Grupa Media Informacyjne zaprasza do wspólnego budowania nowej jakości    
Nowe Media - Modern News Life    
                                                   
                                                   
   
  TV Radio Foto Time News Maps Sport Moto Econ Tech Kult Home Fash VIP Infor Uroda Hobby Inne Akad Ogło Pobie Rozry Aukc Kata  
     
  Clean jPlayer skin: Example
 
 
     
img1
GMI
Nowe Media

More
img2
BMW DEALER
Kraków ul. Basztowa 17

More
img3
MERCEDES
Wybierz profesjonalne rozwiązania stworzone przez grupę Mercedes

More
img4
Toyota 4 Runner
Samochód w teren jak i miejski.

More
img2
Toyota 4 Runner
Samochód w teren jak i miejski.

More
 
         
         
  GRUPA MEDIA INFORMACYJNE - NURKOWANIE
   
COUNTRY:
         
 
 
   
Nurkowanie magazyn
   
Home news
   
Podstawowe inf.
   
Nurkowanie na świecie
Kdeks nurka
Planowanie podróży
Szkolenia nurkowe
Fotografia podwodna
Organizacje nurkowe
Fauna i flora
Zdrowie
   
Morze Karaibskie
   
Florida Keys
Little Bahama Bank
Wyspy Turks i Caicos
Isla de la Juventud
Kajmany
Cozumel i Jukatan
Belize
Grenada i "Bianca C"
   
Ocean Atlatycki
   
Scapa Flov
Porthkerris i Manacles
Lundy
Wyspy Skelling
Outer Banks
Fernando de Noronha
Gansbaai
   
Morze Śródźemne
   
Wyspy Medas
Sardynia
Ustica
Zenobia
   
Morze Czerwone
   
Thistlegorm
Brothers
Dahab
Zatoka Akaba
Sha'ab Rumi
   
Ocean Indyjski
   
Aliwal Shoal
Sodwana
W. Inhaca i Bazaruto
Jezioro Malawi
Park Morski Watamu
Wielki Komor
W. Mauritius i Rodrigues
Aldabra i Amiranty
At. Lhaviyani i Felidhoo
Wyspy Similan
Komodo
Bali
Ningaloo Reef
W. Neptuny i Dangerous Reef
   
Ocean Spokojny
   
Catalina
Morze Korteza
Cocos i Malpelo
Wyspy Galapagos
Rangiroa
Bora Bora
Atol Bikini
Laguna Chuuk
Wyspy Yap
Archipelag Palau
Rafy Tubataha
Sipadan
Cieśnina Lembah
East. Fields i Kimbe Bay
Wyspy Gizo i Uepi
SS "Presidrnt Coolidge"
Archipelag Fidżi"
Wielka Rafa Koralowa
Morze Koralowe
"Yongala"
Wyspy Poor Knights"
Lermontow
   
Słowniczek
   
Skala beauforta
   
Vademecum
   
Multimedia
   
Inne
   
Ogłoszenia
   
Promowane
   
   
 
   
   
Kontakt
   

Adam Nawara - Napisz do Nas: Grupa Media Informacyjne

   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
 
Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne
     

Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne to zestawienie najciekawszych informacji dla amatorów, profesjonalistów i pasjonatów świata podwodnego i związanego z nim nurkowania. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje o nurkowaniu, informacje teleadresowe, o organizacjach nurkowych, najciekawszych miejscach nurkowych wraz z opisem tych miejsc. Opis obejmuje również bazę logistyczną i usługową funkcjonującą w otoczeniu opisywanych nurkowisk. Jest to oczywiście informacja poglądowa, jednak stworzona przy współudziale pasjonatów nurkowania, wielu specjalistów. Mamy nadzieję, że osoby odwiedzające Nasz portal docenią wykonaną przez Nas pracę i wspólnie z Nami będą współtworzyć ten portal i tym samym przyczyniać się do propagowania tej pięknej pasji.

 
 
  Strona producenta :
www.ppp.com
     
Dokonując zakupu, dokonujesz właściwego wyboru
Grupa Media Informacyjne - Sklep GMI
 
 
 
 
 Nasi partnerzy  
   
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
Zakupy Zakupy Zakupy
000 000 000 000 000 000 000 000 000
     
 
 
 

 Bezpieczeństwo w nurkowaniach rekreacyjnych - wstydliwy temat

My, freediverzy jesteśmy bardzo dumni z tego, że wiemy jak zabezpieczać się w czasie najgłębszych nawet nurkowań (no, może poza jazdą na windzie, która jednak sprawia nam trochę problemów asekuracyjnych). Pozornie jest to duma jak najbardziej uzasadniona. Poziom bezpieczeństwa uzyskiwany w czasie zawodów bezdechowych rzeczywiście jest bardzo wysoki, praktycznie 100 procentowy. W czasie ponad dziesięcioletniej historii imprez organizowanych pod auspicjami AIDA nie miał miejsce ani jeden poważny wypadek. Mimo że zawody te obfitowały w setki przypadków LMC i blackoutów nikomu nic złego się nie stało. To wszystko prawda, jest tylko jedno małe ale… ten poziom bezpieczeństwa można zapewnić tylko w czasie zawodów, a mówiąc ogólniej nurkowań przy linie. Tu mamy do dyspozycji opustówkę wraz ze smyczą, które nie pozwalają nurkowi zgubić się w odmętach, buddie’s bezdechowych asekurujących wynurzającego się zawodnika na kluczowych 10-20 metrach w strefie blackoutu i wreszcie systemy przeciwwagowe, które pozwalają na jego błyskawiczne wyciągnięcie gdyby, co mało prawdopodobne, ale jednak teoretycznie możliwe, zasłabł poniżej tej strefy.

A jak sprawy się mają, kiedy tego wszystkiego nie możemy zastosować, czyli w nurkowaniach rekreacyjnych? To temat wstydliwie zamiatany pod dywan, nieobecny na większości stron internetowych, w podręcznikach do freedivingu, a nawet na forach internetowych. Omijany, bo … właściwie nie bardzo wiemy jak asekurować się bez liny. Ogólne zasady mówią, że należy postępować zgodnie z protokołem one up – one down, czyli jeden nurkuje, a drugi obserwuje go uważnie z powierzchni, towarzyszy mu po wynurzeniu (nie zapominając o regule 30 sekund), a w razie gdyby nastąpił blackout pod wodą, nurkuje i wyciąga ofiarę. Teoretycznie wszystko gra, ale tak naprawdę ten schemat może poprawnie funkcjonować tylko przy zachowaniu dwóch warunków, które niestety w naszych mętnych jeziorach nie są spełnione nigdy, a w wodach przejrzystych też nie zawsze.

Przede wszystkim istotna jest dobra - kilkudziesięciometrowa przejrzystość wody. Tylko wtedy podwodny blackout ma szanse na to, że zostanie dostrzeżony przez asekuranta i, że w porę podejmie on odpowiednie działania. Tam gdzie przejrzystość nie przekracza kilku metrów, jeśli doszłoby do utraty przytomności pod wodą, to zanim w ogóle by to stwierdzono (a daje się to stwierdzić tylko w jeden sposób – po tym, że przez niepokojąco długi czas nurek się nie wynurzył), ofiara zostałaby odnaleziona i wydobyta na powierzchnię upłynęłoby tyle minut, że nie byłoby żadnych szans na jej uratowanie.

Jednak sama przejrzystość wody to nie wszystko. Drugim warunkiem jest by dno znajdowało się na niewielkiej (10-15 metrów) głębokości. Wyobraźmy bowiem sobie taki scenariusz: nurkowanie odbywa się w Morzu Czerwonym (superwidoczność) przy ścianie rafy opadającej w bezdenną przepaść. Nurek zachowuje się ostrożnie tj. nie zanurza się głębiej niż 15 metrów ale … dostrzega wyjątkowo interesującą ławicę ryb, podpływa do niej. Ławica fascynująco mieni się w słońcu, kręcąc się w koło i jednocześnie obniżając pułap. Wraz z nią opada nasz nurek. Po kilku chwilach jest już poniżej 20 metrów. Tymczasem minuty płyną nieubłaganie – kontrakcje, które pojawiły się już kilkanaście sekund wcześniej narastają. Nurek już prawie decyduje się na powrót, ale nietypowe zachowanie ławicy ponownie przykuwa jego uwagę. Kiedy wreszcie kontrolnie rzuca okiem na komputer, pokazuje on ponad 2 i pół minuty. Spanikowany tym niespodziewanie długim czasem pozostawania w bezdechu nurek z głębokości blisko 30 metrów rusza do góry. Niestety, narastająca hipoksja, odwodnienie i zmęczenie spowodowane długą sesją nurkowania (to już dwudzieste któreś zanurzenie tego dnia) robią swoje – po 3 minutach od startu, na głębokości 17 metrów traci przytomność.

Asekurujący go z powierzchni partner nie od razu orientuje się, co się stało. Rusza z pomocą dopiero po kilkunastu kolejnych, bezcennych sekundach. Zanim dotrze na 17 metrów ofiara, która na tej głębokości miała ujemną pływalność opadła już dobre 8 metrów niżej. Kiedy asekurant wreszcie dociera do nieprzytomnego kolegi komputer pokazuje prawie 30 metrów. To głębokość bliska jego życiówce. Jest spanikowany, przepona bije, uszy w których nie udało się wyrównać ciśnienia przeraźliwie bolą, nie może racjonalnie myśleć – zapomina o odpięciu pasów balastowych i z pełnym obciążeniem próbuje wyciągać partnera. Po kilkunastu sekundach nieefektywnej walki, w czasie której posunął się zaledwie o 3 metry do góry, czując narastające uczucie duszenia się, przerażony porzuca partnera i w kosmicznym tempie wystrzeliwuje ku powierzchni. Dociera tu z potężną sambą, ale na szczęście po kilkudziesięciu sekundach dochodzi do siebie. Tymczasem jego partner jest już w Wielkim Błękicie, poza czyimkolwiek zasięgiem i bez żadnych szans na ratunek. Mieliśmy zastosowany właściwy (?) protokół bezpieczeństwa, ale skończyło się tragedią. Niemożliwe? Możliwe.

Niestety nurkowanie rekreacyjne ze względu na brak możliwości zastosowania rozwiązań używanych w asekuracji nurkowań rekordowych jest mimo mniejszych głębokości bardziej niebezpieczne. Ryzyko podnosi dodatkowo fakt, że nurek zachowuje się inaczej niż przy linie. Tam mamy tylko zejście, nawrót i natychmiastowe wynurzenie. Praktycznie blackout może nastąpić tylko na ostatnich metrach w strefie SWB, gdzie nie tylko jest płytko (i zawsze w zasięgu ręki jest służący pomocą asekurant), ale nurek porusza się z impetem skierowanym ku powierzchni i ma dodatnią pływalność. W rekreacyjnych sprawy mają się inaczej – nurkujemy wprawdzie zdecydowanie płycej, ale pozostajemy tam dłużej, oglądamy rafę, rybki itp. co czasem, jak w przytoczonym opisie może nas tak zaabsorbować, że zapomnimy o bożym świecie. Jeśli wskutek tego pozostaniemy pod wodą zbyt długo i dojdzie do blackoutu, to niestety może on zastać nas nie tuż pod powierzchnią, gdzie partner powinien sobie poradzić z problemem, ale na głębokości, która w dodatku ze względu na ujemną pływalność z każdą sekundą będzie się powiększać. To, że takie sytuacje nie są tylko wymysłem gderliwych dziadków potwierdzają fakty (na szczęście jak na razie jeszcze nie z naszego, polskiego podwórka), jak choćby tragiczny wypadek syna Terry Maasa - gwiazdy amerykańskiego spearfishingu. W tym przypadku asekurujący partner, prawdopodobnie w skutek paniki, która mu się udzieliła, nie był w stanie wyciągnąć ofiary z zaledwie kilkunastu metrów. Warto zdawać sobie sprawę, że szczególnie narażeni na taki rozwój wydarzeń są łowcy podwodni. Zamiast wsłuchiwać się w swój organizm, kontrolować czas i głębokość koncentrują się na ustrzeleniu ryby. Czekają często zbyt długo, aż ta wypłynie spod kamienia, pod którym się ukryła, zajmie optymalną do oddania strzału pozycję itp. Dlatego wśród nich śmierć co roku zbiera wyjątkowo obfite żniwo i wśród ogółu osób nurkujących na zatrzymanym oddechu stanowią oni grupę najwyższego ryzyka.

Jak więc radzić sobie w sytuacji, kiedy dno jest głęboko i / lub widoczność nie przekracza kilku metrów i / lub jest się łowcą podwodnym, a w związku z tym asekuracja przez system one up – one down jest czysto iluzoryczna?

Kamizelka ratunkowa

Freediverzy zastanawiali się nad tym problemem od lat. W sumie już od dłuższego czasu najtrafniejszym rozwiązaniem wydawało się zastosowanie automatycznej kamizelki ratunkowej. Byłaby ona zaopatrzona w zbiorniczek ze sprężonym powietrzem, służącym w razie potrzeby do jej napełnienia, wyniesienia nurka na powierzchnię i utrzymania go na niej w pozycji twarzą ku górze. Zawór zbiorniczka otwierany byłby automatycznie w jednej z dwóch sytuacji: po przekroczeniu z góry zaprogramowanego maksymalnego czasu nurkowania (np. 2 minuty) lub maksymalnej dopuszczalnej głębokości (np. 20 metrów). Bardzo ważne jest by napełnienie odbywało się bez udziału woli nurka i w sposób całkowicie automatyczny, co stanowi główny problem konstrukcyjny (oraz źródło, za pewne wysokiej ceny gotowego produktu). Powstało kilka projektów tego typu kamizelek zarówno z mechanicznym jak i elektronicznym systemem kontroli głębokości i czasu nurkowania. Przy projektowaniu niektórych z nich brali udział znani freediverzy jak były współpracownik Pipina Rick Hernandez, czy ostatnio Terry Maas. Niestety jak do tej pory projekty te nie wyszły poza fazę prototypów. Ponadto istnieje obawa, że jeśli kiedyś pojawią się na rynku, to mogą być niechętnie kupowane zarówno z powodu ceny, która prawdopodobnie nie będzie niska jak i ze względu na to, że freediverzy mogą nie być entuzjastami zakładania na siebie czegokolwiek poza skafandrem.

Kamizelka (tu projektu firmy OCEANIC SAFETY SYSTEMS LLC) została zaprojektowana tak, by w wpozycji "spoczynkowej" była w miarę opływowa (patrz górny obrazek; dolny - kamizelka po napompowaniu), ale jednak będzie nieco krępować ruchy i generować dodatkowe opory hydrodynamiczne, co z pewnością nie wywoła zachwytu u przynajmniej części fanatyków „prawdziwego” free. Jednak mimo tych, może nieuzasadnionych, obaw kamizelka wydaje się być optymalnym rozwiązaniem zarówno dla nurka rekreacyjnego jak i dla łowców podwodnych. Jej nieocenioną zaletą jest to, że dawałaby realne zabezpieczenie również ludziom nurkującym solo.

Nurkowanie na smyczy

Póki co jednak kamizelek nie ma. A czy jest dla nich jakakolwiek alternatywa? Niestety, jak na razie nikt nie wymyślił niczego, co dawałoby podobny poziom bezpieczeństwa. Wydaje się, że w miarę rozsądną protezą systemu bezpieczeństwa mogłoby być nurkowanie rekreacyjne na … smyczy. Chodzi jednak o zupełnie inną smycz niż ta, której używamy w nurkowaniu przy linie opustowej. W tym wypadku jest to dużo dłuższy odcinek linki, rzędu 10-20 metrów (w zależności od tego, na jaką głębokość chcemy nurkować). Jeden koniec linki przymocowany jest do pływającej po powierzchni bojki, drugi na plecach nurka do pasa balastowego. Dzięki temu nurek może zanurzyć się tylko na długość linki, a więc nie opadnie na głębokość, z której nie będzie można go wyciągnąć. Będzie też z nim kontakt również w mętnej wodzie - jeśli nie wynurzy się w odpowiednim czasie, to pozostający na powierzchni partner po prostu ściągnie linkę i wydobędzie go. Istotne jest, żeby zamocowanie było właśnie do pasa balastowego, a nie w inny sposób (np. na stałe do nadgarstka). Dzięki temu w sytuacji gdyby linka zapętliła się na jakimś podwodnym obiekcie (czego niestety nie można wykluczyć) uniemożliwiając wynurzenie, wówczas nurek będzie mógł bez problemów uwolnić się od niej odpinając pas balastowy, a dzięki uzyskanej w ten sposób dodatkowej pływalności łatwiej osiągnie powierzchnię. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że w tej konfiguracji odpięcie pasa nie powoduje jego utraty (bo cały czas pozostaje on przypięty do linki), co w sytuacji awaryjnej powinno psychologicznie ułatwić podjęcie decyzji o jego odrzuceniu. Oczywiście rozwiązanie dające możliwość wypięcia się z linki ma swoje wady. Jeśli nurek to zrobi, wówczas partner traci z nim kontakt, ze wszystkimi możliwymi tego konsekwencjami. Jednak wydaje się, że jest to lepsze niż ryzyko zaplątania się i pozostania na dnie. Dodatkowym, tylko pozornie drobnym szczegółem jest to, że linka koniecznie musi być pływająca. Dzięki temu nie będzie pętała się po dnie zahaczając o podwodne obiekty. Nurkowanie z pływającą linką jest też bardzo eleganckie – spoczywa ona na powierzchni, a w dół opada tylko tyle jej metrów ile nurek wyciągnął schodząc na daną głębokość. Kiedy nurek wraca, linka jest jakby wybierana tj. samoczynnie powraca na powierzchnię, co bardzo ogranicza możliwość zaplątania się w nią. Kiedy nurkujemy w parach, należy posługiwać się jednym zestawem bojka + linka. Dwa komplety są zbędne, bo i tak zawsze nurkuje tylko jeden nurek, ponadto dwie linki łatwo mogłyby się splątać ze sobą. Partnerzy nurkują na przemian każdorazowo przepinając się do linki, dlatego aby to ułatwić i przyśpieszyć można zapiąć na obu pasach balastowych po jednym karabinku i zamiast wiązać linkę do pasa, wpinać ją jednym ruchem do tego właśnie karabinka (powinien jednak być to karabinek zakręcany lub lepiej bagnetowy, z blokadą otwarcia). Kluczowe jest by w razie sytuacji awaryjnej wymagającej zastosowania systemu tj. wyciągnięcia nieprzytomnego nurka, w ogóle dało się to zrobić. Wbrew pozorom nie jest wcale oczywiste, że uda się to tak łatwo. Wyciąganie czegokolwiek przez człowieka pozostającego w wodzie, gdzie nie ma żadnych punktów oparcia nie jest banalne. Dlatego do bojki podpięty powinien być karabinek, a jeszcze lepiej karabinek z bloczkiem Po przepięciu przez niego linki można zaprzeć się jedną nogą powyżej karabinka uzyskując brakujący punkt podparcia, a rękami ciągnąc linkę wydobywać ofiarę. Ponadto właściwe wydaje się stosowanie bojek o dużej wyporności np. takich, do których wiązane są liny opustowe, a nie małych używanych przez nurków scuba.

Niestety nie róbmy sobie wielkich nadziei. Życie jest tylko życiem. Kamizelki, o ile w ogóle kiedykolwiek staną się dostępne, to z pewnością nie nastąpi to szybko i ze względu na cenę mogą nie wejść w powszechne użycie, przynajmniej nie od razu. Wątpię też, aby nurkowanie na smyczy stało się popularną metodą, ale gdybym nawet się mylił, to w żaden sposób nie załatwia ono problemu nurkowania solo. Oczywiście w tym momencie puryści powiedzą, że nurkowanie solo jest absolutnie niedopuszczalne i w ogóle nie powinno być rozpatrywane. Niby racja, ale z drugiej strony, życie jest tylko życiem, i mimo powszechnego w środowisku freediverów potępienia tego rodzaju działalności, nie znam chyba ani jednego nurka, któremu by się to nie przytrafiło w karierze.

Kilka dobrych rad (tych samych, co zawsze)

Co więc robić wobec takiego stanu rzeczy? Niestety, na 100% zabezpieczyć nijak się nie da. Można tylko przypomnieć jeszcze raz elementarne zasady, które powinny obowiązywać zawsze wtedy, kiedy nurkujemy bez liny opustowej i całego wiążącego się z nią zabezpieczenia (BTW większość tych zasad odnosi się do każdego rodzaju nurkowania, również tego z liną). Z pewnością stosowanie się do nich ryzyka nie wyeliminuje, ale może je w pewnym stopniu ograniczyć:

- nurkuj nie więcej niż na 50% swoich możliwości (czasu i głębokości)
- kontroluj swój organizm i w razie symptomów dyskomfortu (kontrakcje) wynurzaj się nie zwlekając
- nie hipewrentyluj (w ogóle!) przed zanurzeniem
- rób odpowiednio długie (minimum 3-4 x dłuższe niż czas zanurzenia) przerwy między nurkowaniami, a po wyczerpującym nurkowaniu zrób przerwę jeszcze dłuższą niż normalnie (znane są przypadki blackoutów / LMC, które wystąpiły w nurkowaniach poprzedzonych zbyt krótką przerwą na odpoczynek po bezpośrednio poprzedzającym je zanurzeniu)
- nie koncentruj się na osiągnięciu celu (jak dotarcie do określonego miejsca, ustrzelenie lub sfotografowanie ryby, czy wykonanie jakiegoś zadania) i generalnie nie pozwól by świat zewnętrzny zaabsorbował twoją uwagę, zamiast tego koncentruj się na własnym organizmie, kontroluj go, ale panuj też nad czasem nurkowania oraz głębokością

- unikaj zbędnego wysiłku pod wodą, oszczędzaj tlen jak tylko możesz
- nawadniaj się przed nurkowaniem jak i w jego trakcie (najlepiej stosuj napoje izotoniczne, które oprócz funkcji nawadniającej dodatkowo dostarczają łatwo przyswajalnych węglowodanów)
- w przeddzień nurkowania (nie mówiąc o samym dniu nurkowania) nie pij alkoholu, ale również kawy, herbaty, coli i nie jedz czekolady. Wszystkie te używki są diuretynami – odwadniają organizm, nie mówiąc o innych negatywnych skutkach
- w razie zaliczenia samby lub blackoutu wychodź z wody i nie wracaj do niej tego samego dnia
- nie przeważaj się, dostosuj obciążenie nie tylko do pułapu, na jakim planujesz się poruszać ale również biorąc pod uwagę to gdzie znajduje się dno. Nurkując rekreacyjnie często zabieramy więcej ołowiu by na (niewielkiej) głębokości operacyjnej mieć neutralną pływalność. Jeśli jest to np. 5 metrów, to wydaje się, że wyważenie na zero właśnie na 5 metrach będzie OK. Pamiętaj jednak, co będzie się działo jeśli dno leży kilkadziesiąt metrów niżej, a ty świadomie lub przypadkiem przekroczysz planowaną głębokość o kilka dobrych metrów i nagle staniesz się mocno ujemny? Jeśli potem pojawi się niedotlenienie, to możesz mieć poważny problem. Oczywiście inaczej sytuacja wygląda, jeśli nurkowanie odbywa się w akwenie, gdzie dno znajduje się na głębokości nie przekraczającej tych przykładowych pięciu metrów.
- nigdy nie nurkuj z fajką w ustach. Wysiłek związany z opróżnianiem fajki przed wzięciem pierwszego oddechu może doprowadzić do blackoutu. To oczywiście może zdarzyć się tylko w sytuacji, gdy z jakiegoś powodu nurek znalazł się na granicy swoich możliwości. Nikt w nurkowaniach rekreacyjnych świadomie nie planuje takich skrajnych sytuacji, ale czasem dochodzi do nich zupełnie nieoczekiwanie. Ponadto trzymana w ustach fajka utrudnia rozluźnienie mięśni twarzy, a także może być przyczyną zaaspirowania wody do dróg oddechowych
- nie nurkuj po długotrwałym wysiłku, ale również nie przedłużaj zanadto sesji nurkowej, bo ona sama w sobie jest źródłem zmęczenia. Ta kwestia wymaga krótkiego wyjaśnienia. Chodzi o to, że w wyniku długotrwałego wysiłku spaleniu ulegają węglowodanowe zapasy energii (przyjmuje się, że starczają one na ok. 1 godzinę treningu) i organizm przechodzi na metabolizowanie tłuszczy. To z kolei łączy się z konsumowaniem większej o około 8% ilości tlenu, przy jednoczesnej mniejszej o około 30% podaży dwutlenku węgla. W rezultacie powstaje szatańska mieszanka - mamy mniej tlenu, a ze względu na niższy poziom CO2 potrzeba zaczerpnięcia oddechu zamiast wcześniej pojawia się dużo później! Blackout bez żadnego ostrzeżenia staje się więc bardzo prawdopodobny.

Mamy więc listę zaleceń, ale nie oszukujmy się. Nawet stosowanie się do nich co do joty może nie uchronić nas od tragedii. Na to czy blackout będzie miał miejsce czy nie, wpływ ma tyle czynników, że nie ma co liczyć na to, że będziemy w stanie w pełni je kontrolować. Co roku odnotowujemy potwierdzające to przypadki, kiedy blackout pojawił się bez żadnego ostrzeżenia i to w sytuacji kiedy „nie miał prawa” się zdarzyć, bo nurek czuł się dobrze, nie hiperwentylował, a nurkowanie leżało grubo poniżej jego możliwości. Konkretne przykłady : nurek bez problemów zrobił na basenie nawrót po 75 metrach (bez płetw) i płynął dalej, bo nie odczuwał potrzeby zaczerpnięcia oddechu. Jednak mimo, że czuł się tak dobrze i dotarł do 100 metra, to z ostatniej długości zapamiętał tylko jej pierwszą połowę. Po wynurzeniu miał potężny blackout. Inny przypadek też z basenu: nurek powtarzał ćwiczenie wielokrotnie wykonywane przez niego bez najmniejszych problemów (25 metrów + 30 sekund statyki przy drabince i powrót). Tym razem w połowie statyki, bez żadnego ostrzeżenia stracił przytomność. Obudził się następnego dnia na OIOM’ie. I przykład z wód otwartych: doświadczony łowca podwodny (10 lat nurkowania na koncie) wykonuje nurkowanie na głębokość 20-kilka metrów (zdecydowanie w granicach jego możliwości), czas około półtorej minuty (jak z głębokością), na dole strzela do ryby, wynurza się z łatwością i … na ok. 10 metrach bez żadnych zapowiadających to symptomów traci przytomność. Późniejsza analiza pokazuje, że nie popełnił żadnych błędów ani w czasie godzin poprzedzających feralne nurkowanie, ani w bezpośrednim przygotowaniu do niego, ani w czasie jego przebiegu. A jednak trafiło go! Takie przypadki można mnożyć w nieskończoność.

A więc, jeśli decydujesz się na nurkowanie bez odpowiedniego zabezpieczenia pamiętaj – kostucha czeka. Ona jest cierpliwa, nie śpieszy jej się, ale kiedyś może przyjść i po ciebie. W momencie, kiedy najmniej będziesz się tego spodziewał.

Wszyscy, którzy wiedzą cokolwiek o freedivingu zdają sobie sprawę z tego, że w każdym nurkowaniu grozi im ryzyko blackoutu z powodu hipoksji – niedotlenienia organizmu. Najczęściej ma on miejsce na ostatnich metrach przed osiągnięciem powierzchni dlatego nazywany jest Shallow Water Blackout (omdlenie na płytkiej wodzie). Jego konsekwencji można na szczęście uniknąć stosując odpowiednie procedury bezpieczeństwa. Nie powinniśmy jednak zapominać, że hipoksja nie wyczerpuje wszystkich zagrożeń związanych z nurkowaniem na zatrzymanym oddechu. Niewątpliwie jest ona podstawowym i najpowszechniejszym ryzykiem. Jest też przyczyną największej ilości wypadków. Niestety musimy pamiętać, że przy bezdechach spotkać nas mogą też różne inne nieprzyjemności jak uraz ciśnieniowy ucha, uraz ciśnieniowy (zgniecenie) płuc, arytmie serca czy niedokrwienia kończyn a również zagrożenia zdawać by się mogło typowe wyłącznie dla nurkowań ze sprzętem jak choroba dekompresyjna, narkoza azotowa, toksyczność tlenowa, zatrucie dwutlenkiem węgla czy wreszcie awarie sprzętu w nurkowaniach No Limits.

Trudno dokonać jakiejś uzasadnionej systematyki tych niebezpieczeństw. Ja lubię dzielić je na dwie kategorie. Pierwsza z nich dotyczy nurkowań bardzo głębokich (orientacyjnie powyżej 65 metra) lub bardzo intensywnych (duża ilość zanurzeń w krótkim czasie). W związku z tym odnosi się do naprawdę zaawansowanych nurków – zawodników ocierających się o rekordy świata lub zawodowych poławiaczy pereł, małż, gąbek itp. Druga kategoria to zagrożenia, z którymi możemy spotkać się na dużo mniejszych głębokościach i przy niewielkim natężeniu nurkowania. Dlatego dotyczy ona każdego z nas, nie wyłączając nawet początkujących.

Narkoza azotowa

Jest to efekt doskonale znany wszystkim nurkom sprzętowym. Okazuje się, że nie omija również bezdechowców, choć w ich przypadku, ze względu na krótki czas ekspozycji na wysokie ciśnienie parcjalne N2, pojawia się na dużo większych głębokościach. Zdaniem Erica Fattaha (były rekordzista w Constant Weight), aby narkoza wystąpiła muszą być spełnione cztery warunki:

1. Głębokość powyżej 65 metra.
2. Nurkowi musi być chłodno – nurkowanie odbywać się musi w zimnych wodach (nasze jeziora!).
3. Musi być ciemno (znów nasze jeziora!).
4. Nurek musi mieć wysokie stężenie CO2 we krwi (co ma miejsce jeśli przed nurkowaniem nie przeprowadzał hiperwentylacji, a więc właściwie zawsze!).

Jeśli te okoliczności mają miejsce, wówczas narkoza z pewnością pojawi się w początkowej fazie wynurzania, a przy nurkowaniach powyżej 80 metrów może mieć miejsce nawet pod koniec zanurzenia (dotyczy to nurkowania w Constant Weight lub Free Immersion). Jej natężenie może być mniejsze u osób przywykłych do wysokich stężeń N2 (np. głęboko nurkujący sprzętowcy). Przebieg narkozy jest nieco inny niż przy nurkowaniu z butlami, choć podobny. Wszystko wydaje się odległe, nierealne. Widziany obraz staje się zamazany i falujący. Zaburzona jest zdolność do klarownego myślenia i oceny sytuacji. Nurek nie może skoncentrować się na pracy nóg (może nawet całkiem o niej zapomnieć!). Pojawiają się zawroty głowy i uczucie szumu / brzęczenia w całym ciele, a czasem strach.

Typowym przypadkiem dezorientacji w wyniku narkozy była nieudana próba bicia rekordu w Constant Weight w 1997 roku, w czasie, której Alejando Ravelo po osiągnięciu zaplanowanej głębokości zamiast zabrać tabliczkę z wypisaną głębokością przez 20 sekund usiłował wyrwać kamerę filmującemu go nurkowi. W konsekwencji tej szamotaniny i wydłużenia czasu nurkowania stracił przytomność na ostatnich metrach przed osiągnięciem powierzchni.

Inny ciekawy przypadek narkozy znaleźć można w opisie przygotowań Martina Stepanka do bicia rekordu świata w kategorii Free Immersion w 2001 r. Jedno z nurkowań treningowych Martin wykonywał na 83 metry. Założony profil przewidywał osiągnięcie powierzchni po 2 minutach i 45 sekundach. Na minutę i 15 sekund przed upływem tego czasu jego safety diver – nurkujący na bezdechu Paul Kotik – opuścił się na głębokość 20 metrów. Jednak Martin nie pojawił się w zaplanowanym czasie. Po 30 sekundach mocno zaniepokojony Paul opadł kolejne 10 metrów w dół. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy już sam zaczął odczuwać silną potrzebę zaczerpnięcia powietrza, dostrzegł spokojnie wynurzającego się Martina. Całe nurkowanie trwało o 45 sekund dłużej niż planowano, ale zakończyło się szczęśliwie dla obu nurków. Kiedy Martin doszedł już do siebie i wyjaśnił przyczyny opóźnienia, pozostający cały czas na powierzchni Doug Peterson podsumował jego wyczyn następująco: „Mr Stepanek osiągnął już taki poziom doskonałości, że jego safety diverowi potrzebny jest własny safety diver”. Na koniec wypada wyjaśnić, co takiego opowiedział Martin i jaki to ma związek z narkozą azotową? Otóż, kiedy znalazł się na maksymalnej głębokości dostrzegł przyglądającą się mu z ciekawością rybę. Widok ten tak go zafascynował, że poczuł, iż musi uciąć sobie pogawędkę z nowo poznanym towarzyszem. Na szczęście po kilkudziesięciu sekundach odzyskał jasność myślenia i zaczął się wynurzać. Do dziś nie wiadomo czy rzeczywiście była tam jakakolwiek ryba, czy też był to wyłącznie wynik jego imaginacji. Tak czy inaczej pogawędki z nieznajomymi na bezdechu na 83 metrach wytłumaczyć można tylko silnym zamroczeniem umysłu, za co odpowiedzialna jest właśnie narkoza azotowa.

Należy nadmienić, że zaznaczoną na wstępie tego akapitu głębokość 65 metrów należy traktować umownie. Odnotowane zostały, bowiem dwa wypadki, w których nurkowie doznali objawów charakterystycznych dla narkozy już na 50, a nawet na zaledwie 45 metrach. W obu tych przypadkach nurkowie odbyli na maksymalnej głębokości trwające po kilkanaście sekund, niezaplanowane przystanki. Po wynurzeniu nie zdawali sobie z tego sprawy, a o tym, że miały one miejsce dowiedzieli się dopiero po analizie profilu nurkowania ściągniętego z komputera. Ponadto jeden z ww. nurków wynurzał się spiralnie (!!!) wokół liny opustowej co tak wydłużyło jego nurkowanie, że na 6 metrach doznał blackoutu. Po odzyskaniu przytomności nie pamiętał ani wspomnianego przystanku na 45 metrach ani swojego przedziwnego sposobu wynurzania.

Niedokrwienie kończyn

Elementami nurkowego odruchu ssaków – zespołu zmian adaptacyjnych zachodzących w organizmie zanurzającego się na bezdechu nurka – są między innymi obkurczenie naczyń krwionośnych dostarczających krew do peryferiów (kończyn, palców i skóry) oraz towarzyszący mu blood shift (przepompowanie krwi do naczyń krwionośnych klatki piersiowej). Obok dobroczynnych konsekwencji tych efektów tj. wydłużenia czasu pozostawania w bezdechu i zapobieżenia urazowi ciśnieniowemu płuc (patrz druga część artykułu) towarzyszą im też skutki negatywne. Kiedy po osiągnięciu maksymalnej głębokości nurek rozpoczyna powrót ku powierzchni jego kończyny są bardzo skąpo zaopatrywane w krew, a więc i w tlen. Efekt ten jest potęgowany przez bradykardię – zwolnienie rytmu serca – i oczywiście fakt zużycia części zapasów tlenu w fazie zanurzenia. W konsekwencji nurek może doznać uczucia omdlewania nóg, a nawet całkowitego braku władzy nad nimi. Przypadek taki opisuje Eric Fattah. W czasie jego nurkowania na 88 metrów w kategorii Constant Weight w roku 2001 (było to nurkowanie o 7 metrów głębsze od ówczesnego, oficjalnego rekordu świata) Eric kilkukrotnie zatrzymywał się w fazie wynurzenia dla odpoczynku, bo nie mógł zmusić swoich bezwładnych nóg do pracy. Dodatkowym czynnikiem, który potęgował niebezpieczeństwo była opisywana powyżej narkoza azotowa. Z jej powodu Eric miał ogromne trudności ze skoncentrowaniem się na wynurzaniu i pracy nóg w szczególności. Miał uczucie nierealności, odpływania ku nieznanemu. Na 55 metrach doznał kompletnego paraliżu kończyn i zaczął opadać. Na szczęście po kilku sekundach paraliż ustąpił, a Eric zdołał przezwyciężyć narkozę i ostatecznie osiągnął powierzchnię.

Biorąc pod uwagę ryzyka narkozy azotowej i niedokrwienia kończyn, paradoksalnie może się okazać, że w głębokich nurkowaniach na bezdechu warto rozważyć dopuszczenie pewnej dozy hiperwentylacji (w celu obniżenia poziomu CO2, a co za tym idzie osłabienia efektu narkotycznego azotu) oraz ograniczenie działań zmierzających do aktywacji nurkowego odruchu ssaków (w celu osłabienia efektu blood shift i w konsekwencji mniejszego niedokrwienia kończyn). Oczywiście, jeśli chodzi o hiperwentylację to trzeba pamiętać, że zwiększa ona ryzyko blackoutu z powodu hipoksji (zarówno ze względu na opóźnienie wystąpienia odruchu oddechowego jak i przyśpieszenie niedokrwienia mózgu) i dlatego dopuszczalna jest wyłącznie przy zapewnieniu pełnej, stuprocentowej asekuracji zarówno ze strony nurków sprzętowych jak i bezdechowych.

Toksyczność tlenowa

W istocie zdania na temat tego czy rzeczywiście w nurkowaniach bezdechowych można doświadczyć toksyczności tlenowej są podzielone. Głębokości, jakie osiągane są w kategoriach No Limits i Variable Ballast (obecnie odpowiednio ok. 170 i 130 metrów) są na tyle duże, że ciśnienie parcjalne tlenu w płucach mogłoby (w pierwszej z nich) znacznie przekroczyć 3 ATA. Oczywiście organizm nurka stale metabolizuje tlen zmniejszając jego ilość i prężność, jednak faza zanurzenia w obu wspomnianych kategoriach odbywa się na windzie, gdzie nurek pozostaje praktycznie w bezruchu. Dlatego zużycie tlenu jest tu bardzo ograniczone. Ponadto nurek doświadcza wpływu bardzo silnego na tych głębokościach nurkowego odruchu ssaków (m.in. dramatyczne zwolnienie rytmu serca – nawet do 10 uderzeń na minutę, obkurczenie naczyń krwionośnych dostarczających krew do peryferiów) co dodatkowo obniża konsumpcję tlenu. W rezultacie po trwającym ok. 90 – 120 sekund zanurzeniu w organizmie nurka pozostaje go jeszcze dość dużo by jego ciśnienie parcjalne w płucach znajdowało się w okolicach 3 ATA, a więc dużo powyżej granic dopuszczalnych w nurkowaniach ze sprzętem. Z drugiej strony czas ekspozycji jest na tyle krótki, że nie wszyscy eksperci są gotowi uznać toksyczność tlenową za rzeczywiste zagrożenie.

Tak czy owak historia notuje, co najmniej kilka przypadków blackoutu na bardzo dużych głębokościach, w których hipoksję z całkowitą pewnością należy wykluczyć jako przyczynę. W dwóch z wspomnianych przypadków nurkowie (Pipin Ferreras i Audrey Mestre) odzyskali przytomność po osiągnięciu mniejszej głębokości (byli podłączeni do balonu, dzięki czemu mimo blackoutu wynurzenie było kontynuowane), gdzie ciśnienie parcjalne tlenu uległo zmniejszeniu. Jeden przypadek zakończył się tragicznie, kiedy Cyril Isoardi wykonywał treningowe nurkowanie na 100 m (bez udziału safety divers!). Na video (nurkowanie było filmowane przez zainstalowaną na windzie kamerę) widać jak po osiągnięciu zaplanowanej głębokości Cyril traci przytomność i nie jest w stanie odpalić balonu. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Również Stefano Makula doświadczył blackoutu na dużych głębokościach jednak w jego przypadku obyło się bez nieszczęścia – został wyciągnięty na powierzchnię przez nurków asekurujących.

Wydaje się, że we wszystkich opisanych powyżej przypadkach przyczyną utraty przytomności mogła być toksyczność tlenowa.

Zatrucie dwutlenkiem węgla

To temat, który podobnie jak toksyczność tlenowa nie jest dokładnie rozpoznany. Wydaje się, że w przypadku nurkowań bardzo głębokich i połączonych z wysiłkiem, a więc zwiększoną konsumpcją tlenu z jednej strony, a zwiększoną produkcją dwutlenku węgla z drugiej, ryzyko zatrucia CO2 może się pojawić. Kategorią, która spełnia te warunki jest Variable Ballast. Nurkowie schodzą w niej przy użyciu windy na 120 - 130 metrów, a następnie, inaczej niż w przypadku No Limits, gdzie wynoszeni są bez wysiłku przez balon, wynurzają się podciągając się na linie opustowej. W początkowej fazie wynurzenia (powiedzmy w 1/3 długości od dna) występuje faza krytyczna ze względu na stężenie CO2. Do tego momentu organizm nurka zdołał już wyprodukować duże jego ilości, a jednocześnie ciśnienie zewnętrzne jest bardzo wysokie i sięga ok.. 10 atmosfer. Ciśnienie parcjalne dwutlenku węgla może, więc osiągnąć niebezpieczny poziom. Nawet, jeśli uznamy, że czas ekspozycji nie jest odpowiednio długi, aby doszło do rzeczywistego zatrucia, to ponad wszelką wątpliwość podwyższone stężenie CO2 przyczynia się do spotęgowania narkotycznego działania azotu. W konsekwencji może to prowadzić nawet do utraty przytomności.

HPNS – Zespół Neurologiczny Wysokich Ciśnień

Skoro omawiamy tu zagrożenia typowe dla nurkowań sprzętowych, to nie sposób zapomnieć o zespole neurologicznym wysokich ciśnień. Jednak czy w przypadku bezdechów istnieje możliwość jego wystąpienia? Z jednej strony w No Limits głębokości sięgają już 170 metrów, a prędkość zanurzenia jest bardzo duża i waha się w okolicach 2 metrów na sekundę. Są to wartości, które w przypadku sprzętowców niewątpliwie prowadziłyby do wystąpienia HPNS. Jednak z drugiej strony trzeba pamiętać, że bezdechowiec ma w płucach ogromne ilości azotu, który jak wiadomo, neutralizuje objawy związane z wysokim ciśnieniem. Wydaje się, więc, że ze strony HPNS nic nam nie grozi, choć ze względu na brak materiału doświadczalnego, trudno powiedzieć to z całkowitą pewnością.

Awarie sprzętu

W odniesieniu do freedivingu często używamy nazwy „nurkowanie bez sprzętu”. Rzeczywistość jest nieco inna, niż można by przypuszczać po tym określeniu, bo tak naprawdę freediving wymaga użycia specjalistycznego wyposażenia. Mimo to jego awarie raczej nam nie grożą. Nie musimy obawiać się zamarznięcia automatu oddechowego, przekłamań wskazań manometru czy mimowolnego napełnienia kamizelki wypornościowej, bo ich nie stosujemy. W typowych nurkowaniach nasze być albo nie być, zależy prawie wyłącznie od naszego organizmu. Najgorsze, co może się przytrafić w związku ze sprzętem, to chyba połamanie płetw z włókna węglowego. Niewątpliwie nie należy to do przyjemności, ale w końcu niewielu z nas takie płetwy posiada. Gdyby jednak taka atrakcja kogoś spotkała powinien zachować się analogicznie jak w przypadku zgubienia płetwy – jak najszybciej uciekać do góry. Jeśli nurkowanie odbywałoby się przy linie opustowej, powinno się z niej skorzystać, wyciągając się po niej rękami (właśnie, dlatego opustówka powinna być dość gruba i przyczepiona do solidnej, tj. dającej wyraźny opór bojki). Przy braku liny trzeba niestety wiosłować jedną płetwą, najlepiej ruchami delfina.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda w nurkowaniach No Limits. Tu sprzęt (najczęściej balon wypornościowy) jest niezbędny do pomyślnego zakończenia kluczowej fazy nurkowania – wynurzenia. O tym, że mogą być z tym problemy najdobitniej świadczy spektakularny wypadek Audrey Mestre z 2002 roku w trakcie oficjalnej próby ustanowienia rekordu świata na głębokości 171 metrów. Kłopoty z wynurzaniem doprowadziły do śmierci Audrey. Oficjalny raport przedstawiony po wypadku przez IADF (stowarzyszenie Pipina, które było organizatorem nurkowania) podaje, że przyczyną problemów było uszkodzenie teflonowej powłoki, którą pokryta była lina opustowa. Wynikające stąd zwiększone tarcie miało spowodować, że Audrey wynurzała się w zbyt wolnym tempie, by ostatecznie definitywnie zatrzymać się na głębokości 120 metrów. Rzeczywista przyczyna, która ujawniona została dużo później była jednak inna – butla służąca do napełniania balonu wypornościowego była pusta! Przy jednoczesnych karygodnych zaniedbaniach w asekuracji doprowadziło to do tragicznego zakończenia. Tak czy owak nie ulega wątpliwości, że w tej kategorii skrupulatne sprawdzenie sprzętu przed każdym zanurzeniem oraz stosowanie systemów backupowych, na wypadek awarii systemu podstawowego, decyduje o przeżyciu lub śmierci nurka.

Rok 2007 uświadomił nam, że należy poważnie traktować jeszcze jedno ryzyko, które można w pewnym sensie zakwalifikować do kategorii „awarie sprzętu”. Chodzi o tragiczny wypadek Loica Leferma w trakcie nurkowania na windzie na 171 m. Zanurzenie odbywało się bez udziału nurków sprzętowych, co w przypadku Loica było od dawna stosowaną praktyką. Głębokości osiągane przez niego na windzie stały się bowiem tak duże, że stanowiły poważne ryzyko dla nurkującej na sprężonych mieszankach ekipy zabezpieczającej. Dlatego zamiast niej Loic wyposażony był w system przeciwwagowy, który w przypadku nie odpalenia balonu wypornościowego wyciągał na powierzchnię cały sprzęt tj. linę opustową wraz z balastem dennym, windę i samego nurka. Niestety w trakcie feralnego zanurzenia prawdopodobnie coś musiało zaplątać się w linę. W rezultacie wyciągnięcie systemu na powierzchnię okazało się niemożliwe. Sam Loic w jakiś sposób wydostał się z dna na głębokość 30 metrów, skąd nieprzytomny został zabrany na powierzchnię przez nurka sprzętowego. Niestety nie odzyskał przytomności, a lekarze na brzegu stwierdzili zgon.

Ten przypadek uświadamia nam, że w głębokich nurkowaniach, w których rezygnuje się z pomocy sprzętowców, należy przed zanurzeniem w jakiś sposób dokonać przeglądu liny opustowej w celu wykrycia ewentualnych sieci, kabli lub innych przeszkód, które mogą uniemożliwić powrót na powierzchnię. Czas pokarze czy będzie się to odbywało np. przy pomocy kamery opuszczanej na pełną głębokość, sonaru czy innych metod. Wydaje się jednak, że staje się to absolutnie niezbędne, zwłaszcza w naszych wodach, w których nie tylko widoczność jest minimalna, ale i ryzyko natknięcia się na dryfujące sieci całkiem spore.

Choroba dekompresyjna

Zdawać by się mogło, że bezdechowcy jako nurkowie nie oddychający sprężonymi mieszankami, nie są narażeni na ryzyko choroby dekompresyjnej. Okazuje się, że niekoniecznie musi to być prawdą. W przypadku nurkowań rekreacyjnych, uprawianych z niewielką intensywnością i na niezbyt duże głębokości, rzeczywiście nie grozi nam nadmierna kumulacja azotu. Jednak w innych przypadkach niejednokrotnie zaobserwowano objawy charakterystyczne dla choroby dekompresyjnej. W czasie pojedynczego nurkowania czas ekspozycji na wysokie ciśnienie parcjalne azotu jest bardzo krótki. Jeśli jednak nurek wykonuje całą serię zanurzeń w niewielkich odstępach czasu, rozpuszczony we krwi i tkankach azot zaczyna się kumulować. Biorąc pod uwagę, że szybkość wynurzania freedivera (ok. 60 metrów na minutę, a w przypadku No Limits dużo więcej) dalece przekracza normy obliczone dla scuba, mogą pojawić się problemy.

Prawdopodobnie pierwsze zapisy na temat występujących u nurków bezdechowych urazów, których przyczyny wskazują na DCS datują się na rok 400 przed nasza erą i znajdują się w Rodyjskim Prawie Morskim. Współcześnie uczeni wielokrotnie zwracali uwagę na objawy takie jak paraliż, spazmatyczne porażenie kończyn dolnych czy konwulsje występujące u śródziemnomorskich poławiaczy gąbek przypisując im jako przyczynę uwalnianie nadmiaru gazów rozpuszczonych we krwi. Dość dokładnie zbadano ten problem u poławiaczy pereł polinezyjskiego archipelagu Tuamotu. Wykonywali oni dziennie od 40 do 60 zanurzeń na głębokości sięgające 30-40 m. Łączny czas jednego zanurzenia wynosił ok. 100 sekund, a przerwy pomiędzy nimi wahały się od 4 do 6 minut. Większość z nurków doświadczała objawów nazywanych „taravana”. Obejmowały one nudności, zawroty głowy, utratę słuchu, zaburzenia widzenia, bóle stawów i częściowy lub kompletny paraliż. Notowane były też przypadki śmiertelne.

Również czołowi freediverzy jak np. Pipin Ferreras mieli dolegliwości charakterystyczne dla DCS. Ustępowały one po zastosowaniu leczenia w komorze dekompresyjnej. Najnowsza historia notuje też jeden bardzo poważny wypadek, w którym podejrzewa się, że jego przyczyną była kumulacja azotu. Chodzi o mający miejsce w lecie 2002 roku wypadek Benjamina Franza, w wyniku, którego uległ on częściowemu paraliżowi i do dnia dzisiejszego porusza się na wózku inwalidzkim. Benjamin przygotowywał się do ustanowienia nowego rekordu w kategorii No Limits na głębokości 165 m. W trakcie bardzo intensywnego treningu poprzedzającego próbę wykonywał nawet do siedmiu zanurzeń dziennie na głębokości przekraczające 100 metrów. Mimo, że lekarze nie postawili diagnozy jednoznacznie wskazującej na chorobę dekompresyjną jako przyczynę, to jednak wiele przemawia za tym, że to właśnie ona jest odpowiedzialna za ten wypadek. Między nami mówiąc trudno nie dziwić się niefrasobliwej postawie samego Benjamina i jego trenerów, którzy pozwolili mu wykonywać tak głębokie nurkowania z tak dużą częstotliwością.

Jak pokazały eksperymenty, aby doznać objawów charakterystycznych dla choroby dekompresyjnej należałoby wykonać na przykład ok. 50 zanurzeń na głębokość 15-20 metrów w czasie 5 godzin. Taką serię nurkowań wykonał w 1965 roku dr P. Paulev – oficer medyczny Duńskiej Marynarki Wojennej. Dwie godziny po wyjściu z wody zaczął skarżyć się na trudności w oddychaniu, nudności, bóle i paraliż nóg, niedowład ręki i zaburzenia widzenia. Po poddaniu leczeniu w komorze dekompresyjnej przy ciśnieniu 6 atmosfer wszystkie objawy ustąpiły. Prowadzone później (1965, 1967) przez Pauleva symulacje komputerowe pokazały, że przekroczenie limitów stężenia azotu akceptowanych w nurkowaniach na sprężonym powietrzu, można uzyskać we freedivingu już po 13 dwuminutowych zanurzeniach na 19 metrów pod warunkiem skrócenia surface intervals do jednej minuty. Ten sam efekt osiąga się po zaledwie 5 zanurzeniach przy zwiększeniu głębokości do 30 metrów i utrzymaniu tego samego schematu czasowego.

Jak więc widać objawów DCS można się wprawdzie dorobić, ale wymaga to dość dużego samozaparcia (i umiejętności). Nam zwykłym, bezdechowym śmiertelnikom nie grozi wiele z tej strony. Mimo to, nawet my powinniśmy pamiętać, że istnieje takie zagrożenie i z tego powodu, zarówno w nurkowaniach rekreacyjnych jak i podczas poprawiania swoich rekordów życiowych, zachowywać odpowiednio długie przerwy pomiędzy kolejnymi zanurzeniami. Jako absolutne minimum przyjmuje się, aby surface interval był dwa-trzy razy dłuższy od czasu nurkowania. Jest to oczywiście reguła „spod dużego palca”, bo w ogóle nie bierze pod uwagę głębokości, ale dla freedivera na początkowym lub średnio zaawansowanym poziomie, (czyli wykonującego, powiedzmy, 20-30 zanurzeń dziennie, w tym tylko kilka na głębokości powyżej 30 metrów) można uznać ją za wystarczającą.

Nurkowanie bezdechowe i ze sprzętem.

W tym miejscu, nawiązując do tematu choroby dekompresyjnej, warto kilka linijek tekstu poświęcić odpowiedzi na pytanie, czy można łączyć te dwa rodzaje nurkowania ? W zasadzie wszystkie autorytety zgadzają się, że tak, ale pod jednym warunkiem : bezdechy powinniśmy wykonywać zawsze PRZED, nigdy PO nurkowaniu ze sprzętem. Po nurkowaniu na sprężonych mieszankach zawsze mamy we krwi i tkankach stan supersaturacji azotu. W tej sytuacji charakterystyczne dla freedivingu szybkie wynurzenia mogą być przyczyną tworzenia się mikropęcherzyków i prowadzić do objawów DCS. W związku z tym przyjęło się uważać, że po nurkowaniu ze sprzętem nie należy uprawiać freedivingu, a jeśli już to na głębokości nie przekraczające 5 metrów. Aby nurkować naprawdę głęboko należy odczekać do upłynięcia „no flight time”. W tak zwanym międzyczasie, tj. po upłynięciu dwóch godzin można zanurzyć się nieco głębiej niż owe 5 metrów ale odradzałbym głębokości większe niż 10 metrów.

Uraz ciśnieniowy ucha

Sprawa jest doskonale znana każdemu nurkowi sprzętowemu, więc nie będę wyjaśniał, na czym polega – wszyscy i tak wiedzą. Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że problemy z uchem dotyczą również freediverów. A zdarzają się i najlepszym. Doświadczyli go, między innymi, Yasemin Dalilic i Topi Lintukangas w czasie swoich rekordowych prób. Nic w tym dziwnego, bo kiedy nurek, będący na granicy możliwości wyrównania ciśnienia, ma jeszcze tylko kilka metrów do zerwania plakietki z nowym rekordem, czasem ryzykuje dalsze zanurzanie licząc, że jednak się uda. Raz się udaje, a kiedy indziej bębenek ulega perforacji, zalany zostaje błędnik i wtedy zaczynają się kłopoty. Nurek doznaje zawrotów głowy i może stracić orientację. Jeśli zacznie się „wynurzać” w poziomie zamiast ku górze, może to oznaczać poważne problemy.

Trzeba tu powiedzieć, że o ile w przypadku scuba wyrównywanie ciśnienia w uchu środkowym raczej dla nikogo nie stanowi problemu, to przy bezdechach staje się jednym z głównych czynników ograniczających głębokość, jaką jesteśmy w stanie osiągnąć. Nurkując ze sprzętem mamy powietrza pod dostatkiem i delikatne dmuchnięcie w zatkany ręką nos (tzw. próba Valsalvy) na ogół załatwia sprawę.

Niestety we freedivingu sprawy mają się trochę inaczej. Tu z każdym pokonanym metrem głębokości mamy mniejszą objętość powietrza do dyspozycji. Na 30 metrach nasze płuca są skurczone do 1/4 swojej normalnej pojemności i tu mniej więcej zaczynają się problemy. Próbujemy ścisnąć płuca, aby wydusić z nich jeszcze trochę powietrza i przepchnąć je przez trąbki Eustachiusza, i... nic się nie dzieje. Nic dziwnego – nasze płuca są skompresowane do objętości bliskiej residual volume, stąd nasze kłopoty. Tradycyjna próba Valsalvy przestaje być skuteczna, właśnie dlatego freediverzy w zasadzie w ogóle nie posługują się nią.

Istnieje kilka, o ile nie kilkanaście, technik wyrównywania ciśnienia. Z grubsza rzecz biorąc, można podzielić je na techniki ciśnieniowe (jak właśnie Valsalva), w których trąbki otwierają się wskutek zwiększonego ciśnienia w jamie nosowej i bezciśnieniowe, w których przypadku otwarcie trąbek uzyskuje się poprzez pracę odpowiednich grup mięśni. Są też kombinacje jednych i drugich. Jeśli chodzi o techniki bezciśnieniowe (jak np. przełykanie śliny, odginanie głowy, ziewanie przy zamkniętych ustach i inne) to, choć są bardzo eleganckie – nie wymagają łapania się za nos – ich skuteczność jest jednak (może poza osobnikami o wyjątkowo drożnych trąbkach Eustachiusza jak np. Gianluca Genoni) ograniczona do mniej więcej podobnych głębokości jak próba Valsalvy. Niezwykle wydajną techniką, w pewnym sensie też bezciśnieniową, jest manewr polegający na wciąganiu przez nos wody do jamy nosowej i zatok. Jednak jest to technika trudna i niebezpieczna, dlatego posługuje się nią bardzo wąskie grono zaawansowanych nurków.

Wydaje się, że najpopularniejszą i jednocześnie bardzo efektywną techniką, używaną przez chyba wszystkich głęboko nurkujących freediverów, jest tzw. manewr Frenzla. Został on opracowany przez komandora Luftwaffe (Frenzla właśnie) w czasie II Wojny Światowej dla pilotów i załóg bombowców nurkujących (okazuje się, że przy locie nurkowym ciśnienie rośnie na tyle gwałtownie, że zaczyna to stanowić problem). Z grubsza rzecz biorąc, technika Frenzla polega na tym, że najpierw powietrze z płuc zasysane jest do ust i gromadzone nad językiem. Następnie wykonywany jest silny ruch języka do góry i do tyłu tak, że język jak tłok przepycha je do jamy nosowej, zwiększając panujące w niej ciśnienie. Jeśli jednocześnie mamy zatkany nos (ręką lub zaciskiem) i zamkniętą głośnię, to powietrze, które nie ma dokąd uciec, uchodzi przez trąbki Eustachiusza do ucha środkowego. Frenzel jest tak skuteczny, że pozwala rozwiązać problem wyrównywania ciśnienia nawet osobom o wyjątkowo niedrożnych trąbkach. Taką osobą jest np. Eric Fattach, który mimo że od najmłodszych lat uwielbiał pływać, to nie był w stanie zanurkować głębiej niż na 2-3 metry. Jego trąbki są tak wyjątkowo ścisłe, że pomimo iż Eric znał próbę Valsalvy, to nie był w stanie wyrównać ciśnienia przy jej pomocy. Wreszcie pewnego razu natknął się na opis techniki Frenzla i jak sam mówi, opanował ją w 5 minut. Od tej chwili podwodny świat stanął przed nim otworem i Eric kilka lat później znalazł się na 88 metrach. Uprzedzam jednak, że dla większości z nas poprawne opanowanie tej techniki nie okaże się takie łatwe jak w jego przypadku. Dlatego zainteresowanych odsyłam do chyba najlepszego dokumentu na ten temat, napisanego właśnie przez Erica Fattaha: „The Frenzel Technique, Step-by-Step” (www.ericfattah.com/frenzel.doc). Tym z was, którzy będą chcieli zapuścić się naprawdę głęboko, polecam też wątek „Failure Depth” na liście dyskusyjnej serwisu www.deeperblue.net, gdzie w jednym z postów Eric zdradza, nieujawnione we wspomnianym wyżej dokumencie, tajniki, dotyczące jego własnej modyfikacji Frenzla tzw. mouthfill technique.

Na koniec można jeszcze przypomnieć, że obecnie prawie wszyscy freediverzy stosują przed zanurzeniem prostą, ale skuteczną technikę pakowania płuc (lung packing). Polega ona na tym, że po wzięciu ostatniego, maksymalnego wdechu nurek „dopakowuje” poprzez zasysanie językiem do ust dodatkowych porcji (tzw. packs) powietrza, które przepompowuje natychmiast do płuc. W wyniku wykonania od kilkunastu do kilkudziesięciu „dopakowań” można wprowadzić do płuc nawet do 3 litrów dodatkowego powietrza, które bardzo przydaje się na głębokościach do wyrównywania ciśnienia w uchu środkowym, dodatkowo zabezpieczając je przed urazem. Należy jednak pamiętać, że nadmierne pakowanie wywołuje zawroty głowy a w skrajnych przypadkach może doprowadzić do nawet blackoutu (jeszcze przed rozpoczęciem nurkowania). Doświadczył tego między innymi właśnie Eric Fattach w czasie rywalizacji w Montreux w 2000 r. Złośliwi konkurenci do końca trwania zawodów przezywali go Japończykiem w nawiązaniu do słynnej sceny z „Big Blue” (oczywiście w przypadku Japończyka z filmu przyczyna blackoutu była zupełnie inna – nadmierna hiperwentylacja).

Uraz ciśnieniowy płuc

Jak powiedział jeden ze znanych freediverów: „ludzie są zaprojektowani do nurkowania na głębokości do 40 metrów”. Głębiej należy brać pod uwagę ryzyko urazu ciśnieniowego – zgniecenia płuc (lung squeeze). Jego mechanizm jest całkowicie odmienny od urazu o tej samej nazwie (tylko w języku polskim), doskonale wszystkim znanego z nurkowań na sprężonych mieszankach oddechowych.

Kiedy nurek bezdechowy zanurza się, ciśnienie zewnętrzne powoduje narastającą kompresję płuc. Te jednak znajdują się nie w elastycznym worku, a w zbudowanej z dość sztywnych żeber klatce piersiowej. Wprawdzie posiada ona pewne (ograniczone) możliwości kurczenia się, ale zawsze stawia działającej z zewnątrz sile pewien opór. W rezultacie ciśnienie słupa wody na danej głębokości jest równoważone przez ciśnienie powietrza w płucach plus tę właśnie siłę oporu (sprężystości) klatki piersiowej. Oznacza to, że w płucach stale utrzymuje się pewne niewielkie podciśnienie.

Jest ono przyczyną znanego wszystkim freediverom efektu nazywanego z angielska blood shift. Aby skompensować panujące w płucach podciśnienie, do naczyń krwionośnych klatki piersiowej przetłaczana jest krew pozyskana z innych obszarów organizmu. Proces ten przebiega tym łatwiej, że wskutek zatrzymania oddechu i narastającego ciśnienia zewnętrznego obkurczeniu ulegają naczynia krwionośne dostarczające krew do peryferiów – palców, dłoni, stóp, kończyn i skóry. „Zaoszczędzona“ w ten sposób krew może zostać skierowana właśnie do płuc. Dodatkowym efektem wspomagającym blood shift jest stopniowe przemieszczanie narządów wewnętrznych z jamy brzusznej do klatki piersiowej. To, na ile efektywny jest ten ostatni proces, zależy od elastyczności przepony – mięśnia rozpościerającego się pomiędzy płucami a jamą brzuszną. Oba te efekty powodują jedno: klatka piersiowa wypełnia się cieczą (krew) i organami wewnętrznymi (trzewia), które – w odróżnieniu od znajdującego się w płucach powietrza – są nieściśliwe. Właśnie dlatego dalsze narastanie ciśnienia zewnętrznego nie powoduje zgniecenia klatki piersiowej i połamania żeber.

Póki znajdujemy się na niewielkich głębokościach, efekty blood shift i przetłaczania trzewi manifestują się w minimalnym stopniu. Klatka piersiowa poddaje się jeszcze kompresji i w miarę nadąża za zmniejszaniem objętości płuc. Sytuacja zmienia się mniej więcej, kiedy mijamy marker oznaczający 40 metr (w zależności od osobnika równie dobrze może to być 35 lub 45 metr). W tym momencie klatka piersiowa osiąga objętość graniczną (a płuca residual volume). Dalsze jej zgniatanie jest niemożliwe ze względu na sztywność żeber. Od tej chwili postępującej kompresji płuc nie towarzyszy już kurczenie się klatki. Dlatego zapotrzebowanie na nieściśliwe organy wewnętrzne i krew gwałtownie rośnie, i... tu może pojawić się problem. Jeśli zapotrzebowanie to nie zostanie odpowiednio szybko zaspokojone, wówczas podciśnienie w płucach może wzrosnąć do niebezpiecznych wartości. W konsekwencji krew pod wpływem różnicy ciśnień może zacząć przenikać z naczyń krwionośnych do światła pęcherzyków płucnych. Właśnie wtedy mamy do czynienia z urazem płuc.

Po wynurzeniu nurek pluje śliną podbarwioną krwią. Na ogół jej ilości są niewielkie a objawy ustępują po dość krótkim czasie. Jednak w skrajnych przypadkach może dojść nawet do wtórnego utonięcia. Zalane krwią pęcherzyki płucne nie są wówczas w stanie prawidłowo wykonywać swojej pracy, a nurek dusi się, mimo że znajduje się na powierzchni i może oddychać powietrzem atmosferycznym. W lżejszych przypadkach stan plucia krwią utrzymuje się przez kilka – kilkanaście godzin. Towarzyszy mu uczucie ogólnego zmęczenia oraz trudności z nabraniem pełnego oddechu. Czasem oddychaniu towarzyszyć może rzężenie i ból w okolicach klatki piersiowej. Niestety, ustąpienie tych objawów (co następuje szybciej lub później w zależności od stopnia uszkodzenia płuc) nie oznacza, że problem zniknął. Należy liczyć się z tym, że nadwerężone pęcherzyki jeszcze przez dłuższy czas będą dochodzić do siebie. Nurkowaniom, nawet na dużo mniejsze głębokości, może towarzyszyć krwioplucie. Dlatego po doznaniu urazu, należy zawiesić nurkowania na pewien czas (zależny od tego jak poważny był uraz), a po ich wznowieniu rozpoczynać od małych głębokości. W miarę upływu kolejnych dni można stopniowo nurkować coraz głębiej, jednak cały czas należy kontrolować, czy objawy lung squeeze nie powracają.

Co robić, aby nie dopuścić do urazu? Nie ma tu prostej rady. Wydaje się, że pierwszą i podstawową zasadą powinno być powolne stopniowanie głębokości. Nie należy gwałtownie poprawiać swojego personal best, szczególnie kiedy jesteśmy w obszarze ryzyka, a więc po przekroczeniu 35-40 metra. Najpierw należy wykonać kilka – kilkanaście nurkowań w okolicach swojego rekordowego osiągnięcia, a dopiero potem atakować głębokość większą o kilka (2-3) metrów. Tu znów seria zanurzeń na podobną głębokość i ponowne przesunięcie poprzeczki. Po dłuższej przerwie (np. zimowej) w nurkowaniach należy stopniowo dochodzić do dużych głębokości, nawet jeśli leżą one poniżej osobistego rekordu. Z kolei każde głębokie nurkowanie powinno być poprzedzone odpowiednią rozgrzewką tj. kilkoma przygotowawczymi zanurzeniami na mniejsze głębokości (można w tym celu wykonywać opisane poniżej negative pressure dives). Postępując w ten sposób, za każdym razem dajemy szansę organizmowi na przyzwyczajenie się do głębokości i panującego na niej ciśnienia. Dajemy mu czas na „aklimatyzację”, co pozwala zmniejszyć ryzyko wystąpienia lung squezze.

Druga rada to ćwiczenie przepony. Im przepona jest bardziej elastyczna, tym łatwiej i głębiej trzewia są w stanie wniknąć w światło klatki piersiowej. To zabezpiecza nurka przed wzrostem podciśnienia w płucach i ryzykiem ich uszkodzenia. Typowym przykładem tego typu ćwiczenia jest technika zaczerpnięta z Pranayamy - Uddiyana Bandha (na filmach o Umberto Pelizzarim można znaleźć ujęcia Mistrza w trakcie wykonywania tej techniki). Polega ono na wykonaniu pełnego, maksymalnego wydechu, po którym następuje głębokie zassanie brzucha w światło klatki piersiowej. Nurkowie często nie ograniczają się do wykonania zwykłego wydechu, ale na koniec (ale jeszcze przed wciągnięciem brzucha) dodają serię reverse packs (wysysanie, przy pomocy języka, powietrza z płuc po osiągnięciu przez nie objętości residual volume).

Ćwiczeniom poprawiającym elastyczność powinna być poddawana nie tylko sama przepona, ale też cała klatka piersiowa. Gdy jest ona zbyt sztywna, wówczas stawia duży opór ciśnieniu zewnętrznemu, jeszcze zanim płuca osiągną residual volume. Może to być przyczyną wystąpienia krwioplucia po wynurzeniu z głębokości dużo mniejszych niż wspomniane na wstępie 35-40 metrów. Znane są przypadki, kiedy uraz płuc miał miejsce po nurkowaniach na zaledwie 25 metrów. Inną przyczyną takiego stanu rzeczy mogło być też wzięcie niepełnego oddechu. Płuca osiągają wtedy objętość zalegającą na dużo mniejszej głębokości niż normalnie. Z tego właśnie powodu należy bardzo ostrożnie przeprowadzać wspomniane powyżej tzw. negative pressure dives (nurkowania negatywne), polegające na zanurzeniu się po wykonaniu wydechu, mimo że osiągane w ten sposób głębokości są niewielkie. Nurkowie często wykonują negative pressure dives w ramach rozgrzewki, dzięki czemu efekt ciśnienia panującego na np. 50 metrach uzyskują już na 5-15 metrach (w zależności od stopnia opróżnienia płuc). Powoduje to szybsze i osiągnięte mniejszym wysiłkiem (niż przez rzeczywiste nurkowanie na 50 m) zaadoptowanie do ciśnienia a także szybszą aktywację odruchu nurkowego. Jednak z powodu zwiększonego ryzyka urazu płuc należy je przeprowadzać z najwyższą ostrożnością. Konieczne jest też zapewnienie bardzo uważnej asekuracji. Nurek nie tylko ma mało tlenu, ale też  z powodu pustych płuc  ujemną pływalność. W razie blackoutu nie może liczyć na to, że wyporność wyniesie go na powierzchnię.

Peter Scott w swoim znakomitym artykule na temat urazu ciśnieniowego pt. „Fear the Squeeze” zwraca uwagę na jeszcze trzy kwestie. Pierwsza to zalecenie, że w każdym głębokim nurkowaniu zachowywać należy odpowiednie (czytaj nie zbyt szybkie) tempo zanurzania. Kiedy tempo wzrostu ciśnienia jest wolniejsze, wówczas mechanizmy obronne mają więcej czasu na zamanifestowanie się i uchronienie nas przed uszkodzeniem płuc. Druga - to właściwe nawodnienie organizmu. Odwodnienie, o które we freedivingu łatwo, prowadzi do zmniejszenia objętości krwi i w konsekwencji zmniejszenia efektywności efektu blood shift (nie mówiąc o zwiększeniu lepkości krwi). Ostatnia kwestia wydaje się dość oczywista. Chodzi mianowicie o podchodzenie z wielką ostrożnością do wszelkich, nawet płytkich, nurkowań po przebyciu jakiejkolwiek choroby płuc. Mimo tego, że powinno to być dla wszystkich oczywiste, właśnie Peter Scott doznał wyjątkowo ciężkiego urazu wskutek zlekceważenia przeziębienia płuc. Warto dodać, że miało to miejsce po nurkowaniu leżącym dużo poniżej normalnie osiąganych przez niego limitów.

Na koniec warto zauważyć związek ryzyka urazu płuc z kwestią wyrównywania ciśnienia w uchu środkowym. Problemy z uchem są dla wielu z nas barierą, która zatrzymuje nas przed zejściem głębiej. Kiedy wreszcie uda się opanować nową, doskonalszą technikę wyrównywania ciśnienia okazuje się, że jesteśmy w stanie nagle „awansować” o kolejne 8-10 metrów i... tu właśnie może okazać się, że trafiamy na nowe ograniczenie – lung squeeze. O tym, że tak właśnie się stało dowiadujemy się już po fakcie – na powierzchni. Nasze organizmy niestety nie mają żadnych receptorów czy też innego mechanizmu ostrzegawczego, który uprzedzałby nas o zbliżającym się niebezpieczeństwie uszkodzenia płuc. Na głębokości nie odczuwamy żadnych problemów. Dopiero, kiedy po wynurzeniu plujemy krwią oznacza to, że posunęliśmy się o kilka metrów za głęboko.

Arytmie serca

Zatrzymywanie oddechu, szczególnie w połączeniu ze zmianami ciśnienia zewnętrznego, a więc w nurkowaniach na głębokość, wywołuje bradykardię (zwolnienie tętna) a czasem może prowadzić do nierównomiernego bicia serca. Według Terry Maas’a ten sam efekt (arytmia) pojawić się może w wyniku nieumiejętnego, forsownego wyrównywania ciśnienia za pomocą próby Valsalvy. Oczywiście nurkami najbardziej narażonymi na tego rodzaju komplikacje są osoby o naturalnych skłonnościach do arytmii. Innym może się to nigdy nie przydarzyć, ale pewności nie ma. O tym, że coś przebiega inaczej niż powinno, dowiadujemy się z reguły dopiero po powrocie na powierzchnię. Serce bije nierówno, często rytm jest przyśpieszony. Trzeba tu zaznaczyć, że przyśpieszenie pulsu po wynurzeniu jest zjawiskiem naturalnym. Jeśli jednak towarzyszy mu nierównomierność, a objawy nie ustępują po kilku chwilach, oznacza to, że mamy problem arytmii. Jedyne, co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji, to zakończyć nurkowanie oraz wszelką inną działalność wymagającą wysiłku na dany dzień. Należy też skonsultować się z kardiologiem, aby ocenić czy u danej osoby nie występują przeciwwskazania do uprawiania nurkowania na zatrzymanym oddechu.

Problem nieregularnego tętna, o ile w ogóle ma miejsce, pojawia się na ogół po głębokich nurkowaniach. Jednak znany jest co najmniej jeden przypadek nurka, u którego arytmia występowała po maksymalnych statykach (co w jego przypadku oznaczało ok. 6 min. 20 sek.) i utrzymywała się nawet do kilku godzin.

Na koniec warto zaznaczyć, że fizjologia nurkowań na bezdechu (zwłaszcza głębokich) nie jest do końca zbadana, ze zresztą dość oczywistych względów - brak jest wystarczająco obfitego materiału doświadczalnego. Stąd znaczna ilość informacji przedstawionej w niniejszym tekście bierze się raczej z praktyki tj. relacji nurków niż z naukowo potwierdzonych teorii. Oznacza to, że niektóre z przedstawionych tu prób wyjaśnienia pewnych faktów mogą zostać w przyszłości zweryfikowane.

Procedury bezpieczeństwa w nurkowaniu bezdechowym

Na początek - trochę fizjologii

Nurkowanie na bezdechu łączy się z kilkoma niebezpieczeństwami. Najpowszechniejszym z nich i jednocześnie takim, z którym trzeba liczyć się w każdym, nawet płytkim i krótkotrwałym nurkowaniu jest ryzyko utraty przytomności (często określane przez nurków angielskim słowem blackout). Przyczyną jest zawsze zbyt długie wstrzymanie oddechu – tak długie, że poziom tlenu pozostającego we krwi tętniczej staje się niewystarczający do podtrzymania normalnej pracy centralnego układu nerwowego, co prowadzi do omdlenia. Fizjologia zjawisk zachodzących w organizmie nurka jest taka, że największe prawdopodobieństwo wystąpienia utraty przytomności ma miejsce przy wynurzaniu – na ostatnich 5-10 metrach pod powierzchnią – nazywanych blackout zone (strefa omdlenia). Wtedy ekspandujące pod wpływem spadającego ciśnienia zewnętrznego płuca zaczynają „zasysać” tlen z krwioobiegu. To dodatkowo (poza procesami metabolicznymi) obniża ciśnienie parcjalne tlenu we krwi. Co gorsza spadające ciśnienie w płucach prowadzi do podobnych procesów „zasysania” z krwioobiegu dwutlenku węgla. Tymczasem to właśnie wysoki poziom CO2 we krwi (a nie niski poziom O2) jest podstawowym stymulatorem wywołującym odruch oddechowy. Jego obniżenie powoduje, że nurek nie odczuwa potrzeby zaczerpnięcia powietrza i nieświadomy nadchodzącego niebezpieczeństwa, niespodziewanie traci przytomność. Omdlenie na płytkiej wodzie przyjęło się nazywać z angielska Shallow Water Blackout (SWB). W naszej gwarze nurkowej funkcjonuje czasami polski odpowiednik „mroczki płytkiej wody”. Nie należy jednak traktować dosłownie tej pieszczotliwie brzmiącej nazwy. Nie chodzi tu bowiem o jakieś mroczki, ale o pełną utratę przytomności, która w wodzie, przy braku asekuracji, na ogół kończy się łatwy do przewidzenia sposób – biletem w jedną stronę na cmentarz (pod warunkiem odnalezienia ciała).

Również nurkowaniu w basenie, a więc tam, gdzie zmiany ciśnienia zewnętrznego są minimalne lub (jak w statyce) żadne, towarzyszy ryzyko omdlenia. Symptomy zapowiadające blackout są często po prostu nie dość silne, by zmusić wytrenowanego nurka do wynurzenia. Ryzyko to jest może mniejsze w przypadku zupełnie początkujących bezdechowców, ze względu na to, że nie mają oni jeszcze odpowiedniej tolerancji na wysoki poziom CO2. Jednak po rozpoczęciu treningów tolerancja ta rośnie, a wraz z nią ryzyko, że nurek będzie w stanie przetrzymać „moment przełamania” i doprowadzić się do omdlenia.

Zawsze z partnerem

Z przedstawionych powyżej faktów wynika podstawowa zasada obowiązująca we wszystkich nurkowaniach bezdechowych – nurkuj zawsze z partnerem. Jest to reguła, od której nie ma wyjątków. Skoro nie jesteś w stanie wykluczyć, ani nawet przewidzieć nadejścia blackoutu, to jedyna nadzieja ratunku leży w asekurującym cię koledze. Po utracie przytomności tylko on będzie w stanie wyciągnąć cię na powierzchnię i przywrócić do świata żywych. Rzecz w tym, że aby mogło mu się to udać, musicie obaj przestrzegać kilku elementarnych reguł gry. Sama obecność partnera jeszcze niczego nie załatwia. Partner, który w chwili, gdy tracisz przytomność, lekkomyślnie ugania się za rybą 20 metrów od ciebie, w niczym ci nie pomoże. Z kolei nawet odpowiedzialny asekurant będzie całkowicie bezradny, jeśli nurkując w mętnej wodzie, nie będzie miał pojęcia gdzie właściwie się znajdujesz i gdzie powinien cię szukać. Stąd konieczność przestrzegania wypracowanych przez nurków bezdechowych i trenerów freedivingu na całym świecie procedur bezpieczeństwa. Konsekwentne postępowanie zgodne z nimi spowoduje, że wprawdzie nie unikniesz blackoutu, ale w przypadku jego wystąpienia będziesz w stanie zapobiec tragedii.

Wody otwarte – nurkowania głębokie i/lub nurkowania w wodach o słabej widoczności

Podstawowy problem, z jakim spotykamy się w warunkach słabej widoczności to lokalizacja nurkującego. Problem ten pojawia się również w przypadku wody przejrzystej, jeśli nurek schodzi na duże głębokości przekraczające granicę widoczności. Tu najwłaściwszym postępowaniem jest, zapewniające orientację, co do położenia freedivera, nurkowanie wzdłuż liny opustowej. Procedura zalecana w tych okolicznościach to tzw. drop and assist protocol (zanurzenie z asystą). Polega ona na tym, że partner asekurujący, w z góry ustalonym czasie (zależnym od planowanej głębokości, a co za tym idzie, czasu nurkowania) po rozpoczęciu zanurzenia przez pierwszego nurka opuszcza się na dno blackout zone, a więc na głębokość 5-10 metrów (lub więcej, w przypadku nurkowań bardzo głębokich) i oczekuje tam trzymając się liny opustowej. Kiedy nurek pojawi się obok niego rozpoczyna on wynurzenie twarzą w twarz z partnerem. Bardzo ważne jest utrzymywanie stałego kontaktu wzrokowego i zachowywanie odległości nie większej niż na wyciągnięcie ręki. Dzięki temu, jeśli blackout rzeczywiście będzie miał miejsce nurek asekurujący niezwłocznie wyciągnie nieprzytomnego partnera na powierzchnię. Takie postępowanie zapewnia, że w strefie największego ryzyka blackoutu pomoc następuje właściwie natychmiast. Aby nie mieć wątpliwości, kiedy interweniować należy znać zwyczaje swojego partnera. Wiedzieć czy na ostatnich metrach ma on zwyczaj np. opuścić ręce, kiedy zaczyna zwalniać itp. Znajomość jego mowy ciała ułatwia postawienie właściwej diagnozy i podjęcie działania wtedy, kiedy jest ono naprawdę potrzebne.

Zasada 30 sekund

W przypadku, gdy wszystko przebiegnie pomyślnie, należy pamiętać o jeszcze jednym. Ujrzenie „okejki” pokazanej przez nurka, który właśnie się wynurzył nie zwalnia jeszcze jego partnera z obowiązku dalszego kontrolowania sytuacji. Znane są przypadki, i to nawet częstsze niż blackout pod wodą, kiedy nurek w chwilę po dotarciu do zbawczej powierzchni tracił przytomność i rozpoczynał podróż powrotną w głębiny. Co zabawne, zdarzało się, że taki delikwent, mimo iż zanurzał się bez przytomności, to w dalszym ciągu z determinacją pokazywał „okejkę”. Innym objawem, też często występującym już po wynurzeniu jest tzw. samba. Jest to brak kontroli motorycznej, ale bez utraty przytomności. Nurek dostaje drgawek (przypominają czasem taniec, stąd nazwa), ma trudności z oddychaniem i wymaga pomocy w utrzymaniu się na powierzchni. Dlatego obowiązek uważnego obserwowania partnera (z niewielkiej odległości!) spoczywa na asekurującym przez co najmniej 30 sekund po wynurzeniu.

W warunkach złej widoczności należy dodatkowo podkreślić wagę timingu. Przez większą część nurkowania buddy nie widzi nurka. O jego położeniu wzdłuż liny opustowej może wnosić jedynie na podstawie upływu czasu. Z tego powodu, oprócz komputerów, każdy z partnerów powinien posiadać zegarek ze stoperem uruchamianym w momencie rozpoczęcia nurkowania przez drugiego z nich. Łączny czas całego nurkowania powinien być określany z góry. Jego przekroczenie stanowi dla asekurującego sygnał alarmowy. Z tego powodu niedopuszczalne jest, aby nurek samowolnie przedłużał swój pobyt pod wodą, bo akurat „dobrze mu się nurkowało”. Z osobami, którym tego rodzaju incydenty zdarzają się nagminnie najlepiej w ogóle nie nurkować. Tym bardziej, że często są to ci sami nurkowie, którzy koncentrując się na przekraczaniu własnych limitów, nie tylko narażają siebie i partnera na niebezpieczeństwo, ale też przygotowując się do własnego nurkowania potrafią „zapomnieć” o zapewnieniu właściwej asekuracji temu ostatniemu.

Ponieważ z warunkami słabej widoczności spotykamy się na co dzień w naszych jeziorach, więc cały powyższy akapit odnosi się do prawie wszystkich nurkowań wykonywanych w Polsce. Można też dodać, że w mętnej i ciemnej wodzie dobrze jest zamocować do paska maski małą latarkę. Nurkowi ułatwi ona orientację w przypadku zgubienia liny opustowej, a jego partnerowi umożliwi zlokalizowanie go z większej odległości. Nie bez znaczenia jest też korzystny wpływ, jaki dostarczany przez nią w ciemnościach krąg światła wywiera na psychikę freedivera.

Wody otwarte – nurkowania rekreacyjne w wodach o dobrej widoczności

Nurkując rekreacyjnie na niewielkie głębokości, w wodzie o przejrzystości pozwalającej na utrzymywanie stałego kontaktu wzrokowego pomiędzy partnerami teroetycznie możemy pozwolić sobie na rezygnację z opustówki i odejście od rygorystycznej procedury drop and assist. Sugerowane postępowanie w takich warunkach opisuje tzw. one up, one down protocol (jeden na górze, jeden na dole). Nurek asekurujący pozostaje tu cały czas na powierzchni, prowadzi spokojną wentylację przygotowując się do zejścia i uważnie obserwuje drugiego freedivera. Przemieszcza się po powierzchni tak, aby stale znajdować się bezpośrednio nad nim. W przypadku zauważenia objawów blackoutu bierze głęboki wdech i nurkuje w celu podjęcia interwencji. Wyciągając partnera powinien pamiętać o odpięciu pasów balastowych najpierw jego, następnie własnego.

Zaletą procedury one up, one down jest przede wszystkim skrócenie przerw pomiędzy poszczególnymi nurkowaniami, i w związku z tym wydłużenie czasu, kiedy pozostajemy na dole. Nurek asekurujący nie traci sił na pozostawanie w bezdechu i oczekiwanie na partnera w blackout zone. Dzięki temu, po jego powrocie może szybciej rozpocząć własne zanurzenie. Należy jednak pamiętać, że i tu obowiązuje zasada 30 sekund, bo ryzyko blackoutu lub samby na powierzchni jest, jak nietrudno się domyślić, niezależne od przejrzystości wody. Tak naprawdę, właściwe jest odczekanie jeszcze przynajmniej minuty, zanim były nurek asekurujący rozpocznie swoje nurkowanie. Ten dodatkowy czas, pozwoli pierwszemu nurkowi na to, by doszedł do siebie i sam był gotów do interwencji. Natomiast, całkowicie nie do przyjęcia jest zdarzające się czasami, rozpoczęcie nurkowania natychmiast po wynurzeniu partnera, który nawet, jeśli szczęśliwie nie straci przytomności, ani nie dostanie samby, to po złapaniu oddechu i dojściu do siebie zaczyna się nerwowo rozglądać dookoła i zastanawiać – gdzie u licha jest mój partner?

Nurkowania w basenie

Wbrew pozorom uprawianie bezdechów na basenie jest równie, a może nawet, ze względu na pojawiające się u nurka, złudne poczucie bezpieczeństwa, bardziej niebezpieczne niż w wodach otwartych. Przestrzeganie reguł gry jest więc tu równie istotne co w morzu lub jeziorze.

Dynamika

Dynamika polega na płynięciu na odległość, na niewielkiej głębokości (z reguły 1-2 metry). Obowiązkiem asekurującego jest pozostawanie cały czas bezpośrednio nad nurkującym i uważne go obserwowanie. Również w dynamice częstsze niż omdlenie pod wodą są przypadki, kiedy nurek traci przytomność lub dostaje samby już na powierzchni - zaraz po wynurzeniu. Dlatego interwencje partnera na ogół sprowadzają się do pomocy w utrzymaniu się nurka na powierzchni i dojściu do siebie. Mimo to nie można wykluczyć blackoutu pod wodą. Dlatego asekurujący powinien stale kontrolować zachowanie partnera i w razie zauważenia objawów omdlenia natychmiast wyciągnąć go na powierzchnię. Symptomy zwiastujące narastające problemy, to na przykład zwiększenie prędkości na ostatnich długościach basenu, zmiana rytmu lub kierunku ruchu. Ewidentnym przejawem utraty przytomności jest nagłe wypuszczenie dużych ilości powietrza.

Warto pamiętać o tym, że nurek całkowicie zanurzony w wodzie dysponuje większą siłą napędową (a więc i prędkością) niż asekurujący go buddy płynący po powierzchni. Z tego powodu dla tego ostatniego, utrzymanie stałej odległości pomiędzy partnerami może stanowić problem. Dlatego do asekuracji należy przystępować skoncentrowanym i wypoczętym, a nie zmęczonym np. bezpośrednio po zakończeniu wyczerpującego dystansu.

Tu ostrzeżenie. Zdarza się, że partner „odpuszcza” początkową część nurkowania, gdzie ryzyko omdlenia wydaje się niewielkie i przystępuje do asekuracji np. dopiero po pierwszym, drugim lub nawet dopiero trzecim nawrocie. Nie zachęcam do takiego postępowania, ale jeśli już ktoś na nie się zdecyduje, to musi bardzo uważnie obserwować nurka z końca (lub lepiej środka) basenu i kontrolować czas (!!!). W przypadku gdyby nurek nie pojawił się w oczekiwanym momencie (z reguły przepłynięcie 25-metrów zajmuje około 20-30 sekund) musi natychmiast interweniować. O ile na 25-metrowym basenie taka procedura wydaje się (na pierwszych długościach) dopuszczalna, to zdecydowanie odradzam ją w przypadku basenu o wymiarach olimpijskich. Tu nie tylko dopłynięcie do ofiary zajmuje za dużo czasu, ale również łatwo jest utracić z nią kontakt wzrokowy. Jeśli ponadto tracący przytomność nurek zdryfuje kilka torów w bok, to wówczas jego odnalezienie może zająć nawet kilka minut. Może się okazać, że będzie to o kilka minut za długo.

Statyka

Statykę (pozostawanie w bezdechu na czas) wykonujemy najczęściej leżąc twarzą w dół na powierzchni, z nosem i ustami zanurzonymi w wodzie. Kiedyś praktykowano również zanurzanie się na dno basenu, po obciążeniu kilkoma kilogramami ołowiu. Obecnie, mimo iż reguły AIDA wciąż dopuszczają tę ostatnią formę, to praktycznie nie jest ona stosowana jako, że utrudnia komunikację z nurkiem wykonującym statykę, a przez to obniża poziom bezpieczeństwa. Procedura postępowania jest nastęująca: przed podjęciem próby nurek deklaruje czas (target time), jaki zamierza pozostawać w bezdechu. Po rozpoczęciu statyki asekurujący cały czas obserwuje go, a na 1 minutę przed upłynięciem zapowiadanego czasu daje mu pierwszy sygnał. Może to być np. delikatne dotknięcie przedramienia lub barku nurka. Ten musi od razu dać wyraźną odpowiedź np. w postaci np. znanego wszystkim znaku OK. Powyższa sekwencja jest następnie systematycznie powtarzana aż do zakończenia nurkowania. Do chwili upłynięcia deklarowanego czasu sygnały wymieniane są w interwałach 30 sekundowych, potem, o ile nurek czuje się dobrze i kontynuuje wstrzymanie oddechu, co 15 sekund. Brak natychmiastowej i wyraźnej (!) odpowiedzi ze strony nurka jest dla asekurującego znakiem do niezwłocznego powtórzenia „pytania”. W przypadku ponownego braku jednoznacznej reakcji podejmuje on interwencję tj. wyciąga delikwenta z wody.

Bardzo istotną kwestią jest ustalenie i przećwiczenie wcześniej zestawu znaków, jakimi będą posługiwać się partnerzy. Nieporozumienia w tej sprawie mogą prowadzić do niepotrzebnego przerwania nurkowania w jednym przypadku lub niezauważenia blackoutu ze wszystkimi tego konsekwencjami w drugim.

Warto pamiętać, że o ile w początkowej fazie statyki nurkowie z reguły pozostają w całkowitym bezruchu, to w miarę upływu czasu pojawiają się skurcze przepony, będące normalną reakcją organizmu na zwiększone stężenie dwutlenku węgla we krwi. W dalszej części intensywność i siła skurczy rosną, a nurek może przejawiać nieuzasadnioną aktywność. Zdarza się też, że w ostatniej fazie powoli wypuszcza z płuc powietrze. To wszystko nie musi oznaczać utraty przytomności, a jedynie końcowe stadium walki z trudnościami. Natomiast nagłe, intensywne wypuszczenie powietrza połączone z gwałtownymi skurczami zawsze należy interpretować jako symptom blackoutu i niezwłocznie interweniować. Dlatego, szczególnie w końcowej fazie asekurujący powinien uważnie kontrolować ilość i intensywność skurczy oraz wszelkie zachowania partnera. Ma on też prawo zadać pytanie nie tylko w podanych wyżej interwałach, ale i w każdym innym momencie, jeśli tylko uzna to za konieczne.

Na koniec ustępu poświęconego treningowi basenowemu warto rozważyć przypadek mieszany, kiedy nurek wykonuje statykę w trakcie dynamiki. Na przykład może się to odbywać w cyklu: 25 metrów pod wodą, 30-40 sekund statyki przy drabinkach, ponowne 25 metrów i dopiero na koniec wynurzenie. W takiej sekwencji, w trakcie statyki buddy obowiązkowo musi znajdować się tuż przy nurkującym i co 15 sekund wymieniać się z nim sygnałami opisanymi powyżej.

Postępowanie z ofiarą blackoutu

Opisane tu procedury oczywiście nie są w stanie zapobiec blackoutowi, a musimy zdawać sobie sprawę, że we freedivingu blackout nie jest niczym niezwykłym. Wręcz odwrotnie, jest on zjawiskiem całkowicie normalnym. Konsekwentne przestrzeganie procedur umożliwi jednak przeprowadzenie szybkiej akcji ratunkowej, wydobycie ofiary na powierzchnię oraz zapobieżenie jej powrotowi w głębiny. Kiedy jednak już będziemy mieli nieprzytomnego partnera na powierzchni, musimy wiedzieć, co dalej? Pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, to zapewnić ofierze dodatnią pływalność. Nieprzytomny nurek jest bezwładny i ma tendencję do tonięcia. Dlatego natychmiast (o ile nie zrobiliśmy tego jeszcze pod wodą) odpinamy jego pas balastowy. Dalej należy jak najszybciej doprowadzić do przywrócenia akcji oddechowej. Jeśli stan wody na to pozwala, rozpoczynamy od zdjęcia delikwentowi maski, aby umożliwić oddychanie nie tylko przez usta, ale i przez nos. W przypadku silnego falowania pozostawienie maski na swoim miejscu może jednak okazać się właściwsze. Kiedy maska jest już zdjęta, a drogi oddechowe otwarte rozpoczynamy delikatne dmuchanie na twarz. Na twarzy znajduje się bardzo dużo receptorów, których aktywacja poprzez przepływ powietrza sprzyja powrocie do przytomności. Często po wykonaniu powyższych czynności nurek spontanicznie odzyskuje przytomność. Może jednak być i tak, że na drodze do przywrócenia oddychania stanie laryngospazm. Jest to odruch obronny organizmu, objawiający się skurczem strun głosowych, co zabezpiecza płuca przed ingerencją wody. U ofiar utonięć z reguły występuje po wtargnięciu wody do gardła i uderzeniu w tylną jego część. W przypadku freediverów może pojawić się automatycznie wraz z utratą przytomności. Jeśli na powierzchni asekurujący zauważy, że jego partner wykonuje ruchy oddechowe brzuchem lub klatką piersiową, ale nie słychać przepływu powietrza może to oznaczać, że jest on powstrzymany właśnie przez laryngospazm. Dalsze postęowanie w takiej sytuacji jest przedmiotem sporów. Niektórzy zalecają by jak najszybciej wykonać dwa inicjujące cykle sztucznego oddychania, co wg. nich pozwoli przełamać skurcz strun głosowych. Według innych (do których i ja się zaliczam) jest to działanie nieskuteczne. Jedyne co należy robić w tej sytuacji, to kontynuować dmuchanie na twarz i oczekiwać na ustąpienie laryngospazmu, co z reguły ma miejsce po ok. 2 minutach od jego wystąpienia.

Uwaga: niedopuszczalne jest praktykowane czasami w celu „obudzenia” ofiary wymierzanie silnych klapsów w policzki! Organizm nieprzytomnego nurka znajduje się w stanie stresu. Mocne uderzenia w twarz mogą ten stres pogłębić, utrudniając odzyskanie przytomności. Również krzyk jest elementem niepotrzebnie potęgującym stres. Zamiast krzyczeć, do ofiary blackoutu należy cały czas spokojnie przemawiać. Bodźce dźwiękowe mimo braku przytomności docierają do ofiary. Wypowiadane łagodnym tonem słowa takie jak „Oddychaj”, „Spokojnie, wszystko jest w porządku” kojąco wpływają na stan umysłu. Zamiast tego krzyki, podobnie jak wymierzane policzki nie tylko opóźniają odzyskanie przytomności, ale również mogą powodować agresję ze strony nurka już po jej przywróceniu. Ofiary omdlenia po dojściu do siebie z reguły nie zdają sobie sprawy z tego, co właściwie się wydarzyło. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętają jest to, że były już blisko powierzchni (lub blisko końca statyki / dynamiki). Obecność kolegów, którzy trzymają je w rękach i okazują swoje „niezrozumiale” wielkie zainteresowanie, jest dla nich wyraźnie irytująca. Krzyki i klapsy irytację tę dodatkowo potęgują i prowadzą do zachowań agresywnych.

Resuscytacja krążeniowo oddechowa, potrzebna czy nie?

Tak naprawdę, o ile przestrzegane są procedury bezpieczeństwa i nurek jest szybko wyciągany na powierzchnię, konieczność prowadzenia RKO pojawia się bardzo rzadko, żeby nie powiedzieć nigdy. Z reguły już po kilku sekundach ofiara sama odzyskuje przytomność. Kiedy to nastąpi nurek, asekurowany przez partnera, powinien dopłynąć do brzegu i zakończyć wszelkie nurkowania tego dnia. Gorzej, jeśli z powodu złej (lub braku) asekuracji nurek pozostawał nieprzytomny i nie oddychał przez dłuższy czas. Mamy wtedy do czynienia z dużo poważniejszym przypadkiem. Możliwe jest zatrzymanie krążenia, a pamiętajmy, że po ok. 4 minutach od ustania pracy serca mogą wystąpić nieodwracalne zmiany w mózgu. W takim przypadku, ponieważ prowadzenie masażu serca w wodzie jest niewykonalne, należy jak najszybciej dotransportować ofiarę na suchy ląd lub pokład łodzi i tam przystąpić do reanimacji. Szanse na pomyślne zakończenie akcji ratowniczej są bez porównania mniejsze niż wówczas, gdy nurek został wyciągnięty na powierzchnię zaraz po utracie przytomności. To właśnie uzasadnia stosowanie, opisanych w tym artykule, a zapewniających niezwłoczne działanie, procedur. Kolejnym wnioskiem jest to, że każdy nurek bezdechowy (podobnie zresztą jak sprzętowiec) powinien znać podstawy udzielania pierwszej pomocy i umieć je zastosować w praktyce.

Kilka innych reguł

Pisząc o procedurach bezpieczeństwa warto wspomnieć na koniec o paru innych zasadach, których przestrzeganie albo zmniejsza ryzyko blackoutu albo zwiększa szanse dotarcia na powierzchnię po jego wystąpieniu. Oto one:

- przed nurkowaniem nigdy nie stosuj hiperwentylacji,
- wykonuj odpowiednio długie, kilkuminutowe przerwy pomiędzy kolejnymi zanurzeniami,
- w trakcie nurkowania wykonuj oszczędne i powolne ruchy, pamiętaj, że każdy wysiłek pod wodą powoduje dramatyczne zwiększenie zużycia tlenu,
- nie koncentruj się na osiągnięciu celu (np. złapaniu ryby), zamiast tego uważnie wsłuchuj się w swój organizm, reaguj na jego sygnały, kontroluj czas zanurzenia i wynurzaj się w razie problemów,
- wyważaj się tak, by przynajmniej od dziesiątego metra w górę mieć pływalność dodatnią,
- traktuj swój pas balastowy jak rzecz, której możesz się bez żalu pozbyć, w razie kłopotów odrzuć go,
- jeśli czujesz, że możesz mieć problem, ale myślisz, że odrzucenie pasa byłoby przedwczesne i niepotrzebne odepnij pas i wynurzaj się trzymając go w jednej ręce – w razie blackoutu ręka sama zwolni uchwyt,
- kończ pobyt w wodzie, jeśli zrobi ci się zimno i dostaniesz dreszczy,
- zawsze kończ nurkowania na dany dzień, jeśli doznasz blackoutu lub samby
- przed rozpoczęciem nurkowania w akwenie o słabej widoczności (każde z naszych jezior!) rozpoznaj teren, sprawdź czy w wybranym miejscu nie ma sieci rybackich,

I jeszcze taka oto refleksja. Życie jest tylko życiem, a zasady traktujemy często jak coś, co można, a nawet wypada (przynajmniej od czasu, do czasu) obchodzić. Rzecz w tym, że w nurkowaniu bezdechowym takie obejście może bardzo łatwo i to zupełnie nieoczekiwanie zakończyć się tragicznie. Porównując freediving do wspinaczki skalnej, którą też kiedyś się zajmowałem muszę powiedzieć, że pokusa odejścia od zasad jest w nurkowaniu dużo łatwiejsza do zaspokojenia, niż na przykład właśnie we wspinaczce. W górach bardzo silnie odczuwamy ekspozycję, trudności terenu, brak dobrej asekuracji. Czujemy respekt. On nakazuje nam postępować rozważnie, zgodnie z regułami. W nurkowaniu bezdechowym jest inaczej. Tu często czujemy się świetnie, nurkujemy coraz głębiej i dłużej. Czujemy moc. Jednocześnie niebezpieczeństwo w żaden sposób nie zapowiada swojego nadejścia (patrz fizjologia SWB). Tak dzieje się do momentu, kiedy okazuje się, że niepostrzeżenie przekroczyliśmy granicę naszych aktualnych możliwości, a wtedy, jeśli nie przestrzegaliśmy reguł i nie mieliśmy odpowiedniej asekuracji, jest już za późno. Wtedy bezboleśnie i bezwiednie odpływamy na „drugi brzeg”. Czego nikomu z czytających ten tekst nie życzę.

©® GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA

 
 
3          
  Nurkowanie

Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne to zestawienie najciekawszych informacji dla amatorów, profesjonalistów i pasjonatów świata podwodnego i związanego z nim nurkowania. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje o nurkowaniu, informacje teleadresowe, o organizacjach nurkowych, najciekawszych miejscach nurkowych wraz z opisem tych miejsc.

   
Fot. GMI
        Czytaj >
 
   
   
 
2          
  Nurkowanie

Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne to zestawienie najciekawszych informacji dla amatorów, profesjonalistów i pasjonatów świata podwodnego i związanego z nim nurkowania. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje o nurkowaniu, informacje teleadresowe, o organizacjach nurkowych, najciekawszych miejscach nurkowych wraz z opisem tych miejsc.

   
Fot. GMI
        Czytaj >
 
   
   
 
1          
  Nurkowanie

Nurkowanie z Grupa Media Informacyjne to zestawienie najciekawszych informacji dla amatorów, profesjonalistów i pasjonatów świata podwodnego i związanego z nim nurkowania. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje o nurkowaniu, informacje teleadresowe, o organizacjach nurkowych, najciekawszych miejscach nurkowych wraz z opisem tych miejsc.

   
Fot. GMI
        Czytaj >
 
   
   
 
 
 
FACEBOOK YOUTUBE TWITTER GOOGLE + DRUKUJ  
 
       
       
 
 
 Oferty promowane              
 
   
 
                   
         
 

Najlepsza rozrywka z TV Media Informacyjne

           
Filmy różne   Filmy reklamowe   Filmy informacyjne   Filmy sportowe   Filmy przyrodnicze
       
                 
Filmy muzyczne   Filmy dla dzieci   Filmy kulturalne   Filmy motoryzacyjne   Filmy edukacyjne
       
             
©® 2010 Adam Nawara 2010            
   
 
   
   
   
     
    Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu Copyright: Grupa Media Informacyjne 2010-2012 Wszystkie prawa zastrzeżone.