Grupa Media Informacyjne zaprasza do wspólnego budowania nowej jakości    
Nowe Media - Modern News Life    
                                                   
                                                   
   
  TV Radio Foto Time News Maps Sport Moto Econ Tech Kult Home Fash VIP Infor Uroda Hobby Inne Akad Ogło Pobie Rozry Aukc Kata  
     
  Clean jPlayer skin: Example
 
 
     
img1
GMI
Nowe Media

More
img2
BMW DEALER
Kraków ul. Basztowa 17

More
img3
MERCEDES
Wybierz profesjonalne rozwiązania stworzone przez grupę Mercedes

More
img4
Toyota 4 Runner
Samochód w teren jak i miejski.

More
img2
Toyota 4 Runner
Samochód w teren jak i miejski.

More
 
         
         
  GRUPA MEDIA INFORMACYJNE - NURKOWANIE
   
COUNTRY:
         
 
 
   
Nurkowanie magazyn
   
Home news
   
Podstawowe inf.
   
Nurkowanie na świecie
Kdeks nurka
Planowanie podróży
Szkolenia nurkowe
Fotografia podwodna
Organizacje nurkowe
Fauna i flora
Zdrowie
   
Morze Karaibskie
   
Florida Keys
Little Bahama Bank
Wyspy Turks i Caicos
Isla de la Juventud
Kajmany
Cozumel i Jukatan
Belize
Grenada i "Bianca C"
   
Ocean Atlatycki
   
Scapa Flov
Porthkerris i Manacles
Lundy
Wyspy Skelling
Outer Banks
Fernando de Noronha
Gansbaai
   
Morze Śródźemne
   
Wyspy Medas
Sardynia
Ustica
Zenobia
   
Morze Czerwone
   
Thistlegorm
Brothers
Dahab
Zatoka Akaba
Sha'ab Rumi
   
Ocean Indyjski
   
Aliwal Shoal
Sodwana
W. Inhaca i Bazaruto
Jezioro Malawi
Park Morski Watamu
Wielki Komor
W. Mauritius i Rodrigues
Aldabra i Amiranty
At. Lhaviyani i Felidhoo
Wyspy Similan
Komodo
Bali
Ningaloo Reef
W. Neptuny i Dangerous Reef
   
Ocean Spokojny
   
Catalina
Morze Korteza
Cocos i Malpelo
Wyspy Galapagos
Rangiroa
Bora Bora
Atol Bikini
Laguna Chuuk
Wyspy Yap
Archipelag Palau
Rafy Tubataha
Sipadan
Cieśnina Lembah
East. Fields i Kimbe Bay
Wyspy Gizo i Uepi
SS "Presidrnt Coolidge"
Archipelag Fidżi"
Wielka Rafa Koralowa
Morze Koralowe
"Yongala"
Wyspy Poor Knights"
Lermontow
   
Słowniczek
   
Skala beauforta
   
Vademecum
   
Multimedia
   
Inne
   
Ogłoszenia
   
Promowane
   
   
 
   
   
Kontakt
   

Adam Nawara - Napisz do Nas: Grupa Media Informacyjne

   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
 
Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne
     

Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne to zestawienie najciekawszych informacji dla amatorów, profesjonalistów i pasjonatów świata podwodnego i związanego z nim nurkowania. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje o nurkowaniu, informacje teleadresowe, o organizacjach nurkowych, najciekawszych miejscach nurkowych wraz z opisem tych miejsc. Opis obejmuje również bazę logistyczną i usługową funkcjonującą w otoczeniu opisywanych nurkowisk. Jest to oczywiście informacja poglądowa, jednak stworzona przy współudziale pasjonatów nurkowania, wielu specjalistów. Mamy nadzieję, że osoby odwiedzające Nasz portal docenią wykonaną przez Nas pracę i wspólnie z Nami będą współtworzyć ten portal i tym samym przyczyniać się do propagowania tej pięknej pasji.

 
 
  Strona producenta :
www.ppp.com
     
Dokonując zakupu, dokonujesz właściwego wyboru
Grupa Media Informacyjne - Sklep GMI
 
 
 
 
 Nasi partnerzy  
   
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
     
 
 
 

 Kursy freedivingu - nurkowanie na zatrzymanym oddechu ...

My, freediverzy jesteśmy bardzo dumni z tego, że wiemy jak zabezpieczać się w czasie najgłębszych nawet nurkowań (no, może poza jazdą na windzie, która jednak sprawia nam trochę problemów asekuracyjnych). Pozornie jest to duma jak najbardziej uzasadniona. Poziom bezpieczeństwa uzyskiwany w czasie zawodów bezdechowych rzeczywiście jest bardzo wysoki, praktycznie 100 procentowy. W czasie ponad dziesięcioletniej historii imprez organizowanych pod auspicjami AIDA nie miał miejsce ani jeden poważny wypadek. Mimo że zawody te obfitowały w setki przypadków LMC i blackoutów nikomu nic złego się nie stało. To wszystko prawda, jest tylko jedno małe ale… ten poziom bezpieczeństwa można zapewnić tylko w czasie zawodów, a mówiąc ogólniej nurkowań przy linie. Tu mamy do dyspozycji opustówkę wraz ze smyczą, które nie pozwalają nurkowi zgubić się w odmętach, buddie’s bezdechowych asekurujących wynurzającego się zawodnika na kluczowych 10-20 metrach w strefie blackoutu i wreszcie systemy przeciwwagowe, które pozwalają na jego błyskawiczne wyciągnięcie gdyby, co mało prawdopodobne, ale jednak teoretycznie możliwe, zasłabł poniżej tej strefy.

A jak sprawy się mają, kiedy tego wszystkiego nie możemy zastosować, czyli w nurkowaniach rekreacyjnych? To temat wstydliwie zamiatany pod dywan, nieobecny na większości stron internetowych, w podręcznikach do freedivingu, a nawet na forach internetowych. Omijany, bo … właściwie nie bardzo wiemy jak asekurować się bez liny. Ogólne zasady mówią, że należy postępować zgodnie z protokołem one up – one down, czyli jeden nurkuje, a drugi obserwuje go uważnie z powierzchni, towarzyszy mu po wynurzeniu (nie zapominając o regule 30 sekund), a w razie gdyby nastąpił blackout pod wodą, nurkuje i wyciąga ofiarę. Teoretycznie wszystko gra, ale tak naprawdę ten schemat może poprawnie funkcjonować tylko przy zachowaniu dwóch warunków, które niestety w naszych mętnych jeziorach nie są spełnione nigdy, a w wodach przejrzystych też nie zawsze.

Przede wszystkim istotna jest dobra - kilkudziesięciometrowa przejrzystość wody. Tylko wtedy podwodny blackout ma szanse na to, że zostanie dostrzeżony przez asekuranta i, że w porę podejmie on odpowiednie działania. Tam gdzie przejrzystość nie przekracza kilku metrów, jeśli doszłoby do utraty przytomności pod wodą, to zanim w ogóle by to stwierdzono (a daje się to stwierdzić tylko w jeden sposób – po tym, że przez niepokojąco długi czas nurek się nie wynurzył), ofiara zostałaby odnaleziona i wydobyta na powierzchnię upłynęłoby tyle minut, że nie byłoby żadnych szans na jej uratowanie.

Jednak sama przejrzystość wody to nie wszystko. Drugim warunkiem jest by dno znajdowało się na niewielkiej (10-15 metrów) głębokości. Wyobraźmy bowiem sobie taki scenariusz: nurkowanie odbywa się w Morzu Czerwonym (superwidoczność) przy ścianie rafy opadającej w bezdenną przepaść. Nurek zachowuje się ostrożnie tj. nie zanurza się głębiej niż 15 metrów ale … dostrzega wyjątkowo interesującą ławicę ryb, podpływa do niej. Ławica fascynująco mieni się w słońcu, kręcąc się w koło i jednocześnie obniżając pułap. Wraz z nią opada nasz nurek. Po kilku chwilach jest już poniżej 20 metrów. Tymczasem minuty płyną nieubłaganie – kontrakcje, które pojawiły się już kilkanaście sekund wcześniej narastają. Nurek już prawie decyduje się na powrót, ale nietypowe zachowanie ławicy ponownie przykuwa jego uwagę. Kiedy wreszcie kontrolnie rzuca okiem na komputer, pokazuje on ponad 2 i pół minuty. Spanikowany tym niespodziewanie długim czasem pozostawania w bezdechu nurek z głębokości blisko 30 metrów rusza do góry. Niestety, narastająca hipoksja, odwodnienie i zmęczenie spowodowane długą sesją nurkowania (to już dwudzieste któreś zanurzenie tego dnia) robią swoje – po 3 minutach od startu, na głębokości 17 metrów traci przytomność.

Asekurujący go z powierzchni partner nie od razu orientuje się, co się stało. Rusza z pomocą dopiero po kilkunastu kolejnych, bezcennych sekundach. Zanim dotrze na 17 metrów ofiara, która na tej głębokości miała ujemną pływalność opadła już dobre 8 metrów niżej. Kiedy asekurant wreszcie dociera do nieprzytomnego kolegi komputer pokazuje prawie 30 metrów. To głębokość bliska jego życiówce. Jest spanikowany, przepona bije, uszy w których nie udało się wyrównać ciśnienia przeraźliwie bolą, nie może racjonalnie myśleć – zapomina o odpięciu pasów balastowych i z pełnym obciążeniem próbuje wyciągać partnera. Po kilkunastu sekundach nieefektywnej walki, w czasie której posunął się zaledwie o 3 metry do góry, czując narastające uczucie duszenia się, przerażony porzuca partnera i w kosmicznym tempie wystrzeliwuje ku powierzchni. Dociera tu z potężną sambą, ale na szczęście po kilkudziesięciu sekundach dochodzi do siebie. Tymczasem jego partner jest już w Wielkim Błękicie, poza czyimkolwiek zasięgiem i bez żadnych szans na ratunek. Mieliśmy zastosowany właściwy (?) protokół bezpieczeństwa, ale skończyło się tragedią. Niemożliwe? Możliwe.

Zdjęcie z podręcznika "Freedive!" Terry Maas & David Sipperly

Niestety nurkowanie rekreacyjne ze względu na brak możliwości zastosowania rozwiązań używanych w asekuracji nurkowań rekordowych jest mimo mniejszych głębokości bardziej niebezpieczne. Ryzyko podnosi dodatkowo fakt, że nurek zachowuje się inaczej niż przy linie. Tam mamy tylko zejście, nawrót i natychmiastowe wynurzenie. Praktycznie blackout może nastąpić tylko na ostatnich metrach w strefie SWB, gdzie nie tylko jest płytko (i zawsze w zasięgu ręki jest służący pomocą asekurant), ale nurek porusza się z impetem skierowanym ku powierzchni i ma dodatnią pływalność. W rekreacyjnych sprawy mają się inaczej – nurkujemy wprawdzie zdecydowanie płycej, ale pozostajemy tam dłużej, oglądamy rafę, rybki itp. co czasem, jak w przytoczonym opisie może nas tak zaabsorbować, że zapomnimy o bożym świecie. Jeśli wskutek tego pozostaniemy pod wodą zbyt długo i dojdzie do blackoutu, to niestety może on zastać nas nie tuż pod powierzchnią, gdzie partner powinien sobie poradzić z problemem, ale na głębokości, która w dodatku ze względu na ujemną pływalność z każdą sekundą będzie się powiększać. To, że takie sytuacje nie są tylko wymysłem gderliwych dziadków potwierdzają fakty (na szczęście jak na razie jeszcze nie z naszego, polskiego podwórka), jak choćby tragiczny wypadek syna Terry Maasa - gwiazdy amerykańskiego spearfishingu. W tym przypadku asekurujący partner, prawdopodobnie w skutek paniki, która mu się udzieliła, nie był w stanie wyciągnąć ofiary z zaledwie kilkunastu metrów. Warto zdawać sobie sprawę, że szczególnie narażeni na taki rozwój wydarzeń są łowcy podwodni. Zamiast wsłuchiwać się w swój organizm, kontrolować czas i głębokość koncentrują się na ustrzeleniu ryby. Czekają często zbyt długo, aż ta wypłynie spod kamienia, pod którym się ukryła, zajmie optymalną do oddania strzału pozycję itp. Dlatego wśród nich śmierć co roku zbiera wyjątkowo obfite żniwo i wśród ogółu osób nurkujących na zatrzymanym oddechu stanowią oni grupę najwyższego ryzyka.

Jak więc radzić sobie w sytuacji, kiedy dno jest głęboko i / lub widoczność nie przekracza kilku metrów i / lub jest się łowcą podwodnym, a w związku z tym asekuracja przez system one up – one down jest czysto iluzoryczna?

Kamizelka ratunkowa

Freediverzy zastanawiali się nad tym problemem od lat. W sumie już od dłuższego czasu najtrafniejszym rozwiązaniem wydawało się zastosowanie automatycznej kamizelki ratunkowej. Byłaby ona zaopatrzona w zbiorniczek ze sprężonym powietrzem, służącym w razie potrzeby do jej napełnienia, wyniesienia nurka na powierzchnię i utrzymania go na niej w pozycji twarzą ku górze. Zawór zbiorniczka otwierany byłby automatycznie w jednej z dwóch sytuacji: po przekroczeniu z góry zaprogramowanego maksymalnego czasu nurkowania (np. 2 minuty) lub maksymalnej dopuszczalnej głębokości (np. 20 metrów). Bardzo ważne jest by napełnienie odbywało się bez udziału woli nurka i w sposób całkowicie automatyczny, co stanowi główny problem konstrukcyjny (oraz źródło, za pewne wysokiej ceny gotowego produktu). Powstało kilka projektów tego typu kamizelek zarówno z mechanicznym jak i elektronicznym systemem kontroli głębokości i czasu nurkowania. Przy projektowaniu niektórych z nich brali udział znani freediverzy jak były współpracownik Pipina Rick Hernandez, czy ostatnio Terry Maas. Niestety jak do tej pory projekty te nie wyszły poza fazę prototypów. Ponadto istnieje obawa, że jeśli kiedyś pojawią się na rynku, to mogą być niechętnie kupowane zarówno z powodu ceny, która prawdopodobnie nie będzie niska jak i ze względu na to, że freediverzy mogą nie być entuzjastami zakładania na siebie czegokolwiek poza skafandrem.

Kamizelka (tu projektu firmy OCEANIC SAFETY SYSTEMS LLC) została zaprojektowana tak, by w wpozycji "spoczynkowej" była w miarę opływowa (patrz górny obrazek; dolny - kamizelka po napompowaniu), ale jednak będzie nieco krępować ruchy i generować dodatkowe opory hydrodynamiczne, co z pewnością nie wywoła zachwytu u przynajmniej części fanatyków „prawdziwego” free. Jednak mimo tych, może nieuzasadnionych, obaw kamizelka wydaje się być optymalnym rozwiązaniem zarówno dla nurka rekreacyjnego jak i dla łowców podwodnych. Jej nieocenioną zaletą jest to, że dawałaby realne zabezpieczenie również ludziom nurkującym solo.

Nurkowanie na smyczy

Póki co jednak kamizelek nie ma. A czy jest dla nich jakakolwiek alternatywa? Niestety, jak na razie nikt nie wymyślił niczego, co dawałoby podobny poziom bezpieczeństwa. Wydaje się, że w miarę rozsądną protezą systemu bezpieczeństwa mogłoby być nurkowanie rekreacyjne na … smyczy. Chodzi jednak o zupełnie inną smycz niż ta, której używamy w nurkowaniu przy linie opustowej. W tym wypadku jest to dużo dłuższy odcinek linki, rzędu 10-20 metrów (w zależności od tego, na jaką głębokość chcemy nurkować). Jeden koniec linki przymocowany jest do pływającej po powierzchni bojki, drugi na plecach nurka do pasa balastowego. Dzięki temu nurek może zanurzyć się tylko na długość linki, a więc nie opadnie na głębokość, z której nie będzie można go wyciągnąć. Będzie też z nim kontakt również w mętnej wodzie - jeśli nie wynurzy się w odpowiednim czasie, to pozostający na powierzchni partner po prostu ściągnie linkę i wydobędzie go. Istotne jest, żeby zamocowanie było właśnie do pasa balastowego, a nie w inny sposób (np. na stałe do nadgarstka). Dzięki temu w sytuacji gdyby linka zapętliła się na jakimś podwodnym obiekcie (czego niestety nie można wykluczyć) uniemożliwiając wynurzenie, wówczas nurek będzie mógł bez problemów uwolnić się od niej odpinając pas balastowy, a dzięki uzyskanej w ten sposób dodatkowej pływalności łatwiej osiągnie powierzchnię. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że w tej konfiguracji odpięcie pasa nie powoduje jego utraty (bo cały czas pozostaje on przypięty do linki), co w sytuacji awaryjnej powinno psychologicznie ułatwić podjęcie decyzji o jego odrzuceniu. Oczywiście rozwiązanie dające możliwość wypięcia się z linki ma swoje wady. Jeśli nurek to zrobi, wówczas partner traci z nim kontakt, ze wszystkimi możliwymi tego konsekwencjami. Jednak wydaje się, że jest to lepsze niż ryzyko zaplątania się i pozostania na dnie. Dodatkowym, tylko pozornie drobnym szczegółem jest to, że linka koniecznie musi być pływająca. Dzięki temu nie będzie pętała się po dnie zahaczając o podwodne obiekty. Nurkowanie z pływającą linką jest też bardzo eleganckie – spoczywa ona na powierzchni, a w dół opada tylko tyle jej metrów ile nurek wyciągnął schodząc na daną głębokość. Kiedy nurek wraca, linka jest jakby wybierana tj. samoczynnie powraca na powierzchnię, co bardzo ogranicza możliwość zaplątania się w nią. Kiedy nurkujemy w parach, należy posługiwać się jednym zestawem bojka + linka. Dwa komplety są zbędne, bo i tak zawsze nurkuje tylko jeden nurek, ponadto dwie linki łatwo mogłyby się splątać ze sobą. Partnerzy nurkują na przemian każdorazowo przepinając się do linki, dlatego aby to ułatwić i przyśpieszyć można zapiąć na obu pasach balastowych po jednym karabinku i zamiast wiązać linkę do pasa, wpinać ją jednym ruchem do tego właśnie karabinka (powinien jednak być to karabinek zakręcany lub lepiej bagnetowy, z blokadą otwarcia). Kluczowe jest by w razie sytuacji awaryjnej wymagającej zastosowania systemu tj. wyciągnięcia nieprzytomnego nurka, w ogóle dało się to zrobić. Wbrew pozorom nie jest wcale oczywiste, że uda się to tak łatwo. Wyciąganie czegokolwiek przez człowieka pozostającego w wodzie, gdzie nie ma żadnych punktów oparcia nie jest banalne. Dlatego do bojki podpięty powinien być karabinek, a jeszcze lepiej karabinek z bloczkiem Po przepięciu przez niego linki można zaprzeć się jedną nogą powyżej karabinka uzyskując brakujący punkt podparcia, a rękami ciągnąc linkę wydobywać ofiarę. Ponadto właściwe wydaje się stosowanie bojek o dużej wyporności np. takich, do których wiązane są liny opustowe, a nie małych używanych przez nurków scuba.

Niestety nie róbmy sobie wielkich nadziei. Życie jest tylko życiem. Kamizelki, o ile w ogóle kiedykolwiek staną się dostępne, to z pewnością nie nastąpi to szybko i ze względu na cenę mogą nie wejść w powszechne użycie, przynajmniej nie od razu. Wątpię też, aby nurkowanie na smyczy stało się popularną metodą, ale gdybym nawet się mylił, to w żaden sposób nie załatwia ono problemu nurkowania solo. Oczywiście w tym momencie puryści powiedzą, że nurkowanie solo jest absolutnie niedopuszczalne i w ogóle nie powinno być rozpatrywane. Niby racja, ale z drugiej strony, życie jest tylko życiem, i mimo powszechnego w środowisku freediverów potępienia tego rodzaju działalności, nie znam chyba ani jednego nurka, któremu by się to nie przytrafiło w karierze.

Kilka dobrych rad (tych samych, co zawsze)

Co więc robić wobec takiego stanu rzeczy? Niestety, na 100% zabezpieczyć nijak się nie da. Można tylko przypomnieć jeszcze raz elementarne zasady, które powinny obowiązywać zawsze wtedy, kiedy nurkujemy bez liny opustowej i całego wiążącego się z nią zabezpieczenia (BTW większość tych zasad odnosi się do każdego rodzaju nurkowania, również tego z liną). Z pewnością stosowanie się do nich ryzyka nie wyeliminuje, ale może je w pewnym stopniu ograniczyć:

- nurkuj nie więcej niż na 50% swoich możliwości (czasu i głębokości)

- kontroluj swój organizm i w razie symptomów dyskomfortu (kontrakcje) wynurzaj się nie zwlekając

- nie hipewrentyluj (w ogóle!) przed zanurzeniem

- rób odpowiednio długie (minimum 3-4 x dłuższe niż czas zanurzenia) przerwy między nurkowaniami, a po wyczerpującym nurkowaniu zrób przerwę jeszcze dłuższą niż normalnie (znane są przypadki blackoutów / LMC, które wystąpiły w nurkowaniach poprzedzonych zbyt krótką przerwą na odpoczynek po bezpośrednio poprzedzającym je zanurzeniu)

- nie koncentruj się na osiągnięciu celu (jak dotarcie do określonego miejsca, ustrzelenie lub sfotografowanie ryby, czy wykonanie jakiegoś zadania) i generalnie nie pozwól by świat zewnętrzny zaabsorbował twoją uwagę, zamiast tego koncentruj się na własnym organizmie, kontroluj go, ale panuj też nad czasem nurkowania oraz głębokością

- unikaj zbędnego wysiłku pod wodą, oszczędzaj tlen jak tylko możesz

- nawadniaj się przed nurkowaniem jak i w jego trakcie (najlepiej stosuj napoje izotoniczne, które oprócz funkcji nawadniającej dodatkowo dostarczają łatwo przyswajalnych węglowodanów)

- w przeddzień nurkowania (nie mówiąc o samym dniu nurkowania) nie pij alkoholu, ale również kawy, herbaty, coli i nie jedz czekolady. Wszystkie te używki są diuretynami – odwadniają organizm, nie mówiąc o innych negatywnych skutkach

- w razie zaliczenia samby lub blackoutu wychodź z wody i nie wracaj do niej tego samego dnia

- nie przeważaj się, dostosuj obciążenie nie tylko do pułapu, na jakim planujesz się poruszać ale również biorąc pod uwagę to gdzie znajduje się dno. Nurkując rekreacyjnie często zabieramy więcej ołowiu by na (niewielkiej) głębokości operacyjnej mieć neutralną pływalność. Jeśli jest to np. 5 metrów, to wydaje się, że wyważenie na zero właśnie na 5 metrach będzie OK. Pamiętaj jednak, co będzie się działo jeśli dno leży kilkadziesiąt metrów niżej, a ty świadomie lub przypadkiem przekroczysz planowaną głębokość o kilka dobrych metrów i nagle staniesz się mocno ujemny? Jeśli potem pojawi się niedotlenienie, to możesz mieć poważny problem. Oczywiście inaczej sytuacja wygląda, jeśli nurkowanie odbywa się w akwenie, gdzie dno znajduje się na głębokości nie przekraczającej tych przykładowych pięciu metrów.

- nigdy nie nurkuj z fajką w ustach. Wysiłek związany z opróżnianiem fajki przed wzięciem pierwszego oddechu może doprowadzić do blackoutu. To oczywiście może zdarzyć się tylko w sytuacji, gdy z jakiegoś powodu nurek znalazł się na granicy swoich możliwości. Nikt w nurkowaniach rekreacyjnych świadomie nie planuje takich skrajnych sytuacji, ale czasem dochodzi do nich zupełnie nieoczekiwanie. Ponadto trzymana w ustach fajka utrudnia rozluźnienie mięśni twarzy, a także może być przyczyną zaaspirowania wody do dróg oddechowych

- nie nurkuj po długotrwałym wysiłku, ale również nie przedłużaj zanadto sesji nurkowej, bo ona sama w sobie jest źródłem zmęczenia. Ta kwestia wymaga krótkiego wyjaśnienia. Chodzi o to, że w wyniku długotrwałego wysiłku spaleniu ulegają węglowodanowe zapasy energii (przyjmuje się, że starczają one na ok. 1 godzinę treningu) i organizm przechodzi na metabolizowanie tłuszczy. To z kolei łączy się z konsumowaniem większej o około 8% ilości tlenu, przy jednoczesnej mniejszej o około 30% podaży dwutlenku węgla. W rezultacie powstaje szatańska mieszanka - mamy mniej tlenu, a ze względu na niższy poziom CO2 potrzeba zaczerpnięcia oddechu zamiast wcześniej pojawia się dużo później! Blackout bez żadnego ostrzeżenia staje się więc bardzo prawdopodobny.

Mamy więc listę zaleceń, ale nie oszukujmy się. Nawet stosowanie się do nich co do joty może nie uchronić nas od tragedii. Na to czy blackout będzie miał miejsce czy nie, wpływ ma tyle czynników, że nie ma co liczyć na to, że będziemy w stanie w pełni je kontrolować. Co roku odnotowujemy potwierdzające to przypadki, kiedy blackout pojawił się bez żadnego ostrzeżenia i to w sytuacji kiedy „nie miał prawa” się zdarzyć, bo nurek czuł się dobrze, nie hiperwentylował, a nurkowanie leżało grubo poniżej jego możliwości. Konkretne przykłady : nurek bez problemów zrobił na basenie nawrót po 75 metrach (bez płetw) i płynął dalej, bo nie odczuwał potrzeby zaczerpnięcia oddechu. Jednak mimo, że czuł się tak dobrze i dotarł do 100 metra, to z ostatniej długości zapamiętał tylko jej pierwszą połowę. Po wynurzeniu miał potężny blackout. Inny przypadek też z basenu: nurek powtarzał ćwiczenie wielokrotnie wykonywane przez niego bez najmniejszych problemów (25 metrów + 30 sekund statyki przy drabince i powrót). Tym razem w połowie statyki, bez żadnego ostrzeżenia stracił przytomność. Obudził się następnego dnia na OIOM’ie. I przykład z wód otwartych: doświadczony łowca podwodny (10 lat nurkowania na koncie) wykonuje nurkowanie na głębokość 20-kilka metrów (zdecydowanie w granicach jego możliwości), czas około półtorej minuty (jak z głębokością), na dole strzela do ryby, wynurza się z łatwością i … na ok. 10 metrach bez żadnych zapowiadających to symptomów traci przytomność. Późniejsza analiza pokazuje, że nie popełnił żadnych błędów ani w czasie godzin poprzedzających feralne nurkowanie, ani w bezpośrednim przygotowaniu do niego, ani w czasie jego przebiegu. A jednak trafiło go! Takie przypadki można mnożyć w nieskończoność.

A więc, jeśli decydujesz się na nurkowanie bez odpowiedniego zabezpieczenia pamiętaj – kostucha czeka. Ona jest cierpliwa, nie śpieszy jej się, ale kiedyś może przyjść i po ciebie. W momencie, kiedy najmniej będziesz się tego spodziewał.

Dynamika bez płetw. Elementy techniki dla początkujących

Prowadząc kursy freedivingu zauważyłem, że na basenie wielu osobom największy problem sprawia tzw. dynamika bez płetw - jedna z trzech dyscyplin (oprócz statyki i dynamiki w płetwach), których wraz z innymi zagadnieniami takimi jak techniki relaksacyjne, czy ćwiczenia oddechowe i rozciągające, uczę na kursach basenowych.

Termin dynamika w odniesieniu do nurkowania może wydawać się dość dziwaczny. Mnie przynajmniej wydał się takim kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałem interesować się freedivingiem i usłyszałem go po raz pierwszy. Pochodzi on wprost od angielskiej nazwy dynamic stosowanej przez Anglosasów, i biorąc pod uwagę to, że język angielski zdominował wiele obszarów językowych, pewnie tak już zostanie. We freedivingu dynamika to nic innego jak najzwyklejsze pływanie na odległość tyle, że pod powierzchnią wody, a dynamika bez płetw to to samo tylko, że (oczywiście bez płetw) jakby zwykłą żabką. Jednak ta żabka nie do końca jest taka „zwykła” i osobom, które nigdy wcześniej jej nie próbowały, sprawia nieco kłopotu. W płetwach jest łatwiej, bo mają one taką powierzchnię, że nawet technicznie słaby nurek machnąwszy nimi choćby byle jak, będzie przemieszczał się do przodu. Bez płetw sprawy się komplikują, co nie oznacza, że „zwykli” ludzie (tj. nie będący freediverami) nie potrafią pływać żabką pod wodą. Rzecz w tym, że to co ci zwykli ludzie robią nie zasługuje na szlachetne :) słowo dynamika.

Zacznijmy od rzeczy najbardziej elementarnej, a mianowicie od wyważenia. Ten akurat termin doskonale znany jest nurkom sprzętowym, idea za nim stojąca powinna więc być dla nich łatwa do zrozumienia. Otóż aby dynamika rzeczywiście była dynamiką nurek musi być odpowiednio wyważony. Zwykły człowiek nabrawszy pełne płuca powietrza (a tak postępują prawie wszyscy zwykli ludzie, którym przyjdzie przepłynąć jakiś odcinek pod wodą na zatrzymanym oddechu) ma jak diabli dodatnią pływalność. Zachowuje się trochę jak spławik, który woda bezlitośnie wypycha na powierzchnię. W każdej chwili biedny nurek musi walczyć z dodatnią pływalnością poświęcając na tę walkę, zamiast na poruszanie się do przodu, znaczną część swej energii (i bezcennego w tych warunkach tlenu). Jego ruchy są gwałtowne, następujące jeden po drugim, bez wytchnienia, bo nawet krótka przerwa spowodowałaby nieuchronne – natychmiastowe wyniesienie na powierzchnię, a przecież nie o to w pływaniu pod wodą chodzi, prawda? Czy można temu zaradzić?

Oczywiście, że tak! Metody są dwie. Pierwsza, bardziej wymagająca polega na … nie nabieraniu powietrza do płuc lub jak kto woli, pływaniu na wydechu. Ludzkie ciało, gdyby pozbawione było płuc (a w zasadzie zgromadzonego w nich powietrza) miałoby pływalność ujemną i człowiek zawsze tonąłby w wodzie. Przyczyną, że się tak nie dzieje jest powietrze znajdujące się w płucach. Ono daje nam dodatnią pływalność, a zmieniając jego ilość możemy tę pływalność regulować. W szczególności możemy zrobić wydech pozostawiając tylko tyle powietrza, by nasza pływalność była zbliżona do zerowej.

Jednak pomysł z nabieraniem małej ilości powietrza przy nurkowaniu z zatrzymanym oddechem nie wszystkim musi się podobać  Stąd idea wyważenia tj. zrównoważenia dodatniej pływalności odpowiednio dobranym balastem. Dobrze wyważony freediver na głębokości „operacyjnej”, która w dynamice oznacza na ogół około jednego metra ma pływalność praktycznie zerową. Oznacza to, że nie tonie, ani nie jest wynoszony na powierzchnię i odbiwszy się mocno nogami od ściany basenu płynie na niezmiennej głębokości pokonując pięć, siedem, a czasem ponad dziesięć metrów w całkowitym bezruchu! Nie tracąc przy tym energii ani tlenu! Jakaż różnica w stosunku do „zwykłego” pozbawionego ciężarków człowieka, który na tym samym odcinku musi wykonać dwa, trzy a czasem i więcej cykli ruchów rękami i nogami, by utrzymać się pod powierzchnią wody!

Jednak właściwe wyważenie to nie tylko odpowiednia ilość kilogramów ołowiu. Równie istotne jest ich rozmieszczenie na naszym ciele. W sumie to podobna sytuacja jak w nurkowaniu sprzętowym – aby złapać prawidłowy trym balast musi znajdować się we właściwych miejscach. Tradycyjnym miejscem na ciężarki nurkowe jest talia nurka, ale we freedivingu basenowym nie jest to miejsce dobre. Znajdujący się tam pas balastowy ciągnie nurka w dół, podczas gdy wypychające ku górze powietrze zgromadzone jest w płucach. Te zaś znajdują się dużo wyżej niż talia. Per saldo więc u będącego w pozycji poziomej freedivera powstaje moment obrotowy sprawiający, że dolna część tułowia wraz z nogami opada na dno, a górna wraz z głową wynoszona jest na powierzchnię i mimo, że średnią pływalność nurek ma zerową, z dynamiki nic dobrego nie wychodzi. Prawidłowe wyważenie można uzyskać dopiero zakładając tzw. neckweight czyli ciężarek szyjny umiejscowiony, jak nazwa wskazuje, na szyi. Tylko w przypadku używania grubej (co w dynamice basenowej oznacza na ogół grubszej niż 1 – 1,5 mm) pianki pojawia się dodatkowo konieczność założenia niewielkiego obciążenia również na pas. Dopiero tak wyważony nurek, może pokusić się o wykonanie prawdziwej, dającej okazję do długich faz szybowania w bezruchu i dzięki temu dostarczającej mnóstwa satysfakcji, dynamiki bez płetw. Dlatego też na swoich kursach poświęcam czas na prawidłowe wyważenie kursantów, z których każdy otrzymuje na czas trwania kursu swój własny, odpowiednio dobrany neckweight.

Jednak samo, najlepsze nawet wyważenie, to jeszcze nie wszystko (och, gdyby życie mogło być tak proste!). Niestety, schody zaczynają się dopiero teraz.

Zacznijmy od rytmu. W żabce powierzchniowej rytm jest ciągły, kolejne ruchy następują praktycznie jeden za drugim: ręce, nogi, ręce, nogi, ręce, nogi … W dynamice podwodnej jest inaczej. Po każdym ruchu napędowym przychodzi faza długiego szybowania. Nurek pozostaje wtedy przez chwilę jakby w statyce. Nie wykonuje żadnych ruchów, a przemieszcza się wyłącznie siłą nadanego przed chwilą rozpędu. Zdobywa odległość pozostając na stałym pułapie, ale nie traci energii na walkę z pływalnością. Och, co za rozkosz! Przyznaję, że dla mnie to najpiękniejsza chwila i kwintesencja dynamiki bez płetw. Zapominam wtedy o całym świecie i szybuję, szybuję, szybuję … Rozmarzyłem się ale trzeba wracać do rzeczywistości. A więc w DNF rytm jest zupełnie inny: ręce, PAUZA, nogi, PAUZA, ręce, PAUZA, nogi, PAUZA itd. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to nic trudnego, ale w praktyce bywa z tym różnie. Ludzie są na ogół przyzwyczajeni do rytmu żabki powierzchniowej i „wklejenie” dodatkowych faz wyczekania sprawia im, zwłaszcza na początku, problemy. Na ogół, po przepłynięciu kilku długości basenu i wysłuchaniu uwag instruktora, problem znika, ale bywa i tak, że trzeba zalecić kursantowi dodatkowe ćwiczenia i dopiero one pozwalają mu na uporanie się z niesfornym ciałem, w którego pamięci mięśniowej zakodowany jest zupełnie inny rytm. Zdarzają się też kursanci, którzy próbowali wcześniej swoich sił w DNF i mają już tę kwestię wstępnie przyswojoną, wykonują pauzy ale … zdecydowanie za krótkie. Przekonanie ich, że nie muszą się donikąd śpieszyć i mogą, a nawet powinni pozwolić sobie na odrobinę luzu, spokoju i wydłużenie fazy szybowania, zajmuje trochę czasu oraz wymaga cierpliwości.

Pisząc o rytmie nie sposób nie wspomnieć o kwestii koordynacji. Poszczególne ruchy muszą być wykonywane w odpowiedniej kolejności i w odpowiednim czasie. Powinno wyglądać to mniej więcej tak:

1. Płyniemy (np. po odbiciu od ściany basenu) w pozycji strzałki tj. całe ciało jest wyprostowane z rękami wyciągniętymi nad głowę. Szybujemy, szybujemy, szybujemy … :) i …

2. … gdy zaczynamy wytracać prędkość ręce wykonują pociągnięcie. Sposób jego wykonania to oddzielny problem, który wymaga specjalnego omówienia. Jednak na razie ograniczę się tylko do najważniejszego tj. do tego, że ręce przesuwają się znad głowy aż na sam dół, do ud. To zupełnie inaczej niż w żabce powierzchniowej, gdzie ruch napędowy kończy się mniej więcej na wysokości barków i od tej chwili dłonie zaczynają powrót do pozycji wyprostowanej nad głowę. Takie są wymogi stylu klasycznego, a ich złamanie w przypadku zawodów rozgrywanych pod auspicjami FINA (czyli m.in. na olimpiadzie) grozi dyskwalifikacją. U nas jest jednak zupełnie inaczej. U nas ręce zataczają pełny ruch, od wyprostu nad głową aż do sięgnięcia dłońmi do ud.

3. Po dotarciu dłoni do ud nie rozpoczynają one powrotu nad głowę, ale pozostają tam nieruchome, przyklejone do nóg, a nurek znów szybuje, szybuje, szybuje … w bezruchu.

4. Wreszcie jednak przychodzi moment, gdy trzeba z powrotem przenieść ręce nad głowę, a nogi podciągnąć pod pośladki, by móc wykonać nimi kopnięcie. I tu pojawia się kolejny mały problem, właśnie ze wspomnianą wyżej koordynacją. Przyzwyczajeni do żabki powierzchniowej kursanci mają nawyk, by powrót rąk i nóg rozpoczynać w tym samym momencie. W stylu klasycznym działa to bardzo dobrze, ale … u nas, jak zwykle sprawy mają się trochę inaczej. Rzecz w tym, by w chwili kiedy nogi wykonują kopnięcie, ręce były już wyciągnięte nad głowę tak, by sylwetka nurka była maksymalnie hydrodynamiczna. Inaczej znaczna część impetu jaki nadają nurkowi nogi zostanie zmarnotrawiona na pokonywanie oporów wody. W stylu powierzchniowym równoczesne rozpoczęcie powrotu rąk i nóg sprawdza się bardzo dobrze. Ręce przesuwają się z linii barków do pozycji wyprostowanej, a w tym samym czasie nogi pokonują mniej więcej taki sam dystans podciągając stopy pod pośladki. Kiedy rozpoczyna się kopnięcie, ręce są więc już wyprostowane. Tymczasem u nas ... ręce mają do pokonania miej więcej dwa razy dłuższą drogę! Powrót rozpoczyna się bowiem nie z linii barków ale z okolic ud. Nic więc dziwnego, że przy równoczesnym rozpoczęciu powrotu (rąk i nóg), kiedy nogi są już gotowe do kopnięcia, ręce dopiero mijają głowę! Pozycja jest daleka od optymalnej, a energia kopnięcia idzie w gwizdek. Żeby tego uniknąć trzeba … spóźnić start podciągnięcia nóg, w stosunku do przeniesienia rąk. I … znów trzeba się tego nauczyć, wypleniając stare nawyki. Niby proste, a w praktyce okazuje się, że potrafi to sprawiać nieco kłopotów. Okay. Nauczywszy się „spóźniania” nóg udało się przenieść ręce i nogi z zachowaniem odpowiedniej koordynacji. Teraz, z wyprostowanymi nad głową rękami następuje kopnięcie, po którym …

5. … oczywiście znów szybujemy, szybujemy, szybujemy, co oznacza, że … cały cykl zaczyna się od nowa i za chwilę znów będziemy mogli wykonać kolejne pociągnięcie rękami, po którym nastąpi ponowne szybowanie potem powrót rąk i nóg i kopnięcie i znów szybowanie, szybowanie, szybowanie … i tak bez końca (lub raczej do chwili gdy zapragniemy się wynurzyć)

Dobry nurek na jednej długości 25-metrowego basenu wykonuje zaledwie trzy, a czasem nawet tylko dwa takie cykle! I w ten sposób pokonuje sto kilkadziesiąt metrów! Czasem dla zabawy płynie jeden tylko basen starając się wykonać jak najmniejszą liczbę cykli. Jak na razie rekordowe osiągnięcie w tej „konkurencji” to ni mniej, ni więcej jak … pół cyklu na 25 metrów, a dokładnie odbicie od ściany, jeden ruch rękami i … nic poza tym! Oczywiście w ten sposób nie da się przepłynąć długiego dystansu, bo tempo poruszania się jest w tym przypadku zbyt wolne, jednak pozwala to wyobrazić sobie, co daje odpowiednie wyważenie w połączeniu z nienaganną techniką. Porównajmy to z pozbawionym balastu, wiosłującym raz za razem pływakiem, który by pokonać tej samej długości basen potrzebuje ośmiu, a czasem i dziesięciu nerwowo wykonywanych cykli, a będziecie już wiedzieli, dlaczego jego pływania nie nazywam terminem dynamika bez płetw :)

To co przedstawiłem powyżej to oczywiście tylko ułamek podstawowej wiedzy, czy może raczej należałoby powiedzieć umiejętności, jakie trzeba posiąść, by cieszyć się pełną przyjemnością jaką daje DNF. Problemów jest jeszcze całe mnóstwo m.in. związanych z odpowiednią pracą rąk, ich ułożeniem, pozycją stóp, startem, nawrotami itd. itp. Na szczęście korzystając z pomocy kompetentnego instruktora wszystkie je można stosunkowo szybko pokonać (choć potem należy doskonalić technikę przez całe lata). Więcej na ten temat ale również na temat dynamiki w płetwach, statycznego wstrzymania oddechu, technik relaksacyjnych, oddechowych, rozciągających, a także fizjologii nurkowania na zatrzymanym oddechu można dowiedzieć się i nauczyć na prowadzonych przeze mnie basenowych kursach

Krótki przegląd niektórych technik wyrównywania ciśnienia

Wyrównanie ciśnienia w uchu wewnętrznym dla wielu freediverów stanowi podstawowy problem w nurkowaniu głębokim. To, co zatrzymuje ich na 30, 40 czy 60 metrach to na ogół właśnie dobrnięcie do własnych granic możliwości związanych z uchem. Często mogliby zanurkować głębiej, mają dość powietrza, zapas sił w nogach, ale nie są w stanie powiększyć głębokości właśnie z tego jednego powodu. Nie ma w tym nic dziwnego, bo wyrównywanie ciśnienia we freedivingu jest ze zrozumiałych powodów o wiele trudniejsze niż w nurkowaniu SCUBA. Po pierwsze nurek dysponuje tu nieporównanie mniejszą ilością powietrza. Po drugie zanurzenie najczęściej odbywa się głową w dół, co dodatkowo pogarsza sprawę zarówno ze względu na to, że powietrze „ucieka” ku górze (a więc z głowy i uszu do płuc), jak i z powodu budowy anatomicznej ujścia trąbek Eustachiusza. Stąd konieczność posługiwania się bardziej zaawansowanymi technikami niż te, których na co dzień używają nurkowie sprzętowi. Co ciekawe, większość metod stosowanych przez freediverów wywodzi się z nurkowania SCUBA, są jednak pewne (np. mouthfill, wet equalisation) właściwe tylko dla freediverów, przez nich wypracowane i tylko przez nich stosowane.

Różne techniki można podzielić na ciśnieniowe, bezciśnieniowe oraz mieszane. Szczególną techniką, nie zaliczaną do żadnej z ww. grup jest wet equalisation czyli zalewanie jamy nosowej i zatok wodą. Metody ciśnieniowe (np. Valsalva, Frenzel) polegają na wytworzeniu nadciśnienia w jamie nosowej, co powoduje otwarcie trąbek Eustachiusza i wyrównanie ciśnienia w uchu. Aby nadciśnienie można było w ogóle wytworzyć konieczne jest uniemożliwienie ucieczki powietrza przez nos. Najczęściej uzyskuje się to przez złapanie się za nos ręką lub założenie zacisku, ale możliwe jest też przez wykorzystanie do tego celu obciskającej się na nosie, wskutek narastającego w niej podciśnienia, masce. W technikach bezciśnieniowych (np. BTV, Toynbee) trąbki zostają otwarte nie wskutek nadciśnienia, a przez pracę odpowiednich grup mięśni. Są one bardzo eleganckie, ponieważ nie wymagają łapania się z nos, ale na ogół zawodzą na większych głębokościach, kiedy objętość płuc spada poniżej objętości zalegającej, a ciśnienie znajdującego się w nich powietrza staje się mniejsze niż ciśnienie zewnętrzne. Z tego względu poniżej pewnej granicy nurkowie posługujący się nimi z reguły w jakiś sposób podwyższają ciśnienie w jamie nosowej, co oznacza, że przechodzą od techniki czysto bezciśnieniowej do techniki mieszanej.

Większość technik może być opanowana przez większość ludzi. Są jednak takie, które uchodzą za trudniejsze (jak BTV czy mouthfill Frenzel), a inne (jak Valsalva) jest w stanie zastosować w zasadzie każdy i to bez żadnego treningu. Z drugiej strony występują dość znaczne różnice w budowie anatomicznej trąbek Eustachiusza pomiędzy poszczególnymi osobami. U jednych otwierają się one tak łatwo, że w zasadzie nie wiadomo jak się to dzieje, a u innych wymaga to szczególnych zabiegów. Stąd mamy np. Martina Stepanka, który nurkując w masce, bez względu na głębokość nie potrzebuje łapać się za nos, bo jego trąbki zdają się otwierać na życzenie w dowolnym momencie (prawdopodobnie stosuje jakąś modyfikację BTV), a z drugiej strony trafiają się osoby, dla których opanowanie niektórych technik wydaje się pozostawać poza ich możliwościami.

Próba Valsalvy

Opisana po raz pierwszy przez Antonio Valsalvę w XVIII wieku. Bardzo łatwa do opanowania, stosowana „od zawsze” przez nurków SCUBA i z reguły również przez początkujących freediverów. Polega na „dmuchaniu” przy zamkniętym (na ogół palcami ręki) nosie. Jej podstawową zaletą jest łatwość z jaką można się jej nauczyć. Wady to nieskuteczność na dużych głębokościach, angażowanie w procesie wyrównywania ciśnienia całej klatki piersiowej oraz ryzyko wywołania problemów natury krążeniowej u niektórych osób. Poniżej około 30 metrów płuca zostają skompresowane do objętości zbliżonej do objętości zalegającej (residual volume). Jest to ta objętość, która pozostaje w płucach po zrobieniu maksymalnego, forsownego wydechu. Odpowiada jej maksymalne ściśnięcie klatki piersiowej przy pomocy mięśni międzyżebrowych i maksymalne podciągnięcie przepony. Bardziej ścisnąć płuc i wycisnąć z nich więcej powietrza nurek po prostu nie jest w stanie. Dlatego właśnie gdzieś w okolicy 30 metra, a często wcześniej możliwości wyrównania ciśnienia metodą Valsalvy definitywnie się kończą. Jest to więc dobra metoda na początek przygody z freedivingiem, ale szybko musi być zastąpiona inną np. Frenzlem.

Technika Frenzla (we Włoszech nazywana Marcante-Odaglia)

Opracowana w czasie II Wojny Światowej przez komandora Luftwaffe Hermana Frenzla dla potrzeb pilotów bombowców nurkujących. W locie nurkowym zmiany ciśnienia w nie hermetyzowanej kabinie są tak duże i szybkie, że wyrównywanie ciśnienia w uszach stanowi poważny problem – rozwiązany właśnie przez Frenzla. Podobnie jak Valsalva jest to technika ciśnieniowa, jednak w tym przypadku ciśnienie wytwarzane jest nie przez ściskanie klatki piersiowej, ale przez język. Najpierw powietrze z płuc jest gromadzone nad nim, a następnie wykonywany jest jego silny ruch do góry i do tyłu tak, że jak tłok przepycha on powietrze do jamy nosowej zwiększając panujące w niej ciśnienie. Dla prawidłowego wykonania Frenzla potrzebne jest zatkanie nosa i zamknięcie głośni, aby powietrze nie mogło uciec ani na zewnątrz przez nos, ani do płuc. Tylko wtedy ujdzie przez trąbki Eustachiusza do ucha środkowego wyrównując w nim ciśnienie. Frenzel jest trudniejszy do opanowania od Valsalvy, ze względu na wspomnianą konieczność zamknięcia głośni, czemu dodatkowo towarzyszyć musi utrzymywanie podniebienia miękkiego w pozycji neutralnej tj. takiej, w którym jama ustna i nosowa są połączone. Dla większości ludzi nie jest proste i dla opanowania tej metody konieczne są długotrwałe ćwiczenia. Z drugiej strony zdarzają się osoby, które bezwiednie wykonują Frenzla będąc przekonane, że jest to tylko Valsalva.

Bardzo dokładny opis samej techniki jak również sposobu jej opanowania został sporządzony przez Erica Fattaha i zamieszczony w dokumencie „The Frenzel Technique, Step-by-Step”. W 2006 roku został on uzupełniony przez Petera Scotta. Można go ściągnąć ze strony Liquidvision.

Przewagi Frenzla nad Valsalvą

Jest ich kilka. Po pierwsze inaczej niż Valsalva Frenzel pozwala na wyrównanie ciśnienia na każdej głębokości, o ile tylko nad językiem uda się zgromadzić trochę powietrza (co akurat na dużych głębokościach nie jest takie proste, ale o tym w dalszej części artykułu). Po drugie Valsalva angażuje do pracy bardzo duże grupy mięśni, podczas gdy Frenzel tylko język, dzięki czemu wysiłek związany z wyrównaniem ciśnienia jest dużo mniejszy, a więc mniejsze jest zużycie tlenu. Język jest jednym z najsilniejszych mięśni w naszym organizmie, dlatego przy jego pomocy wyrównywanie ciśnienia przychodzi z wielką łatwością. Efekt działania Frenzla jest szybszy niż Valsalvy, a jednocześnie, język jest dużo bardziej precyzyjny w dawkowaniu powietrza. Dzięki temu przy Frenzlu nie ma ryzyka uszkodzenia delikatnych tkanek w uchu środkowym, nosie lub płucach co może się przytrafić przy forsownym stosowaniu Valsalvy. Wreszcie Frenzel nie powoduje wzrostu ciśnienia wewnątrz klatki piersiowej, co ma miejsce przy Valsalvie i może być przyczyną problemów natury sercowo – krążeniowej (u niektórych osób nawet utraty przytomności). Reasumując w stosunku do Valsalvy Frenzel umożliwia osiąganie większych głębokości, wymaga mniej wysiłku, jest szybszy i bardziej precyzyjny oraz bezpieczniejszy z medycznego punktu widzenia.

Mouthfil technique

Podstawowy problem z Frenzlem polega na tym, że żeby go wykonać trzeba … mieć choć trochę powietrza nad językiem. Na pierwszych 20-30 metrach nie ma z tym problemu, bo przepycha się je tam z płuc przy pomocy przepony (stąd często używana nazwa diaphragmatic Frenzel – Frenzel przeponowy). Jednak im głębiej tym trudniej jest to zrobić, bo pojawia się ten sam problem co przy Valsalvie - płuca osiągają objętość zalegającą i trudno jest cokolwiek z nich wycisnąć. Wprawdzie przy Frenzlu problem ten manifestuje się nieco później, bo powietrza nie trzeba płucami kompresować w celu przepchnięcia przez trąbki Eustachiusza (to robi język), ale nie da się go uniknąć. Można wprawdzie pomagać sobie przy pomocy reverse packs (technika wysysania powietrza z płuc przy pomocy języka, pozwalająca m.in. na obniżenie objętości płuc poniżej objętości zalegającej) jednak zwłaszcza u niektórych osób grozi to wystąpieniem poważnego urazu lung squeeze, dlatego jest to nie zalecane. W tej sytuacji Eric Fattach proponuje stosowanie techniki mouthfill. Polega ona na odpowiednio wczesnym napełnieniu jamy ustnej powietrzem i następnie używania tego powietrza (tylko tego! Powietrze pozostałe w płucach nie będzie już nam potrzebne) do wyrównywania ciśnienia. Usta napełnia się na takiej głębokości, kiedy jeszcze można to zrobić bez większego wysiłku, czyli gdzieś między 20 a 30 metrem. Dalej do wyrównywania ciśnienia (w uszach i w masce) używa się już wyłącznie powietrza zgromadzonego w ustach. Prosta matematyka pokazuje, że o ile tylko uda się napełnić usta w 100% i zrobi to około 30 metra, to powietrza powinno starczyć do głębokości dobrze przekraczających 100 metrów. Podstawowe trudności w opanowaniu mouthfill związane są najpierw z odpowiednim napełnieniem ust, a potem z utrzymaniem w nich powietrza. Ma ono bowiem wielką ochotę uciec do góry tj. wrócić do płuc. Aby temu zapobiec po napełnieniu ust trzeba utrzymywać stale zamkniętą głośnię. Jeden błąd, jedno poluźnienie epiglottis (co dzieje się np. przy przełykaniu śliny) i cały wysiłek związany z napełnianiem ust przepada. Co gorsza po takiej wpadce manewru napełniania ust nie uda się już powtórzyć ze względu na coraz większą głębokość. Wtedy nie pozostaje nic, jak tylko zawrócić. Opanowanie mouthfill wymaga długotrwałego treningu, jest to jednak wysiłek, który bardzo się opłaca. Nurkowie, którzy perfekcyjnie posługują się tą techniką po napełnieniu ust mogą, jak pisze jej odkrywca - Eric Fattah „zapomnieć o wyrównywaniu ciśnienia do samego dna”. Przy pomocy języka oraz policzków wytwarzają w ustach i jamie nosowej stałe, lekkie nadciśnienie, które powoduje, że uszy wyrównują się w sposób ciągły (sprzyja temu umiejętność stosowania BTV, o czym poniżej). Zacytujmy jeszcze raz Erica. Dla niego po opanowaniu mouthfill „descent become a joke, akcent was the whole dive” („zanurzenie stało się farsą, wynurzenie było całym nurkowaniem”).

Beance Tubaire Volontaire (BTV)

Technika wypracowana przez nurków Francuskiej Marynarki Wojennej w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, z angielska nazywana też VOT (Voluntary Opening Tubes). Polega na otwieraniu trąbek Eustachiusza „na życzenie” bez użycia ciśnienia (a więc bez konieczności łapania się za nos), a jedynie przez pracę odpowiedniego mięśnia (tensor veli palatyni – napinacz podniebienia miękkiego) znajdującego się w górnej części gardła i biorącego udział w czynności podniebienia miękkiego oraz odpowiedzialnego właśnie za otwieranie trąbek. Efekt jest podobny do uzyskanego podczas przełykania śliny, ziewania lub prób ruszania uszami – trąbki otwierają się, czemu towarzyszy charakterystyczne kliknięcie czy też chrzęst w uchu (przy pomocy stetoskopu można go usłyszeć nie tylko u siebie, ale i u drugiej osoby). BTV wydaje się być techniką trudną do opanowania, wymagającą wielomiesięcznego treningu oraz nie dla wszystkich dostępną. Według wielu źródeł internetowych jest ją w stanie opanować tylko około 30% osób. Z drugiej strony we Francji są szkoły nurkowe SCUBA, które przyjmują, że każdy ich absolwent musi mieć opanowaną tę właśnie umiejętność. Trudno sobie wyobrazić, żeby szkoły te dobrowolnie rezygnowały z aż 70% klientów. Ponadto każdy człowiek w ciągu doby około tysiąca razy (w czasie ziewania lub przełykania) otwiera trąbki i wyrównuje ciśnienie w uszach, tyle że robi to całkowicie bezwiednie. Może więc wokół BTV po prostu narosło zbyt wiele mitów? Z pewnością jej opanowanie nie jest banalne, ale chyba warto poświęcić na to nieco czasu. Umiejętność otwierania trąbek na życzenie oprócz tego, że jest niezwykle elegancka, to dodatkowo z pewnością ułatwi wykonanie Frenzla na dużych głębokościach, zwłaszcza w wersji mouthfill.

Technika Toynbee

W XIX wieku Joseph Toynbee jako pierwszy zidentyfikował i opisał charakterystyczny odgłos kliknięcia słyszalny podczas przełykania, któremu towarzyszy otwarcie trąbek Eustachiusza i wyrównanie ciśnienia. Technika polega właśnie na przełykaniu przy zatkanym nosie. Skuteczność tej metody jest, podobnie jak innych metod bezciśnieniowych, ograniczona do niewielkich głębokości. Jest jednak łatwa do opanowania i może być stosowana przez początkujących nurków. Osobiście nie zalecam jej, przynajmniej osobom, które planują kiedyś osiąganie dużych głębokości, na których konieczne będzie posługiwanie się mouthfill. W przypadku mouthfill przełykanie śliny jest absolutnie zakazane, ponieważ jednocześnie dochodzi do otwarcia głośni i ucieczki powietrza zgromadzonego w ustach do płuc. Stąd posługiwanie się metodą Toynbee uczy odruchu, który trzeba będzie kiedyś bezwzględnie wyeliminować, a jak wiadomo złych nawyków pozbyć się jest najtrudniej.

Wet equalisation (mokre wyrównywanie ciśnienia)

Technika wykonywana jest przy otwartym nosie umożliwiającym wciągnięcie do niego wody, w związku z tym wymaga braku maski. Nurek może mieć na sobie szkła kontaktowe, fluid goggles lub nie mieć na oczach nic. Z reguły w początkowej fazie nurkowania wyrównywanie ciśnienia odbywa się jedną z technik powietrznych (np. przy użyciu Frenzla). Po osiągnięciu limitu głębokości dla tej techniki nurek ściąga zacisk z nosa umożliwiając swobodny dostęp wody do jamy nosowej. Woda wypełnia ją samoistnie wyrównując ciśnienie w uszach oraz w zatokach. Wet equqlisation można wykonywać wyłącznie w wodzie słonej, której zasolenie jest zbliżone do roztworu wody fizjologicznej. Woda słodka drażni delikatną błonę śluzową wyściełającą jamę nosową i zatoki, nie mówiąc o tym, że w jeziorach już na niewielkich głębokościach temperatura spada do tak niskich wartości, że wciągnięcie wody skończyłoby się niechybnie ciężkim zapaleniem zatok.

Wet equalisation wywołuje nieprzyjemne odczucia, do których trzeba się przyzwyczaić. Czasami mogą towarzyszyć mu zawroty głowy, dlatego (jak również z powodu głębokości, które największe są w No Limits i w Zmiennym Balaście) jest ona stosowana głównie w konkurencjach na windzie, w których łatwiej można sobie poradzić z tym problemem. Ogólnie jest to technika bardzo zaawansowana, która z jednej strony wymaga od nurka dużej uwagi, a w fazie nauki asekuracji na wypadek wpadnięcia w panikę. Z drugiej, po jej opanowaniu pozwala na łatwe osiągnięcie wielkich głębokości, co z kolei może doprowadzić do urazu płuc (lung squeeze). Z tych powodów jest ona zarezerwowana dla najbardziej doświadczonych freediverów.

Wstrzymaj oddech, czyli jak to zrobić?

Dla większości nurków sprzętowych, a tym bardziej dla zwykłych śmiertelników doniesienia o rekordach pozostawania w bezdechu brzmią jak bajka o żelaznym wilku. Zapewne każdy z nas próbował kiedyś wstrzymać oddech przez pewien czas, ale raczej mało komu udało się to na dłużej niż 60-90 sekund. Tymczasem aktualny rekord świata Czecha, Martina Stepanka wynosi ponad 8 minut! *

Nam wydaje się to zupełnie nierealne. I słusznie. Osiągnięcie wyniku zbliżonego do rekordu świata, w każdej dyscyplinie sportu wymaga splotu kilku unikalnych okoliczności – gotowości poddania się rygorystycznemu reżimowi treningowemu, żelaznej konsekwencji w dążeniu do celu, specyficznych predyspozycji psychofizycznych, czyli tego, co umownie nazywamy talentem i wreszcie obecności sponsorów gotowych finansować przygotowania zawodnika. Dla 99,99% z nas to wszystko jest nieosiągalne. Zapomnijmy więc o ośmiu minutach. Czy oznacza to, że w takim razie wspomniane 90 sekund jest wszystkim, na co nas stać? Otóż nie. Okazuje się, że każdy z nas jest w stanie w miarę łatwo zatrzymać oddech na 3, a może nawet i 4 minuty. Niemożliwe? Możliwe! Rzecz w tym, żeby odpowiednio zabrać się do sprawy.

Kilka przydatnych sztuczek jak to zrobić?

1. Po pierwsze musisz sobie uświadomić, że nie da się zrobić tego bez przygotowania, w czasie pięciominutowej przerwy między kłótnią z żoną, a wyjściem na piwo. Do próby musisz przystąpić w stanie głębokiego relaksu. Aby go osiągnąć potrzebujesz CZASU i SPOKOJU. Zarezerwuj sobie około trzech kwadransów, kiedy nikt nie będzie Cię niepokoił. Najlepiej zrób to wieczorem, na przykład w sobotę, uprzednio wysyłając rodzinę do kina. Po drugie nie przystępuj do dzieła po obfitym posiłku. Najlepiej nie jedz nic w ciągu 6 godzin poprzedzających próbę. Po trzecie wreszcie wybierz termin, kiedy będziesz w miarę wypoczęty. Dlatego właśnie odpowiednim dniem będzie sobota.

2. Kiedy już rodzina pójdzie sobie do diabła, znajdź odpowiednie miejsce do treningu. Wybierz cichy i chłodny (ważne!!!) pokój np. sypialnię. Zamknij okna, żeby odgłosy dochodzące z zewnątrz nie dekoncentrowały Cię. Zgaś światło i przyjmij swobodną pozycję. Myślę, że najwygodniej będzie położyć się na wznak, choć niektórzy preferują „zapadnięcie” się w wygodnym fotelu. Na fotografiach możesz czasem zobaczyć pogrążonych w letargu Pipina lub Pelizzariego zastygłych w pozycji lotosu, ale nie myśl, że w ten sposób osiągają oni swoje rekordowe wyniki. Abstrahując od tego, że u nie wytrenowanej osoby lotos wywołuje ogromne przeciążenia stawów, to utrzymywanie wyprostowanej pozycji wymaga stałego napięcia mięśni. Napięcie mięśni powoduje zwiększone zużycie tlenu, a więc skraca czas, jaki jesteś w stanie osiągnąć. A więc, zapomnij o lotosie. Połóż się wygodnie i przystąp do pierwszego etapu – relaksacji i rozluźniania mięśni. Wyłącz wszystkie myśli. Staraj się uspokoić, wyrównać, a następnie obniżyć rytm serca. W spoczynku jedynym pracującym mięśniem jest mięsień sercowy, a więc im wolniej będzie pracował, tym mniej tlenu będziesz zużywał. Następnie rozpocznij spokojną wentylację. Oddychaj powoli. Stopniowo wydłużaj i pogłębiaj oddech. Odliczaj w myślach i staraj się oddychać tak, by wydech trwał przynajmniej 2 razy dłużej niż wdech. Chodzi o to, że w trakcie każdego wdechu serce przyspiesza, a w trakcie wydechu zwalnia. Dlatego cykl, w którym wydech trwa dłużej niż wdech sprzyja obniżeniu rytmu serca. Na przykład może to być w układ 4-4-8 (wdech – 4 sekundy, zatrzymanie oddechu w szczycie – 4 sekundy, wydech – 8 sekund). Możesz też na koniec cyklu dodać 4 sekundy zatrzymania po wydechu. Pod koniec możesz wydłużyć cykl do układu 8-8-16. Co bardzo istotne – oddychaj przeponowo! My, ludzie cywilizacji zachodu, wychowani jesteśmy w duchu kultu fitnessu. Przyzwyczajeni jesteśmy do wypinania klatki piersiowej i wciągania brzucha. Oddychamy klatką piersiową, a w ten sposób pozostawiamy nie wykorzystane najważniejsze, dolne partie płuc, które dotlenić możemy dopiero poprzez uruchomienie przepony (tzw. oddychanie Tai-chi). A więc, oddychaj przeponą lub mówiąc po ludzku – brzuchem.

3. Po około dziesięciu minutach spokojnej wentylacji możesz przystąpić do pierwszej próby. Tuż przed nią wykonaj trzy nieco szybsze i mocno pogłębione wdechy zakończone krótkim, kilkusekundowym zatrzymaniem oddechu w samym szczycie. Ostatni wydech zrób do maksimum. W ostatnim wydechu postaraj się wycisnąć z płuc tyle powietrza ile się da. Następnie, najpierw przeponą napełnij dolną część płuc, potem klatką piersiową środkową ich część. Na sam koniec odchyl lekko głowę do tyłu nabierając powietrza do górnych dróg oddechowych. Teraz zamknij oczy, nie myśl o niczym, czekaj, ale wcześniej... nie zapomnij włączyć stopera.

4. Każde zatrzymanie oddechu składa się z dwóch faz. Pierwsza z nich – łatwa tzw. easy going phase (faza łatwa), to okres, kiedy bezdech przychodzi Ci bez problemu. Pod jej koniec zaczynasz coraz silniej odczuwać potrzebę zaczerpnięcia powietrza. Wtedy pojawia się trudna faza druga – strugglig phase (faza walki). Towarzyszą jej skurcze przepony (contractions). Tu zaczyna się prawdziwa walka. Osoby nie wytrenowane na ogół nie docierają do tego stadium. Niska tolerancja na wysokie stężenie CO2 i brak psychicznej gotowości do walki powodują „odpuszczenie” jeszcze przed pojawieniem się pierwszych skurczy. Wpływ na taką decyzję, na pewno ma też płynące z braku doświadczenia wewnętrzne przekonanie, że dłużej wytrzymać się po prostu nie da. Okazuje się jednak, że jest to przekonanie błędne. Odrobina silnej woli umożliwi Ci dotarcie do struggling phase i utrzymanie bezdechu przez okres od kilku do kilkunastu skurczy. Pamiętaj jednak, że musisz być mentalnie przygotowany na walkę z organizmem domagającym się świeżego powietrza. Uprzedzam – to nie jest przyjemne, ale możliwe do wytrzymania przez jakiś czas. Wbrew pozorom nie stracisz przytomności tak od razu. Jak długo wytrzymasz zależy od Twojej siły woli oraz indywidualnej tolerancji (możliwej do podniesienia w wyniku treningu) na podwyższone stężenie dwutlenku węgla we krwi.

5. Nawet, jeśli nigdy wcześniej tego nie robiłeś, w pierwszej próbie powinieneś osiągnąć wynik w okolicach, co najmniej, 60-90 sekund. Ale, uwaga – nie kończysz na tym! Aby uzyskać obiecane we wstępie 3-4 minuty będziesz musiał pomęczyć się jeszcze trochę. Konieczne będą kolejne trzy, a może cztery próby. Najpierw jednak musisz powrócić do stanu relaksu. Po pierwszych kilku gwałtownych haustach powietrza ponownie uspokój oddech. Powróć do oddychania przeponowego i cyklu 4-4-8. Po około 5 minutach wentylacji wykonaj drugą próbę. Tym razem uzyskasz wynik z pewnością lepszy niż poprzednio. Może będą to 2 minuty, a może więcej. Powtórz całą operację (5 minut wentylacji zakończone wstrzymaniem oddechu) jeszcze raz i jeszcze raz. W każdej nowej próbie powinieneś uzyskiwać dłuższy czas. Za czwartym (a może dopiero piątym) razem osiągniesz swoje maksimum na dany dzień. Jestem przekonany, że będzie to rezultat sięgający 3, a może nawet 4 minut.

Kilka wyjaśnień, dlaczego jest to możliwe?

Co jest przyczyną tego, że wraz z kolejnymi próbami osiągane czasy stają się coraz dłuższe? Nie chcę wchodzić zbyt głęboko w nudną fizjologię, jeśli jednak interesuje Cię nie tylko JAK to zrobić, ale również, DLACZEGO jest to możliwe, pewne wyjaśnienia będą niezbędne.

1. Po pierwsze rzeczą ogólnie znaną jest to, że odruch oddechowy wywoływany jest raczej nie przez niski poziom tlenu, a przez wysokie stężenie CO2 w krwi tętniczej. Mówiąc jeszcze precyzyjniej należałoby powiedzieć, że decyduje o nim pH, czyli kwasowość krwi, silnie zależna właśnie od stężenia CO2 – im więcej CO2 tym krew bardziej kwaśna, pH niższe, a Tobie bardziej „chce” się powietrza. W trakcie normalnego oddychania z każdym oddechem uzupełniasz zapas tlenu i wyrzucasz nadmiar dwutlenku węgla. Dzięki temu pH krwi utrzymuje się na stałym poziomie, wynoszącym około 7,4. Dlatego mówimy, że proces oddychania jest podstawowym regulatorem kwasowości krwi. Kiedy zatrzymujesz oddech, regulator ten przestaje funkcjonować, stężenie dwutlenku węgla rośnie, a wraz z nim spada pH.

Tymczasem jednak istnieje też drugi mechanizm regulujący kwasowość krwi – czynność nerek. Nerki regulują pH krwi poprzez wydzielanie lub absorbowanie jonu bikarbonatu HCO3¯. Bikarbonat alkalizuje krew, a więc jego działanie jest jakby odwrotne do zakwaszającego działania CO2. Kiedy zatrzymujesz oddech, czyli unieczynniasz oddechowy regulator kwasowości, wówczas uruchomiony zostaje mechanizm nerkowy. Nerki wydzielając jon HCO3¯ będą neutralizować spadek pH wynikający ze wzrostu stężenia CO2. Rzecz w tym, że o ile oddychanie jest regulatorem bardzo „szybkim”, to nerki funkcjonują dużo „wolniej”, mają większą bezwładność i w związku z tym ich działanie zaczynasz odczuwać dopiero po jakimś czasie. Stąd konieczność wykonania serii 3-4 zatrzymań oddechu zanim nadejdzie ta właściwa próba, kiedy stężenie jonów bikarbonatu, i co za tym idzie możliwość neutralizacji spadku pH osiąga swoje maksimum.

2. Drugą przyczyną, dla której Twoje wyniki poprawiają się w miarę upływu czasu jest to, że po kilku próbach zatrzymania oddechu zaczyna odgrywać rolę tzw. efekt śledzionowy. Śledziona jest jakby rezerwuarem krwi. Efekt śledzionowy polega na tym, że organ ten kurczy się uwalniając do krwioobiegu dodatkowe ilości krwinek, a więc i hemoglobiny. Na przykład u japońskich Ama (kobiety zawodowo zajmujące się poławianiem pereł i małży na bezdechu) zaobserwowano 20-procentowe kurczenie się śledziony, któremu odpowiadał 10-procentowy wzrost koncentracji hemoglobiny we krwi. Ta dodatkowa hemoglobina, w trakcie wentylacji poprzedzającej zatrzymanie oddechu, przyłącza dodatkowe zapasy tlenu. Mając więcej tlenu w organizmie jesteś w stanie zatrzymać oddech na dłużej.

3. Po trzecie kwasica (obniżenie pH) wywoływana wstrzymywaniem oddechu powoduje, że organizm powoli przestawia się jakby na tryb oszczędzania tlenu. Organy peryferyjne uruchamiają procesy beztlenowe, krew (a więc i tlen) zaczyna być dostarczana głównie do serca i mózgu, metabolizm ulega zwolnieniu, a ogólne zapotrzebowanie na tlen maleje.

4. Po czwarte wreszcie kolejne bezdechy prowadzą do lepszego ukrwienia płuc, co sprawia, że w każdej kolejnej statyce są one efektywniej wykorzystywane.

Te procesy przystosowawcze mają jednak granice swojej wydolności. Po jej osiągnięciu przestaniesz poprawiać swoje wyniki, a nawet, wskutek postępującej retencji dwutlenku węgla, zaczną się one pogarszać. Z reguły maksimum możesz osiągnąć gdzieś pomiędzy trzecią, a piątą próbą.

Hiperwentylacja – tak czy nie?

W tym miejscu warto wspomnieć o pewnej praktyce stosowanej czasem przez początkujących nurków bezdechowych – hiperwentylacji (nadmiernym oddychaniu), czyli wykonywaniu serii przyśpieszonych i pogłębionych oddechów na krótko przed fazą bezdechu. Jak wiedzą wszyscy doświadczeni freediverzy jest to praktyka niezwykle niebezpieczna. Poprzez hiperwentylację obniżeniu ulega początkowe ciśnienie parcjalne CO2 w krwi tętniczej (z normalnego poziomu wynoszącego ok. 40 mm Hg, do 30, a nawet mniej). W konsekwencji opóźniony zostaje moment wystąpienia odruchu oddechowego, co może oznaczać, że pojawi się on zbyt późno. W międzyczasie poziom tlenu może obniżyć się tak, że nastąpi utrata przytomności. W wodzie, przy braku asekuracji, może to oznaczać nawet śmierć.

Oczywiście, jeśli próby przeprowadzane są w domu, na kanapie nic Ci nie grozi. Czy oznacza to, że w takich warunkach warto stosować hiperwentylację? Okazuje się, że o dziwo też nie!

1. Tak naprawdę korzyść z hiperwentylacji odnoszą tylko początkujący bezdechowcy. Chodzi tu o osoby, które ze względu na brak doświadczenia, odporności na CO2 i psychicznej gotowości do walki ze skurczami przepony, nie docierają do struggling phase. Hiperwentylacja powoduje wydłużenie fazy łatwej - easy going phase – stąd lepsze wyniki nowicjuszy, po jej zastosowaniu. Jednak Ci, którzy docierają do fazy skurczów przekonują się, że wprawdzie pojawiają się one później, ale kiedy już wystąpią są gwałtowne i bardzo częste. W konsekwencji nawet zaprawiony w bojach bezdechowiec poddaje się po 30-60 sekundach walki, a czasem i wcześniej. Inaczej sprawa wygląda, gdy hiperwerntylacja nie miała miejsca. Wtedy wprawdzie skurcze pojawiają się wcześniej, ale są łagodne i występują z mniejszą częstotliwością. Doświadczeni freediverzy wytrzymują nawet do 2 i więcej minut walki ze skurczami, (co przekłada się na kilkadziesiąt skurczy) osiągając łączne czasy bezdechu dłuższe niż po hiperwentylacji.

2. Dodatkowym czynnikiem, który sprawia, że hiperwentylacja nie jest optymalną metodą na breath up, czyli przygotowanie do wstrzymania oddechu jest to, że podnosi ona puls, co oczywiście zwiększa zużycie tlenu.

3. Jest też i inna przyczyna, dla której nie warto się hiperwentylować. Chodzi o to, że dla utrzymania przytomności korzystne jest właśnie wysokie stężenie CO2 (do pewnych granic, powyżej których występuje zatrucie dwutlenkiem węgla). Po pierwsze powoduje ono rozkurczenie (poszerzenie) tętnic mózgowych – co sprzyja lepszemu ukrwieniu (a więc i dotlenieniu) mózgu. Drugą przyczyną jest tzw. efekt Bohra (Christiana nie Nielsa). Chodzi o to, że wysoki poziom CO2 obniża powinowactwo tlenowe hemoglobiny. Oznacza to, że łatwiej uwalnia ona tlen i w konsekwencji skuteczniej dostarcza go do tkanek. Jest to efekt doskonale znany fizjologom. Powoduje on, że w intensywnie pracujących tkankach, gdzie zużycie tlenu i zarazem produkcja CO2 jest największa, hemoglobina oddaje więcej tlenu niż tam, gdzie jego zużycie jest mniejsze. Mechanizm ten sprawia, że dystrybucja tlenu w organizmie jest bardziej efektywna. Dla bezdechowca efekt ten oznacza, że przy wyższym stężeniu CO2 hemoglobina uwalnia więcej tlenu, co może uchronić go przed blackoutem. Tymczasem po hiperwentylacji, wskutek niższego stężenia CO2 tlen zostaje zatrzymany w krwioobiegu, a nurek traci przytomność mimo posiadania wystarczających jego zapasów we krwi! Jest tu jednak pewien kruczek. Cały problem polega na tym, że aby doświadczyć dobrodziejstw płynących z efektu Bohra, trzeba mieć bardzo wysoką odporność na CO2. Martin Stepanek przed swoją rekordową próbą nie hiperwentylował się. Osiągnął wynik 8 minut i 6 sekund i nie stracił przytomności właśnie dzięki temu, że wysokie stężenie CO2 ułatwiało hemoglobinie pozbywanie się tlenu i dostarczanie go do szarych komórek. Jednak skurcze przepony pojawiły się u niego już po około 4 minutach. Następne 4 minuty był on w stanie wytrzymać tylko dzięki swojej ekstremalnie wysokiej tolerancji dwutlenku węgla.

Kilka rad na zakończenie

Po tym, może nieco przydługim ustępie o fizjologii, wspomnę jeszcze, że jeśli zatrzymanie oddechu zacznie Cię pasjonować i będziesz chciał osiągać coraz lepsze wyniki, to konieczny stanie się odpowiedni trening podnoszący poziom tolerancji na CO2. Będziesz również musiał popracować nad różnymi wariantami prep-pocedures, czyli procedur przygotowawczych. Ze względu na to, że kluczem do sukcesu w tej dyscyplinie jest umysł wskazane będzie ćwiczenie yogi ze szczególnym uwzględnieniem pranayamy – dziedziny poświęconej technikom oddechowym.

Pamiętaj jednak, że statyka jest dyscypliną, w której zdarzają się okresy, kiedy przez długi czas nie rejestruje się żadnego progresu. Oczywiście działa to bardzo frustrująco. Zamiast jednak poddawać się należy wtedy nieco odpuścić. Nie trzeba każdego dnia ustanawiać nowego personal best (rekord życiowy). Lepiej urozmaicać trening i ćwiczyć różne sekwencje. Mogą to być na przykład serie stałej długości bezdechów z coraz krótszymi przerwami na wentylację lub odwrotnie – serie bezdechów coraz dłuższych z krótkimi, ale stałej długości okresami wentylacji. Ilość możliwych kombinacji jest nieograniczona. Od czasu do czasu należy zrobić sobie dłuższą przerwę w treningach. Często po takiej właśnie przerwie przychodzi dzień, kiedy ustanawia się swoje nowe personal best. A więc czekaj, poszukuj i nie zniechęcaj się.

Sam jestem przykładem osoby, która była już na pograniczu podjęcia decyzji o rezygnacji z uprawiania tego sportu. Dlaczego? Kiedy poważnie zacząłem traktować bezdechy trafiłem na opis procedury przygotowawczej, taki mniej więcej jak przytoczony przeze mnie powyżej. Po raz pierwszy w życiu zamiast pojedynczej wykonałem serię statyk i... w ostatniej, czwartej próbie doszedłem do 5 minut! Byłem pod wrażeniem. Zacząłem już snuć swój sen o potędze. Skoro – myślałem – jako kompletny nowicjusz, od pierwszego strzału osiągnąłem taki wynik, to lada moment przekroczę 6 minut, a za rok pobiję rekord świata. A co było dalej w rzeczywistości? Przez następne 10 miesięcy, mimo treningów, nawet nie zbliżyłem się do tamtego pierwszego rezultatu. Mijały tygodnie i miesiące, a nic się nie zmieniało. Frustracja osiągnęła niebezpieczny poziom. I wreszcie, kiedy wydawało się, że już nic z tego nie będzie, powtórzyłem owe nieszczęsne 5 minut. Potem udało mi się to jeszcze kilkakrotnie, aż wreszcie po prawie dwóch latach (dopiero!) „pobiłem” ten wynik o 12 sekund. Po następnych kilku miesiącach, zupełnie przypadkiem spróbowałem innej procedury przygotowawczej i... dotarłem do ponad 6 minut. Jak więc widać, należy mieć dużo cierpliwości, stale poszukiwać i nie poddawać się, czego i Tobie - Czytelniku życzę.

©® GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA

 
 
3          
  Nurkowanie

Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne to zestawienie najciekawszych informacji dla amatorów, profesjonalistów i pasjonatów świata podwodnego i związanego z nim nurkowania. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje o nurkowaniu, informacje teleadresowe, o organizacjach nurkowych, najciekawszych miejscach nurkowych wraz z opisem tych miejsc.

   
Fot. GMI
        Czytaj >
 
   
   
 
2          
  Nurkowanie

Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne to zestawienie najciekawszych informacji dla amatorów, profesjonalistów i pasjonatów świata podwodnego i związanego z nim nurkowania. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje o nurkowaniu, informacje teleadresowe, o organizacjach nurkowych, najciekawszych miejscach nurkowych wraz z opisem tych miejsc.

   
Fot. GMI
        Czytaj >
 
   
   
 
1          
  Nurkowanie

Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne to zestawienie najciekawszych informacji dla amatorów, profesjonalistów i pasjonatów świata podwodnego i związanego z nim nurkowania. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje o nurkowaniu, informacje teleadresowe, o organizacjach nurkowych, najciekawszych miejscach nurkowych wraz z opisem tych miejsc.

   
Fot. GMI
        Czytaj >
 
   
   
 
 
 
FACEBOOK YOUTUBE TWITTER GOOGLE + DRUKUJ  
 
       
       
 
 
 Oferty promowane              
 
   
 
                   
         
 

Najlepsza rozrywka z TV Media Informacyjne

           
Filmy różne   Filmy reklamowe   Filmy informacyjne   Filmy sportowe   Filmy przyrodnicze
       
                 
Filmy muzyczne   Filmy dla dzieci   Filmy kulturalne   Filmy motoryzacyjne   Filmy edukacyjne
       
             
©® 2010 Adam Nawara 2010            
   
 
   
   
   
     
    Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu Copyright: Grupa Media Informacyjne 2010-2012 Wszystkie prawa zastrzeżone.