Aleksander Fredro
Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca
komedia w 5 aktach wierszem
Rozum mężczyzną, białogłową
afekt tylko rządzi; oraz kocha,
oraz nienawidzi; nie gdzie rozum,
nie gdzie afekt, tam wszystko.
And. Max. Fredro
OSOBY:
* Pani Dobrójska
* Aniela
* Klara
* Radost
* Gustaw
* Albin
* Jan
Na wsi w domu pani Dobrójskiej.
AKT 1
/ Duży pokój — dwoje drzwi w głębi — trzecie drzwi po prawej stronie sceny do pokojów pani Dobrójskiej, czwarte po lewej do pokoju Gustawa, okno. /
SCENA I
JAN
/ sam — w płaszczu zarzuconym na ramiona — chodzi — patrzy w okno, potem mówi, ziewając: /
Czekaj mnie, nie śpij, powrócę o trzeciej.
Piękna mi trzecia: słońce jak w dzień świeci,
A mój pan drogi gnie sobie parole,
Albo z butelką… albo… No! już milczeć wolę.
SCENA II
/ Jan, Radost. /
RADOST
/ idąc ku drzwiom Gustawa /
Śpi Gucio?
JAN
Czy śpi? — Jak zabity, panie.
RADOST
Lubi spać hultaj.
JAN
/ zastępując od drzwi /
Niechże pan nie chodzi.
RADOST
A to dlaczego?
JAN
Bo śpi.
RADOST
Nic nie szkodzi.
JAN
/ zastępując /
Będzie się gniewał.
RADOST
Nic mi się nie stanie.
JAN
Dopiero zasnął — ledwie pół godziny.
RADOST
Cóż w nocy robił?
JAN
Nie spał!
RADOST
A z przyczyny?
JAN
Z przyczyny? — Zasłabł.
RADOST
/ troskliwie /
Zasłabł?
JAN
/ z westchnieniem /
Niespodzianie.
RADOST
Cóż mu jest?
JAN
Co jest? — jakiś zawrót głowy…
RADOST
Hm!
JAN
Wstręt do wody…
RADOST
Hm!
JAN
Pragnienie wina…
RADOST
Hm! proszę, proszę, wieczór jeszcze zdrowy!
JAN
/ wzruszając ramionami /
Ha! słabość, panie, piorunem zaczyna.
RADOST
/ do siebie /
Hm! wstręt, pragnienie! hm… hm… zawrót głowy.
JAN
Niech no się wyśpi, po południu wstanie.
RADOST
Chciałem być w domu i dziś tu z powrotem;
Lecz taką rzeczą ani myśleć o tem.
JAN
Owszem, jedź pan, jedź; ręczę, że za chwilę…
RADOST
A sen spokojny?
JAN
/ zastępując drogę /
Lada co obudzi.
Cicho, dla Boga.
RADOST
Drzwi tylko uchylę.
JAN
Ale drzwi skrzypią.
RADOST
Własnemi oczyma…
JAN
/ odstępując /
Ha, kiedy już tak! Niech się pan nie trudzi:
Darmo tam patrzeć — mego pana nié ma.
RADOST
Nie ma?
JAN
A nie ma.
RADOST
Gdzie jest?
JAN
Stąd o milę.
RADOST
Jak? Co?
JAN
Pojechał.
RADOST
Dokąd?
JAN
Do Lublina.
RADOST
Do Lu… Lu…
JAN
/ z ukłonem kończąc słowo /
…blina.
RADOST
Kiedy?
JAN
Wczoraj.
RADOST
Po co?
JAN
Nie wiem.
RADOST
Macież go! Już szaleć zaczyna,
Już, Bogu dzięki. — Jeździć, latać nocą…
I czegóż stoisz? Panie, zawrót głowy?
Hm! wstręt do wody! Co — wina pragnienie?
JAN
Stoję na warcie, muszę być gotowy
Otworzyć okno na pierwsze skinienie.
RADOST
Na co otworzyć?
JAN
Dla mojego pana:
Tędy wychodzi, tędy się i wchodzi.
RADOST
/ załamując ręce /
Przez okna łazić śród jasnego rana!
To waryjata prawdziwie dowodzi,
ironicznie
I kiedyż wróci na swoje wesele?
JAN
Jeśli mu wierzyć, miał o trzeciej wrócić.
RADOST
/ do siebie /
O, muszę, muszę cugli mu przykrócić!
O, czego nadto, tego i za wiele!
/ Słychać pukanie do okna. /
JAN
/ idąc do okna /
Niechże pan łaje, bo przybywa właśnie.
/ Otwiera okno. /
SCENA III
/ Gustaw ubrany do konia, Jan, Radost w głębi. /
GUSTAW
/ włażąc przez okno /
To czas! — niech go piorun trzaśnie!
JAN
Dobrze pan mówi: bogdajby go trzasnął!
GUSTAW
A co? Śpią jeszcze?
JAN
Byłby sen nie lada!
GUSTAW
Trochem się spóźnił.
JAN
Mnie to pan powiada.
GUSTAW
Pewnieś nie dospał.
JAN
Gdybym był choć zasnął.
GUSTAW
/ oddając pręt, czapkę, rękawiczki i ocierając twarz /
No, prawdę mówiąc, jak jestem na świecie,
Jeszczem tak pięknie zębami nie dzwonił:
Wicher, deszcz, zimno… psa by nie wygonił.
RADOST
A ciebie wygonił przecie.
SCENA IV
/ Radost, Gustaw. /
GUSTAW
A stryjaszek!całując w rękę
Dzień dobry!
RADOST
/ ozięble /
Witamy z podróży!
GUSTAW
Już wstałeś?
RADOST
Jeszcześ nie spał?
GUSTAW
Dość czasu.
RADOST
Dzień duży.
GUSTAW
Dopiero świta.
RADOST
Świta, ale w twojej głowie.
GUSTAW
Niech i tak będzie, niech świta na zdrowie.
Byle mnie kochał stryjaszek kochany,
Był mi zawsze zdrów, czerstwy i rumiany.
Lecz, cóż to? mars? mars? fe! precz z nim do licha!
zaglądając w oczy
No… proszę… troszkę. — Niknie wyraz srogi.
Czoło się równa, oko się uśmiecha.
Otóż tak lubię,
ściskając go
mój stryjaszku drogi!
RADOST
/ płaczliwie, zawsze dając przestrogi /
Mój Gustawie, powiedz mi: chcesz, czy nie chcesz żony?
GUSTAW
Chcę, chcę, stryjaszku.
RADOST
Pewnie?
GUSTAW
Jestem jej spragniony —
RADOST
Jakiże to więc sposób wyszukałeś sobie?
GUSTAW
Ja nic dotychczas nie wiem o sposobie.
RADOST
Te wycieczki przez okna, te nocne wyprawy.
GUSTAW
I cóż!
RADOST
/ zniecierpliwiony /
Cóż! Panna!
GUSTAW
A, bardzom ciekawy.
Co moją pannę to obchodzić może,
Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę?
Nie śpię — tem lepiej dla niej, bo na jawie
Nią tylko jedną myśli moje bawię,
I do niej wzdycham jak w dzień, tak i w nocy;
Ale jak zasnę — jestże to w mej mocy?
RADOST
/ płaczliwie /
Mój Gustawie! — Dla Boga, porzuć myśli płoche,
I raz tylko, raz pierwszy zastanów się trochę.
Kilka dni jesteś pośród tak godnej rodziny,
I nie ma dnia jednego… gdzie tam dnia!… godziny,
Żebyś czegoś nie zbroił, aż się serce kraje.
Pani Dobrójska sama opiekę ci daje;
Nie idąc wzorem matek, co nos górą noszą,
Kiedy w duszy o zięcia wszystkich świętych proszą —
Pamiętna twych rodziców i mojej przyjaźni,
Swój zamiar względem ciebie głosi bez bojaźni.
Ale wszystko na próżno, daremnie się trudzi:
Miejski panicz w wieśniakach innych widzi ludzi;
Swoich nudów nie kryje, grzeczności nie sili,
I chce dać uczuć wartość każdej swojej chwili.
Wróbel się tylko, mówią, pustej strzechy trzyma,
Ale co w twojej głowie już i wróbla nie ma.
GUSTAW
/ ze szczerem zastanowieniem /
Prawda, prawda, stryjaszku, zbyt słuszne przestrogi;
Ach, ojcowskiemi strzeżesz mnie oczyma,
ściskając go
O, jesteś dla mnie skarb, przyjaciel drogi,
Dzięki ci, dzięki za twoje przestrogi.
RADOST
/ z rozczuleniem ściskając go /
Mój ty poczciwy, mój luby Gustawie!
GUSTAW
Mój przyjacielu, mój ojcze kochany!
Zobaczysz, jak się ogromnie poprawię,
Bylem miał tylko powód do odmiany.
A teraz zgadnij, jaką dziś zabawę…
RADOST
O dla Boga! on swoje! Otóż masz poprawę.
Ach zmiłuj się, uważaj, powiedz, czy to ładnie,
Że z domu pan zalotnik oknem się wykradnie,
Aby noc całą Bóg nie wie gdzie trawić!
GUSTAW
Ależ stryjaszku, ja się muszę bawić.
RADOST
Bawić!
GUSTAW
A wprawdzie, w tym szanownym domu.
Gdzie każdy dla mnie aż nadto łaskawy,
Gdzie nie ubliżam w niczem i nikomu,
Żadnej dotychczas nie widzę zabawy.
RADOST
Idzież tu o zabawę, wrzawę nieustanną?
GUSTAW
Ależ o nudy idzie.
RADOST
Nudy z piękną panną!
GUSTAW
Nie będą nudy, jak się kochać będę.
RADOST
I kiedyż to nastąpi?
GUSTAW
Jak się z nią ożenię.
RADOST
Albo inaczej: jak na koszu siędę.
GUSTAW
Ba, ba, ba! jeszcze czego.
RADOST
I skąd pewność, że nie?
Jestże to napisano, wyryto na niebie,
Że Aniela koniecznie musi pójść za ciebie?
GUSTAW
Pójdzie, pójdzie, stryjaszku.
RADOST
Tylko bardzo proszę,
Niech samochwalstwa od ciebie nie znoszę.
GUSTAW
Do samochwałów któż tego policzy,
Który rozsądnie zważa i powiada,
Że gdzie dwie rodzin związku sobie życzy,
Związku się w końcu spodziewać wypada?
RADOST
Prawda, jeśli Aniela choć trochę polubi.
GUSTAW
Bądź z łaski swojej spokojny w tym względzie.
Już ja ci ręczę, wszystko dobrze będzie.
RADOST
Nadto pewności, a ta pewność zgubi.
GUSTAW
Już spuść się na mnie… Ale dość tych fraszek.
Teraz niech zgadnie kochany stryjaszek…
RADOST
Pewnie, gdzie byłeś?
GUSTAW
Gdziem bawił tak długo.
RADOST
Wymów już, wymów, bo cię diable dusi.
GUSTAW
Na miejskim balu byliśmy przebrani.
RADOST
Na jakim balu?
GUSTAW
Pod Złotą Papugą.
RADOST
W karczmie!
GUSTAW
Przebrani.
RADOST
O Boże! o Boże!
GUSTAW
Tego młodemu nikt pewnie nie zgani.
RADOST
/ ironicznie /
Pewnie pochwali?
GUSTAW
Bo pochwalić musi.
RADOST
Piękna mi szkoła!
GUSTAW
Lepsza być nie może.
Na małym świecie, co się wielkim mieni,
Gdzie każdy trwożnie po śliskiej przestrzeni,
Jakby na szczudłach i w przyłbicy chodzi;
Tam, czem są ludzie, niechaj nikt nie bada.
Ale gdzie człowiek mało pozór ceni,
Przybranym kształtem nie chce i nie zwodzi,
Gdzie więcej wola, niż rozum nim włada,
Tam schwytaj pędzel, wzór stoi gotowy.
RADOST
Otóż go macie! Jest La Bruyère nowy.
/ płaczliwie /
Gucio! dopieroś dziękował za radę.
GUSTAW
/ nie słuchając /
I co mi teraz przychodzi do głowy.
RADOST
Na przykład?
GUSTAW
Jedźmy tam dziś.
RADOST
Ja z tobą?
GUSTAW
Ty ze mną.
RADOST
Oszalał!
GUSTAW
Wcześniej wrócisz.
RADOST
/ ironicznie /
Tą drogą tajemną.
GUSTAW
Jedziesz?
RADOST
Dajże mi pokój.
GUSTAW
No, to sam pojadę.
RADOST
Guciu! dopieroś dziękował za radę.
GUSTAW
/ żałośnie /
Luby stryjaszku! wkrótce się ożenię.
RADOST
/ do siebie z zadziwieniem /
No! i dlatego takie figle stroi.
GUSTAW
/ jak wyżej, prosząc /
Już raz ostatni.
RADOST
Ja go nie odmienię,
To rzecz daremna.
GUSTAW
Na kasztana wsiędę!…
RADOST
/ przestraszony /
O! na kasztana!
GUSTAW
Przede dniem tu będę.
RADOST
Weź już moją dorożkę, a kasztan niech stoi.
do siebie:
Jeszcze kark skręci z tego waryjata.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku.
RADOST
I deliję moją.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku.
RADOST
W tej kurteczce lata.
Jeszcze kataru u diaska dostanie.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku, jak chcesz, tak się stanie.
Ja zawsze mówię, święte rady twoje.
RADOST
Otóż masz, teraz powie, że to z mojej rady
Przez okna łazi na nocne biesiady.
GUSTAW
Zatem radzisz wchodzić drzwiami?
RADOST
Gadajże z waryjatami!
Ja ci radzę pójść spać.
GUSTAW
Spać?
RADOST
Bladyś, aż niemiło.
GUSTAW
Blady? To dobrze, to nic nie zaszkodzi:
Bladość niepokój miłosny dowodzi,
Bladości prędzej niż słowom się wierzy.
Pamiętasz przecie, jak to dobrze było
Rano, nazajutrz, po twojej wieczerzy?
RADOST
Mojej wieczerzy?
GUSTAW
To jest, mówiąc szczerze,
Ja sam dawałem tę sławną wieczerzę,
Ale stryjaszek potem długi płacił.
RADOST
Niestety!
GUSTAW
Wcalem na cerze nie stracił.
„Teraz to kocha — rzecz niezaprzeczona —
Jak blady, słaby! — on z miłości skona” —
Powiedz sam, wszakże prawda, tak mówiono.
I gdybym nie był zanadto…
RADOST
No, no, no,
Nie dość szaleje, jeszcze mnie powiada!
Teraz idź i śpij, taka moja rada.
Ale mój Guciu, Guciuniu serdeczny,
Staraj się zbliżyć, podobać Anieli.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku.
RADOST
Dla matki bądź grzeczny.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku.
RADOST
I na miłość Boga,
Jeśli ci jeszcze moja przyjaźń droga,
Nim się odezwiesz, pomyśl pierwej nieco.
Bo często słowa jakby z worka lecą,
Ale sensu w nich — no! — tego tam nie ma. —
A teraz idź spać, już mrugasz oczyma.
GUSTAW
Pójdę się przebrać.
/ Całuje go w rękę. /
RADOST
/ całując go /
Pamiętaj, Gustawie…
GUSTAW
Sam się zadziwisz, jak się dziś poprawię.
/ Odchodzi w lewe drzwi boczne. /
RADOST
/ patrząc za nim, serio /
Poprawię! Zawsze jedno co godzina,
Zadziwisz się! tak!
przechodząc nagle w uczucia
Kochany chłopczyna!
SCENA V
/ Radost, Albin (chustka w ręku, tragicznym tonem). /
RADOST
Cóż cię, panie Albinie, sprowadza tak wcześnie?
ALBIN
Niestety!
RADOST
Jak wzdychałeś, tak wzdychasz boleśnie.
ALBIN
Ach! jakże nie mam wzdychać, kiedy w smutku tonę;
Kiedy nocne minuty łzami przeliczone!
RADOST
A ja ci radzę, wypogódź twe czoło,
Nie bądź Gustawem — lecz kochaj wesoło:
Te elegije i miłosne żale
Młodej dziewczyny nie podbiją wcale;
A zwłaszcza Klarę, co jak iskra żywa,
Jeżeli westchnie, to wtedy gdy ziéwa;
Klara, co spocząć, rzadziej milczeć zdoła,
Sprzeczna z układu, z natury wesoła,
Lęka się smutku, któregoś obrazem.
ALBIN
Ach! możnaż kochać i nie płakać razem?
po krótkiem milczeniu
Już dwa lata się kończą, jak powabność Klary
Wznieciła moją miłość bez granic, bez miary.
Nie ma dnia, bym nie błagał najczulszem wejrzeniem;
Samem już tylko teraz oddycham westchnieniem;
Łzami skrapiam jej ślady, skrapiam całą drogę:
I kamień już bym zmiękczył, jej zmiękczyć nie mogę.
RADOST
Żebyś i sto lat jęczał, wszystko nic nie znaczy.
ALBIN
Ach!
RADOST
Cóż dalej chcesz robić?
ALBIN
Co? — Umrę z rozpaczy.
RADOST
Może cię kocha.
ALBIN
Kocha? — Umarłbym z radości.
RADOST
Każ więc sobie zawczasu dzwonić z przezorności.
ALBIN
Ja płaczę, ty się śmiejesz.
RADOST
Śmiej się i ty razem.
ALBIN
Ach, posłuchaj mnie raczej, nie dręcz tym rozkazem.
Myślałem, że wytrwałość najczystszych płomieni
Nienawiść w łagodniejsze uczucia przemieni,
Ową nienawiść mężczyzn powziętą z rachuby,
Którą w duszy piastuje, z której szuka chluby.
Ach, błędna myśl, niestety! zwodnicze nadzieje!
Jej serce coraz stygnie, a moje goreje!
RADOST
/ tymże tonem /
Bywaj zdrów!
ALBIN
Ach, gdzie idziesz?
RADOST
/ jak wprzódy /
Ach, idę do siebie.
ALBIN
Nie litujesz się żalu, opuszczasz w potrzebie.
RADOST
Chciałbym jeszcze do domu pojechać na chwilę.
dobywając zegarka
Tylko że już podobno… jeśli się nie mylę…
Oho! tak to już późno! Wdaj się tylko z trzpiotem:
U niego jak rozsądek, tak wszystko na potem.
ALBIN
/ chwytając go za rękę /
Czekaj, zwierzyć ci muszę straszną tajemnicę.
RADOST
/ przestraszony /
Dla Boga, co to będzie!
ALBIN
Rzecz całą oświécę.
RADOST
Albinie; ja truchleję!
ALBIN
Zachowasz ją święcie?
RADOST
Mów!
ALBIN
Klara i Aniela mają przedsięwzięcie…
Słuchaj i zapłacz, nigdy — nie iść za mąż.
RADOST
/ zadziwiony i wstrzymując się od śmiechu /
Szczerze?
/ Na znak potakujący Albina Radost parska śmiechem. /
Albin.
Co? — Ty się śmiejesz z tego?
RADOST
Śmieję, bo nie wierzę.
ALBIN
Ja ci ręczę.
RADOST
I skąd wiesz?
ALBIN
Wiem pewnie.
RADOST
Daj Boże!
do siebie:
Taki bodziec Gustawa obudziłby może.
Byle mu wierzył.
do Albina:
Dzięki za dobrą nowinę.
ALBIN
Jak to, Radoście, dobrą? — Dobrą, a ja ginę.
RADOST
Nie zginiesz, będziem żyli.
ALBIN
Ty się śmiejesz zawsze.
RADOST
Ty zaś nie płacz, a losy będą ci łaskawsze.
/ Odchodzi w lewe drzwi środkowe. /
ALBIN
O miłości, miłości! ty żalów przyczyno!
Złorzeczyć ci nie mogę, bo mile łzy płyną.
Lecz Klaro! kiedyż równą odpłacisz mi miarą?
Kiedyż ze mną zapłaczesz? Klaro! Klaro! Klaro!
SCENA VI
/ Albin. Aniela, Klara /
/ wchodzą przed ostatnim wierszem z prawych drzwi środkowych. /
KLARA
/ cicho stanąwszy przy Albinie /
Po raz pierwszy, drugi, trzeci!
Na wezwanie takie dzielne,
Powtórzone po trzy razy,
Nawet duchy nieśmiertelne,
Jak posłuszne ojcu dzieci,
Porzucając ciemne cele,
Stają władcy brać rozkazy.
Mogęż spóźnić przyjście moje?
Otóż jestem, otóż stoję.
ALBIN
/ całując w rękę /
Ach!
KLARA
Nic więcej?
ALBIN
To tak wiele.
Klara śmieje się — po krótkiem milczeniu:
Ach, urągasz miłości.
KLARA
/ śmiejąc się /
Urągam? — broń Boże!
ALBIN
Twoje serce bez czucia.
KLARA
Lwie, tygrysie może?
ALBIN
Nikt go zmiękczyć nie zdoła.
KLARA
Nie każdy, to pewnie.
ALBIN
Ja tak kocham.
KLARA
A ja nie.
ALBIN
Ja płaczę tak rzewnie.
KLARA
Ja się śmieję.
ALBIN
Okrutna! Poznasz mnie po stracie.
KLARA
Okrutna! sroga! niestety! o nieba!
do Anieli:
Uchodźmy prędko, tu miłość na czacie,
Prędko, Anielo, dowierzać nie trzeba.
/ Śpiewa: /
Tak babunia nam śpiewała,
Ja uciekam, pókim cała.
ALBIN
Zostań, okrutna, zostań! Uwolnię twe oczy
Od smutnego przedmiotu, co ich świetność mroczy.
Cieszy cię moja męka? — Ciesz się więc do woli:
Żaden twój raz nie minął, każdy mocno boli.
Jedna tylko pociecha mej duszy zostaje,
Żem nie zasłużył wzgardy, której dziś doznaję.
ANIELA
Panie Albinie! któż tak ściśle bierze?
Zostań się z nami, wszak ci to są żarty.
KLARA
Com powiedziała, powiedziałam szczerze.
ALBIN
A ja wszystkiemu co do słowa wierzę.
KLARA
Godzien pochwały, kto nie jest uparty.
ALBIN
Godzien litości, kto pokochał Klarę,
Bo razem w litość stracił wszelką wiarę.
/ Odchodzi w prawe drzwi boczne. /
SCENA VII
/ Aniela, Klara. /
ANIELA
Tak drażnić, dręczyć, to się już nie godzi.
KLARA
Cóż? Pójść za niego?
ANIELA
Ja tego nie mówię;
Lecz gorycz losu niech litość osłodzi,
Niech mu przynajmniej o przyczynie powie.
KLARA
Na co? Niech kocha, płacze, jęczy, kona.
ANIELA
Ach, tego nie chcę, i ty nie tak sroga.
KLARA
Gardzę miłością, jestem niewzruszona.
ANIELA
Wszak ci się znajdzie łagodniejsza droga:
I na cóż tam słów, gdzie dosyć na znaku.
KLARA
Może mam przed nim, dygnąwszy trzy razy,
Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po raku,
Prosić lękliwie, aby bez urazy
Przyjął odpowiedź, wprawdzie niezbyt miłą,
Ale ogólną dla całej płci jego? —
ANIELA
O, pewnie, pewnie, lepiej by tak było,
Niż wciąż powtarzać w obliczu biednego,
Że jego miłość, równie jak osoba,
Ani cię bawi, ani się podoba.
KLARA
Wierz mi, Anielo, wszystko to za mało.
Nie wiesz, jak twarde jest serce mężczyzny,
Jak prędko rany umie ściągnąć w blizny,
Blizny, co potem stają mu się chwałą.
Nic ich próżności nie zbije, nie skarci,
Im więcej przeszkód, tem więcej uparci.
Łaj, gardź, nienawidź — oni w nienawiści,
Gniewie i wzgardzie mają swe korzyści,
Tak, że nareszcie czasem z nas niejedna,
Tracąc cierpliwość, tracąc głowę, biedna,
Znudzona walką, ze wszech stron ściśnięta,
Musi pokochać, by pozbyć natręta.
ANIELA
Na cóż mi mówisz, co ja wiem dokładnie?
Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli,
Co się tak czai, tak układa snadnie,
By zyskać ufność i zdradzić po chwili.
Lecz że źli oni, mamyż być takiemi?
KLARA
O, były, były kobiety dobremi,
I jakiż tego zwyczajny był skutek?
Radość dla mężczyzn, dla nas gorżki smutek,
Wspomnij tę książkę.
ANIELA
Nigdy nie zapomnę:
Męża Kloryndy życie wiarołomne.
KLARA
/ ze wzrastającym zapałem /
I żal jednego twą zemstę zwycięża?
Żal, że chciał dopiąć i celu nie dopnie?
I my nasz zamiar: «nigdy nie mieć męża»
Mamy oznajmiać, głosić nieroztropnie?
Wszystkim do razu odebrać nadzieję?
I miłość własną każdego ocalić?
O nic, nic z tego, moi dobrodzieje!
Wy, co ze zwycięstw lubicie się chwalić,
U nóg, tu, każdy, niech kark zgina hardy,
Każdy z osobna dozna naszej wzgardy.
ANIELA
/ z zapałem /
Wzdychaj więc każdy!
KLARA
/ z zapałem /
I kochaj się we mnie.
ANIELA
Dlaczegóż w tobie?
KLARA
By jęczał daremnie.
ANIELA
I moje serce nie więcej im sprzyja.
KLARA
Anielo! ręka! Powtórzmy tu śluby
Nam wiecznej chwały, a im wiecznej zguby.
/ Razem podając sobie ręce, mówią razem i powoli. /
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
Nienawidzieć ród męski, nigdy nie być żoną.
ANIELA
Nienawidzieć, tak, oprócz mego stryja.
KLARA
I mego ojca.
ANIELA
I stryjecznych braci.
KLARA
I pana Jana…
ANIELA
I pana Karola.
KLARA
I Józia…
ANIELA
Kazia, Stasia…
KLARA
Hola! hola!
ANIELA
Na ostrożności nikt nigdy nie straci.
/ po krótkiem milczeniu /
Zatem już kochać nie wolno nam będzie?
KLARA
Jedna dla drugiej kochankiem się stanie.
ANIELA
/ zamyślona /
Jedna dla drugiej — a tak — to przykładnie…
Lecz powiedz, Klaro, oświeć mnie w tym względzie:
Czy oni nigdy nie kochają szczerze?
KLARA
/ po krótkiem milczeniu /
Nigdy? — hm? — Pewnie.
ANIELA
Na cóż to udanie?
KLARA
Na co i po co, nic nie wiem w tej mierze.
Lecz com czytała, pamiętam dokładnie:
«Że miłość gorsza nad wszelką przygodę,
Że masz się kochać, wolisz skoczyć w wodę».
ANIELA
Klaro! zmiłuj się, w wodę! — to za wiele!
KLARA
Tak, nie inaczej! tak było w tem dziele.
ANIELA
Taką więc sprawą rzecz wcale nieładna,
Że każda kocha, nie topi się żadna.
KLARA
Bo do przyszłości duch każdy przykuty,
Żyje dla nieba, kocha dla pokuty.
ANIELA
O, wy mężczyźni!
KLARA
Piekło was zrodziło!
ANIELA
Że nie ma kraju, gdzie by was nie było!
KLARA
/ prędka rozmowa /
A nasz pan Gustaw, laleczka warszawska.
ANIELA
O, ten się nawet udawać nie trudzi.
KLARA
Jeśli przemówi, to już wielka łaska.
ANIELA
Chce się ożenić, bo się czasem nudzi.
Przynajmniej uszy od jęków ocalę.
KLARA
Mnie by ta pewność nie cieszyła wcale;
Niech każdy kocha i w tem ma swą karę.
ANIELA
Ach, gdyby można miłości dać wiarę,
Byłoby szczęście większe na tym świecie?
KLARA
Było przed laty, wszak pamiętasz przecie,
Cośmy czytały?
ANIELA
Czy ja mam w pamięci?
Jak tylko wspomnę, w głowie mi się kręci.
SCENA VIII
/ Pani Dobrójska, Aniela, Klara, Albin. /
/ Albin, wszedłszy, opiera się o ścianę blisko stolika i z założonemi rękami, często wzdychając, oka nie spuszcza z Klary. /
PANI DOBRÓJSKA
/ wchodząc, do Albina: /
Kocha się, kto się kłóci, dawne to przysłowie.
KLARA
/ całując ją w rękę /
Czy się ciocia kłóciła?
PANI DOBRÓJSKA
/ do Klary: /
Oj, zielono w głowie.
KLARA
O, nie!
PANI DOBRÓJSKA
O, tak.
KLARA
Dlaczego?
ANIELA
Klara, moja mamo,
Bywa bardzo rozsądna.
KLARA
Aniela toż samo.
ANIELA
Zgadzamy się we wszystkiem.
KLARA
Radzimy wzajemnie.
PANI DOBRÓJSKA
Kiedy dwie głowy radzą daremnie,
Rozsądna zatem Klara rozsądnej Anieli
Zapewne jej uwagi rozsądnej udzieli,
Że grzeczność, a szczególniej w swojej matki domu,
Najmniejszej przynieść krzywdy nie może nikomu;
A nawzajem Aniela poradziła Klarze,
Że obojętność szydzić niekoniecznie każe.
KLARA
/ kłaniając się nisko Albinowi /
Panie Albinie, bardzo dziękujemy.
ANIELA
/ do Dobrójskiej /
Trzebaż się starać o pana Gustawa?
PANIE DOBRÓJSKA
Ale nie krzywić, nie dąsać się zawsze.
/ Siadają przy okrągłym stoliku i robótki biorą, prócz Klary. /
ANIELA
/ szybka rozmowa /
On nas nie widzi.
KLARA
I ślepy, i niemy.
ANIELA
Mamże go błagać o względy łaskawsze?
KLARA
Mówić, gdy milczy; gdy nudzi, zabawiać?
ANIELA
/ ironicznie /
I jakaż na wsi może być zabawa!
KLARA
/ podobnie, coraz prędzej /
I z wieśniaczkami o czemże rozmawiać!
ANIELA
O pięknym czasie, albo słotnej porze.
KLARA
Miejskim rozumem zaćmiłby nas może.
ANIELA
Przez litość, gęstą daje mu zasłonę.
KLARA
Przez litość, drzemiąc, stara się o żonę.
PANI DOBRÓJSKA
Już to mnie przegadacie, moje piękne damy.
ANIELA
Ależ, mamo kochana! cóż my robić mamy?
KLARA
Kiedy na sofie rozparty szeroko,
Półgębkiem gada, śpi na jedno oko,
Mamyż mu śpiewać arietkę wesołą?
Albo z girlandą tańcować wokoło?
/ Klara, mówiąc ostatni wiersz, robi kilka kroków tańca z chustką w ręku. Albin rzuca się i odrzuca krzesło za nią stojące. /
ALBIN
Przebóg!
KLARA
Cóż?
ALBIN
Krzesło.
KLARA
/ rozgniewana /
Ach! Z panem… prawdziwie…
Nawet potknąć się nie można!
ALBIN
Niestety.
ANIELA
/ do Dobrójskiej /
Bardzo rozsądnie.
PANI DOBRÓJSKA
/ śmiejąc się /
Ja sama się dziwię.
Nie arietki, nie, ani też balety,
Lecz grzeczność, skromność, to wasze zalety.
KLARA
/ ironicznie /
Zresztą, jest Radost, jest Albin, jest Gustaw…
Trzech mężczyzn! to sąd podług męskich ustaw;
Trzech! razem! ogrom! i czegóż im trzeba?
Cóż rozum kobiet, ten słaby twór nieba,
Co się im zbliżyć nawet praw nie rości,
Dałby za korzyść tym sędziom honoru,
Wszechwładcom świata, skarbonom mądrości?
Nasze uczucia, nie sięgając wzoru,
Na męskiej duszy twór zawsze wyniosły
Pęta by tylko albo skazę niosły.
PANI DOBRÓJSKA
Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza.
Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza;
Zatem szalę rozsądku ta strona przeważa
Co swoje błędy karci, a cudzym pobłaża.
SCENA IX
/ P. Dobrójska, Aniela, Klara, Albin, Gustaw. /
/ Albin stoi przy prawej stronie sceny, przy nim siedzi przy stole pierwsza Klara, druga Aniela, trzecia Dobrójska, robótkami zajęte. — Gustaw wchodzi i, skłoniwszy się, stawia krzesło na środku — siada obrócony do parteru trochę na przodzie sceny — Gustaw w tej scenie mówi z roztargnieniem, aby tylko co mówić, z początku swoim ubiorem zajęty. /
GUSTAW
Przecie deszcz ustał — pogodniej na niebie.
KLARA
Arcyprzyjemna aura, w samej rzeczy.
Do Anieli:
Że grzecznie bawię, nikt już nie zaprzeczy.
A teraz kolej, Anielo, na ciebie.
PANI DOBRÓJSKA
/ do Klary z nieukontentowaniem /
Klaro, czy znowu?
do Gustawa:
Albin mówił właśnie,
Że z nowej chmury nowa grozi słota.
ALBIN
Dla mnie pochmurno, ach, nawet ciemnota.
Bo i nadzieja powoli już gaśnie,
Kiedy mym smutkiem Klara ucieszona.
KLARA
/ zniecierpliwiona /
Ach nie, wcale nie, smuci się, i bardzo.
GUSTAW
/ zawsze z roztargnieniem, byle co mówić /
Panie pracują.
KLARA
Mężczyźni tem gardzą
Lubo w tej pracy najprędsza obrona
Przeciw tym nudom, w które wieś obfita.
PANI DOBRÓJSKA
/ do Klary z nieukontentowaniem /
Czy ty się nudzisz?
KLARA
Mnie się ciocia pyta?
GUSTAW
/ jak wprzódy /
Słabym się czuje, kto szuka obrony.
KLARA
O sobież tylko myśleć nam wypada?
GUSTAW
/ pozierając na Albina /
Tak, i o bliskich — to pięknie i hojnie.
KLARA
/ ze wzrastającym zapałem /
Bliski, niebliski może być znudzony.
ANIELA
/ do Klary na stronie /
Klaro, daj pokój.
GUSTAW
/ zawsze obojętnie /
Ogólna więc rada…
KLARA
Rady dość nigdy….
GUSTAW
/ sens kończąc /
Dla popsutych dzieci.
KLARA
Wiem zatem, gdzie się zwracać.
GUSTAW
/ obojętnie /
Do zwierciadła.
PANI DOBRÓJSKA
Klara nie może rozmawiać spokojnie.
Lada dmuchnięcie tę iskrę roznieci.
GUSTAW
/ wyciągając się na krześle /
O, proszę pani, mnie to dosyć bawi.
KLARA
/ urażona, ironicznie /
Czy tak? Doprawdy? Nie byłabym zgadła,
Że moja mowa takie cuda sprawi.
Do Albina:
Ach, proszęż mnie tak nie ścigać oczyma.
ALBIN
/ z westchnieniem /
I tego wzbraniasz?
KLARA
Ach, bo miary nié ma.
do Anieli na stronie:
Żeby choć mrugnął, mogłabym się skrzywić.
PANI DOBRÓJSKA
/ po krótkiem milczeniu /
Pan Gustaw mógłby i słusznie się dziwić,
Że wiejska cisza, a zwłaszcza w tej porze,
Dla kogokolwiek przyjemną być może.
GUSTAW
/ mówi coraz wolniej /
I owszem, owszem… wcale się nie dziwię…
Wieś jest przyjemna,
Ziewa skrycie.
przyjemna prawdziwie.
KLARA
/ do Anieli na stronie: /
Widzisz?
ANIELA
Co?
KLARA
Ziewa.
ANIELA
Grzeczny…!
KLARA
/ (sens kończąc) /
Ciocia powie.
głośno
Otóż to grzeczność…
na wejrzenie Dobrójskiej sens zmieniając
Chwalić wbrew gustowi.
GUSTAW
/ coraz wolniej /
Nie, wieś ma swoje wdzięki… mówię szczerze.
Ziewa skrycie.
Na wiosnę kwiatki… listki… trawki świeże,
A w lecie, w lecie!… są te… piękne żniwa;
No i w jesieni…
ziewając
także… tam coś bywa;
W zimie wieczory… tak… w zimie… wieczory;
Są, są zabawy… o, są każdej pory.
/ Ziewa i wkrótce zaczyna drzemać. /
PANI DOBRÓJSKA
W nas to samych zabawy i nudów przyczyna.
Jeśli bezczynnie każda wlecze się godzina,
Konieczne zatrudnienia nie dzielą nam czasu,
Jeśli w ciągłym odmęcie śród gwaru, hałasu,
Zawsze pragniemy nowych rzeczy, nowych ludzi,
Wtedy jak wieś, tak miasto, koniec końców — znudzi.
Dlatego nas zapewne nadzieja nie mami,
Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z nami.
KLARA
/ po krótkiem milczeniu, cicho /
Pst! Ciociu!
pokazując śpiącego Gustawa:
Już się bawi.
PANI DOBRÓJSKA
A! co tego…
KLARA
Chodźmy stąd wszyscy.
ANIELA
Zostawmy samego.
ALBIN
Ja i w nocy tak nie śpię.
PANI DOBRÓJSKA
To za wiele.
KLARA
Chodźmy.
PANI DOBRÓJSKA
Ale nie…
ANIELA
/ ciągnąc za rękę /
Moja mamo, proszę.
KLARA
/ biorąc za drugą rękę /
Ja także za nim suplikę zanoszę:
Wszakże się wyśpi, jak sobie pościele,
Tak sobie posłał, niechże śpi do woli.
do Albina z niecierpliwością:
No, chodźże waćpan — prędzej! — pst! — powoli.
/ Wszyscy wychodzą — Gustaw śpi — wkrótce wbiega Radost — przypatruje się z żalem Gustawowi — zakłada ręce i siada na krześle, na którem siedziała pani Dobrójska. /
SCENA X
/ Gustaw, Radost. /
RADOST
/ żałośnie, zaledwie nie z płaczem, coraz głośniej /
Gustawie! mój Gustawie! okrutny Gustawie!
GUSTAW
/ otwiera oczy i patrząc przed siebie, odpowiada jakby pani Dobrójskiej: /
Tak, mościa dobrodziejsko, ja się na wsi bawię.
RADOST
/ parskając śmiechem /
I śmiać się muszę, kiedy łajać chciałem.
GUSTAW
/ zadziwiony, po krótkiem milczeniu, wstając /
Zasnąłem trochę.
RADOST
/ ironicznie /
Gdzie tam.
GUSTAW
/ z nieukontentowaniem /
Spałem, spałem,
Nie ma co mówić.
RADOST
/ udając Gustawa /
„Jak się dziś poprawię,
Zadziwisz się, stryjaszku” — Otóż się i dziwię,
Żeś dobrze zasnął i chrapał szczęśliwie.
GUSTAW
/ z nieukontentowaniem /
No, spałem, prawda; ale z drugiej strony,
Trudno kochanka uśpi huk moździerzy,
z udanem uczuciem
Łacno głos fletów, głos kobiet pieszczony.
RADOST
O! o… głos fletów! Niby kto uwierzy!
Dla Boga, chłopcze! Boska na mnie plago!
Próżnoż cię ścigam prośbą i uwagą,
Powiedz, czy serce zastygło w twem łonie,
Spać przy kochance, jakby już przy żonie?
GUSTAW
/ niekontent z siebie, odtrącając krzesło /
Hm! Diabeł nadał krzesło tak wygodne!
Tak mnie znienacka jakoś… rozmarzyło.
RADOST
I chce się żenić! — To zaloty modne!
Chcesz spać, no, to śpij, kiedy ci spać miło.
GUSTAW
Ale stryjaszku, to niechcący było.
RADOST
A cóż, u diaska! miałżeś jeszcze może
Dobranoc wszystkim powiedzieć dokoła?
GUSTAW
No, no, stryjaszku, nie zachmurzaj czoła:
Wszystkim nieszczęściom zaraz kres położę.
RADOST
/ zatrzymując go /
Jak? co? gdzie?
GUSTAW
Wszystko chcę naprawić godnie.
RADOST
/ prosząc najpokorniej /
Guciu, Guciuńciu, nie czyń mi zakały,
Bądź też rozsądny, tydzień, tydzień mały!
GUSTAW
Będę, stryjaszku, będę… dwa tygodnie.
RADOST
Dla ciebie błagam.
GUSTAW
Stryjaszku kochany!
Wart twego gniewu, wart jestem nagany,
Umiem czuć, cenić ojcowskie przestrogi,
Dzięki ci, dzięki, stryjaszku mój drogi.
Ściskają się.
RADOST
/ rozczulony /
Guciu kochany!
po krótkiem milczeniu
Ale ja się boję,
Że ty dziękujesz i znów robisz swoje.
GUSTAW
Nie, teraz jestem, będę zakochany,
Z samym Albinem na wyścigi idę.
RADOST
/ wstrzymując go /
Ach, czekaj! Nową naprowadzisz biedę.
Za drwinki wezmą nagłość tej odmiany.
GUSTAW
Nie, westchnę tylko — raz na pół godziny.
Lecz patrzeć będę, tego mi nie zganią
Ale jak patrzeć! — Już wiem. — Wzrok jedyny!
biorąc go pod rękę i ciszej
Jak niegdyś patrzał stryjaszek na panią…
RADOST
/ zatykając mu usta /
Cicho, bądź cicho!
oglądając się
Ty, widzę, szalony…
GUSTAW
Ale co gorzej, co mnie trochę smuci,
Że panna na mnie i okiem nie rzuci.
RADOST
Ach, mój Gustawku, wszak ty szukasz żony;
Chciałżebyś takiej, co ściga oczyma,
Jakby wołała: «Kto kogo przetrzyma»,
Lub tej, co spojrzy i westchnie przed siebie
Jakby szeptała: «Poszłabym za ciebie»?
GUSTAW
Nie — ja chcę, chociaż niby jestem trzpiotem…
RADOST
/ z westchnieniem /
Niby.
GUSTAW
Dobrą mieć żonę.
RADOST
A któż wątpi o tem?
GUSTAW
I gdybym nie czuł przymiotów Anieli,
Radost w niemem zachwyceniu wyciąga ręce ku niemu.
Jużbyście mnie tu dotąd nie widzieli.
RADOST
/ ściskając go /
Ach, jakiż anioł przemówił przez ciebie?
GUSTAW
Prawda? — Rozsądnym umiem być w potrzebie?
RADOST
Ach, strasznie, strasznie, byle tylko trwale.
GUSTAW
Idę więc biegać, śpiewać…
RADOST
/ żałośnie, zatrzymując go /
Tego wcale…
/ Gustaw przerywa mowę Radosta gwałtownem uściśnieniem, w którem mówi wiersz następujący: /
GUSTAW
Sam się zadziwisz, jak się dziś poprawię!
/ Wytrąca niechcący tabakierkę z rąk Radosta, a wybiegając, wywraca krzesło — Radost, goniąc za tabakierką i raz na nią, raz na Gustawa patrząc, gdy zasłona spada: /
RADOST
Czekaj! Zmiłuj się! o Boże! Gustawie!
AKT II
SCENA I
/ P. Dobrójska, Radost. /
PANI DOBRÓJSKA
Tak, tak, panie Radoście, podzielam twe żale.
Ale mnie się pan Gustaw nie podobał wcale!
Miłość własną, przeczącą, co drugim należy
Najtrudniej mi przychodzi przebaczyć młodzieży.
RADOST
Tej wady Gustaw nie ma.
PANI DOBRÓJSKA
Ma tylko zalety,
A żadnej wady? — prawda?
RADOST
Ach, ma, ma, niestety!
PANI DOBRÓJSKA
A tą jest?
RADOST
Roztargnienie, wesołość, pustota…
No, co mam obwijać — trzpiot!
PANI DOBRÓJSKA
Nie widzę w nim trzpiota.
RADOST
Ach, mościa dobrodziejko, któż to już zaprzeczy?
Ale ma serce dobre, głowę nie od rzeczy;
To nie minie jak płochość, z czasem nie uleci,
To jest szczęścia rękojmią dla żony i dzieci.
PANI DOBRÓJSKA
Wszystko dobre w nim widzisz.
RADOST
Kocham go jak syna.
żałośnie
Ale tylko ja jeden.
PANI DOBRÓJSKA
To nie moja wina.
RADOST
I Aniela się krzywi.
PANI DOBRÓJSKA
I wprawdzie ma czego.
RADOST
Biedny Gustawek! Wszyscy bij zabij na niego.
PANI DOBRÓJSKA
A ten sen? jest trzpiotostwo? — nie: lekceważenie.
RADOST
Ach! wszakcim go obudził!
PANI DOBRÓJSKA
A to jak ocenię,
Gdy potem wleciał do nas, jakby jęty szałem?
Co robił? — Byłeś.
RADOST
Wszakci na niego mrugałem.
PANI DOBRÓJSKA
Lubię w młodym wesołość; i wesołość szczera,
Choć czasem w zbytek przejdzie, jednak wzgląd odbiera.
Lecz udana już nie ma do tych względów prawa,
I taka dziś wzbudziła szaleństwa Gustawa.
RADOST
Szaleństwa; — był szalony — to nie ma gadania,
Lecz czasem i nieśmiałość do tego nas skłania:
Drży, stoi, a potem huż, jak ów koń z narowu,
Co raz z miejsca, już nie zna ni płotu, ni rowu.
PANI DOBRÓJSKA
/ wstrzymując się od śmiechu /
Co? On?
RADOST
/ sens kończąc /
Nieśmiały.
PANI DOBRÓJSKA
Gustaw?
RADOST
Gustaw. Ręczę pani.
PANI DOBRÓJSKA
A, wybornie!
Śmieje się.
O, biedny! biedny Gucio mały.
Trzech nie zliczy!
Śmieje się.
RADOST
/ zmieszany /
No… prawda, że jest nadto śmiały.
żałośnie
Ale cóż ja mam robić?
PANI DOBRÓJSKA
Wziąć go lepiej w kluby.
Bo mówiąc między nami, ten Gustawek luby
Wyrabia ze stryjaszkiem, co mu się podoba.
RADOST
Oho, ho, ho! — I jedna nie przeminie doba,
Żeby mu paternoster nie wleciał do ucha.
PANI DOBRÓJSKA
O, tak, wiem dobrze: waćpan zrzędzisz, on nie słucha.
RADOST
Ach, jak on mi dziękuje za każdą przestrogę.
Ale chcesz pani prawdy, ja nią służyć mogę:
Pani to dobrodziejka psujesz panny swoje.
PANI DOBRÓJSKA
Ja psuję!
RADOST
Pani.
PANI DOBRÓJSKA
Bój się Boga!
RADOST
Ja się boję.
Lecz tak jest.
PANI DOBRÓJSKA
Drżą przede mną.
RADOST
/ ironicznie /
Zapewne!
PANI DOBRÓJSKA
I pewnie.
Szkoda, żeś tu dziś nie był, jak płakały rzewnie.
RADOST
Ale chociaż ja zero, Gustaw pełen winy,
Jednak nic mi nie kryje.
PANI DOBRÓJSKA
Cóż znaczą te miny?
Ściągasz je do Anieli, albo też do Klary?
RADOST
Hm! Hm!
PANI DOBRÓJSKA
Cóż?
RADOST
Jakieś śluby!
PANI DOBRÓJSKA
Dziecinne zamiary,
O których nie chcę wiedzieć, domyślam się ledwie.
Długo przy matce Klary bawiły obiedwie,
Wiesz, jakie przed oczyma miały tam pożycie;
Przy tem kilka złych książek przeczytanych skrycie,
Równie jak mego szwagra gorszące rozmowy
Wpoiły, nie w ich dusze, ale w młode głowy,
Ową nienawiść mężczyzn, którą ciągle puszą.
Na cóż więc zbijać myśli, co się zmienić muszą?
RADOST
Zmienić się, zmienią, pewnie, lecz kłopot dla Gucia.
PANI DOBRÓJSKA
Zresztą lepiej za mało, niż za wiele czucia.
RADOST
/ z uczuciem całując ją w rękę /
Ach, mościa dobrodziejko!
PANI DOBRÓJSKA
Zawsze Radost jeszcze…
RADOST
/ jak wprzódy /
Zawsze.
PANI DOBRÓJSKA
Idź, popieść Gucia.
/ Odchodzi. /
RADOST
Już ja go popieszczę.
SCENA II
/ Radost sam. /
RADOST
Co ja pocznę z tym chłopcem! To rzecz niesłychana!
Żebym go mógł, u czarta, związać jak barana,
Przywieść gwałtem przed ołtarz, narzucić mu żonę,
Szczęście by dla obojga było zapewnione.
Ale trzpiot w sprawie — piskórz w stawie — jeden diasek!
Tu go trzymasz, tu nié masz — w oczach pewny piasek.
SCENA III
/ Radost, Gustaw. /
GUSTAW
A co, stryjaszku? — Wszak poprawa wielka?
RADOST
Gdybym nie widział, nie dałbym był wiary.
GUSTAW
Tylko coś trochę bruździ mi Anielka.
RADOST
Już tak za pan brat! — Jakby z jednej pary?
GUSTAW
Dąsa się na mnie.
RADOST
/ do siebie /
Anielka! No proszę!
GUSTAW
Ale im rzadsze, tem większe rozkosze.
Niech mało mówi, a kocha bez miary,
Bo coraz więcej za serce mnie chwyta.
RADOST
/ rozgniewany /
A ty coraz mniej.
GUSTAW
Mniej?
RADOST
Mniej.
GUSTAW
Czy żart?
RADOST
/ ironicznie /
Żart, żart.
GUSTAW
To źle.
RADOST
/ ze wzrastającym gniewem /
To dobrze.
GUSTAW
Czemu?
RADOST
Boś tego wart.
GUSTAW
Cóżem ja zrobił?
RADOST
I jeszcze się pyta!
Zmiłuj się, powiedz, czyś duszy chciał ze mnie?
Czy tarantula pogryzła ci pięty,
Że kiedym mrugał i chrząkał daremnie,
Ty w susach, skokach, na wszystko zawzięty,
Tłukłeś, łamałeś — nawet biedną suczkę…
GUSTAW
Cóż złego? — chciałem pokazać im sztuczkę.
RADOST
O, ty do sztuczek! Mistrz! Jakby spadł z nieba —
Lecz nie do takich, gdzie zgrabności trzeba.
Kto z wesołości do głupstwa przechodzi,
Może rozśmieszyć, sobie tylko szkodzi;
Lecz kiedy głupstwem chce zabawić kogo,
Krzywdzi go wtenczas i złą idzie drogą.
GUSTAW
Prawda, stryjaszku, prawda co do joty;
Co to za szczęście, że cię mam przy sobie,
Że zawsze radzisz w tak jasnym sposobie,
Bo nie raz głupstwo byłbym zrobić w stanie.
RADOST
/ wnosząc oczy ku niebu /
Byłby?
GUSTAW
/ ściskając go /
Dziękuję, mój stryjaszku złoty,
Za twoją radę, za twoje kazanie,
Wszystko już teraz, jak każesz, tak zrobię.
RADOST
/ prosząc /
Więc te rozmowy…
GUSTAW
Ej tam u kaduka!
Już w gardle stoi to wiejskie gdakanie!
RADOST
O… o… już zły, już.
GUSTAW
Nazbyt wielka sztuka,
Z miasta przybywszy wiejskie bawić panie.
Wspomnij świat wielki: ho, ho! górne tony.
Mów o rolnictwie: — za cóż to nas trzyma?
Czy nad młot, omłot, innej treści nié ma?
O literaturze: fiu! jaki uczony!
Żartuj: trzpiot z ciebie. Nie żartuj: rozumny.
Bądź wesół: szydzisz. Bądź smutny: pan dumny.
Dosyć, że na wsi nim będziesz poznany
Mów i rób co chcesz, zawsześ wart nagany.
RADOST
Ale Aniela czy jej także warta?
GUSTAW
Cóż mam z nią mówić? — Mówiłem o łanach,
Łąkach, strumykach, owcach i baranach,
O czemże jeszcze mam mówić, u czarta?
RADOST
Kiedy się gniewasz i sadzisz czartami…
Ale cóż w mieście?
GUSTAW
Nie gadam z pannami.
RADOST
Panna, niepanna, któż wgląda tak ściśle!
GUSTAW
Ach, mój stryjaszku, jakżeś się zestarzał.
Gdy nie śmiem wyrzec, co z zapałem myślę,
Sto słów na jedno, będę giął, powtarzał,
Nim mnie powoli do celu przybliży;
Bo myśl jak woda; im ciaśniej, tem wyżéj.
RADOST
Argument jasny, porównanie piękne.
GUSTAW
Z panną, sam powiedz, kiedy raz już jęknę:
«Kocham waćpannę», a ona odpowie:
«Kocham waćpana» — jużci po rozmowie.
RADOST
A jak: «Nie kocham»?
GUSTAW
Także koniec będzie.
RADOST
Lecz z tobą końca i diabeł nie dojdzie.
Ale stój, czekaj! Zatrzymaj w pędzie!
Wiesz, jaki zamiar Anieli i Klary?
GUSTAW
Nie.
RADOST
Żadna za mąż nie chce i nie pójdzie.
GUSTAW
/ z udanym przestrachem, odprowadzając go na stronę /
Jak to, stryjaszku? — A, to nie do wiary!
Chcą mężczyzn zgubić, trwać w panieńskiej cnocie?
Może tak wszystkie?
RADOST
/ głaszcząc go pod brodę /
Oj ty, ty mój trzpiocie!
/ Odchodzi. /
GUSTAW
/ sam po krótkiem milczeniu /
Ten wzrok oziębły, a miłosne oko,
Westchnienie w piersiach zamknięte głęboko,
Czoło pochmurne, kiedy twarz się śmieje —
Na honor, lubię, kocham się, szaleję!
SCENA IV
/ Aniela, Klara, Gustaw. /
/ Aniela wkrótce siada i haftuje — Gustaw do niej zawsze obraca mowę, znaczna różnica i nagły przechód w jego rozmowie: do Anieli z przymileniem, do Klary uszczypliwie albo z gardzącą obojętnością — Klara mówi szybko i z zapałem często za Anielę — Aniela powoli i łagodnie, jak i w następujących scenach. /
GUSTAW
Po długiej wojnie zawieszenie broni.
ANIELA
Pokoju proszę.
GUSTAW
Któż od niego stroni?
KLARA
/ między niemi /
Nie każdy godzien.
GUSTAW
/ nie zważając na Klarę /
Pierwszy więc warunek?
KLARA
O, nie tak bystro…
GUSTAW
Wzajemny szacunek.
ANIELA
I neutralność moja.
GUSTAW
Być nie może.
Zróbmy zaczepno-odporne przymierze.
KLARA
Co za wspaniałość!
GUSTAW
Punkta więc ułożę.
ANIELA
Żarty!
GUSTAW
Ja proszę.
KLARA
Bardzo temu wierzę.
GUSTAW
Cóż?
KLARA
Radzę…
GUSTAW
Błagam.
KLARA
/ na stronie /
Czy on mnie nie widzi?
GUSTAW
Wiernie dotrzymam.
KLARA
/ na stronie /
Czy on ze mnie szydzi?
GUSTAW
Dwakroć przysięgnę.
KLARA
Przysięga bez miary,
Kto żebrze wiary.
GUSTAW
/ nie patrząc na nią, obojętnie /
I żebrak ubogi
Skarb znaleźć może.
KLARA
Dużo na to drogi.
GUSTAW
/ jak pierwiej /
Odległość celu nadziei nie zmniejsza.
KLARA
Trudna to zdobycz.
GUSTAW
/ patrząc jej w oczy z flegmą /
Lecz skromność trudniejsza.
KLARA
/ z zapałem /
Wojna więc.
GUSTAW
Przeciw pani jestem zbrojny.
ANIELA
Ja trzymam z Klarą.
GUSTAW
Zazdrościć jej muszę.
KLARA
A ja z Anielą.
GUSTAW
Zatem nie ma wojny.
KLARA
/ ze wzrastającym zapałem /
A to dlaczego?
GUSTAW
/ obojętnie /
Bo jestem spokojny,
Nie jak mężczyźnie, lecz pannie przystoi.
KLARA
/ z zapałem /
Nie — otwartości mężczyzna się boi,
Chciałby mgłą zawsze okryć swoją duszę,
By mieć dwa światła i stać między dwiema.
GUSTAW
Skąd o mężczyznach takie złe mniemanie?
KLARA
Owszem, pochlebne.
GUSTAW
/ ironicznie /
Głębokie problema;
Nie mój to rozum rozwiązać go w stanie.
KLARA
Zwodzić i zdradzać wszak najmilsza sztuka?
Każdy z niej chluby, w niej nagrody szuka:
Im więcej ofiar naliczy, nakłamie,
W tem chwalebniejsze uwieńczy się znamię.
GUSTAW
Hm: bardzo panią żałuję.
KLARA
A, bardzo panu dziękuję.
Lecz jeśli łaska, z jakiegoż powodu?
GUSTAW
/ z flegmą /
Że z tak niewinną duszą, tak za młodu,
Już doświadczyłaś, co jest męska zdrada.
KLARA
Już doświadczyłam? I któż to powiada?
GUSTAW
Zdrowy choroby, bogacz nie zna nędzy,
Tak równie zdrady, kto nie był zdradzany.
Z kilku zaś książek czytanych czem prędzej
Rozsądek wzbrania ogólnej nagany.
ANIELA
Ależ i przykład zostaje w pamięci.
GUSTAW
/ ściągając do Klary /
O, przykład, przykład dobre i złe mieści,
Ale najczęściej złem nas tylko nęci.
do Klary:
Mszcząc zatem krzywdy całej płci niewieściej,
Nadobna Klara poprzysięgła sobie
Nie uszczęśliwić żadnego z czcicieli.
KLARA
/ porywczo /
Któż to mówił?
GUSTAW
/ z flegmą /
Kto? Albin.
KLARA
/ jak wyżej /
W tym sposobie
Pan Gustaw pewnie ze strony Anieli
Podobne śluby wkrótce nam ogłosi:
Każdy się chętnie własną dzieli klęską.
GUSTAW
/ ukrywając urazę z uśmiechem /
Hm! panna Klara walczy duszą męską,
I zapał, który jej rumieniec wznosi,
Czas amazonek przed oczy nam stawia.
KLARA
/ z zapałem /
Zapał — jest zapał — ja wiem, co objawia…
I powiem, powiem, sto razy powtórzę:
Iż moja dusza znieść mężczyzn nie może!
Nienawidzić ich moje przedsięwzięcie —
Dwakroć przysięgłam i dochowam święcie.
/ Odchodzi. /
SCENA V
/ Aniela, Gustaw. /
GUSTAW
/ jakby do Klary /
Dochowam, tak, tak, będziemy widzieli.
Nienawiść! wszystkim i święcie przyrzeka.
do Anieli:
O, nie, tych myśli Aniela nie dzieli.
Bóg to karzący za ciężkie przewiny,
Nienawiść w sercu zaszczepił człowieka;
A twoja dusza z jakiejże przyczyny
Mogłaby ściągnąć cząstkę takiej kary?
Powiedz mi raczej, iż nie dajesz wiary,
Że miłość istnie, że może być szczera,
Dosyć w tym złego już na ciebie czeka.
Ach, niedowiarstwo są to ostre ciernie;
Z wolna je w bukiet doświadczenie zbiera,
By go starości w końcu oddać wiernie!
Lecz czysta ufność, to młodości kwiecie!
ANIELA
Co wcześniej, później, wiatr postrąca przecie.
GUSTAW
Tak, później trochę wietrzyk kwiat pozgania,
A owoc wzrośnie — koniec porównania.
Zbliżając krzesło i siadając, po krótkiem milczeniu:
Nie zasłużyłem na nienawiść wcale,
Lecz na gniew bardzo.
ANIELA
/ bardzo obojętnie przez całą scenę, robotą zajęta /
Nie na mój.
GUSTAW
Twój, pani.
ANIELA
Nic nie wiem.
GUSTAW
O, wiesz — lecz przebacz wspaniale
Temu co szczerze własną płochość gani.
ANIELA
Czemuż z tem do mnie?
GUSTAW
Ach, jakież pytanie!
O czyjeż więcej mogę ja dbać zdanie?
Zbłądziłem.
ANIELA
Czy tak?
GUSTAW
Wyznaję.
ANIELA
/ zawsze obojętnie /
Więc wierzę.
GUSTAW
/ zbliżając się /
Przebacz.
ANIELA
Niech i tak będzie.
GUSTAW
/ całując w rękę /
Szczerze.
ANIELA
Szczerze.
GUSTAW
W nowej więc odtąd postąpię kolei,
Ale tymczasem niech dobroć Anieli
Za gwiazdę szczęścia nadzieję udzieli.
ANIELA
Żadnej nie czynię.
GUSTAW
/ prosząc /
Nadzieję nadziei.
ANIELA
Nie czynię żadnej.
GUSTAW
/ odsuwając się z krzesłem /
To za ostro było;
po krótkiem milczeniu
Jestże wiadomy zamiar mego stryja?
ANIELA
Jest.
GUSTAW
I że temu matka pani sprzyja?
ANIELA
Wiem.
GUSTAW
I to wszystkim najdroższe życzenie
Piękna Aniela nie spełni?
ANIELA
Nie.
GUSTAW
/ zrywając się /
Nie?
ANIELA
/ obojętnie /
Nie.
GUSTAW
/ ironicznie /
Dość krótko.
ANIELA
Ale otwarcie.
GUSTAW
Aż miło.
Przeszedłszy się, opiera się o poręcz krzesła, na którem siedział.
Czy w rzeczy śluby?…
ANIELA
Ja nic nie wiem o tem.
GUSTAW
Nie chcesz iść za mąż?
ANIELA
Teraz nie.
GUSTAW
Lecz potem?
ANIELA
Któż przyszłość zgadnie?
GUSTAW
/ chodząc, z zapałem /
Czemuż zgadnąć nie ma?
O, zgadnie, zgadnie, bardzo łatwo zgadnie,
Że wkrótce z trzaskiem, turkotem, łoskotem,
Jaki konkurent na dziedziniec wpadnie,
I com dziś nie mógł — on jutro otrzyma;
Wszakże tak będzie?
ANIELA
Wszystko to być może.
GUSTAW
/ przeszedłszy się — siada i łagodnie mówi /
Jednak ja małą uwagę przełożę:
Nie chcesz — nie czyń więc nadziei wbrew zdania,
Ale porywczość niech mi jej nie wzbrania.
Ja o to proszę.
ANIELA
Tego nie rozumiem.
GUSTAW
/ zniecierpliwiony /
Cóż nie rozumiem? Jak to nie rozumiem? —
Nie chcę rozumieć. —
ANIELA
A, i to być może.
GUSTAW
/ zrywa się i chodząc /
«I to być może»? Ha, ha, ha! to śmiesznie!
Wszystko «być może», na honor, uciesznie!
Ja to się, o! ja podobać nie umiem,
Lecz jaki sąsiad, jaki Albin wtóry,
Smętny kochanek, aspirant ponury,
Tysiącznych westchnień nagrodę odbierze.
Po krótkiem milczeniu, siadając uspokojony:
Jestżem tak przykrym i Anieli także?
ANIELA
/ zawsze obojętnie, nie patrząc na niego /
Przykrym? Dlaczego?
GUSTAW
/ przysuwając się z krzesłem /
Nie?
ANIELA
Nie.
GUSTAW
Szczerze?
ANIELA
Szczerze.
GUSTAW
/ przysuwając się z krzesłem /
Ani się spojrzysz?
ANIELA
/ wznosząc oczy na niego i zaraz spuszczając na robotę /
I owszem.
GUSTAW
Tak?
ANIELA
Jakże?
GUSTAW
Ach, tak ozięble.
ANIELA
I jakże inaczej?
GUSTAW
/ z zapałem /
Gniewaj się na mnie, ach, gniewaj się raczej.
ANIELA
Gniewać? I za co?
GUSTAW
/ zrywa się i mówi do siebie /
To nie do zniesienia,
chodzi, potem staje przed nią
Czy to tak bawi, czy to tak przyjemnie,
Że cierpię tyle?
ANIELA
Oho! już cierpienia!
GUSTAW
Alboż nie wierzysz miłości ku tobie?
ANIELA
Nie wierzę.
GUSTAW
/ siada /
Żądaj dowodów ode mnie;
Powiedz, co czynić? W jakim bądź sposobie —
Wszystko wypełnię.
ANIELA
Nie mówić mi o tem.
GUSTAW
/ chce się zerwać, ale się wstrzymuje i przytłumionym ogniem dalej mówi /
Tak?
ANIELA
Tak.
GUSTAW
Mam milczeć?
ANIELA
Proszę.
GUSTAW
Długo?
ANIELA
Zawsze.
GUSTAW
/ zrywając się, ironicznie /
Nie, nie mogą być rozkazy łaskawsze,
I przyjemniejszym udzielone zwrotem.
chodząc
Kochać i milczeć — przednio! wyśmienicie!
Milczeć i kochać! — I tak całe życie!
po krótkiem milczeniu, stając przed nią
Skądże wstręt taki? skąd wstrętu przyczyna?
Może go zmniejszę, jeśli moja wina,
Ale ją wyjaw, niechże ją wiem przecie.
ANIELA
Ja wstrętu nie mam do nikogo w świecie.
GUSTAW
Trudna jest miłość zaraz w pierwszej dobie,
Ale nienawiść niepodobna prawie;
Ja dziś jej celem smutną próbę robię
I nowy przykład oczom twoim stawię.
ANIELA
Puśćmy w niepamięć ten przedmiot niemiły.
GUSTAW
Łatwo ci kazać, mnie spełnić nad siły.
ze wzrastającym zapałem
Słuchaj Anielo, słuchaj tego głosu,
Co ufnie zwierza całą przyszłość losu:
Aniela wstaje.
Z otwartą duszą, jak przed bóstwem stoję,
W twem ręku szczęście i nieszczęście moje;
Wznieś je na szali, ale wznoś pomału…
zatrzymując odchodzącą
Słuchaj, nie żądam mych uczuć podziału,
Prośba nie zjedna, co jest serca darem,
Lecz nie gardź moim, mnie chlubnym zamiarem,
A wszelkich starań, wszelkich sił dołożę,
Których być zdolną szczera miłość może,
Abym to zyskał, czego dziś nie mogę;
Lecz wskaż, Anielo, wskaż zbawienną drogę!..
zatrzymując ją
Jak to? Bez słowa odchodzisz ode mnie?
zatrzymując i z zapałem
Tej więc, do której zawsze nadaremnie
Każdy w nieszczęściu słuszne prawo rości,
klękając
Patrz, u nóg twoich błagam twej… litości!
/ Aniela odchodzi w prawe drzwi w głębi, Gustaw zostaje w tem położeniu, obrócony ku parterowi kiwa głową, jakby mówił: „proszę ja kogo!” — wstaje za pierwszem słowem Klary. /
SCENA VI
/ Gustaw, Klara z lewych drzwi. /
KLARA
A to co znaczy? Czy dziękczynne modły?
Czy też pokuta za śmiałe nadzieje?
GUSTAW
Bystre domysły tym razem zawiodły:
Sprzykrzyło mi się ciągle chodzić, siedzieć,
I kląkłem.
KLARA
Nie, nie, ja wiem, co się dzieje
I będę mogła dokładnie powiedzieć.
Melancholicznych wejrzeń nie widziano.
Sentymentalnych westchnień nie zważano,
Słów nie słuchano — cóż więc pozostało? —
Do nóg — miłość lub śmierć! — Lecz wypadało
Mieć w ręku szpadę, sztylet, nóż stołowy,
Albo nareszcie mordercze nożyczki!
śmieje się
I cóż? stoimy — bez czucia, bez mowy?
Jak to, i wszystko od pierwszej potyczki?
Ach, to zwycięstwo tak łatwe prawdziwie,
Że się nie cieszę, lecz łatwości dziwię.
GUSTAW
Kołczan już próżny, zatem żart na stronę,
Ach! panno Klaro, widzisz mnie w rozpaczy!
KLARA
O, znajdę jeszcze pocisk na obronę.
Ale bez żartu, cóż ta zmiana znaczy?
Jestże to może snu rannego skutek,
Albo dowcipu nagłe przesilenie?
GUSTAW
Nadto głęboki czuję w sercu smutek,
Nadto bezstronnie moje błędy cenię,
Abym mógł zwracać dowcipne pociski.
Cel moich życzeń, któregom był bliski,
Teraz, niestety, prawie z oczu tracę,
A najboleśniej to rozdrażnia duszę,
Że własną winę własnem szczęściem płacę,
I że zbyt słusznie, jeszcze przyznać muszę.
Zatem czy zganisz lekkomyślność moją,
Z którąm nadziei zaufał bez miary;
Czy nazwiesz głupstwem, co przez płochość broję.
Czy brak grzeczności uznasz godnym kary,
Jak chcesz mnie skarcisz, w jakim bądź sposobie,
Zawsze mniej powiesz, niźli ja sam sobie!
KLARA
/ z udaną pokorą /
Wyższości mężczyzn nad zdanie kobiety
Nadto przed chwilą doznałam, niestety!
Bym teraz śmiała sprzeczać się zuchwale.
Zwłaszcza gdzie skromnie na rozsądku szalę
Męska wspaniałość własne błędy składa,
Tam mnie powtarzać lub milczeć wypada.
Lecz szczera skrucha i te chlubne żale
Z jakiejże wielkiej pochodzą przewiny?
GUSTAW
Ach, panno Klaro, poznałem Anielę.
KLARA
Dotąd rozpaczy nie widzę przyczyny.
GUSTAW
Poznawszy, widzę, jak błądziłem wiele.
KLARA
/ domyślając się /
Aha! pan Gustaw zapewne ją kocha?
GUSTAW
Ubóstwia, powiedz, a powiesz za mało.
KLARA
/ z zastanowieniem /
Hm! nie jestże to skłonność płocha?
GUSTAW
Miłość najczystsza, jaką niebo dało!
KLARA
Ależ ta miłość, będzież ona stała?
GUSTAW
Z życiem trwać będzie, z życiem tylko zgaśnie.
KLARA
I pewnie wierzyć Anielka nie chciała?
GUSTAW
Nie chce i słuchać — stąd to rozpacz właśnie.
KLARA
/ po krótkiem milczeniu /
To źle — ale mnie słuchałaby może?
GUSTAW
Co miłość nie śmie, to przyjaźń określi.
KLARA
Gdy jej poprawę i ten żal przełożę…
GUSTAW
Ach, panno Klaro, zgadłaś moje myśli.
KLARA
Powiem jej, jakim pan Gustaw był wprzódy.
GUSTAW
Mocnych farb użyj, nie szczędź mi nagany.
KLARA
Że był wesoły, jak to zwykle młody…
GUSTAW
/ sens kończąc /
Trzpiot, lekkomyślny, płochy, roztrzepany…
KLARA
/ sens kończąc i jeszcze prędzej /
Próżny, zły, dumny, zakochany w sobie…
GUSTAW
/ reflektuje /
To trochę nadto — to będzie za wiele.
KLARA
/ mimo siebie w coraz większy zapał wpadając /
Że wiejskie dziecię widział w jej osobie…
GUSTAW
/ jak wprzódy /
To trochę dużo…
KLARA
Że mniemał w swej dumie,
Iż grzeczność na wsi godna pośmiewiska…
GUSTAW
To bardzo dużo….
KLARA
Że brak na rozumie…
GUSTAW
Hola! to nadto; obraz zakazany!
KLARA
/ z zapału nagle w łagodność przechodząc z uśmiechem /
Mocnych farb biorę, nie szczędzę nagany. —
Ale jej powiem zaraz z drugiej strony:
Że się poprawił, kto się uznał w błędzie,
Że miłość szczera, którą uniesiony,
Im wolniej wzrosła, tem wytrwalszą będzie;
Że jeśli jeszcze nie jest jej wzajemną,
Winna przynajmniej wynagradzać wiarą.
GUSTAW
Ach, tak, tak wszystko, moja panno Klaro!
Czytasz w mem sercu, myślisz razem ze mną.
KLARA
/ parskając śmiechem /
Ha, ha, ha! dłużej wytrzymać nie mogę!
Ha, ha, ha! moja panno Klaro! Moja!
Ha, ha, ha! przednio! Znalazłam więc drogę,
Oręż wypada, pęka twarda zbroja. —
serio
I czegoż męska przebiegłość zastrasza?
Niech straszy raczej własna słabość nasza,
Bo, kto nie zechce, ten tylko nie przyzna,
stosując do Gustawa
Że do zwalczenia nietrudny mężczyzna.
Ufaj mu szczerze, a w postaci męża
Ujrzysz zwinnego, zjadliwego węża.
Uprzyj się woli, chciej mieć własne zdanie —
Lwem rozdrażnionym, tygrysem się stanie.
Ale znaleź wtór do jego piosneczki,
Jak zwyciężona wychodź z każdej sprzeczki;
W jego rozumu kręć się zawsze kole,
A na jedwabiu wywiedziesz go w pole —
Jeśli się mylę, to próbka dzisiejsza
Mego mniemania zupełnie nie zmniejsza.
Co wyraziwszy szeroko i długo,
z niskim ukłonem
Mam honor zostać uniżoną sługą!
/ Odchodzi we drzwi prawe boczne. /
SCENA VII
/ Gustaw sam. /
/ Od czasu, jak Klara się roześmiała, stał jak wryty, teraz po krótkiem milczeniu: /
Hm, hm, hm! czy tak, tak? — Że kocham szczerze,
Idę otwarcie, otwartości wierzę,
Takżem spadł nisko? — Hola, jaszczureczko!
Ostry rozumek, ostre twe słóweczko,
Ale mnie w parę z Albinem nie poda.
Uczysz mnie zwodzić? Chcesz wybiegów? — zgoda.
Chodzi zamyślony; po krótkiem milczeniu:
Aniela dobra, ale uprzedzona —
Co ufność nie chce, niech dobroć dokona.
Romans ułożę — jej zrobię zwierzenie —
Na czas kochankę w przyjaciółkę zmienię,
Zyszczę jej litość i wezmę obrony.
po krótkiem milczeniu
Łączy dwa serca sekret podzielony, —
Tak wzbudzę czucie miłości obrazem,
Zwrócę ku sobie i ustalę razem. —
/ Chodzi w głębokiem zamyśleniu — scena niema, w której widać, że roztrząsa plan jakiś — siada, zrywa się, chodzi, staje, — nareszcie stojąc czas jakiś w miejscu zamyślony, z nadzwyczajną szybkością daje bieg jakby dotąd zatrzymanym słowom, ledwie ujrzał Albina — który, zdziwiony, czas jakiś zostaje we drzwiach, dopiero później zbliża się powoli. /
SCENA VIII
/ Gustaw, Albin. /
GUSTAW
Otóż to, to jest przyczyna,
To powód wszystkiego złego!
Chodzi, łazi cień Albina,
Płacze diabli wiedzą czego!
Pięćdziesiąt lat jęczy, szlocha.
Teraz każda myśleć będzie,
Że to tak się miłość przędzie,
Niby wiekiem życie człeka,
Aby wzdychać mógł pół wieka!
Już łzy lejąc w dzień i w nocy,
Sam się zmienisz we fontannę,
A tymczasem bez pomocy
Ja mam znosić twoją pannę?
Nie kochaj ją tak poddanie,
A wzajemną ci się stanie;
Nie daj władać, rządzić sobą,
A rząd tobie sama przyzna;
Nie nudź płaczem i żałobą,
A zwyciężysz jak mężczyzna.
Inaczej myślą wariaci. —
Bądź zdrów!
odchodząc, ciszej
Niech cię wszyscy kaci…
wracając
Gdzie poszła?
ALBIN
Ach, kto?
GUSTAW
/ wzruszając ramionami /
Tego nawet nie wie!
/ Odchodzi za Anielą. /
ALBIN
/ sam /
I jemu teraz szkodzę — w srogim gniewie,
Gdzież mam wylać łzy moje, gdzie podziać westchnienie?
Pałam lat dwa, lat dziesięć — jeszcze się nie zmienię.
Niechaj, tylko na chwilę, na cząsteczkę chwili,
Klara patrząc się na mnie, choć trochę zakwili.
SCENA IX
/ Albin, Klara. /
ALBIN
Nigdyż, Klaro, nie przyjdzie chwila wypłakana,
Kiedy balsam otrzyma sroga serca rana?
KLARA
Otrzymać może, ale nie ode mnie.
ALBIN
Ja kocham.
KLARA
Ja wiem.
ALBIN
Zaczekam.
KLARA
Daremnie.
ALBIN
Błagam.
KLARA
Dość tego.
ALBIN
Okrutna!
KLARA
Być może.
ALBIN
Obym mógł przestać kochać!
KLARA
/ Kłębek upada; Albin goni i podnosi. /
Daj to Boże,
Żeby raz jeden wypadł kłębek z dłoni,
A waćpan za nim byłeś w pogoni;
Żeby raz chustka padła ze stolika,
A waćpan za nią nie leżał na ziemi;
Żebym raz chciała nożyczek, nożyka,
Waćpan nie szukał, nie latał za niemi;
Żebym raz mogła jeden kichnąć skrycie,
Nie słysząc wróżby na stoletnie życie!
Nie, to prawdziwie już nie do zniesienia!
ALBIN
Jeśli pragnę uprzedzać wszystkie twe życzenia,
Jeślibym całe życie chciał poświęcić tobie,
Przypisz to mej miłości i swojej osobie.
Ale żem nie mógł zmiękczyć serce nazbyt harde,
Powiedz, Klaro, czym przeto zasłużył na wzgardę?
KLARA
Nie, na wzgardę nie, ja tego nie mówię.
ALBIN
Ach, jeżeli nie wzgarda, jakże się to zowie?
KLARA
Przykre mi często są jego cierpienia.
Że szczere, wierzę, lecz to nic nie zmienia.
Na głos mężczyzny Klara ucha nié ma,
Nienawiść wszystkim przyrzekła, dotrzyma.
ALBIN
Ach, a w tej nienawiści moja część niemała.
KLARA
Nie największa.
ALBIN
Ach, Klaro, gdybyś pojąć chciała,
Co się na twe wejrzenie w mojej duszy dzieje,
Pewnie byś serca mego ziściła nadzieje.
KLARA
Pewnie bym nie ziściła.
ALBIN
Nigdy?
KLARA
Dość już, proszę.
ALBIN
Okrutna! Tem słowem śmierć…
KLARA
/ śmiejąc się /
Ach, śmierć, śmierć przynoszę!
ALBIN
Wkrótce tej nowej chluby świat ci pozazdrości.
KLARA
Żaden mężczyzna dotąd nie umarł z miłości.
ALBIN
Bo żaden nie mógł, ale niejeden chciał szczerze.
KLARA
Chęć więc za skutek trzeba wziąć w tej mierze.
Obchodząc zatem śmierć pana Albina,
Moja żałoba od dziś się zaczyna.
ALBIN
Ach, dobrześ, widzę, radził, szczęśliwy Gustawie!
KLARA
/ ironicznie /
Cóż radca stanu poradził łaskawie?
ALBIN
/ Albin powoli, Klara mówi prędko. /
Nie kochaj, rzekł, tak czule, a będziesz kochany.
KLARA
Nie kochaj! Proszę, już mu na zawadzie,
Że ktoś jest wierny i w tem szczęście kładzie;
Już go to korci, już by chciał odmiany.
ALBIN
Dwa lata wzdychasz, płaczesz, a sam nie wiesz czego.
KLARA
A sam, sam nie wiesz!… słyszał kto co podobnego?
ALBIN
Każda już zechce zadać tak długą pokutę. —
KLARA
A on chce dobę, godzinę, minutę?
ALBIN
Nie daj jej sobą rządzić…
KLARA
Nie daj rządzić! brawo!
Nie daj! no proszę, to mi piękne prawo!
ALBIN
A ty nią rządzić będziesz…
KLARA
Co, co? Będziesz rządzić?
A zaraz rządzić, zaraz rządzić chcecie;
Jakże tu ma być porządek na świecie?
Jak? — Kiedy jeden stu nauczy błądzić,
A pierwsze słowo: «Nie daj sobą rządzić»!
ALBIN
Jednak słuchać go nie chcę — co każesz, to zrobię.
KLARA
/ do siebie /
To radca! To profesor!
ALBIN
/ zbliżając się czule /
Cóż zrobić?
KLARA
Pójść sobie.
/ Albin ukłoniwszy się, wzdycha ciężko i odchodzi. /
KLARA
/ sama /
Gadaj — gada, milcz — milczy, idź — idzie, stój — stoi;
A niechże się sprzeciwi, niech się Boga boi!
Bo ta uległość mimo woli, zdania,
I nienawidzić, i kochać go wzbrania.
AKT III
SCENA I
/ Aniela, Gustaw. /
GUSTAW
/ wchodząc za Anielą ze drzwi prawych /
Anielo! jedno, już ostatnie słowo.
ANIELA
Ach, tym ostatnim dzisiaj końca nie ma.
Lecz, by ich nadal nie wszczynać na nowo,
Chcę raz ostatni teraz wyznać szczerze:
Że kiedykolwiek, i każdy w tej mierze,
Taką odpowiedź niemylnie otrzyma,
Jaką pan Gustaw dziś ode mnie bierze.
Przedsięwzięciu więc, nie swojej osobie
Przypisać całą nieprzyjemność proszę.
Lecz gdy działając w otwartym sposobie,
Niejaką może osłodę przynoszę,
Chcę się spodziewać, że moje wyznanie
Ściśle tajemnem dla wszystkich zostanie,
Ponieważ czynię wbrew rozkazu matki,
Która rozumie, że choć znaczne siatki,
Jednak usidlić kiedyś z czasem mogą.
Słowem, mój zamiar zakazała głosić,
Muszę cierpliwie oświadczenie znosić,
Muszę wprzód poznać, nim odprawię kogo.
GUSTAW
Równie więc prostą i ja pójdę drogą!
I ja pomimo Radosta rozkazu,
Serce ci moje odsłonię do razu:
Kocham…
ANIELA
Ach, jużem tylekroć słyszała!…
GUSTAW
Ależ mi pozwól: — nie ciebie, Anielo.
po krótkiem milczeniu
Gdy nas chęci przeciwne nie dzielą,
W tobie nadzieja teraz moja cała.
Dziwisz się? — wierzę — lecz tak jest w istocie.
Stryj, który ojca zastąpił sierocie,
Który mym losem od kolebki prawie
Ciągle się dotąd zajmował łaskawie,
Żądał na koniec nagrody ode mnie,
Lecz jakiej, przebóg! — Prośby, łzy, błagania,
Co tylko serce do litości skłania,
Wszystkiegom użył, wszystko nadaremnie;
I w końcu przyrzec stryjowi musiałem,
Wszelkiem staraniem zyskać rękę twoję.
Lecz kiedy dzisiaj z upornym zapałem
Miłość głosiły drżące usta moje,
Ach, mamże wyznać, czy ciebie nie wzruszy,
Bałem się skrycie i truchlałem w duszy.
ANIELA
Jak to? Ze strachu?
GUSTAW
Ach, tak jest, niestety!
I wdzięki twoje i twoje zalety,
Których ukrywam krocie w każdej dobie,
Których nie widzieć wolno tylko tobie,
Co jak powabem, tak szczęściem być mogą,
Mnie, mnie jednego napełniały trwogą.
Zyskać twój uśmiech, przyjazne wejrzenie,
Obudzić w sercu najpierwsze westchnienie,
Nie chlubą, szczęściem — niebem nazwać muszę,
Jednak trwożyło nie moją już duszę.
ANIELA
Miłość to zatem ku innej osobie?
GUSTAW
A cóżby mogło bronić przeciw tobie?
Kochałem wtedy, kiedym ciebie poznał!
Stąd to dwuznaczne me postępowanie
Podpadło waszej tajemnej naganie.
Czułem jej słuszność i boleśniem doznał,
Że choć bez winy, jestem jednak winny!
Lecz sama powiedz, byłże środek inny?
ANIELA
Ja tylko śmiało to powiedzieć mogę,
Że w tym zamęcie jedną widzę drogę:
Wyznać stryjowi…
GUSTAW
Ach, ileż to razy
Do nóg rzucony i ze łzami w oku,
Wszystko wyznając, błagałem wyroku!
ANIELA
Cóż mówi na to?
GUSTAW
Powtarza rozkazy:
Ty masz, niestety, zostać moją żoną.
Którą mniej zamiar, więcej wstręt oddala,
A zaś kochankę sercem poślubioną
Nawet przed sobą wspomnieć nie dozwala.
ANIELA
Dlaczego?
GUSTAW
Długiej trzeba by rozprawy,
Lecz krotko mówiąc, dla odwiecznej sprawy
I pojedynku co ze sobą mieli
Mój stryj i ojciec Anieli.
ANIELA
Anieli?
GUSTAW
Imię stosowne jedno macie obie,
Którego odgłos bijąc w serce moje,
Budzi swym wdziękiem lube niepokoje.
Stąd jakiś pociąg zaraz w pierwszej dobie,
Jakby ku siostrze, uczułem ku tobie.
ANIELA
Dziwnie!
GUSTAW
O, gdyby ja tylko kochałem,
A męki moim tylko były działem!
Ale czuć zawsze, że każde szarpnięcie
Echem bolesnem powtarza się skrycie
W drugiej istocie, droższej nam nad życie,
To wszelkich cierpień przechodzi pojęcie!
To przeciw sobie zwraca własną rękę,
By zgasić czucie i wzajemną mękę!
ANIELA
/ przestraszona prawie aż do płaczu /
Panie Gustawie!… co to jest… o Boże!
Zabić się, zabić!… to bardzo nieładnie,
To grzech, wielki grzech; kto w niego popadnie,
Na tamtym świecie wiecznie cierpieć może.
GUSTAW
/ szybka rozmowa /
Ratuj mnie.
ANIELA
/ z pośpiechem /
Będę, będę, lecz czy mogę?
GUSTAW
Możesz.
ANIELA
/ jak wyżej /
O śmierci nie będę słyszała?
GUSTAW
Nie.
ANIELA
Ja się jeszcze dotąd trzęsę cała.
GUSTAW
Chcesz więc?
ANIELA
Ale jak?
GUSTAW
Ja ci wskażę drogę:
Wstaw się do matki…
ANIELA
Dobrze, ja się wstawię.
GUSTAW
Niech mi przebaczy.
ANIELA
O, przebaczy pewnie.
GUSTAW
Proś!
ANIELA
Będę prosić, błagać, płakać rzewnie,
Aż mi przyrzeknie pomagać w tej sprawie.
Lecz nie rozpaczaj, mój panie Gustawie.
GUSTAW
W twojem więc ręku szczęście, życie moje.
ANIELA
W mojem? — Dla Boga!
GUSTAW
Matka uproszona…
ANIELA
Ach będzie, będzie, tego się nie boję.
Lecz koniec końców, cóż potrafi ona?
GUSTAW
Stryja przebłaga.
ANIELA
/ radośnie /
Prawda! Wyśmienicie!
Biegnę bez zwłoki, tu idzie o życie.
GUSTAW
Przebóg! Nie teraz — miałaby przyczynę
Oskarżać stryja o zbyt wielką winę,
Że twą spokojność, nawet przyszłość całą,
Chcąc mnie powierzyć, narażał zbyt śmiało.
To by ich przyjaźń niemylnie zerwało,
A ja nieszczęsny, cel gniewu stron obu,
Cóż bym mógł zrobić, jak wstąpić do grobu!
ANIELA
Ach, cóż więc czynić?
GUSTAW
Chcesz mi pomóc?
ANIELA
Chętnie.
GUSTAW
Zostańmy zatem tak jak do tej chwili:
Ja niby zawsze zakochany w tobie,
Ty na tę miłość patrząc obojętnie!
A później, gdy nas już będą naglili,
Głośne, wyraźne oświadczenie zrobię.
Ty mi odmówisz w podobnym sposobie;
Tym zwrotem twoją matkę to nie zdziwi,
A mój stryjaszek choć się nieco skrzywi,
Brak posłuszeństwa zarzucać nie będzie.
Wtedy dopiero wzywam twej obrony,
Przebłagasz matkę, oświecisz w tym względzie.
ANIELA
Rozumiem, dobrze.
GUSTAW
/ całuje w rękę /
Więc bez nienawiści?
ANIELA
Będę się cieszyć, jak się nasz plan ziści.
GUSTAW
Pamiętaj zawsze, postępując śmiele,
Ile ci ufam, jak zwierzyłem wiele;
Jeśli opuścisz w tej smutnej potrzebie,
Ja w świecie nie mam nikogo prócz ciebie.
W tobie jedyna opieka, obrona.
Bez ciebie szczęścia nadzieja stracona.
O, niech z twej ręki Anielę otrzymam,
A dosyć czucia, dosyć życia nié mam,
Bym mógł odwdzięczyć dobro mi nadane,
Com go niegodny, lecz godnym się stanę.
/ Całuje ją w rękę z uczuciem — przy ostatnim wierszu wszedłszy Radost, niewidziany, daje brawo, klaszcząc w ręce. /
SCENA II
/ Aniela, Gustaw, Radost. /
ANIELA
Słyszał.
GUSTAW
Co? Słyszał?
RADOST
Brawo, dzieci, brawo!
GUSTAW
/ rzucając się na kolana przed Radostem /
Przebacz mi, stryju!
RADOST
/ cofając się zadziwiony /
A! A to co znaczy?
GUSTAW
/ posuwając się za nim, cicho /
Kiedyś już słyszał, łajże mnie, a żwawo.
RADOST
Guciu!
GUSTAW
/ cicho /
Gniewaj się.
głośno
Lituj się rozpaczy!
w tył się skłaniając, jakby odtrącony
Niech mnie twa ręka srodze nie odpycha!
cicho
A gniewajże się, stryjaszku, do licha!
RADOST
Słuchaj no, trzpiocie.
GUSTAW
/ cicho /
Lepiej, to za mało.
RADOST
Czyś ty oszalał?
GUSTAW
/ cicho /
Dobrze.
głośno
Już się stało!
RADOST
Tego już nadto!
GUSTAW
/ głośno /
Wszystko jej wyznałem,
cicho
A nuże teraz! Z największym zapałem.
RADOST
A do stu katów!
GUSTAW
/ cicho /
To, to, to!
RADOST
Drwisz sobie!
GUSTAW
/ głośno, tragicznie /
Stryju mój, stryju! Chcesz mnie widzieć w grobie.
RADOST
/ rozgniewany /
Dosyć tych żartów, dosyć już, mój panie;
Rób sobie, co chcesz, niech się co chce stanie,
Ja szalonemu nie chcę szukać żony.
odchodząc
A to waryjat, wyraźnie szalony!
SCENA III
/ Aniela, Gustaw. /
ANIELA
/ niespokojnie /
Cóż teraz będzie?
GUSTAW
/ do siebie /
Ścierpły mi kolana.
ANIELA
Nie dał się zmiękczyć.
GUSTAW
To rzecz niesłychana.
ANIELA
Może nie słyszał.
GUSTAW
Jak to, może?
ANIELA
Może.
GUSTAW
Samaś mówiła.
ANIELA
Nie, jam się pytała.
GUSTAW
Więc bez potrzeby ta utarczka cała,
I w najmniej dobrej wyprawiona porze,
Bo że nie słyszał, jestem pewny prawie,
Lecz o co idzie, łatwo teraz zgadnie.
ANIELA
Wszystko zerwane niewczesnym zapałem.
GUSTAW
Tak mnie znienacka i tak podszedł zdradnie!
ANIELA
/ chodząc niespokojnie /
Cóż ja nieszczęsna pomogę w tej sprawie!
GUSTAW
/ na stronie /
Mojego planu powierzyć nie chciałem.
ANIELA
/ jak wyżej /
Jakże też można w porywczym zapędzie
Zniszczyć od razu, cośmy przedsięwzięli!
Biedna Aniela ileż cierpieć będzie!
GUSTAW
/ biorąc ją za rękę /
Jakże nie kochać tej lubej Anieli?
ANIELA
Kochać ją trzeba.
GUSTAW
Poprzysięgłem sobie.
ANIELA
Ach! chętnie wierzę.
GUSTAW
W tem moje życzenie.
Sama więc widzisz: w tobie, tylko w tobie
Pomoc mam jedną, a wszystkie nadzieje.
ANIELA
Cóż ja pomogę i cóż ja odmienię?
Radost, tak dobry, dziś zemstą goreje.
GUSTAW
Jeśli nie słyszał, wszystko ja naprawię.
ANIELA
Nie trać więc czasu, idź, panie Gustawie.
GUSTAW
Ty zaś unikaj wszelkiej z nim rozmowy.
Ale się staraj, abyśmy po chwili,
Dla dalszej jeszcze w tym względzie umowy,
Znowu sam na sam tu ze sobą byli.
biorąc za rękę
I obyś zawsze, ciągle pamiętała,
Że w twojem ręku moja przyszłość cała,
A nawet więcej: i szczęście Anieli,
Z którą już w świecie nic mnie nie rozdzieli.
/ Całuje ją kilka razy w rękę, idzie ku drzwiom swojego pokoju, a obejrzawszy się, w inne drzwi odchodzi. /
SCENA IV
/ Aniela sama. /
/ Chodzi zamyślona, potem siada, opierając głowę na ręku. /
Dziwnie — i dziwnie! Brzmią mi jeszcze uszy
Słowami, dotąd nieznanemi duszy.
Jak on ją kocha! I pewnie nie zwodzi:
Wszystko, co powie, wzrok jasny dowodzi.
On z nią szczęśliwy, ona z nim szczęśliwa,
I na czemże im, na czem jeszcze zbywa?
Jednego słowa do szczęścia im trzeba,
A do jakiego, do jakiego nieba!
Ufają sobie, kochają się szczerze;
Jestżem szczęśliwa, że w miłość nie wierzę?
Jednak ta miłość jest, trwa dowiedziona…
O Boże, serca nie czuję śród łona.
SCENA V
/ Aniela, Klara. /
KLARA
Czegóż tak dumasz? Piszesz dzieło może?
ANIELA
Ach, Klaro, Klaro, żebyś ty wiedziała!…
Lecz twoja przyjaźń zdradzić nas nie może,
Wszystko ci powiem — krótko więc — rzecz cała:
Gustaw już nie mnie, lecz kocha Anielę.
KLARA
Kogo?
ANIELA
Anielę; ale Radost broni;
To wielki sekret, nie wydaj, dla Boga.
KLARA
Ależ nic nie wiem.
ANIELA
Bo to już za wiele.
KLARA
Co?
ANIELA
Ta zawziętość, nienawiść zbyt sroga.
KLARA
/ ze wzrastającą niecierpliwością /
Czyja?
ANIELA
Radosta.
KLARA
I do kogo?
ANIELA
Do niej.
KLARA
Ależ…
ANIELA
Nie dręcz się obawą daremną;
Gustaw się wcale nie chce żenić ze mną.
KLARA
To źle, mężczyzna powinien chcieć zawsze,
Ażeby poznał, jak kobiety gardzą,
Zwłaszcza ten Gustaw, co to uczy rządzić.
ANIELA
On i tak biedny!
KLARA
/ ironicznie /
Biedny?
ANIELA
Musiał błądzić.
KLARA
Wzbudził więc, widzę, uczucia łaskawsze.
ANIELA
Ja wszystkich mężczyzn nienawidzę bardzo,
Ależ on swój los w moje ręce składa:
Bronić go muszę.
KLARA
Tak? I bronić rada.
ANIELA
Rada nie rada, zdradzić go nie mogę.
KLARA
Zdradź go, zdradź, moja duszko! Zdradź sułtana.
ANIELA
Nigdy, przenigdy!
KLARA
Ja tobie pomogę.
ANIELA
A taż Aniela tak szczerze kochana?
KLARA
Znowu nic nie wiem.
ANIELA
Wszystko ci wyjaśnię.
KLARA
/ ciekawie /
Mówże.
ANIELA
Gdzie mama?
KLARA
Wołała cię właśnie.
ANIELA
Ona tak dobra, i jej wszystko zwierzę.
Jej tylko jeszcze, a więcej nikomu.
KLARA
Moja Anielko, niech cię Pan Bóg strzeże,
Byś z męskich sideł nie poniosła sromu;
Ja twą nienawiść już słabnącą widzę.
ANIELA
O, jak cię kocham, ja ich nienawidzę.
RADOST
/ wchodząc, do odchodzących /
Panno Anielo!
Aniela chwyta za rękę Klarę i pociągając z sobą, prędko wybiega we drzwi prawe boczne.
Ależ… panno… proszę…
wracając
Hm, hm! spłoszone — coś tu znać Gustawa
Gotówbym przysiąc, że to jego sprawa.
Oj Guciu, Guciu! Kiedyś ja przepłoszę!
/ Gustaw wchodzi jednemi w głębi będącemi drzwiami, a zobaczywszy Radosta, nucąc w drugie odchodzi. /
RADOST
/ goniąc za nim /
Czekaj no, czekaj!
/ Wybiega za drzwi. /
SCENA VI
/ Radost, Gustaw. /
RADOST
/ prowadząc Gustawa /
Chodź, chodź, mam cię ptaszku.
patrząc mu w oczy, po krótkiem milczeniu
Co to znaczyło to: przebacz, stryjaszku?
GUSTAW
To tak.
RADOST
Jak to, tak?
GUSTAW
Ot tak!
RADOST
Co to znaczy:
Ot tak?
GUSTAW
Niby — nic.
RADOST
Nic?
GUSTAW
Nic.
RADOST
To nic nie było:
Przebacz, stryjaszku, zlituj się rozpaczy.
GUSTAW
/ szybko /
Ach, to rzecz jasna: w miłości niemiło,
Kiedy się czasem (bo któż to zaprzeczy?)
Kłótnia lub sprzeczka, albo z innej rzeczy,
W potęgę czucia moc niby mająca,
Sama od siebie walczy lub portąca,
Stąd koniec końców, kres wszystkich igraszek —
No, to rzecz jasna — rozumie stryjaszek?
/ Chce odejść. /
RADOST
/ zatrzymując go /
Ale czekaj no — ja nic nie rozumiem.
GUSTAW
A ja wyraźniej powiedzieć nie umiem.
RADOST
Czegożeś klęczał jakby do pacierzy?
GUSTAW
/ z udanym zapałem chodząc /
To mi stryjaszek nie wierzy? Nie wierzy?
Kiedy tak — dobrze — dobrze — wiem co zrobię —
Każę zajechać i pojadę sobie.
Janie! hej!
RADOST
/ chodząc za nim i głaszcząc po ramieniu /
No, no, Guciu, Guciuniu mój!
GUSTAW
/ zawsze chodząc w udanym gniewie /
Kiedy ja mówię!…
RADOST
/ jak wyżej /
Już, już, już stój no, stój.
GUSTAW
Ja się tłumaczę dobrze, jasno, szczerze.
RADOST
Już, już rozumiem, już wszystkiemu wierzę,
do siebie
A to saletra! Skra, ogień, płomienie!
GUSTAW
/ rzucając mu się na szyję /
Luby stryjaszku!
RADOST
/ ściskając go /
Ach, Guciu mój luby,
płaczliwie
Nie słuchasz rady.
GUSTAW
I słucham, i cenię
A co wykonam, godne będzie chluby.
RADOST
Lecz czemu Klara…
GUSTAW
Ach, Klara, ta Klara,
To jest prawdziwie boska na mnie kara.
Wszędzie jej pełno, we wszystkiem zawadzi:
Przy tem zawzięte, jak kogucik młody,
Kikiki zawsze,
pokazując
a tak w górę sadzi!
I wiesz, stryjaszku, dla powszechnej zgody,
Wiesz co?
RADOST
Na przyklad?
GUSTAW
Żeń się z nią.
RADOST
Szalony!
GUSTAW
Zrób mi tę grzeczność.
RADOST
Pomysł godny głowy.
GUSTAW
Bardzo mi bruździ.
RADOST
/ wzruszając ramionami /
Dlatego ja stary?…
Bruździć nie będzie, nie bruźdź ty z twej strony.
Na cóż Albina przez jakieś namowy
Chcesz jej zbuntować?
GUSTAW
On już zbuntowany.
RADOST
Jak to?
GUSTAW
W Anieli jak kot zakochany.
RADOST
Kto? Albin?
GUSTAW
Albin.
RADOST
A to nie do wiary.
GUSTAW
Tak, tak ją kocha, ledwie że nie skona;
Nie ma gadania, to rzecz dowiedziona.
RADOST
Albin, ten Albin!
GUSTAW
O, nie wszystko złoto,
Co się nam świeci — o, to sztuczka płocha:
Jednej przysięga, a w drugiej się kocha.
RADOST
Ale z Anielą jakże idzie tobie?
GUSTAW
/ po długiem milczeniu — zakładając ręce /
Co to magnetyzm?
RADOST
/ zdziwiony /
Ma… magnetyzm?
GUSTAW
Co to?
Co? Powiedz!
RADOST
Ale skąd o tem w tej dobie?
GUSTAW
/ po krótkiem milczeniu /
Magnetyzm, mówią, jest to wolna władza,
Co z ciała w ciało zdrój życia wprowadza.
Jeżeli zatem mam zarodne siły,
Ogień swój własny w obce przelać żyły,
Dlaczegóż miałbym w pięknej, młodej duszy,
Czystej jak śnieżek, co świeżo przyprószy,
Przez silną wolę, pałające tętna,
Własnego czucia nie wycisnąć piętna?
RADOST
Jeśli rozumiem, niech mnie piorun trzaśnie!
GUSTAW
Kocham i będę kochany; to jaśnie?
RADOST
Jaśnie, wyraźnie, lecz trochę za śmiało.
GUSTAW
Śmiałość przed szczęściem, jak szczęście przed chwałą!
RADOST
Będziesz kochany, ale nie bądź trzpiotem.
GUSTAW
O, mój stryjaszku! Tobie myśleć o tem.
RADOST
Ach, czyż nie myślę i nie smażę głowy?
GUSTAW
Ja też ci zawsze dziękować gotowy.
RADOST
Dziękuj, kiedy chcesz, lecz się popraw razem.
GUSTAW
Co się już stało za twoim rozkazem.
I dobrze skończyć mam wszelką nadzieję,
Byleś nie zważał, co się z nami dzieje;
W zgodzie czy kłótni, we wrzawie czy ciszy,
Niech oko drzemie, a ucho nie słyszy.
RADOST
Cóż z tego będzie?
GUSTAW
Co będzie?
ściskając go
Wesele.
Wybiega.
RADOST
/ idąc za nim /
Rozsądku mało, pewności za wiele.
AKT IV
SCENA I
/ Gustaw, Jan. /
/ Gustaw chodzi zamyślony, Jan krok w krok za nim z czarną chustką w ręku. /
GUSTAW
/ podając lewą ręką, nie stając /
Zawiąż!
do siebie
Stało się — kocham ją szalenie —
Lecz ona? —
JAN
/ chodząc za nim i opatrując rękę /
Wcale nic…
GUSTAW
/ stając /
Jak to nic?
JAN
/ jak wprzódy /
Nie ma
Tu nic.
GUSTAW
Na ręku! — Wiąż tylko —
Chodzi; do siebie:
Hm, sprzyja,
Ale jak będzie, gdy rolę odmienię? —
Jak? Kiedy zacząć?
JAN
/ nie mogąc w chodzie zawiązać ręki dla różnych gestów Gustawa /
Niech się pan zatrzyma.
/ Gustaw wyrywa rękę, którą Jan chwyta i dalej, chodząc, wiąże. /
GUSTAW
/ do siebie /
Zatrzymać — pewnie — węzeł jest —
JAN
/ puszczając /
Jest, panie.
GUSTAW
/ do siebie /
Lecz jak rozwiązać?
JAN
Za koniuszek.
GUSTAW
/ stając w gniewie /
Janie!
JAN
Słucham.
GUSTAW
Głupiś.
JAN
Tak?
GUSTAW
/ zrzucając chustkę /
I nie tę zawija!
Lewą nie piszę.
JAN
Któraż ręka boli?
GUSTAW
Co ci do tego — na, masz: zawiąż prawą.
Podaje lewą rękę i zaczyna chodzić. — Do siebie:
Pierwszy raz kocham.
JAN
Ależ panie…
GUSTAW
/ wciąż chodząc /
No, a żwawo!
do siebie
Inna to miłość.
JAN
To ta sama.
GUSTAW
Kłamiesz.
JAN
Lewa.
GUSTAW
/ podając prawą rękę /
A, ręka — no — jakże powoli.
Zaczyna chodzić i ciągnie za sobą opierającego się gwałtem Jana. — Do siebie:
Będę kochany… Aj, rękę mi złamiesz!
JAN
A którą, panie?
GUSTAW
Puść już, do kaduka!
JAN
Wiązać nie sztuka.
GUSTAW
Ale milczeć sztuka.
SCENA II
/ Gustaw, Albin. /
/ Jan na znak Gustawa odchodzi. /
GUSTAW
/ na stronie /
Już czuję wilgoć, zbliża się fontanna;
do Albina:
Albinie smętny! jak rosa poranna,
Tak mgła z łez twoich napełnia dom cały.
ALBIN
A jednak mojej nie zmiękczyły skały!
GUSTAW
Nim się więc staną saletrzanym kwasem,
Inny ci sposób poradzę tymczasem.
ALBIN
Poradź mi, poradź, a lepiej niż rano.
GUSTAW
Źle żem poradził?
ALBIN
Bóg to będzie sądzić.
GUSTAW
Cóż ci się stało?
ALBIN
Drzwi mi pokazano.
Radź mi więc, radź, tylko mi nie kaź rządzić.
GUSTAW
Pierwej pocieszę.
ALBIN
Mnie? Pocieszyć?! Nieba!
GUSTAW
Klara cię kocha.
ALBIN
Zbyt bolesne żarty.
GUSTAW
Ręczę.
ALBIN
Nie wierzę.
GUSTAW
Przysięgać ci trzeba.
ALBIN
Jak wiesz?
GUSTAW
/ udając urażonego /
Cóż to jest? Chcesz, nie wierz, uparty,
Ale nie żądaj, bym zdradził zwierzenie.
ALBIN
/ rzucając mu się na szyję /
Ach, ach! Gustawie! słów nie mam… łzy moje…
GUSTAW
/ głaszcząc /
Cyt, cyt, Albinie.
ALBIN
Kocha mnie.
GUSTAW
Szalenie!
ALBIN
Cóż teraz będzie?
GUSTAW
Albina ożenię.
ALBIN
Mnie? Mnie? Z nią? — z Klarą?
GUSTAW
Ale jak nastroję,
Tak ty grać będziesz — przyrzekasz mi święcie?
ALBIN
Dobrze, cóż zrobić?
GUSTAW
Zwalić przedsięwzięcie,
Które twych nieszczęść przyczyną się stało,
A potem zmusić, by prawdę wyrzekła.
ALBIN
Szczęścia za wiele!
GUSTAW
Trzebaż ci tak mało?
ALBIN
Z nią?! Wielkie nieba!
GUSTAW
Nudnyś, wielkie piekła!
ALBIN
Cóż chcesz?
GUSTAW
Słuchaj mnie.
ALBIN
Słucham…
GUSTAW
Daj jej uczuć,
Że inną kochasz.
ALBIN
Przebóg! Nie kończ, ginę.
GUSTAW
/ namawiając /
Czas jakiś!
ALBIN
Nigdy!
GUSTAW
Dzień.
ALBIN
Nie chcę.
GUSTAW
Godzinę.
ALBIN
Wprzód umrę.
GUSTAW
/ zniecierpliwiony /
Mrzyj więc.
ALBIN
Nie zmienię mych uczuć.
GUSTAW
No, to udawaj, żeś je zgasił w sobie.
ALBIN
Nie mogę.
GUSTAW
Nareszcie, że kochasz nie tyle.
ALBIN
Udawać?
GUSTAW
/ prosząc /
Trochę.
ALBIN
/ po krótkiem milczeniu /
Nie ufam mej sile.
GUSTAW
/ na stronie /
A bogdajżeś pękł!
do Albina:
No, to milcz.
ALBIN
Jak długo?
GUSTAW
Dzień jeden.
ALBIN
Milczeć?
GUSTAW
Nie mdleć.
ALBIN
Dzień?
GUSTAW
Nie wzdychać.
ALBIN
Nie wzdychać?
po krótkiem milczeniu
Ciężko na mnie.
GUSTAW
/ z zapałem /
Razą drugą
Wszystko odzyskasz; i po całej dobie
Będziesz mógł jęczeć, płakać, wzdychać, kichać.
Tylko nie teraz, nie teraz, u licha!
ALBIN
A gdy nareszcie, jak ty każesz, zrobię,
Gdy pozna Klara, że Albin nie wzdycha?
GUSTAW
/ zniecierpliwiony /
Wtedy Albina ożenię, ożenię —
ALBIN
/ po krótkiem milczeniu /
Do jutra?
GUSTAW
Daj słowo.
ALBIN
Ale…
GUSTAW
Dajesz?
ALBIN
Daję.
GUSTAW
A teraz bądź zdrów,
ściskając go
kochaj mnie…
obracając się ku drzwiom
Idź sobie.
Albin odchodzi.
Sam.
Tak zatrudnienie dla Klary sposobię,
Kocha go, czy nie — pewnie jest ciekawa:
Zajmie ją zatem ta odmienna sprawa,
A nim jej dojdzie po zakrętach wielu,
Ja krok po kroku zbliżę się do celu.
Scena III
/ Gustaw, Aniela. /
ANIELA
/ wchodząc ostrożnie /
Słyszał Radost?
GUSTAW
Nie słyszał.
ANIELA
Ach, oddycham przecie!
GUSTAW
Wszystkom naprawił.
ANIELA
Ginęłam z bojaźni.
GUSTAW
/ biorąc za rękę /
Tyle dobroci tak rzadkiej w tym świecie.
Tyle dowodów troskliwej przyjaźni,
Ileż wdzięczności nie obudzą we mnie?
ANIELA
Cóż uczyniłam wdzięczości godnego?
GUSTAW
Chcesz dobrze czynić.
ANIELA
Wszak to tak przyjemnie.
GUSTAW
Masz dziś sposobność.
ANIELA
Proszę wskazać drogę.
GUSTAW
Rękęm skaleczył.
ANIELA
I bardzo?
GUSTAW
Nic złego.
Lecz pióra całkiem utrzymać nie mogę.
nieśmiało
Gdybyś w tym razie zastąpić mnie chciała.
ANIELA
Pisać? I co?
GUSTAW
List.
ANIELA
List! Ach nie!
GUSTAW
Dwa słowa.
ANIELA
Dwa — a kogo?
GUSTAW
Do mojej Anieli.
ANIELA
Co? Takie listy ja bym pisać miała?
GUSTAW
I cóż w tem złego?
ANIELA
Daremna namowa.
GUSTAW
/ żałośnie /
Rękęm skaleczył.
ANIELA
To może kto drugi…
GUSTAW
Ach, któż na świecie moje troski dzieli?
Komu się zwierzyć, gdzie błagać usługi,
Kiedy przed tobą daremnie się żalę?
ANIELA
/ chodząc i pół z płaczem /
Cóż ja mam robić?
po krótkiem milczeniu
To nie pisać wcale.
GUSTAW
Jeszcze, Anielo, w kwiat życia bogata,
Znasz tylko rozkosz, a nie znasz cierpienia;
Jeszcze, szczęśliwa, nie znasz oddalenia!
Nie wiesz, że wtedy cały ogrom świata
Jeden punkt tylko dla nas w sobie mieści,
A tym jest chwila spodziewanej wieści.
Nie wiesz, jak wtedy śledcze oko płonie,
Jak każdy szelest dech zapiera w łonie,
I jaka boleść, gdy mija godzina —
Z nią wprzód spłacona pociecha jedyna.
ANIELA
Otóż to miłość! — kochajże tu, proszę!
GUSTAW
Ach, kochaj, kochaj! Boskie to rozkosze!
ANIELA
Ach nie!
GUSTAW
Dlaczego?
ANIELA
Nie wiem, lecz się trwożę.
GUSTAW
Trwożysz?
ANIELA
Lękam się…
GUSTAW
Jak dziecię lekarza,
Który mu jednak życie zwrócić może. —
Ach, obojętność naturę znieważa:
Dusza niezdolna wybrać, kochać inną,
Zimną rachubą każde czucie zaćmi;
Dla niej jest niczem dla drugich być czynną,
Dla niej łza niemą — ludzie nie są braćmi. —
Lecz gdy miłością serce moje bije,
Gdy powiem: kocham — wtenczas tylko żyję,
Żyję szczęśliwy i w lubym zamęcie
Świat do podziału pociągam w objęcie.
ANIELA
Tak, gdyby miłość mogła być prawdziwa…
GUSTAW
Miłość jest jedna…
ANIELA
Udawań tysiące.
GUSTAW
Wyrzec się światła, bo i ciemność bywa?
ANIELA
Wyrzec się każą pozory mylące.
GUSTAW
/ z uczuciem, biorąc ją za ręką /
Ach, nie wierz zresztą tej pieszczocie wzroku,
Gdy z wolna sunąc, spocznie w twojem oku.
Tej drżącej dłoni, kiedy ciebie bliska;
Nie wierz głosowi, co się w serce wciska.
Lecz własne czucie niech się wiarą stanie:
Ta czułość tęskna, to błędne żądanie,
A zwłaszcza pociąg nieodmienny losem
Równego czucia jest tylko odgłosem. —
na znak niedowierzający Anieli
Wierz mi, są dusze dla siebie stworzone:
Niech je w przeciwną los potrąci stronę,
One wbrew losom, w tym lub w tamtym świecie,
Znajdą, przyciągną i złączą się przecie.
Tak jak dwóch kwiatów obce sobie wonie
Łączą się w górze, jedna w drugiej tonie.
Aniela zamyślona; Gustaw po krótkiem milczeniu mówi dalej:
I cóż to, powiedz, zaraz w pierwszej chwili
Wzbudziło we mnie tę ufność ku tobie?
Co ośmieliło, że zwierzenie robię,
Jeśli nie serce, co nigdy nie myli?
ANIELA
Ach, czyliż zdradzić jest kiedy kto w stanie?
GUSTAW
Klara najpierwsza.
ANIELA
Zbyt błędne mniemanie.
GUSTAW
Ile mnie złego, tyle jej korzyści.
ANIELA
Komu? Co? Klarze?
GUSTAW
Radost ją zaślubi.
ANIELA
Radost? —
GUSTAW
Jak tylko zamiaru nie ziści,
Przez zemstę ku mnie z Klarą się ożeni,
Mnie wydziedziczy i na zawsze zgubi.
ANIELA
To być nie może.
GUSTAW
To się nie odmieni.
ANIELA
Ona nie zechce.
GUSTAW
To już ułożono.
ANIELA
I wstręt jej szczery…
GUSTAW
Szczery czy nieszczery,
Radost majętny, ojciec Klary chciwy,
Nie ma co gadać — jak dwa a dwa cztery —
Nie dziś, to jutro będzie jego żoną.
ANIELA
Ale jej śluby?
GUSTAW
Śluby? — sen prawdziwy!
I ty, Anielo, rzuć tę ciemną drogę,
Póki czas tobie, a ja przestrzec mogę.
Lecz powiedz szczerze: kiedy polot myśli
Obraz nam szczęścia czasami zakréśli
I zdobi błahe, lecz lube utwory
W kwiatów marzenia najczystsze kolory;
Cóż ściąga światło, w całym blasku stawa,
Jeśli nie miłość i stała, i prawa:
Miłość szlachetnej przewodząca parze
Z łona rodziców przed ślubów ołtarze! —
Ach, być kochanym wszyscy szczęściem głoszą,
Mem zdaniem kochać jest większą rozkoszą.
Los kilku istot zrobić swoim losem,
Czuć i żyć tylko drogich dusz odgłosem,
Dla dobra innych cenić własne życie,
Dla nich poświęcić każde serca bicie,
Światem uczynić najmniejszą zagrodę,
Tam mieć cel życia i życia nagrodę,
I kończąc cicho wytknięte koleje,
Za grób swój jeszcze przeciągnąć nadzieje:
Otóż to szczęścia rzetelne zalety.
I ty, ty wyrzec chcesz się ich, niestety!?
ANIELA
/ z uniesieniem /
Nigdy, przenigdy…
miarkując się — z czułością
Ach, ja nie wiem jeszcze…
znowu z zapałem
Ale chcę pisać, niech się moje zdanie
Jednej łzy w świecie przyczyną nie stanie;
ocierając łzę
Niech w szczęściu drugich własne dziś umieszczę.
GUSTAW
Chcesz pisać? Będziesz? O, drogi aniele!
Jak wiele czynisz, jakżem wdzięczen wiele!
Całuje ją w rękę.
O, gdybyś mogła w mojem sercu czytać!
ANIELA
Ależ Gustawie!
GUSTAW
Lecz nie chciej się pytać:
Więcej bym wyrzekł, niż wyrzec potrzeba…
Pióro i papier…
z zachwyceniem patrząc na nią — i trzymając rękę
Dlaczegoż, o nieba!
Takim sposobem?… Lecz ty mnie zrozumiesz:
Umiałaś pojąć i przebaczyć umiesz.
Całuje w rękę i nagle odchodzi.
ANIELA
/ sama, po krótkiem milczeniu /
Nienawidzieć! Tak! — każda plecie, baje, —
Ale nie tak to łatwo, jak się zdaje. —
Z gniewu w nienawiść droga bardzo bliska,
Kiedy dotknęła jaka czynność zdradna,
Lecz kiedy czule kto nam rękę ściska,
Jak mamę kocham, nie potrafi żadna.
SCENA IV
/ Aniela, Klara. /
KLARA
Kto tu był?
ANIELA
/ unikając odpowiedzi /
Jak to — kto?
KLARA
Kto tu był z tobą?
ANIELA
Gustaw przechodził.
KLARA
Rozwodził swe żale?
ANIELA
Trochę.
KLARA
Tak długo mówiliście z sobą.
ANIELA
O, jak cię kocham, tak nie długo wcale.
KLARA
I cóż nowego?
ANIELA
Nie dasz temu wiary:
Wszak, jednem słowem, chce się żenić z tobą.
KLARA
Ze mną?
skacząc i klaszcząc w ręce
Oto to, oto to mi radość!
Toż będę dręczyć i męczyć bez miary.
O, panie Guciu, będziesz ty miał zadość!
ANIELA
/ urażona /
Ale nie Gustaw — Radost.
KLARA
Radost stary?
ANIELA
/ jak wyżej /
Radost — Hm! Gustaw!
KLARA
Ja nie chcę.
ANIELA
Ja wierzę.
KLARA
Ja nienawidzę.
ANIELA
Wbrew twej nienawiści,
Jak Gustaw jego zamiarów nie ziści,
Przez zemstę tylko z tobą się ożeni.
KLARA
I któż mnie może przymusić w tej mierze?
ANIELA
Ojciec twój, ojciec, co tak złoto ceni;
A Radost bogacz — rzeczą dowiedzioną:
Nie ma co mówić — będziesz jego żoną.
KLARA
/ ukrywając pomieszanie coraz wzrastające /
Otóż nie będę! — Otóż się nie boję —
Ma ojciec wolę, ja mam także moję —
Nie boję się… nie…
w płacz
Cóż ja teraz zrobię!
Jak raz mój ojciec co ułoży sobie,
To wszystko za nic, — to ratunku nie ma.
ANIELA
Jakoś to będzie.
KLARA
/ po długiem milczeniu /
Idź ty za Gustawa.
ANIELA
A nasze śluby?
KLARA
Niechże je dotrzyma
Jedna przynajmniej, gdy nie możem obie.
ANIELA
Lecz Gustaw kocha.
KLARA
O, nieszczęsna sprawa!
Pójdę do cioci.
ANIELA
/ oglądając się niespokojnie /
Powiedz, a w sekrecie;
Idź, nie trać czasu.
KLARA
Poradzi mi przecie;
Nie da mi umrzeć przy tym starym gracie.
ANIELA
/ oglądając się /
Idź, idź, zbyt droga każda nam godzina.
KLARA
Wolę już klasztor, albo i Albina.
/ Odchodzi. /
ANIELA
/ wołając cicho /
Słuchaj no, Klaro! — otóż macie!
Odeszła. — Chciałam zasięgnąć jej zdania
Względem owego dziwnego pisania;
Krzyczałam, — ale kiedy nie słyszała,
To cóż mam robić; — już będę pisała.
SCENA V
/ Aniela, Gustaw /
GUSTAW
/ kałamarz, pióro, papier itd. w ręku /
Otóż jest wszystko, bierzmy się do dzieła.
ANIELA
Przestrzegłam Klarę.
GUSTAW
/ na stronie /
Przednio!
głośno
A jak powie?
ANIELA
Komu, i na co?
GUSTAW
Mojemu stryjowi.
ANIELA
Ja ręczę za nią.
GUSTAW
Jakże to przyjęła?
ANIELA
Rzewnie płakała.
GUSTAW
Ja tym łzom nie wierzę.
I któż jej winien? Albin kochał szczerze.
ANIELA
I dotąd kocha.
GUSTAW
O, nie kocha wcale.
ANIELA
Ja to wiem lepiej.
GUSTAW
Kocha, lecz nie Klarę.
ANIELA
Kogo?
GUSTAW
Hm! kogo?
po krótkiem milczeniu
Zamilczę w tej mierze.
ANIELA
Bajkę ktoś zrobił, proszę mi dać wiarę.
Albin nasz sąsiad, bawi tutaj stale,
Wiemy gdzie bywa, jego związki znamy.
GUSTAW
/ zmuszony /
Kiedy więc szczerze z sobą mówić mamy:
Albin się kocha — lecz się kocha w tobie.
ANIELA
We mnie?
GUSTAW
Tak, w tobie; — ledwie że nie skona,
Nie ma co gadać, — to rzecz dowiedziona.
ANIELA
Ależ dla Boga, tak nagle w tej dobie…
GUSTAW
Zmienił się z wolna, bo możnaż lat tyle
Wzgardę odbierać w tak przykrym sposobie,
A miłość w jednej zachowywać sile?
Możnaż przy tobie lube spędzać chwile,
Twą dobroć, wdzięki… a jednym wyrazem,
Możnaż cię poznać i nie kochać razem?
Powiedzże sama.
ANIELA
Zabawne pytanie!
po krótkiem milczeniu
Mnie zatem kocha?
GUSTAW
/ z pośpiechem /
Ale ja ci radzę,
Nie wierz mu wcale — zmienne to kochanie,
Które w odporze czerpa swoją władzę.
ANIELA
Klarze przysięga.
GUSTAW
Ze snu jeszcze drzemie.
ANIELA
Wzdycha.
GUSTAW
Przez grzeczność.
ANIELA
Płacze.
GUSTAW
Nałóg.
ANIELA
Ale…
GUSTAW
Pewnie.
ANIELA
/ biorąc pióro /
Piszmy więc.
GUSTAW
/ z uczuciem /
Anielo kochana!
po krótkiem milczeniu, gdy Aniela okazuje zdziwienie
Pisz z łaski swojej.
ANIELA
Myli mnie to imię.
napisawszy, do siebie
Mnie? kocha?
GUSTAW
/ z zazdrością /
Czyliż Albinowskie żale,
Dary wzgardzone, niegodna odmiana,
Zająć potrafią, pochlebiać ci mogą?
ANIELA
Czym zasłużyła na takie pytanie?
GUSTAW
Przebacz, zbłądziłem uniesiony trwogą,
Bo ja wiem, jakiej duszy twojej trzeba;
Ukocha więcej, niż wyrazić zdoła,
Choć każdy wyraz miłością się stanie.
ANIELA
Piszmy więc.
GUSTAW
Piszmy — „Dobroci anioła
W naszem nieszczęściu zsyłają nam nieba:
Wziął pióro w rękę nieść ulgę tęsknocie…”
ANIELA
Ależ mnie tego pisać nie wypada.
GUSTAW
Wszak to ja piszę — a potem, w istocie,
Jakież ci imię moje serce nada,
Za twoją dobroć, za dobrodziejstw krocie?
ANIELA
Piszmy więc.
GUSTAW
Piszmy — „Nie bądź już w obawie;
Osoba, z którą stryj chciał mnie ożenić,
Nienawidzi mnie…”
ANIELA
Nie, panie Gustawie.
GUSTAW
Jakże napisać?
ANIELA
Potrzeba odmienić.
GUSTAW
Popraw, jeśli chcesz.
ANIELA
O, chętnie poprawię.
GUSTAW
/ czyta przez ramię /
„Sprzyja”.
biorąc za rękę
Czy pewnie?
ANIELA
/ wyciągając rękę z wolna /
Trzebaż słów koniecznie?
GUSTAW
Znasz mnie więc teraz.
ANIELA
I jak!
GUSTAW
To poznanie
Czy kiedyś, z czasem, przyjaźnią zostanie?
ANIELA
Jest i zostanie.
GUSTAW
/ ze wzrastającym zapałem /
Zawsze? Wiecznie?
ANIELA
Wiecznie.
GUSTAW
Dosyć już tego, precz wszelkie ukrycie!
Kocham, Anielo, kocham cię nad życie.
ANIELA
/ odsuwając się zdziwiona /
Jak to?
GUSTAW
/ pomiarkowawszy się, spokojnie /
Pisz z łaski swojej.
ANIELA
/ nachylona nad papier — po krótkiem milczeniu przypominając sobie /
Jak tam było?
Kocham…
GUSTAW
Ach, powtórz!
ANIELA
Kocham cię nad życie;
Wszak tak? A dalej?
GUSTAW
Dalej? — Wierzyć miło.
ANIELA
Piszmy więc.
GUSTAW
Piszmy — lecz błądzisz w wymowie.
Niech głos czuć daje myśl zamkniętą w słowie,
A wyraz: kocham — obowiązki człeka
Ku sobie, ludziom i Stwórcy wyrzeka:
Możnaż ozięble wymówić go kiedy?
Ty kochasz matkę, brata, przyjaciela.
Ja ciebie, ty mnie; dla próby więc tedy
Całą mu wartość niech twój głos udziela
I ku mnie zwróci.
ANIELA
/ patrząc na niego /
Kocham.
GUSTAW
Czucia mało;
ucząc ją, z uczuciem
Ja ciebie kocham.
ANIELA
/ czulej /
Kocham.
GUSTAW
Zbyt nieśmiało.
ANIELA
Ach kocham, kocham.
GUSTAW
Coraz lepiej, brawo!
Powtarzaj często, douczysz się wprawą.
ANIELA
Piszmy więc.
GUSTAW
Piszmy.
ANIELA
Ktoś idzie.
GUSTAW
Nie.
ANIELA
/ wstając /
Słyszę.
GUSTAW
/ całując w rękę /
Na potem.
/ Odbiega. /
ANIELA
/ za nim /
List! list!
wracając
Jak on dobrze pisze!
SCENA VI
/ Pani Dobrójska, Aniela. /
ANIELA
/ kryjąc list za siebie, na stronie /
Cudzy sekret rzecz święta!
PANI DOBRÓJSKA
Nie, nie, mówcie sobie
Co chcecie, moje panny, ja najlepiej zrobię,
Jak się spytam Radosta; to najkrótsza droga,
I on nam wszystko wyjaśni.
ANIELA
A Gustaw? Dla Boga!
PANI DOBRÓJSKA
Gustaw bajek narobił — że się kocha, wierzę,
Lecz żeby Radost miał być wiadomym w tej mierze,
I wiedząc, tu wprowadzał, temu nie dam wiary.
Gustaw pewnie, jak każdy, ma swoje przywary,
Ale młody, przystojny!
ANIELA
/ naiwnie /
Myślałam toż samo.
PANI DOBRÓJSKA
I podobać się może.
ANIELA
Może, moja mamo.
PANI DOBRÓJSKA
I wiem, że jego serce lepsze niźli głowa.
ANIELA
Ach, lepsze, moja mamo.
PANI DOBRÓJSKA
I przykrość gotowa.
Gdyby ci się był Gustaw podobał choć trochę?
Aniela wzdycha.
Nie i nie; na Radosta sprawki to za płoche.
ANIELA
Ale ja u nóg jego widziałam Gustawa.
PANI DOBRÓJSKA
I to prawda.
ANIELA
Ich słowa.
PANI DOBRÓJSKA
Ich sprzeczka…
ANIELA
Dość żwawa.
PANI DOBRÓJSKA
Kto by się był spodziewał po takim człowieku!
No proszę! — mścić się jemu! — żenić się w tym wieku!
ANIELA
Moja mamo kochana! Nie dawaj mu Klary.
PANI DOBRÓJSKA
Wprzód widzieć muszę, jakie są ojca zamiary,
I ojcu, a nie córce radzić mi wypada.
ANIELA
Niech ją teraz przynajmniej wesprze twoja rada.
/ Podczas pierwszych słów Klary z panią Dobrójską, Aniela zbiera skrycie kałamarz i pióro i cicho wychodzi. /
SCENA VII
/ Pani Dobrójska, Klara. /
KLARA
Ach, cóż ja teraz pocznę w tej ciężkiej niedoli?
PANI DOBRÓJSKA
Może ojciec nie zechce iść wbrew twojej woli.
KLARA
A jak zechce, jak zechce?
PANI DOBRÓJSKA
Słuchać trzeba będzie.
KLARA
To pociecha! To ojciec!
PANI DOBRÓJSKA
Nie gań go w tym względzie;
Chce twego szczęścia.
KLARA
Piękne szczęście, proszę cioci,
Stary mąż.
PANI DOBRÓJSKA
Ale dobry.
KLARA
Co mi z tej dobroci!
PANI DOBRÓJSKA
Zapomniałaś, żeś jeszcze pod ojcowską władzą,
Że nie wszyscy jak Albin uwodzić się dadzą:
A znając twego ojca, łatwo zgadnąć było,
Że ta wzgarda Albina nie będzie mu miłą!
I chociaż od zamężcia uwolni tym razem,
Wkrótce może przykrzejszym zmusi cię rozkazem.
KLARA
Ten Radost tak się zdawał niepragnący żony!
Młody Albin przynajmniej miłością wiedziony;
I mam iść za mąż gwałtem, to wolę Albina.
/ Radosta słychać chrząkanie za drzwiami. /
PANI DOBRÓJSKA
Otóż i Radost właśnie.
KLARA
Już wzdychać zaczyna.
PANI DOBRÓJSKA
/ na stronie /
Nie mogę z nim rozmawiać po takiej usłudze.
do Radosta:
Zaraz mu służyć będę.
/ Odchodzi. /
RADOST
/ do Klary się zbliżając /
Ja się tu nie znudzę.
SCENA VIII
/ Klara, Radost. /
RADOST
/ po krótkiem milczeniu /
Cóż tam tak myślisz? O mężczyzn zagubie?
KLARA
Myślałam właśnie, co wyjawić lubię:
Że, gdybym kiedy była przymuszoną,
Mimo mej woli zostać czyją żoną,
Świat biedniejszego nie miałby człowieka!
RADOST
Ej, do kaduka! I cóż to go czeka?
KLARA
Same zabawy, gry, uczty i bale.
RADOST
No, to nic złego, będziesz się bawiła;
Owszem, wesołość ja sam zawsze chwalę.
KLARA
To nie chcę zabaw.
RADOST
I spokojność miła.
KLARA
Strwonię majątek.
RADOST
Jak mąż nim obdarzy.
KLARA
Wydrę, a stracę.
RADOST
Zwycięży mocniejszy.
KLARA
Stroić się będę.
RADOST
Strój zawsze do twarzy.
KLARA
To nie chcę strojów.
RADOST
To wydatek mniejszy.
KLARA
/ z zapałem szybko /
Ależ ja zawsze na przekór mu zrobię;
On tak, a ja tak — on sobie, ja sobie —
Mąż śpi, ja gadam — mąż gada, ja ziewam —
Wzdycham, gdy wesół, kiedy smutny, śpiewam,
Trącam, gdy piszę, a krzyczę, gdy czyta;
Mąż tak, a ja siak — ząb za ząb — i kwita!
przypominając sobie
A ma podagrę, depcę mu po nodze.
RADOST
/ usuwając nogę /
Ej, do kaduka! Nie stanę na drodze.
Lecz taką rzeczą grzesznik to nie lada,
Co dla pokuty zechce cię za żonę.
Chyba by znowu, jak tamten powiada,
To szczęście dla mnie było przeznaczone.
/ Śmieje się. /
KLARA
Otóż go macie.
RADOST
Gdyż ja się nie boję;
Słowom nie wierzę, a znam serce twoje.
/ Chce wziąć ją za rękę, którą Klara wyrywa. /
KLARA
Ja nie chcę, nie chcę.
w płacz
Cóż będę robiła!
RADOST
Nie bądźże dzieckiem.
KLARA
Obym jeszcze była!
RADOST
Patrz na mnie…
KLARA
/ odwracając się /
Znam, znam…
RADOST
/ obracając się wkoło /
Na pana młodego
Czy się przydaję? Co?
podskakując
hulać po ślubie!
Śmieje się. — Serio:
Wszak ci to żarty.
KLARA
Ja żartów nie lubię.
RADOST
No, nie płacz, nie płacz, nic nie będzie z tego,
Nic, a na dowód przyślę ci Albina.
odchodząc, ze śmiechem
To śmieszna sprawa i dziwna dziewczyna!
KLARA
/ sama /
Tak, żarty, żarty, nie ma ich w tym względzie;
Jak się ożeni, to żartów nie będzie.
SCENA IX
/ Klara, Aniela. /
ANIELA
/ zamyślona /
Klaro!
KLARA
/ po krótkiem milczeniu /
Anielo!
ANIELA
Wiesz ty?
KLARA
Co?
ANIELA
Ja mniemam,
Że ta Aniela jest bardzo szczęśliwa.
KLARA
Daj mi tam pokój! Teraz czasu nie mam.
Niech sobie szczęścia ile chce, używa.
ANIELA
Tak być kochaną!
KLARA
/ ironicznie /
Jak Gustaw powiada.
ANIELA
Cóż by mu z kłamstwa?
KLARA
Co? Pochlebia dumie.
ANIELA
Ach, kto być wdzięcznym, ten i kochać umie!
KLARA
Ty go nie słuchaj, taka moja rada.
ANIELA
Nie wiesz, jak miło, gdy czucia pieszczące
Z godnym zapałem męska pierś wygłosi:
To w uszach łechce, to coś w oczach parzy,
To biegnie, biegnie, jakby dreszcz po twarzy,
To z twarzy w serce, to jak krople wrzące,
Z serca się w górę, w górę, w górę wznosi,
pokazując na piersi
I tak tu ściśnie, tak w gardle zadusi,
Że koniec końców westchnąć cię przymusi.
KLARA
Jakie ty dziecko! Tobie to nowina,
Lecz nie mnie, duszko — wszakci mam Albina.
ANIELA
Oho! już po nim.
KLARA
Co?
ANIELA
Ciesz się.
KLARA
Czem?
ANIELA
Zmianą.
KLARA
Jego?
ANIELA
Nie kocha.
KLARA
Mnie?
ANIELA
Ciebie.
KLARA
Skąd to wiesz?
ANIELA
Wiem od Gustawa.
KLARA
Wszak jeszcze dziś rano
Wzdychał.
ANIELA
Przez grzeczność.
KLARA
Błagał.
ANIELA
Nałóg.
KLARA
Pewnie?
ANIELA
Nawet ci powiem….
KLARA
/ zniecierpliwiona /
Cóż mi jeszcze powiesz?
ANIELA
Że mnie nieszczęsnej ten ciężar przypada.
KLARA
Tobie?
ANIELA
Mnie.
KLARA
Ciebie kocha?
ANIELA
Tak powiada.
KLARA
Wierz tu mężczyźnie! — Jak bóbr płakał rzewnie,
Błagał, przysięgał, od miłości ginął,
A koniec końców, chorągiewkę zwinął.
Widzisz, jak dobrze, że my nie kochamy —
Prawda, Anielo?
ANIELA
Chodźmy już do mamy.
KLARA
Prawda, Anielo?
ANIELA
/ odchodząc /
Dali do obiadu.
KLARA
/ sama /
Nie kocha.
Śmieje się z przymusu, potem w gniewie:
To wąż, i wąż pełen jadu.
AKT V
SCENA I
/ Radost, Gustaw. /
RADOST
Guciu! na miłość Boga! jedynego Boga!
Przyznaj się, tyś coś zbroił?
GUSTAW
Skądże ta trwoga?
Ja się teraz już kocham, szaleństwa nie zrobię,
Ja, widząc mój rozsądek, dziwię się sam sobie.
RADOST
Obym ja się mógł dziwić choć na pół godziny!
Cóż więc znaczą te wszystkich powarzone miny,
Zacząwszy od Dobrójskiej? — na ciebie ladaco,
Że się krzywi, to dobrze; ale na mnie za co?
Siedzieliśmy u stołu jakby w trzynaścioro,
I wszystkim czas dość krótki szedł diable niesporo.
Aniela jakaś drżąca, to blednie, to płonie;
Matka oka nie spuszcza, wzrok jej w córce tonie;
Klara śmieje się, trzepie, lecz w ciągłym przymusie;
Albin wszystkie już kwiatki przeliczył w obrusie;
Ty także nieswój, piłeś tylko po swojemu;
Ja zaś nic nie pojmując, dziwiąc się wszystkiemu,
Jeden ponoś rozsądny przy całym obiedzie,
Siedziałem między wami jakby Piłat w kredzie.
GUSTAW
/ ciszej /
Miłość, stryjaszku, miłość, to cała zagadka.
RADOST
Aniela, Klara, dobrze; ale matka, matka!
GUSTAW
Matka kochać nie może?
RADOST
/ kiwając ręką /
Szalał i szaleje!
GUSTAW
/ odprowadzając na stronę /
Jak to mówią, stryjaszku? Coś to nie rdzewieje…
RADOST
Ej, Guciu, tyś coś zbroił — ja czuję przez skórę.
GUSTAW
Ja bym zbroił!
RADOST
Najłacniej rozpędzę tę chmurę,
Gdy pójdę do Dobrójskiej i pogadam o tem.
GUSTAW
Ona nie wie.
RADOST
Co nie wie?
GUSTAW
Nic nie wie.
RADOST
Trzpiot trzpiotem!
Proś, głaszcz, błagaj, zaklinaj; on jak wilk do lasu.
odchodząc
I co mam z nim rozmawiać! Szkoda tylko czasu.
/ Odchodzi w prawe drzwi boczne. /
GUSTAW
/ sam /
Dobrze stryjaszku, radość ciebie czeka,
Lecz mego planu jeszcze ci nie zwierzę,
Bo kto się kocha, rozsądnego człeka
Za powiernika niech nigdy nie bierze.
Radzi się — przyzna, że najświętsza rada,
Ale tak zrobi, jak jemu wypada.
SCENA II
/ Gustaw, Albin. /
GUSTAW
Co? dobrym radca i przyjaciel szczery?
ALBIN
Dzięki Gustawie, za twoje rozkazy,
Spojrzała na mnie już dwanaście razy.
GUSTAW
A westchnęła sześć.
ALBIN
O nie, tylko cztery.
GUSTAW
I to dość na tę, co nigdy nie wzdycha.
ALBIN
/ z westchnieniem /
Prawda, nie wzdycha — ale któż bez skazy!
GUSTAW
A ty westchnąłeś?
ALBIN
Raz tylko z daleka,
I to przypadkiem, ale bardzo z cicha.
GUSTAW
Jak cię przynagli, wyjdź za drzwi, u licha!
ALBIN
Co to za szczęście! za niebios opieka!
Tak rozsądnego że mam przyjaciela,
Że mi tak dobrych, świętych rad udziela.
/ Ściska go. /
GUSTAW
Tylko ich słuchaj.
ALBIN
Co każesz, to zrobię.
GUSTAW
I słowa do niej — to pamiętaj sobie,
Choćby płakała…
ALBIN
/ boleśnie /
Ach! choćby płakała!
GUSTAW
Ach? — no, kiedy ach! za nic czynność cała.
ALBIN
/ heroicznie /
Choć wielem cierpiał, choć z potem na czole,
Wszakże widziałeś, jakim był przy stole:
Spojrzała na mnie? — mój wzrok na suficie;
Zwróciła oko? — ja zerk na nią skrycie.
GUSTAW
W tem cała sztuka.
ALBIN
Prosiła mnie wody —
Ja nic. Prosiła soli — ja nic. — Chleba —
Ja nic. —
GUSTAW
W tem sztuka. — Nalała ci wina —
ALBIN
/ z pośpiechem /
A ja…
ciszej
wypiłem.
GUSTAW
Bo pić zawsze trzeba.
Lecz ja ci ręczę, zmiękczać się zaczyna.
Wszakże tysiączne daje ci dowody:
Patrzy za tobą, sama ciebie szuka.
Tylko wytrzymaj — na tem cała sztuka.
Choćby tu przyszła, chciała szczerej zgody,
Choćby najczulsza była jej rozmowa,
Ty: tak, albo: nie, — więcej ani słowa.
ALBIN
Choćbym miał zginąć, wszystko jak chcesz zrobię,
Boś już przekonał o dobrym sposobie.
Ach, twoje rady szczerem dla mnie złotem.
/ Ściska go. /
GUSTAW
/ udając płaczliwy ton stryja /
Tylko zmiłuj się, przestań być trzpiotem,
Bądź raz rozsądny — patrz, bierz przykład ze mnie.
ALBIN
Ach, tobie zrównać chciałbym nadaremnie!
/ Klara wbiega, a zobaczywszy Gustawa nagle się wstrzymuje. /
SCENA III
/ Klara, Gustaw, Albin. /
KLARA
Nie ma Anieli?
GUSTAW
/ oglądając się /
W samej rzeczy, nie ma.
do Albina na stronie:
A co — jest; myślisz, że Anieli szuka?
Ale się trzymaj.
ALBIN
/ na stronie do Gustawa /
Ba! w tem cała sztuka.
GUSTAW
/ na stronie do Albina, rozkazując /
Siądź sobie w kącie, nie strzelaj oczyma;
Ja wprzód nastroję, rzecz całą ułożę.
Albin siada w głębi, tak że nie słyszy dalszej rozmowy. Do Klary:
Czy mam winszować?
KLARA
/ ironicznie /
Właśnie w dobrej porze;
I czego? — proszę.
GUSTAW
Nowego kochanka.
KLARA
Nie wiem o żadnym.
GUSTAW
Żartuje stryjanka.
KLARA
Panie Gustawie!
GUSTAW
Cóż to gniewać może?
KLARA
Żart zbyt bolesny.
/ Zaczyna płakać. /
GUSTAW
Jak to? Łzy? A zatem
Moją stryjanką szczerze nie chcesz zostać?
KLARA
Wolę sto razy rozstać się z tym światem.
GUSTAW
Hm! hm! kiedy tak, inna rzeczy postać.
KLARA
Inna?
GUSTAW
Los w jednym grozi nam sposobie;
Trzeba więc stłumić wszelkie dawne waśnie,
Radzić wzajemnie i pomagać sobie.
KLARA
Lecz jak?
GUSTAW
Jak?
po długim namyśle
Otóż tego nie wiem właśnie.
KLARA
Gdyby pan Gustaw chciał słuchać mej rady
I niby stryja chciał ziścić układy;
Zwłoki nam trzeba.
GUSTAW
Ach, wszakże tak chciałem,
Ale Aniela z niewczesnym zapałem,
Widzę przed matką była u spowiedzi;
Matka się krzywi; stryj się dziwi, śledzi,
Dochodzi, pyta, i oto w tej chwili
Może już sobie wszystko wyjawili.
KLARA
Toż teraz będzie! Ach, panie Gustawie,
Czyby to jakoś nie można odmienić?
Nie bierz mi za złe natrętność w tej sprawie,
Ale czas nagli — Radost chce się żenić;
Powiedz mi: — tamtę czy kochasz tak bardzo?
GUSTAW
Kocham, nie kocham, ale tu mną gardzą.
KLARA
Ach, nie wierz temu.
GUSTAW
Choćbym słuchał stryja,
Aniela nie chce.
KLARA
Aniela ci sprzyja.
GUSTAW
Sprzyja! — i komuż nie sprzyja jej dusza?
Ależ to tylko do wdzięczności zmusza.
KLARA
/ zniecierpliwiona /
Domyśl się reszty.
GUSTAW
Chyba się domyślę;
Bo nadto świeżo mam jeszcze w pamięci,
Jak panna Klara wypleniała ściśle
Te, które teraz chce obudzić chęci.
KLARA
Okoliczności niechaj mnie tłumaczą.
GUSTAW
Okoliczności naglą pannę Klarę,
Lecz dla Anieli czyż to samo znaczą?
Z jakichże względów mam dać teraz wiarę
Temu, co może pociąga mnie skrycie?
KLARA
/ coraz porywczej /
Zatem Aniela?…
GUSTAW
/ sens kończąc /
Godna przywiązania.
KLARA
I chciałbyś szczerze?
GUSTAW
/ jak wyżej /
Poświęcić jej życie.
KLARA
Czegóż się wahasz, cóż ci jeszcze wzbrania?
GUSTAW
Niepewność…
KLARA
Znikła.
GUSTAW
A wzajemność…
KLARA
Czeka.
GUSTAW
I to Aniela…
KLARA
/ kończąc sens, porywczo /
Mym głosem wyrzeka!
GUSTAW
/ na stronie /
Ha! tegom czekał — mam więc pewność przecie;
Jestem u celu, wy róbcie, co chcecie!
Chce odejść i wraca.
Nie bierz mi za złe, że spytam zbyt śmiele,
Ale czas nagli, ale Radost czynny,
z przyciskiem
A jeszcze mógłby ubiec go kto inny;
Powiedz mi zatem, słów nie tracąc wiele:
ciszej, pokazując przez ramię na Albina:
I w tamtę stronę lękasz się zamęścia?
Milczysz — mam zgadnąć? — życzę zatem szczęścia.
Ale Albin… — wiesz?
KLARA
/ z coraz większą niecierpliwością /
Wiem, wiem.
GUSTAW
Lecz jest droga…
KLARA
Rozumiem.
GUSTAW
Daj mu pewność…
KLARA
Ach, dla Boga.
Wiem już, wiem.
GUSTAW
Odejść?
po krótkiem milczeniu
Z nim?
KLARA
/ wstrzymując się /
Któż to powiada?
GUSTAW
Więc zostać?
KLARA
Męki!
GUSTAW
A więc moja rada
Będzie przyjętą?
KLARA
Będzie, będzie.
GUSTAW
Szczerze?
KLARA
Ach, szczerze, szczerze.
GUSTAW
/ zmieniając ton /
A ja bardzo wierzę —
Brać przedsięwzięcie, co wiecznem nazwano,
A zmieniać w dobie — nienawidzieć rano,
A kochać w wieczór — szkodzić niewinnemu,
A za godzinę chcieć pomagać temu;
Że to jest płochość, kto nie chce, to przyzna —
I któż jej zdolny? — pewnie nie mężczyzna. —
Co wyraziwszy szeroko i długo,
Mam zaszczyt zostać uniżonym sługą.
/ Kłania się bardzo nisko i odchodzi do swego pokoju. /
SCENA IV
/ Klara, Albin. /
KLARA
/ po krótkiem milczeniu /
Jak to? — co to jest? — wszystko na raz ginie!
To żarty — zemsta!
ALBIN
/ na stronie /
Trzymaj się, Albinie!
KLARA
Jam mu wierzyła! Zdradziłam Anielę!
ALBIN
/ na stronie /
Aj, płacze.
KLARA
Winnam, winnam z każdej strony.
ALBIN
/ na stronie /
W tem sztuka.
KLARA
Ależ… O, jak cierpię wiele!
ALBIN
/ na stronie /
Aj, strach!
KLARA
Albinie! Już jesteś zemszczony.
ALBIN
/ zrywa się i siada znowu — na stronie /
W tem sztuka!
KLARA
Jak to! Więc prawa już nié mam
I do litości?
ALBIN
/ zrywając się /
A, już nie wytrzymam!
do Klary:
Wzywasz litości prośbą nadaremną?
KLARA
Możnaż się pytać, wiedząc, co się dzieje.
ALBIN
Cóż?
KLARA
Radost, Radost chce się żenić ze mną.
ALBIN
A ty?
KLARA
Wprzód umrę.
ALBIN
I on ma nadzieję
Ciebie przymusić?
KLARA
Za ojca rozkazem.
ALBIN
Co? Radost? Z tobą? Tego nie dożyje!
Idę, uwolnię i pomszczę cię razem.
/ Odchodzi prędko we drzwi środkowe. /
KLARA
/ biegnąc za nim /
Ach, Albinie! Stój —
we drzwiach
Stój! — on go zabije!
SCENA V
/ Pani Dobrójska, Radost, Aniela. /
/ Radost prędko wchodzi, za nią P. Dobrójska, za nią Aniela. /
RADOST
Gdzież jest? Gdzież on jest?
PANI DOBRÓJSKA
Bez gniewu, bez złości.
ANIELA
/ na stronie /
Trzymaj go, mamo!
RADOST
Miałbym wiedzieć o tem?
PANI DOBRÓJSKA
Ja nie wierzyłam.
RADOST
Ściągać takich gości?
PANI DOBRÓJSKA
Nic się nie stało.
RADOST
Przestał już być trzpiotem,
A został kłamcą.
PANI DOBRÓJSKA
Przebacz…
RADOST
O to, właśnie!
ANIELA
/ na stronie /
Trzymaj go, mamo!
RADOST
/ chcąc iść ku drzwiom Gustawa /
Zaraz rzecz wyjaśnię.
PANI DOBRÓJSKA
Czekaj.
RADOST
Puść pani!
ANIELA
/ na stronie /
Nie puszczaj.
RADOST
/ ku drzwiom /
Gustawie!
wyciągając rękę — do p. Dobrójskiej
Za pozwoleniem!
Idzie do drzwi.
ANIELA
Dla Boga!
RADOST
No proszę!
Jeszcze gdzieś poszedł.
/ Patrzy przez dziurkę. /
PANI DOBRÓJSKA
Słuchaj mnie łaskawie,
Trzeba się trochę porozumieć wprzódy.
RADOST
Co porozumieć? — tu jasne dowody.
PANI DOBRÓJSKA
Zbyt się unosisz.
RADOST
Ja się nie unoszę.
ANIELA
/ na stronie /
Nie wierz mu, mamo.
PANI DOBRÓJSKA
Któż jest ta Aniela?
RADOST
Ach, żadnej w świecie nie znam i nie znałem,
Oprócz tej jednej.
PANI DOBRÓJSKA
Któż ojciec Anieli?
RADOST
Mogęż ja wiedzieć, czy w życiu mem całem
Widziałem kogo, co tak córkę zowie?
PANI DOBRÓJSKA
Z którym cię sprawa odwieczna rozdziela.
RADOST
Ja nie mam sprawy, z nikim mnie nie dzieli.
ANIELA
/ na stronie do matki /
Nie chce się przyznać.
RADOST
Co to w tamtej głowie!
PANI DOBRÓJSKA
Swój pojedynek wspomnisz sobie przecie?
RADOST
Mój poje…
biorąc się za głowę
Gwałtu! Co ten hultaj plecie!
PANI DOBRÓJSKA
Tylko spokojnie.
RADOST
Moja mościa pani!
Z oczu widziałem, przeczułem przez skórę,
Że coś napłatał, nabroił bez miary,
żałośnie
I co najbardziej serce moje rani,
Iż nikt zapewne nie da temu wiarę,
Że mu dziś burę sypałem za burę.
płaczliwie
I cóż mam robić?… ale wiem, co zrobię:
Jeszcze ostatnią chcę mu dać przestrogę.
/ Wychodzi prędko. /
ANIELA
Ach, biegaj, mamo, trzymaj go przy sobie.
PANI DOBRÓJSKA
Biegnę.
ANIELA
Ach, prędzej.
PANI DOBRÓJSKA
/ biegnąc /
Już prędzej nie mogę.
SCENA VI
/ Aniela, Gustaw w głębi /
ANIELA
/ nie widząc Gustawa /
Radost porywczy, ale dobry w duszy,
Prośbami, łzami na końcu się wzruszy —
Przebaczy — Gustaw odjedzie — a dalej?
Ja płakać będę, on się nie użali,
Zapomni.
GUSTAW
Nigdy.
ANIELA
Ach!
GUSTAW
Nie, nie zapomnę;
Naszego związku ogniwa niezłomne.
ANIELA
Uchodź.
GUSTAW
Uchodzić?
ANIELA
Stryj grozi, złorzeczy.
GUSTAW
Da się przeprosić.
ANIELA
Lecz wszystkiemu przeczy.
GUSTAW
Bo trzpiot.
ANIELA
Trzpiot?
GUSTAW
/ kiwając głową /
Oho!
ANIELA
/ z westchnieniem /
Jam mu już wierzyła!
GUSTAW
Ze strachem pewnie.
ANIELA
/ naiwnie /
Owszem.
GUSTAW
Pomyśl o tem,
Jakim dla ciebie byłoby kłopotem,
Gdyby wróciła dawna postać rzeczy,
po krótkiem milczeniu
A z nią i miłość, tobie tak niemiła.
po krótkiem milczeniu
Matka by może także za mną była.
ANIELA
Ach, tak mnie kocha!
GUSTAW
Cóż wtedy się stanie?
ANIELA
/ prosząc się /
Cóż ja mam mówić? — na cóż to pytanie?
GUSTAW
/ biorąc ją za ręką /
Nie wierz, Anielo, tej pieszczocie wzroku,
Gdy z wolna sunąc spocznie w twojem oku,
Tej drżącej dłoni, kiedy ciebie bliska,
Nie wierz głosowi, co się w duszę wciska,
Lecz własne serce niechaj cię oświeci;
Ach, tylko miłość równą miłość nieci!
Serce — milczy?
ANIELA
/ spojrzawszy mu w oczy /
Nie.
GUSTAW
/ pociągając w objęcia /
Anielo!
ANIELA
/ w jego objęciu /
Gustawie!
wyrywając się z objęcia
A tamta?
GUSTAW
Tyś jest, tyś nią była zawsze.
ANIELA
Jak to, Aniela?
GUSTAW
Żadnej nie znam innej.
ANIELA
Ale nie zwodzisz?
GUSTAW
O, nie bądź w obawie:
Użyłem zdrady, lecz zdrady niewinnej.
Byłżebym wzniecił uczucia łaskawsze,
Gdy się przybliżyć starałem daremnie,
Gdy uprzedzona stroniłaś ode mnie?
ANIELA
Więc nie kochałeś? — To nie jest odmianą?
I jedna jestem….
GUSTAW
/ sens kończąc /
Jedynie kochaną.
ANIELA
Zatem i Klarze…
GUSTAW
/ sens kończąc /
Odpuszczona wina,
Albin ją kocha, a ona Albina.
Scena VII
/ Ciż sami, Radost, Pani Dobrójska /
/ Radost spiesznie wchodzi, za nim Dobrójska — Radost staje tuż przed Gustawem, zadychany równie jak Dobrójska, mówić nie może. Po krótkiej chwili milczenia, Gustaw parska śmiechem. /
RADOST
/ obracając się do stojącej za nim Dobrójskiej /
Śmieje się — widzi pani?
PANI DOBRÓJSKA
/ ocierając czoło /
Widzę.
RADOST
/ biorąc się pod boki, do Gustawa /
Mości panie.
GUSTAW
Oho!
RADOST
/ zbity z mowy /
Oho! — słyszy pani? — Oho, jeszcze.
Powiedz, więc słuszne były moje troski wieszcze?
Nabroiłeś, naplotłeś!… Lecz zrób tu wyznanie:
W jakiej, gdzie, kiedy, w której kochasz się Anieli?
GUSTAW
/ biorąc za rękę Anielę /
W której? — w tej.
RADOST
A!
obracając się do Dobrójskiej
A!
GUSTAW
/ do Anieli /
Wszak tak?
ANIELA
O, tak.
RADOST
Otóż macie!
I któż go tu zrozumie? Wszakżeście słyszeli?
A! A ów pojedynek? Mów no, panie bracie.
GUSTAW
/ odprowadzając na stronę /
Wszak wiesz, stryjaszku?…
RADOST
/ głośniej /
Co? Jak?
GUSTAW
/ jeszcze głośniej /
Na reducie.
RADOST
Pst, pst!
GUSTAW
Poszło wam…
RADOST
/ chce mu usta zamknąć /
Milczże, bałamucie…
GUSTAW
/ usuwając głowę /
Podobno…
RADOST
/ jak wyżej /
Cicho!
GUSTAW
/ jak wyżej /
O to…
RADOST
/ jak wyżej /
Ale cicho!
Miejże też rozum!
SCENA VIII
/ Ciż sami, Albin, wbiega za nim Klara. /
/ Albin, zachodząc z przeciwnej strony, kiedy jeszcze Radost stara się zamknąć usta Gustawowi, krzyczy mu w ucho. /
ALBIN
Nim zaślubisz Klarę,
Mnie zabić musisz.
RADOST
/ przestraszony cofając się /
A to co za licho!
KLARA
/ odciągając /
Albinie!
RADOST
/ przecierając ucho /
Ja chcę Klarę?
PANI DOBRÓJSKA
Co się dzieje?
RADOST
Wszak tu zaraza! Ten znowu szaleje!
do Albina:
Któż mówił?
ALBIN
Ty sam.
RADOST
Żartom dałeś wiarę?
KLARA
Ojca prosiłeś.
RADOST
Ja? Kiedy? Kto mówi?
KLARA
Gustaw.
RADOST
Gustawie, skąd ta nowa łaska?
GUSTAW
Chciałem ją straszyć.
RADOST
A cóż u diaska!
Czy ja straszydło na młode dziewczęta!
do Albina:
Ale skąd twoja zemsta tak zawzięta?
Kochasz Anielę.
ALBIN
Ja? Kto mi to powie?
RADOST
Gustaw.
KLARA
Tak, Gustaw.
GUSTAW
Gustaw, Gustaw trzpiotem.
Naplótł, nabroił — ale czy szczęśliwie,
biorąc za ręką Anielę i klękając przed Dobrójską
Tu się, Anielo, przekonamy o tem.
PANI DOBRÓJSKA
/ podnosząc ich, do Gustawa /
Ja cię rozumiem.
RADOST
Ja się tylko dziwię.
PANI DOBRÓJSKA
/ łącząc ich /
I szczęście córki powierzam ci śmiało.
GUSTAW
A teraz drugą zajmijmy się parą:
rozkazując
Albinie! zbliż się.
PANI DOBRÓJSKA
Cóż ty na to, Klaro?
GUSTAW
Chce, chce, ja ręczę.
KLARA
Ale…
GUSTAW
Już się stało.
KLARA
Ach, gdybym mogła, na złość bym nie chciała.
ALBIN
Ale nie możesz?
KLARA
I kochać cię muszę.
GUSTAW
Niech was ten złączy, komu za to chwała.
łącząc ich, poważnie
Bądźcie szczęśliwi tak, jak się kochacie!
do Klary, ciszej:
Cóż śluby? poszły!
podobnie do Albina, na stronie:
Każ się podkuć, bracie.
głośno
Wszystko więc dobrze.
RADOST
Ale, na mą duszę.
Nic nie rozumiem, — powiedz, Guciu drogi.
GUSTAW
/ ściskając go /
Dzięki, stryjaszku, za twoje przestrogi!
Przypisek autora
Komedia moja „Śluby panieńskie” czyli „Magnetyzm serca” była przedstawioną w teatrze lwowskim w r. 1832, a drukiem ogłoszoną w IV tomie moich komedii w r. 1834. W kilka lat później została bardzo źle przetłumaczoną prozą na język francuski. 17 sierpnia 1840 r. przedstawiono po raz pierwszy w teatrze „du Gymnase Dramatique” w Paryżu sztukę: „Bocquet père et fils, ou le chemin le plus long, comédie vaudeville en deux actes par M. M. Laurencin, Marc Michel et E. Labiche”. W tej sztuce główny węzeł i kilka scen ledwie nie co do słowa są wzięte z mojej komedii „Śluby panieńskie”.
Piszę tę notę dla tych, którzy mnie oskarżają o naśladowanie powyższej sztuki francuskiej.
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |