Gotthold Ephraim Lessing
Natan mędrzec
Poemat dramatyczny w pięciu aktach
tłum. Anastazy Kwiryn
OSOBY:
* Sułtan Saladyn
* Sittah, jego siostra
* Natan, bogaty żyd w Jerozolimie
* Recha, jego przybrana córka
* Daja, chrześcijanka, bawiąca w domu
* Natana, jako towarzyszka Rechy
* Templariusz
* Derwisz
* Patriarcha jerozolimski
* Braciszek klasztorny
* Emir
* Mamelucy Saladyna
Rzecz dzieje się w Jerozolimie.
AKT I
/ Przedsionek domu Natana. /
SCENA I
/ Natan, Daja. /
/ Natan powraca z podróży; Daja wychodzi naprzeciw niemu. /
DAJA
To on! To Natan!… Bóg niech przyjąć raczy
Dzięki, że wreszcie powracacie do nas.
NATAN
Tak, Dajo, dzięki Bogu! Ale czemu
Powiadasz: *wreszcie*? Czyż wprzód wrócić chciałem?
Czyż wrócić mogłem?… Wszakże z Babilonu
Do Jeruzalem, gdy kto zbaczać musi
W prawo i w lewo, jest mil najmniej dwieście,
A ściągać długi nie jest interesem
Tak do zrobienia łatwym.
DAJA
O Natanie!
Do jakiej nędzy moglibyście byli
Dojść tutaj!… Dom wasz…
NATAN
Uległ pogorzeli.
o tym słyszałem już… Daj Boże, żebym
Słyszał już wszystko, co mam słyszeć jeszcze.
DAJA
Niewiele brakło, żeby zgorzał cały.
NATAN
Naówczas, Dajo, wznieślibyśmy nowy
I wygodniejszy.
DAJA
Prawda. Lecz w pożarze
O włos, że Recha także nie straciła
Życia!
NATAN
Kto? Recha moja? Ona? Ona?
Tegom nie słyszał!… Ha! więc byłbym domu
Nie potrzebował!… Więc o włos, powiadasz,
Że nie spłonęła?… Ha! Spłonęła może!
Może zginęła w tym pożarze?… powiedz!
Mówże!… Od razu zabij mnie, a dłużej
Nie dręcz… A zatem tak? Spłonęła?
DAJA
Gdyby
Tak było, czyżbym ja wam to mówiła?
NATAN
Czemuż więc straszysz mnie?… O Recho, Recho!
O Recho moja!
DAJA
Wasza? Wasza Recha?
NATAN
Czyliż nie było zawsze mym zwyczajem
To dziecko moim zwać?
DAJA
Czy równym prawem
Zowiecie swoim wszystko to, co macie?
NATAN
Nie większym! Wszystko dała mi przyroda
I szczęście, tylko własność tę jedyną
Zawdzięczam cnocie.
DAJA
Jakże mi, Natanie,
Drogo za dobroć swą każecie płacić!
Jeżeli dobroć, co ma takie cele,
Dobrocią można nazwać!
NATAN
Takie cele?…
Jakież to, Dajo?
DAJA
Nie sumienie…
NATAN
Dajo,
Pozwól, że najprzód ci opowiem…
DAJA
Moje
Sumienie, mówię…
NATAN
Jaką w Babilonie
Piękną materię ci kupiłem! Śliczna,
I w najpiękniejszym guście! Nie przywożę
Dla Rechy nawet nic wyszukańszego!
DAJA
I cóż to znaczy, gdy sumienie moje —
Muszę to wyznać — już się nie da dłużej
Zagłuszać!
NATAN
Pozwól, pilno mi zobaczyć,
Czy będą ci się podobały sprzączki,
Kolczyki, pierścień, oraz łańcuch, którem
Kupił w Damaszku…
DAJA
Wyście zawsze tacy!
Pragniecie tylko darzyć, tylko darzyć!
NATAN
Więc przyjm tak chętnie dary, jak je daję.
I milcz.
DAJA
I milczeć! Któż by wątpił o tym,
Natanie, żeście hojni i uczciwi?
A jednak…
NATAN
Jednak jestem tylko Żydem!
Co? Czyś to mówić chciała?
DAJA
Co chcę mówić,
Wiecie wy lepiej.
NATAN
A więc milcz!
DAJA
Ja milczę.
Co tu na bożą zasługuje karę,
Czego nie mogę ani nie dopuścić,
Ani odmienić, niechaj na was spadnie.
NATAN
Niech spadnie na mnie!… Lecz gdzież ona? Dajo!
Jeśli mnie łudzisz!… Czyliż wie już o tym,
Że przyjechałem?
DAJA
Was się spytać o to!
Dotąd jej nerwy jeszcze drżą z przestrachu
I dotąd pożar jej fantazja plącze
W obrazy swoje. Duch jej śpi na jawie,
A we śnie czuwa: raz mniej niż zwierzęciem
Zda się, a czasem więcej niż aniołem.
NATAN
Biedna! Czymżeśmy, ludzie!
DAJA
Dzisiaj rano
Leżała, oczy zamknąwszy, jak martwa.
Nagle się zrywa, woła: „Słuchaj, słuchaj!
Przyszły wielbłądy mego ojca… Słyszysz?
To jego luby głos!…” I znów zamknęła
Oczy, a głowa, którą podpierała
Ręką, opadła na poduszki… Biegnę
Do drzwi i patrzę: to wy! Wy wracacie!…
Cóż w tym dziwnego? Dusza jej bawiła
Przy was i przy nim cały czas.
NATAN
I przy nim?
Jak to? i przy kim?
DAJA
Przy tym, co z pożaru
Ją wyratował.
NATAN
Któż to był? Kto? Gdzie on?
Kto mi ocalił moją Rechę? Któż to?
DAJA
Młody templariusz, przed kilkoma dniami
Przyprowadzony tutaj jako jeniec,
Którego sułtan ułaskawił.
NATAN
Jak to?
Sułtan Saladyn podarował życie
Templariuszowi? A więc mniejszym cudem
Nie byłbyś Rechy mej ocalił, Boże?
DAJA
Gdyby on nie był chciał narazić życia,
Które odzyskał tak niespodziewanie,
Byłoby po niej.
NATAN
Gdzież on? Dajo! Powiedz,
Gdzie ten szlachetny człowiek? Do nóg jego
Prowadź mnie! Skarby, którem wam zostawił,
Wszakże mu dałyście? Dałyście wszystkie?
I więcej mu przyrzekłyście? Wiele więcej?
DAJA
Jakżeśmy mogły?
NATAN
Nic? Nic?
DAJA
Nie wiadomo,
Skąd przyszedł. Dokąd poszedł, nie wiadomo.
Nie znając wcale domu, tylko uchem
Wiedziony, w swoim rozpostartym płaszczu,
Przez dym i płomień śmiało szedł za głosem,
Który o pomoc wołał. Już się zdało,
Że zginął, kiedy z śród płomieni nagle
Wyszedł, unosząc ją ramieniem silnym,
I niewzruszony, zimny wobec dzięków,
Złożył swą zdobycz, między lud się wcisnął,
I znikł.
NATAN
Spodziewam się, że nie na zawsze.
DAJA
Ujrzałyśmy go znowu dni następnych,
Jak się przechadzał w cieniu palm, którymi
Jest otoczony grób Zmartwychwstałego.
Ja przystąpiłam doń i dziękowałam,
I zaklinałam, by odwiedzić zechciał
Biedną istotę, co spoczynku nie ma,
Póki dziękczynnych łez swych nie wypłacze
U jego kolan.
NATAN
I cóż?
DAJA
Nadaremnie!
Na prośby głuchym został, i wyszydził
Mnie bez litości…
NATAN
To cię odstraszyło…
DAJA
Bynajmniej! Co dzień doń przystępywałam
On co dzień szydził ze mnie jednakowo.
Com wycierpiała odeń już! I czego
Z chęcią nie zniosłabym!… Od dawna przecież
Już nie przychodzi więcej pod te palmy,
Co ocieniają grób naszego Pana…
Nikt nie wie, gdzie się podział. Was to dziwi
I zastanawia?
NATAN
Myślę o tym, jaki
Wpływ to wywarło na umyśle Rechy.
Tak się wzgardzoną widzieć, i przez tego,
Którego serce każe cenić drogo;
Być odepchniętą tak, i pociąganą
Zarazem. Sądzę, że w podobnym razie
Serce i głowa długo walczyć muszą,
Czy ma zwycięstwo odnieść wstręt do ludzi,
Czy cichy smutek? Często nie zwycięża
Żadne z nich, tylko w walkę ich się miesza
Bujna fantazja, tworząc marzycieli,
U których głowa pełni serca rolę,
A serce głowy!… Smutna to zamiana!
Taki wypadek, jeśli się nie mylę,
Musiał zajść z Rechą… Ona marzy…
DAJA
Marzy,
Tak słodko jednak, lubo…
NATAN
Ale marzy!
DAJA
Jedna z jej… chimer — jeśli tak je zwiecie —
Jest jej szczególniej godną. Ów templariusz
Nie ziemską dla niej jest istotą, ale
Aniołem owym, pod którego pieczę
Oddane było serce jej od dziecka.
Spłynął on do niej z chmury, co go zawsze
Okrywa, którą nawet wśród płomieni
Był otoczony, i wziął templariusza
Postać… Nie śmiejcie się z niej!… Kto wie?… Albo,
Choć w was to budzi uśmiech, pozostawcie
Jej to marzenie, w którym się jednoczą
W jedno miłości koło: Żyd, chrześcianin
I muzułmanin… Jest to tak przyjemne
Marzenie!
NATAN
Dla mnie także jest przyjemnym!
Idź, dobra Dajo, idź i spójrz, co robi,
Czy mówić mogę z nią. Poszukam potem
Tego dzikiego i tak gniewliwego
Anioła stróża, a jeżeli jeszcze
Na tym padole bawi, wzniosłe czyny
W tak szorstki sposób pełniąc, to go znajdę
I przyprowadzę tu!
DAJA
Zadanie trudne
Przedsiębierzecie…
NATAN
Wówczas obłęd miły
Ustąpi miejsca prawdzie milszej jeszcze;
Bo wierz mi, Dajo, zawsze człowiekowi
Człowiek jest milszym od anioła. Toteż
I ty się na mnie nie rozgniewasz pewnie,
Jeśli uzdrowię naszą marzycielkę.
DAJA
Tacy jesteście dobrzy, a zarazem
Tacy złośliwi!… Idę!… Ach! lecz patrzcie!…
To ona!…
SCENA II
/ Ciż sami, Recha. /
RECHA
Tyżeś, tyżeś to, mój ojcze?
Sądziłam, żeś tu naprzód wysłał tylko
Swój głos. Gdzież byłeś? Jakież to pustynie,
Góry i rzeki z sobą nas dzieliły?
Słyszałam prawie oddech twój, a przecież
Nie pośpieszyłeś Rechy twej uściskać;
Tej Rechy, która omal nie spłonęła!
Omal, o mało, ledwie! Nie drżyj, ojcze!
To brzydka bardzo śmierć, w płomieniach zginąć!
Och!
NATAN
Moje dziecię, moje dziecię drogie!
RECHA
Ty tam musiałeś przez Eufrat, Tygrys,
Jordan, i kto wie jakie jeszcze wody
Brodzić… Och! Jakże często ja o ciebie
Drżałam, dopóki sama się tak blisko
Ognia nie tknęłam. Ale odkąd płomień
Był mnie tak bliski, śmierć wśród fal zda mi się
Ochłodą, czarem, ocaleniem. Jednak
Tyś nie utonął, ja zaś nie zginęłam
Wśród ognia. Będziem sobą się cieszyli
I chwałę Bogu damy! On niósł ciebie
I czółno twoje, na niewidzialnego
Anioła skrzydłach, przez zdradliwe prądy,
On dał znak także aniołowi memu,
By mnie widzialny na swych skrzydłach białych
Przeniósł przez płomień.
NATAN
/ do siebie /
Na swych skrzydłach białych!
Tak, tak! To biały płaszcz, co templariusza
Okrywał.
RECHA
On to mnie widzialnie przeniósł
Przez płomień, skrzydłem swoim owiewany.
Zatem anioła mogłam oko w oko
Widzieć, anioła mego.
NATAN
Byłoby to
Godnym mej Rechy, i nie znalazłaby
Piękności więcej w nim, niż on w niej samej.
RECHA
/ z uśmiechem /
Komuż to schlebiasz, ojcze? Aniołowi
Czy sobie?
NATAN
Jednak, chociażby to tylko
Zwyczajny człowiek, człowiek, jakich co dzień
Spotykasz, taką oddał ci usługę,
Musiałby stać się w oczach twych aniołem,
I stałby się nim pewnie…
RECHA
Nie, nie takim.
On był aniołem! Nie! On rzeczywistym,
On rzeczywistym był z pewnością!… Czyżeś
Mnie sam nie uczył, że są aniołowie?
Czyś mnie nie uczył, że Bóg może czynić
Cuda dla takich, którzy go kochają?
A ja go kocham przecież.
NATAN
I on ciebie
Kocha i cuda czyni w każdej chwili
Dla ciebie i dla bliźnich twoich. Tak jest,
Przez całą wieczność wciąż je dla was czynił.
RECHA
Wierzę w to chętnie.
NATAN
Jak to? Więc dlatego,
Że to zwyczajnie brzmi i naturalnie,
Iż cię templariusz wyratował, ma to
Już nie być cudem? Nie! Największym z cudów,
Że powszednimi tak się dla nas mogły
Stać rzeczywiste i prawdziwe cuda!
I gdyby nie ten cud ogólny, to by
Człowiek myślący rzadko uznał cudem
To, co zwać cudem mogą tylko dzieci,
Które się gapią na to, co niezwykłe,
I za nowością tylko gonią.
DAJA
/ do Natana /
Chcecież
Jej biedny umysł, i tak naprężony,
Subtelnościami tymi do ostatka
Obłąkać?
NATAN
Daj mi pokój!… Dla mej Rechy
Nie dosyć wielkim zdaje się to cudem,
Że ją ocalił z ognia człowiek taki,
Który sam musiał wprzód być ocalony
Przez cud… niemały cud! Bo czyż słyszano,
Żeby Saladyn kiedy podarował
Templariuszowi życie? By templariusz
Chciał jego łaski? Albo się spodziewał,
By mu za wolność swą chciał dać w zamianę
Bodaj skórzany pas, na którym nosi
Swój miecz lub sztylet?
RECHA
To przemawia właśnie
Za moim zdaniem, ojcze. Z tej przyczyny
Nie był on wcale templariuszem, tylko
Postać tę przybrał. Czyliż do niewoli
Wzięty templariusz przybył kiedykolwiek
Po co innego do Jerozolimy,
Jak po śmierć pewną? Czyliż chodził wolno
Po Jeruzalem? Jakże mógł z nich który
Mnie wyratować w nocy?
NATAN
Ho! Jak zręcznie!
Teraz ty, Dajo, przemów. Wszak mówiłaś,
Że sprowadzono go tu jako jeńca?
Coś więcej musisz wiedzieć bez wątpienia.
DAJA
No, tak. Tak mówią, lecz zarazem mówią,
Że mu Saladyn podarował życie,
Bo w jego twarzy znalazł rysy brata,
Którego niegdyś kochał bardzo. Brat ten,
Jak powiadają, już od lat dwudziestu
Nie żyje. Nie wiem, jakie nosił imię,
Nie wiem, gdzie podział się… To wszystko razem
Zda się tak dziwnym, nieprawdopodobnym,
Że w tym zapewne słowa prawdy nie ma…
NATAN
Dlaczegóż, Dajo, nieprawdopodobnym
To ci się zdaje? Czyliż nie dlatego,
Że wolisz wierzyć w to, co jest mniej jeszcze
Prawdopodobne? Czemużby Saladyn,
Który tak kocha swe rodzeństwo całe,
Nie miał mieć w młodszych latach swoich brata,
Ukochanego bardziej niźli inni?
Czyż być nie może dwóch podobnych twarzy?
Nie może obraz rysów trwać w pamięci?
Czyż przypomnienie nie wywiera wrażeń?
Gdzież tu jest, w czym tu jest niepodobieństwo?
Co, mądra Dajo? Więc to jest dla ciebie
Nie cudem wcale, tylko w twoje cuda
Koniecznie trzeba, warto jest uwierzyć?
DAJA
Szydzicie ze mnie!
NATAN
Bo ty ze mnie szydzisz.
Mimo to jednak, twoje ocalenie,
Recho, zostaje cudem, który zdziałać
Mógł Ten jedynie, co postanowienia
Najstalsze królów i najniezmienniejsze
Najsłabszej nici poruszeniem zwala,
Są bowiem przed Nim głupstwem i błahością.
RECHA
Ojcze mój, ojcze, jeśli jestem w błędzie,
Wiesz, że niechętnie bym w nim trwała.
NATAN
Czyli,
Że chętnie przyjmiesz prawdę. Zważ więc tylko
Wydatność większa albo mniejsza czoła,
Inakszy zarys nosa, brwi osada
Nieco odmienna na czołowej kości,
Jeden rys, zmarszczka, zgięcie, kąt, nic jedno
W twarzy jakiegoś Europejczyka,
I to wystarcza, by cię tutaj, w Azji,
Ocalić z ognia! Czyż to nie jest cudem?
Jeśli koniecznie cudu wam potrzeba,
Po co anioła trudzić?
DAJA
Cóż to szkodzi,
Natanie? — Jeśli mówić mi jest wolno,
Milej jest zawsze mniemać, że ratunek
Winniśmy niebu, a nie człowiekowi.
Czyż tak mniemając, nie jesteśmy bliżsi
Pierwszej przyczyny ocalenia?
NATAN
Pycha!
Nic tylko pycha!… Garnek z prostej gliny
Pragnie, ażeby z żaru go wyjęto
Srebrnymi cęgi, by mu się zdawało,
Że sam jest srebrny. Ba! Co szkodzi, mówisz?
Ja spytam, jaką korzyść to przynosi,
Bo twoja bliższość pierwszych, boskich przyczyn,
To niedorzeczność tylko lub bluźnierstwo.
Ale to szkodzi, tak jest, zawsze szkodzi.
Słuchajcie tylko. Wszakże tej istocie,
Co ocaliła cię, czy to był człowiek,
Czy anioł, pragniesz szczerze oddać wzajem
Jakieś usługi, jak najwięcej usług?
Nieprawdaż? Jakież można aniołowi
Oddać usługi? Można mu dziękować,
Można doń wzdychać, modlić się, w zachwycie
Przed nim upadać, w święto jego pościć,
Dawać jałmużny — więcej już nic. Otóż
Mnie się wydaje, że na tym wy same
Większe korzyści niż on odnosicie.
Wasze go posty nie utuczą wcale,
Wasze jałmużny jego nie zbogacą,
Ani wasz zachwyt go nie uszczęśliwi,
Ani go większym zrobi ufność wasza.
Czy tak? To wszystko tylko dla człowieka.
DAJA
Zaprawdę, człowiek więcej sposobności
Byłby nam podał, by dlań coś uczynić,
A Bóg wie, żeśmy szczerze jej pragnęły!
Ale on nie chciał nic, nie potrzebował
Nic, tak stanowczo, tak sam starczył sobie,
Jak aniołowie tylko starczyć mogą.
RECHA
Wreszcie, gdy zniknął…
NATAN
Zniknął? … jak to zniknął?
Nie pokazuje się już pod palmami!
Czyście szukały go gdzie indziej jeszcze?
DAJA
Nie szukałyśmy.
NATAN
Jak to? Nie? Nie, Dajo?
To wielka szkoda!… Marzycielstwo wasze
Jest okrucieństwem! A jeśli… a jeśli
Anioł ten… chory?
RECHA
Chory!
DAJA
Chory! Gdzieżby!
RECHA
Jakiż dreszcz zimny mnie przebiega, Dajo!
Skroń rozpaloną miałam, teraz czuję,
Że lodowata.
NATAN
Jest on cudzoziemcem,
Nie przywykł jeszcze do klimatu tego,
Jest młody, nie mógł jeszcze się wzwyczaić
Do obowiązków twardych swego stanu,
Do nocnych czuwań, głodu.
RECHA
Dajo! Dajo!
DAJA
To jest Natana tylko przypuszczenie.
NATAN
Więc teraz leży sam, bez przyjaciela
I bez pieniędzy, by przyjaciół kupić.
RECHA
Ach! Ojcze!
NATAN
Leży bez opieki, rady,
Bez przychylnego głosu, przeznaczony
Na pastwę cierpień, na łup śmierci!
RECHA
Gdzie? Gdzie?
NATAN
On, co dla takiej, której nie znał, ani
Nie widział przedtem… cóż stąd? To był człowiek!
Rzucił się w ogień!
DAJA
Litość nad nią miejcie,
Natanie!
NATAN
On, co nie chciał ocalonej
Ujrzeć, ażeby dzięków jej oszczędzić!
DAJA
Natanie! Litość! Litość nad nią miejcie!
NATAN
On, co zobaczyć nie chciał jej i potem
Chyba w tym razie, gdyby mu wypadło
Powtórnie wyrwać ją z płomieni… Ale
Cóż to jest wszystko? Był to tylko człowiek!
DAJA
Słuchajcie! Patrzcie!
NATAN
On! On, bliski zgonu.
Jedyny balsam ma we świadomości
Swojego czynu!
DAJA
Dość! Przestańcie! To ją
Zabija! Patrzcie!
NATAN
Tyś jego zabiła!…
Mogłaś go zabić!… Recho! Recho moja!…
Ja ci lekarstwo, nie truciznę daję!…
On żyje, żyje!… Przyjdź do siebie!… Nawet
Nie chory! Nawet nie jest chory!
RECHA
Pewno?…
Żyje? Nie chory?…
NATAN
Żyje niezawodnie!
Bo Bóg za dobro, które tu spełniamy,
Nagradza tutaj jeszcze. Widzisz teraz,
Że nie tak trudno jest pobożnie marzyć,
Jak dobrze czynić. Jakże często ludzie
Leniwi w święte bawią się marzenia,
Ażeby tylko… choć zamiaru tego
Nie są świadomi… aby tylko czynów
Dobrych nie spełniać!
RECHA
Ach! Mój ojcze! Nigdy
Już nie zostawiaj twojej Rechy samą!
Nieprawdaż, może on wyjechał tylko?
NATAN
Tak… niezawodnie… Patrzcie, tam w oddali
Jakiś muzułman wpatrzył się ciekawie
W moje wielbłądy objuczone. Czyliż
Znacie go?
DAJA
To jest derwisz wasz.
NATAN
Kto?
DAJA
Derwisz,
Co z wami w szachy grywa.
NATAN
To on? Hafi?…
To jest Al-Hafi?
DAJA
Teraz jest sułtana
Skarbnikiem.
NATAN
Jak to? On? Al-Hafi? Znowu
Zaczynasz marzyć! Tak… to on w istocie
Zbliża się do nas. Idźcie już do domu!
Cóż to usłyszę?
/ Daja i Recha odchodzą. Wchodzi Derwisz. /
SCENA III
/ Ciż sami, Derwisz. /
DERWISZ
Wytrzeszczajcie oczy
I patrzcie na mnie!
NATAN
Tyżeś to, czy nie ty?
W tym świetnym stroju, derwisz?
DERWISZ
Cóż dziwnego?
Czyż się już zrobić nie da nic z derwisza?
NATAN
To prawda. Ale mnie się wydawało,
Że derwisz, prawy derwisz, nie pozwoli
Nic robić z siebie.
DERWISZ
Na proroka! Zatem
Chyba nieprawym jestem… Ale skoro
Kto musi…
NATAN
Musi derwisz? Derwisz musi?
Nikogo zmusić niepodobna, czyżby
Derwisza zmusić można? I do czego?
DERWISZ
Do tego, o co bardzo jest proszony,
A co sam uzna dobrem. To derwisza
Jest obowiązkiem spełnić.
NATAN
Tak, na Boga!
Prawdęś powiedział. Chodź, niech cię uściskam,
Człowieku! Wszakżeś moim przyjacielem?
DERWISZ
Więc nie spytacie nawet, czym zostałem?
NATAN
Pomimo tego, czym zostałeś?
DERWISZ
Czyliż
Stać się nie mogłem w stroju tym hultajem,
Z którym wejść w przyjaźń brakłoby wam chęci?
NATAN
Jeśli derwisza serce ci zostało,
To się nie lękam o to. Tym hultajem,
Paradnie strojnym, może wtedy tylko
Być twoja suknia.
DERWISZ
Ona też wymaga
Poszanowania. No, i jak myślicie,
Czym bym na waszym mógł był zostać dworze?
NATAN
Derwiszem, niczym więcej. Przy tym może
Jeszcze kucharzem.
DERWISZ
Tak jest! Bym mej sztuki
Zapomniał u was. Więc kucharzem? Czemu
I nie piwniczym? No, nie zaprzeczycie,
Że mnie Saladyn poznał lepiej, skoro
Dał mi skarbnika urząd.
NATAN
On? U siebie?
DERWISZ
Tak, ale tylko przy podręcznym skarbie,
Albowiem główny wciąż ma ojciec jego
W zawiadywaniu; ja domowy tylko.
NATAN
Dom jego wielki?
DERWISZ
Większy niż myślicie,
Bo każdy żebrak doń należy…
NATAN
Jednak
Saladyn wrogiem jest żebraków…
DERWISZ
Takim,
Że ich chce całkiem z państwa wykorzenić,
Choćby miał przez to sam wyjść na żebraka.
NATAN
Tom właśnie myślał.
DERWISZ
Wyszedł też w istocie
Już na żebraka, bo skarb jego co dzień,
Gdy przyjdzie wieczór, jest do szczętu pusty.
Chociażby z rana przypływ był największy,
Wszystko odpływa do południa,
NATAN
Może
Do odpływania służą mu kanały,
Których nie można zatkać lub napełnić?
DERWISZ
Zgadliście.
NATAN
Łatwo było.
DERWISZ
Źle jest, jeśli
Książę lud szarpie, niby sęp padlinę,
Ale dziesięćkroć gorzej, jeśli jego,
Jako padlinę, rozszarpują sępy!
NATAN
O nie, derwiszu! Nie!
DERWISZ
Wam mówić łatwo!…
No… ile dacie? a natychmiast moje
Miejsce wam oddam.
NATAN
Ileż ci przynosi
To miejsce?
DERWISZ
Ile? Mnie niewiele, ale
Wam może ono przynieść lichwę wielką,
Bo kiedy przyjdzie odpływ, który często
Zdarza się, śluzy wasze otworzycie,
Dacie zaliczkę, i będziecie mogli
Wziąć procent, jaki sami chcecie.
NATAN
Procent
I od procentu procent.
DERWISZ
Tak.
NATAN
Aż wreszcie
Zaliczka cała stanie się procentem.
DERWISZ
To was nie nęci? No, to piszcie kwita
Z naszej przyjaźni, bo w istocie bardzo
Na was liczyłem!
NATAN
Co? W istocie? Jak to?
Jakże to?…
DERWISZ
Że mi pomożecie, abym
Mógł pełnić godnie urząd mój, to znaczy,
Żebym otwartą miał wciąż waszą kassę.
Wstrząsacie głową?
NATAN
Trzeba się w tym względzie
Dobrze zrozumieć… Jest różnica wielka…
Ciebie, derwisza Al-Hafiego, chętnie
Wesprę we wszystkim, co jest w mocy mojej,
Ale Al-Hafi, co jest defterdarem
Sułtana… temu… ten…
DERWISZ
A co? Nie zgadłem?
W was zawsze dobroć brata się z rozwagą,
Rozwadze mądrość towarzyszy! Ale
Bądźcie cierpliwi! To, co rozróżniacie
W Al-Hafim, wkrótce samo się rozróżni.
Patrzcie, ta szata, którą dał mi sułtan,
Zanim się zniszczy, nim się podrze w szmaty,
W jakich derwisze chodzą, już na kołku
Wisieć tu będzie w Jeruzalem; ja zaś
Nad brzegiem świętej rzeki, nad Gangesem,
Z mistrzami mymi, po gorących piaskach,
Lekki i bosy błądzić będę…
NATAN
Wiem, żeś
Zdolny do tego.
DERWISZ
I grać z nimi w szachy.
NATAN
To twe największe szczęście!
DERWISZ
A czy wiecie,
Co mnie skusiło, żebym przestał żebrać,
I z żebrakami bawił się w bogacza?
Co było zdolnym mnie, najbogatszego
Między biednymi, w jednej chwili zmienić
W najbiedniejszego wśród bogatych?
NATAN
Pewno
Nie świetna odzież?
DERWISZ
Coś o wiele jeszcze
Gorszego. Oto, po raz pierwszy w życiu
Byłem przedmiotem pochlebstw. Tak jest, sułtan,
W obłędzie swojej wspaniałomyślności,
Schlebiał mi.
NATAN
Jak to?
DERWISZ
Rzekł mi: „Żebrak tylko
Wie, co żebrakom może być przyjemnym.
Żebrak nauczył się żebraków wspierać
W sposób właściwy. Twój poprzednik nadto
Był zimnym, ostrym. Szorstkim był w dawaniu,
I jeśli dawał, to zbyt skrzętnie badał
O biorącego. Nie dość mu się zdało,
Że niedostatek widział, chciał przyczyny
Jego wyśledzić, by wysokość datku
Najskąpiej do nich zastosować. Tego
Al-Hafi robić mi nie będzie. Takim
Niedobroczynnym dobroczyńcą w Hafim
Saladyn biednym się nie wyda. Hafi
Nie będzie, jako zamulone ścieki,
Które przyjmują strumień czystej wody,
Aby zmąconą po kropelce sączyć,
Bo Hafi myśli, czuje jak Saladyn.”
Tak brzmiał ptasznika wabik, i niebaczny
Gil wpadł do siatki. Ach! pyszałek ze mnie!
I pyszałkowi tak się podejść dałem!
NATAN
No, no, powoli, mój derwiszu! Pozwól…
DERWISZ
Co? Nie nazwiecie tego pyszałkostwem,
Że ktoś chce wobec stu tysięcy takich,
Co ludzi gnębią, dławią i mordują,
Sam jeden zdawać się ich przyjacielem?
Nie pyszałkostwem, że ktoś chce małpować
Wszechmogącego miłosierdzie, które
Na złych i dobrych, na uprawną rolę
I na pustynię spływa bez różnicy?
Nie pyszałkostwem wreszcie, że ktoś mniema,
Iż zawsze będzie miał dłoń pełną? Mówcie,
Nie pyszałkostwem to jest czystym?
NATAN
Dosyć!
Przestań już!
DERWISZ
Zaraz, niechże i o moim
Zarozumieniu wspomnę! Czyż nie byłem
I ja pyszałkiem, gdy w zamiarach takich
Szukałem dobrych stron, żem je znajdował,
I że w tym udział wziąłem?… Co? Nieprawda?
NATAN
Al-Hafi, wracaj śpiesznie na pustynię,
Bo się obawiam, żebyś pośród ludzi
Nie przestał wkrótce być człowiekiem.
DERWISZ
Słusznie…
I ja się tego lękam… bądźcie zdrowi!
NATAN
Idziesz, Al-Hafi? Wstrzymajże się trochę!
Czyż ci ucieknie puszcza? Czekaj chwilę!…
Nie chce mnie słuchać… Hej! Al-Hafi, czekaj!…
/ Derwisz wychodzi. /
Poszedł, a jeszcze chciałem go zapytać
O templariusza… Wie coś o nim może.
/ Daja wbiega szybko. /
SCENA IV
/ Natan, Daja. /
DAJA
Natanie!
NATAN
Co tam? Co nowego?
DAJA
Znowu
Widzieć go można! Znowu jest widzialny!
NATAN
Ależ kto, Dajo?
DAJA
On! On!
NATAN
On? On?… Wszędzie
Jakoś „on” da się spotkać. Czyż dla ciebie
On jest „on” tylko? … Tak być nie powinno,
Chociażby nawet był aniołem…
DAJA
Chodzi
Znów pod palmami i daktyle zrywa…
NATAN
Przyjmuje pokarm?… i ma templariusza
Postać?…
DAJA
Nie dręczcie mnie! Poza gęstwiną
Wzrok jej dopatrzył go, i wciąż go śledzi…
Ona was prosi i zaklina, byście
Do niego poszli bez odwłoki! Śpieszcie!…
Ona wam z okna wskaże, w którą stronę
Poszedł… O! Śpieszcież!
NATAN
Co? Tak jak z wielbłąda
Zsiadłem? Czyż można? Idź! Ty śpiesz do niego,
Powiedz mu, żem już wrócił, bo ten dzielny
Człowiek jedynie w mej nieobecności
W me progi wstąpić nie chciał. Teraz chętnie
Przyjdzie, gdy ojciec prosi… Idź i powiedz,
Że ja go proszę, że go z serca proszę.
DAJA
Daremnie! Do was przyjść nie zechce wcale,
Nie zechce wstąpić w progi Żyda.
NATAN
Zatem
Wstrzymaj go chwilę, lub przynajmniej wzrokiem
Śledź, gdzie się uda; ja natychmiast śpieszę.
/ Idzie spiesznie do domu, Daja odchodzi /
/ Zmiana. Miejsce pod palmami. /
SCENA V
/ Templariusz, Braciszek. /
/ Templariusz przechadza się pod palmami. Braciszek idzie za nim z boku, w pewnym oddaleniu, okazując, że chciałby do niego przemówić. /
TEMPLARIUSZ
/ do siebie /
Ten mnie nie z nudów ściga! Och! Jak zerka
Na moje ręce!
/ głośno /
Dobry bracie!… Chociaż
Może was ojcem zwać winienem. Prawda?
BRACISZEK
Bratem, laikiem jestem…
TEMPLARIUSZ
Zatem, bracie,
Gdybym miał… ale… Bóg mi świadkiem… nie mam.
BRACISZEK
I za to dzięki! Niech wam Bóg odpłaci
Stokroć, co byście chcieli dać, bo wola,
Nie datek dawcę czyni… Nie po datek
Zresztą za panem mnie wysłano…
TEMPLARIUSZ
Zatem
Wysłano?
BRACISZEK
Tak jest, stąd, z klasztoru!
TEMPLARIUSZ
Z tego,
Gdziem się spodziewał znaleźć kawał chleba
Pielgrzymi?
BRACISZEK
Stoły były już zajęte,
Lecz niech pan wróci.
TEMPLARIUSZ
Po co? Wprawdzie mięsa
Dawno nie jadłem, ale cóż to szkodzi?
Daktyle za to są dojrzałe.
BRACISZEK
Niech pan
Ostrożny będzie z tym pokarmem; w większej
Ilości bardzo na śledzionę działa,
Melancholiczny temperament sprawia.
TEMPLARIUSZ
A jeśli lubię być melancholicznym?…
No, ale przecież nie z tą tylko radą
Was tu przysłano?
BRACISZEK
O nie! Mam zlecenie
Dojść myśli waszych, panie, i wybadać…
TEMPLARIUSZ
I to mówicie mi tak wprost?…
BRACISZEK
Dlaczegóż
Nie miałbym mówić tego? …
TEMPLARIUSZ
/ do siebie /
To przebiegły
Braciszek!…
/ głośno /
Pewno jest was tam w klasztorze
Więcej podobnych?
BRACISZEK
Nie wiem. Muszę słuchać,
Panie.
TEMPLARIUSZ
Słuchacie więc, nic nie badając?
BRACISZEK
Czyżby inaczej było to słuchaniem?
TEMPLARIUSZ
/ na stronie /
Prostota zawsze słuszność ma!
/ głośno /
Możecież
Wyznać przede mną, kto to tak ciekawy
Poznać mnie bliżej? Bo że nie wy sami,
Przysiągłbym.
BRACISZEK
Czyżby mi to wypadało
Lub zdać się mogło?
TEMPLARIUSZ
Komuż więc wypada,
I ma się przydać na co ta ciekawość?
Komuż?
BRACISZEK
Jak sądzę, patryjarsze, bowiem
On przysłał mnie tu.
TEMPLARIUSZ
Co? Czyż patryjarcha
Na białym płaszczu czerwonego krzyża
Nie zna?
BRACISZEK
Ja także znam go.
TEMPLARIUSZ
Więc, braciszku,
Jestem templariusz, jeniec… jeśli dodam,
Żem do niewoli wzięty pod Tebninem,
Gdyśmy w ostatniej chwili zawieszenia
Broni to miasto chcieli zdobyć, aby
Na Sydon prosto pójść… jeżeli dodam,
Że nas dwudziestu wzięto, a jednego
Mnie tylko sułtan ułaskawił, to już
Dość będzie wiedział patryjarcha, może
I więcej niż mu trzeba…
BRACISZEK
Lecz nie więcej
Niż wie. On chciałby wiedzieć, z jakich przyczyn,
Saladyn panu podarował życie,
Panu jednemu.
TEMPLARIUSZ
Czyż ja sam wiem? Miałem
Już obnażoną szyję, już klęczałem
Na płaszczu moim, oczekując ciosu,
Kiedy Saladyn spojrzał na mnie bystrzej,
Przyskoczył, skinął. Wnet mnie podniesiono,
Rozcięto pęta… Chciałem mu dziękować;
Ujrzałem oczy jego we łzach… nie wyrzekłem
Słowa, on milcząc odszedł… ja zostałem.
Co w tym być mogło, jak do tego przyszło,
Niechaj odgadnie to sam patryjarcha.
BRACISZEK
Wnosi on z tego, że was Bóg do wielkich,
Do bardzo wielkich dzieł zachował.
TEMPLARIUSZ
Prawda!
Żebym żydowskie dziewczę wyniósł z ognia,
Żebym pielgrzymom na Synaju górę
Był przewodnikiem, i do tym podobnych
Dzieł wielkich.
BRACISZEK
Większe znajdą się. Te zresztą
Nie są tak drobne. Może patryjarcha
Znajdzie sam dla was sprawy większej wagi.
TEMPLARIUSZ
Co? Co, braciszku?… Czyli może o tym
Wspomniał coś?…
BRACISZEK
Tak jest! Dał mi polecenie
Wymiarkowanie z pana, czyś pan skłonny
Do tego…
TEMPLARIUSZ
Zatem wymiarkujcie.
/ na stronie /
Ciekaw
Jestem, jak sobie pocznie.
/ głośno /
Cóż?
BRACISZEK
Najprościej
Będzie, gdy powiem panu bez ogródek
Myśl patryjarchy.
TEMPLARIUSZ
Dobrze.
BRACISZEK
On by pragnął
Przez pana przesłać list…
TEMPLARIUSZ
Przeze mnie przesłać?
Jam nie posłaniec… Czyż to ma być zresztą
Owo chlubniejsze dzieło niż wyrwanie
Żydówki z ognia?
BRACISZEK
Tak się zdaje, bowiem
Na owym liście — mówi patryjarcha —
Chrześciaństwu wiele ma zależeć. Tego,
Kto list ten — mówi patryjarcha — wiernie
Doręczy, Pan Bóg osobliwszą łaską
Niebios obdarzy. A tej łaski — mówi
Patriarcha — pan jest najgodniejszy z wszystkich.
TEMPLARIUSZ
Ja? Ja? Dlaczego?
BRACISZEK
Bo pan jesteś wolny,
Możesz rozpatrzeć się gdzie trzeba, wszędzie,
Wiesz, jak się broni miast i szturmem bierze
Twierdze, więc mógłbyś — mówi patryjarcha —
Wewnętrzny, drugi mur, świeżo wzniesiony,
Najlepiej zbadać i najdokładniejszy
Rycerzom krzyża — mówi patryjarcha —
Dać jego opis.
TEMPLARIUSZ
Dobry bracie, czyliż
Mogę treść tego listu wiedzieć?
BRACISZEK
Ja sam
Nie znam jej dobrze… List ten ma dojść ręki
Króla Filipa… Patryjarcha… Często
W podziw wpadałem, skąd tak święty człowiek,
Żyjący niebem tylko, miewać może
O sprawach ziemi tyle wiadomości,
I myśleć o nich tyle… Muszą one
Męczyć go bardzo…
TEMPLARIUSZ
Więc cóż? Patryjarcha…
BRACISZEK
Wie on dokładnie, jak i z której strony,
W razie nowego rozpoczęcia wojny,
Saladyn swoje zacząć ma działania.
TEMPLARIUSZ
Wie o tym?
BRACISZEK
Tak jest, i chce zawiadomić
Króla Filipa, aby mógł rozważyć,
Czyli tak wielkie jest niebezpieczeństwo?
Czy jest konieczność rozejm z Saladynem,
Który wasz zakon złamał tak walecznie,
Wznawiać, i ofiar na to łożyć tyle?
TEMPLARIUSZ
To mi patriarcha! Prawda, dzielny człowiek!
Nie chce zwykłego ze mnie mieć posłańca,
Lecz chce mieć — szpiega! Powiedz patryjarsze,
Dobry braciszku, że o ile mogłem
Sam siebie zbadać, nie jest to rzemiosło
Dla mnie… Za jeńca tutaj się uważam,
A templariusza powołanie — mieczem
Walczyć z wrogami, nie wywiadom służyć!
BRACISZEK
I jam tak myślał… Lecz niech to was, panie,
Nie gniewa… Teraz jeszcze coś… Patriarcha
Powziął wiadomość, jak się zwie warownia,
I w którym miejscu leży na Libanie,
Gdzie przechowane są te skarby, z których
Przezorny ojciec Saladyna płaci
Wojsku, i z których koszta uzbrojenia
Jego opędza. Często i Saladyn
Do tej warowni zwykł przybywać boczną
Ścieżką… bez straży prawie… Pan pojmuje?
TEMPLARIUSZ
Dotąd nie.
BRACISZEK
Cóż by mogło być łatwiejszym,
Jak w tej wycieczce schwytać Saladyna,
I raz z nim koniec zrobić?… Pan się wzdryga?
Już Maronitów kilku bogobojnych
Ofiarowało się do tego czynu,
Byleby tylko jaki mąż waleczny
Chciał przewodnikiem być…
TEMPLARIUSZ
I patryjarcha
Chce, żebym ja był tym walecznym mężem?
BRACISZEK
Mniema on przy tym, że z Ptolomaidy
Król Filip będzie mógł w tej sprawie pomóc.
TEMPLARIUSZ
Mnie, mnie więc wybrał, bracie? Czyż nie wiecie,
Czyście przed chwilą znowu nie słyszeli,
Żem wdzięczność winien sułtanowi?
BRACISZEK
Tak jest,
Lecz — patryjarcha mówi — że to piękne,
Ale Bóg… zakon…
TEMPLARIUSZ
Nic w tym nie odmienią,
I nie nakażą mi podłego czynu…
BRACISZEK
Lecz — patryjarcha mówi — że czyn podły
W obliczu ludzi, nie jest podłym czynem
W obliczu Boga…
TEMPLARIUSZ
Ja Saladynowi
Zawdzięczam życie, i ja miałbym jemu
Wydrzeć je?…
BRACISZEK
Prawda… Ale — patryjarcha
Mówi — że zawsze wrogiem jest Saladyn
Chrześciaństwa, zatem nie ma prawa waszym
Być przyjacielem.
TEMPLARIUSZ
Moim przyjacielem?
Ja tylko nie chcę łotrem względem niego
Stać się! Niewdzięcznym łotrem!
BRACISZEK
I to prawda!
Lecz patryjarcha mówi, że wdzięczności
Nikt nie jest winien, tak w obliczu Boga,
Jak wobec świata za usługę, której
Nie uczyniono wprost dla niego. A że,
Jak powiadają — mówi patryjarcha —
Sułtan dlatego życie wam darował,
Iż mu się zdało w rysach waszej twarzy
Coś przypominać jego brata.
TEMPLARIUSZ
Nawet
I o tym wie już patryjarcha?… Cóż stąd?…
A gdyby było tak?… O Saladynie!
Co? Więc natura dałaby mi tylko
Twarz brata twego, a nic w duszy mojej
Z rysami jego zgodnym by nie było?
Albo, jeżeli coś się z nimi zgadza,
Ja bym to stłumić miał dla patryjarchy?
Nie! Tak przyroda kłamać nie jest zdolną!
Tak Bóg w swych dziełach sam nie przeczy sobie!
Idź, bracie! Nie burz żółci mej i odejdź!
BRACISZEK
Odchodzę, bardziej rad, niż tutaj szedłem.
Wybaczcie, panie! My, klasztorni ludzie,
Winniśmy słuchać naszych przełożonych.
/ Odchodzi. Daja, która już od pewnego czasu z daleka patrzyła na Templariusza, zbliża się do niego. /
SCENA VI
/ Templariusz, Daja. /
DAJA
/ do siebie /
Coś mi się zdaje, że go ten braciszek
Nie bardzo dobrze usposobił… Ale
Muszę zlecenie spełnić…
TEMPLARIUSZ
Otóż macie!
Czym się w szatańskie dostał dziś pazury?…
Ledwiem uwolnił się od mnicha, zaraz
Nadchodzi baba!
DAJA
/ przystępując do niego /
Co ja widzę! Zacny
Rycerzu! Wyż-to!… Bogu dzięki! Dzięki
Tysiączne! Gdzież to przez ten czas byliście?
Nie chorowaliście?
TEMPLARIUSZ
Nie.
DAJA
Zdrowie służy?
TEMPLARIUSZ
Tak.
DAJA
Myśmy bardzo o was zatrwożeni
Byli.
TEMPLARIUSZ
Tak?…
DAJA
Podróż odbyliście pewno?
TEMPLARIUSZ
Właśnie.
DAJA
Dopiero dziś z niej wróciliście?
TEMPLARIUSZ
Wczoraj.
DAJA
A dzisiaj ojciec Rechy wrócił,
A zatem Recha się spodziewa…
TEMPLARIUSZ
Czego?
DAJA
O co tak często prosić was kazała…
Ojciec jej także was jak najusilniej
Zaprasza. Wraca właśnie z Babilonu,
Wraz z dwudziestoma wielbłądami, które
Niosą na grzbietach wszystko, czym najlepszym
Oraz najdroższym mogą się poszczycić
Z drogich kamieni, tkanin i klejnotów,
Indie i Persja, Syria, nawet Chiny.
TEMPLARIUSZ
Nic nie kupuję.
DAJA
On wśród swego ludu
Czczonym jest, jakby książę. Często przecież
Mnie to dziwiło, że go zwie lud jego
Natanem „mądrym”, nie „bogatym”.
TEMPLARIUSZ
Może
Lud jego mądrość ma za jedno z pełną
Kieszenią…
DAJA
Wprawdzie, chcąc go zwać właściwie,
Podobno „dobrym” zwać go trzeba. Nie wiem
Jak wam przedstawić, jaki on jest dobry!
Gdy się dowiedział, coście uczynili
Dla jego Rechy, byłby w tym momencie
Uczynił dla was wszystko…
TEMPLARIUSZ
Eh?
DAJA
Więc pójdźcie,
Zobaczcie sami..
TEMPLARIUSZ
Co? Czy to, jak prędko
Minie ów moment?
DAJA
Gdyby Natan nie był
Tak dobry, czyżbym chciała pozostawać
Przy nim tak długo? Czyliż sądzisz, że ja
Nie pomnę o tym, żem chrześcianką, i że,
Gdym za małżonkiem mym do Palestyny
Dążyła, nie to było mym marzeniem,
Że tu żydowskie dziewczę wychowywać
Będę? Nieboszczyk mój małżonek służył
W wojsku cesarza Fryderyka…
TEMPLARIUSZ
Z rodu
Był on Szwajcarem, i miał zaszczyt w jednej
Rzece z cesarzem się utopić… Powiedz,
Kobieto, ileś razy mi to plotła?
Czyż nie przestaniesz ścigać mnie?
DAJA
Ja, ścigać?
Boże!
TEMPLARIUSZ
Tak, ścigać. Mówię wam wyraźnie,
Że was już więcej widzieć ani słyszeć
Nie chcę; że nie chcę, byście nieustannie
Przypominali mi o czynie, który-m
Spełnił nie myśląc, a gdy myśleć o nim
Zacznę, zagadką sam się dla mnie stanie.
Wprawdzie żałować go nie będę. Ale,
Jeśli wypadek taki się przytrafi
Powtórnie, na was ciążyć będzie wina,
Jeśli nie będę działał tak pochopnie,
I pozostawię w ogniu, co się pali!
DAJA
Boże uchowaj!
TEMPLARIUSZ
Więc mi zróbcie grzeczność,
Od dzisiaj więcej mnie nie napastujcie!
Proszę was o to! Oraz uwolnijcie
Mnie od jej ojca! Żyd jest Żydem, ja zaś
Jestem Szwab prosty. Obraz tej dziewczyny
Z duszy mej dawno znikł już, jeśli kiedy
Tam był.
DAJA
Lecz nie znikł obraz wasz z jej duszy.
TEMPLARIUSZ
Cóż stąd wynika? Co wynika?
DAJA
Kto wie?
Ludzie nie zawsze są tym, czym się zdają.
TEMPLARIUSZ
Lecz rzadko lepsi są.
/ Chce odejść. /
DAJA
Czekajcież chwilę!
Gdzież się śpieszycie tak?
TEMPLARIUSZ
Kobieto, czyliż
Chcesz mi obrzydzić palmy, pod którymi
Lubię przechadzkę?
/ Odchodzi. /
DAJA
/ do siebie /
Idź, idź, ty niemiecki
Niedźwiedziu! Idź! Idź! Muszę jednak zważać,
Żebym zwierzyny tropu nie zgubiła.
/ Idzie za nim z daleka. /
AKT II
/ W pałacu Sułtana. /
SCENA I
/ Saladyn i Sittah grają w szachy. /
SITTAH
Co, Saladynie, jak grasz dzisiaj?
SALADYN
Słabo?
Sądziłem jednak…
SITTAH
Grasz na moją korzyść…
To posunięcie trzeba cofnąć…
SALADYN
Czemu?
SITTAH
Konik odkryty.
SALADYN
Prawda, więc tak.
SITTAH
W takim
Razie uciekam.
SALADYN
Dobrze. Szach!
SITTAH
Na cóż to
Przydało ci się? Dość mi się zastawić,
I wszystko jest, jak było.
SALADYN
Z tej zasadzki
Nie uda mi się widać wyjść bezkarnie!
Chcesz, to weź konia.
SITTAH
Nie chcę go. Przechodzę.
SALADYN
Nie chcesz ustąpić. Na tym stanowisku
Więcej zależy ci, niż na koniku.
SITTAH
Może.
SALADYN
Lecz nie ciesz się przedwcześnie. Oto
Coś, czego pewnie się nie spodziewałaś.
SITTAH
W istocie, że nie. Jakżem się spodziewać
Mogła, że pragniesz pozbyć się królowej?
SALADYN
Mojej królowej?
SITTAH
Widzę ja to dobrze,
Że wygrać muszę dziś bezwarunkowo
Tysiąc denarów.
SALADYN
Jak to?
SITTAH
Bo usilnie
Starasz się przegrać… Lecz ja tracę na tym
Podwójnie. Najprzód, taka gra nie bawi,
A przy tym z tobą, gdybym mogła przegrać,
To bym wygrała więcej, bo masz zwyczaj
W dwójnasób, kiedy przegram, na pociechę
Obdarowywać mnie…
SALADYN
Więc miałbym prawo
Myśleć, siostrzyczko, że i ty usilnie
Starasz się przegrać?
SITTAH
Bądź co bądź, mój bracie,
Ta szczodrobliwość twoja jest powodem,
Że nigdy lepiej grać się nie nauczę.
SALADYN
No, grajmy tylko dalej! Skończ raz wreszcie!
SITTAH
Tak posunąłeś? Dobrze! Szach podwójny!
SALADYN
Prawda! Takiego szachu nie spostrzegłem,
Co by zabierał i królową razem.
SITTAH
Pomyśl, czy nie ma na to rady?
SALADYN
Nie ma.
Zabierz królową! Nie mam nigdy szczęścia
Do niej.
SITTAH
Czy w szachach tylko?
SALADYN
Precz z nią! Szkoda
Niewielka! Jestem znowu zasłonięty.
SITTAH
/ nie biorąc /
Brat mój nauczył mnie, że się królowym
Grzeczność należy.
SALADYN
Bierzesz, czy nie bierzesz,
Nie mam królowej..
SITTAH
Po co brać?… Szach!
SALADYN
Dalej!
SITTAH
Jeszcze szach!… jeszcze!… jeszcze!… i raz jeszcze!…
SALADYN
I mat!…
SITTAH
Bynajmniej. Możesz się konikiem
Zastawić, albo czym chcesz, choć to zresztą
Jest wszystko jedno.
SALADYN
Prawda!… Więc wygrałaś,
Hafi zapłaci. Trzeba zaraz posłać
Po niego. Miałaś słuszność. Myśli moje
Nie przy grze były, byłem roztargniony,
Sitto, a przy tym, po cóż wciąż nam dają
Te gładkie szachy, które nie przywodzą
Na myśl niczego? Czyż z imanem grałem?
Ale cóż znowu!… Chciałbym mą porażkę
Czymś bądź osłonić.. — Nie bezkształtność figur
Spowodowała mą porażkę, Sitto,
Ale twa sztuka, wzrok spokojny, bystry…
SITTAH
Te słowa również mają słodzić przykrość
Przegranej… Dosyć… Byłeś roztargniony
Bardziej ode mnie…
SALADYN
Co? Cóż twą uwagę
Mogło rozpraszać?
SITTAH
Nie twe roztargnienie
Zapewne. Kiedyż będziem znów, mój bracie,
Grali tak pilnie, jak bywało dawniej!
SALADYN
Tym chętniej wówczas będziem grali!… Myślisz,
Że wybuch wojny nam przeszkodzi?… Trudno!
Cóż na to począć? Ja jej nie zaczynam!
Chętnie na dłuższy rozejm bym pozwolił,
I chętnie Sicie mojej dałbym męża,
Dobrego męża, który byłby bratem
Ryszarda, jego bratem…
SITTAH
Zawsze chwalisz
Twego Ryszarda!
SALADYN
Gdyby brat nasz, Malek,
Siostrę Ryszarda pojąć mógł za żonę,
Jakąż rodziną bylibyśmy razem!
Najpierwszą z pierwszych! Słyszysz, że i sobie
Nie szczędzę pochwał… Mam się za godnego
Moich przyjaciół… Takie związki, to by
Wydały ludzi!…
SITTAH
Z pięknych twoich marzeń
Śmiałam się tylko!… Nie znasz chrześcian, bracie…
Nie chcesz ich poznać… Nie to jest ich dumą,
Żeby być ludźmi… oni chrześcianami
Pragną być tylko, i to co im podał
Twórca ich wiary, pełnią nie dlatego,
Że to jest ludzkim, ale że tak uczył
I że tak robił Chrystus. Szczęście dla nich,
Że to był człowiek dobry… Szczęście dla nich,
Że cnoty jego mogą naśladować
Na ślepo… Ale czyliż jego cnoty?…
Nie! Ich zadaniem głosić jego imię;
Ono ma zaćmić i pochłonąć wszystkie
Imiona ludzi dobrych. O to tylko,
O imię tylko idzie im…
SALADYN
Inaczej,
Czyliż byliby chcieli od was, byście
Ty wraz z Melekiem odmienili wiarę,
Nim was małżeństwo z chrześcianami złączy?
To chcesz powiedzieć?
SITTAH
Tak jest! Jakby miłość,
Którą Stworzyciel łączy męża z żoną,
Było wyłącznym chrześcian przywilejem.
SALADYN
Chrześcianie wierzą w płonnych rzeczy tyle,
Że i w to mogliby uwierzyć. Ale
Mylisz się, siostro. Templariusze tylko,
A nie chrześcianie winni są w tym względzie,
I tylko jako templariusze, nie zaś
Jako chrześcianie. Tylko z ich przyczyny
Rzecz ta nie mogła przyjść do skutku. Oni
Nie chcieli za nic puścić z rąk swych Akry,
Którą Ryszarda siostra Melekowi,
Bratu naszemu, miała wnieść w posagu.
Oni to głupich udawali mnichów,
Aby zatrzymać gród zdobyty w wojnie;
Oni pośpiesznie skorzystali z chwili,
Zaledwie rozejm zdążył dojść do kresu…
I owszem! Dobrze! Dalej, tylko dalej!
Nic przeciw temu nie mam! Wszystko zresztą
Stało się, jak się stać musiało.
SITTAH
Zatem
W czymże się mylę? Cóż, jeżeli nie to,
Swobodę myśli dzisiaj ci odjęło?
SALADYN
To, co jedynie odjąć mi ją może.
Niedawno byłem na Libanie, siostro,
U ojca… walczy z ciągłym brakiem…
SITTAH
Biada!
SALADYN
Nie może wybrnąć… potrzeb tyle… wszędzie
Brak…
SITTAH
Czego braknie?
SALADYN
Czego braknie? Tego,
Czemu nie warto nawet dać nazwiska,
Co, gdy posiadam, zda mi się zbytecznym,
A kiedy nie mam, nieodzownym. Gdzież jest
Al-Hafi? Gdzie jest? Czyli już posłano
Po niego? Czego braknie? Tych przeklętych
Nędznych pieniędzy!… Ach! Al-Hafi, dobrze,
Żeś przyszedł!
/ Wchodzi Al-Hafi. /
SCENA II
/ Ciż sami, Derwisz. /
DERWISZ
Pewno przyszły już pieniądze
Z Egiptu? Czy też jest ich aby dużo?
SALADYN
Więc masz wiadomość?
AL-HAFI
Ja? Ja nie. Myślałem,
Że tu odebrać je mam.
SALADYN
Wypłać Sicie
Tysiąc denarów!
/ Przechadza się w zamyśleniu. /
AL-HAFI
Wypłać, zamiast odbierz!
To mniej podobno, niż nic! Mam je Sicie
Wypłacić? Znowu Sicie? To przegrana?
Znowu przegrana w szachy!… Prawda, stoją
Jeszcze…
SITTAH
Zazdrościsz mego szczęścia?
AL-HAFI
/ patrząc na szachownicę /
Czego
Zazdrościć, skoro… wiecie dobrze…
SITTAH
/ dając mu znak /
Hafi!
Pst! Cicho!
AL-HAFI
/ jak wyżej /
Sami go zazdrośćcie sobie!
SITTAH
Pst! Pst! Al-Hafi!
AL-HAFI
/ do Sitty /
Graliście białymi?
Tu szach daliście?
SITTAH
Szczęście, że nie słyszy.
AL-HAFI
Teraz posuwa on?
SITTAH
/ zblizając się do niego /
Powiedzże przecież,
Że mi pieniądze dasz?…
AL-HAFI
/ ciągle wpatrzony w grę /
Tak je weźmiecie,
Jak je braliście zawsze!
SITTAH
Czyś szalony!
AL-HAFI
Gra nie skończona jeszcze, Saladynie!
To nie przegrana partia!
SALADYN
/ nie słuchając uważnie /
Dość, dość, zapłać!
AL-HAFI
Zapłać! Królowa przecież wasza stoi!
SALADYN
/ jak wyżej. /
To nic; nie wchodzi do gry.
SITTAH
/ na stronie, do Al-Hafiego /
Dajże pokój!
Powiedz, że dasz mi zaraz te pieniądze…
AL-HAFI
/ coraz bardziej zapatrzony w szachy. /
Tak, jak wam zawsze daję… naturalnie!…
Choćby królowej w partii tej nie było,
To jeszcze nie mat.
SALADYN
/ zbliża się i przewraca szachy. /
Mat. Tak chcę i basta!
AL-HAFI
Taka wygrana, jaka gra! Zapłaty
Tak się dopełni, jak wygrano.
SALADYN
/ do Sitty. /
Cóż to?
Co on powiada?
SITTAH
/ dając co chwila znaki Hafiemu /
Czyż go nie znasz, bracie?
Bywa upartym, pragnie być proszonym;
Zazdrosny nawet trochę.
SALADYN
Względem ciebie?
Względem mej siostry? Co ja słyszę, Hafi?
Jesteś zazdrosny? Ty?
AL-HAFI
A może! może!
Pragnąłbym mieć jej rozum, i jak ona
Być dobrym.
SITTAH
Dotąd zawsze sprawiedliwie
Płacił mi, zatem teraz też zapłaci.
Przestańmy o tym mówić. Idź, Al-Hafi,
Odejdź! Ja wkrótce przyślę po pieniądze.
AL-HAFI
O nie! Już dłużej łudzić go nie będę,
Niech raz wie prawdę.
SALADYN
Jaką? Kto?…
SITTAH
Al-Hafi!
Przyrzekłeś przecież! Tak mi dotrzymujesz
Słowa?
AL-HAFI
Czyż mogłem myśleć, że to zajdzie
Aż tak daleko?
SALADYN
No! Niech raz się dowiem!
SITTAH
Al-Hafi, proszę, miej wzgląd…
SALADYN
Rzecz w istocie
Dziwna! I cóż to może być takiego,
W czym Sittah woli ufać derwiszowi,
Obcemu, niżli bratu?… Rozkazuję
Tobie, Al-Hafi! Mów, derwiszu…
SITTAH
Bracie,
Nie chciej w szczegóły wchodzić, bo nie warte
Tego zupełnie. Wiesz, że wiele razy
Podobną sumę wygrywałam w szachy
Od ciebie, a że nie są mi potrzebne
Pieniądze, w kasie zaś Al-Hafi nie ma
Ich nazbyt wiele, więc te należności
Są w zawieszeniu… Nie bój się jednakże;
Nie myślę wcale robić z nich podarku
Tobie, Hafiemu, ani kssie…
AL-HAFI
Prawda!
Lecz czyż to tylko to?…
SITTAH
Są jeszcze jakieś
W takim rodzaju kwoty. Pensji, którą
Mi wyznaczyłeś, od miesięcy kilku
Nie pobierałam…
AL-HAFI
To nie wszystko jeszcze.
SALADYN
Jeszcze nie wszystko, co ty mówisz?…
AL-HAFI
Odkąd
Czekamy próżno na należne sumy
Z Egiptu… ona…
SITTAH
/ do Saladyna. /
Po co tego słuchać?
AL-HAFI
Nie tylko, że nic wziąć nie chciała…
SALADYN
Dobra
Dziewczyna! Ale to, co miała, wniosła
Do kasy… Prawda?
AL-HAFI
Tak, utrzymywała
Cały dwór, wszystkie koszta ponosiła!
SALADYN
Ha! To jest moja siostra!
/ Ściska ją. /
SITTAH
Któż uczynił
Mnie tak bogatą, żem to zrobić mogła,
Jeżeli nie ty, bracie?
AL-HAFI
Toteż wkrótce
Brat ten ją zrobi biedną, jak sam biedny.
SALADYN
Ja biedny? Brat jej biedny? Kiedyż miałem
Mniej albo więcej nad miecz jeden, suknię
Jednę, jednego konia i jednego
Boga? I czegóż więcej mi potrzeba?
I kiedyż tego może mi zabraknąć?
Toteż, Al-Hafi, winien bym cię zgromić…
SITTAH
Nie łaj go, bracie… Gdybym tak i ojcu
Naszemu ulżyć mogła w jego troskach…
SALADYN
Ach! Znów odpędzasz myśl swobodną… Mnie tu
Niczego nie brak i nie może braknąć,
Lecz braknie jemu, a przez niego braknie
Nam wszystkim… Mówcie, co tu począć?… Sumy
Z Egiptu może nie nadejdą prędko…
Co jest powodem tego, Bóg wie. Przecież
Jeszcze tam spokój trwa niezamącony…
Uszczuplić, ująć, zaoszczędzić rad bym,
Byleby tylko mnie się to tyczyło,
A inni na tym nie cierpieli… Ale
Cóż począć?… Przecież konia, miecz i szatę
Mieć muszę… Trudno także utargować
Coś z tej daniny, jaką składam Bogu,
Który się zresztą zadawalnia małym,
Bo sercem moim… Więc na zapas w kasie
Twojej, Al-Hafi, wiele rachowałem.
AL-HAFI
Na zapas w kasie?… Chciejcie mi powiedzieć,
Czy nie kazalibyście mnie zadusić,
Albo też zakłuć, gdyby się wydało,
Że mam zapasy? Na niedobór prędzej
Odważyłbym się!
SALADYN
Lecz cóż zrobim teraz?
Czyż niepodobna było u nikogo
Wprzód się zadłużyć, niż u Sitty?
SITTAH
Czyliż
Dałabym sobie wydrzeć to pierwszeństwo,
Bracie? I teraz jeszcze o nie stoję!
Całkiem ubogą nie zostałam jeszcze…
SALADYN
Całkiem ubogą? Tego brakowało!
Idź zaraz, Hafi, bierz skąd się da, pożycz
Skąd będzie można i jak będzie można…
Przyrzecz, obiecuj! Tylko nie pożyczaj
Od takich, którzy mnie bogactwo swoje
Winni… Pożyczka u nich zaciągnięta
Mogłaby zdawać się żądaniem zwrotu…
Idź do najskąpszych… Tacy mi najchętniej
Pożyczą, wiedzą bowiem, jak sowicie
Pieniądz się u mnie procentuje.
AL-HAFI
Takich
Nie znam.
SITTAH
Przychodzi mi na myśl, że właśnie
Wrócił przyjaciel twój.
AL-HAFI
/ zdziwiony. /
Co? Mój przyjaciel?
Któż to?
SITTAH
Żyd pewien, wielce szanowany.
AL-HAFI
Żyd szanowany wielce i przeze mnie?
SITTAH
Któremu Bóg dał… mam jeszcze w pamięci
Własne twe słowa… który z ręki Boga
Posiadł ze wszystkich ziemskich dóbr najmniejsze,
Oraz największe w szczodrobliwym dziale.
AL-HAFI
Tak powiedziałem? A cóż rozumiałem
Przez to?
SITTAH
Najmniejsze dobro to bogactwo,
Największe: mądrość.
AL-HAFI
Co? o jakimś Żydzie,
O Żydzie tak się wyraziłem?
SITTAH
Czyliż
Nie powiedziałeś tego o Natanie?
AL-HAFI
Ach! Tak! Tak! O tym! O nim! O Natanie!
Na myśl nie przyszło mi od razu!… Prawda!
Ą więc powrócił!… No, z nim tam zapewne
Źle nie jest… Prawda! Ma u swego ludu
Nazwisko mędrca i bogacza!…
SITTAH
Teraz
Bardziej niż kiedy może być nazwany
Bogaczem. Całe miasto brzmi rozgłosem,
Jakie klejnoty, jakie skarby przywiózł.
AL-HAFI
No, jeśli bogacz wrócił, to i mędrzec
Wrócił zapewne.
SITTAH
Cóż Al-Hafi? Gdybyś
Poszedł do niego?
AL-HAFI
Po cóż mam iść? po co? …
Nie po pożyczkę przecież… Nie! Znam ja go
Dobrze… Pożyczyć?… On pożyczyć miałby?…
Mądrością jego właśnie jest, że nigdy
Nic nie pożycza.
SITTAH
Kiedyś wcale inny
Dałeś mi jego obraz…
AL-HAFI
W konieczności
Zakredytuje towar, lecz pieniędzy,
Pieniędzy nigdy nie pożyczy. Zresztą
Jest to Żyd taki, jakich nie ma wielu:
Rozumny, umie żyć, gra dobrze w szachy.
Lecz w złym odmienny jest tak, jak i w dobrym
Od innych Żydów… Liczyć nań nie można.
Ubogim daje, daje na przekorę
Saladynowi… może nie tak wiele
Jak on, lecz jak on szczerze, bez wglądania
W powody nędzy. Żyd czy muzułmanin,
Pers czy chrześcianin, to dla niego jedno…
SITTAH
I taki człowiek…
SALADYN
Jakże się to stało,
Że o nim dotąd nie słyszałem?
SITTAH
Ten by
Nie chciał pożyczki dać Saladynowi,
Saladynowi, co jej chce dla drugich,
A nie dla siebie?…
AL-HAFI
W tym się okazuje
Znów Żydem, zwykłym Żydem! Wierzcie, jest
Kiedy o datek idzie, tak zazdrosny,
Że chciałby wszystkie: „Niechaj Bóg zapłaci”
Jakie wymawia kto bądź w świecie całym,
Zabrać na własność swoją. Nie pożycza
Nikomu, żeby mógł obdarzać zawsze.
Ponieważ zakon litość mu nakazał,
A nie nakazał oddawania usług
Tym, co litości nie żądają, przeto
Litość nad nędzą sprawia, że ten człowiek
Do usług możnym wcale nie jest skłonny.
Jestem ja wprawdzie trochę poróżniony
Z nim od dość dawna, lecz nie sądźcie, żebym
Nie chciał mu przyznać, co należy. Jest on
Najlepszy w świecie do wszystkiego, tylko
Do tego wcale nie… Gdzie indziej pójdę
Szukać pomocy… Przypominam sobie,
Że jest tu Murzyn jeden, wielki bogacz,
I skąpiec wielki… Idę!
SITTAH
Po cóż śpieszysz
Tak bardzo, Hafi?…
SALADYN
Pozwól mu, niech idzie.
/ Al-Hafi wychodzi. /
SCENA III
/ Sittah, Saladyn. /
SITTAH
Odszedł, jak gdyby wymknąć się chciał tylko.
Co to jest? Czyliż on by się tak na nim
Oszukał, czy też chciałby nas oszukać?
SALADYN
Co? O co pytasz? Nie wiem prawie, o kim
Mówiliście. Ja słyszę o tym Żydzie,
O tym Natanie, dzisiaj po raz pierwszy.
SITTAH
Czyż to podobna, by ci był nieznanym
Człowiek, o którym mówią, że Dawida
I Salomona odkrył grób? Że odgadł
Potężne słowo, którym ich pieczęcie
Otwierać można, i że stamtąd skarby
Nieprzeliczone czerpie.
SALADYN
Jeśli skarby
Jego w istocie z grobów są czerpane,
To nie Salomon ani Dawid leżą
W tych grobach, ale głupcy.
SITTAH
Albo łotry!…
Toteż obfitsze bogactw jego źródło
Niż groby pełne złota.
SALADYN
Jak słyszałem,
Jest kupcem.
SITTAH
Tak jest. Juczne ciężarami
Wielbłądy jego są na wszystkich drogach,
I przez pustynie ciągną, a okręty
Jego do wszystkich zawijają portów.
Mówił mi o tym kiedyś sam Al-Hafi,
I z zachwyceniem opowiadał, jak on
Szlachetnie, zacnie użytkuje z skarbów,
Które tak pilnie stara się gromadzić.
Dodawał, jak jest wolnym od przesądów
Duch jego, jak jest serce jego pełne
Cnót wszelkich, które z pięknem chodzą w parze.
SALADYN
A teraz o nim mówił tak niepewnie,
Tak zimno…
SITTAH
Nie tak zimno! Mówił, jakby
Sądził, że chwalić go jest niebezpiecznie,
A ganić nie jest sprawiedliwie… Jak to?
Więc i najlepszy pośród swego ludu
Musiałby takim być, jak ten lud cały,
Tak, że Al-Hafi musiałby się wstydzić
Jego przyjaźni w pewnym względzie? Zresztą
Żyd ten wystarczy nam, choćby był Żydem
Mniej albo więcej.
SALADYN
Nie chciałabyś przecież,
Żeby mu gwałtem zabrać jego własność?
SITTAH
Co zowiesz gwałtem? Ogień? Miecz? Tych środków
Nie radzę wcale. Trzebaż innej broni
Na słabych, jak ich słabość? Chodź tymczasem
Ze mną na chwilę do haremu mego,
Posłuchać śpiewu nowej niewolnicy,
Którą kupiłam wczoraj. Przez tę chwilę
Dojrzeje może w mojej głowie projekt,
Który powzięłam względem niego. Chodźmy!
/ Wychodzą. /
/ Zmiana. Miejsce przed domem Natana, dotykające ustroni pod palmami. /
SCENA IV
/ Recha i Natan wychodzą z domu; później Daja. /
RECHA
Bardzoś się spóźnił, ojcze. Już go może
Nie będzie można zastać tutaj.
NATAN
No, no!
Jeśli nie znajdę go tu pod palmami,
Znajdę gdzie indziej… Bądź spokojną… Widzisz!
Daja się zbliża do nas!
RECHA
Niezawodnie
Zgubiła jego ślad.
NATAN
To być nie może.
RECHA
W przeciwnym razie szłaby prędzej.
NATAN
Jeszcze
Nas nie spostrzegła pewno.
RECHA
Teraz widzi,
Że tu jesteśmy.
NATAN
I przyśpiesza kroku;
Patrz!… bądź spokojną, bądź spokojną!…
RECHA
Czyliż
Chciałbyś mieć córkę, która by w tej chwili
Była spokojną, nie myślała o tym,
Któremu winna życie, drogie dla niej
Najwięcej przez to, że je ma od ciebie?
NATAN
Nie chcę, byś inną była, niżli jesteś,
Chociażbym wiedział, że się w twojej duszy
I co innego jeszcze budzi…
RECHA
Cóżby,
Mój ojcze?
NATAN
Pytasz? Pytasz tak nieśmiało?
Mnie? Wszystko, co się dzieje w twoim łonie,
Jest niewinnością i przyrody prawem;
Niech cię nie trwoży więc, jak mnie nie trwoży.
Ale mi przyrzecz, że gdy się wyraźniej
Ozwie twe serce, kryć nie będziesz życzeń
Swoich przede mną.
RECHA
Na myśl, że przed tobą
Mogłabym taić… drżę.
NATAN
Dość teraz o tym!
Układ zawarty raz na zawsze… Oto
Daja!… Cóż?
DAJA
Chodzi jeszcze pod palmami,
I wkrótce przy tym murze się ukaże…
Patrzcie, nadchodzi!
RECHA
Zdaje się rozważać,
Dokąd iść: naprzód? Czy też nazad? W prawo?
Czy w lewo?
DAJA
Nie, nie! On tą właśnie drogą
Koło klasztoru chodzi częściej, zatem
Będzie przechodził tędy… Zakład!…
RECHA
Prawda!
Więc rozmawiałaś z nim? I cóż? Cóż dzisiaj?
DAJA
Taki jak zawsze.
NATAN
Więc ustąpcie, żeby
Was tu nie spostrzegł, albo lepiej wróćcie
Do domu!
RECHA
Chwilkę jeszcze!… Ach! Te krzaki!
Kradną mi widok jego! …
DAJA
Chodźmy, Recho!
Ojciec ma słuszność; gdyby cię tu spostrzegł,
Gotów by wrócić zaraz!
RECHA
Ach! Te krzaki!
NATAN
Kryją go, ale, skoro je wyminie,
Spostrzec was musi… Idźcie!
DAJA
Chodź więc, Recho.
Przez okno będziesz mogła go zobaczyć.
RECHA
Doprawdy?
/ Wchodzą do domu. /
SCENA V
/ Natan, później Templariusz. /
Natan
/ sam. /
Prawie że się lękać muszę
Tego dziwaka. Wobec tej surowej
Zacności czuję, żem zapomnieć gotów
Języka. Jest to rzecz szczególna, żeby
Mógł się tak mięszać człowiek przed człowiekiem! …
Ha! Idzie!… Boże!… Młodzian ten wygląda
Na męża… Dobrze wróży ten wzrok śmiały
I ten chód pewny. Może to łupina
Gorzką jest tylko, a nie ziarno samo!…
Gdziem ja mógł widzieć taką twarz?… Wybaczcie,
Szlachetny Franku…
TEMPLARIUSZ
Co?
NATAN
Wybaczcie!
TEMPLARIUSZ
Czego?…
Czego chcesz, Żydzie?
NATAN
Że śmiem kilku słowy
Do was przemówić.
TEMPLARIUSZ
Czyż zabronić mogę?…
Lecz mówcie krótko.
NATAN
Raczcie mi wybaczyć…
Nie wymijajcie pogardliwie tego,
Co wam na wieki winien wdzięczność.
TEMPLARIUSZ
Jak to?
Ach! Odgaduję!… Prawda? Wy jesteście…
NATAN
Zowię się Natan, jestem tej dziewczyny,
Przez was z pożaru ocalonej, ojcem,
I chcę…
TEMPLARIUSZ
Dziękować?… To zbyteczne!… Dosyć,
Za wiele nawet dzięków znieść musiałem
Za tę drobnostkę. Zresztą, nie jesteście
Żadnej wdzięczności winni mi. Czym wiedział,
Że ta dziewczyna była córką waszą?
Jest obowiązkiem templariuszów śpieszyć
Z pomocą wszystkim bez różnicy, których
W nieszczęściu widzą. Życie dla mnie było
Ciężarem wówczas; chętnie, bardzo chętnie
Okoliczności się chwyciłem, w której
Za inne dać je mogłem, choćby tylko
Za życie jakiejś tam Żydówki.
NATAN
Wielkie,
Ale potworne słowa! Lecz to łatwo
Zrozumieć… Skromność każe się wielkości
Kryć za potworność, aby uniknęła
Podziwu. Jeśli jednak pogardzacie
Podziwem, raczcie odpowiedzieć, jaka
Dań mniej byłaby dla was wstrętną? Zacny
Rycerzu, obcym tu jesteście, oraz
Jesteście jeńcem; tylko to jedynie
Daje mi śmiałość spytać, czym wam mógłbym
Usłużyć?
TEMPLARIUSZ
Niczym.
NATAN
Jestem bogacz.
TEMPLARIUSZ
W moim
Pojęciu nie był nigdy Żyd bogaty
Lepszym od innych Żydów.
NATAN
Czemuż jednak
Nie mógłby służyć wam, pomimo tego
Tym, co lepszego ma — bogactwem swoim?
TEMPLARIUSZ
I owszem, tego nie chcę się zarzekać,
Ze względu na mój płaszcz. Gdy mi się zniszczy,
Spruje, rozpadnie w szmaty, przyjdę do was
Pożyczyć sobie sukna lub pieniędzy
Na nowy! Tylko niech to was nie trwoży,
Nie spoglądajcie na mnie tak ponuro!
Jeszcze do tego dość daleko, patrzcie!
Jeszcze wygląda jako tako, chociaż
Róg jeden brzydko ma splamiony. Jest to
Przypalenizna, ślad pożaru, w którym
Wyratowałem waszą córkę.
NATAN
Przecież
Rzecz to szczególna, że ta brzydka plama
Lepsze świadectwo daje człowiekowi
Niż jego własne usta. Ucałować
Chciałbym tę plamę… Ach! Wybaczcie, panie,
To mimo woli…
TEMPLARIUSZ
Co?
NATAN
Łza nań kapnęła.
TEMPLARIUSZ
Nie szkodzi to, nie jest on po raz pierwszy
Skropionym.
/ na stronie /
Żyd ten wkrótce mnie zwycięży.
NATAN
Szlachetny panie! Czy nie pozwolicie
Płaszcz ten na chwilę posłać do mej córki?
TEMPLARIUSZ
Po co?
NATAN
By mogła usta do tej plamy
Przycisnąć, skoro nadaremnie pragnie
Kolana wasze oblać łzami…
TEMPLARIUSZ
Ależ…
Żydzie… więc imię wasze Natan… zatem…
Natanie… silnych słów umiecie użyć!
Mięsza mnie mowa wasza… zresztą… byłbym…
NATAN
Kryjcie swe myśli, jak wam się podoba,
Ja was odgadnę pod wszelaką maską…
Jesteście nazbyt prawym, nazbyt zacnym,
Abyście mogli być grzeczniejszym, panie.
Uczucie tylko mówi przez dziewczynę,
A przez służącą posłuszeństwo; ojciec
Wyjechał z domu… o jej dobre imię
Szło wam, chcieliście uciec od pokusy,
Ujść, byle tylko nie zwyciężyć. Dzięki
I za to składam wam…
TEMPLARIUSZ
Przyznaję, wiecie,
Jak templariusze myśleć winni.
NATAN
Jak to?
Więc templariusze tylko?… i „powinni”? …
Tylko „powinni”, bo im tak kazały
Prawa zakonu? Ja wiem tylko, jakie
Są myśli ludzi dobrych, wiem też o tym,
Że wszystkie kraje dobrych ludzi rodzą.
TEMPLARIUSZ
Którzy się jednak, sądzę, różnią trochę.
NATAN
Tak, barwą twarzy, szatą i postacią,
I że ich w jednym więcej, mniej zaś bywa
W innym narodzie. O! W tej mierze niezbyt
Różnica znaczna. Wielkim mężom, prawda,
Jak wielkim drzewom, trzeba miejsca wiele,
A gdy ich kilka obok siebie stanie,
Łamią gałęzie sobie wzajem. Za to
Średnio poczciwych znajdziem wszędzie wielu.
Niech tylko jeden drugim nie pogardza,
Niech tylko zgodnie obok siebie żyją,
Niech tylko szczytom drzewa się nie zdaje,
Że nie wyrosły, jak pień, z łona ziemi.
TEMPLARIUSZ
Dobrze mówicie! Znam jednakże naród,
Który okazał pierwszy tę pogardę
Innym. Czy wiecie, który ród, Natanie,
Najpierwszy nazwał się wybranym? Czyliż
Nie miałbym prawa za tę jego dumę
Odpłacać wzgardą albo nienawiścią?
Za ową dumę, co uważa tylko
Swojego Boga za prawego Boga?
Dumę, przejętą później po tym ludzie
W spadku przez chrześcian oraz muzułmanów?…
Dziwi was, że tak mówię, ja, templariusz,
Ja chrześcijanin? Ale gdzież szkaradniej
Niż tu objawia się ten religijny
Obłęd, co pragnie mieć lepszego Boga,
I tego Boga wszystkim chce narzucić?…
Jeżeli komu tu nie spadnie łuszczka
Z oczu… Lecz co tam! Kto chce zostać ślepym,
Niech będzie ślepym… Zapomnijcie o tym,
Co powiedziałem… Idźcie!
/ Chce odejść. /
NATAN
Ha! Nie wiecie,
Że mnie te wasze słowa pociągają
Tym bardziej ku wam… Darmo! My musimy
Być przyjaciółmi, tak! Musimy!… Gardźcie
Narodem moim, jak wam się podoba!…
Czyżeśmy sobie naród wybierali?
Czyż my a naród nasz jesteśmy jedno?
Cóż to jest naród? Żyd lub chrześcijanin,
Czyż wprzód był Żydem lub chrześcijaninem,
Niżli człowiekiem? Ach! Gdy w was człowieka
Znajduję, dość mi, że się zwę człowiekiem.
TEMPLARIUSZ
Na Boga, słuszność macie, macie słuszność,
Natanie! Dajcie rękę! Wstyd mi teraz,
Że się przez chwilę na was nie poznałem.
NATAN
A mnie to dumnym czyni, bo od razu
Poznać się tylko daje pospolitość.
TEMPLARIUSZ
Za to w pamięci pozostaje wiecznie
To, co niezwykłe. Tak, tak, przyjaciółmi
Zostać musimy.
NATAN
Już jesteśmy. Z jakąż
Radością Recha przyjmie tę wiadomość!…
Ach! Jak urocza przyszłość w oddaleniu
Przed moim wzrokiem się rysuje!… Najprzód
Musicie poznać Rechę.
TEMPLARIUSZ
Najgoręcej
Chcę tego… Któż to wybiegł od was z domu?
Czy Daja?
NATAN
Tak jest. Przestraszona.
TEMPLARIUSZ
Czyżby
Naszej się Resze stało co?
/ Daja zbliża się spiesznie. /
SCENA IV
/ Ciż sami, Daja. /
DAJA
Natanie!
Natanie!
NATAN
Cóż tam?
DAJA
Chciejcie mi wybaczyć,
Zacny rycerzu, że wam przerwać muszę!
NATAN
Cóż tam?
TEMPLARIUSZ
Cóż zaszło?
DAJA
Sułtan przysłał, sułtan
Chce z wami mówić. Boże! Sułtan!
NATAN
Ze mną?
Saladyn?… Pewno chce zobaczyć rzeczy,
Które przywiozłem. Powiedz, że dotychcżas
Wszystko to prawie nierozpakowane.
DAJA
Nie, nie, nic widzieć nie chce, tylko z wami
Chce mówić, prędko, jak najprędzej!
NATAN
Przyjdę;
Idź, powiedz!
DAJA
Raczcie nam wybaczyć, gniewny
Rycerzu! Boże! Myśmy tak strwożone!…
Czego chcieć może sułtan?…
NATAN
Wnet to będzie
Wiadome… idź już.
/ Daja odchodzi. /
SCENA VII
/ Natan, Templariusz. /
TEMPLARIUSZ
Zatem go nie znacie
Dotąd?
NATAN
Sułtana? Nie, nie unikałem,
Lecz nie szukałem jego znajomości.
Tyle dobrego wieści o nim głoszą,
Żem wolał wierzyć temu, niż się starać
Poznać go. Ale dziś niech sobie wieści
Jakie chcą będą… Skoro wam darował
Życie…
TEMPLARIUSZ
To prawda… Życie, którym żyję,
Jest jego darem.
NATAN
Przez ten czyn podwójnie,
Po trzykroć życiem mnie obdarzył. Przez to
Wszystko się między nim a mną zmieniło,
Jednym tym czynem przykuł mnie na wieki
Do siebie. Czekam tylko, co mi najprzód
Spełnić rozkaże; wszystkom spełnić gotów,
I wyznać przed nim, że to czynię dla was.
TEMPLARIUSZ
Sam mu nie mogłem jeszcze podziękować,
Choć go na drodze spotykałem często.
Widać wrażenie, jakie nań wywarłem,
Jak szybkim było, tak też szybko znikło.
Kto wie, czy jeszcze mnie pamięta. Jednak
Raz jeszcze musi mnie przypomnieć sobie,
Aby rozstrzygnąć o mym losie… Nie dość,
Że z jego tylko woli jestem, żyję,
Lecz czekać muszę, podług czyjej woli
Żyć mi rozkaże.
NATAN
Prawda, tym więc bardziej
Pośpieszać muszę. Może padnie słowo
Z ust jego, które wspomnieć mi pozwoli
O was… pozwólcie i wybaczcie… śpieszę…
Lecz kiedyż w domu naszym was ujrzymy?…
TEMPLARIUSZ
Gdy pozwolicie.
NATAN
Kiedy chcecie?
TEMPLARIUSZ
Zatem
Dziś jeszcze.
NATAN
Jakże imię wasze, jeśli
Zapytać wolno?
TEMPLARIUSZ
Zwę się Kurd von Stauffen…
Kurd…
NATAN
Co? Von Stauffen?… Co? Von Stauffen? Stauffen?
TEMPLARIUSZ
Czy was to dziwi?
NATAN
Kurd von Stauffen!… Inni
Tego nazwiska byli tu…
TEMPLARIUSZ
Tak, było
I legło tutaj z tego rodu kilku…
Mój wuj… mój ojciec raczej… ale czemu
Wzrok tak wlepiacie we mnie?… coraz bardziej…
NATAN
Nic! Nic to! Czyżbym mógł się dość napatrzeć
Na was?…
TEMPLARIUSZ
Więc teraz was opuszczę. Oko
Badacza często dopatruje więcej
Niż pragnął dojrzeć. Niechaj czas powoli,
A nie ciekawość z sobą nas zapozna.
/ Odchodzi. /
NATAN
/ patrząc za nim ze zdziwieniem. /
„Oko badacza dopatruje często
Więcej niż pragnął dojrzeć”! Jakby czytał
W mej duszy… Tak jest… mnie to spotkać może.
Nie tylko Wolfa wzrost, chód Wolfa, ale
I jego głos. Tak… tak zupełnie… tak jest…
Tak samo wstrząsał głową Wolf, tak samo
Wolf nosił miecz swój, Wolf tak samo ręką
Czoło pocierał, żeby wzroku swego
Przyćmić płomienie… Tak głęboko wryte
W pamięć obrazy spać w nas mogą, aż je
Dźwięk jeden, słowo jedno zbudzi! Stauffen!…
Tak niezawodnie… tak jest… Filnek… Stauffen!…
Wkrótce dokładniej wiedzieć będę… wkrótce…
Lecz do sułtana najprzód… Cóż to? Daja
Zagląda tutaj… Chodźże bliżej, Dajo.
SCENA VIII
/ Daja, Natan. /
NATAN
Cóż tam? Ciekawi was obydwie teraz
Zapewne wcale co innego, nie to,
Czego ode mnie sułtan żąda?
DAJA
Czyliż
Można jej za złe brać to?… Zaczęliście
Właśnie rozmawiać z sobą poufalej,
Gdy nas przestraszył w oknie ten sułtański
Posłaniec.
NATAN
Możesz jej powiedzieć tylko,
Że w każdej chwili niechaj się spodziewa
Jego przybycia.
DAJA
Pewno? Pewno?
NATAN
Sądzę,
Że się na ciebie mogę spuścić, Dajo…
Proszę cię, baczną bądź… nie pożałujesz
Tego… sumienie nawet twoje może
Dozna w tym ulgi… Tylko mi nie popsuj
Mych planów, tylko opowiadaj, pytaj
Z wstrzemięźliwością, z oględnością wszelką.
DAJA
Że też wam przyszło na myśl mnie przestrzegać
O tym! Odchodzę. Idźcie też, bo śpieszy
Drugi posłaniec od sułtana, Hafi,
Wasz Derwisz.
/ Odchodzi. /
SCENA IX
/ Natan, Al-Hafi. /
AL-HAFI
Ha! Ha! Znów do was przychodzę!
NATAN
Czyż to tak pilne? Czego chce ode mnie?
AL-HAFI
Kto?
NATAN
Sułtan. Idę, idę.
AL-HAFI
Do sułtana?
NATAN
Więc nie Saladyn przysłał cię tu?
AL-HAFI
Nie on;
Zatem przysyłał już?
NATAN
Przysyłał.
AL-HAFI
Zgadłem.
NATAN
Co? Coś zgadł?
AL-HAFI
Że… że… Jam niewinny temu,
Niewinny temu jestem… Ile mogłem,
Tylem nagadał, tyle nakłamałem,
By to odmienić!
NATAN
Ależ co odmienić?
Coś zgadł?
AL-HAFI
Że teraz wyście defterdarem
Zostali. Bardzo was żałuję, ale
Patrzeć się na to nie chcę. Idę zaraz,
Zaraz odchodzę… Jeśli macie jakie
Dać mi zlecenia, abym je załatwił
W drodze, to proszę. Tylko coś takiego,
Co człowiek nagi wziąć lub spełnić może…
Odchodzę, mówcie prędko.
NATAN
Lecz, Al-Hafi,
Zastanówże się, że o niczym nie wiem…
Co pleciesz?
AL-HAFI
Wszakże worek zabieracie
Ze sobą?
NATAN
Worek?
AL-HAFI
No, tak jest, pieniądze,
Które zaliczyć macie sułtanowi.
NATAN
Więc o to tylko idzie?
AL-HAFI
Ja mam na to
Patrzeć, jak będzie was dzień w dzień obdzierał
Aż do ostatka? Ja mam patrzeć na to,
Jak wciąż rozrzutność będzie pożyczała
Z pełnego śpichrza mądrej przezorności,
Dopóki biedne myszy w tym spichlerzu,
Z głodu nie zginą? Czy wam się wydaje,
Że kto pieniędzy waszych potrzebuje,
Rad waszych słuchać będzie? On, Saladyn,
Rad miałby słuchać? Kiedyż on pozwolił,
By mu radzono? Wystaw sobie tylko,
Natanie, co mnie teraz z nim spotkało!
NATAN
Co?
AL-HAFI
Gdy przyszedłem, właśnie ze swą siostrą
Przestał grać w szachy… Sittah gra dość dobrze,
Lecz partia, którą miał już za przegraną
Saladyn, jeszcze była ustawiona…
Patrzę i widzę, że daleko bardzo
Do mata!…
NATAN
Toż to tryumf był dla ciebie!
AL-HAFI
Dość było na jej szach posunąć króla
W tył, ku pionkowi… Ja bym wam to zaraz
Pokazał…
NATAN
Wierzę i tak.
AL-HAFI
Tym sposobem
Mógłby wyjść z wieżą… chcę mu to powiedzieć,
Wołam go, a on… Wyobraźcie sobie…
NATAN
Innego zdania był?
AL-HAFI
Nie słuchał wcale!
Rozrzucił całą partię!
NATAN
Czy podobna!…
AL-HAFI
I rzekł, że chce mieć mata! Chce mieć mata!
Czyż to jest granie?…
NATAN
Tak, jest to w istocie
Tylko bawienie się grą.
AL-HAFI
Dziurawego
Orzecha taka gra nie warta.
NATAN
Szastać
Pieniędzmi, trwonić, to drobnostka, ale
Ciebie nie słuchać w jednym tylko razie,
W razie tak ważnym ciebie nie wysłuchać,
Bystrości twego oka nie podziwiać,
To, to jest godne zemsty, czy nie prawda?
AL-HAFI
Cóż znów? Powiadam wam to, byście mieli
Jakieś pojęcie o uporze jego…
Słowem, już dłużej wytrwać z nim nie mogę.
Teraz się włóczę po Murzynach brudnych,
I rozpytuję, czyby mu z nich który
Nie chciał pożyczyć. Nigdym u nich żebrać
Nie chciał dla siebie, teraz u nich właśnie
Szukać pożyczki dla innego muszę!
Pożyczać, jest to prawie być żebrakiem,
Tak jak na lichwę dawać, jest kraść prawie.
Tam wpośród moich dawców, nad Gangesem,
Nie będę tego potrzebował, ani
Nie będę innym za narzędzie służył.
Tam nad Gangesem, tylko tam są ludzie!
Tu wy jesteście jednym, który godzien
Żyć nad Gangesem… A więc pójdźcie ze mną
Na łup mu dajcie wszystkie te marności,
O które idzie mu tak bardzo… Troski,
Mozoły wasze raz się skończą… chodźcie!
NATAN
Sądzę, że to nam nie uciecze, Hafi.
Namyśleć mi się pozwól… czekaj…
AL-HAFI
Po co?…
Nad czymś podobnym się nie myśli wcale…
NATAN
Póki nie wrócę od sułtana… póki
Się nie pożegnam…
AL-HAFI
Ten, kto się namyśla,
Szuka powodów niezrobienia czegoś…
Kto nie ma siły zaraz, bez wahania,
Zacząć dla siebie żyć, ten niewolnikiem
Zostanie wiecznie. Bądźcie zdrowi. Żyjcie
Jak sobie chcecie… Tam jest moja droga,
A wasza tutaj…
NATAN
Lecz, Al-Hafi, musisz
Zdać wprzód swój urząd…
AL-HAFI
Ha! Ha! Żarty!… Tego,
Co jest w mej kasie, liczyć nie jest warto…
Zresztą porękę za rachunki moje
Wy dacie albo Sittah! Bądźcie zdrowi…
/ Odchodzi. /
NATAN
Dam ją z ochotą!… Dziki, dobry, zacny…
Jak mam go nazwać… Tak, prawdziwy żebrak
Jeden na świecie jest prawdziwym królem.
/ Odchodzi w inną stronę. /
AKT III
/ W domu Natana. /
SCENA I
/ Recha, Daja. /
RECHA
Jakże się ojciec mój wyraził, Dajo?…
Że „w każdej chwili mogę się spodziewać
Jego przybycia”?… — Ileż chwil jednakże
Już upłynęło!… Ach! i któż by myślał
O upłynionych? … Żyję teraz tylko
Każdą najbliższą chwilą, bo z nich jedna
Ma go sprowadzić tutaj!
DAJA
O przeklęte
To zawezwanie od sułtana! Natan
Byłby go zaraz z sobą przyprowadził.
RECHA
A gdyby teraz przyszedł? Gdyby teraz
W tej chwili z życzeń moich najgorętsze
Się wypełniło?… Cóż stąd? Cóż stąd?…
DAJA
Cóż stąd?…
Sądzę, że także najgorętsze z moich
Życzeń spełniłoby się.
RECHA
Cóż naówczas
W mej piersi zastąpiłoby pragnienie,
Która odwykła czuć się próżną takich
Najwyższych pragnień?… Nie?… Ach! To okropne!…
DAJA
Moje życzenie pragnień już spełnionych
Miejsce obejmie… me życzenia, abym
Mogła cię widzieć w Europie, w rękach,
Które są godne ciebie…
RECHA
Jesteś w błędzie!
Z tejże przyczyny, z której ono twoim,
Życzenie takie moim być nie może.
Ciebie ojczyzna wabi, a mnie moja
Czyżby zatrzymać tutaj nie zdołała?
Czyliżby obraz twoich, w duszy twojej
Przechowywany, miał być potężniejszym
Od wpływu, który na mnie wywierają
Ci, których widzę, słyszę i dotykam?
Moi!…
DAJA
Daremnie pragniesz się upierać!…
Niebo ma swoje niepojęte drogi!
Cóż, jeśli właśnie przez twojego zbawcę
Bóg jego, Bóg ten, za którego walczy,
Powiedzie cię do kraju i do ludu,
Dla których jesteś przeznaczoną?
RECHA
Dajo!
Co ty mi mówisz?… Masz pojęcia jakieś
Dziwne… „Bóg jego, ten Bóg za którego
On walczy”!… Czyliż może Bóg być czyim?
Jaki to byłby Bóg, którego człowiek
Mógłby zwać swoim własnym? Za którego
Trzeba by było walczyć? Skądby człowiek
Wiedział, dla której cząstki tego świata
Jest urodzony, jeżeli nie dla tej,
Na której przyszedł na świat?… Dajo! Dajo!
Gdyby mój ojciec słyszał twoje słowa!…
Co on ci zrobił, że mi zawsze tylko
W dali od niego pokazujesz szczęście?…
Co on ci zrobił, że do ziarn mądrości,
Które tak czyste zasiał w mojej duszy,
Mięszasz tak chętnie chwasty, czy też kwiaty
Swojego kraju?… Dajo! Droga Dajo!
On nie chce twoich kwiatów różnowzorych
Na mojej grządce… A ja wyznać muszę,
Że choćby kwiaty te na mojej grzędzie
Najpiękniej rosły, wycieńczają one
Jej grunt, a czuję się ich słodką wonią
Zbyt odurzoną, upojoną prawie.
Twój umysł do nich nawykł. Nie chcę ganić
Silniejszych nerwów, co ten zapach znoszą,
Lecz mnie nie dawaj ich… Już twym aniołem
Małoś umysłu mi nie obłąkała…
Jeszcze się wstydzę przed mym ojcem tego
Głupstwa!…
DAJA
Tak! Głupstwa!… Jakby rozum zdrowy
Tu tylko znaleźć można!… Głupstwa! Głupstwa!…
Gdybym ja mogła mówić!…
RECHA
Czyż nie możesz? …
Czyżem cię kiedy nie słuchała pilnie,
Gdyś mi o wiary swojej bohaterach
Opowiadała?… Czym nie podziwiała
Ich czynów?… Czylim nad ich cierpieniami
Nie przelewała szczerych łez?… Ta wiara
Nie zdała mi się w nich zbyt bohaterską,
Ale natomiast stała się tym dla mnie
Większą pociechą ta nauka wzniosła,
Że miłość Boga nie zależy wcale
Od błędnych pojęć, jakie o nim mamy…
Kochana Dajo! Ojciec nam tak często
Mówił to! Samaś na to się zgadzała!
Czemuż chcesz burzyć sama, coś z nim razem
Wzniosła?… Nie, Dajo, nie jest to rozmowa
Na chwilę, w której mamy go powitać…
Chociaż… mnie samej… mnie zależy bardzo
Na tym, czy i on… Dajo! Słuchaj! Dajo!
Ktoś idzie… słuchaj!… On… on może!
/ Wchodzi Templariusz, któremu ktoś z zewnątrz drzwi otwiera. /
SCENA II
/ Też same, Templariusz. /
GŁOS ZA DRZWIAMI
Tutaj!
RECHA
/ przestrasza się, po chwili przychodzi do siebie i chce mu upaść do nóg /
To on… mój zbawca! Ach!…
TEMPLARIUSZ
Dla uniknienia
Tego jedynie tu nie przychodziłem
Dotąd… więc…
RECHA
Pragnę tylko u stóp tego
Dumnego męża złożyć dzięki Bogu,
Nie człowiekowi… Człowiek dzięków nie chce…
Nie chce ich tak, jak kubeł wody, który
Także był czynny przy gaszeniu ognia…
Dał się napełnić, wylać, nic nikomu,
Nikt jemu nic nie winien. Tak i człowiek!
Coś go wrzuciło w ogień, ja upadłam
W jego ramiona, niby na płaszcz jego
Iskra, i potem znowu nas oboje
Coś wyrzuciło z ognia. Za cóż tutaj
Dziękować? Wino czasem w Europie
Do jeszcze większych rzeczy jest podnietą,
A templariusze muszą postępować
W ten sposób, muszą, jak psy tresowane,
Dobywać z wody równie jak z płomieni.
TEMPLARIUSZ
/ który podczas tych słów patrzył na nią ze zdziwieniem i niepokojem /
O niedobra Dajo!
Jeśli w przystępie żółci albo troski
Przykrym być mogłem, czyż potrzeba było
Wszystkie te głupstwa, co z języka mego
Spłynęły, do niej tu przynosić?… Dajo!
Była to zemsta zbyt okrutna!… Obyś
Na przyszłość nie tak źle mnie przedstawiała
Przed nią!
DAJA
Rycerzu! Zdaje mi się, że te
Drobne ukłucia nie są zbyt bolesne
Dla was…
RECHA
Co? Jak to? Więc mieliście troski?
I chętniej życie swe składacie innym
W ofierze, niżli swoje troski?
TEMPLARIUSZ
Dziecię!
Urocze dziecię! Dusza ma pomiędzy
Okiem i uchem zda się podzieloną!
Nie! Ro jest nie to dziewczę, nie to, które
Wyniosłem z ognia! Któż by tę dziewczynę
Mógł znać i w płomień za nią nie poskoczył?
Któż byłby czekał na mnie?… Wprawdzie… przestrach…
Odmienia w oczach postać…
/ Chwila milczenia, podczas której wpatruje się w nią w niemym zachwycie. /
RECHA
Ja jednakże
Takim was widzę, jak widziałam wówczas.
/ Po nowej chwili milczenia, mówi dalej, ażeby przerwać jego wpatrywanie się /
Teraz, rycerzu, chciejcie mi powiedzieć,
Gdzieście tak długo byli? Może nawet
Winnabym spytać, gdzie jesteście teraz…
TEMPLARIUSZ
Jestem… tam może, gdziem być nie powinien.
RECHA
A gdzież byliście?… Czy tam także, gdzieście
Być nie powinni?… To niedobrze.
TEMPLARIUSZ
Byłem na… górze… jakże się ta góra
Nazywa? Byłem… byłem na Synaju.
RECHA
Na górze Synaj? … Dobrze! Zatem mogę
Was się zapytać, czyli to jest prawdą…
TEMPLARIUSZ
Co? Co? Czy prawdą jest, że tam dziś jeszcze
Oglądać można owo miejsce, w którym
Mojżesz przed Bogiem stał, gdy…
RECHA
Nie, nie o to
Chciałam was spytać; wiem, że gdzie bądź stanął,
To stał przed Bogiem; ale czy to prawda,
Że nie tak trudno wchodzić na tę górę,
Jak schodzić. Dotąd, ilem gór zwiedziła,
Nie doświadczyłam tego nigdzie jeszcze.
Jakże, rycerzu? Cóż to? Odwracacie
Twarz swą ode mnie? Widzieć mnie nie chcecie?
TEMPLARIUSZ
Bo chcę was słuchać.
RECHA
Bo się ukryć chcecie,
Że was porywa pusty śmiech z dziewczyny,
Która nie umie o tej świętej górze
O coś innego spytać?… Prawdaż?…
TEMPLARIUSZ
Zatem
Znów będę patrzył na was. Co? Lecz teraz
Wy spuszczacie wzrok, i wasze lica
Uśmiech przebiega? Mamże więc dopiero
Z wymowy rysów waszych chcieć to czytać,
Co mi mówicie, tak wyraźnie milcząc?
O Recho! Recho! Jak on słusznie mówił:
„Wprzód ją poznajcie”!
RECHA
Kto tak mówił? O kim?
TEMPLARIUSZ
„Wprzód ją poznajcie”. Tak wasz ojciec do mnie
Powiedział o was!
DAJA
A ja nie mówiłam?
Ja nie mówiłam tego?
TEMPLARIUSZ
Ale gdzież on?
Gdzie jest wasz ojciec? Jeszcze u sułtana?
RECHA
Zapewne.
TEMPLARIUSZ
Jeszcze! Jakąż ja mam pamięć!
Nie, tam tak długo być nie może; pewno
Już oczekuje na mnie pod klasztorem.
Tak się umawiał ze mną przecież… Zatem
Wybaczcie, muszę iść po niego.
DAJA
To już
Należy do mnie… Pozostańcie tutaj,
Rycerzu… Wkrótce razem z nim powrócę.
TEMPLARIUSZ
Nie, nie, on na mnie czeka, a nie na was.
A przy tym może… Któż wie? … u sułtana
Mógłby… Nie znacie Saladyna!… Mógłby…
Wpaść w jakie przykre położenie… Wierzcie,
Niebezpieczeństwo grozi… śpieszyć muszę…
RECHA
Niebezpieczeństwo grozi? Jakie? Komu?
TEMPLARIUSZ
Mnie, wam i jemu, jeśli stąd natychmiast,
Zaraz nie pójdę.
/ Wychodzi. /
SCENA III
/ Recha, Daja. /
RECHA
Co to znaczy, Dajo?
Odszedł tak prędko? Co go wypędziło?
DAJA
Nie obawiajcie się! Nie sądzę, by to
Złym było znakiem.
RECHA
Jest więc znakiem? Czego?
DAJA
Tego, co czuje… wre w nim, lecz się lęka
Wykipieć… Waszym już jest…
RECHA
Jak to, moim?
Ty, jak on także, jesteś niepojętą
Dla mnie.
DAJA
Niedługo wszystkie niepokoje,
Jakich nabawił was, będziecie mogli
Mu odwzajemnić; ale nie należy
Być zbyt surową, mściwą.
RECHA
Sama chyba
Wiesz, o czym mówisz.
DAJA
Czyliż wam już teraz
Spokój nie wrócił?
RECHA
Wrócił, prawda, wrócił.
DAJA
Przyznajcie zatem, że niepokój jego
Radość wam sprawia, i że tylko temu
Niepokojowi spokój wasz winniście.
RECHA
Zupełnie o tym nie wiem. Tyle tylko
Powiedzieć mogę, że się sama dziwię,
Iż po tak strasznej burzy w sercu moim
Tak błogi spokój nagle zapanował.
Jego wzrok, mowa i obejście jego,
Wszystko w nim, tak mnie…
DAJA
Tak was nasyciło?
RECHA
Tego nie powiem, lecz…
DAJA
Lecz głód wasz pierwszy
Zaspokoiło…
RECHA
To już prędzej, jeśli
Tak sądzisz.
DAJA
Sądzić muszę.
RECHA
Drogim zawsze
Będzie on dla mnie i nad życie droższym,
Choć już nie będzie na myśl każdą o nim
Silniej mi biło serce… Lecz co plotę?…
Chodź, droga Dajo, chodź do okna, które
Wychodzi na te palmy…
DAJA
Coś podobno
Nie tak zupełnie jest zaspokojony
Głód pierwszy.
RECHA
Teraz patrzeć chcę na palmy,
A nie na niego tylko pod palmami.
DAJA
Ten chłód gorączkę nową zapowiada.
RECHA
Chłód? Nie ostygłam! Równie chętnie patrzę
Się na to, co spokoju mi nie mąci.
/ Odchodzą. /
/ Zmiana. Sala posłuchalna w pałacu Saladyna. /
SCENA IV
/ Saladyn, Sittah. /
SALADYN
/ wchodząc, mówi we drzwiach /
Tu przyprowadźcie go, gdy przyjdzie. Ale
Coś się nie zdaje śpieszyć…
SITTAH
Może nie był
W domu i trudno było go odszukać.
SALADYN
Oh! Siostro! Siostro!
SITTAH
Zdajesz się być, jakby
Przed rozpoczęciem bitwy.
SALADYN
Na broń taką,
Którą się władać nie uczyłem! Muszę
Udawać, zwodzić, obiecywać!… Kiedyż
W tym się ćwiczyłem, kiedyż próbowałem
Tego?… Dziś muszę czynić to… i po co?
Ażeby dostać garść pieniędzy! Żeby
Trochę pieniędzy dostać z ręki Żyda! …
Pieniędzy!… Takich jestem przymuszony
Chwytać się środków, by zapewnić sobie
Tę najmarniejszą z rzeczy marnych!…
SITTAH
Bracie!
Marności takie mszczą się, jeśli nimi
Zbyt pogardzamy.
SALADYN
Prawda to, niestety!
A jeśli Żyd ten jest w istocie dobrym,
Mądrym człowiekiem, jak go nam opisał
Derwisz?…
SITTAH
O! Wtedy czegóż się obawiać?
Łapki potrzebne są na chytrych tylko,
Na bojaźliwych a przebiegłych Żydów,
Nie na dobrego i mądrego. Taki
Jest nasz, bez łapki. Będzie to przyjemność,
Słuchać takiego słów… czy zechce śmiało
Pozrywać sznurki sieci, czy zamierzy
Zręcznym wybiegiem z niej ci się wyśliznąć?…
Taką przyjemność masz w dodatku.
SALADYN
Prawda;
Rad jestem z takiej sposobności.
SITTAH
Zatem
Nie ma już o co troszczyć się, albowiem,
Jeśli to człowiek taki, jacy zwykle
Bywają Żydzi, czemużbyś się wstydził
Okazać takim, za jakich uważa
On wszystkich ludzi?… Taki by lepszego
Od innych pewno wziął za głupca.
SALADYN
A więc
Musiałbym czynić źle, by nie myśleli
Źle o mnie ludzie źli?
SITTAH
Ba! Jeśli zowiesz
Złem używanie każdej rzeczy w sposób
Dla niej właściwy.
SALADYN
Jak to wy kobiety
Ubrać umiecie wszystko, co do głowy
Wam przyjdzie!
SITTAH
Ubrać!
SALADYN
Ja bo się obchodzić
Z tym, co zręczności albo przebiegłości
Większej wymaga, nie potrafię wcale…
Kruszą się zaraz w mej niezgrabnej dłoni
Podobne rzeczy… Coś takiego trzeba
Z taką zgrabnością wykonywać, z jaką
Jest pomyślane. Ale to już trudno! …
Działam jak umiem… tegom tylko pewny,
Że raczej gorzej mógłbym, niżli lepiej.
SITTAH
Tylkoż o sobie nie wątp. Jam gotowa
Stanąć za ciebie, jeśli mi pozwolisz…
Mężczyzni tacy jak ty, pragną zawsze
Nam okazywać, że jedynie miecz ich
Wywalcza dla nich wyższe stanowisko.
Tak lew się wstydzi walk na podstęp z lisem,
Ale się lisa, nie podstępów wstydzi.
SALADYN
Jak to
Wam by się chciało dowieść, że mężczyźni
Do was podobni! No, idź, idź już, siostro.
Sadzę, że umiem lekcję.
SITTAH
Co? Mam odejść?
SALADYN
Nie myślisz przecież zostać?
SITTAH
Choć nie zostać
Tutaj, przy tobie… lecz w przyległej sali…
SALADYN
Słuchać!… Nie! Nic bym wskórać nie potrafił!
Idź już!… Nadchodzi… tylko nie podsłuchuj!
Ja zajrzę!
/ Sittah odchodzi jednymi drzwiami, jednocześnie drugimi wchodzi Natan. Saladyn siada. /
SCENA V
/ Saladyn, Natan. /
SALADYN
Przystąp bliżej, Żydzie… bliżej…
Tu… Bez obawy…
NATAN
Ta niech twoim wrogom
Zostanie.
SALADYN
Zatem Natan się nazywasz?
NATAN
Tak.
SALADYN
Natan mędrzec?
NATAN
Nie.
SALADYN
Sam siebie, prawda,
Tak nie nazywasz, lecz cię lud tak zowie.
NATAN
Lud, może.
SALADYN
Nie sądź, żebym miał w pogardzie
Głos ludu. Dawnom pragnął poznać męża,
Którego lud zwie mądrym.
NATAN
A jeżeli
Lud przez szyderstwo dał mu to nazwisko?
Jeśli mądrością zwie roztropność zwykłą,
A za roztropnych ma tych, co się znają
Na tym, co korzyść niesie?
SALADYN
Masz na myśli
Korzyść prawdziwą?
NATAN
Nie, bo w takim razie
Najroztropniejszym byłby, kto najchciwszy;
Wtedy w istocie mądrość i roztropność
Byłyby jednym.
SALADYN
Składasz dowód tego,
Czegoś się zaparł. Wiesz, co jest prawdziwą
Korzyścią, której lud zazwyczaj nie zna.
Pragniesz ją poznać, myślisz o niej — właśnie
To czyni mędrzec.
NATAN
Takim każdy sądzi
Samego siebie.
SALADYN
Dosyć tej skromności!
Nie lubię słuchać jej, gdziem się spodziewał
Usłyszeć zimny rozum.
/ wstaje /
Więc do rzeczy!
Lecz bądź otwartym, Żydzie, bądź otwartym.
NATAN
Sułtanie! Tak bym pragnął ci usłużyć,
Żebym był godnym nadal twych poleceń.
SALADYN
Usłużyć? Jak to?
NATAN
Będziesz miał najlepsze
Rzeczy i będziesz miał je za najtańszą
Cenę.
SALADYN
O czymże mówisz? O towarach?
Szachrować z tobą będzie moja siostra.
/ do siebie /
To dla tej, co tam podsłuchuje.
/ głośno /
Z kupcem
Nic do czynienia nie mam.
NATAN
Więc zapewne
Chcesz się dowiedzieć, com w podróży mojej
Mógł zauważyć względem nieprzyjaciół,
Którzy się znów ruszają… Mówiąc szczerze…
SALADYN
I tegom także nie ciekawy teraz.
Wiem o tym tyle, ile mi potrzeba…
Chcę tylko…
NATAN
Rozkaż, panie.
SALADYN
Pragnę spytać
O co innego, co innego wcale.
Ponieważ jesteś mądrym, więc mi powiedz,
Jaka religia, zakon, twoim zdaniem
Zawiera prawdę?
NATAN
Jestem Żydem, panie.
SALADYN
Ja muzułmanin jestem. Między nami
Stoi chrześcianin. Z tych trzech wiar prawdziwą
Może być jedna tylko. Taki człowiek,
Jak ty, pozostać tam nie może, gdzie go
Los przypadkowy urodzenia rzucił,
Lub gdy zostaje, czyni to z zasady,
Z zastanowienia, z przekonania, z woli
Swej wolnej. A więc objaw mi swe zdanie!
Wskaż mi powody, których ja sam badać
Czasu nie miałem. Wymień mi zasady,
Które ten wybór twój spowodowały;
Wymień poufnie, bym się przejął nimi…
Jak to? Ty milczysz?… mierzysz mnie spojrzeniem?…
Zapewne pierwszym muszę być sułtanem,
Który objawia tę ciekawość, chociaż
Sądzę, że godną ona jest sułtana…
Nieprawdaż?… Mów więc!… Powiedz… Może żądasz
Chwili namysłu… Chętnie ci ją daję…
/ do siebie /
Czy ona słucha? Muszę ją podpatrzeć…
Chce słyszeć, czy się zręcznie biorę…
/ głośno /
Pomyśl,
Tak, pomyśl nad tym. Ja powrócę wkrótce.
/ Wychodzi do pokoju, do którego weszła Sittah. /
SCENA VI
NATAN
/ sam /
Hm! Hm! To dziwne! Co to znaczyć może?…
Czego chce sułtan? żądać miał pieniędzy,
A żąda… prawdy! Żąda jej tak zaraz…
W gotówce, jakby była to moneta…
Tak! Chyba z owych starych monet, które
Na wagę brano — taką, to być może,
Lecz nie monetą nową, której wartość
Stempel nadaje, którą by wyliczyć
Można na stole… taką prawda nie jest.
Możnaż ją w głowę kłaść, jak pieniądz w worek?…
Kto z nas dwóch tutaj, ja czy on, jest Żydem?…
Tak… ale czemuż nie miałby istotnie
Wymagać prawdy?… Może chce jej użyć
Jako zasadzki na mnie?… To byłoby
Nazbyt nikczemne; lecz cóż jest dla wielkich
Nazbyt nikczemnym?… Tak ni stąd ni zowąd
Wystąpił z takim zapytaniem. Prosto,
Bez żadnych wstępów.. Muszę być ostrożnym.
Lecz jak postąpić?… Żydem się okazać,
Wyłącznie Żydem, źle… nie Żydem… gorzej!
Mógłby zapytać: czemu, gdy nie jestem
Żydem, nie chciałbym być muzułmaninem?…
Tak, tylko bajka może mnie ocalić.
Bajki nie tylko są dla dzieci… Idzie…
Niech przyjdzie!…
SCENA VII
/ Saladyn, Natan. /
SALADYN
/ wchodząc, na stronie /
Tam już oczyściłem pole.
/ głośno /
Czym nie za prędko wrócił? Czyś już gotów?…
Więc mów… nie słucha nikt nas…
NATAN
Słuchać może
Choćby świat cały…
SALADYN
Natan swojej sprawy
Tak pewny? Dobrze! To jest mądrość właśnie!
Nie kryć się z prawdą, dla niej na ofiarę
Poświęcać wszystko: życie, byt, krew, mienie!
NATAN
Tak, jeśli trzeba, i jeżeli może
Zdać się to na co.
SALADYN
Odtąd może będzie
Słuszniejszym jeden z mych tytułów, tytuł
Ulepszyciela świata i zakonu.
NATAN
Piękny to tytuł; lecz, sułtanie, pozwól,
Że nim zupełnie moją myśl ci zwierzę,
Przypowieść pewną wprzód opowiem.
SALADYN
Zgoda!
Lubiłem zawsze przypowieści, dobrze
Opowiadane.
NATAN
Dobrze opowiadać
Nie moją rzeczą.
SALADYN
Znów ta skromność dumna!
No, mówże, mów już! Zacznij, opowiadaj!
NATAN
Niegdyś, przed laty, na dalekim wschodzie
Żył mąż, co pierścień cenny z drogiej ręki
Otrzymał. Opal igrał w tym pierścieniu
Barw tysiącami i miał moc tajemną,
Że czynił tego, kto go nosił ufnie,
Bogu i ludziom miłym. Nie dziwota,
Że mąż ze wschodu nigdy nie zdejmował
Pierścienia tego z palca, i zamierzył
Wiecznie go w swoim pozostawić rodzie,
W ten sposób, że ten pierścień drogi złożył,
Ze wszystkich synów najukochańszemu,
I że mu zlecił, by po swoim zgonie,
Znów dał go temu z synów, dla którego
Największą miłość będzie miał, tak, aby
Najulubieńszy, bez żadnego względu
Na kolej rodu, tylko na podstawie
Pierścienia, głową był i księciem domu…
Czy mnie rozumiesz, panie?…
SALADYN
Mów, rozumiem.
NATAN
Tak pierścień ciągle z syna szedł na syna,
Aż go trzech synów ojciec odziedziczył,
Który jednako kochał ich, i którzy
Jednako wzajem go kochali. Czasem
Ten mu się zdawał, czasem znowu inny,
W miarę jak z którym bawił, gdy dwaj drudzy
Byli od serca jego oddaleni,
Godnym pierścienia, i przez słabość, której
Źródło w miłości było, przyobiecał
Pierścień każdemu. Póki żył, nie było
Żadnych stąd skutków, lecz gdy umrzeć przyszło,
Ojciec w kłopocie znalazł się niemałym.
Przykro mu było zmartwić tych dwóch synów,
Którzy na jego polegali słowie…
Cóż robić? Posłał skrycie do złotnika,
Kazał mu zrobić dwa pierścienie nowe
Na wzór pierwszego, kosztów ani trudu
Nie szczędząc. Złotnik spełnił polecenie,
I gdy robotę odniósł, sam właściciel
Nie mógł rozpoznać, który był prawdziwy
Wśród trzech pierścieni. Więc zawołał synów,
Mówił osobno z każdym, i każdemu
Dał pierścień jeden i błogosławieństwo,
A potem umarł… Czy słuchacie, panie?
SALADYN
Słucham cię, słucham. Powieść twoja pewnie
Bliską jest końca.
NATAN
Powieść już skończona,
Bo łatwo zgadnąć, co się potem stało…
Zaledwie ojciec umarł, każdy przyszedł
Ze swym pierścieniem, chcąc być panem domu…
Zaczęli badać, skarżyć się i spierać…
Daremnie!… Dowieść, który z trzech pierścieni
Prawdziwy, było już niepodobieństwem,
Prawie zupełnie takim, jakim dla nas
Powiedzieć, która wiara jest prawdziwą.
SALADYN
Co? Więc to miało na pytanie moje
Być odpowiedzią?
NATAN
Miało to mnie tylko
Usprawiedliwić, że się nie podejmę
Rozpoznawania tych pierścieni, które
Ojciec polecił zrobić podobnymi.
SALADYN
Pierścienie! Żarty na bok! Mnie się zdaje,
Że te religie, które wymieniłem,
Różnią się wielce wszystkim, aż do jadła,
Aż do napoju i odzieży…
NATAN
Tylko
Pod względem zasad nie są tak odmienne…
Czyż nie są wszystkie wsparte na podstawie
Dziejów pisanych, albo przekazanych
Ustnym podaniem?… Otóż można dzieje
Przyjmować tylko na podstawie wiary
W czyjeś świadectwo… Wszakże tak?… A w czyim
Świadectwie większą ufność pokładamy?
Wszakże w świadectwie swoich, tych co mają
Krew jednę z nami, którzy nam od młodu
Okazywali miłość swoję, którzy
Tam nas zwodzili tylko, gdzie dla dobra
Naszego zwieść nas było koniecznością?
Mamże mojemu ojcu mniej dać wiary,
Niż ty twojemu? Albo też przeciwnie,
Czyż mogę żądać, żebyś ty swym przodkom
Zarzucił kłamstwo, byłeś tylko moim
Fałszu nie zadał? Co?
SALADYN
/ do siebie /
Na Boga! Prawda!
On słusznie mówi. Muszę milczeć.
NATAN
Wróćmy
Do tych pierścieni. Jak już powiedziałem,
Synowie wnieśli skargę, i przed sędzią
Każdy z nich przysiągł, że ma pierścień z własnej
Ręki ojcowskiej — jak w istocie było! —
I że każdemu z nich przyrzekał ojciec,
Iż jemu pierścień odda w posiadanie, —
Co także było prawdą!… Każdy twierdził,
Że względem niego ojciec nie popełnił
Fałszu, że ojca o to podejrzewać
Nie może, musi zatem mimowolnie
Oskarżać braci, chociaż o nich zawsze
Sądził najlepiej. Każdy żądał, żeby
Zdrajcy wykryci byli i ponieśli
Karę.
SALADYN
A sędzia?… Bardzo mnie ciekawi,
Co odrzekł sędzia. Mów!
NATAN
A sędzia na to
Rzekł: Jeśli ojca tutaj nie stawicie,
To was oddalam z waszą sprawą! Cóż to?
Czy wam się zdaje, żem ja tutaj po to,
Abym zagadki rozwiązywał? Albo
Sądzicie może, że prawdziwy pierścień
Sam się odezwie? Ale stójcie! Wszakże
Mówicie, że ten pierścień miał tajemną
Siłę, że czynił swego posiadacza
Bogu i ludziom miłym… To rozstrzygnie!
Bo tej potęgi mieć nie mogą przecież
Fałszywe.. Mówcie! Kto z was jest dwóm innym
Najmilszy? Mówcie!… Ha! Milczycie… wszyscy!
Wasze pierścienie widać są bezsilne!
Każdy samego siebie tylko kocha…
Więc widać z tego, że oszukanymi
I oszustami wszyscy trzej jesteście!
Wszystkie pierścienie wasze są fałszywe!
Prawdziwy zginąć musiał, a wasz ojciec,
Pragnąc utaić zgubę, zrobić kazał
Trzy jednakowe!…
SALADYN
Świetnie! Znakomicie!
NATAN
A zatem — mówił sędzia dalej — jeśli
Zamiast wyroku nie pragniecie rady,
Odejdźcie!… Radziłbym wam jednak przyjąć
To, co się stało. Każdy z was ma pierścień
Od swego ojca, niech więc każdy wierzy,
Że ma prawdziwy. Ojciec nie chciał może,
Żeby przywilej, co jednego wznosił
Nad innych, dłużej miał trwać w jego domu.
Musiał was wszystkich kochać jednakowo,
I nie chciał krzywdzić dwóch, aby jednego
Obdarzyć… Dobrze!… Niech się współubiega
Każdy z innymi, aby rzeczywistą,
Nie na przesądzie wspartą zyskać miłość!
Niech się ubiega każdy, by w pierścieniu
Swym dowieść siły jego tajemniczej!
Niech dopomaga tej wewnętrznej sile
Przez swą łagodność, słodycz, dobroczynność,
Przez miłość Boga i przez ufność w Bogu!
A gdy się kiedyś dzieciom dzieci waszych
Kamienia tego moc objawi, wówczas,
Po lat tysiącach, wzywam was znów przed ten
Trybunał… Wtedy będzie tu zasiadał
Mądrzejszy człowiek niźli ja, on wyda
Wyrok!… Odejdźcie!… Tak powiedział skromny
Ów sędzia…
SALADYN
Boże! Boże!
NATAN
Saladynie!
Jeżeli czujesz, żeś tym przyrzeczonym,
Mądrzejszym mężem…
SALADYN
/ zbliża się do niego, chwyta go za rękę, której już następnie nie puszcza /
Ja, proch? Ja, nic? Boże!…
NATAN
Co ci jest, panie?…
SALADYN
O Natanie! Drogi
Natanie! Owe lat tysiące jeszcze
Nie upłynęły! Krzesło, w którym sędzia
Twój siedział, nie jest moim tronem… Odejdź,
Ale bądź moim przyjacielem!
NATAN
Więcej
Saladyn nie ma nic do powiedzenia?
SALADYN
Nic.
NATAN
Nic?
SALADYN
Nic wcale… lecz dlaczego?…
NATAN
Chciałem
Znaleźć sposobność, aby prośbę zanieść.
SALADYN
Czyliż do prośby sposobności trzeba?
Mów!…
NATAN
Wracam właśnie z drogi… odebrałem
Należytości znaczne… Mam gotówki
Trochę za wiele… Znowu czas zaczyna
Być niespokojnym… Nie wiem, gdzie bezpiecznie
Mógłbym ją chować… Więc mi przyszło na myśl,
Czyżbyś ty może… skoro bliska wojna
Wymaga wielkich kosztów… jakiej części
Nie potrzebował?
SALADYN
/ patrząc mu bystro w oczy /
Co?… Natanie! Nie chcę
Pytać, czy Hafi nie był już u ciebie;
Nie chcę dochodzić, czy nie podejrzliwość
Skłania cię tylko, że mi dobrowolnie
To proponujesz…
NATAN
Podejrzliwość?…
SALADYN
Słuszną
Byłaby… Wybacz mi!… Na co się zdało?…
Muszę się przyznać, żem miał zamiar…
NATAN
Przecież
Nie o pieniądze mówić mi?…
SALADYN
W istocie
O to…
NATAN
Tym lepiej!… Obu to nam będzie
Dogodne… Jednak, nie mógłbym ci całej
Gotówki mojej dać, a to ze względu
Na templariusza… Znasz go… Muszę wprzódy
Spłacić mu wielki dług.
SALADYN
Templariuszowi?
Nie zechcesz przecież mych największych wrogów
Wspierać swym złotem?
NATAN
Mówię o tym jednym,
Którego życie oszczędziłeś.
SALADYN
O tym!
Tegoś przypomniał mi! Ten młody człowiek
Zupełnie wyszedł mi z pamięci! Znasz go?
Gdzież on jest?
NATAN
Jak to? Nie wiesz więc, sułtanie,
Jak skutki łaski twojej względem niego
Na mnie spłynęły? On to z narażeniem
Owego życia, któreś mu darował,
Mą córkę wyniósł z ognia.
SALADYN
On to zrobił?
Wyglądał na to! Brat mój, co podobnym
Był tak do niego, zrobiłby toż samo…
Więc jest tu jeszcze?… Sprowadź go tu do mnie.
Mej siostrze, która wcale tego brata
Nie znała, tylem o nim opowiadał,
Że jej pokazać jego portret muszę.
Sprowadź go! Oto, jak z dobrego czynu,
Choć był spełniony tylko pod wrażeniem
Uczucia, dalej płyną dobre czyny!…
Sprowadź go!
NATAN
/ puszczając rękę Saladyna /
Idę. A z tą drugą sprawą
Rzecz załatwiona?
/ Wychodzi. /
SALADYN
Ach! I czemuż siostrze
Broniłem słuchać? Do niej! Do niej śpieszmy!
Jak jej to wszystko teraz opowiedzieć?
/ Wychodzi w inną stronę. /
/ Zmiana. Miejsce pod palmami, w bliskości klasztoru, gdzie Templariusz oczekuje Natana. /
SCENA VIII
Templariusz
/ sam, przechadza się w milczeniu, walcząc sam z sobą; wreszcie wybucha /
Tutaj dopiero znów odetchnąć może
Ścigana ze wszech stron ofiara! Dosyć!
Sam wiedzieć nie chcę co się we mnie dzieje,
Ani przypuszczać, co się będzie działo…
Dość tego! Próżno uciekałem, próżno!
I nic innego też nie byłem w stanie
Zrobić! A teraz niech się stanie, co się
Ma stać! Za prędko padł, bym ujść go zdołał,
Ten cios, pod który tak się uporczywie
Wzbraniałem podejść… Ujrzeć ją raz jeszcze,
Tę, którą ujrzeć tak się opierałem,
I postanowić, że jej nigdy więcej
Nie stracę z oczu… Jak to postanowić?…
Postanowienie jest to czyn… ja cierpię,
Ja cierpię tylko… Ujrzeć ją i uczuć,
Że nieodłącznie jestem z nią związany,
Było to i jest jedno… Żyć w oddali
Od niej, jest dla mnie rzeczą niepojętą,
Śmiercią… w tym życiu, które się po zgonie
Zacznie, tam nawet śmiercią.. Czy to miłość?…
Tak!… Więc templariusz kocha… więc chrześcianin
Kocha Żydówkę?… Ha! Tak!… Jestem w ziemi,
Którą ludowi swemu Bóg na wieki
Oddać ślubował, więc dlatego także
I ja ślubuję oddać się na wieki…
Wielu przesądów już się tu pozbyłem…
Czego ode mnie może chcieć mój zakon?…
Jako templariusz już nie żyję… Z chwilą,
W której zostałem jeńcem Saladyna,
Ustało życie moje. Głowa, którą
On mi darował, czyliż jest tą samą?
Nie, to jest nowa; nie wie, co wmówiono
W tamtę, czym związaną była tamta…
Dzisiejsza lepsza i godniejsza nieba,
O którym ojciec mój miał kiedyś marzyć.
Tak, bo tą nową głową rozpoczynam
Myśleć dopiero, jak mój ojciec pewnie
Myślał, gdy tutaj bawił, jeśli tylko
Baśni mi o nim nie prawiono. Baśni?
Lecz wiarygodnych, które mi się teraz
Podobniejszymi zdają być do prawdy,
Niż przypuszczałem dotąd, gdy mi przyszło
Potknąć się tylko, gdzie on upadł… Upadł?…
Wolę z mężami upaść, niż stać z dziećmi!
Przykład mi jego starczy za uznanie,
A oprócz niego, mógłżebym o czyje
Dbać jeszcze sądy? O Natana? Przecież
Zachęty jego, nie uznania tylko
Pewnym być mogę. Co to za Żyd! Chociaż
Żydem się tylko okazywać pragnie…
Idzie tu… śpieszy… twarz mu szczęściem płonie…
Któż by inaczej szedł od Saladyna?…
Hej! Hej! Natanie!
SCENA IX
/ Natan, Templariusz. /
NATAN
Jak to? Wy tu?
TEMPLARIUSZ
Sułtan
Długo was trzymał.
NATAN
Nie tak znowu długo.
Nim tam poszedłem, dość straciłem czasu.
Ach! Wierzcie, człowiek ten jest wart swej sławy,
Jest ona tylko jego cieniem! Ale
Najprzód wam powiem…
TEMPLARIUSZ
Co?…
NATAN
Że na was czeka,
Chce z wami mówić zaraz. Chodźcie do mnie
Na chwilę, jeszcze coś załatwić muszę;
Potem pójdziemy razem tam.
TEMPLARIUSZ
Natanie,
W progi waszego domu nie chcę wstąpić
Powtórnie, póki…
NATAN
Więc tam już byliście?
Więc z nią mówiliście? Cóż? Mówcie! Jakże
Podoba się wam Recha?
TEMPLARIUSZ
Nad pojęcie!…
Ale drugi raz widzieć jej nie będę
Nigdy… nie!… nigdy! Chyba, gdybyście mi
Przyrzekli tutaj, zaraz, że ją zawsze
Będę mógł widzieć!
NATAN
Jak to mam rozumieć?
TEMPLARIUSZ
/ po krótkim milczeniu, nagle, rzucając mu się na szyję /
Ojcze!
NATAN
Młodzieńcze!
TEMPLARIUSZ
/ puszczając go również nagle /
Co? Nie synu? Błagam
O to, Natanie!
NATAN
Och! Młodzieńcze drogi! …
TEMPLARIUSZ
Nie synu? Błagam was, Natanie, błagam,
Zaklinam na Natury pierwsze związki:
Nie przekładajcie nad nie pęt późniejszych!
Bądźcie człowiekiem i nie odpychajcie
Mnie od nóg waszych!
NATAN
Drogi przyjacielu!
TEMPLARIUSZ
Nie synu? Więc nie synu? Chociaż wdzięczność
Już w sercu córki waszej dla miłości
Utorowała drogę? Chociaż tylko
Czekaliśmy skinienia waszej dłoni,
By się zespolić z sobą? Co? Milczycie?…
NATAN
Wy zadziwiacie mnie, rycerzu młody.
TEMPLARIUSZ
Ja was zadziwiam? Własną myślą waszą
Ja was zadziwiam?… Czyż nie poznajecie
Jej w moich ustach?… Więc was dziwi?…
NATAN
Zanim
Wiem nawet, jaki Stauffen był wasz ojciec.
TEMPLARIUSZ
Co wy mówicie? Jak to? Wy, Natanie,
Wy w takiej chwili nic nie uczuwacie,
Prócz ciekawości?…
NATAN
Bo, widzicie, znałem
Kiedyś Stauffena… Konrad miał na imię…
TEMPLARIUSZ
Więc gdyby ojciec mój to imię nosił?…
NATAN
Doprawdy?…
TEMPLARIUSZ
Tak jest. Ja mam imię ojca…
Kurd znaczy Konrad…
NATAN
A więc, w takim razie
Mój Konrad nie był waszym ojcem, bowiem
Był, czym jesteście wy, był templariuszem…
Nie był żonaty.
TEMPLARIUSZ
Cóż stąd?
NATAN
Jak to?
TEMPLARIUSZ
Cóż stąd?
Mimo to przecież mógł być ojcem moim.
NATAN
Wy chyba żartujecie!
TEMPLARIUSZ
A wy chyba
Zbyt skrupulatnie się na rzecz patrzycie…
Cóż stąd?… Bękartem mogę być… nieprawym
Dzieckiem! Cóż stąd?… Ale mi darujcie
Wywód mych przodków, a ja wam daruję
Wywody waszych. Nie dlatego, żebym
Myślał o waszym wątpić rodowodzie!
Boże uchowaj! Wiem, że pokolenie
Po pokoleniu, wywieść ród możecie
Od Abrahama i od jego ojców,
Wiem i sam na to przysiąc jestem gotów.
NATAN
Gorycz przemawia przez was… Lecz czy słuszna?…
Czym już odmówił wam?… Nie… Nie chcę tylko
Tak w jednej chwili wiązać się. Nic więcej.
TEMPLARIUSZ
Pewno? Nic więcej? O! Wybaczcie!
NATAN
Chodźcie!
Pójdziemy!
TEMPLARIUSZ
Dokąd? Do waszego domu?
Nie, nie, nie mogę! Tu was czekać będę!
Idźcie! Jeżeli mam ją ujrzeć jeszcze,
To dosyć często będę ją w tym życiu
Widywał… jeśli nie, to już za wiele
Na nią patrzyłem…
NATAN
Wrócę jak najspieszniej.
/ Odchodzi. /
SCENA X
/ Templariusz, wkrótce potem Daja. /
TEMPLARIUSZ
/ sam /
To już za wiele!… Mózg człowieczy zda się
Móc objąć naraz tyle, a jednakże
Często drobnostką jedną się przepełnia!
Drobnostką!… Bieda! niechby czym nie wiedzieć
Był przepełniony!… Ale cierpliwości!
Duch prędko zwiąże wzdęte te pierwiastki,
Utworzy przestrzeń, światło… ład powróci…
Czyż po raz pierwszy kocham? Albo czyliż
To, co miłością zwę, miłością nie jest?
Czyż to miłością jest, co dzisiaj czuję?
DAJA
/ wchodzi ostrożnie, ukrywając się za drzewami /
Rycerzu!
TEMPLARIUSZ
Kto mnie woła? To wy, Dajo!
DAJA
Ja przesunęłam się tak koło niego,
Że mnie nie spostrzegł. Ale mógłby jeszcze
Dojrzeć mnie stamtąd, gdzie jesteście… Chciejcie
Zbliżyć się do mnie, pod to drzewo.
TEMPLARIUSZ
Cóż tam?
Tak tajemniczo! Cóż tam?
DAJA
Tajemnicą
Jest rzeczywiście to, co mnie sprowadza,
I to podwójną. Jedna mnie jest tylko
Znaną, a druga tylko wam. Możemy
Zrobić zamianę. Chciejcie mi powierzyć
Waszą, a ja wam powiem moją.
TEMPLARIUSZ
Chętnie,
Bylebym wiedział, co zowiecie moją…
Ale to z waszej zaraz się wyjaśni.
Więc mówcie.
DAJA
Nie, nie! Wy powiedzcie pierwsi,
Ja potem powiem, bo wierzajcie, na nic
Wam się nie przyda tajemnica moja,
Jeśli ja waszej wiedzieć wprzód nie będę.
Więc dalej! Mówcie, bo gdy was wybadam,
To znaczyć będzie, żeście mi niczego
Nie powierzyli. Moja tajemnica
Zostanie wówczas moją, a wy swojej
Już nie będziecie panem. Och! rycerzu!
I wam mężczyznom zdaje się, że można
Oku kobiety ukryć tajemnicę
Taką…
TEMPLARIUSZ
O której często nawet sami
Nie wiemy.
DAJA
Może. Jestem więc zmuszoną
Tę tajemnicę waszą wam odsłonić!
Cóż to znaczyło, żeście tak pośpiesznie
Od nas odeszli, zostawili same?
Żeście z Natanem teraz nie wrócili?
Czy Recha na was tak wywarła mało
Wrażenia? Albo czy tak wiele? Wiele!
Tak wiele!… Mówcie, niech zobaczę, jak to
Ptaszę na wiotkiej płonce skrzydełkami
Trzepocze! Mówcie, chciejcie mi się przyznać,
Że ją kochacie do szaleństwa… Ja wam
Coś za to powiem.
TEMPLARIUSZ
Do szaleństwa?… Prawda,
Że na szaleństwach wy się znać musicie
Wybornie.
DAJA
Zgódźcie tylko się na miłość,
Szaleństwo wam daruję…
TEMPLARIUSZ
Czy datego,
Że o nim nikt nie wątpi? Wszak templariusz
Kocha Żydówkę?…
DAJA
Tak jest, to się zdaje
Czemś bezsensownym, lecz w niejednej rzeczy
Więcej jest czasem sensu niż myślimy.
Nie jest to wreszcie rzecz tak niezwyczajna,
Że nas Zbawiciel mimo woli naszej
Na takie drogi wiedzie, których rozum
Nie byłby wskazał nam.
TEMPLARIUSZ
Tak uroczyście
Mówicie!
/ na stronie /
Jeśli zamiast Zbawiciela
Powiem Opatrzność, czyż nieprawdę mówi?
/ głośno /
Zaciekawiacie bardziej mnie, niż zwykłem
Bywać ciekawym.
DAJA
O! Tu jest kraina
Cudów.
TEMPLARIUSZ
/ na stronie /
To prawda! Cudowności; czyżby
Inaczej mogło być? Tu świat się skupia.
/ głośno /
Niech więc tak będzie! Wyznam, że ją kocham,
Wyznam, że bez niej nie pojmuję życia,
Że…
DAJA
Rzeczywiście? Więc mi zaprzysiążcie,
Panie rycerzu, że ją poślubicie,
Uratujecie i docześnie na tym,
I wiecznie też na tamtym świecie.
TEMPLARIUSZ
Jak to?
Mam przysiąc na to, co nie w mojej mocy?
DAJA
Jest w mocy waszej… ja wam jednym słowem
Tę moc dać mogę.
TEMPLARIUSZ
Tak, że nawet ojciec
Nic przeciw temu mieć nie będzie?…
DAJA
Ojciec?
Ech! Co tam ojciec!… Ojciec będzie musiał.
TEMPLARIUSZ
Co musiał, Dajo?… W ręce rozbójników
Nie wpadł, ażeby musiał…
DAJA
Będzie musiał
Chętnie się zgodzić!
TEMPLARIUSZ
Musiał?… chętnie?… Dajo,
Powiem wam tylko, że sam próbowałem
Dotknąć tej struny…
DAJA
Jakimże wam dźwiękiem
Odpowiedziała?
TEMPLARIUSZ
Dźwiękiem, który ucho
Moje obraził.
DAJA
Co mówicie? Jak to?
Choć cień mu objawiliście tęsknoty
Za Rechą i nie uczuł się szczęśliwym?
Chłodno wymówił się, albo trudności
Robił wam jakie?…
TEMPLARIUSZ
Tak, mniej więcej…
DAJA
Zatem
Dłużej się wahać nie chcę ani chwili!
/ Chwila milczenia. /
TEMPLARIUSZ
Jednak wahacie się.
DAJA
Jest on tak dobry!
Sama mu tyle winnam!… Ale czemuż
Nie chce posłuchać mnie! Wiadomo Bogu,
Że serce pęka mi, gdy krok ten czynię.
TEMPLARIUSZ
Proszę was, Dajo, chciejcie wyprowadzić
Mnie z niepewności… Albo, jeśli jeszcze
Macie niepewność, czyli to, co chcecie
Powiedzieć, dobrym lub złym, czy chwalebnym,
Czy też nagannym nazwać, to zamilczcie.
Zapomnę o tym nawet, że mieliście
Do zamilczenia coś…
DAJA
Dajecie bodźca,
Zamiast wstrzymywać… A więc wiedzcie wszystko!
Recha Żydówką nie jest, jest chrześcianką!
TEMPLARIUSZ
/ zimno /
Czy tak? Winszuję!… Czy to trudne było?…
Czyście dość bólów przy tym przecierpieli?…
Dalej! gorliwie zaludniajcie niebo,
Skoro już ziemi nie możecie!…
DAJA
Jak to,
Rycerzu? Czyliż ta wiadomość godna
Tego szyderstwa? Więc to was nie cieszy,
Was, chrześcianina, i was, templariusza,
Że jest chrześcianką ta, którą kochacie?
TEMPLARIUSZ
Szczególnie, jeśli z waszej jest nauki
Chrześcianką.
DAJA
Zatem tak zrozumieliście
Moje wyrazy! Tak, to wam wybaczam!
Chciałabym widzieć tego, co nawrócić
Ją by potrafił… Szczęście to jest dla niej,
Że jest od dawna tym, czym by inaczej
Nie była chyba nigdy…
TEMPLARIUSZ
Mówcie jaśniej,
Albo odejdźcie…
DAJA
Ona jest chrześcianką,
Z rodziców chrześcian urodzoną, chrzczoną.
TEMPLARIUSZ
/ żywo /
A Natan?
DAJA
Nie jest ojcem jej.
TEMPLARIUSZ
Co? Natan
Ojcem jej nie jest?… Wiecież, co mówicie?
DAJA
Prawdę, która mi często wyciskała
Łzy krwawe… Och! Tak! On jej ojcem nie jest.
TEMPLARIUSZ
Tylko wychował ją za swoją córkę,
Tylko chrześciańskie dziecko na Żydówkę
Wychował?
DAJA
Tak jest.
TEMPLARIUSZ
Ona nie wiedziała
O swoim rodzie? Nigdy się od niego
Nie dowiedziała, że jest chrześcijanką,
A nie Żydówką?
DAJA
Nigdy.
TEMPLARIUSZ
Więc nie tylko,
Że w tym obłędzie dziecię to wychował,
Lecz je zostawił dotąd w tym obłędzie?
DAJA
Niestety!
TEMPLARIUSZ
Natan… jak to? Dobry, mądry
Natan odważył się fałsz taki zadać
Głosom natury? Tak wykrzywić drogę
Serca, które by zostawione sobie
Zapełnię inną poszło?… Tak, w istocie,
Coś mi ważnego zwierzyliście, Dajo,
Coś, co mieć może skutki… co mnie w zamęt
Wprowadza… Nie wiem, co mam wobec tego
Uczynić… zatem czas mi pozostawcie…
Odejdźcie! Może będzie szedł tą stroną,
Mógłby nas spotkać… Idźcie!…
DAJA
Chyba bym zginęła!
TEMPLARIUSZ
Mówić z nim teraz jestem najzupełniej
Niezdolny. Jeśli go ujrzycie, to mu
Powiedzcie tylko, że się u sułtana
Zejdziemy.
DAJA
Ale nic nie okazujcie
Po sobie. Wszystko, com wam powiedziała,
Miało na celu popchnąć was, zachęcić…
Rozwiać skrupuły wasze względem Rechy…
Lecz wówczas, gdy ją wziąć będziecie mogli
Do Europy, mnie nie zostawicie
Tutaj? …
TEMPLARIUSZ
To pewna. Teraz idźcie! idźcie!
AKT IV
/ W krużgankach klasztoru. /
SCENA I
/ Braciszek, wkrótce potem Templariusz. /
BRACISZEK
/ sam /
Tak, tak! Ma słuszność patriarcha! Prawda,
Bardzo niewiele z tego się powiodło,
Co mi polecił… Lecz dlaczego na mnie
Podobne rzeczy wkłada?… Ja przebiegłym
Być nie chcę… nie chcę przekonywać… nie chcę
We wszystko nosa wtykać, do wszystkiego
Rąk swych przykładać!… Czym się z światem po to
Rozstał dla siebie, abym się dla innych
Do niego mięszał?…
TEMPLARIUSZ
/ przystępując spiesznie do niego /
Wyż-to, dobry bracie?
Dość długo już was szukam.
BRACISZEK
Co? Mnie, panie?
TEMPLARIUSZ
Nie poznajecie mnie więc?
BRACISZEK
Tak, tak, ale
Sądziłem, że już pana nie zobaczę
W mym życiu. Miałem tę nadzieję w Bogu.
Bóg wie, jak przykro było mi, żem pana
Nakłaniać musiał do podobnych rzeczy;
Bóg wie, czym pragnął znaleźć posłuchanie!
Bóg wie, jak byłem rad, że tak otwarcie
I bez namysłu pan odrzucił wszystko,
Co nie przystoi rycerzowi… Ale
Wracasz pan, widać… Namysł odniósł skutek.
TEMPLARIUSZ
Więc wy już wiecie, z czym przychodzę? Ja zaś
Prawie sam nie wiem.
BRACISZEK
Pan rozważył sobie
I wytłumaczył, że ma patriarcha
Niejaką słuszność, że w tej sprawie można
Cześć i pieniądze jednocześnie zyskać,
Że wróg jest wrogiem, choćby siedmiokrotnie
Aniołem zbawczym dla nas się okazał.
Toś pan rozważył i powracasz… Boże!
TEMPLARIUSZ
Pobożny, dobry człeku! Bądź spokojny!
Nie po tom przyszedł; ni edlatego wcale
Chcę z patriarchą mówić!… Jeszcze dotąd
Myślę o wszystkim, tak jak wprzód myślałem,
I za nic w świecie nie chciałbym utracić
Dobrej opinii, którą powziął o mnie
Tak dobry, prosty i uczciwy człowiek,
Jak wy… Przychodzę tu zasięgnąć rady…
BRACISZEK
Od patriarchy?… Wy od patriarchy?…
Rycerz od… mnicha?
/ Ogląda się bojaźliwie. /
TEMPLARIUSZ
Tak… rzecz ta jest rzeczą
Mnichów…
BRACISZEK
I cóż stąd? Czyliż mnich się pyta
Rycerza w rzeczach jakich, choćby one
Były rycerskie?
TEMPLARIUSZ
Bo mnich ma przywilej
Wiedzieć o wszystkim… My nie zazdrościmy
Mu tego… Wprawdzie, gdyby tu szło o mnie,
Gdybym miał sobie tylko liczbę zdawać,
Do patriarchy bym nie poszedł. Ale
Są rzeczy, które wolę według cudzej
Woli źle zrobić, niż według swej dobrze.
A przy tym widzę, że religia jest to
Stronnictwo. Każdy, choćby się bezstronnym
Mniemał, jednakże mimowolnie stoi
Przy jego godłach. Skoro tak jest, widać,
Że to jest dobrym.
BRACISZEK
Na to milczeć wolę,
Bo nie rozumiem pana dobrze…
TEMPLARIUSZ
Jednak…
/ do siebie /
Czegom ja tutaj szukać przyszedł?… Rady
Czy też wyroku?… Rady szczerej, czy też
Uczonej tylko? …
/ głośno /
Dzięki, bracie, dzięki
Wam za wskazówkę! Co mi patriarcha?…
Bądźcie patriarchą moim… Pragnę przecież
Chrześcianina raczej w patriarsze,
Niż patriarchy w chrześcianinie pytać!…
Rzecz jest…
BRACISZEK
Nie kończcie, panie mój, nie kończcie!…
Po co?… Mylicie się co do mnie, panie!
Ten, kto wie wiele, wiele ma na głowie,
Ja zaś o jedno chcę się troszczyć tylko.
O, dobrze! Patrzcie! Na me szczęście właśnie
On sam… Tu tylko stańcie… Już was spostrzegł.
/ Patriarcha, w całym przepychu kościelnym wychodzi z jednego z krużganków klasztornych. /
SCENA II
/ Ciż sami, Patriarcha. /
TEMPLARIUSZ
Wolałbym odejść stąd. Inaczej sobie
Wyobrażałem go. Rumiany, tłusty
Prałat… A jaki przepych!
BRACISZEK
Cóż dopiero,
Gdy do sułtana idzie! Od chorego
Teraz powraca tylko.
TEMPLARIUSZ
Sam Saladyn
Pewno nie może się z nim mierzyć.
PATRIARCHA
/ zbliżając się, daje znak braciszkowi /
Zbliż się!
To ów templariusz? Czego żąda?
BRACISZEK
Nie wiem.
PATRIARCHA
/ skinąwszy na braciszka i na swój orszak, żeby się usunęli /
Witam, rycerzu!… Ho! Tak młody człowiek!
Ba! Z bożą łaską może coś być z tego!
TEMPLARIUSZ
Więcej niż dziś jest trudno, godny panie,
I mniej też trudno.
PATRIARCHA
Ja bym życzył szczerze,
By tak pobożny rycerz jeszcze długo
Ku chrześciaństwa chwale i korzyści
Bożego dzieła, w czci i pobożności
Żył nam i kwitnął! I tak będzie pewno,
Jeżeli tylko młoda dzielność zechce
Dojrzałej rady starszych słuchać!… Czymże
Mam panu służyć?…
TEMPLARIUSZ
Właśnie tym, co będzie
Młodości mojej pożyteczne: radą.
PATRIARCHA
Chętnie. Lecz radę trzeba przyjąć.
TEMPLARIUSZ
Ślepo?
PATRIARCHA
Któż tego żąda?… Każdy niech używa
Rozumu, który Bóg mu dał — gdzie trzeba;
Czy jednak wszędzie trzeba? Nie!… Jeżeli
Bóg przez anioła… że tak powiem… to jest
Przez sługę słowa swego, nam wskazuje,
Że chrześcijaństwa dobro i Kościoła
W jaki szczególny sposób moglibyśmy
Podnieść, powiększyć… Któż śmie wówczas badać
Rozumem swoim słabym wolę Tego,
Co rozum stworzył? Któż śmie wieczne prawa
Nieba stosować do prawideł marnych
Swego honoru?… Lecz dość o tym!… W czymże
Naszej porady dziś pan potrzebuje?
TEMPLARIUSZ
Przypuśćmy, godny panie, że Żyd pewien
Jedyne dziecko ma, na przykład córkę,
Którą starannie i w miłości dobra
Wychował, którą kocha nad swą duszę,
Która mu wzajem okazuje miłość
Najczulszą. Otóż doniesiono komuś,
Że ta dziewczyna nie jest córką Żyda,
Że ją w dzieciństwie znalazł, ukradł, kupił,
Lub tym podobnie — doniesiono dalej,
Że ta dziewczyna jest chrześciańskim dzieckiem,
Że jest ochrzczone, lecz Żyd ją wychował
Jako Żydówkę i zostawił w błędzie,
Że jest Żydówką oraz jego córką…
Powiedźcież, godny ojcze, w takim razie
Co trzeba zrobić?…
PATRIARCHA
Dreszcz mnie przebiegł! Ale
Powiedzcie najprzód, panie, czy wypadek
Taki jest faktem, czy też hipotezą?…
To jest czy panu tylko się myśl taka
Nasuwa, czy też to się wydarzyło
I jest tak?…
TEMPLARIUSZ
Sądzę, że to wszystko jedno,
Chcę tylko słyszeć waszej dostojności
Zdanie…
PATRIARCHA
To jedno?… Niech się pan przekona,
Jak dumny rozum ludzki błądzić może
W rzeczach duchownych! Nie! To nie jest jedno!
Jeśli przypadek ten jest tylko płodem
Dowcipu, nie wart on jest, by się nad nim
Namyślać serio i mozolnie. Wtedy
Na teatr panu wskażę, gdzie się często
Rozbierać zwykły takie pro i contra
Z wielkim sukcesem. Lecz w przeciwnym razie,
Jeśli to nie jest teatralną bajką,
Jeśli to fakt jest, jeśli fakt ten zaszedł
W naszej diecezji, w naszym drogim mieście
Jerozolimie… wtedy…
TEMPLARIUSZ
I cóż wtedy?
PATRIARCHA
Wtedy na Żyda wnet by spadła kara,
Jaką papieskie i cesarskie prawa
Stanowią na tę straszną niegodziwość.
TEMPLARIUSZ
Czy tak?
PATRIARCHA
A prawa, które wzmiankowałem,
Żyda, który by przywiódł chrześcianina
Do apostazji, na stos przeznaczają.
TEMPLARIUSZ
Czy tak?
PATRIARCHA
Tym bardziej zatem Żyda, który
Przemocą, gwałtem chrześcijańskie dziecko
Ze społeczności chrześcijańskiej wyrwał.
Albowiem czyliż nie jest gwałtem wszystko,
Co czynim z dziećmi… oprócz tego tylko,
Co z nimi Kościół czyni.
TEMPLARIUSZ
Jeśli jednak
Dziecię byłoby w nędzy zaginęło,
Gdyby się nad nim Żyd ów nie zlitował?
PATRIARCHA
Nic to nie znaczy! Żyd spalonym będzie…
Gdyż lepiej, żeby zaginęło w nędzy,
Niż ocalało ku zagubie wiecznej.
Po cóż się zresztą mięszał w sprawę bożą
Ów Żyd? Bóg mógłby dziecko to ocalić
Bez niego.
TEMPLARIUSZ
Również mógłby je bez niego
Zbawić!
PATRIARCHA
Nie znaczy i to nic! Żyd będzie
Spalony!
TEMPLARIUSZ
Ależ to okropne! Zwłaszcza
Że powiadają, iż nie wychowywał
Dziecka w swej wierze, tylko w nie nie wszczepił
Żadnej religii. Uczył je o Bogu,
Jedynie tego, co sam rozum uczy.
PATRIARCHA
Nic to nie znaczy! Żyd spalonym będzie!…
I nawet właśnie z tej przyczyny wart jest
Stosu trzykrotnie!… Jak to? Dać wyrosnąć
Dziecku bez żadnej wiary!… Jak to?… W dziecko
Nie wlać pojęcia, że jest obowiązkiem
Najpierwszym wierzyć! Tego już za wiele!
Dziwi mnie, żeście wy, rycerzu, mogli…
TEMPLARIUSZ
Czcigodny panie, resztę na spowiedzi
Powiem, jeżeli Bóg pozwoli.
/ Chce odejść. /
PATRIARCHA
Jak to?
Nie chcecie wyznać?… tego łotra Żyda
Wyjawić?… zaraz stawić go przede mną? …
Mam na to radę!… Zaraz do sułtana
Pójdę!… Saladyn w moc kapitulacji,
Którą zaprzysiągł, jest obowiązany
Dawać nam pomoc, musi nas popierać
We wszystkich prawach i naukach wszelkich,
Które do zasad naszej świętej wiary
Liczymy. Mamy na to, Bogu dzięki,
Oryginalny akt z podpisem jego,
Z jego pieczęcią! Mamy!… Przy tym łatwo
Zdołam mu dowieść, jak jest niebezpieczną
Niewiara dla państw nawet… Wszystkie węzły
Poddańcze wówczas rwą się, rozwiązują,
Jeżeli człowiek w nic nie wierzy… Biada!
Biada zbrodniarzom takim!…
TEMPLARIUSZ
Żal mi bardzo,
Że nie mam więcej czasu do słuchania
Tak trafnych nauk… Jestem zawezwany
Do Saladyna…
PATRIARCHA
Tak?… więc… to jest… bowiem…
TEMPLARIUSZ
Mogę sułtana przysposobić, jeśli
Wasza dostojność sobie tego życzy.
PATRIARCHA
Wiem, że pan łaskę ma u Saladyna;
Proszę nie natchnąć mu złych myśli o mnie,
Tylko gorliwość koło służby bożej
Jest dla mnie bodźcem. Jeśli więcej czynię,
Niż trzeba, czynię tylko z tej przyczyny.
Pamiętać, panie, o tym zechciej, proszę.
Przy tym, rycerzu, to co mówiliśmy
O Żydzie, było tylko problematem
Zapewne… to jest.. niby…
TEMPLARIUSZ
Problematem…
PATRIARCHA
/ na stronie /
Który rozważyć muszę zasadniczo
Brat Bonafides będzie mógł najlepiej
Rozstrzygnąć taką kwestię.
/ głośno /
Zbliż się, synu!
/ Odchodzi, rozmawiając z Braciszkiem. /
/ Zmiana. Pokój w pałacu Saladyna. Niewolnicy wnoszą wielką liczbą worków z pieniądzmi i ustawiają jedne przy drugich. /
SCENA III
/ Saladyn, wkrótce potem Sittah. /
SALADYN
/ wchodząc /
Doprawdy, że to nie ma końca!… Czy tam
Jest tego dużo jeszcze?
JEDEN Z NIEWOLNIKÓW
Drugie tyle
Prawie.
SALADYN
Więc resztę odnieść do mej siostry…
Lecz gdzież Al-Hafi? To, co tu jest, niechaj
Zaraz do siebie weźmie… Albo może
Byłoby lepiej posłać ojcu?… Tutaj
Wszystko to pójdzie w mgnieniu oka. Chociaż
Człowiek się w końcu staje twardym. Teraz
Dokaże sztuki ten, kto wydobędzie
Ode mnie większy datek, nim nadejdzie
Haracz z Egiptu… Niechaj chociaż trochę
Nędza poczeka… Byle tylko datki
Przy grobie trwały wciąż, i byle tylko
Nie odchodzili próżno chrześcijańscy
Pielgrzymi… byle…
SITTAH
/ wchodząc /
Cóż to znaczy? Po co
Pieniądze znoszą do mnie?
SALADYN
Wypłać sobie
Swoją należność i na zapas zostaw,
Co zbywać będzie.
SITTAH
Czy nie przyszedł Natan
Z tym templariuszem?
SALADYN
Jeszcze go nie znalazł.
SITTAH
Patrz, co przypadkiem wpadło mi dziś w ręce,
Kiedym klejnoty przeglądała stare.
/ Pokazuje mu małe malowidło. /
SALADYN
Mój brat!… to on jest!… to on był niestety!
Dzielny młodzieńcze, czemuż cię tak wcześnie
Straciłem!… Cóż bym teraz mógł przedsięwziąć,
Gdybym przy boku miał cię! Sitto, daj mi
Ten portret. Znam go! Dał go starszej siostrze,
Swej drogiej Lilii, gdy pewnego razu
Z objęć swych puścić go nie chciała wcale.
Było to po raz już ostatni; potem
Pojechał… ja mu pozwalałem jeździć
Samemu!… Lilia zmarła wkrótce z żalu!
Nie przebaczyła mi, żem mu samemu
Pozwolił jeździć! Nie powrócił więcej.
SITTAH
Biedny brat!
SALADYN
Dosyć!… Wszyscy my tak kiedyś
Nie powrócimy… Któż wie zresztą?… Czyliż
Śmierć tylko jedna młodych zwraca z drogi?…
Jest innych wrogów dosyć… Często silny
Tak samo pada, jak najsłabszy… Trudno!
Stało się! Muszę teraz wizerunek
Porównać z młodym templariuszem, sprawdzić,
Czy wyobraźnia bardzo mnie złudziła.
SITTAH
Właśnie też po to tutaj go przyniosłam,
Lecz mi go oddaj… Ja porównam sama…
Oko kobiety lepiej zna się na tym…
SALADYN
/ do wchodzącego służącego /
Kto tam?… Templariusz? Niechaj przyjdzie tutaj…
SITTAH
Nie chcąc przeszkadzać wam i ciekawością
Moją go mięszać…
/ Siada na boku na sofie i zapuszcza zasłonę. /
SALADYN
Dobrze.
/ do siebie /
A głos jego?
Jakiż ten będzie?… Przecież głos Assada
Na dnie mej duszy musi być uśpiony…
SCENA IV
/ Templariusz, Saladyn. /
TEMPLARIUSZ
Sułtanie, jestem twoim jeńcem.
SALADYN
Jeńcem?
Czyż, komu daję życie, to nie daję
Razem wolności?
TEMPLARIUSZ
Co przystoi tobie
Czynić, przystoi mnie z ust twych usłyszeć,
A nie zgadywać… Lecz, sułtanie, nie jest
Z mym charakterem i z mym stanem zgodne
Szczególne dzięki składać ci za życie…
Jest ono w każdym razie znów na twoje
Rozkazy…
SALADYN
Nie chciej tylko go używać
Przeciw mnie. Chętnie nieprzyjacielowi
Zwracam dwie ręce, lecz takiego serca
Nie chciałbym zwracać mu. Nie byłem w błędzie,
Młodzieńcze, co do ciebie… Duszą, równie
Jak ciałem, jesteś mym Assadem. Widzisz,
Prawie mnie bierze chęć zapytać, gdzieś się
Krył czas tak długi?… Czyś w zaklętej jakiej
Pieczarze zasnął? Czyli w Gennistanie
Dobre cię duchy uchowały dotąd
W świeżej młodości? Widzisz, chęć mnie bierze
Przypomnieć, cośmy w rozmaitych miejscach
Razem robili! Chciałbym się pogniewać,
Żeś miał przede mną jednę tajemnicę,
Żeś mi przygody jednej twego życia
Nie dał podzielić z sobą… I to wszystko
Pewnie bym zrobił, gdybym tylko ciebie
Widział, nie siebie także… Lecz daremnie
Łudzić się!… Tylko to jest jedno prawdą
Z tych słodkich marzeń, że w jesieni mojej,
Wiosna Assada mego znów zakwita…
A ty, rycerzu, czyś zadowolony
Z tego?…
TEMPLARIUSZ
To wszystko, co mi z twojej ręki
Przychodzi… czym bądź będzie… mojej duszy
Było życzeniem.
SALADYN
Zróbmy zaraz próbę…
Chcesz zostać przy mnie? U mnie?… Chrześcianinem,
Czy muzułmanem, mniejsza!… W białym płaszczu,
Czy w jamerlonku, w kapeluszu twoim,
Czy też w turbanie, mniejsza!… Nigdym nie chciał,
By wszystkie drzewa miały jednę korę.
TEMPLARIUSZ
Chcąc tego, nie stałbyś się, czym się stałeś,
Nie byłbyś stał się bohaterem, godnym
Być ogrodnikiem bożym.
SALADYN
A więc, jeśli
Nie myślisz gorzej o mnie, to już z nami
Zgoda w połowie! Co?
TEMPLARIUSZ
Zupełna.
SALADYN
/ podając mu rękę /
Słowo?…
TEMPLARIUSZ
/ podając mu rękę /
Ręka! Przyjm więcej, niż odebrać mogłeś;
Cały twój jestem.
SALADYN
Zbytek powodzenia
Na ten dzień jeden… On czy przyszedł z tobą?
TEMPLARIUSZ
Kto taki?
TEMPLARIUSZ
Natan…
TEMPLARIUSZ
/ zimno /
Nie… ja sam przyszedłem.
SALADYN
Jaki szlachetny, dzielny czyn spełniłeś!
I jak się dobrze stało, że czyn taki
Wypadł na korzyść podobnego męża!
TEMPLARIUSZ
Tak, tak.
SALADYN
Tak zimno mówisz? Nie, młodzieńcze,
Kiedy Bóg przez nas działa, nie należy
Być obojętnym, ani też przez skromność
Chcieć obojętność okazywać…
TEMPLARIUSZ
Prawda!
Rzecz każda jednak ma tak różne strony,
Że często pojąć nawet niepodobna,
By razem jedno stanowiły.
SALADYN
Trzeba
Zawsze najlepszą tylko mieć na oku,
I wielbić Boga, bo On sam jedynie
Wie, jak się one godzą z sobą… Ale,
Gdyś tak surowym, to być muszę bardzo
Ostrożnym z tobą, bo ja też, niestety,
Mam różne strony, co nie zawsze z sobą
Zgadzać się zdają.
TEMPLARIUSZ
Zarzut to bolesny,
Gdyż podejrzliwość nie jest moją wadą.
SALADYN
A więc mi powiedz, względem kogo jednak
Masz podejrzenie… Jeśli się nie mylę,
Względem Natana?… Jak to? Względem niego
Masz podejrzenie? Ty? Mów jaśniej, powiedz,
Ufności we mnie daj mi pierwszy dowód.
TEMPLARIUSZ
Przeciwko niemu nie mam nic zupełnie,
Lecz się nań gniewam.
SALADYN
O cóż?
TEMPLARIUSZ
Oto, że mi
Mogło się marzyć, iż Żyd może czasem
Nie być zupełnie Żydem, że na jawie
Mogłem tak marzyć…
SALADYN
Ten swój sen na jawie
Opowiedz-że mi.
TEMPLARIUSZ
Wiesz, sułtanie, o tym,
Że on ma córkę… Com uczynił dla niej,
To uczyniłem, bom uczynił. Jestem
Zanadto dumny, by tam wdzięczność zbierać,
Gdziem jej nie posiał. Widzieć jej raz jeszcze
Nie chciałem. Ojciec był w podróży, wraca,
Mówią mu, słucha, szuka mnie, znajduje,
Składa mi dzięki, pragnie, żeby córka
Spodobać mi się mogła, napomyka
Coś o widokach, o przyszłości błogiej
W oddali… Dałem się namówić, idę,
I rzeczywiście napotykam dziewczę…
Ach! Muszę wstydzić się, sułtanie!…
SALADYN
Czego?
Przecież nie tego, żeś wrażenia doznał,
Widząc żydowskie dziewczę?…
TEMPLARIUSZ
Że me serce,
Pod wpływem mowy ojca ujmującej,
Tak się wrażeniu opierało słabo.
Ja głupiec! W chwilę byłem znów w płomieniach!…
Potem prosiłem o nią i zostałem
Wzgardzony!…
SALADYN
Jak to?
TEMPLARIUSZ
Mądry ojciec wprawdzie
Wprost nie odmówił, ale mądry ojciec
Chce wprzód wybadać, chce się wprzód namyślać!…
Ma słuszność!… Czyliż ja tak nie robiłem?…
Czym nie namyślał się? Nie dowiadywał,
Gdym głos jej w ogniu słyszał? Słusznie! Słusznie!
Na Boga! Jest to pięknie, tak być mądrym,
Tak być przezornym!…
SALADYN
No, staremu trzeba
Ustąpić trochę!… Czyliż długo będą
Jego wahania trwały? Czyż zażąda,
Byś wprzódy Żydem został?
TEMPLARIUSZ
Kto wie! …
SALADYN
Kto wie? …
Ten, kto zna lepiej tego Żyda.
TEMPLARIUSZ
Przesąd,
W którym my wzrośli, chociaż go poznamy,
Jeszcze nad nami władzy swej nie traci…
Nie wszyscy wolni, co z swych kajdan szydzą!
SALADYN
Trafna uwaga; ale Natan, Natan
Zaprawdę…
TEMPLARIUSZ
Jest to między przesądami
Największy przesąd, sądzić, że nasz własny
Mniej jest przesądny, niżli inne…
SALADYN
Prawda!
Lecz Natan…
TEMPLARIUSZ
Pragnąc w tym przesądzie całą
Utrzymać ludzkość, nim dzień prawdy dla niej
Zaświeci… pragnąć…
SALADYN
Prawda! Ale Natan….
On tej słabości nie podlega wcale.
TEMPLARIUSZ
I jam tak sądził. A jeżeli jednak
Ten wyborowy mąż jest pospolitym
Żydem, co szuka chrześcijańskich dzieci,
By je w żydostwie chować, to cóż wtedy?
SALADYN
Któż go oskarża o to?…
TEMPLARIUSZ
Ta dziewczyna,
Której nadzieją pragnie mi zapłacić
To, com był winien darmo dla niej zrobić,
Otóż to dziewczę nie jest jego córką,
Jest zagubionym chrześcijańskim dzieckiem.
SALADYN
I dać ci nie chciał jej pomimo tego?
TEMPLARIUSZ
/ żywo /
Chce dać, czy nie chce, zdarta z niego maska,
I wyjaśnione są przechwałki jego!
Za tym żydowskim wilkiem, przyodzianym
W baranią skórę mędrca, nie tak trudno
Będzie mi puścić sforę psów, co w szmaty
Porwą fałszywą odzież!
SALADYN
/ poważnie /
Chrześcianinie,
Spokojnie!
TEMPLARIUSZ
Jak to? Co?… spokojnie,
Chrześcijaninie?… Gdy Żyd i muzułman
Przy swym żydostwie i przy muzułmaństwie
Obstają, tylko chrześcijanin winien
O swe chrześciaństwo nie dbać?…
SALADYN
jeszcze poważniej Chrześcianinie,
Spokojnie!
TEMPLARIUSZ
/ spokojnie /
Czuję całą moc wyrzutu,
Jaki Saladyn w tym wyrazie mieści!…
Ach! Gdybym wiedział, jak by Assad w moim
Postąpił miejscu!
SALADYN
Nie o wiele lepiej!
Zapewne również tak porywczo! Ale
Kto cię nauczył tak mnie jednym słowem
Rozbrajać, powiedz? Rzeczywiście, jeśli
Rzecz się tak miała, to Natana mego
Sam nie poznaję wcale. Jest on zresztą
Mym przyjacielem. Moi przyjaciele
Gniewać się z sobą nie powinni. Słuchaj!
Działaj ostrożnie! Nie śpiesz się, Natana
Dawać na pastwę fanatykom waszym!
Milcz o tym, za co wasze duchowieństwo
Karać go zechce, mnie sprawiając boleść…
Nie sil się na to, byś na przekór Żydom
I muzułmanom był chrześcijaninem.
TEMPLARIUSZ
Omal wszystkiego już nie wyjawiłem.
To mnie wstrzymało, że mi patryjarcha
Swoją żądnością krwi zohydził zamiar
Wyznania prawdy.
SALADYN
Jak to? Więc poszedłeś
Do patryjarchy wprzód niż do mnie?
TEMPLARIUSZ
W szale,
Pod namiętności wpływem… Przebacz… Teraz
Lękam się, czyli nadal zechcesz we mnie
Uznawać jeszcze jaki rys Assada.
SALADYN
Tę twą obawę właśnie. Widzę teraz,
Z jakich to błędów rosną nasze cnoty.
Bądź tylko takim, jakim jesteś, dalej,
Nic nie zaszkodzi ci to w sercu moim.
Lecz idź go szukać, jak on szukał ciebie,
Sprowadź go tutaj. Chcę cię z nim pojednać.
Jeśli ci idzie tak o tę dziewczynę,
To się nie lękaj, będzie ona twoją,
I Natanowi nie przepuszczę płazem,
Że chrześcijańskie dziecko śmiał wychować
Bez wieprzowiny!… Idź!…
/ Templariusz odchodzi, Sittah opuszcza sofę. /
SCENA V
/ Saladyn, Sittah. /
SITTAH
To rzecz szczególna!…
SALADYN
Więc prawda, Sitto? Assad mój być nie mógł
Ani dzielniejszym, ani też piękniejszym
Młodzieńcem?…
SITTAH
Jeśli takim był, i jeśli
Z niego ten portret, a nie z templariusza
Jest zdjęty!… Ale jakżeś mógł zapomnieć
Zapytać się go o rodziców?…
SALADYN
Zwłaszcza
O matkę?… Czyli kiedy w naszym kraju
Nie była?… Prawda?…
SITTAH
Tak, to jest możebne.
SALADYN
O! To możebne! Assad był widziany
Mile przez piękne chrześcijańskie damy,
I tak lgnął do nich, że opowiadano…
No, no… niechętnie o tym mówię… Dosyć!…
Więc mam go znowu! Z całym charakterem
I miękkim sercem! Dziecko swoje Natan
Musi mu oddać — prawda?…
SITTAH
Raczej mu zostawić,
Niżeli oddać!
SALADYN
W każdym razie! Jakie
Ma prawo do niej, gdy jej ojcem nie jest?…
Ten, kto przedłużył życie jej w ten sposób,
Wstępuje w prawa tego, co dał życie.
SITTAH
Cóż teraz zrobić myślisz, Saladynie?
Gdybyś dziewczynę zaraz wziął do siebie,
By ją usunąć spod nieprawej władzy?
SALADYN
Więc sądzisz, że to byłoby koniecznym?
SITTAH
Koniecznym może nie… ciekawość tylko
Nasuwa mi tę radę, bo o pewnych
Ludziach chciałabym jak najprędzej wiedzieć,
Jaką dziewczynę mogą kochać.
SALADYN
Zatem
Poślij i każ ją przyprowadzić.
SITTAH
Mogęż,
Mój bracie?
SALADYN
Tylko wzgląd miej na Natana!
Niechaj nic nie wie, że ją ma od niego
Przemoc oddzielić.
SITTAH
Nie bój się.
SALADYN
Tymczasem
Pójdę dowiedzieć się, gdzie jest Al-Hafi.
/ Wychodzą. /
/ Zmiana. Otwarte podwórze w domu Natana od strony palm, jak w pierwszej scenie pierwszego aktu. Część towarów i kosztowności leży rozpakowana. /
SCENA VI
/ Natan, Daja. /
DAJA
Wszystko wspaniałe, wszystko wyborowe!
Takie, jak tylko wy umiecie dawać!
Gdzież to robiona ta materia srebrna
W złote gałązki? Co kosztuje?… Śliczna
Suknia do ślubu!… Dla królowej nawet
Lepszej nie trzeba!…
NATAN
Suknia ślubna? Czemu
Ślubna?…
DAJA
Być może, żeście nie myśleli
O tym, kupując… Lecz, Natanie, tylko
Ta, a nie inna, może być do ślubu…
Jest jak umyślnie wyrobiona na to…
Tło białe jest to godło niewinności,
A pasma złote, co widnieją na nim,
Godło bogactwa!… Czy widzicie?… Śliczna!
NATAN
Skąd ci te żarty, i o czyjej sukni
Majaczysz w sposób tak uczony?… Czyliż
Chcesz panną młodą zostać?
DAJA
Ja?…
NATAN
Dlaczegóż!
DAJA
Ja?… mocny Boże!…
NATAN
Skąd więc i o czyjej
Mówisz mi sukni ślubnej? Ta jest twoja,
Więcej niczyja!
DAJA
Moja? Ma być moja?…
Więc nie dla Rechy?…
NATAN
Com dla Rechy przywiózł,
Jest w innych skrzyniach… Zabierz to dla siebie,
Zabierz manatki swoje!
DAJA
Kusicielu! …
Nie! Nie! Za wszystkie kosztowności świata,
Nie!… Nie tknę się ich, chyba że mi zaraz
Zaprzysiężecie użyć tej jedynej
Okazji, którą niebo wam nastręcza!…
NATAN
Okazji? Jakiej? Użyć? Lecz do czego?…
DAJA
Po co udawać, że nie rozumiecie?
Powiem wam krótko: ten templariusz kocha
Rechę. Oddajcie mu ją… Tym sposobem
Skończy się grzech wasz, grzech, o którym dłużej
Milczeć nie mogę. Tak dziewczyna wróci
Znów między chrześcian, będzie tym, czym była,
A wy za dobro, które nam świadczycie,
Ogni piekielnych nie będziecie dłużej
Ściągali na swą głowę…
NATAN
Znowu stara
Piosenka! Struny wprawdzie naciągnięte
Nowe, lecz jakoś niezbyt strojnie dźwięczą.
DAJA
Jak to?
NATAN
Templariusz miłym jest. Jemu
Oddałbym Rechę pewno jak najchętniej,
Lecz… cierpliwości.
DAJA
Cierpliwości!… Czyż to
Nie wasza stara piosnka?…
NATAN
Tylko kilka
Dni cierpliwości. Patrzaj… ktoś tu idzie..
Braciszek! Spytaj, czego żąda?
DAJA
Czego
Pragnie?
/ Odchodzi. /
NATAN
I daj mu, nim poprosi.
/ na stronie /
Gdybym
Mógł znaleźć sposób, jak do templariusza
Przystąpić, przyczyn mojej ciekawości
Nie wyjawiając… Bo jeżeli powiem,
A me domysły są bezzasadnymi,
To niepotrzebnie wmięszam jego ojca.
/ głośno do wracającej Daji /
Cóż tam?…
DAJA
Chce mówić z wami.
NATAN
Więc go wprowadź,
A sama odejdź.
/ Daja wychodzi. /
SCENA VII
/ Natan, Braciszek. /
NATAN
/ na stronie /
Tak bym chętnie ojcem
Rechy pozostał… Ba! Czyż być przestanę,
Chociaż przestanę nosić nazwę?… Dla niej
Ojcem się zawsze będę zwał, gdy pozna
Jak chętnie byłbym nim.
/ głośno /
Pobożny bracie,
Witajcie! Czymże służyć wam?
BRACISZEK
O! Niczym!…
Panie Natanie, cieszę się, że w zdrowiu
Znów was oglądam…
NATAN
Więc mnie znacie?
BRACISZEK
Czyliż
Może kto nie znać was?… Czyż nie wsuwacie
Każdemu w rękę, wraz ze szczodrym datkiem,
Wspomnienia swego? Ja mam je od wielu
Lat…
NATAN
/ sięgając po pieniądze /
Dobry bracie, niechże się odświeży…
BRACISZEK
Dziękuję… Biednych okradłbym, nie mogę
Przyjąć… Pozwólcie jednak, że ja wzajem
Wspomnienie moje wam odświeżę trochę…
Chlubię się bowiem, że i ja wsunąłem
Coś w waszą rękę, co swą wartość miało…
NATAN
Wybaczcie!… wstyd mi… mówcie co… Za karę
Zwrócę siedemkroć wartość…
BRACISZEK
Przede wszystkim
Muszę powiedzieć wam, jak się to stało,
Że dziś dopiero przypomniałem sobie
O tym, com kiedyś wam powierzył.
NATAN
Mnieście
Coś powierzyli?
BRACISZEK
Do niedawna jeszcze,
Jako pustelnik żyłem pod Jerycho,
Przy kwarantannie, lecz arabscy zbójcy
Obrabowali mi mój domek boży,
Złupili celę i uprowadzili
Mnie z sobą. Szczęściem w drodze im umknąłem,
I tu przybyłem, by od patryjarchy
Otrzymać inne miejsce, w którym mógłbym
Bogu samotnie przez dni moich resztę
Służyć…
NATAN
Niepokój dręczy mnie, więc, bracie,
Mówcie od razu, coście powierzyli
Mnie…
BRACISZEK
Zaraz, panie. Otóż patryjarcha
Na górze Tabor przyrzekł mi pustelnię,
Jak tylko która będzie opróżnioną;
Tymczasem kazał przyjąć mnie w klasztorze,
Jako braciszka… Po sto razy dziennie
Do mej pustelni wzdycham, bo patriarcha
Wciąż mnie używa do spraw, co są dla mnie
Wstrętne… Na przykład…
NATAN
Kończcie, bracie, proszę.
BRACISZEK
Zaraz. Na przykład teraz ktoś mu mówił,
Że jest tu pewien Żyd, co chrześcijańskie
Dziecko za córkę sobie wychowuje.
NATAN
/ z niepokojem /
Co?
BRACISZEK
Posłuchajcie tylko!… Zatem na mnie
Włożył zlecenie, żebym, jeśli zdołam,
Wpadł na trop tego Żyda, i okropnie
Gniewał się na to straszne wykroczenie,
Które się zbrodnią zwie przeciw Duchowi
Świętemu, to jest najstraszniejszym grzechem
Ze wszystkich grzechów… chociaż, Bogu dzięki,
Nie wiemy dobrze, na czym to właściwie
Grzech ten zależy… Wtenczas się zbudziło
Nagle sumienie we mnie i w pamięci
Mojej stanęło, że to ja sam może
Do tego grzechu nieodpuszczonego
Przed laty powód dałem… Więc powiedzcie,
Czy nie wam konny giermek przed latami
Osiemnastoma oddał do rąk dziecko,
Dziewczynkę kilkotygodniową?
NATAN
Jak to?…
W istocie… to jest…
BRACISZEK
Lecz przypatrzcie mi się,
Ten konny giermek to ja…
NATAN
To wy?
BRACISZEK
Pan ów,
Który wam oddać kazał dziecko, zwał się…
Jak sądzę… Filneck.. Wolf von Filneck…
NATAN
Właśnie!
BRACISZEK
Ponieważ matka krótko przed tym zmarła,
A ojciec musiał… jeśli pomnę dobrze…
Jechać do Gazza, dokąd nie mógł z sobą
Zabrać robaczka, więc go przysłał do was…
Czy to nie w Darun wówczas was znalazłem?
NATAN
Tak jest.
BRACISZEK
Nie byłoby to wcale dziwnym,
Gdyby mnie pamięć zwiodła. Rozmaitych
Miewałem panów, a u tego krótko
Służyłem… Poległ wnet pod Askalonem…
Dobry to zresztą pan był!
NATAN
Prawda! Prawda!
Tyle wdzięczności jemu winien jestem,
Tyle mi razy uratował życie!
BRACISZEK
To bardzo ładnie. A więc tym ochotniej
Córeczkę jego przyjęliście?
NATAN
Łatwo
To pojąć!
BRACISZEK
A więc gdzież jest ona? Przecież
Nie zmarła? Śmiało mówcie, że nie zmarła…
Jeśli nikt zresztą więcej o tym nie wie,
To nie ma strachu…
NATAN
Nie ma?…
BRACISZEK
Mnie możecie
Ufać, Natanie! Bo ja sobie myślę
Tak: jeśli z dobrem, które mam uczynić,
Blisko graniczy złe, to tego dobra
Czynić nie trzeba, bo choć dość dokładnie
Wiemy, co złem jest, ale co jest dobrem,
Tego tak ściśle nie możemy wiedzieć.
Było to bardzo naturalnym, żeście,
Chcąc chrześcijańskie dziecię dobrze chować,
Jako swe własne je chowali. Miłość
Kazała wam tak zrobić, i miałaby
Was za to czekać kara? To byłoby
Niesprawiedliwe. Prawda, że przezorniej
Zrobilibyście, gdybyście kazali
Obcym chrześciańskie wychowywać dziecię
W wierze chrześciańskiej, ale w takim razie
Czyżby to dziecko przyjaciela było
Kochanym przez was? A miłości dziecku,
Choćby dzikiego zwierza, jest potrzeba
W tych młodych latach bardziej, niż chrześciaństwa.
Na chrześciaństwo jeszcze ma dość czasu.
Jeśli więc dziewczę zdrowo i pobożnie
Pod okiem waszym wzrosło, to zostało
Przed okiem bożym tym, czym było. Czyliż
Całe chrześciaństwo nie jest zbudowane
Na judaizmie? Nieraz mnie bolało,
I wiele nad tym łez wylałem, żeśmy
Chrześcianie często zapominać zwykli,
Iż sam Zbawiciel nasz był także Żydem.
NATAN
Wy, dobry bracie, za mną przemówicie,
Gdy złość, obłuda, przeciw mnie podniosą
Głosy… z powodu czynu… czynu, który…
Wy tylko sami wiedzieć to będziecie,
Ale do grobu weźcie tajemnicę…
Nigdy mnie jeszcze nie popchnęła pycha,
Bym ją powierzył komukolwiek… wam ją
Opowiem tylko… Zacnej ją prostocie
Opowiem tylko… Bo wy tylko sami
Zdolniście pojąć, jakie czyny może
Wymóc na sobie człowiek, co się boi
Boga…
BRACISZEK
Wzruszenie was przejęło… oczy
Wasze łez pełne…
NATAN
W Darun z owym dzieckiem
Mnie znaleźliście, lecz nie wiecie o tym,
Że na dni kilka przedtem chrześcijanie
Wymordowali Żydów w Gath, nie szczędząc
Kobiet i dzieci… lecz nie wiecie o tym,
Że między nimi była moja żona
Z siedmiu synami, co się ukrywała
U mego brata, i że wszyscy razem
Zginęli w ogniu…
BRACISZEK
Sprawiedliwy Boże!
NATAN
Gdym przybył, trzy dni, w prochu i popiele
Dzień i noc leżąc, przepędziłem w płaczu
Przed Bogiem… W płaczu? Nie! Ja przeciw Bogu
Bunt podnosiłem, wrzałem, przeklinałem
Siebie, świat, wszystko, a chrześciaństwu wieczną
Zaprzysięgałem zemstę…
BRACISZEK
Ach! Pojmuję!
NATAN
Powoli jednak rozum mój powrócił
I rzekł łagodnie: „Przecież na niebiosach
Jest Bóg! To wszystko było jego wolą!
Idź, pełń to, co już dawno pojmowałeś,
A co trudniejszym nie jest do spełnienia,
Niż do pojęcia, byłeś pełnić zechciał.
Wstań!” A więc wstałem… Zawołałem: „Boże!
Chcę, jeśli ty chcesz, żebym chciał”. W tej chwili
Zsiedliście z konia i oddaliście mi
Dziecię, co było w płaszcz wasz zawinięte.
Coście mówili, co odpowiedziałem,
Już nie pamiętam… Tylko wiem, że dziecię
Wziąłem do siebie, że je całowałem,
Żem na kolana upadł, i żem wołał:
„Boże! Z siedmiorga jednoś mi już zwrócił!”
BRACISZEK
Natanie! Wyście chrześcijanin! Świadkiem
Bóg wielki, żeście chrześcijanin! Nie ma
Lepszego nad was chrześcianina!
NATAN
Bracie!
Co w waszych oczach mnie chrześcijaninem
Czyni, to w moich was przedstawia Żydem…
Lecz rozczulenia rzućmy! Trzeba czynu!…
I choć mnie wkrótce siedmiokrotna miłość
Do tej dziewczyny cudzej przywiązała,
Choć mnie zabija sama myśl, że mogę,
Tracąc ją, znowu siedmiu moich synów
Utracić — jeśli chce Opatrzność z moich
Rąk ją odebrać — słucham.
BRACISZEK
Ja to samo
Chciałem wam radzić, co wam duch wasz własny
Poradził mądrze.
NATAN
Ale pierwszy lepszy
Nie może mi jej wydrzeć.
BRACISZEK
O! To pewna!
NATAN
Większych praw do niej, niż ja, mieć nie może
Nikt, więc przynajmniej musi mieć wcześniejsze.
BRACISZEK
Które natura mu i krew nadała?
NATAN
Tak właśnie myślę! A więc mi wymieńcie
Kogoś, co jako brat, stryj albo krewny,
Lub kuzyn zgłasza się… ja się nie wzbronię
Oddać jej, pewny, że ją wychowałem
Tak, żeby mogła dla każdego domu
I każdej wiary być ozdobą. Sądzę,
Że o tym waszym panu i o rodzie
Jego cokolwiek więcej wiecie?
BRACISZEK
Dobry
Natanie, to już trudno. Powiedziałem,
Żem krótko w służbie był u niego.
NATAN
Wiecież
Choć to, z jakiego rodu była matka?…
Czy nie z Stauffenów?…
BRACISZEK
Może… Tak, tak sądzę.
NATAN
Czy brat jej nie był Konrad ze Stauffenów
Rodziny? Czyli nie był templariuszem?…
BRACISZEK
Jeżeli dobrze pomnę… Ale zaraz!
Przyszło mi na myśl, że po nieboszczyku
Panu książeczkę jeszcze mam… Wyjąłem
Mu ją z zanadrza, gdy pod Askalonem
Grzebaliśmy go…
NATAN
Więc?
BRACISZEK
Są tam modlitwy.
Brewiarzem zwiemy ją… Chrześcianin każdy,
Jak sądzę, może jej używać. Wprawdzie
Ja nie… nie umiem czytać…
NATAN
Mniejsza o to!
Do rzeczy!
BRACISZEK
W książce tej jest na okładkach,
Jak mi mówiono, własną ręką pana,
Pisane o nim i o jego rodzie.
NATAN
Co za szczęśliwy traf! Biegnijcie! Idźcie!
Prędko! przynieście mi tu tę książeczkę…
Na wagę złota gotów jestem za nią
Zapłacić, stokroć jeszcze będę wdzięczny!
Idźcie! Biegnijcie!
BRACISZEK
Bardzo chętnie! Ale
To po arabsku jest, co tam pisane.
NATAN
To wszystko jedno, tylko ją przynieście.
/ Braciszek odchodzi. /
O Boże! Gdybym zdołał ją zachować,
I mógł pozyskać podobnego zięcia! …
Trudno przypuścić to!… Lecz niech się stanie,
Co się stać musi!… Kto by mógł jednakże
Do patryjarchy o tym donieść?… Muszę
Pamiętać o to spytać… Może Daja
Coś wygadała…
/ Daja wbiega spiesznie. /
SCENA VIII
/ Natan, Daja. /
DAJA
/ pomięszana /
Wyobraźcie sobie,
Natanie! …
NATAN
Cóż tam?
DAJA
Biedne dziecko, tak się
Zlękło!… Przysłano po nią…
NATAN
Od patriarchy?
DAJA
Nie, od sułtana siostry, księżny Sitty.
NATAN
Nie od patriarchy?
DAJA
Nie — od Sitty, przecież
Tak powiedziałam… Od księżniczki Sitty…
Chce, żeby do niej przyszła…
NATAN
Kto? Czy Recha?…
Chce, żeby Recha przyszła?… No, jeżeli
Nie patryjarcha przysłał, ale Sittah…
DAJA
Skądże wam myśl ta?
NATAN
Czyś ty nie słyszała
O nim w tych czasach?… czyś mu nie szepnęła?…
DAJA
Ja? Jemu?…
NATAN
Gdzież jest ten posłaniec? …
DAJA
Tutaj.
NATAN
Ostrożność każe, bym z nim sam pomówił.
Chodź. Oby tylko w tym nie było ręki
Patriarchy!
/ Wychodzi. /
DAJA
A ja drżę o co innego!…
Tak, jedynaczka, domniemana córka
Tak bogatego Żyda, być by mogła
Dosyć ponętną i dla muzułmana…
Oho! Templariusz przepadł!… Przepadł, jeśli
Na jeden jeszcze krok się nie odważę…
Jeśli jej samej prawdy nie odkryję…
Dobrze! Skorzystam z pierwszej sposobności,
Gdy sama będę z nią, by to uczynić.
Sposobność taka może wnet się zdarzy,
Gdy ją prowadzić będę do pałacu…
Przynajmniej szkody tym nie zrobię! Tak jest!
Teraz lub nigdy! Trzeba to uczynić!
/ Idzie za Natanem. /
AKT V
/ Pokój w pałacu Saladyna, ten sam co w czwartym akcie. Worki z pieniędzmi na tym samym miejscu. /
SCENA I
/ Saladyn, wkrótce potem trzej mamelucy. /
SALADYN
/ wchodząc /
Pieniądze tu są jeszcze! A derwisza
Ani wynaleźć! Musiał się zasiedzieć
Nad szachownicą i o sobie samym
Zapomniał, czemuż więc nie miałby o mnie
Zapomnieć?… Ale cierpliwości…
/ do wchodzącego mameluka. /
Cóż tam?
MAMELUK
Sułtanie, radość! Pożądane wieści!
Właśnie z Kairu przyszła karawana,
Przyszła szczęśliwie, i przynosi haracz
Znad bogatego Nilu za lat siedem.
SALADYN
Zuch, Ibrahimie, z ciebie!… Pożądaną
Wieść mi przynosisz!… A więc wreszcie!… wreszcie!…
Dzięki ci za to!…
MAMELUK
/ czekając, do siebie /
No? Co będzie dalej? …
SALADYN
I na cóż czekasz?… Odejdź.
MAMELUK
Zwiastunowi
Dobrej nowiny więcej nic?
SALADYN
Cóż więcej?
MAMELUK
Żadnego daru dla zwiastuna?… Czyliż
Ja mam być pierwszy, co od Saladyna
Jedynie z dobrym słowem wyszedł? Pierwszy,
Względem którego mąż tak sławny, skąpym
Chce się okazać?…
SALADYN
Weźże sobie jeden
Z tych worków.
MAMELUK
Teraz nie chcę, choćbyś nawet
Dawał mi wszystkie.
/ Wychodzi. /
SALADYN
Cóż znów? Chodź! Dwa zabierz!…
Odszedł na serio! Czyż we wspaniałości
Mnie chce przewyższyć? Bo mu przykrzej pewno
Odmawiać, niż mnie dawać!… Ibrahimie!…
Skądże mi przyszło w moich dni ostatku
Chcieć być inakszym, niż dotychczas byłem?
Czyliż Saladyn nie ma Saladynem
Umrzeć!… Musiałby chyba wówczas nie żyć
Jako Saladyn.
DRUGI MAMELUK
/ wchodząc /
Dobra wieść, sułtanie!
SALADYN
Jeśli chcesz donieść mi…
DRUGI MAMELUK
Że karawana
Przyszła z Egiptu.
SALADYN
To już wiem.
DRUGI MAMELUK
Zbyt późno
Przybyłem zatem.
SALADYN
Czemu późno? Zabierz
Za dobrą wolę jeden lub dwa worki.
DRUGI MAMELUK
Jeden i dwa to trzy.
SALADYN
Ha! Skoro liczysz
Tak, to weź.
DRUGI MAMELUK
Przyjdzie tutaj jeszcze trzeci,
Jeśli tu będzie mógł przyjść.
SALADYN
Jak to jeśli?…
DRUGI MAMELUK
Ot, bo kark skręcił… Gdyśmy byli pewni,
Że karawana już się zbliża, każdy
Rzucił się naprzód, by ci pierwszy donieść.
Ten nas wyścignął wszystkich, lecz spadł z konia,
Więc wyprzedziłem ja go. Aż do miasta
Byłem na przodzie, lecz Ibrahim, hultaj,
Lepiej tu w mieście zna ulice.
SALADYN
Biedak!
Spadł!… przyjacielu! Jedź do niego! Wracaj!
DRUGI MAMELUK
Wracam natychmiast, i jeżeli żyje,
Połowa tego złota doń należy.
/ Wychodzi. /
SALADYN
I to poczciwy chłopiec! Kto się może
Poszczycić, że ma takich mameluków?…
Gdyby mi wolno było, to bym myślał,
Że im mój przykład pomógł, by się stali
Takimi, jacy są… Precz zatem z myślą
Przyzwyczajenia ich do inakszego
Postępowania na dni moich schyłku.
TRZECI MAMELUK
/ wchodząc /
Sułtanie!
SALADYN
Tyś spadł z konia?
TRZECI MAMELUK
Nie. Donoszę
Tylko, Emir Mansor, dowodzący
Transportem zsiada z konia..
SALADYN
Niech przychodzi
Co prędzej! Otóż i on!…
SCENA II
/ Saladyn, emir Mansor. /
SALADYN
Pozdrowiony
Bądź nam, emirze! Jakże poszła droga?…
Mansorze! Długo czekać nam kazałeś
Na siebie.
MANSOR
List ten powie ci, sułtanie,
Jakie w Tebajdzie musiał Abdulkassem
Stłumić zamieszki, nim mogliśmy ruszyć.
Ja przyśpieszałem transport, ile było
W mej mocy.
SALADYN
Wierzę ci. Bez zwłoki teraz
Weź nowy konwój… musisz zaraz jechać
Dalej, odstawić większą część pieniędzy
Na Liban, ojcu memu… Czy to chętnie
Uczynisz?
MANSOR
Chętnie, bardzo chętnie.
SALADYN
Tylko
Niech konwój będzie silny… Na Libanie
Nie tak bezpiecznie teraz. Nie słyszałeś?
Znów się ruszają templariusze… Miej się
Na ostrożności. Idź!… Gdzież karawana?…
Pójdę zobaczyć ją i sam zarządzę
Wszystko. A potem muszę iść do Sitty.
/ Wychodzą. /
/ Zmiana. Miejsce pod palmami, przed domem Natana. /
SCENA III
TEMPLARIUSZ
/ sam, przechadza się /
Do domu jego wejść nie mogę… Przecież
Musi się wreszcie tu pokazać. Przedtem
Tak przed tym domem chętnie mnie widziano!
Mamże doczekać tego, że się stanie
Przykrym dla niego, iż tak uporczywie
Tu się przechadzam?… Hm! Tak wielka gorycz
Mówi przeze mnie!… Cóż mnie nań zgniewało
Tak bardzo?… Nic mi jeszcze nie odmówił,
Jak sam powiada, a Saladyn przyrzekł
Wziąć to na siebie, przyrzekł go nakłonić…
Czyżby chrześcianin we mnie jeszcze bardziej
Był wkorzeniony, niż w nim Żyd?… Ha! Może!…
Któż się zna dobrze?... Jakże mogłem zresztą
Przeczyć mu tego łupu, który sobie
Na chrześcijaństwie zdobył?… Jest to, prawda,
Łup niezwyczajny!… tak urocze dziecko!…
Dziecko, lecz czyje?… Czy tamtego, który
Nieurobioną bryłę na pustynię
Żywota rzucił, a sam poszedł dalej?
Czyli też tego, co tę bryłę podniósł,
I boskie dla niej obmyśliwszy kształty,
W nie ją przyoblókł? Niechaj chrześcijanie
Mówią co zechcą, ojcem Rechy, ojcem
Prawdziwym, mimo tego chrześcianina
Co jej dał życie, zawsze Żyd zostanie!…
Gdy myślę o niej, jako o chrześciance,
Gdy wyobrażam sobie, że jej braknie
Tego wszystkiego, co jedynie mogła
Od podobnego nabyć Żyda, wtedy…
Mów serce moje, co by ciebie do niej
Wabiło?… Prawie nic! Jej uśmiech nawet,
Gdyby był tylko kurczem jej muskułów,
Pięknym i miłym, ale gdyby to, co
Uśmiech ten budzi, czaru, co przystraja
Usta jej lube miało nie być godnym, —
Nie! Taki uśmiech mnie by nie porywał!…
Tyle uśmiechów takich już widziałem,
Którymi hojnie obdarzano głupców,
Frantów, szyderców, zalotników, albo
Pochlebców — przecież mnie nie czarowały…
Czyżbym i wtedy uczuł jakąś żądzę,
Bujać motylem w jej słonecznym blasku? —
Nie wiem!… I oto jestem zagniewany
Na tego, co jej taką wartość nadał!…
O co? Dlaczego?… Bom zasłużył na to
Szyderstwo, jakim żegnał mnie Saladyn!…
Źle ze mną bardzo, gdy Saladyn mógł w to
Uwierzyć!.. Jakże małym ja się muszę
Wydawać w jego oczach, jakże nędznym!…
I to z powodu tej dziewczyny!… Kurdzie!
Kurdzie!… Inaczej być powinno! Zwróć się
Z tej błędnej drogi! Jeśli zresztą Daja
Mówiła rzeczy, których dowieść trudno?
A! On nareszcie!… Wyszedł z domu… mówi…
Aa! Lecz z kim mówi?… Z kim?… Z braciszkiem!
Wie już o wszystkim… może już wydany
Przed patryjarchą!… Ha! W mej zaciekłości
Co ja zrobiłem?… Jak to jedna iskra
Namiętnych ogni łatwo mózg wypala! …
Prędko! Pomyślmy, co uczynić trzeba!…
Będę nań czekał tutaj, aż odejdzie
Braciszek.
/ Odchodzi na stronę. /
SCENA IV
/ Natan, Braciszek. /
NATAN
Dzięki! Jeszcze dzięki, dobry
Bracie!
BRACISZEK
Ja także wam winienem dzięki!
NATAN
Wy? Mnie? I za co?… żem wam uporczywie
Narzucił to, co nie jest wam potrzebne?…
Gdybyście tylko uporowi swemu
Ulec nie chcieli; gdybyście wy gwałtem
Bogatszym się ode mnie stać nie chcieli.
BRACISZEK
Wszakże i tak ta książka nie jest moją,
Lecz jest własnością córki, jest jedynym
Spadkiem po ojcu jej… Daj tylko, Boże,
Abyście kiedyś nie pożałowali,
Żeście tak wiele dla niej uczynili.
NATAN
Czyżbym mógł?… Nigdy nie mógłbym żałować…
BRACISZEK
Tak, lecz patriarcha oraz templariusze…
NATAN
Niezdolni tyle złego mi wyrządzić,
Bym czegokolwiek kiedy mógł żałować,
Tym bardziej tego. Czy jesteście pewni,
Że to templariusz podał myśl patriarsze?…
BRACISZEK
Niepodobieństwo prawie, żeby to był
Kto inny! Tyle wiem, że niezbyt dawno
Pewien templariusz mówił z nim, a z tego,
Co uszu moich doszło, wnosić mogę…
NATAN
Ale w tej chwili w całym Jeruzalem
Jeden jest tylko. Tego znam. Ten moim
Jest przyjacielem. Zacny, szczery człowiek.
BRACISZEK
Ten sam… Lecz często to, czym rzeczywiście
Jesteśmy w świecie i czym być musimy,
Nie bywa w zgodzie…
NATAN
Tak niestety! Kto bądź
Mógł to być zresztą, niechaj co chce czyni,
Ja z waszą książką, na nic nie zważając,
Zaraz stąd prosto pójdę do sułtana.
BRACISZEK
Życzę wam szczęścia; żegnam was…
NATAN
A nawet
Jej nie widzieliście… Wróćcież się jeszcze…
Byleby tylko dziś się patriarcha
Nic nie dowiedział… Bah! I dziś możecie
Powiedzieć wszystko, co wam się podoba.
BRACISZEK
Nic mu nie powiem. Bądźcie zdrowi.
NATAN
Bracie,
Chciejcie pamiętać o nas!
/ Braciszek odchodzi. /
Boże wielki!
Czemuż nie mogę upaść na kolana
Tu, zaraz! Jakże łatwo się rozplata
Ten węzeł, który często mnie przerażał!
Boże! Jak lekkim czyni mnie nadzieja,
Że już nie będę nic kryć potrzebował,
Że tak swobodnie będę mógł wśród ludzi
Stawać, jak staję przed Twym tronem, Boże,
Który nie sądzisz ludzi podług czynów,
Bo wiesz, że czyny te rzadko własnymi
Są ich czynami!
SCENA V
/ Natan, Templariusz. /
TEMPLARIUSZ
/ zbliżając się /
Zaczekajcie na mnie,
Natanie, pójdę z wami!
NATAN
Kto mnie woła?
To wy, rycerzu? Gdzieżeście bawili,
Żem u sułtana z wami się nie spotkał!
TEMPLARIUSZ
Zminęliśmy się… za złe mi nie bierzcie.
NATAN
Ja nie, lecz sułtan.
TEMPLARIUSZ
Wnet po wyjściu waszym…
NATAN
Mówiliście z nim, to już dobrze.
TEMPLARIUSZ
Ale
Chce mówić z nami obydwoma.
NATAN
Owszem,
Tym lepiej. Chodźmy. Ja tam szedłem właśnie.
TEMPLARIUSZ
Czy mogę spytać was, Natanie, z kim to
Rozstaliście się?…
NATAN
Czyliż go nie znacie?
TEMPLARIUSZ
Jeśli się nie mylę, był to ten poczciwy
Braciszek, który patryjarsze musi
Służyć za wyżła.
NATAN
Może u patriarchy
Jest rzeczywiście.
TEMPLARIUSZ
Fortel to jest zręczny
Użyć prostoty, żeby torowała
Drogi matactwu…
NATAN
Tak, prostoty głupiej,
Lecz nie poczciwej.
TEMPLARIUSZ
Czyż w poczciwą wierzyć
Może patriarcha?
NATAN
Ja za tego ręczę,
Że patryjarsze swemu nie pomoże
Do żadnych czynów złych.
TEMPLARIUSZ
Tak się wydaje
Przynajmniej. Czy wam nic nie mówił o mnie?
NATAN
O was?… Właściwie o was nic. Być może,
Że mu nieznane nawet wasze imię.
TEMPLARIUSZ
Zapewne.
NATAN
Ale mi o templariuszu
Mówił.
TEMPLARIUSZ
Co mówił?
NATAN
Coś takiego, co się
Was niezawodnie nie tyczyło.
TEMPLARIUSZ
Kto wie!…
Powiedzcie.
NATAN
Że mnie jeden z templariuszów
Przed patryjarchą miał oskarżyć…
TEMPLARIUSZ
Że was
Oskarżył, jest to, chciejcie wierzyć, kłamstwo!
Chciejcie posłuchać mnie, Natanie. Jestem
Nie z takich ludzi, którzy się umieją
Zapierać czynów swoich. Com uczynił,
To uczyniłem! I nie jestem z takich,
Którzy o wszystkim, co uczynią, twierdzą,
Że było dobrem. Czemużbym się wstydził
Błędu? Czyż nie mam chęci go naprawić?…
I czyliż nie wiem, ile z taką chęcią
Dokonać może człowiek?… Posłuchajcie…
Jam ten templariusz, który miał was niby
Oskarżyć. Wiecie, co mnie rozdrażniło,
Co krew w mych żyłach wprowadziło w wrzenie!…
Zarozumialec jestem!… Tak od razu
Ciałem i duszą padłem wam w objęcia!…
Jak mnie przyjęliście, jak zimno… chłodno…
A chłodno, wierzcie, to jest gorzej jeszcze,
Niżeli zimno… jak się staraliście
Wymówkę znaleźć, i zapytaniami
Obojętnymi, jakeście mi chcieli
Do zrozumienia dać odmowę waszą,
Otem i teraz jeszcze nie potrafię
Myśleć spokojnie!… A więc, posłuchajcie…
Byłem wzburzony strasznie, kiedy Daja
Cichaczem przyszła do mnie i wyznała
Mi tajemnicę waszą. Zdało mi się,
Że w niej znajduję wyjaśnienie, co was
Skłoniło, byście tak zrobili.
NATAN
Jak to?…
TEMPLARIUSZ
Chciejcie wysłuchać mnie. Zdawało mi się,
Żeście nie chcieli w ręce chrześcianina
Powrócić tego, co wam się udało
Wydrzeć chrześcianom. Więc mi przyszło na myśl
Po prostu zmusić was… nóż wam do gardła
Przyłożyć…
NATAN
Czyż to tak po prostu? czyż to
Jest proste?
TEMPLARIUSZ
Chciejcie mnie posłuchać. Prawda!
Źlem zrobił!… Może nie jesteście winni,
I głupia Daja plecie bez podstawy;
Może ma do was złość i chce w ten sposób
Szkodzić wam… może, może!… Jestem młokos,
Z ostateczności jednej wpadam w drugą,
I raz za wiele czynię, a za mało
Drugi raz! Sam to widzę! Więc wybaczcie,
Natanie!
NATAN
Jeśli tak mnie uważacie…
TEMPLARIUSZ
U patryjarchy byłem, lecz imienia
Waszego przed nim nie zdradziłem. Jest to
Kłamstwo, powtarzam. Tylkom mu ogólnie
Opisał zajście i żądałem zdania…
I tego czynić nie potrzeba było,
Prawda, bom wiedział wprzód, że patryjarcha
Jest niegodziwcem… Czyż nie mogłem z wami
Mówić otwarcie?… Czyż mi wolno było
Narażać dziewczę na utratę ojca
Takiego, jakim wy jesteście? … Trudno!…
Sam patryjarcha swą niegodziwością,
Której utaić nie potrafi, prędko
Zwrócić mnie umiał na właściwą drogę..
Bo posłuchajcie mnie, Natanie!… Dajmy,
Że jest mu znanym wasze imię!.. Cóż stąd?
Może dziewczynę wam odebrać wtedy,
Jeżeli tylko waszą jest, niczyją
Więcej. Z waszego domu do klasztoru
Zabrać ją może, a więc mnie ją dajcie!…
Mojej mi żony nie zabierze!… Dajcie,
Mnie ją oddajcie! Prędko!… Czy jest waszą
Córką, czy nie jest, czy jest chrześcijanką,
Czy też Żydówką, czy bez żadnej wiary…
To wszystko jedno!… Ja was ani teraz,
Ani też nigdy o to w moim życiu
Pytać nie będę… Jak jest, tak niech będzie.
NATAN
Więc wam się zdaje, że mi tak zależy
Na ukrywaniu prawdy?
TEMPLARIUSZ
Niech tak będzie,
Jak jest.
NATAN
Ja przecież ani do was, ani
Do kogokolwiek, co ma do niej prawo,
Nie zaprzeczyłem, że jest chrześcijanką,
I że jest tylko mą wychowanką…
Żem zaś nie odkrył tego, z tego liczbę
Jej jestem winien tylko.
TEMPLARIUSZ
Nawet przed nią
Wyjawiać tego nie potrzebujecie!
Pozwólcie, żeby nic jej nie zmuszało
Inaczej na was patrzeć, jak na ojca!
Służy wam jeszcze nad nią cała władza,
Więc mnie ją dajcie!… Błagam was, Natanie,
Mnie ją oddajcie!… Ja ją tylko mogę
I pragnę po raz drugi uratować!…
NATAN
Tak jest, wy byście byli mogli, ale
Już nie w tej chwili… Teraz już za późno!
TEMPLARIUSZ
Jak to? Za późno?…
NATAN
Dzięki patryjarsze…
TEMPLARIUSZ
Co? Patryjarsze? Dzięki?… Dzięki? Za co?
On by zasłużyć mógł na wasze dzięki?…
Jakim sposobem?…
NATAN
Bo przez niego wiemy,
Czyją jest krewną, wiemy, w czyje ręce
Z całą pewnością może być wydaną.
TEMPLARIUSZ
Niech mu dziękuje za to ten, kto będzie
Mógł mu dziękować za coś więcej.
NATAN
Teraz
Z tych rąk możecie dostać ją, nie z moich.
TEMPLARIUSZ
O biedna Recho! Jakiż los cię ściga!…
Co by dla innych sierot szczęściem było,
Nieszczęściem staje się dla ciebie… Gdzie są,
Natanie, gdzie są owi krewni?
NATAN
Gdzie są?
TEMPLARIUSZ
I kim są oni?…
NATAN
Jest brat, od którego
Zależeć będzie ręka jej…
TEMPLARIUSZ
Brat? Kto jest
Tym bratem?… Żołnierz? Kapłan? Niech się dowiem,
Czego się mam spodziewać!…
NATAN
Jak ja sądzę,
Nie jest tym ani owym, albo może
Jest tym i owym… Ja go zresztą jeszcze
Nie znam tak dobrze…
TEMPLARIUSZ
I cóż więcej?
NATAN
Człowiek
Zacny, i Recha pod opieką jego
Szczęśliwą pewnie będzie.
TEMPLARIUSZ
To chrześcianin!…
Ja czasem nie wiem, co mam o was myśleć…
Nie chciejcie tego za złe brać, Natanie!…
Czyż w pośród chrześcian żyjąc, nie zostanie
Zmuszoną także grać chrześcianki rolę?..
Czyż się nie przejmie nią, gdy ją odgrywać
Będzie zbyt długo?… Czy zdrowego ziarna,
Któreście sieli, kąkol nie zagłuszy?…
I o to wy się tak troszczycie mało?…
I nie zważając na to, powiadacie,
Że jej u brata będzie dobrze?
NATAN
Tak jest,
Tak myślę; zresztą gdyby jej u niego
Czego zabrakło, czyż mnie i was nie ma?
TEMPLARIUSZ
O! Czegóż może braknąć jej u brata?…
Czyż jej braciszek nie nakarmi, czyż jej
Nie zaopatrzy w stroje i łakocie?…
A czegóż więcej dla siostrzyczki trzeba?…
Ach! Prawda! Jeszcze męża!… No, i tego,
Znajdzie brat dla niej w końcu, a im będzie
Bardziej chrześciańskim, tym się lepszym wyda!…
Natanie! Z waszych rąk aniołem wyszła,
A tam jej duszę szpecić będą inni!…
NATAN
Ja nie obawiam się!… Miłości naszej
Zawsze zostanie godną!…
TEMPLARIUSZ
Tak nie mówcie!
O mej miłości tak nie mówcie! Ja jej
Udać nie umiem, nie, ani na chwilę…
Ale czekajcie!… Czy się ona może
Domyślać, co się ma z nią stać?…
NATAN
Ha! Kto wie,
Choć nie wiem, skąd by…
TEMPLARIUSZ
A więc wie, czy nie wie
O tym, co losom jej zagraża, musi
Z ust moich także to usłyszeć!… Zamiar
Niezobaczenia jej, aż kiedy będę
Mógł ją zwać moją, zmieniam, cofam!… Śpieszę…
NATAN
Czekajcie! Dokąd?
TEMPLARIUSZ
Do niej! Tam się dowiem,
Czy ta dziewczęca dusza dość jest męską,
Aby się mogła na krok godny siebie
Odważyć?
NATAN
Na krok jaki?…
TEMPLARIUSZ
Żeby o was,
Ani o swego brata nie pytała,
Nie dbała więcej…
NATAN
I?…
TEMPLARIUSZ
I poszła za mną,
Chociażby miała przez to zostać żoną
Muzułmanina!
NATAN
Stójcie! Nie znajdziecie
Jej w domu, jest u Sitty, u sułtana
Siostry…
TEMPLARIUSZ
Dlaczego? Odkąd?
NATAN
Jeśli chcecie.
Zastać tam z nią jej brata, chodźcie ze mną…
TEMPLARIUSZ
Brata czyjego? Sitty czy też Rechy?
NATAN
Ich obu może!… Chodźcie, chodźcie, proszę!
/ Wychodzi, wyprowadzając go. /
/ Zmiana. Harem Sitty. /
SCENA VI
/ Sittah, Recha. /
SITTAH
/ w dalszym ciągu rozmowy /
Jakże się cieszę tobą, dziewczę lube! …
Lecz tak spłoszona nie bądź, tak trwożliwa!…
Rozpogódź czoło, bądź rozmowną, ufną…
RECHA
Księżniczko!
SITTAH
Nie! Nie! Nie zwij mnie księżniczką!
Nazwij mnie Sittą, przyjaciółką, siostrą,
Mateczką twoją. Mogłabym, jak sądzę,
Być nią!… Tak młoda jesteś, tak rozsądna,
Ile ty rzeczy umiesz! Coś ty pewno
Już przeczytała!…
RECHA
Ja?… Żartujesz, Sitto,
Z swej młodej siostry… Ja zaledwie umiem
Czytać!…
SITTAH
Zaledwie umiesz! O! Kłamczyni!
RECHA
Cokolwiek pismo ojca mego… Ale
Myślałam, że o książkach mówisz…
SITTAH
Tak jest,
O książkach.
RECHA
Książki trudno mi jest czytać.
SITTAH
Doprawdy?
RECHA
Tak jest. Ojciec mój nie lubi
Mądrości z książek zaczerpniętej, która
Martwymi znaki zbyt się słabo wpaja
W umysł.
SITTAH
Co mówisz?… Ha! Ma słuszność może,
Lecz wiadomości twe…
RECHA
Te zaczerpnęłam
Z ust jego własnych, i przy każdej prawie
Mogę wymienić, z jakich przyczyn, kiedy,
Gdzie, w jaki sposób on mi jej udzielił.
SITTAH
W ten sposób wiedza łatwo się udziela,
A nauczyciel uczy duszą całą.
RECHA
Pewno i Sittah nie czytała dużo,
Lub wcale?
SITTAH
Jak to?… Wprawdzie się nie chlubię,
Że nie tak było, ale powiedz, czemu
Tak sądzisz?…
RECHA
Jesteś taka szczera, taka
Otwarta, taka naturalna…
SITTAH
Cóż stąd?…
RECHA
Ojciec powiada, że takimi rzadko
Nas zostawiają książki… tak powiada
Ojciec.
SITTAH
Och! Ten twój ojciec, jakiż to jest
Człowiek!
RECHA
Nieprawdaż? …
SITTAH
Jak on zawsze bliskim
Jest prawdy!
RECHA
Prawda?… I takiego ojca…
SITTAH
Co ci jest, Recho droga?
RECHA
I takiego
Ojca…
SITTAH
O Boże! Płaczesz!
RECHA
I takiego
Ojca… Ach! Muszę to powiedzieć! Muszę!…
Serce me pragnie wylać boleść swoją…
/ Zalana łzami pada do nóg Sitty. /
SITTAH
Co ci jest, Recho?
RECHA
I takiego ojca
Ja mam… mam… stracić!…
SITTAH
Ty? Masz stracić ojca?…
Jak to?… Spokojną bądź!… Nie, nigdy!… Powstań…
RECHA
Och! Ty daremnie moją przyjaciółką
I moją siostrą być nie chciałaś!…
SITTAH
Jestem,
Jestem twą siostrą, przyjaciółką, ale
Powstań, bo zwołam ludzi!
RECHA
/ odzyskuje moc nad sobą i wstaje /
Przebacz! Przebacz!
W boleści mojej zapomniałam o tym,
Kim jesteś… Wobec Sitty nie przystoją
Jęki i rozpacz!… Zimny tylko rozum,
Spokojny, może zrobić wszystko! Czyjej
On sprawy broni, ten zwycięża…
SITTAH
Cóż więc?
RECHA
Nie! Przyjaciółko moja, moja siostro,
Ty nie pozwalaj na to, nie pozwalaj,
By mi innego narzucano ojca!
SITTAH
Ojca innego ci narzucić? Tobie?
Któż by mógł? Któż by pragnął tego, dziecię?
RECHA
Kto?… moja dobra… niepoczciwa Daja…
I chce… i może… Tak… ale ty nie znasz
Tej niepoczciwej… dobrej Dai… Boże!
Przebacz jej! Ty ją nagródź za to!… Tyle
Dobrego, tyle złego mi zrobiła!
SITTAH
Tyle zrobiła złego? O! To pewnie
Dobrego w niej niewiele…
RECHA
Wiele, bardzo
Wiele!…
SITTAH
Któż ona jest?
RECHA
Chrześcianka, która
W dzieciństwie moim mnie pielęgnowała,
Pielęgnowała tak troskliwie!… Nie chcesz
Mi wierzyć?… Dzięki jej, nie czułam braku
Matki. Nagrodzić racz ją za to, Boże!…
Lecz tak straszyła mnie, tak mnie męczyła!…
SITTAH
Jak? Czym?
RECHA
Ach! Biedna Daja!… już mówiłam,
Że jest chrześcianką, więc z miłości musi
Dręczyć… należy do tych marzycieli,
Którym się zdaje, że poznali jednę,
Jedyną drogę, co do Boga wiedzie.
SITTAH
Teraz pojmuję!…
RECHA
I dlatego sądzą,
Że obowiązkiem ich każdego zwracać
Na ową drogę. Jest to naturalne,
Bo jeśli wierzą, że to jest jedyna,
Prawdziwa droga, jakże pozostawiać
Mogą na innej swych przyjaciół, którzy
Dążą do zguby i do potępienia?…
Chyba musieliby tych samych ludzi
Kochać, a razem nienawidzić. Toteż
Nie o to się dziś skarżyć na nią głośno
Jestem zmuszona… Łkania jej, przestrogi,
Groźby, modlitwy, chętnie bym znosiła
I nadal jeszcze, bo gdym ich słuchała,
Dobre się myśli po mej głowie snuły…
I komuż wreszcie by to nie schlebiało,
Że dla istoty innej jest tak drogim,
Iż ta istota drży z obawy, aby
W wieczności odeń nie być odłączoną.
SITTAH
To prawda…
RECHA
Ale… tego już za wiele,
Tego odeprzeć niczym już nie mogę,
Ani słowami, ani cierpliwością.
SITTAH
Co? Czego?…
RECHA
Tego, co mi, jak powiada,
Teraz dopiero wyjawiła.
SITTAH
Teraz?…
RECHA
Tak, właśnie teraz, kiedyśmy z nią tutaj…
Koło opuszczonej przechodziły
Świątyni chrześcian. Ona nagle staje,
Zdaje się walczyć z sobą, wilgotnymi
Oczyma patrzy w niebo, to znów na mnie…
Chodź — mówi wreszcie — tędy, przez ten kościół
Pójdziemy prosto… Idę, z dreszczem patrzę
Na rozpadnięte ściany… Ona staje…
Widzę, że jestem na zwalonych stopniach
Ołtarza, który mchem już porósł. Co się
Działo tam ze mną, kiedy ona nagle,
Łzy rzewne lejąc, załamując ręce,
Do stóp mych padła…
SITTAH
Biedne dziecię!
RECHA
Kiedy
Na Boga, co tam tylu modłów słuchał,
I tyle cudów czynił, zaklinała
Mnie… ze współczuciem zaklinała, abym
Miała nad sobą litość, lub przynajmniej
Jej przebaczyła to, że jest zmuszoną
Odkryć przede mną, jakie prawa do mnie
Ma jej religia… Kościół…
SITTAH
/ do siebie /
Nieszczęśliwa! …
Jam to przeczuła!
RECHA
Żem ja z krwi chrześciańskiej…
Że jestem chrzczona… że nie jestem córką
Natana!… że on nie jest moim ojcem!…
O Boże! Boże!… on mym ojcem nie jest!…
Sitto! Ach! Sitto! Jam u nóg twych znowu…
SITTAH
Recho! Nie! Powstań! Mój brat! Powstań, Recho!…
SCENA VII
/ Też same, Saladyn. /
SALADYN
Cóż to się stało, Sitto?
SITTAH
Jest w rozpaczy,
O Boże!…
SALADYN
Któż to?
SITTAH
Przecież wiesz…
SALADYN
To córka
Natana! Co jej?…
SITTAH
Przyjdź do siebie, dziecię!
Sułtan!
RECHA
/ czołgając się na kolanach, ze spuszczoną głową, do stóp Saladyna /
Nie wstanę! Nie! Nie wstanę wprzódy!
Nie spojrzę wprzódy w to oblicze, które
Sprawiedliwości i dobroci bożej
Jest nam odblaskiem…
SITTAH
Wstań!… wstań!…
RECHA
Aż przyrzecze…
SALADYN
Wstań! Wstań, przyrzekam wszystko, co chcesz…
RECHA
Że mi
Zostawią ojca mego, a mnie jemu!…
Nie wiem dotychczas, kto chce być mym ojcem,
I kto chcieć może… Nie chcę tego wiedzieć!…
Bo czyż krew tylko czyni ojcem?… Czyliż
Krew tylko?…
SALADYN
/ podnosząc ją /
Teraz zrozumiałem! Któż to
Był tak okrutny, że mógł tobie samej,
Mógł tobie samej mówić takie rzeczy?…
Czyż to sprawdzone?… dowiedzione?…
RECHA
Tak się
Zdaje, bo Daja mówi, że od mamki
Mojej wie o tym.
SALADYN
Od twej mamki?
RECHA
Która
Konając, wyznać miała jej…
SALADYN
Konając! …
I bezprzytomna może!… Choćby wreszcie
Prawdą to było, to krew, krew jedynie
Nie czyni jeszcze ojcem… Co najwięcej
Zwierzęcia ojcem czyni, co najwięcej
Nadaje pierwsze prawo do nabycia
Tego imienia… Więc się nie bój, dziecię!…
Skoro dwóch ojców spiera się o ciebie,
Porzuć ich obu, weź trzeciego… mnie weź
Za swego ojca!
SITTAH
Uczyń tak, ach! Uczyń!
SALADYN
Ja będę dobrym ojcem, bardzo dobrym…
Ale poczekaj! Mam myśl jeszcze lepszą!…
Co ci po ojcach?… Oni umierają!
Lepiej obejrzyj się za takim, kto by
Mógł żyć tak długo, jak ty… Czy takiego
Nie znasz?
SITTAH
Rumienić się ją zmuszasz!
SALADYN
Tego
Właśnie pragnąłem. Bo rumieniec nawet
Brzydką twarz piękną czyni, czyżby pięknej
Nie miał piękniejszą jeszcze zrobić?… Właśnie
Natana, ojca twego, czekam tutaj,
I kogoś jeszcze… Czy zgadujesz, kogo?…
Tutaj… wszak na to mi pozwolisz, Sitto?
SITTAH
Bracie!…
SALADYN
Przed tamtym, lube dziewczę, pewno
Jeszcze się bardziej zarumienisz…
RECHA
Przed kim?
SALADYN
Oh! Obłudnico!… No, no, zblednij, zblednij,
Jeśli potrafisz i chcesz.
/ Wchodzi niewolnica i zbliża się do Sitty. /
Czy to oni?
SITTAH
Dobrze, niech przyjdą. Tak, to oni, bracie.
SCENA VIII
/ Ciż sami, Natan, Templariusz. /
SALADYN
Ach! Moi drodzy przyjaciele! Tobie
Tobie, Natanie, muszę przede wszystkim
Powiedzieć, że już kiedy tylko zechcesz,
Możesz odebrać, coś mi dał…
NATAN
Sułtanie!
SALADYN
Ja teraz nawet mógłbym ci sam służyć…
NATAN
Sułtanie!…
SALADYN
Przyszła karawana. Jestem
Taki bogaty, jak nie byłem dawno.
Powiedz mi, może ci potrzeba złota
Na jakie wielkie przedsięwzięcie? Wiem ja,
Że i wy kupcy czasem nie miewacie
Gotówki nazbyt wiele.
NATAN
I dlaczegóż
Otej drobnostce mówisz najprzód? Mam tu
Oko złzawione, które mi jest pilno
Osuszyć!
/ Zbliża się do Rechy. /
Recho! Tyś płakała!… Co ci?
Przecieżeś jeszcze moją córką!
RECHA
Ojcze!…
Mój ojcze!…
NATAN
Dosyć!… Wzajem pojmujemy
Siebie. Wesołą bądź, spokojną!… Jeśli
Twe serce twoim jeszcze jest, jeżeli
Nic mu innego nie zagraża, ojciec
Twój jeszcze twym jest ojcem.
RECHA
Nikt! Nikt inny!…
TEMPLARIUSZ
Nikt inny! Zatem byłem w błędzie! Czego
Nie obawiamy się utracić, tego
Nie posiadaliśmy i nie pragniemy!…
Dobrze! Tak! Dobrze!… To rzecz całą zmienia,
Natanie, to rzecz zmienia!… Saladynie!
Przybyliśmy na twe wezwanie, ale
W błąd wprowadziłem cię. Już nie potrzeba,
Żebyś się trudził.
SALADYN
Jak porywczo znowu
Działasz, młodzieńcze! Czyliż ma ci wszystko
Iść w ręce samo? Chęci twe zgadywać?
TEMPLARIUSZ
Widziałeś przecież sam, sułtanie, przecież
Słyszałeś!…
SALADYN
Tak jest. Ale to niedobrze,
Żeś tak niepewny był swej sprawy.
TEMPLARIUSZ
Teraz
Jestem jej pewny!
SALADYN
Kto zbyteczne prawa
Rości z powodu najlepszego czynu,
Ten czyn ów cofa… To, coś wyratował,
Nie jest własnością twoją, bo inaczej
Zbójca, którego chciwość w płomień rzuca,
Byłby podobnym tobie bohaterem.
/ Zbliża się do Rechy. /
Chodź, moje dziecię, chodź!… Nie bądź zbyt srogą!…
Gdyby on mniej był dumnym, zapalonym,
Byłby cię pewno nie ratował… Niechże
Jedno za drugie mu się liczy… Chodź więc,
Zawstydź go! Uczyń to, co należało
Uczynić jemu… Wyznaj mu swą miłość,
Oddaj się jemu, a jeżeli tobą
Pogardzi, albo jeśli kiedykolwiek
Zapomni o tym, że już przez to samo
Więcej dla niego czynisz, niż on zrobił
Dla ciebie… Bo cóż zrobił on dla ciebie?…
Trochę okopcił się?… i cóż to znaczy?…
Jeśli zapomni o tym, to w nim nie ma
Duszy Assada… Jego tylko maskę
Ma, a nie serce! Chodź więc!
SITTAH
Idź, idź, dziecię!
Dla twej wdzięczności i to poświęcenie
Niczym się wyda!
NATAN
Wstrzymaj się, sułtanie!…
Wstrzymaj się, Sitto!…
SALADYN
Czemuż?
NATAN
Ktoś tu jeszcze
Ma prawo mówić!
SALADYN
Któż zaprzecza temu?…
Tak… przybranemu ojcu służy prawo
Mówić, najpierwsze nawet, jeśli zechcesz…
Słyszysz?… o wszystkim wiem już!
NATAN
Nie o wszystkim! …
Ja nie o sobie mówię. Jest kto inny,
Wcale kto inny. Temu, Saladynie,
Głos przede wszystkim udziel.
SALADYN
Któż to?
NATAN
Brat jej!
SALADYN
Brat Rechy?
NATAN
Tak jest!
RECHA
Brat mój? Więc mam brata?…
TEMPLARIUSZ
/ budząc się z zadumy /
Gdzie? Gdzie on? Gdzie ten brat? Więc jeszcze nie tu?
Mieliśmy go tu zastać!…
NATAN
Cierpliwości!
TEMPLARIUSZ
/ z największą goryczą /
Potrafił ojca jej narzucić!… Miałby
Brata nie znaleźć?…
SALADYN
Znowu cios chybiony!…
Chrześcijaninie! Takie podejrzenie
Nędzne, Assada ust by nie splamiło!…
Dobrze! Bądź takim dalej! …
NATAN
Przebacz mu to,
Sułtanie! Ja mu chętnie to przebaczam…
Któż wie, jak w miejscu jego, w jego wieku
Postępowalibyśmy? …
/ zbliżając się do niego, przyjaźnie /
Naturalna
To rzecz, rycerzu… gdybyście mi byli
Od razu chcieli wyznać swe prawdziwe
Nazwisko…
TEMPLARIUSZ
Jak to?…
NATAN
Nie jesteście Stauffen.
TEMPLARIUSZ
Któż zatem jestem?
NATAN
Nie jesteście Kurdem
Von Stauffen.
TEMPLARIUSZ
Kimże jestem?
NATAN
Imię wasze
Leon von Filneck.
TEMPLARIUSZ
Jak to?…
NATAN
Was to dziwi?…
TEMPLARIUSZ
Zapewne! Któż tak twierdzi?…
NATAN
Ja tak twierdzę,
I wiele jeszcze rzeczy twierdzić mogę,
Choć nie oskarżam was o kłamstwo…
TEMPLARIUSZ
Jak to?
NATAN
Być może także, że i tamto imię
Nosicie prawnie…
TEMPLARIUSZ
Tak i mnie się zdaje…
/ na stronie /
To Bóg mu natchnął te wyrazy.
NATAN
Wasza
Matka z Stauffenów pochodziła rodu.
Jej brat, a wuj wasz, który was wychował,
I u którego was pozostawili
Wasi rodzice w Niemczech, gdy ich ostry
Klimat wypędził stamtąd, ten w istocie
Zwał się von Stauffen, ten miał Kurd na imię,
I jako syna mógł was adoptować…
Czyście od dawna z nim się rozłączyli?
Czy żyje jeszcze?
TEMPLARIUSZ
Cóż wam powiem na to?
Natanie! Prawda, co mówicie! Tak jest!
Lecz on nie żyje. Ja przybyłem tutaj
Wraz z ostatnimi posiłkami, które
Nasz zakon ściągnął z Europy… Ale
Jakiż to związek mieć by mogło z bratem
Rechy?…
NATAN
Wasz ojciec…
TEMPLARIUSZ
Jak to? Więc i jego
Znaliście?…
NATAN
Był on moim przyjacielem.
TEMPLARIUSZ
Był przyjacielem waszym? Czy podobna,
Natanie?…
NATAN
Zwał się Wolf von Filneck, Niemcem
Jednakże nie był.
TEMPLARIUSZ
Więc i o tym wiecie?
NATAN
Tylko żonaty z Niemką, matką waszą,
Krótki czas tylko w Niemczech z nią przebywał…
Następnie…
TEMPLARIUSZ
Ani słowa więcej? Błagam
Was o to!… Ale mówcież, gdzież ten
Brat Rechy?…
NATAN
Bratem Rechy wy jesteście!
TEMPLARIUSZ
Ja?…
RECHA
On mym bratem?…
SITTAH
To rodzeństwo?
SALADYN
Oni
Rodzeństwo?…
RECHA
/ zbliżając się do Templariusza /
Ah! mój bracie!…
TEMPLARIUSZ
/ cofając się /
Ja jej bratem!
RECHA
/ wstrzymując się i zwracając do Natana /
To być nie może! Nie! Bo jego serce
Nic o tym nie wie!… Boże! My jesteśmy
Oszuści!…
SALADYN
/ do Templariusza /
Jak to? To oszuści?… Czyliż
Możesz tak myśleć?… Ty tak myślisz?… Chyba
Tyś sam oszustem, bo jest kłamstwem w tobie
Wszystko: postawa, głos i twarz!… Nie uznać
Podobnej siostry! Idź!..
TEMPLARIUSZ
/ zbliżając się do niego z pokorą /
O! Źle nie tłumacz
Mego zdziwienia, Saladynie! W chwili
Takiej zapewne nigdy nie widziałeś
Swego Assada, a więc nie potępiaj
Mnie, ani jego!
/ śpiesząc do Natana /
Coście mi zabrali,
To oddajecie pełną dłonią!… Więcej
Dajecie nawet, niżeście mi wzięli!
Tak! Nieskończenie więcej!..
/ ściskając Rechę /
Siostro moja!
O siostro! Siostro moja! Recho!
NATAN
Blanda
Von Filneck!…
TEMPLARIUSZ
Blanda! Blanda! Więc nie Recka?
Nie wasza Recha? Więc ją odpychacie?…
Więc jej dajecie znów chrześciańskie imię?…
Czyż to z przyczyny mojej?… O Natanie!…
Czemuż ma za to cierpieć ona? Ona?…
NATAN
Co znów?… O dzieci moje! Moje dzieci!…
Czyż brat mej córki nie jest także moim
Synem… jeżeli chce…
SALADYN
/ pozostawiając ich we wzajemnych uściskach, zbliża się ze zdumieniem i niepokojem do Sitty /
Co powiesz, siostro?…
SITTAH
Jestem wzruszona!
SALADYN
Mnie przejmuje drżeniem
Myśl, że doznamy większych jeszcze wzruszeń.
Przygotuj umysł do nich, jeśli możesz.
SITTAH
Jak to?
SALADYN
Natanie! Jeszcze słowo! Słowo!
/ Przystępuje do Natana i rozmawia z nim po cichu; tymczasem Sittah zbliża się do rodzeństwa z oznakami współczucia /
Słuchaj, Natanie, czyliż nie mówiłeś…
NATAN
Czego?
SALADYN
Że ojciec Rechy nie był z rodu
Niemcem… Któż zatem był i skąd pochodził?
NATAN
Tej tajemnicy nigdy mi nie zwierzył,
Z ust jego nie wiem o tym…
SALADYN
Ale nie był
Z Zachodu? Frankiem?
NATAN
Z tym się nie ukrywał!
Najchętniej mówił mową perską.
SALADYN
Perską?
Perską? I czegóż więcej jeszcze trzeba?…
To on!
NATAN
Kto?
SALADYN
Brat mój! Tak jest! On! Mój Assad
Z pewnością.
NATAN
Skoro sam na domysł wpadasz,
To w tej książeczce znajdziesz potwierdzenie.
/ Oddaje mu książeczkę. /
SALADYN
/ otwierając ją szybko /
A! Jego pismo! Także je poznaję!…
NATAN
Nic jeszcze nie wiesz! Od twej woli tylko
Zawisło, czego chcesz się stąd dowiedzieć!
SALADYN
/ przejrzawszy książeczkę /
Co? Ja bym nie chciał dzieci mego brata
Uznać za moją krew, za moje dzieci?
Ich bym nie uznał? Tobie je zostawił?
To one, Sitto, tak, to one! One!
Tak! To są moje… mego brata dzieci!
/ Rzuca się w ich objęcia. /
SITTAH
/ podobnież /
Co słyszę?… Ale mogłoż być inaczej?
SALADYN
/ do Templariusza /
Teraz, uparty chłopcze, musisz, musisz
Mnie kochać!
/ do Rechy /
Chcesz, czy nie chcesz, czym być chciałem,
Jestem dla ciebie…
SITTAH
Tak! I ja, me dzieci!
SALADYN
/ do Templariusza /
Synu! Mój synu! Mój Assadzie! Synu
Mego Assada!
TEMPLARIUSZ
Ja z twej krwi pochodzę!
A więc te bajki, które mi prawiono
W dzieciństwie moim, nie snem tylko były!
/ Pada mu do nóg. /
SALADYN
/ podnosząc go /
Patrzcie! Niedobry! Więc coś słyszał o tym,
I swym mordercą chciał mnie zrobić! Czekaj!
/ Ściskają się w milczeniu. Zasłona spada. /
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |