwodnego życia, czy w końcu stajemy się bardzo wyspecjalizowanym nurkiem, zainteresowanym tylko wrakami, jaskiniami albo makrofotografią. Warto dokładnie sprecyzować nasze oczekiwania przed wyjazdem, tak aby uniknąć późniejszych rozczarowań.
Dla każdego coś miłego
Od kiedy pamiętam, zawsze, gdziekolwiek spotykam nurków, podpytuję ich o ulubione miejsca. Zwykle jest do dobry sposób na poszerzenie własnych horyzontów, ale czasami bywa mylący. Wiadomo, że ocena zależy od dotychczasowych doświadczeń i indywidualnych preferencji. Pamiętam, jak na samym początku mojej przygody z nurkowaniem spotkałem pewnego bardzo doświadczonego, jak mi się wtedy wydawało, nurka i on z przekonaniem opowiadał, że absolutnie najpiękniejszym miejscem na świecie są Kajmany. W końcu po latach od tamtego spotkania pojechałem na Kajmany. Owszem, było bardzo fajnie, szczególnie na Stingray City, ale na pewno nie jest to „to najpiękniejsze miejsce na świecie”.
Kiedy ktoś zadaje mi takie samo pytanie, zwykle sam odpowiadam pytaniem: „a czego szukasz pod wodą?” Przede wszystkim trzeba więc sprecyzować, czego oczekujemy po naszym wyjeździe. Jeżeli dojrzeliśmy już do bycia „sprofilowanym” nurkiem i szukamy bardzo konkretnych atrakcji, to sytuacja wydaje się łatwiejsza. Duuuuże ryby to wyspy Galapagos, Socorro, południowa Afryka, ale o pięknych rafach i ciepłej wodzie można tam zapomnieć. Ogromne skupiska wraków to, oczywiście, Scapa Flow, Truk, Guadalcanal i Bikini. Dla makrofotografów idealnym miejscem będzie cieśnina Lembeh w Indonezji. Jeżeli jesteśmy bardzo skoncentrowani na jakimś typie nurkowań, to często świadomie rezygnujemy z innych podwodnych atrakcji.
Kiedy jednak nie mamy tak wąskich zainteresowań i chcemy po prostu ponurkować w ciekawym miejscu, wybór wydaje się nieograniczony... Karaiby, Malediwy, Morze Czerwone, a może jednak Azja Południowo-Wschodnia? Mnóstwo jest miejsc na świecie, które oferują bardzo urozmaicone nurkowania. Piękne ściany, jakiś wrak, rekiny w prądzie i ślimaki nagoskrzelne, schowane wśród korali. Gdy staniemy przed takim dylematem, warto sprawdzić, kiedy panują w tych rejonach najlepsze warunki do nurkowania.
Sezonowość nurkowań
Pamiętam, jak pewien, skądinąd znany w Polsce podróżnik, w rozmowie ze mną zastanawiał się, cóż ja, biedny, porabiam w zimie. Przecież wtedy się nie nurkuje. Jak widać, cały czas w dużej części społeczeństwa pokutuje mit, że nurkowanie to sport sezonowy i do tego lokalny. Na łamach WB od samego początku staramy się pokazać, że jest zupełnie inaczej i że nurkować można przez 12 miesięcy w roku, ale prawdą jest, że nie wszędzie.
Weźmy na przykład tak popularny czas wyjazdów, jakim jest nasz długi weekend majowy. W tym roku święta układają się szczególnie korzystnie (wtorek, czwartek), tak więc jest szansa wyrwania się na nurkowanie nawet gdzieś dalej. Statystyki meteorologiczne mówią, że zdecydowanie nie warto brać pod uwagę w tym okresie wyjazdów do Tajlandii (po stronie Morza Andamańskiego) czy na Zanzibar. Pora deszczowa to nie jest wymarzony czas na spędzanie upragnionych wakacji. Nawet, jeżeli wychodzimy z założenia, że i tak prędzej czy później będziemy mokrzy, to zwykle deszcze wpływają niekorzystnie na widoczność pod wodą. Malediwy są za to doskonałym przykładem miejsca, gdzie niezależnie od sezonu można cieszyć się fantastycznymi nurkowaniami. Trasy safari są tak dobierane, aby odwiedzać najciekawsze miejsca, dostępne w danym okresie roku. Inny przykład to najsłynniejsza rafa na Filipinach i jedna z najpiękniejszych na świecie – Tubbataha. Położona na środku morza Sulu, dostępna jest jedynie przez trzy miesiące w roku – od połowy marca do początków czerwca. Tak więc weekend majowy jest wprost idealnym momentem na to, aby tam zanurkować.
Sezonowość przejawia się nie tylko w warunkach pogodowych, ale również w specyfice podwodnego życia. Pewne pory roku wyróżniają się występowaniem charakterystycznych gatunków. Spójrzmy na dobrze znany Tiran na Morzu Czerwonym. Od czerwca do sierpnia mamy największą szansę na spotkanie tam ogromnych ławic ryb. W zamian jednak przyjdzie nam znosić potworne upały. Jesienią upałów już nie ma, ale takie ilości ryb też już trudniej spotkać. Odleglejszy przykład – Galapagos. Wyspy słyną z ławic rekinów młotów i rekinów wielorybich. Podczas gdy te pierwsze pływają tam praktycznie przez cały rok, to na spotkanie tych drugich ma się największe szanse od sierpnia do października.
Oczywiście, nie znaczy to, że do Sharm el Sheikh nie można pojechać w zimie czy na Galapagos w maju. W obu przypadkach na pewno można liczyć na korzystniejsze oferty w tzw. „low season”, tylko warto się zastanowić, czy chcemy oszczędzać na naszych wymarzonych wakacjach. Szczególnie, że zawsze w tym samym czasie jest szczyt sezonu w innej części świata. Mając to na uwadze, trzeba uważnie podchodzić do „promocji” i „specjalnych ofert”. Może się okazać, że zostaniemy wysłani w rejon świata, gdzie akurat panują fatalne warunki do nurkowania i stąd taka korzystna cena.
Planuj z wyprzedzeniem
Są takie miejsca na świecie, gdzie w najlepszym sezonie są już zrobione rezerwacje na trzy lata do przodu! Dotyczy to szczególnie rejonów, które dostępne są tylko z pokładu liveaboardów. Liczba łodzi, jak i miejsca na nich są ograniczone, a nurkujących z roku na rok przybywa. Nie ma co liczyć na okazję „last minute”.
Coraz większym problemem stają się również bilety lotnicze. Polska jest jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się rynków w Europie, także przy w miarę stałej liczbie lotów o miejsca w samolotach coraz ciężej. Wraca tutaj przykład majowego weekendu. Bilety do Egiptu pokończyły się już w połowie stycznia!
Nie ma innego wyjścia. Wiele wyjazdów, szczególnie w tych najatrakcyjniejszych terminach, trzeba planować, i to z dużym wyprzedzeniem. To bardzo przykre rozczarowanie, kiedy wizualizujemy już siebie na wymarzonych nurkowaniach, a tu okazuje się, że nie ma miejsc na łodzi albo w samolocie.
Rodzinne wakacje
Niestety, prawda jest dość brutalna i okazuje się, że nie wszyscy podzielają naszą miłość do nurkowania. „Kłopociki” zaczynają się, gdy dotyczy to najbliższych. Trudno liczyć na nieustanną tolerancyjność naszego nie nurkującego partnera / partnerki i ciągłe wspólne wyjazdy, których główną atrakcją jest nurkowanie. W wielu fantastycznych miejscach nurkowych nie ma nic innego do roboty. Jeżeli nie spędza się połowy dnia pod wodą, można umrzeć z nudów. Od czasu do czasu na pewno można wymóc takie poświęcenie, ale w końcu przyjdzie moment, gdy konieczne będzie zaplanowanie wakacji równie ciekawych dla obu stron. Planując taką wyprawę, trzeba więc dołożyć jeszcze jeden element układanki. Już nie tylko ryby, widoczność, pogoda, ale jeszcze atrakcje na lądzie. Naprawdę musimy starać się być mili dla tych, którzy nie mają tyle przyjemności w życiu z obcowania z wielkim błękitem.
Jak wynika z tego krótkiego artykułu, już na etapie wyboru miejsca naszego kolejnego wyjazdu nurkowego czyha na nas wiele pułapek. Warto poświęcić trochę czasu na bliższe zbadanie kierunku, aby później oszczędzić sobie i bliskim niepotrzebnych rozczarowań.
©® GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |