Grupa Media Informacyjne zaprasza do wspólnego budowania nowej jakości    
Nowe Media - Modern News Life    
                                                   
                                                   
   
  TV Radio Foto Time News Maps Sport Moto Econ Tech Kult Home Fash VIP Infor Uroda Hobby Inne Akad Ogło Pobie Rozry Aukc Kata  
     
  Clean jPlayer skin: Example
 
 
     
img1
GMI
Nowe Media

More
img2
BMW DEALER
Kraków ul. Basztowa 17

More
img3
MERCEDES
Wybierz profesjonalne rozwiązania stworzone przez grupę Mercedes

More
img4
Toyota 4 Runner
Samochód w teren jak i miejski.

More
img2
Toyota 4 Runner
Samochód w teren jak i miejski.

More
 
         
         
  GRUPA MEDIA INFORMACYJNE - KATALOG
   
COUNTRY:
         
   
  Page 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 |
   

Made in Nowhere?

PO KATASTROFIE FABRYKI RANA PLAŻA W BANGLADESKIEJ DHACE, W KTÓREJ ŻYCIE STRACIŁO 1129 OSÓB, PIERWSZY ŚWIAT UŚWIADOMIŁ SOBIE, ŻE PODSZEWKĄ ISTOTNEJ CZĘŚCI MODY JEST WYZYSK ROBOT­NIKÓW Z TRZECIEGO ŚWIATA. MAREK RABU, AUTOR KSIĄŻKI ŻYCIE NA MIARĘ. ODZIEŻOWE NIEWOLNICTWO, POSTANOWIŁ SPRAWDZIĆ, ILE NAPRAWDĘ KOSZTUJE T-SHIRT Z METKĄ „MADE IN BANGLADESH".

„Po katastrofie opinia publiczna poświęciła Bangladeszowi więcej uwagi, ale po trzech latach od tragedii w Rana Plaża trwa business as usual" - mówi Rabij, który po tragedii w fabryce pojechał do Bangladeszu, żeby na własne oczy przekonać się, w jakich warunkach produkuje się ubrania, które trafiają potem do naszych szaf. Reporterska książka odziera z naiwności i niewiedzy tych, którzy noszą odzież „Madein Bangladesh", czyli większość z nas.

Książka nie ma być jednak wyrzutem sumienia, tylko wołaniem o sprawiedliwość. Dla robotni­ków takich jak zmarła Shahina, która pracowała 80 godzin tygodniowo za równowartość kilkudziesięciu dolarów miesięcznie. I dla tysięcy innych, anonimowych, których warunki ekono­miczne zmusiły do związania się z branżą mody w Bangladeszu przynoszącą 80 proc. wpływów z eksportu. „Rozmawiałem z dziewczyną, któ­ra na linii produkcyjnej zajmowała się brandingiem, czyli doszywaniem metek. Powiedziałem jej, że odgrywa kluczową rolę, bo to dzięki niej ubrania zyskują wartość. Zażartowała, że to argument, żeby żądać podwyżki" - mówi Rabij. Ale czy wszystkiemu, jak sugerowała już kilkanaście lattemu Naomi Klein w książce No Logo, winna jest magia marki?

„W Bangladeszu potrzebna jest zmiana systemowa, strukturalna, prawna. Jeśli przestaniemy kupować ubrania z Dakki, jedynie pogłębimy problem, bo zlecenia koncernów modowych to dla robotników z Bangladeszu być albo nie być" - twierdzi Rabij.

Reporter kierował się podczas pracy prośbą Ziaula, napotka­nego w Dakce emerytowanego wojskowego, który podkreślał, że w Bangladeszu robotnicy nie chcą litości, tylko uwagi. Dzięki przemysłowi odzieżowemu w ciągu kilkudziesięciu lat kraj prze­kształcił się ze średniowiecznego w państwo na fali wznoszą­cej. I chce się rozwijać nadal. Ale nie za cenę życia. „Robotnicy, z którymi rozmawiałem, wiedzą, że bluzki, które szyją za gro­sze, mogą być sprzedawane za setki dolarów" - mówi Rabij. Tyle że jeśli właściciele fabryk podniosą płace, podwyższą koszty produkcji. A gdy koszty produkcji przestaną być w Bangla­deszu konkurencyjne, najbardziej żarłoczne kon­cerny zaczną szukać jeszcze tańszej siły roboczej. To kwadratura koła. Problemem nie jest jednak ekscesywna konsumpcja pierwszego świata, a ra­czej nieumiejętność egzekwowania przepisów, zaniechanie nadzoru, a przede wszystkim nierespektowanie godności człowieka. Choć po tragedii w Rana Plaża fabryki podlegały obowiązkowej kon­troli, wciąż wybuchają w nich pożary, a większość wygląda, jakby miała się zawalić. Powstałe w głów­nej mierze na terenie biurowców, są nieprzystosowane do prze­chowywania ciężkich sprzętów i przyjęcia tysięcy robotników. Tyle że miejscowym jednostkom kontroli opłaca się przymknąć oko na niedociągnięcia, bo interes się kręci.
To więc koncerny odzieżowe powinny czuć się odpowiedzialne za poprawę warunków pracy w fabrykach, które dla nich szyją. Jeśli będą wymagały przestrzegania standardów przez lokalne władze, mogą nie tylko odmienić los robotników, ale i ukształto­wać swój wizerunek jako firm eko, fair trade i świadomych, na co zachodni konsumenci wydają się być coraz bardziej wyczuleni.

GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA

Made in Nowhere?

PO KATASTROFIE FABRYKI RANA PLAŻA W BANGLADESKIEJ DHACE, W KTÓREJ ŻYCIE STRACIŁO 1129 OSÓB, PIERWSZY ŚWIAT UŚWIADOMIŁ SOBIE, ŻE PODSZEWKĄ ISTOTNEJ CZĘŚCI MODY JEST WYZYSK ROBOT­NIKÓW Z TRZECIEGO ŚWIATA. MAREK RABU, AUTOR KSIĄŻKI ŻYCIE NA MIARĘ. ODZIEŻOWE NIEWOLNICTWO, POSTANOWIŁ SPRAWDZIĆ, ILE NAPRAWDĘ KOSZTUJE T-SHIRT Z METKĄ „MADE IN BANGLADESH".

„Po katastrofie opinia publiczna poświęciła Bangladeszowi więcej uwagi, ale po trzech latach od tragedii w Rana Plaża trwa business as usual" - mówi Rabij, który po tragedii w fabryce pojechał do Bangladeszu, żeby na własne oczy przekonać się, w jakich warunkach produkuje się ubrania, które trafiają potem do naszych szaf. Reporterska książka odziera z naiwności i niewiedzy tych, którzy noszą odzież „Madein Bangladesh", czyli większość z nas.

Książka nie ma być jednak wyrzutem sumienia, tylko wołaniem o sprawiedliwość. Dla robotni­ków takich jak zmarła Shahina, która pracowała 80 godzin tygodniowo za równowartość kilkudziesięciu dolarów miesięcznie. I dla tysięcy innych, anonimowych, których warunki ekono­miczne zmusiły do związania się z branżą mody w Bangladeszu przynoszącą 80 proc. wpływów z eksportu. „Rozmawiałem z dziewczyną, któ­ra na linii produkcyjnej zajmowała się brandingiem, czyli doszywaniem metek. Powiedziałem jej, że odgrywa kluczową rolę, bo to dzięki niej ubrania zyskują wartość. Zażartowała, że to argument, żeby żądać podwyżki" - mówi Rabij. Ale czy wszystkiemu, jak sugerowała już kilkanaście lattemu Naomi Klein w książce No Logo, winna jest magia marki?

„W Bangladeszu potrzebna jest zmiana systemowa, strukturalna, prawna. Jeśli przestaniemy kupować ubrania z Dakki, jedynie pogłębimy problem, bo zlecenia koncernów modowych to dla robotników z Bangladeszu być albo nie być" - twierdzi Rabij.

Reporter kierował się podczas pracy prośbą Ziaula, napotka­nego w Dakce emerytowanego wojskowego, który podkreślał, że w Bangladeszu robotnicy nie chcą litości, tylko uwagi. Dzięki przemysłowi odzieżowemu w ciągu kilkudziesięciu lat kraj prze­kształcił się ze średniowiecznego w państwo na fali wznoszą­cej. I chce się rozwijać nadal. Ale nie za cenę życia. „Robotnicy, z którymi rozmawiałem, wiedzą, że bluzki, które szyją za gro­sze, mogą być sprzedawane za setki dolarów" - mówi Rabij. Tyle że jeśli właściciele fabryk podniosą płace, podwyższą koszty produkcji. A gdy koszty produkcji przestaną być w Bangla­deszu konkurencyjne, najbardziej żarłoczne kon­cerny zaczną szukać jeszcze tańszej siły roboczej. To kwadratura koła. Problemem nie jest jednak ekscesywna konsumpcja pierwszego świata, a ra­czej nieumiejętność egzekwowania przepisów, zaniechanie nadzoru, a przede wszystkim nierespektowanie godności człowieka. Choć po tragedii w Rana Plaża fabryki podlegały obowiązkowej kon­troli, wciąż wybuchają w nich pożary, a większość wygląda, jakby miała się zawalić. Powstałe w głów­nej mierze na terenie biurowców, są nieprzystosowane do prze­chowywania ciężkich sprzętów i przyjęcia tysięcy robotników. Tyle że miejscowym jednostkom kontroli opłaca się przymknąć oko na niedociągnięcia, bo interes się kręci.
To więc koncerny odzieżowe powinny czuć się odpowiedzialne za poprawę warunków pracy w fabrykach, które dla nich szyją. Jeśli będą wymagały przestrzegania standardów przez lokalne władze, mogą nie tylko odmienić los robotników, ale i ukształto­wać swój wizerunek jako firm eko, fair trade i świadomych, na co zachodni konsumenci wydają się być coraz bardziej wyczuleni.

GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA

Media Informacyjne
  KONTAKT: Adam Nawara - Napisz do Nas: Media Informacyjne Zobacz na mapie: Mapa
 
     
    Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu Copyright: Grupa Media Informacyjne 2010-2012 Wszystkie prawa zastrzeżone.