Freediving, czyli jak głęboko zejdziesz na jednym oddechu?
Adrenalina jest solą tego typu dyscyplin sportowych, a gra z własną psychiką, pokonywanie bariery lęku daje ogromną satysfakcję. Freediving jest podróżą w głąb jednego z najmniej przyjaznych środowisk, podróżą nie tylko w wymiarze fizycznym, ale i psychicznym. Zanurzając się z ograniczoną ilością tlenu w głębiny gdzie ciśnienie już na 20 metrach dochodzi do 3 atmosfer miażdżąc bębenki w uszach, czując skurcze przepony i kurczący się zapas tlenu, naturalnym odruchem staje się chęć ucieczki... A jednak coś karze zmagać się z ograniczeniami ciała i psychiki, zejść niżej, zajrzeć jeszcze głębiej. Mało tego, potrafimy się tymi zmaganiami z własnym organizmem cieszyć, a bardzo częstonawet od nich uzależnić.
Miara ryzyka
Czy jest to sport bezpieczny? Bądźmy szczerzy, nie do końca. Ale uprawiany zgodnie z pewnymi zasadami i regułami nie jest bardziej niebezpieczny niż motocross czy kajakarstwo górskie. Dzięki przestrzeganiu odpowiednich procedur ryzyko ograniczane jest do minimum. Zresztą odrobina adrenaliny to sól tego typu dyscyplin sportowych, a gra z własną psychiką, pokonywanie bariery lęku daje ogromną satysfakcję. Pamiętać jednak należy o żelaznej regule freedivingu, którą jest niepisany zakaz nurkowania solo. Partner, który z powierzchni obserwuje zanurzenie jest bowiem w stanie szybko zareagować na niebezpieczną sytuację i podjąć odpowiednie kroki. Sprawne wyciągnięcie na brzeg i szybka reanimacja potrafią błyskawicznie zażegnać niebezpieczeństwo. W przypadku samotnego nurkowania, jakakolwiek pomyłka kończy się niestety jednokierunkowym biletem na tamten świat.
Wbrew fizjologii
Z nurkowaniem bezdechowym wiąże się wiele ciekawych zjawisk zachodzących w ludzkim organizmie, które przez lata stanowiły enigmatyczną zagadkę dla świata nauki. I pomimo, że człowiek jeszcze przed swoimi narodzinami spędza wiele miesięcy w płynie owodniowym matki, a noworodek zanurzony w wodzie potrafi automatycznie wstrzymać oddech na kilkadziesiąt sekund to podwodny świat rzuca ludzkiemu organizmowi sporo wyzwań. Wiele z nich męczyło naukowców przez dekady. Jeszcze w latach 60-tych naukowcy bazując na prawie Boyle’a wyliczyli dokładną maksymalną głębokość na jaką zejść może osoba nurkująca na wstrzymanym oddechu. Bariera 50 metrów była uznawana wówczas za przysłowiową barierę życia i śmierci. Poniżej tej głębokości płuca wypełnione powietrzem miały według obliczeń ulec implozji pod wpływem ogromnego ciśnienia (50m = 6 atmosfer) działającego na każdą powierzchnię w ciele wypełnioną powietrzem. A jednak, mimo iż prawo Boyle’a nic nie straciło na aktualności i nadal obowiązuje, dzisiejsi rekordziści schodzą na głębokość 125 metrów wracając z tych podróży jak najbardziej żywi. Osobą, która postanowiła „wystąpić” w latach 60-tych przeciwko nauce był Włoch Enzo Maiorca, który jako pierwszy zanurkował na głębokość 50m. Zaskoczeni naukowcy zaczęli poszukiwać wytłumaczenia dla wyczynu Włocha, którym okazało się być nieznane jeszcze wówczas zjawisko „blood shiftu” czyli wypełniania się płuc krwią przy dużym ciśnieniu, uniemożliwiając tym samy ich zapadnięcie się i implodowanie. Zwróciło to uwagę badaczy na kolejne ciekawe aspekty zachowania się organizmu człowieka pod wodą. Zaobserwowano bradykardię czyli samoistne obniżanie się pulsu na większych głębokościach, wiążące się z obniżaniem spalania tlenu takniezbędnego organizmowi do przetrwania. Podobny efekt powoduje zanurzenie receptorów znajdujących się na twarzy w zimnej wodzie.
Zaobserwowany został ciekawy rodzaj euforii na większych głębokościach powodowany lepszym uwalnianiem tlenu z komórek pod wysokim ciśnieniem. Mimo, że przyjemne, nie zawsze jest to zjawisko bezpieczne, powoduje bowiem możliwość przeszacowania pod wpływem euforii i lepszego samopoczucia, ilości tlenu pozostającego w organizmie, dlatego podczas nurkowań warto trzymać się ustalonego wcześniej planu (ew. założonego czasu zanurzenia). W ostatnich latach stwierdzono występowanie choroby dekompresyjnej (DCS), którą przypisywano doniedawna tylko nurkom sprzętowym (faktem jest, że spowodowanie jej podczas nurkowania bezdechowego jest możliwe tylko podczas bardzo głębokich nurkowań bez przestrzegania odpowiednich przerw pomiędzy zanurzeniami).
Wiele kolejnych pytań wciąż czeka na odpowiedzi, tak jak to najbardziej intrygujące – gdzie jest granica ludzkich możliwości? A dzisiejsi A dzisiejsi rekordziści co roku przesuwają ją coraz głębiej, Austriak Herbert Nitsch zanurkował na głębokość 125 m, Nowozelandczyk William Trubridge zszedł na 101m nie używając płetw. Francuz Stephena Mifsud wstrzymał statycznie pod wodą oddech na 11 minut (bez użycia czystego tlenu). Na dzień dzisiejszy już – może dopiero – 11 osób na świecie złamało magiczną barierę 100m, a w gronie tym jest jest także polski rodzynek, Mateusz Malina.
Sprzęt czyli ile kosztuje ta przyjemność
O bezdechu mówi się niekiedy jako nurkowaniu dla… ubogich. I faktycznie coś w tym jest, bo w odróżnieniu od nurkowania sprzętowego nie ma potrzeby inwestowania worka pieniędzy, aby móc cieszyć się podwodnym światem. Potrzebujemy jedynie maski, płetw i pianki (zwłaszcza w polskich wodach), balastu, a dodatkowo warto wyposażyć się w głębokościomierz i w zasadzie możemy ruszać na podbój Wielkiego Błękitu. Istnieją dwa rodzaje płetw, klasyczne płetwy (z reguły o długości ok. 80cm umożliwiające mocne kopnięcia i dynamiczne zanurzenia, wydatek około 300pln) oraz monopłetwę przypominająca ogon delfina (od 400pln). Nurkowanie w monopłetwie różni się w sposób zasadniczy od klasycznych płetw, jednak opanowanie techniki nurkowania z „mono” umożliwia nam schodzenie znacznie głębiej. Wszystkie współczesne rekordy są zresztą ustanawiane tylko i wyłącznie z „mono”. W polskich wodach niezbędna jest pianka gwarantująca nam komfort termiczny podczas dłuższego pobytu w wodzie. Jest to wydatek rzędu od 500pln w zwyż, a sugerowana grubość „wodnego garnituru” to 5mm. Powinna być też wyposażona w kaptur. Najprostszy głębokościomierz to wydatek od 200pln do nawet 1600pln, trzeba jednak zwrócić uwagę, że nie każdy komputer do nurkowaniaprzętowego sprawdzi się we freedivingu. Chodzi tutaj głownie o czas „próbkowania”, który w bezdechu musi być znacznie krótszy (optymalnie co sekundę) anżeli w nurkowaniu sprzętowym gdzieproces zanurzenia i wynurzenia następuje znacznie wolniej.
Gdzie nurkować?
Najprzyjemniej przygodę z nurkowaniem bezdechowym jest rozpocząć w ciepłych wodach o dużej przejrzystości. I z góry powiedzmy sobie, że w Polsce o takie raczej trudno. Z najpopularniejszych wakacyjnych lokacji polecić warto Egipt, gdzie temperatura wody nawet w zimie rzadko spada poniżej 20C, a widoczność pod wodą dochodzi do 30-40 metrów. Podwodne eksploracje ubarwiają dodatkowo kapitalne podwodne formacje raf – igły, tunele, piaskowe płaskowyże – potęgujące doznania i wrażenia. Bardzo przyjemnym miejscem do nurkowania na wstrzymanym oddechu może być Grecja (wyspy), Chorwacja czy Włochy (Sardynia). W Polsce jednym z ciekawszych miejsc do nurkowania jest krakowski Zakrzówek (dawny kamieniołom), odznaczający się się bardzo dobrą widocznością dochodzącą do 12 metrów. Minusem w stosunku do cieplejszych wód jest swoista „gradacja” temperatury wraz ze wzrostem głębokości. Nawet jeśli temperatura na powierzchni wynosi 25C, na granicy termokliny, lokującej się często na około 8-10metrach spada ona momentalnie do zaledwie 10C, przy dnie (-31m) wynosi przez większość roku 5C. Najgłębszym z kolei zbiornikiem jest Czarna Hańcza, której dno opada na głębokość 108 metrów.
Na całym świecie, także i w Polsce organizowane są kursy freedivingu, na których można nie tylko nauczyć się prawidłowych technik nurkowania, ale również poznać techniki oddechowe zapożyczone z jogi, pomagające pozostać nam dłużej pod wodą, sposoby wyrównywania ciśnienia w uszach itp. Adepci freedivingu uczą się także zasad prawidłowej asekuracji oraz udzielania pierwszej pomocy. Istnieją cztery stopnie wtajemniczenia freedivingu, a już drugi stopień umożliwia nam swobodne nurkowanie na głębokość 16-18 metrów (kurs trwa 3 dni). Po zaliczeniu wszystkich czterech stopni, istnieje możliwość zdobycia uprawnień instruktorskich. Tego typu szkolenie trwa około dwóch tygodni i kosztuje 900 EURO.
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |