Jan Lemański
Lis i gęś
*Słomka położona*
*Między dwa bierwiona*
*Uleży, gdy są wilgłe, lecz pono*
*Kruchy jej byt, gdy bierwiona płoną.*
*Komu nazbyt mistycznym zda się to twierdzenie,*
*Temu nadmienię*
*Że słomka — przyjaźń, a bierwiona —*
*On — Ona.*
Gęś, młoda entuzjastka,
Nieco dzika,
Świeżo z gniazdka
W świat wprowadzona;
Lis, przechera poniekąd i kawał szkodnika:
A przecie, co powiecie, moje panie? —
Najtkliwsze z sobą zawarli przymierze.
O życiu gęgała gęś idealnym,
O wadach swych dziedzicznych
Lis jej szczekał szczerze,
Płakał na łonie jej nieprzemakalnym:
Słowem, lisi skowyt i gęsie gęganie
Były wzorem harmonii.
Nawet kury z uznaniem gdakały o lisie.
Lecz ach! cóż jest trwałego?…
W południe, na błoni,
Zwanej «Gęsie Błotko»,
Bawili się
Lis przy gęsi, gęś przy lisie
Rozmową przyjacielską.
Lis mówił: — «O jakże jest słodko,
Znaleźć serce siostrzane! Od chwili, gdy atłas
Twego puchu mnie olśnił, nie nęci mnie brat — las,
Łowy mi zbrzydły, i wiesz co?
Od dziś żyję rzodkwią» —
— «Ach tak, życie jest piękne,
Tyś dobry, ja wiem…»
— «Nie, nie!… O, tkwią
We mnie zarodki złego, ale niechaj pęknę,
Jeżeli nie będę z czasem gęsiom równy». —
— «Ja ci wierzę… Jakiś ty wymowny,
Jaki inny,
Niż obraz twój, kreślony mi w dobie dziecinnej,
Gdym, rzuciwszy jaje,
Rozpoznawać zaczęła gęsińca zwyczaje».
— «Hm, tak…
Jednak wyznać trzeba,
Że gleba
Tu niezbyt sucha. Źle wpływa wilgoć na zdrowie.
Tam przejdźmy…»
— «Ach, chętnie! Papa gąsior miał przysłowie:
*Z druhem*
*Dobrze i na lądzie suchym*».
I przeszli.
Lis był na czczo.
Półuchem
Słuchał gęsi, patrząc na jej tułów
Okrągły; nozdrza rozdął, bo czuł ów
Zapach, jakim gęś tchnie podniecona.
Rzekł w końcu, jak Ofelii ów Hamlet w Szekspirze:
«Pozwól mi na swym łonie spocząć, luba siostro».
Jakoż położył swą mordkę ostrą
Na gęsi pierze.
Ta, wzruszona,
Przyskrzydla go do łona,
I aby ufność swą okazać snadnie,
Z pieszczotą mu swą szyjkę między zęby kładnie.
Lis drgnął, spłonąwszy jak mina prochowa,
Ściął zęby, i gęsia głowa
Odpadła od gardzieli…
Struga krwi, jak alkiermes, wykwitła na błoni
I drżała gęś bezgłowa w przedśmiertnej agonii.
Pasące się w oddali przyjaciółki ściętej
Rozpierzchły się, wydając gęgliwe lamenty.
Krople krwi jak korale kapią z brody lisa,
Co widząc, źdźbło kostrzewy trwożnie się kołysa,
I niezabudki kwiat niewinnookiej
Zgroza trzęsie,
Gdy lis chrupie przyjacielskie zwłoki
Gęsie.
— «Stało się» — lis pomyślał.
Za czym z mokrą rzęsą
Pojrzał w niebo i zawył:
— «O przyrodo, matko!
Czemu każesz jeść mięso,
Gdyśmy duchem głodni?
Czemu nas szlakiem cnoty
Prowadzisz do zbrodni?
Ha! krwawą zagadką
Byt nasz!
Oto w lat rozkwicie
Była gęś… Dziś co z niej?
Dziób, skrzydła, piór parę z ogona…
Reszta — zjedzona!
O, życie, życie!…»
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |