William Shakespeare
Wesołe kumoszki z Windsoru
tłum. Leon Ulrich
OSOBY:
* Sir John Falstaff
* Fenton
* Płytek (Shallow), sędzia pokoju
* Chudziak (Slender), kuzyn Płytka
* Ford, mieszczanin windsorski
* Page, mieszczanin windsorski
* Wilhelm Page, mały syn p. Page
* Sir Hugo Evans, walijski pleban
* Doktor Kajusz, lekarz francuski
* Gospodarz oberży pod Podwiązką
* Bardolf, towarzysz Falstaffa
* Pistol, towarzysz Falstaffa
* Nym, towarzysz Falstaffa
* Robin, paź Falstaffa
* Głuptas (Simple), sługa Chudziaka
* Rugby, sługa Kasjusza
* Pani Ford
* Pani Page
* Panna Anna Page, jej córka
* Pani Żwawińska (Quickly), gospodyni Kajusza
* Słudzy panów Page, Ford itd.
Scena w Windsorze i okolicach.
AKT PIERWSZY
SCENA I
/ Windsor — Przed domem pana Page, od strony ogrodu /
/ Wchodzą: sędzia Płytek, Chudziak i Hugo Evans /
PŁYTEK
Dostojny księże Hugonie, skończ przekładania, sprawa pójdzie pod sąd Izby gwiaździstej, a sir Robert Płytek, koniuszy, nie zlęknie się dwudziestu takich Falstaffów.
CHUDZIAK
W hrabstwie Gloucester sędzia pokoju i Coram.
PŁYTEK
Tak jest, kuzynie Chudziaku, i custalorum.
CHUDZIAK
A do tego Rotolorum i rodowity szlachcic, mości plebanie, który się pisze armigero na wszystkich aktach, upoważnieniach, kwitach i obligach; armigero.
PŁYTEK
Tak się piszę i tak zawsze się pisałem od lat trzechset.
CHUDZIAK
I tak się pisali wszyscy jego sukcesorowie, którzy go poprzedzili, i tak się pisać będą mieli prawo wszyscy przodkowie, co się po nim urodzą. Wszyscy mogą się pieczętować dwunastu białymi szczypami.
PŁYTEK
Herb to stary.
EVANS
Twanaście szczyp przystoi staremu herpowi. Szczypa stary to ludzki przyjaciel, a znaczy ogień i ciepło.
PŁYTEK
Szczyp jest to biała ryba, a, żeby herb był stary, musi być ryba solona.
CHUDZIAK
Czy mam prawo herb mój ćwiartkować, kuzynie?
PŁYTEK
Będziesz miał prawo, zawierając stadło.
EVANS
To prawta, że musi ćwiartkować, kto chce mieć stadło!.
PŁYTEK
Bynajmniej.
EVANS
Musi ćwiartkować, powtarzam, po jeśli weźmie jedno stadło, zostanie tylko resztka, tak mi się przynajmniej zdaje, piorąc rzeczy na mój płytki rozum, Ale dajmy temu pokój. Jeśli ci sir John Falstaff upliżył, ja, jako duchowna osopa, z radością ofiaruję wam moje pośrednictwo, aby załagodzić sprawę i skończyć interes przez kompromis.
PŁYTEK
Izba rozsądzi; to był gwałt oczywisty.
EVANS
Nie przystoi, żepy Izpa gwałtów słuchała; nie ma pojaźni pożej w gwałtach, a trzepa wam wiedzieć, że Izba wolałaby coś usłyszeć o pojaźni pożej, a nie o gwałtach; niech wam to służy za przestrogę.
PŁYTEK
Ha, na moją głowę, gdybym odmłodniał, szabla skończyłaby wszystko!
EVANS
Lepiej, żepy tę szaplę zastąpili przyjaciele i położyli koniec wszystkiemu. Ale wylągł się nowy projekt w mojej głowie, który przyta się może na co. Jest tu niejaka panna Anna Page, córka pana Jerzego Page, a piękny to kwiatek panieństwa, na uczciwość.
CHUDZIAK
Panna Anna Page, co ma ciemne włosy, a cedzi słówka, jak wielka pani?
EVANS
Ona właśnie; to mi kopieta, jakiejpyś chciał za żonę. A siedemset funtów monety i złota zapisał jej na śmiertelnem łożu dziadek (taj mu Panie ratosne zmartwychwstanie!), do których ma prawo, byle się toczekała lat siedemnastu. Zdaniem mojem pyłopy lepiej skończyć wszystkie swary, a pomyśleć o małżeństwie pana Aprahama z panną Anną Page.
PŁYTEK
Więc dziadek zostawił jej siedemset funtów?
EVANS
A ojciec zeprał dla niej więcej jeszcze grosiwa.
PŁYTEK
Znam ja tę młodą panienkę; nie zbywa jej na dobrych przymiotach.
EVANS
Sietemset funtów i speranta, tobre to przymioty.
PŁYTEK
Więc idźmy do uczciwego pana Page. Czy zastaniemy tam Falstaffa?
EVANS
Mamże ci powiedzieć kłamstwo? Gartzę kłamcą, jak gartzę fałszywym człowiekiem, jak gartzę człowiekiem, który nie mówi prawty; zastaniesz tam kawalera sir Johna. Ale proszę cię, słuchaj raty życzliwych ci ludzi. Zastukam we trzwi pana Page stuka. Hola! Pokój temu tomowi. Wchodzi Page.
PAGE
Kto tam?
EVANS
Płogosławieństwo poże i twój przyjaciel, i pan sętzia Płytek, i młoty pan Chutziak, który kto wie, może ci inną zaśpiewa piosneczkę, jeśli rzeczy po twojej pójtą myśli.
PAGE
Cieszę się, mości panowie, że was widzę przy dobrym zdrowiu; a wam, panie Płytku, dziękuję za zwierzynę.
PŁYTEK
Panie Page, rad cię widzę. Niech wam to będzie na zdrowie. Pragnąłbym, żeby lepsza była zwierzyna, bo źle była zabita. A jakże zdrowie dobrej pani Page? Kocham was zawsze z całego serca, na uczciwość, z całego serca.
PAGE
Dziękuję wam, panie sędzio.
PŁYTEK
To mnie raczej dziękować należy; więc krótko a węzłowato, najpiękniej dziękuję.
PAGE
Cieszę się, że cię widzę, dobry panie Chudziaku.
CHUDZIAK
A jak się ma twój płowy chart, panie Page? Słyszałem, że na wyścigach w Cotsall mydło woził.
PAGE
Rzecz nie była rozstrzygnięta.
CHUDZIAK
Nie chcesz się tylko przyznać, nie chcesz się przyznać!
PŁYTEK
Bardzo wierzę. To wasza wina, wasza wina, bo to pies doskonały.
PAGE
Powiedz raczej, że to kundel.
PŁYTEK
A ja utrzymuję, że to pies doskonały, że to pies piękny. Czy można powiedzieć więcej, jak że doskonały i piękny? Czy sir John Falstaff jest w waszym domu?
PAGE
Jest w naszym domu, a pragnąłbym waszym być pośrednikiem.
EVANS
Oto mi słowa, jakie chrześcijaninowi przystoją.
PŁYTEK
Pokrzywdził mnie, panie Page.
PAGE
Sam się po części do winy przyznaje.
PŁYTEK
Przyznać się nie znaczy naprawić, czy nieprawda, panie Page? Pokrzywdził mnie, na uczciwość, pokrzywdził mnie; Robert Płytek, armigero, powiada, że był pokrzywdzony.
PAGE
Właśnie sir John nadchodzi.
/ Wchodzą: Falstaff, Bardolf, Nym i Pistol /
FALSTAFF
Więc to rzecz zdecydowana, mości Płytku, że zanosisz na mnie skargę przed króla jegomości?
PŁYTEK
Panie kawalerze, zbiłeś moich ludzi, wystrzelałeś moją zwierzynę, wyłamałeś mój zwierzyniec.
FALSTAFF
Ale nie wycałowałem córki twojego gajowego.
PŁYTEK
Wolne żarty. Odpowiesz za to, kawalerze.
FALSTAFF
Odpowiem natychmiast i bez ogródki: wszystko to prawda. Spodziewam się, że jasna odpowiedź.
PŁYTEK
Rozpozna to Izba.
FALSTAFF
Zrobiłbyś lepiej, panie Płytku, gdybyś siedział cicho w własnej izbie, bo tylko na śmiech się wystawisz.
EVANS
Pauca verba, sir Johnie, topre słowa!
FALSTAFF
Ja mu dałem coś lepszego jak dobre słowa, bo dobry uczynek. Mości Chudziaku, rozpłatałem ci czaszkę, co masz jeszcze do mnie?
CHUDZIAK
Bądź spokojny, mości panie, mam w tej czaszce dosyć rzeczy przeciw tobie, mam też i przeciw twoim trzem urwizom rzezimieszkom, których nazwiska Bardolf, Nym i Pistol. Wciągnęli mnie do szynkowni, upoili, a potem do grosza okradli.
BARDOLF
A ty banburski serze!
CHUDZIAK
Mniejsza o to.
PISTOL
Co śmiesz utrzymywać, Mefostofilu?
CHUDZIAK
Mniejsza, mniejsza o to.
NYM
Porąbać go! Pauca, pauca! Porąbać, to moja reguła.
CHUDZIAK
Gdzie Głuptas, mój sługa? Czy nie wiesz, kuzynie?
EVANS
Cicho, panowie! Partzo proszę. Czas już porozumieć się. Trzech jest, jak rozumiem, polupownych sętziów w tej sprawie; to jest pan Page, vitelicet pan Page; po wtóre ja, vitelicet ja; a trzecim sętzią, ostatecznie i na koniec, jest pan gospotarz operży pod Potwiązką.
PAGE
My trzej mamy ich wysłuchać i sprawę zakończyć.
EVANS
Pardzo toprze; wciągnę treść całej sprawy do mojego pugilaresu, a roztrząśniemy ją potem z największą jak pędzie można tyskrecyą.
FALSTAFF
Pistol!
PISTOL
Słucha uszyma.
EVANS
Do kroćset peczek! Co to za wysłowienie: słucha uszyma, co za afektacja!
FALSTAFF
Pistol, czy zwędziłeś sakiewkę pana Chudziaka?
CHUDZIAK
Na te rękawiczki, zwędził; a jeśli kłamię, bodaj moja noga nie postała więcej w mojej wielkiej sali! Zwędził mi trzy złote groszy, trzy w samych dziesiątakach i dwa edwardowskie talary, które płaciłem pięć złotych groszy dziesięć sztuka u Jeda Millera, na te rękawiczki!
FALSTAFF
Pistol, czy to prawda? Czy to bezwarunkowa prawda?
EVANS
Tylko warunkowa tam prawta, gdzie idzie o zwarowanie.
PISTOL
Milcz, ty góralu! — By mu kłamstwa dowieść,
Płaską tę klingę wyzywam na rękę,
bo jak pies szczeka; w oczy mu powiadam:
Bezczelnie kłamiesz, na muł i na pianę!
CHUDZIAK
Jeśli nie on, to ten mnie okradł, na moje rękawiczki!
NYM
Uważaj, co mówisz, mości panie, a wiwat dobry humor! Nie przepuszczam takich przypuszczań! To moja odpowiedź.
CHUDZIAK
Więc na mój kapelusz, ten jegomość z czerwoną gębą ma moją sakiewkę; bo choć nie mogę sobie przypomnieć, co robiłem, gdyście mnie spoili, nie jestem jeszcze jednak zupełnym osłem.
FALSTAFF
Co mówisz na to, Janie Szkarłacie?
BARDOLF
Mówię, że ten jegomość sam zapił swoje pięć zamysłów.
EVANS
Chcesz powietzieć: swoje pięć zmysłów; o zgroza, co za nieuctwo!
BARDOLF
A gdy raz sobie w czub nalał, plótł, jakby się wyrwał od czubków i bredził jakby w delirium.
CHUDZIAK
He, teraz sobie przypominam, że i wtedy także mówił po łacinie. Ale mniejsza o to; odtąd, póki życia, nie upiję się, chyba w towarzystwie uczciwych, grzecznych i bogobojnych ludzi; nauczył mnie rozumu wasz figiel. Jeśli sobie zaleję kiedy głowę, to zaleję z ludźmi, u których jest jeszcze bojaźń boża, a nie z pijanym hultajstwem.
EVANS
To mi się nazywa uczciwe postanowienie, sątź mnie, Poże.
FALSTAFF
Słyszycie panowie, że przeczą wszystkiemu, słyszycie.
/ Wchodzi: panna Anna Page, z winem, za nią pani Ford i pani Page /
PAGE
Nie, córko, wróć z winem do domu, tam wychylimy szklenicę.
/ wychodzi Anna Page /
CHUDZIAK
O nieba! To panna Anna Page.
PAGE
Jakże zdrowie, pani Ford?
FALSTAFF
Pani Page, na honor, przychodzisz w porę. Z przeproszeniem całuje ją.
PAGE
Żono, pozdrów tych panów. Proszę z sobą; mamy dziś na obiad pasztet ze zwierzyny, prosto z pieca. Proszę z sobą, panowie, a mam nadzieję, że utopimy wszystkie urazy.
/ Wychodzą wszyscy prócz Chudziaka, Płytka i Evansa /
CHUDZIAK
Wolałbym teraz mieć pod ręką mój Zbiór Pieśni i Sonetów niż czterdzieści złotych w kieszeni. Wchodzi Głuptas Gdzież to bywałeś, Głuptasie? Jak to, więc mam sobie sam służyć? Hę? Czy masz przy sobie Wybór Zagadek? Hę?
GŁUPTAS
Wybór Zagadek? Alboż go pan nie pożyczyłeś Halce Pierożek, w ostatni dzień Wszystkich Świętych, na tydzień przed Świętym Michałem?
PŁYTEK
Śmiało, kuzynie! Śmiało, kuzynie! Czekamy na ciebie. Jeszcze słowo, kuzynie. Uważaj, kuzynie, jest już, że tak powiem, deklaracja, pewien rodzaj deklaracji, zrobiony z daleka jeszcze przez dostojnego księdza Hugona. Czy mnie rozumiesz?
CHUDZIAK
Doskonale. Bądź spokojny, kuzynie; zobaczysz, że się poprowadzę roztropnie. Jeśli już na to mi przyszło, zrobię, co nakazuje roztropność.
PŁYTEK
Aleć zrozum mnie na koniec.
CHUDZIAK
Rozumiem cię bardzo dobrze, kuzynie.
EVANS
Słuchaj jego raty, panie Chutziaku. Tam ci opis całej sprawy, jeśli masz po temu serce.
CHUDZIAK
Zrobię wszystko, co radzi kuzyn Płytek. Przebacz, proszę, dostojny plebanie; to sędzia pokoju w swoim obwodzie, choć ze mnie prosty tylko człowiek.
EVANS
Ale tu nie o to rzecz itzie: tu itzie o małżeństwo.
PŁYTEK
Tu cały sęk, miły kuzynie!
EVANS
Tak jest, tu sęk, tu itzie o Pannę Annę Page.
CHUDZIAK
Jeśli o to idzie, wezmę ją za żonę, byle rozsądne były warunki.
EVANS
Ale czy masz to niej jakie czułe afekta? Niech się towiemy z twoich ust lup twoich warg, po, jak niektórzy filozofowie utrzymują, wargi stanowią część ust, więc powietz topitnie, czy czujesz jaki pociąg do tziewczyny?
PŁYTEK
Kuzynie Abrahamie Chudziaku, czy możesz ją kochać?
CHUDZIAK
Spodziewam się, panie, że zrobię, co przystoi człowiekowi, chętnemu iść za radą rozumu.
EVANS
Przez Poga i Wszystkich Świętych, tłumacz się jasno: czy masz ku niej jaką przychylność?
PŁYTEK
Tak jest, musisz powiedzieć nam wyraźnie, czy chcesz wziąć ją za żonę z dobrym posagiem?
CHUDZIAK
Gotów jestem do większej ofiary na twoje żądanie, kuzynie, do daleko większej.
PŁYTEK
Aleć zechciej mnie zrozumieć, zechciej zrozumieć, kochany kuzynie! Wszystko, co teraz robię, robię dla twojego szczęścia. Czy możesz ją kochać, tę dziewczynę?
CHUDZIAK
Wezmę ją za żonę na twoje żądanie, a jeśli nie ma wielkiej miłości w początku, niebo może ją odmnożyć przy lepszej znajomości, gdy raz pobrani będziemy mieli więcej okazji do poznania się. Spodziewam się, że z poufałością rozwinie się sentyment. Ale skoro ty mówisz: weź ją, wezmę ją; to moja niezmienna, wolna rewolucja.
EVANS
Pardzo tyskretna otpowietź. Jest tylko mała omyłka w wyrazie rewolucja; właściwy wyraz, wetle naszego rozumienia, jest rezolucja; ale intencja pyła topra.
PŁYTEK
I ja myślę, że intencja mojego kuzyna była dobra.
CHUDZIAK
Zaręczam, a niech mnie powieszą, jeśli kłamię, na uczciwość.
/ Wchodzi Anna Page /
PŁYTEK
Ale jak widzę, zbliża się panna Anna. — Chciałbym odmłodnieć dla twojej miłości, panno Anno!
ANNA
Obiad na stole; ojciec mój czeka na wasze zacne towarzystwo.
PŁYTEK
Śpieszę do niego, śpieszę, piękna panno Anno!
EVANS
Tam to kata! Nie chciałpym chypić penetykcji.
/ Wychodzą Płytek i Hugo Evans /
ANNA
Czy raczysz wejść i ty także, szanowny panie?
CHUDZIAK
Nie, pani, dziękuję, na honor, z całego serca. Bardzo mi tu dobrze.
ANNA
Obiad czeka na was od dawna gotowy.
CHUDZIAK
Nie jestem głodny, dziękuję, na honor. Ruszaj, pachołku, a choć jesteś moim sługą, idź służyć mojemu kuzynowi Płytkowi. (Wychodzi Głuptas) Nawet sędzia pokoju może czasem potrzebować usługi pachołków swojego przyjaciela. Jak na teraz, mam trzech ludzi i jednego chłopaka, póki nie umrze moja matka. Ale mniejsza o to, żyję tymczasem jak biedny urodzony szlachcic.
ANNA
Nie mogę wrócić bez ciebie, szanowny panie, bo nie siądą do stołu, póki nie przyjdziesz.
CHUDZIAK
Na uczciwość, nic do ust nie wezmę; ale dziękuję ci, panienko, jakbym doskonale obiadował.
ANNA
Ale bardzo proszę, panie, wejdź do domu.
CHUDZIAK
Wolę tu się przechadzać. Dziękuję. Otarłem sobie goleń, dni temu kilka, bijąc się na szablę i sztylet z fechmistrzem. Szło za trzy trafienia o półmisek gotowanych śliwek, i na honor, od tego czasu nie mogę znieść zapachu gorącej potrawy. Ale czemu wasze psy tak szczekają? Czy są w mieście niedźwiedzie?
ANNA
Zdaje mi się, że są; słyszałam przynajmniej, jak o nich mówiono.
CHUDZIAK
Zapamiętale lubię hece, choć nie ma na nich gorętszego ode mnie człowieka w całej Anglii; o lada nic gotów jestem szukać kłótni. Czy nieprawda, panno Anno, że strach cię bierze na widok puszczonego niedźwiedzia?
ANNA
Prawda.
CHUDZIAK
A dla mnie jest to jadło i napitek. Dwadzieścia razy widziałem puszczonego Sackersona, chwyciłem go za łańcuch, ale możesz mi wierzyć, że kobiety wrzeszczały wniebogłosy na ten widok. Ciężko by mi było przestrach ich opisać, bo kobiety, trzeba wyznać, nie mogą znieść widoku niedźwiedzia; brzydka to i dzika bestia.
/ Wchodzi Page /
PAGE
Przybywaj, panie Chudziaku, przybywaj! Na ciebie tylko czekamy.
CHUDZIAK
Nic do ust nie wezmę; dziękuję.
PAGE
Terefere! Nie ma tu wyboru, musisz iść z nami.
CHUDZIAK
Więc proszę, pokaż mi drogę.
PAGE
Idźmy!
CHUDZIAK
Panno Anno! Tobie się należy pierwszeństwo.
ANNA
O nie, nie, panie, bądź naszym przewodnikiem.
CHUDZIAK
Na uczciwość, nie wejdę pierwszy, na uczciwość, nie, nie wejdę. Nie chcę ci robić tej krzywdy, panno Anno!
ANNA
Ale proszę.
CHUDZIAK
Wolę być niegrzecznym, niż nudnym. Sama się krzywdzisz, panno Anno! I na tym koniec, tak.
/ Wychodzą /
SCENA II
/ Przed domem pana Page /
/ Wchodzą: sir Hugo Evans, Głuptas /
EVANS
Ruszaj, a pytaj o trogę to tomu toktora Kajusza. Mieszka tam niejaka pani Żwawińska, która jest nipy jego mamką, alpo jego niańką, alpo jego kucharką, alpo jego praczką, alpo jego szwaczką.
GŁUPTAS
Dobrze, panie.
EVANS
Słuchaj tylko, a powiem ci coś lepszego. Ottaj jej ten list, po to jest kopieta serteczna przyjaciołka panny Anny, a list ten ją prosi, żepy poparła intencje twojego pana do panny Anny Page. Więc proszę, śpiesz się, a ja tymczasem idę skończyć mój opiat, po przyjtą jeszcze pórsztówki i ser.
/ Wychodzą /
SCENA III
/ Izba w oberży pod Podwiązką /
/ Wchodzą: Falstaff, Gospodarz, Bardolf, Nym, Pistol i Robin /
FALSTAFF
Panie gospodarzu Podwiązki!
GOSPODARZ
Co mówi dzielny mój zuchter? Wytłumacz się uczenie a mądrze.
FALSTAFF
Naprawdę, panie gospodarzu! Muszę odprawić część moich ludzi.
GOSPODARZ
Odgoń, junaku, Herkulesie, degraduj! Niech idą w świat, der, der!
FALSTAFF
Siedzę tu gospodą za dziesięć funtów na tydzień.
GOSPODARZ
Drugi z ciebie cesarz, Cezar, Kajzer i Fizar. Biorę na mój rachunek Bardolfa; będzie mi beczki odszpuntowywał i ściągał butelki. Czy zgoda junaku, Herkulesie?
FALSTAFF
Zrób tak, dobry panie gospodarzu!
GOSPODARZ
Powiedziałem; niech idzie za mną. Zobaczę, czy będziesz w stanie zarobić na kawałek chleba, szumując. Słowny ze mnie człowiek. Idź za mną. (Wychodzi)
FALSTAFF
Idź za nim, Bardolfie. Piwniczy! Dobre to rzemiosło. Ze starego płaszcza można wykroić nową kurtkę, a z wywiędłego sługi świeżego piwniczego. Idź za nim i bądź zdrów!
BARDOLF
Jest to rzemiosło, za którym od dawna wzdychałem. Urosnę! (Wychodzi)
PISTOL
Plugawe cygańskie plemię! I ty chcesz czopem obracać?
NYM
Po pijanemu był poczęty; czy koncept niedobry? Nie ma w jego duszy nic heroicznego, i na tym koniec.
FALSTAFF
Rad jestem, żem się na koniec żagwi tej pozbył. Kradzieże jego zbyt były jawne; jego wędzenie było jak śpiewak niećwiczony — nie trzymało miary.
NYM
To mi talent — kraść w krótkich pauzach.
PISTOL
Mądrzy ludzie nazywają to subtylizowaniem. Kraść! Fe, figa za takie wyrażenie!
FALSTAFF
Nie chcę dłużej taić wam prawdy, panowie: już prawie świecę piętami.
PISTOL
Przygotuj się więc na odmrożenie.
FALSTAFF
Nie ma lekarstwa; czas zacząć tumanić, muszę kierować się przemysłem.
PISTOL
Młode kurczęta muszą mieć strawę.
FALSTAFF
Czy zna który z was Forda, tutejszego mieszczanina?
PISTOL
Znam tego jegomościa, pięknej to człowiek substancji.
FALSTAFF
Uczciwe moje chłopaki, powiem wam teraz, co u mnie za pasem —
PISTOL
Dwa sążnie obwodu i coś w przysypku.
FALSTAFF
Schowaj żarty na później, Pistolecie! Prawda, że mam w pasie coś około dwóch sążni; lecz nie o pasie teraz myślę, ale o zapasie. Krótko węzłowato, zamierzam stroić koperczaki do żony Forda. Czuję nosem zwierzynę. Jej słowa, jej uśmiechy, jej zalotne spojrzenia, wszystko daje mi zachętę. Mogę jasno tłumaczyć całe znaczenie poufałego jej stylu, a najsurowsze słowo jej postępowania znaczy dobrą angielszczyzną: jestem sir Johna Falstaffa.
PISTOL
Studerował, widzę, jej chęci i przetłumaczył je z języka uczciwości na angielski.
NYM
Głęboko zarzucił kotwicę. Jak wam się zdaje ten humor?
FALSTAFF
Otóż, jak powiadają ludzie, rozrządza ona po swojej woli workiem swojego męża, a w tym worku siedzą pułki aniołów.
PISTOL
Przywołaj więc na pomoc równą liczbę diabłów i ruszaj do szturmu, to moja rada.
NYM
Humor rośnie; doskonale; shumoruj mi tych aniołów.
FALSTAFF
Napisałem tu sobie list do niej, a ten list drugi do żony pana Page, która także strzelała do mnie oczyma, chwila temu, i doświadczonym wzrokiem badała moje doskonałości. Promień jej źrenicy to ślizgał się po moich nogach, to krążył po moim majestatycznym brzuchu.
PISTOL
To więc słońce świeciło na kupie gnoju.
NYM
Dziękuję ci za ten humor.
FALSTAFF
O, błąkała się po mojej osobie tak łakomym spojrzeniem, że chętka jej oka zdawała mi się dopiekać jak szkło palące. Oto jest drugi list, do niej wystosowany. I ona też nosi sakiewkę; to druga Gujana — samo złoto i dostatek. Będę obu zwodnikiem, a one obie będą mi płatnikiem, moimi Wschodnimi i Zachodnimi Indiami, będę z obydwiema handlował. Idź więc i ponieś ten list do pani Page, a ty ponieś ten do pani Ford. Odrosną nam pióra, chłopaki, odrosną nam pióra!
PISTOL
Z szablą przy boku mam twym być Pandarem? Nigdy! Niech wprzódy diabli wszystko wezmą!
NYM
Nie chcę być winnym podłego humoru; trzymaj sobie twój list humorystyczny, bo ja chcę żyć, jak szlachcicowi przystoi.
FALSTAFF
/ do Robina /
Więc ty, pachołku, nieś list ten co żywo,
Bądź łódką moją do złotych wybrzeży.
— Precz stąd, kapcany! Precz! Jak grad się stopcie!
Więc nogi za pas, szukajcie kwatery!
Choć ciężkie czasy, Falstaff nie utonie
I jeszcze z paziem swym na wierzch wypłynie.
/ Wychodzą: Falstaff i Robin /
PISTOL
Niech sępy twymi karmią się flakami!
Jeszcze mi moje pozostały kostki,
Jeszcze oskubię biednych i bogatych.
Wprzód ty, frygijski Turku, umrzesz z głodu,
Nim mej kieszeni na tynfach zabraknie.
NYM
Mam ja tu planik, który zemstą pachnie.
PISTOL
Chcesz się zemścić?
NYM
Na niebo i gwiazdy!
PISTOL
Sprytem czy stalą?
NYM
Obydwoma humorami: uwiadomię Forda o humorze tej miłości.
PISTOL
A ja drugiemu wydam tajemnicę,
Powiem, jak Falstaff, to fałszywe błoto,
Chce jego białą uwieść gołębicę,
Splamić mu łoże i wykraść mu złoto.
NYM
Mój humor nie ostygnie. Podbudzę Forda, żeby się wziął do trucizny; nabawię go żółtaczki, bo gniew mój niebezpieczny: to mój prawdziwy humor.
PISTOL
Czysty z ciebie Mars malkontentów: rachuj na moją pomoc, marsz!
/ Wychodzą /
SCENA IV
/ Pokój w domu doktora Kajusza. /
/ Wchodzą: pani Żwawińska, Głuptas i Rugby /
ŻWAWIŃSKA
Słuchaj, Janku Rugby, proszę cię, idź, wyjrzyj oknem i zobacz, czy nie ujrzysz wracającego mego pana, pana doktora Kajusza, bo na uczciwość, gdyby wrócił, a znalazł kogo w domu, narobiłby harmideru i na straszną wystawił próbę bożą cierpliwość i królewską angielszczyznę.
RUGBY
Stanę na czatach wychodzi.
ŻWAWIŃSKA
Idź więc, Janku, a za to dziś wieczór napijemy się krupniku, kiedy ogień ziemnego węgla zacznie gasnąć. Uczciwy to i pełny dobrych chęci pachołek, sługa, jakiego życzę każdemu domowi, a do tego, możesz mi wierzyć, nie plotka i nie hałaburda. To najgorsza jego wada, że za długo odmawia modlitwy; to jego słaba strona; ale cóż robić, każdy ma swoje wady; dajmy temu pokój. Więc, jak powiadasz, imię twoje Piotr Głuptas?
GŁUPTAS
W braku lepszego.
ŻWAWIŃSKA
A pan Chudziak twoim jest panem?
GŁUPTAS
Wyznaję.
ŻWAWIŃSKA
Czy nie nosi on wielkiej, okrągłej brody, jak rękawicznika nożyce?
GŁUPTAS
Nie, na uczciwość; on ma malutką twarzyczkę, z małą żółtą bródką, bródką kainowego koloru.
ŻWAWIŃSKA
Łagodnego charakteru człowiek, czy nieprawda?
GŁUPTAS
O, co to, to prawda. Ale mimo tego ma on pięść tak twardą, jak ktokolwiek, co by mu śmiał spojrzeć w oczy; bił się niedawno z gajowym.
ŻWAWIŃSKA
Co powiadasz? O, przypominam sobie teraz doskonale. Czy nie trzyma głowy do góry, że tak powiem, a chodząc, czy się nie puszy?
GŁUPTAS
I bardzo.
ŻWAWIŃSKA
Niechże niebo gorszej nie spuści fortuny na pannę Annę! Powiedz księdzu plebanowi, że zrobię, co będzie można dla twojego pana. Anusia dobra to dziewczyna i pragnę — wchodzi Rugby
RUGBY
Umykaj! Pan mój idzie.
ŻWAWIŃSKA
Toż da się nam wszystkim we znaki! Dalej! Co żywo, młodzieniaszku, schowaj się do tej komory. Zamyka Głuptasa w komorze Nie długo tu zabawi. — Hej tam, Janku Rugby! Janku! Czy słyszysz? Ruszaj, Janku, wywiedz się o twoim panu; boję się, żeby mu się co nie przytrafiło, że dotąd nie wrócił jeszcze do domu śpiewa. Tra, la, la! Wchodzi doktor Kajusz
KAJUSZ
Co to szpiewalem za trele? Ja nie lubial takie rozpusty. Proszę, poszukaj w moja komora un boitier vert, pudelko, zielony pudelko. Czy rozumial, co ja mówil? zielony pudelko.
ŻWAWIŃSKA
Rozumiem bardzo dobrze; zaraz je przyniosę. Na stronie Dzięki Bogu, że sam szukać go nie poszedł, bo gdyby tam znalazł młodego pachołka, wściekłby się od złości. Wychodzi
KAJUSZ
Fe, fe, fe, fe! Ma foi, il fait fort chaud. Je m'en vais à la cour, la grande affaire.
ŻWAWIŃSKA
(Wraca z pudełkiem) Czy to, panie?
KAJUSZ
Oui, mette le au mon kieszonka; dépêche, żwawo! A gdzie ten hultaj Rugby?
ŻWAWIŃSKA
Hej, Janku Rugby! Janku!
RUGBY
Jestem, panie.
KAJUSZ
Ty, Janek Rugby, lub Gawel Rugby, ruszaj, weź twego miecza i maszerowal za mój pięta na zamek.
RUGBY
Szabla moja czeka gotowa w sieni.
KAJUSZ
Na honor, za dlugo bawię. Tam do kata! Qu' ai-je oublié? Są tam pewne ziółka w mój komora, którychbym nie chcial zapomnial za cały globus ziemski.
ŻWAWIŃSKA
O, Boże! Znajdzie tam młodego pachołka i wścieknie się.
KAJUSZ
*O, diable, diable!* Co tam siedzi w mój komora? Rozbój! Larron! Wyciąga z komory Głuptasa Rugby, mój szpada!
ŻWAWIŃSKA
Uspokój się, dobry panie.
KAJUSZ
Na co mam uspokój się?
ŻWAWIŃSKA
To młody, uczciwy pachołek.
KAJUSZ
Co mial do roboty uczciwy pacholek w mój komora? Uczciwy pacholek nie wlazilbym w mój komora.
ŻWAWIŃSKA
Proszę cię, panie, nie bądź tak flegmatyczny; powiem ci szczerą prawdę; pachołek ten przyszedł do mnie w posły od księdza plebana Hugona.
KAJUSZ
Bon.
GŁUPTAS
To prawda, panie, z prośbą —
ŻWAWIŃSKA
Cicho! Proszę cię, cicho!
KAJUSZ
Cicho z twego języka! A ty opowiadaj twój historia.
GŁUPTAS
Z prośbą do tej uczciwej szlachcianki, a twojej, panie, gospodyni, żeby powiedziała dobre słowo pannie Annie Page za moim panem w interesie małżeństwa.
ŻWAWIŃSKA
I na tym koniec, Bóg świadkiem, no! Ale nie wścibię palca w ogień, gdzie nie potrzeba.
KAJUSZ
Ksiądz pleban Hugo cię poslalem? Rugby, baillez moi papieru. Zaczekaj tu kwilka (pisze).
ŻWAWIŃSKA
Cieszę się, że tak jest spokojny, bo gdyby się wedle zwyczaju w gniewie zaciekł, tożbyś się nasłuchał krzyków i melancholii! Mimo tego jednak, człowieku, zrobię, co będę mogła, w interesie twojego pana; ale żeby ci wszystko powiedzieć, ten francuski pan mój — mogę go nazywać moim panem, bo widzisz, jestem jego gospodynią, piorę, prasuję, warzę, piekę, szoruję, przyrządzam jadło i napitek, ścielę łóżka, a wszystko sama.
GŁUPTAS
Wielki to ciężar na dwie ręce.
ŻWAWIŃSKA
Poznałeś się na tym? Przyznać musisz, że wielki to ciężar być wcześnie na nogach, a kłaść się późno. Mimo tego jednak, powiem ci pod sekretem, bo nie chciałabym, żeby o tym ludzie paplali, pan mój jest sam zakochany w pannie Annie; mimo tego jednak, znam myśli Anusi, nie będzie z tej mąki chleba.
KAJUSZ
Ty dureń, oddalem list ten ksiądz Hugo. Morbleu, to kartel. Zakole go w parku. Nauczyłem tego parszywy kleka mieszać się w nie swoje sprawy. Marsz! Nie zdrowy dla ciebie dlużej tu kwaterować. Parbleu, utnę mu wszystkie jego dwa uszy, że będzie szelma.
/ Wychodzi Głuptas /
ŻWAWIŃSKA
Ach, dobry panie, on się tylko wstawia za przyjacielem.
KAJUSZ
To nic nie znaczylo: czy nie powiedzialeś, że dostałem pannę Annę dla siebie? Na honor, zakolę tego Gawel kleka; już nominowalem gospodarza de la Jarretière, żeby nasze szpada wymierzyl. Na honor, kcialem sam wziąć pannę Annę Page.
ŻWAWIŃSKA
Dziewczyna szaleje za tobą, dobry panie, i wszystko pójdzie jak po mydle. Trudno przeszkodzić ludziom, żeby nie paplali; tak zawsze bywało i tak będzie.
KAJUSZ
Rugby, marsz za mną do dwora. Morbleu, jak nie mam Anusia Page, to twój glowa przez okno wyrzucę. Marsz za moja pięta, Rugby.
/ Wychodzą: Kajusz i Rugby /
ŻWAWIŃSKA
Będziesz miał twoją własną oślą głowę, a nie Anusię. Wiem ja, co myśli o tobie Anusia. Nie ma kobiety w Windsor, która by lepiej znała jej myśli, która by u niej więcej mogła ode mnie, dzięki Bogu.
FENTON
/ Za sceną /
Czy jest tam kto? Hola!
ŻWAWIŃSKA
Kto tam woła? Zbliż się do domu, mój panie, bardzo proszę.
/ Wchodzi Fenton /
FENTON
Co tam nowego, dobra kobieto? Jakże zdrowie?
ŻWAWIŃSKA
Tym lepiej, że tak dostojny pan pytać się o nie raczy.
FENTON
Jakie masz dla mnie nowiny? Jak się ma piękna panna Anna?
ŻWAWIŃSKA
O, nie ma co mówić, piękna to panna, i uczciwa, i słodka, a do tego twoja przyjaciółka, mój panie, mogę ci to powiedzieć mimochodem, za co dziękuję panu Bogu.
FENTON
Czy się to przyda na co? Jak myślisz? Czy nie próżne moje zaloty?
ŻWAWIŃSKA
Prawda panie, że wszystko jest w ręku tego, który mieszka tam w górze; lecz mimo tego, panie Fenton, gotowam przysiąc na Biblię, że cię kocha. Czy nie masz, panie, brodawki nad okiem?
FENTON
Mam, i cóż stąd?
ŻWAWIŃSKA
O, długa o tym historia. Oj, prawda, że to niewinne stworzenie jak dziecko w pieluchach, ale uczciwsza od niej nigdy nie łamała chleba. Miałyśmy co gadać przez całą godzinę o tej brodawce. Nigdy się tak nie uśmieję, jak w towarzystwie tej dziewczyny; tylko muszę wyznać, że zbyt sobie upodobała w alikolii i dumaniu. Lecz co do ciebie, panie Fenton, oj, to nie żarty!
FENTON
Dobrze, będę się z nią dziś widział. Weź to dla siebie; nie omieszkaj mówić w moim interesie, jeśli ją zobaczysz przede mną; poleć mnie jej przyjaźni.
ŻWAWIŃSKA
Może nie polecę? Oj, że polecę, to polecę! A co do brodawki opowiem panu więcej przy pierwszym widzeniu; powiem też i o innych gachach.
FENTON
Więc dobrze; a teraz bądź zdrowa, bo mam pilne i ważne interesa. (Wychodzi)
ŻWAWIŃSKA
Bądź zdrów, dobry panie! — Na uczciwość, uczciwy to szlachcic; szkoda tylko, że go nie kocha Anusia, bo znam tak dobrze myśli Anusi, jak kto inny. A tam do kata! Co ja zapomniałam! Wychodzi
AKT DRUGI
SCENA I
/ Przed domem pana Page /
/ Wchodzi pani Page z listem w ręce /
PANI PAGE
Co? Ja, com uniknęła miłosnych listów w świątkach mojej piękności, mam teraz być ich przedmiotem?
A cóż to za Herod żydowski? O grzeszny, grzeszny świecie! Człowiek prawie na kawałki poszarpany wiekiem chce uchodzić za młodego galanta! Jakież u diabła nierozważne słowo ten flamandzki pijak w mojej rozmowie ułowił, aby śmiał atakować mnie w ten sposób? Toć on nie znajdował się trzy razy w moim towarzystwie! Co ja mogłam mu powiedzieć? Nie byłam przecie podówczas szczodrą w śmiechu; odpuść mi, panie Boże! Wniosę prawo do parlamentu o wytępienie tłustych ludzi. Jak mam się pomścić na nim? Bo pomścić się muszę tak niewątpliwie, jak niewątpliwie brzuch jego ulepiony z puddingu.
/ Wchodzi pani Ford /
PANI FORD
Pani Page, daję słowo, że szłam do ciebie.
PANI PAGE
A ja do ciebie, na uczciwość. Ale coś źle mi dziś wyglądasz.
PANI FORD
Nie, nie mogę temu wierzyć, bo mam dowody, że tak nie jest.
PANI PAGE
A jednak zdaje mi się, że źle wyglądasz.
PANI FORD
Niechże i tak będzie, choć, powtarzam, mogłabym dać dowody, że nie wszyscy tak o mnie myślą. O, pani Page, daj mi proszę dobrą radę!
PANI PAGE
O co tu chodzi, kobieto?
PANI FORD
Gdyby nie pewne, mało znaczące skrupuły, jakiego mogłabym dostąpić honoru!
PANI PAGE
Wygoń skrupuły za drzwi, a weź honor. Co to za sprawa? Nie uważaj na drobnostki. Co to za sprawa?
PANI FORD
Gdybym tylko zdecydowała się pójść do piekła na chwilkę wieczności, lub coś podobnego, mogłabym zostać rycerką.
PANI PAGE
Co? Nie, nie, kłamiesz! Sir Alina Ford! Wkrótce będzie rycerzy więcej niż śmieci. Zrobisz więc lepiej, nie zmieniając twego rodowodu.
PANI FORD
Palimy świecę w południe. Patrz i czytaj, czytaj! Dowiedz się, w jaki sposób mogłabym zostać rycerką. Będę najgorsze miała wyobrażenie o tłustych ludziach, dopóki oczu mi stanie na rozróżnienie ludzkich figur. A jednak człowiek ten nie klął, uwielbiał kobiecą skromność, a tak pięknie i grzecznie wszelką nieprzystojność potępiał, iż byłam gotowa przysiąc, że jego postępowanie kłamstwa nie zada jego słowom; ale teraz widzę, że nie więcej między nimi zgody, i że nie lepiej do siebie przystają jak setny psalm do nuty Zielone rękawki. Co za burza wyrzuciła na windsorskie brzegi tego wieloryba z tylu beczkami tranu w brzuchu? Jak pomszczę się na nim? Zdaje mi się, że byłoby najlepiej łudzić go nadzieją, dopóki grzeszny ogień rozpusty nie stopi go we własnej jego tłustości. Czy słyszałaś kiedy co podobnego?
PANI PAGE
Słowo w słowo list jednakowy, tylko imię Page na Ford zmienione. Na twoją wielką pociechę w tej tajemnicy złych o tobie myśli, spojrzyj na tego bliźniaka twojego listu. Ale niech twój zabierze dziedzictwo jako starszy, bo przysięgam, że mój nigdy się o nic nie upomni. O zakład, że on ma tysiąc podobnych listów już gotowych, z próżnym miejscem na zapisanie różnych nazwisk. Może nawet ma ich i więcej, a te należą do drugiego już wydania. Ani wątpię, że da je do druku, bo on nie troszczy się wcale o to, co kładzie pod prasę, skoro nas dwie chciał tam umieścić. Wolałabym raczej być olbrzymką i leżeć pod górą Pelion. Widzę, że łatwiej by mi było znaleźć dwadzieścia rozpustnych turkawek, niż jednego czystego mężczyznę.
PANI FORD
Aleć to słowo w słowo rzecz ta sama; ta sama ręka, te same wyrazy. Za kogo on nas bierze?
PANI PAGE
Nie wiem; ale jestem gotowa z moją własną uczciwością rozpocząć proces. Muszę postępować sama z sobą, jak z kobietą, której nie znam, bo nie wątpię, że gdyby nie był odkrył we mnie jakiejś złej skłonności, której nie znam, nigdy by nie śmiał abordować mnie z taką furią.
PANI FORD
Nazywasz to abordażem? Co do mnie, jestem pewna, że się nigdy nie dostanie na pokład mojej nawy.
PANI PAGE
I ja twojej jestem myśli. Jeśli się wciśnie do mojej kajuty, wyrzeknę się morza na zawsze. Pomścijmy się na nim. Dajmy mu rendez-vous, łudźmy go pozorami nadziei dobrego skutku w jego zamiarach, a zwłoką dobrze zanęconą wabmy go, dopóki nie zastawi swoich koni u gospodarza spod Podwiązki.
PANI FORD
Gotowa jestem użyć przeciw niemu wszystkich, choćby najgorszych nawet środków, byleby nie zostały plamy na naszej uczciwości. O, gdyby mąż mój list ten zobaczył! Byłby on wieczną podnietą jego zazdrości.
PANI PAGE
Czy widzisz, jak się zbliża w towarzystwie mojego męża? On tak daleko od zazdrości, jak ja od dania mu do niej powodów, a odległość ta, jak myślę, jest nieskończona.
PANI FORD
Szczęśliwa z ciebie kobieta.
PANI PAGE
Idźmy naradzić się, co zrobić z tym zaszmalcowanym rycerzem. Idźmy.
/ Wychodzą /
/ Wchodzą: Ford, Pistol, Page i Nym /
FORD
Mam nadzieję, że tak nie jest.
PISTOL
Nadzieja — z uciętym to ogonem kundel w pewnych sprawach. Powtarzam, sir John zagiął parol na twoją żonę.
FORD
Aleć moja żona już niemłoda.
PISTOL
Wysoka, niska, bogata, uboga,
Młoda czy stara, wszystko mu to jedno.
Ostrzegam, że ci podebrać chce miodu.
FORD
Jak to? On kocha moją żonę?
PISTOL
Gorącym sercem. Strzeż się, gdyż inaczej
Psów cała psiarnia pokąsa ci pięty,
I będziesz, bracie, drugim Akteonem.
O, szpetne imię!
FORD
Co za imię?
PISTOL
Chcesz wiedzieć imię? Rogi. Żegnam teraz.
Pilnuj się, zawsze otwarte miej oczy,
Złodzieje bowiem wędrują śród nocy.
Pilnuj się, mówię, zanim przyjdzie lato,
I zanim śpiewać rozpoczną kukułki.
Mości kapralu Nymie, w drogę.
Do pana Page
I ty, panie, Wierz jego słowu, prawda w tym, co mówi. wychodzi
FORD
Będę cierpliwy; sprawę tę muszę wyświecić.
NYM
Wszystko prawda. Do pana Page Nie lubię kłamliwego humoru. Pokrzywdził mnie w pewnym humorze; chciał, żebym poniósł jego bilet pełny humoru; ale ja mam szablę przy boku, w biedzie nią wolę się posłużyć. Kocha się w twojej żonie, i na tym koniec. Moje imię kapral Nym, a Falstaff kocha twoją żonę. Bądźcie zdrowi. Nie do smaku mi humor chleba i sera, i to jest humor tej sprawy. Żegnam wychodzi.
PAGE
I to jest humor tej sprawy, powiada. To człowiek zdolny wystraszyć humor z rozumu.
FORD
Będę miał na oku Falstaffa.
PAGE
Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się słyszeć z większą przesadą cedzącego słówka hultaja.
FORD
A jak się o prawdzie przekonam, zobaczymy!
PAGE
Nie uwierzę takiemu Chińczykowi, choćby mi go własny pleban zalecał jako uczciwego człowieka.
FORD
Dobre to, niegłupie człeczysko. Zobaczymy.
/ Wchodzą: pani Ford i pani Page /
PAGE
Co tam nowego, Małgosiu?
PANI PAGE
Dokądże to, Jerzuniu? Słuchaj tylko.
PANI FORD
Co ci się stało, słodki Franusiu? Skąd ci przyszła taka melancholia?
FORD
Melancholia? Ani mi się marzyło o melancholii. Wracaj do domu.
PANI FORD
Widzę, że ci się znowu coś w głowie ubrdało. Czy chcesz iść ze mną, pani Page?
PANI PAGE
Chętnie — Czy wrócisz na obiad, Jerzuniu? Do pani Ford na stronie Czy widzisz, kto się tam zbliża? To będzie nasz posłaniec do tego kapcana rycerza.
/ Wchodzi pani Żwawińska /
PANI FORD
I ja też o niej myślałam; to właśnie kobieta do takiej sprawy.
PANI PAGE
Idziesz w odwiedziny do mojej córki Anusi?
ŻWAWIŃSKA
To był mój zamiar. Powiedz mi, proszę, jak się ma moja dobra panna Anna?
PANI PAGE
Chodź z nami, a sama zobaczysz. Będziemy miały o czym gadać z tobą przez jaką godzinę.
/ Wychodzą: panie Page, Ford i Żwawińska /
PAGE
O czym tak dumasz, panie Ford?
FORD
Czy nie słyszałeś, co mi ten łotr powiedział?
PAGE
Słyszałem, a i ty zapewne słyszałeś, co mi powiedział jego kompan?
FORD
Jak myślisz, jestże w tym co prawdy?
PAGE
Na szubienicę z tymi hajdamakami! Nie przypuszczam, aby kawaler podobne miał zamiary. Panicze, którzy go oskarżają o zasadzkę na nasze żony, to parka sług jego odegnanych; wierutne hołysze od czasu, jak są bez kondycji.
FORD
To byli jego ludzie?
PAGE
Nie ma wątpliwości.
FORD
Mimo tego nie lepiej sprawa mi ta smakuje. Czy mieszka pod Podwiązką?
PAGE
Jak powiedziałeś. Gdyby zamierzył wyprawę na moją żonę, wypuściłbym ją na niego, a jeśli zyska od niej co więcej, jak ostre słowa, będę to nosił na głowie.
FORD
I ja też nie podejrzewam mojej żony, nie chciałbym jednak zostawić ich sam na sam. Zbytek ufności szkodzi nieraz; nie chcę nic nosić na głowie; nie mogę tak łatwo się uspokoić.
PAGE
Czy widzisz? Zbliża się nasz paliwoda spod Podwiązki. Musi mieć albo garniec wina w czuprynie, albo worek talarów w kieszeni, skoro tak wesołą ma minę. Co tam nowego, panie gospodarzu?
/ Wchodzą: Gospodarz i Płytek /
GOSPODARZ
Tylko żwawo, dzielny mój zuchu! Rodowity z ciebie szlachcic, cavalero sędzio, tylko żwawo!
PŁYTEK
Idę, panie gospodarzu! Idę. Dobry wieczór, dwadzieścia razy dobry wieczór, dobry panie Page! Panie Page! czy chcesz nam towarzyszyć? Czeka na nas wyśmienita krotofila.
GOSPODARZ
Powiedz mu, cavalero sędzio! Powiedz mu, mój zuchu, co się tam święci.
PŁYTEK
Ma się odbyć pojedynek między sir Hugonem, walijskim plebanem, a Kajuszem, francuskim doktorem.
FORD
Dobry panie gospodarzu spod Podwiązki, chciałbym ci parę słów sam na sam powiedzieć.
GOSPODARZ
Co masz za sekret dla mnie, moj zuchu?
/ Odchodzą na stronę /
PŁYTEK
/ do pana Page /
Czy chcesz być z nami świadkiem tego widowiska? Wesoły mój gospodarz szpady ich zmierzył, a zdaje mi się, że każdemu inny plac wyznaczył, bo wierzaj mi, jak słyszałem, ksiądz pleban nie żartuje. Słuchaj tylko, a opowiem ci, jaką będziemy mieli z nimi zabawę.
GOSPODARZ
Czy nie masz procesu z moim rycerzem, moim gościem, cavalero?
FORD
Żadnego, przysięgam. Dam ci garniec doskonałego kseresu, byleś mnie mu zaprezentował i powiedział, że się nazywam Struga; tylko dla żartu.
GOSPODARZ
Daję ci rękę, mój zuchu, będziesz miał do niego wolne wejście i wyjście. Czy dosyć ci na tym? A nazwisko twoje będzie Struga? Wesoły to kawaler. Czy chcecie iść z nami, majnhery?
PŁYTEK
Jestem na rozkazy, panie gospodarzu!
PAGE
Słyszałem, że Francuz jest pierwszego rzędu fechmistrzem na rapiery.
PŁYTEK
Ba, mości panie! W moim czasie mógłbym z tobą dłużej o tym pogadać. Dziś wszystko się u was gruntuje na odległości i cięciu, i pchnięciu, i Bóg wie, na czym tam jeszcze, ale, panie Page, wierzaj, serce to grunt; tu, tu wszystko leży! Były czasy, w których przed długą moją klingą czterech takich jak wy dryblasów uciekłoby, jak myszy do dziury.
GOSPODARZ
Za mną, dzieci, za mną, kto śmiać się pragnie!
PAGE
Idziemy. Wolałbym jednak przysłuchiwać się ich kłótni, niż przypatrywać się ich bójce.
/ Wychodzą: Gospodarz, Płytek i Page /
FORD
Choć Page, jak łatwowierny dudek, spuszcza się na wierność swojej żony, ja nie tak łatwo moich podejrzeń się pozbywam. Była z nim razem w domu Page'a, a co tam robili, nie wiem. Dobrze więc, przyjrzę się uważniej tej sprawie, a mam przebranie, żeby wymacać Falstaffa. Jeśli się o jej uczciwości przekonam, nie zmarnuję pracy, a i w przeciwnym razie będzie to praca dobrze użyta wychodzi.
SCENA II
/ Pokój w gospodzie pod Podwiązką /
/ Wchodzą: Falstaff i Pistol /
FALSTAFF
Nie pożyczę ci szeląga.
PISTOL
Dobrze, to moją świat będzie ostrygą,
Którą potrafię szablą tą otworzyć.
FALSTAFF
Ani szeląga. Pozwoliłem ci, mopanku, dać moje dobre imię na zastaw; dręczyłem zacnych moich przyjaciół, aby trzy razy ciebie i godnego twojego kompana Nyma z kozy wyratować, bo inaczej wyglądalibyście dziś przez kratę jak para koczkodanów. Zarobiłem na piekło, przysięgając szlachcie, moim przyjaciołom, że dobrzy z was żołnierze i uczciwe chłopaki; a kiedy pani Brygida straciła rączkę swego wachlarza, wziąłem to na własny honor, że go nie widziałeś.
PISTOL
Czyś się zarobkiem nie podzielił ze mną?
Czy na część twoją nie wziąłeś złotówki?
FALSTAFF
Nic sprawiedliwszego, hultaju, nic sprawiedliwszego. Czy chciałbyś, żebym gratis wystawiał duszę na zatracenie? Krótko mówiąc, nie wieszaj się przy mnie dłużej, nie jestem twoją szubienicą. Zmiataj. Z kozikiem szukaj tłumu. Wracaj do twojego rodzinnego zamku Łotrogniazdów. Co? Nie chcesz ponieść mojego listu, hultaju? Prawisz, że tu o honor twój idzie? A, ty podlcze bez granic! Toć ja sam ledwo mogę własny mój honor od napaści ratować. Ja, ja, tak jest, ja sam, czasami, zostawiam bojaźń bożą na lewo, a zasłaniając honor mój koniecznością, żyć muszę wykrętami, chować się między opłotkami i czatować, a ty, ty hultaju, ty chcesz tarczą twojego honoru przykryć twoje łachmany, twoje żbicze spojrzenie, twoje karczemne mowy, twoje bezczelne przeklinania? Ha! Nie chcesz listów moich nosić? Co, nie chcesz?
PISTOL
Przyznaję się do winy i żałuję za grzechy; czego więcej od człowieka możesz wymagać?
/ Wchodzi Robin /
ROBIN
Jest w sieni kobieta, panie, która ma ci coś do powiedzenia.
FALSTAFF
Niech wejdzie.
/ Wchodzi pani Żwawińska /
ŻWAWIŃSKA
Dzień dobry, dostojny panie.
FALSTAFF
Dzień dobry, dobra niewiasto.
ŻWAWIŃSKA
Nie jestem nią, z przeproszeniem, dostojny panie.
FALSTAFF
Więc dobra panienko.
ŻWAWIŃSKA
Tak jest, przysięgam, jak była panienką moja matka godzinę po moim urodzeniu.
FALSTAFF
Wierzę przysiędze. Jaki masz do mnie interes?
ŻWAWIŃSKA
Czy dozwalasz mi, dostojny panie, dwa lub trzy słowa powiedzieć?
FALSTAFF
Choćby dwa tysiące, piękna kobieto; gotowy jestem słuchać.
ŻWAWIŃSKA
Jest niejaka pani Ford, dostojny panie — lecz proszę cię, panie, przybliż się trochę — co do mnie, mieszkam u doktora Kajusza.
FALSTAFF
Bardzo dobrze. Prowadź rzecz dalej. Mówisz, że niejaka pani Ford —
ŻWAWIŃSKA
Wszystko, co mówisz, dostojny panie, wszystko jest prawda. Proszę cię tylko, dostojny panie, przybliż się trochę.
FALSTAFF
Nie bój się, nikt nas nie słyszy; moi ludzie, tylko moi właśni ludzie.
ŻWAWIŃSKA
Czy tak? Więc błogosław im, Boże, i przyjmij ich do swojej służby!
FALSTAFF
Bardzo dobrze. Więc pani Ford — cóż dalej?
ŻWAWIŃSKA
Co dalej? Uczciwe to stworzenie. Ach, Boże, Boże! Dostojny panie, wielki z ciebie figlarz, odpuść ci Panie i nam wszystkim! To moja modlitwa.
FALSTAFF
Pani Ford — tylko do rzeczy; pani Ford —
ŻWAWIŃSKA
Więc krótko a węzłowato opowiem całą sprawę. Tak ją zabałamuciłeś, dostojny panie, że aż dziwno. Najlepszy dworak ze wszystkich, kiedy dwór bawił w Windsor, nigdy by nie potrafił tak jej zabałamucić. A byli tam przecie kawalerowie, magnaci i szlachta z koczami; możesz mi wierzyć, panie, kocz za koczem, list za listem, prezent za prezentem; a każdy pachnął tak miło — samo piżmo — a ich szaty, tylko złoto a jedwab, tak szeleściły rozkosznie, możesz mi wierzyć; a dopieroż aliganckie rozmowy, wina słodkie jak cukier, co najlepszego, co najpiękniejszego, że by ujęły serce każdej kobiety; a przecie, możesz mi wierzyć, żaden nie zyskał u niej jednego nawet spojrzenia. Ja sama dostałam dzisiaj dwadzieścia aniołów; ale ja drwię z aniołów na wszystkich drogach, jak to powiadają, wyjąwszy na drodze uczciwości; więc możesz mi wierzyć, nie mogli nawet tyle u niej uprosić, żeby się napiła z jednej szklanki z najdumniejszymi nawet magnatami, a byli tam hrabiowie, ba! byli nawet gwardziści, lecz możesz mi wierzyć, dla niej wszystko to było jedno.
FALSTAFF
Ale co mi powiada? Mów krótko, żeński mój Merkuriuszu.
ŻWAWIŃSKA
Co powiada? Odebrała list twój, panie, za który tysiąc razy ci dziękuje i donosi, że nie będzie w domu męża między dziesiątą a jedenastą.
FALSTAFF
Dziesiątą a jedenastą?
ŻWAWIŃSKA
Tak jest; będziesz więc mógł zajrzeć do niej między dziesiątą a jedenastą i przypatrzyć się obrazowi, o którym wiesz, jak powiada. Pana Ford, męża jej, nie będzie w domu. Ach! Słodkie to stworzenie biedne z nim prowadzi życie; prawdziwy to mąż zazdrośnik; kłopotliwy ma z nim żywot uczciwe to serduszko.
FALSTAFF
Między dziesiątą a jedenastą. Kobieto, poleć mnie jej względom; nie chybię godziny.
ŻWAWIŃSKA
To mi piękna odpowiedź! Ale ja mam drugie jeszcze poselstwo do waszej dostojności. Pani Page zasyła ci także serdeczne pozdrowienia, a pozwól, panie, że ci powiem do ucha: uczciwa to, grzeczna i skromna niewiasta; niewiasta, powiadam, która ci nigdy, rano czy wieczorem, nie zapomni odmówić pacierza, jak którakolwiek inna w Windsor kobieta, niech się jak chce nazywa. Ona to poleciła mi uwiadomić cię, dostojny panie, że mąż jej bardzo rzadko z domu wychodzi, ma jednak nadzieję, że nadarzy się sposobność. Nie widziałam jeszcze niewiasty tak przepadającej za mężczyzną. Ani wątpię, panie, że nosisz na sobie jakieś czary, tak jest, jakieś czary, to moje przekonanie.
FALSTAFF
Wierzaj mi, nie noszę żadnych, a kładąc na stronę siłę przyciągającą, jaką mają moje doskonałości, żadnych innych nie posiadam czarów.
ŻWAWIŃSKA
Niechże ci za to Pan Bóg błogosławi!
FALSTAFF
Ale powiedz mi, czy przypadkiem żona Forda i żona Page'a nie zwierzyły się jedna drugiej ze swojej gorącej dla mnie miłości?
ŻWAWIŃSKA
A to byłyby mi żarty! Na uczciwość. Spodziewam się, że nie w ciemię bite. A to byłyby mi figle, zaprawdę! Ale pani Page prosi cię na wszystko, co ci miłe, żebyś jej przysłał twojego małego pazia; mąż jej ma dziwną infekcję do tego małego pazia, a trudno zaprzeczyć, że pan Page uczciwy to człowiek. Nie ma kobiety w Windsor, która by szczęśliwsze od niej prowadziła życie; robi, co chce, mówi, co chce; kupuje wszystko, płaci wszystko, idzie spać, kiedy się jej zachce, wstaje, kiedy się jej spodoba; wszystko dzieje się po jej woli; ależ na to zasługuje, bo jeśli jest w Windsor dobra niewiasta, to ona. Musisz jej posłać twojego pazia; nie ma lekarstwa.
FALSTAFF
Poślę go chętnie.
ŻWAWIŃSKA
Więc poślij co prędzej, bo widzisz, może on być waszym pośrednikiem. W każdym razie umówcie się o znaki, żebyście mogli wasze myśli zrozumieć, a chłopię nie domyślało się niczego, bo to niedobrze, żeby dzieci wiedziały o bezecnościach; starzy ludzie, jak to wiesz dobrze, mają dyskrecję, jak to powiadają, i znają świat.
FALSTAFF
Bądź zdrowa; poleć mnie jednej i drugiej. Przyjmij tę sakiewkę; jeszcze jestem twoim dłużnikiem. — Paziu, idź z tą kobietą. Wiadomość ta zawraca mi głowę.
/ Wychodzą: pani Żwawińska i Robin /
PISTOL
Rajfurka, widzę, jest Kupida posłem.
Więc rozwiń żagle, w pogoń, a daj ognia;
Mój łup, lub wszystko niech połknie ocean!
/ Wychodzi /
FALSTAFF
Co mówisz na to, stary Jasiu? Śmiało naprzód! Z twojego starego ciała większe wyciągnę korzyści, niż kiedykolwiek wyciągnąłem z młodego. Czy jeszcze strzelają oczami na ciebie kobiety? Czy po tylu wydatkach zacznę na koniec zarabiać? Dobre ciało, dziękuję ci! Niech sobie ludzie mówią, żeś uciosane jak klocek, byłeś się podobało, mniejsza o resztę.
/ Wchodzi Bardolf /
BARDOLF
Sir Johnie, czeka przy drzwiach niejaki pan Struga, który by chciał z tobą mówić i zawrzeć znajomość. Na początek przysyła waszej dostojności flaszkę starego wina na zalanie robaka.
FALSTAFF
Nazywa się Struga?
BARDOLF
Tak jest.
FALSTAFF
Zawołaj go. Wychodzi Bardolf — Strugi, w których taka płynie woda, zawsze dobre znajdą u mnie przyjęcie. Aha, mościa pani Ford, aha, mościa pani Page, wpadłyście więc w moją siatkę? Naprzód więc, via!
/ Wchodzą: Bardolf i Ford przebrany /
FORD
Błogosław ci Boże, mój panie!
FALSTAFF
I tobie, panie. Chciałbyś ze mną mówić?
FORD
Odważam się być natrętnym bez ceremonii.
FALSTAFF
Witam cię z radością. Czego pragniesz? Zostaw nas samych, piwniczy.
/ Wychodzi Bardolf /
FORD
Widzisz we mnie szlachcica, który niemało roztrwonił; nazywam się Struga.
FALSTAFF
Dobry panie Strugo, pragnę bliższą z tobą zawrzeć znajomość.
FORD
Dobry sir Johnie, ja proszę cię o twoją, nie żeby ciężarem być dla ciebie, bo muszę dać ci do zrozumienia, iż łatwiej mi zostać wierzycielem niż tobie, i to właśnie dodało mi trochę odwagi do tak niewczesnego natręctwa: bo jak to powiadają, gdzie pieniądz idzie naprzód, wszystkie drogi stoją otworem.
FALSTAFF
Pieniądz jest dobrym żołnierzem i łamie wszystkie zawady.
FORD
Zgadzam się na to, i właśnie mam tu worek pieniędzy, który mnie fatyguje; jeśli chcesz pomóc mi do dźwigania go, sir Johnie, weź wszystko albo połowę, żeby mi ulżyć ciężaru.
FALSTAFF
Nie wiem, panie, jak mogę zasłużyć na godność twojego tragarza.
FORD
Powiem ci, panie, jeśli zechcesz mnie wysłuchać.
FALSTAFF
Mów, dobry panie Strugo, z radością będę ci służył.
FORD
Słyszałem, panie, że jesteś uczony — nie będę cię długo nudził — i znałem cię od dawna, choć nigdy nie mogłem znaleźć sposobności do osobistego zaznajomienia się z tobą. Powiem ci teraz rzecz, która ci odkryje moją ułomność; lecz, dobry sir Johnie, patrząc jednym okiem na moje szaleństwa, które ci odsłonię, zwróć drugie na regestr twoich własnych, abym uniknął tym łatwiej wyrzutów, skoro zobaczysz, jak łatwo nam jest popaść w grzechy podobnej natury.
FALSTAFF
Bardzo dobrze, mój panie, prowadź rzecz dalej.
FORD
Jest w tym mieście szlachcianka, której mąż nazywa się Ford.
FALSTAFF
Dobrze, cóż dalej?
FORD
Kochałem ją od dawna i przysięgam ci, niemało na nią wydałem; jak cień za nią chodziłem, z każdej korzystałem sposobności, aby się z nią spotkać, łakomo chwytałem lada okazję, aby ją choć z daleka zobaczyć, nie tylko, że kupowałem dla niej tysiączne podarki, ale niejednemu szczodrą sypałem ręką, byle się dowiedzieć, jaki prezent mógłby jej sprawić przyjemność: słowem, ścigałem ją, jak mnie ścigała miłość, to jest na skrzydłach każdej sposobności. Lecz na jakąkolwiek mogłem zasłużyć nagrodę przez moje uczucia lub moje wydatki, to wiem dobrze, że nie otrzymałem żadnej, chyba, że doświadczenie jest klejnotem, za który dobrze zapłaciłem, a który mnie nauczył powtarzać co następuje:
Miłość jak cień ucieka, gdy za nią kto goni;
Ucieka gdy ją ścigasz, gdy uciekasz, goni.
FALSTAFF
Czy nie dała ci żadnej obietnicy zmiłowania?
FORD
Nigdy.
FALSTAFF
Czy nalegałeś kiedy o to?
FORD
Nigdy.
FALSTAFF
Jakiegoż to więc rodzaju była twoja miłość?
FORD
Jak piękny dom zbudowany na cudzym gruncie: straciłem też mój pałac, myląc się w wyborze placu, na którym go wystawiłem.
FALSTAFF
W jakimże celu zwierzasz mi się z swoją tajemnicą?
FORD
Gdy ci to powiem, powiem ci wszystko. Są ludzie, którzy utrzymują, że choć ze mną zachowuje pozory uczciwości, gdzie indziej tak daleko krotofile posuwa, że dziwne niejednemu nasuwa tłumaczenia. Otóż, sir Johnie, tu jest rdzeń moich projektów. Jesteś szlachcic doskonałego wychowania, dziwnej wymowy, wysokich zażyłości, poważny stopniem i osobą, powszechnie wielbiony dla twoich wojskowych, dworskich i literackich talentów.
FALSTAFF
O, mości dobrodzieju!
FORD
Wierzaj mi, a zresztą i sam wiesz o tym dobrze. Oto są pieniądze; wydaj je, roztrwoń je, wydaj więcej; wydaj wszystko, co posiadam, a w zamian poświęć mi tylko tyle twojego czasu, ile potrzeba na miłosne oblężenie cnoty żony tego Forda. Użyj całej twojej taktyki w zalotach; otrzymaj jej przychylne zezwolenie, bo jeśli komukolwiek udać się to może, to tobie nie trudniej jak komukolwiek.
FALSTAFF
Jakże się to pogodzi z gwałtownością twojego uczucia, gdy to zyskam dla siebie, do czego ty wzdychasz? Zdaje mi się, że osobliwsze przepisujesz sobie lekarstwo.
FORD
O, poznaj prąd moich myśli! Ona stoi tak silnie na swojej cnocie ugruntowana, że nie mam odwagi pokazać jej szaleństwa mojej duszy; zbyt jest jasna, abym śmiał w twarz jej spojrzeć. Otóż, gdybym mógł zbliżyć się do niej z dowodami w ręku, miałbym środki i argumenta do poparcia mojej żądzy, mógłbym ją wtedy wyparować z twierdzy jej czystości, jej dobrej sławy, jej ślubnych przysiąg i tysiąca innych szańców, które dziś za mocne na moją artylerię. Co ty na to, sir Johnie?
FALSTAFF
Panie Strugo, naprzód pozwolę sobie przyjąć twoje pieniądze; po wtóre, daj mi rękę; a na koniec, jakem szlachcic, byleś zechciał, będziesz miał żonę Forda.
FORD
O, dobry panie!
FALSTAFF
Będziesz miał, powtarzam.
FORD
Nigdy ci nie braknie na pieniądzach, sir Johnie, nigdy, nigdy!
FALSTAFF
A tobie nigdy nie braknie na pani Ford, panie Strugo, nigdy, nigdy! Będę się z nią widział (mogę ci się z tym zwierzyć) na własne jej żądanie. Właśnie gdyś ty wchodził, wychodziła ode mnie jej pomocniczka lub pośredniczka. Mam się z nią widzieć między dziesiątą a jedenastą, bo to właśnie godzina, o której nie będzie w domu zazdrosnego urwisa, jej męża. Wróć do mnie tej nocy, a dowiesz się, jak stoją interesa.
FORD
Błogosławieństwem dla mnie twoja znajomość. Czy znasz Forda, sir Johnie?
FALSTAFF
Na szubienicę z tym biednym urwisem rogalem! Nie znam go. Krzywdzę go jednak, nazywając go biednym, bo powiadają, że zazdrosny hultaj ma góry złota u siebie, i dlatego właśnie żona jego ma tyle dla mnie wdzięków. Będzie mi ona kluczem do szkatuły rogatego hajdamaka. Będzie to moja stodoła.
FORD
Pragnąłbym jednak, żebyś znał Forda, sir Johnie, abyś go mógł uniknąć na przypadek spotkania.
FALSTAFF
Na szubienicę z tym urwisem, z tą osełką solonego masła! Jednym spojrzeniem odbiorę mu cały jego rozum; przestraszę go moją pałką, którą jak meteor zawieszę nad jego rogami. Wiedz, panie Strugo, że łatwy mi tryumf nad tym chłopem, a co do ciebie, będziesz spał z jego żoną. Przyjdź do mnie wieczorem. Ford jest to urwis, a ja mu tytułów przyczynię, i ty, ty, panie Strugo, dowiesz się pierwszy, że urwis Ford jest i rogalem w dodatku. Przyjdź do mnie wieczorem. Wychodzi
FORD
A cóż to za przeklęty łotr epikurejczyk! Serce moje gotowe pęknąć ze złości. Kto śmie teraz utrzymywać, że to zazdrość bez podstawy? Żona moja wyprawiła do niego posłańca, oznaczona już godzina, targ przybity. Komu by się o tym marzyło! — Patrzcie, co to za piekło fałszywa żona! Moje łoże będzie skalane, zrabowana szkatuła, dobre imię potyrane. Nie tylko, że tę szpetną krzywdę poniosę, ale muszę jeszcze słuchać przebrzydłych nazwisk, którymi mnie tytułuje ten właśnie, który mi krzywdę tę wyrządza. A co za tytuły! co za nazwiska! Amaimon brzmi dobrze, dobrze Lucyper, dobrze Barbason, a przecie są to diabłów tytuły, nazwiska nieprzyjaciół ludzkiego rodu! Ale rogal! usłużny rogal! Sam diabeł nawet nie ma takiego nazwiska. Co za osioł z tego Page'a, co za bezpieczny osioł! Ufa swojej żonie, nie chce być zazdrosnym. Wolałbym raczej powierzyć Flamandczykowi moje masło, ser mój walijskiemu księdzu Hugonowi, Irlandczykowi flaszę mojej wódki, lub złodziejowi mojego wałacha, niż żonę moją samej sobie zostawić. Toż dopiero dla niej pora spisków, kabał i projektów: a co kobieta postanowiła w sercu do skutku doprowadzić, to doprowadzi do skutku, choćby jej miało serce pęknąć. — Dziękuję niebu za moją zazdrość! — O jedenastej godzinie! — Wszystkiemu przeszkodzę, odmaskuję żonę, pomszczę się na Falstaffie, a śmiać się będę z Page'a. — Muszę natychmiast zająć się tą sprawą: lepiej trzy godziny za wcześnie, niż minutę za późno. Fe, fe, fe! rogal! rogal! Wychodzi
SCENA III
/ Pole w bliskości Windsoru /
/ Wchodzą: Kajusz i Rugby /
KAJUSZ
Janek Rugby!
RUGBY
Słucham, panie.
KAJUSZ
Który jest godzina, Janek?
RUGBY
Już dawno minęła godzina, o której ksiądz Hugo miał się stawić.
KAJUSZ
Na honor, uratował swój duszę; dobrze się modliłem w swej piblia, że się nie stawiłem; na honor, Janek Rugby, on już umarł, gdyby się stawiłem.
Rugby
Mądry to ksiądz, mój panie, wiedział on dobrze, żebyś go był zabił, gdyby stanął na placu.
KAJUSZ
Na honor, śledź nie tak umarli, jak ja go zabiłem. Weź twój rapira, Janek, powiem ci, jak go zabiłem.
RUGBY
Ach, dobry panie, nie znam się na fechtunku.
KAJUSZ
Łotr, weź twojego rapira!
RUGBY
Stój, panie, ktoś nadchodzi.
/ Wchodzą: Gospodarz, Płytek, Chudziak i Page /
GOSPODARZ
Bóg ci błogosław, zuchu doktorze!
PŁYTEK
Życzymy zdrowia, panie doktorze Kajuszu!
PAGE
Witamy, mości doktorze!
CHUDZIAK
Dzień dobry panu.
KAJUSZ
Po co wy wszystkie, jeden, dwa, trzy, cztery, po co wy wszystkie przyszedłem?
GOSPODARZ
Żeby widzieć twój pojedynek, żeby widzieć twoje ciosy, żeby widzieć skoki, żeby cię widzieć tu, żeby cię widzieć tam, żeby widzieć twoje pchnięcie, twoje cięcie, twoją rejteradę, twój dystans, twoje awansowanie. Czy zginął mój Etiopczyk? Czy zginął mój Francisco? Ha, zuchu! Co mówi Eskulapiusz? mój Galen, mój rdzeń bzowy? Ha, czy zginął, zuchu, czerstwy chlebie, czy zginął?
KAJUSZ
Na honor, on byłem największy tchórz ksiądz Gaweł na świecie; nie pokazałem się na oczach.
GOSPODARZ
Prawdziwy z ciebie Kastylijczyk, król Urinal, Hektor grecki, mój chłopaku.
KAJUSZ
Prosiłem was, dajcie świadectwo, że my tu czekałem sześć albo siedem, dwie albo trzy godziny na niego, a on się nie stawiłem.
PŁYTEK
Tym mędrszy z niego człowiek, panie doktorze! On kuruje dusze, jak ty kurujesz ciała; gdyby przyszło między wami do bójki, szlibyście pod włos waszego rzemiosła. Czy to nieprawda, panie Page?
PAGE
Mości Płytku, byłeś sam kiedyś sławnym zawadiaką, choć dziś jesteś człowiekiem pokoju.
PŁYTEK
Do króćset beczek, panie Page, choć dziś stary ze mnie człowiek i przyjaciel pokoju, na widok pałasza świerzbią mnie palce, żeby nim świsnąć w powietrzu. Choć jesteśmy sędziami pokoju, doktorami lub kanonikami, panie Page, zostało w nas jeszcze trochę soli młodości; jesteśmy synami niewiast, panie Page!
PAGE
Wielka prawda, panie Płytku!
PŁYTEK
Dowiedziemy tego w potrzebie, panie Page. Mości doktorze Kajuszu, przychodzę tu, żeby cię do domu zaprowadzić. Jestem stróżem publicznego pokoju. Pokazałeś się mądrym doktorem, jak ksiądz Hugo mądrym a cierpliwym kapłanem. Musisz pójść ze mną, mości doktorze!
GOSPODARZ
Za pozwoleniem, mości sędzio. Ach, monsieur Patrzywodo!
KAJUSZ
Patrzywodo? Co to byłem?
GOSPODARZ
Patrzywoda znaczy w naszym angielskim języku zuch, waleczny.
KAJUSZ
To, na honor, tyle u mnie Patrzywoda, co u którego bądź Anglika. Ten psubrat, ksiądz urwis! Na honor, obciąłem mu uszy.
GOSPODARZ
Jeszcze on ci skroi kurtkę, mój zuchu!
KAJUSZ
Skroi kurtkę? Co to byłem?
GOSPODARZ
To się znaczy: przeprosi publicznie.
KAJUSZ
Na honor, dopilnuję, żeby mi kurtkę skroiłem; domagam się, żeby mi kurtkę skroiłem.
GOSPODARZ
Albo ci ją skroi, albo go sam stąd wymiotę; rzecz to moja.
KAJUSZ
Ja dziękował za to aspanu.
GOSPODARZ
Prócz tego, mój zuchu — (do innych na stronie). Lecz naprzód, panie gościu, panie Page i ty cavalero Chudziaku, śpieszcie przez miasto do Frogmore.
PAGE
Czy znajdziemy tam plebana Hugo?
GOSPODARZ
Znajdziecie. Zobaczcie, w jakim jest humorze. Ja tymczasem poprowadzę doktora przez pola. Czy przyjmujecie projekt?
PŁYTEK
Zgoda.
PAGE, PŁYTEK i CHUDZIAK
Żegnamy, panie doktorze!
/ Wychodzą /
KAJUSZ
Na honor, zabiłem księdza, bo on mówiłem do Anusi Page za jakimś urwisem.
GOSPODARZ
Niech ginie! Włóż do pochwy twoją niecierpliwość, polej zimną wodą żółć twoją gorącą. Chodź ze mną przez pola do Frogmore, a zaprowadzę cię tam, gdzie znajdziesz pannę Annę w pewnym folwarku, na zabawie. Będziesz miał porę prawić jej koperczaki. Co o tym myślisz?
KAJUSZ
Ja dsiękowal panu za to; ja cię kochalem, a na zaplata, ja cię zarekomendował dobrym goście, hrabie, kawalery, panowie i szlachta, moje pacjenci.
GOSPODARZ
Ja za to będę twoim adwersarzem przy pannie Annie. Czy dobrze powiedziałem?
KAJUSZ
Na honor, dobrze, bardzo dobrze powiedzialem.
GOSPODARZ
Więc nogi za pas, i w drogę!
KAJUSZ
Szedlem za moje pięty, Janek Rugby.
/ Wychodzą /
AKT TRZECI
SCENA I
/ Pole w bliskości Frogmore /
/ Wchodzą: ksiądz Hugo Evans, Głuptas /
EVANS
Proszę cię teraz, pachołku toprego pana Chutziaka, a przyjacielu Głuptasie z nazwiska, powietz mi, ot której strony wyglątałeś pana Kajusza, który się sam mianuje toktorem metycyny?
GŁUPTAS
Od której strony? Od strony zamku, od strony parku, od każdej strony; na drodze od starego Windsor, na każdej drodze, prócz drogi do miasta.
EVANS
Więc proszę cię uprzejmie, wyjrzyj jeszcze i na tę trogę.
GŁUPTAS
Chętnie, panie.
/ wychodzi /
EVANS
Otpuść mi Panie, jak pełny jestem cholery, jak jestem wstrząśnięty aż to głępi tuszy! — Uratuję się, jeśli mnie zawiedzie. — Co za melancholia mnie opanowała! — Potłukę mu wszystkie jego nocniki na urwisa tego pałce, przy pierwszej sposopności, otpuść mi Panie! śpiewa
Gdzie czysta wota spata ze skały,
Nucą ptaszkowie swe matrygały,
Uścielem łoże z różanych liści,
I z wszystkich kwiatów o wonnej kiści.
Gdzie czysta wota —
Panie, zmiłuj się nate mną! Okrutnie na płacz mi się zpiera.
Nucą ptaszkowie swe matrygały:
Nat papilońską, gtym siedział wotą —
I z wszystkich kwiatów o wonnej kiści.
Gdzie czysta wota –-
GŁUPTAS
/ Wraca /
Tędy, przybliża się tędy, księże plebanie!
EVANS
Witam go ratośnie.
Gdzie czysta wota spata ze skały —
Dopomóż Panie toprej sprawie! — Z jaką pronią?
GŁUPTAS
Z żadną bronią, panie! Zbliża się pan mój, pan Płytek i jeszcze pan jakiś inny od strony Frogmore, przez kołowrót, tędy.
EVANS
Taj mi moją rewerentę, alpo raczej trzymaj ją w pogotowiu.
/ Wchodzą: Page, Płytek i Chudziak /
PŁYTEK
Co tam nowego, mości plebanie? Dzień dobry, zacny księże Hugonie! Widzieć szulera bez kostek, a dobrego literata daleko od książek, to cud prawdziwy.
CHUDZIAK
O, słodka panno Anno Page!
PAGE
Pozdrawiamy, dobry księże Hugonie!
EVANS
Zachowaj was Poże w swojej świętej łasce, zachowaj was wszystkie!
PŁYTEK
A to co się znaczy? Szabla i brewiarz; czy jedną i drugi praktykujesz, księże proboszczu!
PAGE
A zawsze młody; w kaftanie tylko i spodniach, gdy to dzień jakby umyślnie dla romatyzmu stworzony.
EVANS
Są tego powoty i przyczyny.
PAGE
Przychodzimy, żeby ci oddać dobrą usługę, księże proboszczu.
EVANS
Więc słucham: co za usługa?
PAGE
Jest stąd niedaleko pewien dostojny szlachcic, który, jak się zdaje, przez kogoś pokrzywdzony, tak pokłócił się z własną godnością i cierpliwością, jak może nigdy jeszcze nie widziałeś.
PŁYTEK
Ośm krzyżyków z górą przeżyłem, a nie zdarzyło mi się nigdy słyszeć o człowieku jego stanu, powagi i nauki, co by się do tego stopnia zapomniał.
EVANS
Kto to?
PAGE
Zdaje mi się, że znasz go: pan doktor Kajusz, sławny medyk francuski.
EVANS
Chryste Panie! Nie zropiłpyś mi większej przyjemności, gdypyś mi mówił o talerzu rosołu.
PAGE
Dlaczego?
EVANS
On tak zna Hipokrata i Galena, jak — a to tego to urwis, taki łotr i tchórz, z jakim pragnąłpyś zropić znajomość.
PAGE
O zakład, że to człowiek, z którym się bić zamierzał.
CHUDZIAK
O, słodka panno Anno!
PŁYTEK
Tak się zdaje, wnosząc z jego oręża. Nie dajcie się im zbliżyć do siebie. Widzę, że nadchodzi doktor Kajusz.
/ Wchodzą: Gospodarz, Kajusz i Rugby /
PAGE
Nie, dobry księże plebanie; włóż szablę do pochwy.
PŁYTEK
I ty włóż twoją, dostojny panie doktorze.
GOSPODARZ
Rozbrójcie ich; niech się wytłumaczą. Byle mieli skóry całe, niech kaleczą naszą angielszczyznę.
KAJUSZ
Prosiłem o pozwolenie, aby powiedziałem jedno słówko twojemu ucho: czemu się nie stawiłem na placu.
EVANS
Chwilkę cierpliwości; co się otwlecze, to nie uciecze.
KAJUSZ
Na honor, ty byłem tchórz, Gaweł kundel, Maciek małpa.
EVANS
Proszę cię, tylko nie wystawiaj nas na pośmiewisko ludzi. Pragnę pyć twoim przyjacielem, a tak lup owak tam ci satysfakcję; potłukę twoje nocniki na twojej hultajskiej pałce za to, że nie stawiłeś się na umówionym miejscu.
KAJUSZ
*Diable!* Janek Rugby i pan gospodarz de la Jarretière, czy go nie czekałem, aby go zabiłem? Czy go nie czekałem na plac umówiony?
EVANS
Jakem chrześcijanin, czy rozumiesz? Patrz, jakem chrześcianin, tu pył plac umówiony. Niech pan gospotarz spot Potwiązki sętzią naszym pętzie!
GOSPODARZ
Pokój, święty pokój, Galio i Walio, Francuzie i Walijczyku, doktorze duszy i doktorze ciała!
KAJUSZ
A to mi pięknie powiedziałem, doskonale powiedziałem!
GOSPODARZ
Pokój! Powtarzam. Słuchajcie gospodarza spod Podwiązki. Czy ze mnie polityk? Czy subtelna głowa? Czy drugi Machiawel? Chciałżebym stracić mojego doktora? Nie, bo on mi daje pocje i mocje. Chciałżebym stracić mojego plebana? Mojego księdza? mojego przewielebnego Hugona? Nie, bo on mi wykłada Księgi Rodzaju i pokazuje drogę do raju. Daj mi więc twoją ziemską rękę — dobrze — a teraz ty daj mi twoją rękę niebiańską — dobrze. Zwolennicy umiejętności, oszukałem was obu, każdemu błędne wskazałem miejsce. Serca wasze są nieustraszone, skóry wasze całe; niech teraz wszystko skończy się na wazie ponczu. Dalej! Dajcie ich szable w zastaw — za mną! Przyjaciele pokoju, za mną! Za mną! Za mną!
PŁYTEK
Możecie mi wierzyć, gospodarzowi przewróciło się w głowie. Spieszmy za nim, spieszmy!
CHUDZIAK
O, słodka Anno Page!
/ Wychodzą: Pyłek, Chudziak, Page i Gospodarz /
KAJUSZ
Ha, czy zrozumiałem dobrze? Czy zrobiłem z nas dwa dudki? Ha! ha!
EVANS
Toprze, toprze! Wziął nas, witzę, na funtusz. Proszę cię, żyjmy w zgotzie, szukajmy we twa mózgi, jak się zemścić na tym parszywym, fałszywym hultaju, gospotarzu spot Potwiązki.
KAJUSZ
Na honor, z cały serca. On obiecałem mnie poprowadzić do Anny Page, na honor, a on mnie oszukałem.
EVANS
Pątź spokojny, jeszcze ja mu rozpłatam jego pałkę. Chotź tylko ze mną.
/ Wychodzą /
SCENA II
/ Ulica w Windsor /
/ Wchodzą: pani Page i Robin /
PANI PAGE
Tylko naprzód! Mały zuszku. Przyuczyłeś się chodzić za drugimi, ale teraz jesteś przewodnikiem. Co wolisz, czy prowadzić moje oczy, czy przyglądać się piętom twojego pana?
ROBIN
Wyznaję, pani, że wolę iść przed tobą jak człowiek, niż deptać za nim jak karzełek.
PANI PAGE
O, mały z ciebie pochlebca; widzę, że wyjdziesz na dworaka.
/ Wchodzi pan Ford /
FORD
Szczęśliwe spotkanie! Pani Page, dokąd droga?
PANI PAGE
Do twojej żony; czy znajdę ją w domu?
FORD
Znajdziesz ją znudzoną jak ty bezczynnością. Myślę, że gdyby wasi mężowie pomarli, pobrałybyście się obie.
PANI PAGE
Możesz być tego pewny; pobrałybyśmy sobie dwóch nowych małżonków.
FORD
Gdzież to znalazłaś tego kogutka na dachu?
PANI PAGE
Na śmierć zapomniałam, jak się nazywa jegomość, który go mężowi mojemu ustąpił. Chłopcze, jak imię twojemu rycerzowi?
ROBIN
Sir John Falstaff.
FORD
Sir John Falstaff!
PANI PAGE
To dziwna, że jego nazwiska w pamięci zatrzymać nie mogę. Jaka zażyłość między nim a moim mężem! — Ale czy doprawdy znajdę w domu twoją żonę?
FORD
Znajdziesz ją, zaręczam.
PANI PAGE
Więc z twoim pozwoleniem, mój panie; słabo mi, póki jej nie zobaczę.
/ Wychodzą: pani Page i Robin /
FORD
Czy ten pan Page ma w głowie choć trochę oleju? Czy ma oczy? Czy ma zmysły? Jeśli je ma, to śpią wszystkie, bo się nimi nie posługuje. Toć ten pachołek poniesie list o dwadzieścia mil tak łatwo, jak działowa kula trafi do celu o dwieście kroków. On sam skłonnościom swojej żony pomaga, podsyca jej szaleństwa i sposobności im nastręcza. Idzie ona teraz do mojej żony, a z nią pachołek Falstaffa. Kto by nie dosłyszał, jaki tu deszcz z wiatrem śwista! A z nią pachołek Falstaffa! Dobry spisek! Pięknie uknowany! A nasze żony idą ręka w ręce do piekła. Ale cierpliwości! Złapię go na uczynku, zamęczę potem moją żonę, zedrę pożyczoną szatę skromności z tej udanej świętoszki, pani Page, ogłoszę przed światem samego Page'a za bezpiecznego, dobrowolnego Akteona, a wszyscy sąsiedzi przyklasną mojej popędliwości. (Bije zegar) Zegar znak mi daje, a moja pewność nakazuje mi poszukiwanie. Znajdę tam Falstaffa. Ludzie nie śmiać się z tego, ale raczej chwalić mnie będą, bo to rzecz tak pewna, jak że stała jest ziemia, iż znajdę tam Falstaffa. Idę.
/ Wchodzą: Page, Płytek, Chudziak, Gospodarz, Hugo Evans, Kajusz i Rugby /
PŁYTEK I INNI
Witamy, panie Ford.
FORD
Na uczciwość, miłe towarzystwo. Mam w domu coś dobrego i zapraszam was wszystkie!
PŁYTEK
Zmuszony jestem odmówić, panie Ford.
CHUDZIAK
I ja także, panie Ford. Przyrzekliśmy obiadować z panną Anną, a nie chciałbym nie dotrzymać danego jej słowa za większą sumę pieniędzy, niżbym mógł powiedzieć.
PŁYTEK
Od dawna już toczy się sprawa o zamęście Anny Page z moim krewnym, Chudziakiem; dziś na koniec mamy otrzymać stanowczą odpowiedź.
CHUDZIAK
Rachuję na twoją przychylność, ojcze Page.
PAGE
Możesz być jej pewnym, panie Chudziaku. Duszą i ciałem stoję przy tobie; ale moja żona, panie doktorze, popiera gorąco twój interes.
KAJUSZ
A na honor, mlody panienka miłowałem mnie z całego serca. Mój gospodyni, pani Żwawińska, dawno mnie o tym zapewniłem.
GOSPODARZ
A co mówicie o młodym panu Fenton? Tańcuje, wywija kominki, ma w oczach ogień młodości, komponuje wiersze, prawi jak z ambony, a jak kwiecień lub maj pachnie: jego będzie wygrana, jego będzie wygrana; to stoi w jego gwiazdach zapisane, jego będzie wygrana!
PAGE
Tylko nie z moim przyzwoleniem; możecie być tego pewni. Szlachcic ten nie ma szeląga; żył w towarzystwie rozpustnego księcia i Poinsa; za niskie moje progi na jego nogi; wie on za wiele. Nie, nie, nie zawiąże on węzełka swojej fortuny palcami mojej substancji. Jeśli ją weźmie, niech ją weźmie dla niej samej; grosze, które zebrałem, czekają na me przyzwolenie, a moje przyzwolenie nie idzie tą drogą.
FORD
Proszę z całego serca, niech z was choć kilku przyjmie moje zaproszenie. Oprócz dobrego jadła, nie braknie na krotochwili: pokażę wam cudaka. Mości doktorze, musisz pójść ze mną, i ty także, panie Page, i ty, księże Hugonie.
PŁYTEK
Tym lepiej. Bądźcie zdrowi. Będziemy mieli dogodniejszą sposobność do konkurów w domu pana Page.
/ Wychodzą: Płytek i Chudziak /
KAJUSZ
Ruszaj do domu, Janek Rugby, i ja wróciłem niebawem.
/ Wychodzi Rugby /
GOSPODARZ
Żegnam was, serduszka; wracam do mojego uczciwego Falstaffa, aby z nim jeden i drugi kufel kanaryjskiego wina wychylić.
/ wychodzi /
FORD
/ na stronie /
Myślę, że on wprzódy napije się u mnie brzozowego soku i będzie skakał, jak mu zagram. Proszę, mości panowie.
WSZYSCY
Idziemy, aby twojego cudaka zobaczyć.
/ Wychodzą /
SCENA III
/ Pokój w domu Forda /
/ Wchodzą: pani Ford i pani Page /
PANI FORD
Hola, Janku! Hola, Robercie!
PANI PAGE
Żwawo! żwawo; Czy kosz od bielizny —
PANI FORD
Wszystko w pogotowiu. Hej tam, Robercie!
/ Wchodzą Służący z koszem /
PANI PAGE
Spieszcie się, prędko! Prędko!
PANI FORD
Tu go postawcie.
PANI PAGE
Powiedz twoim ludziom, co mają robić; nie mamy czasu do stracenia.
PANI FORD
Jak wam już powiedziałam, Janku i Robercie, bądźcie gotowi w browarze, a na pierwsze moje zawołanie w lot przybywajcie, bez najmniejszej straty czasu, bez wahania się, weźcie kosz na ramiona, ruszajcie potem co tchu wam stanie, ponieście go między praczki na Daczetowej łące i rzućcie wszystko w bagnisty rów nad Tamizą.
PANI PAGE
Czy rozumiecie?
PANI FORD
Raz i drugi całą rzecz im powtórzyłam; wiedzą dobrze, co mają robić. Idźcie teraz, a przybywajcie na pierwsze zawołanie.
/ Wychodzą Słudzy /
PANI PAGE
Lecz patrz, zbliża się mały Robin.
/ Wchodzi Robin /
PANI FORD
Co tam nowego, młody mój kobuzku? Jakie przynosisz mi nowiny?
ROBIN
Pan mój, sir John, czeka u tylnej furtki twojego domu, pani Ford, i prosi o posłuchanie.
PANI PAGE
Mała ty łątko, czy tylko nas nie zdradziłeś?
ROBIN
Nie, przysięgam. Pan mój nie wie, że tu jesteś, a zagroził mi wieczną wolnością, gdybym ci słowo o tym pisnął; przysiągł, że mnie odgoni.
PANI PAGE
Dobry z ciebie chłopczyna; twoje też milczenie za krawca ci stanie i uszyje ci nowy kaftan i nowe rajtuzy. Idę się teraz schować.
PANI FORD
Już bo i pora. — Idź, powiedz twojemu panu, że jestem sama. — Pani Page, pamiętaj, jaka twoja rola.
/ Wychodzi Robin /
PANI PAGE
Bądź spokojna. Wyświstaj mnie, jeśli jej dobrze nie odegram. (Wychodzi)
PANI FORD
Wszystko więc gotowe. Uczęstujemy tę chorowitą wilgoć, tę brzuchatą, wodnistą dynię; nauczymy go rozróżnić turkawki od sujek.
/ Wchodzi Falstaff /
FALSTAFF
Mam cię na koniec, niebieski klejnocie!
Niech umrę teraz, bo już dosyć długo żyłem; tu kres mojej ambicji. O, błogosławiona godzino!
PANI FORD
O, słodki sir Johnie!
FALSTAFF
Pani Ford, nie mogę pochlebiać; nie mogę szczebiotać, pani Ford. Muszę ci teraz moje grzeszne życzenie wypowiedzieć: chciałbym, żeby mąż twój był w trumnie. Gotów jestem oświadczyć w przytomności największego magnata, że zrobiłbym z ciebie moją panią.
PANI FORD
Ja twoją panią, sir Johnie? Licha byłaby ze mnie pani.
FALSTAFF
Niech mi cały dwór francuski drugą taką pokaże. Widzę, jak twoje oczy walczyłyby o pierwszeństwo z diamentami. Piękny łuk twojego czoła godny najpiękniejszego weneckiego stroiku.
PANI FORD
Prosta chustka, prosta tylko chustka mojemu czołu przystoi, a i ta nawet nie bardzo.
FALSTAFF
Jak możesz tak mówić, tyranko? Przepyszna byłaby z ciebie dworska dama. Twoja pewna i elastyczna noga rozkoszny dałaby ruch całej twojej kibici w półzaokrąglonej spódnicy. Wiem, co by z ciebie było, gdyby twój nieprzyjaciel fortuna nie była w wojnie z twoją przyjaciółką naturą. Tego przynajmniej nie możesz utaić.
PANI FORD
Wierzaj mi, na wszystkim mi tym zbywa.
FALSTAFF
A dlaczegóż cię pokochałem? Niech ci to służy za dowód, że jest w tobie coś nadzwyczajnego. Słuchaj, nie mogę pochlebiać, nie mogę powiedzieć, że jesteś tym lub owym, jak niejeden z tych cedzących słówka fircyków, co to chodzą jak kobiety w męskim ubiorze, a pachną jak babiniec na Matkę Boską Zielną, nie mogę, bo kocham cię, ciebie tylko, bo godna jesteś mojej miłości.
PANI FORD
Nie zdradź mnie tylko, Johnie, ale mi się wszystko zdaje, że ty kochasz panią Page.
FALSTAFF
Mogłabyś równie dobrze powiedzieć, że kocham przechadzkę przede drzwiami więzienia za długi, które tak mi jest obrzydłe jak wyziewy pieca wapiennego.
PANI FORD
Co do mnie, Bóg wie jeden, jak serdecznie cię kocham; przyjdzie czas, w którym się o tym dowodnie przekonasz.
FALSTAFF
Trwaj w tych uczuciach, a ja na nie zasłużę.
PANI FORD
Ach! Muszę ci wyznać, że już na nie zasłużyłeś, bo nie miałabym ich inaczej.
ROBIN
/ za sceną /
Pani Ford, pani Ford! Pani Page stoi u drzwi, zapocona, zadyszana, z obłąkanymi oczyma, i gwałtem pragnie z tobą mówić i to natychmiast.
FALSTAFF
Nie chcę, żeby mnie widziała; schowam się za obicie.
PANI FORD
O, schowaj się, proszę, bo to pierwszego rzędu papla z tej kobiety. Chowa się Falstaff. — Wchodzą: pani Page i Robin O co tu chodzi? Co tam nowego?
PANI PAGE
O, pani Ford, co ty zrobiłaś? Czekają na cię wstyd i ruina; zgubiłaś się na wieki.
PANI FORD
Jak to rozumiesz, dobra pani Page?
PANI PAGE
Przebóg, pani Ford! Mieć tak uczciwego męża, a dawać mu takie powody do podejrzeń!
PANI FORD
Jakie powody do podejrzeń?
PANI PAGE
Jakie powody do podejrzeń? Wstydź się! Jak grubo się pomyliłam w sądzie o twojej uczciwości!
PANI FORD
O nieba! Co to wszystko znaczy?
PANI PAGE
Twój mąż się zbliża, kobieto, z całą windsorską policją, aby szukać szlachcica, który, jak powiada, jest teraz w jego domu, z twoim przyzwoleniem, aby grzesznie z jego nieobecności korzystać. Zginęłaś!
PANI FORD
Spodziewam się, że tak nie jest.
PANI PAGE
Daj Boże, aby tak nie było, abyś nie miała u siebie takiego człowieka! Ale to niewątpliwa prawda, że mąż twój nadchodzi, a za nim połowa ludności windsorskiej, aby szukać tego jegomościa. Wyprzedziłam ich, żeby cię o wszystkim uwiadomić. Jeśli się nie czujesz do winy, cieszę się z tego bardzo; lecz jeśli masz tu przyjaciela, oddal go, oddal go co prędzej. Nie stój tylko jak odurzona; przywołaj cały twój dowcip na pomoc, broń twojego dobrego imienia, albo żegnaj szczęśliwe życie na wieki!
PANI FORD
Co tu począć? Jest tu szlachcic, drogi mój przyjaciel, a wstyd mój własny mniej mnie trwoży, niż jego niebezpieczeństwo. Wolałabym raczej widzieć go stąd daleko, niż mieć tysiąc funtów w kieszeni.
PANI PAGE
Przez Boga żywego! Skończ twoje: wolałabym raczej i wolałabym raczej; pamiętaj, że mąż twój o trzy stąd kroki; myśl, jak by go stąd wydobyć, bo w domu ukryć go nie można. — Jakże mnie zawiodłaś! — Patrz, widzę kosz — jeśli to jegomość nie wyjątkowej postaci, może się do kosza wcisnąć — przykryj go z wierzchu brudną bielizną, jakbyś wszystko do zolowania posyłała; — ale nie — teraz właśnie pora prania, każ twoim dwom sługom ponieść go na Daczetową łąkę.
PANI FORD
Za gruby, aby się tu zmieścić: co tu począć?
/ Wchodzi Falstaff /
FALSTAFF
Pokaż mi go, pokaż mi go! O, pokaż mi go! Zmieszczę się, zmieszczę się. Słuchaj rady twojej przyjaciółki; zmieszczę się.
PANI PAGE
Co? Sir John Falstaff? A twoje listy, kawalerze?
FALSTAFF
Kocham cię. Ratuj mnie tylko; pomóż mi wcisnąć się do kosza. Nigdy —
/ Włazi do kosza, kobiety przykrywają go brudną bielizną /
PANI PAGE
Chłopcze, pomóż nam przykryć twojego pana. Zawołaj twoich ludzi, pani Ford. A ty zwodniku, kawalerze!
PANI FORD
Hola, Janku, Robercie! Janku! Wychodzi Robin. — Wchodzą Służący Zabierzcie te brudy, a żwawo. Gdzie drążek? Co tam mruczycie pod nosem? Ponieście je do praczki na Daczetowej łące. W drogę, a żwawo!
/ Wchodzą: Page, Ford, Kajusz i sir Hugo Evans /
FORD
Zbliżcie się, proszę. Jeśli podejrzenia moje są bezzasadne, śmiejcie się ze mnie, szydźcie ze mnie; zasługuję na to. — Co to i gdzie niesiecie?
SŁUŻĄCY
Jużci brudną bieliznę do praczki.
PANI FORD
A tobie co do tego, gdzie ją niosą? Jeszcze tylko tego brakło, żebyś nos wścibiał do prania brudnej bielizny.
FORD
Do prania brudnej bielizny! Chciałbym, żebyś się przódy sama wyprała. Brudy! brudy! brudy! Tak jest, brudy, zaręczam, brudy, jakich jeszcze żadna praczka nie wyprała, jak się o tym naocznie przekonacie. Wychodzą Służący z koszem Panowie, miałem sen tej nocy, i sen wam ten opowiem. Oto moje klucze; idźcie do moich pokojów, szukajcie, szperajcie, a znajdziecie. Zapewniam was, że wykurzycie lisa; czekajcie tylko, żebym mu wprzódy z tej strony zaskoczył. Dobrze — a teraz do nory!
PAGE
Uspokój się, dobry panie Ford. Sam sobie wielką krzywdę wyrządzasz.
FORD
Masz rację, panie Page! — Idźmy teraz na górę, panowie; zobaczycie niebawem polowanie. Za mną, panowie! Wychodzi
EVANS
Fantastyczne to humory i zaztroście.
KAJUSZ
To nie francuski moda; we Francji zazdrosny nie było.
PAGE
Idźmy za nim, panowie; zobaczymy, jak się to wszystko skończy.
/ Wychodzą: Evans, Page i Kajusz /
PANI PAGE
A co, czy nie dubeltowy figiel?
PANI FORD
Nie wiem, co więcej mnie bawi, czy wyprowadzenie w pole mojego męża, czy sir Johna.
PANI PAGE
Jak mu tam ciepło być musiało, gdy mąż twój pytał, co było w koszu!
PANI FORD
Wszystko mi się zdaje, że mu bardzo potrzebna będzie kąpiel; tak więc rzucenie do wody na dobre mu wyjdzie.
PANI PAGE
Na szubienicę z tym nieuczciwym urwisem! Chciałabym, żeby wszystkich podobnych hultai podobny los spotkał.
PANI FORD
Mąż mój, jak wnoszę, musiał mieć szczególne podejrzenie, że Falstaff był w jego domu, bo nigdy jeszcze nie widziałam go w takim paroksyzmie zazdrości.
PANI PAGE
Zrobię zasadzkę na wyświecenie tej rzeczy. Co do Falstaffa, trzeba mu jeszcze nowy figiel wypłatać, bo trudno, żeby jedno lekarstwo wyleczyło go z tej rozpustnej choroby.
PANI FORD
Czy nie byłoby dobrze wyprawić do niego w poselstwie to głupie ścierwo, panią Żwawińską, z przeproszeniem, że go do wody rzucono, a z nową nadzieją, aby go tym sposobem przywabić na powtórne cięgi?
PANI PAGE
Zróbmy tak. Zaproś go jutro rano na ósmą godzinę, żeby mu dzisiejszą nieprzyjemność wynagrodzić.
/ Wchodzą: Ford, Page, Kajusz i sir Hugo Evans /
FORD
Nie mogę go znaleźć. Kto wie, czy ten urwis nie chwalił się z rzeczy, których dopiąć nie mógł.
PANI PAGE
Czy słyszysz?
PANI FORD
Pięknie mnie traktujesz, panie Ford, nie ma co powiedzieć.
FORD
To prawda.
PANI FORD
Bodaj niebo zrobiło cię lepszym od twoich myśli!
FORD
Amen.
PANI PAGE
Sam ciężko się krzywdzisz, panie Ford.
FORD
Cóż robić? Muszę znieść wszystko.
EVANS
Jeśli tu jest kto w tym tomu, alpo w tych pokojach, alpo tych skrzyniach, albo szafach, niech Pan Póg otpuści moje grzechy w tzień sątu!
KAJUSZ
Na honor, i ja tak myślał, nikt tu nie było.
PAGE
Fe, fe, panie Ford! Czy się nie wstydzisz? Co za duch, co za diabeł myśl ci tę podszepnął? Nie chciałbym zapaść na tę chorobę za wszystkie skarby windsorskiego zamku.
FORD
Moja w tym wina, panie Page, cierpię też za to.
EVANS
Cierpisz za złe sumienie. Żona twoja tak jest uczciwa kopieta, jakiej pym nie znalazł między pięcioma tysiącami i pięćset w totatku.
KAJUSZ
Na honor, widziałem teraz, że to uczciwa kobieta.
FORD
Niech i tak będzie — obiecałem wam obiad — chodźcie ze mną do parku. Proszę was, przebaczcie mi; wyłożę wam później przyczyny, dla których to zrobiłem. A ty, żono, i ty, pani Page, proszę was, przebaczcie mi także, proszę was z całego serca, przebaczcie mi.
PAGE
Idźmy, panowie, ale uprzedzam, że śmiać się z niego będziemy. Zapraszam was do mojego domu jutro na śniadanie; pójdziemy potem razem na ptaki, bo mam przedziwnego sokoła. Czy zgoda?
FORD
Zgoda na wszystko.
EVANS
Gdzie pędzie jeden, może rachować na mnie trugiego to kompanii.
KAJUSZ
Gdzie byłem jeden lub dwa, to ja dorobiłem trzeci.
FORD
Proszę, panie Page, idźmy.
EVANS
A ja cię teraz proszę, nie zapomnij o tym wszawym urwisie, gospotarzu.
KAJUSZ
Dobry, dobry, na honor, z cały serca!
EVANS
Wszawym urwisie, który się ważył trwiny z nas stroić.
/ Wychodzą /
SCENA IV
/ Pokój w domu pana Page /
/ Wchodzą: Fenton i Anna Page /
FENTON
Nie ślij mnie znowu do ojca, Anusiu!
Bo darmo, widzę, jego względów szukam.
ANNA
Ach, cóż więc począć?
FENTON
Zostać sobie wierną.
Ród mój, powiada, nazbyt jest wysoki;
Gdym w zbytkach ojców roztrwonił majątek,
Chcę jego złotem straty reparować;
Ma przy tym inne w zapasie zarzuty:
Moich przyjaciół, młodość mą rozpustną;
Mówi, Anusiu, że cię kocham tylko
Jak worek złota.
ANNA
Może się nie myli.
FENTON
Nie, tak mi Boże dopomóż na przyszłość!
Wyznaję, pierwszą zalotów podnietą
Były, Anusiu, ojca twego skarby,
Lecz wnet odkryłem wartość twojej duszy,
Wyższą nad złoto, nad worki pieniędzy,
Tak, że dziś wszystkich moich życzeń celem
Jest posiadanie ciebie tylko jednej.
ANNA
Do ojcowskiego stukaj jeszcze serca;
A gdy i teraz pokorne błagania
Nic nie wskórają, później — zobaczymy.
Słuchaj mnie teraz.
/ Odchodzą na stronę /
/ Wchodzą: Płytek, Chudziak i pani Żwawińska /
PŁYTEK
Przerwij ich rozmowę, pani Żwawińska; mój krewny sam przemówi w własnym interesie.
CHUDZIAK
Trafię czy nie trafię, wolna próba.
PŁYTEK
Nie trać tylko serca.
CHUDZIAK
Nie, nie przestraszy mnie ona; tego się nie boję; ale wyznaję, że drżą pode mną łydki.
ŻWAWIŃSKA
Anusiu, pan Chudziak chciałby z tobą kilka słów pogadać.
ANNA
Zaraz mu służę. Na stronie To ojcowski wybór!
Ach, jakie stosy przywar i brzydoty
Piękność swym płaszczem zdaje się odziewać,
Gdzie trzysta funtów rocznego dochodu!
ŻWAWIŃSKA
A jakże się miewa dobry nasz pan Fenton? Słówko, jeśli łaska.
/ Odchodzą na stronę /
PŁYTEK
Przybliża się, więc do szturmu, kuzynie! Chłopcze, pamiętaj, miałeś ojca —
CHUDZIAK
Miałem ojca, panno Anno; stryj mój mógłby ci o nim zabawne opowiadać historie. Proszę cię, stryjaszku, opowiedz pannie Annie figiel, jak ojciec mój wykradł dwie gęsi z kojca.
PŁYTEK
Panno Anno, synowiec mój kocha cię.
CHUDZIAK
O kocham, jak jaką bądź inną pannę w całym hrabstwie Gloucesterskim.
PŁYTEK
Da ci utrzymanie godne szlachcianki.
CHUDZIAK
Dam je, na przekorę wielkim i małym, dam, jak to szlachcicowi na zagrodzie przystoi.
PŁYTEK
Zapisze ci na grosz wdowi sto pięćdziesiąt funtów.
ANNA
Pozwól, dobry panie Płytku, niech sam dla siebie konkuruje.
PŁYTEK
Dziękuję ci za to, panno Anno, dziękuję ci za to pocieszające słowo. Panna Anna pragnie z tobą mówić, synowcze, więc was sam na sam zostawiam.
ANNA
Cóż więc, panie Chudziaku?
CHUDZIAK
Cóż więc, panno Anno?
ANNA
Jaka jest twoja ostatnia wola?
CHUDZIAK
Moja ostatnia wola? Do kroćset beczek! A to mi piękne żarty! Jeszcze, dzięki niebu, nie napisałem mojej ostatniej woli; jeszcze ze mną tak źle nie jest, dzięki Bogu.
ANNA
Chciałam powiedzieć, panie Chudziaku, czego ode mnie żądasz?
CHUDZIAK
Żeby powiedzieć prawdę, osobiście, żądałbym od ciebie albo mało, albo nic. Lecz twój ojciec i stryj mój zrobili mi pewne propozycje; jeśli mi się to poszczęści, bardzo dobrze; jeśli nie poszczęści, to cóż robić? Daj panie Boże radość innemu! Zresztą oni ci lepiej powiedzą, jak stoją rzeczy; zapytaj twojego ojca, który się zbliża.
/ Wchodzą: Page i pani Page /
PAGE
A, to pan Chudziak; kochaj go, Anusiu.
Jak to? Pan Fenton? A co on tu robi?
Krzywdzisz, mnie, panie, dom mój nawiedzając,
Boć wiesz, że córka ma już nie jest wolna.
FENTON
Dobry mój panie, nie gniewaj się na mnie.
PANI PAGE
Proszę cię, przestań córkę mą nawiedzać.
PAGE
To nie dla ciebie żona.
FENTON
Pozwól, panie,
Jedno mi słowo.
PAGE
Nie, nie, panie Fenton!
— Proszę, panowie Płytku i Chudziaku. —
Wiesz teraz, panie, jakie moje myśli,
Skończ więc zaloty i przestań mnie krzywdzić.
/ Wychodzą: Page, Płytek i Chudziak /
ŻWAWIŃSKA
Adresuj się do pani Page, tylko śmiało.
FENTON
Uczucia moje, pani, dla twej córki
Tak są uczciwe, a tak są gorące,
Że mimo wszystkich zawad i trudności,
Śmiało w obronie miłości mej walczę,
A na twą pomoc śmiem także rachować.
ANNA
Wybaw mnie, matko, od głupiego męża.
PANI PAGE
Nie bój się, mam ja lepszego na myśli.
ŻWAWIŃSKA
Mojego pana, doktora Kajusza.
ANNA
Raczej mnie żywcem, matko, wkop do ziemi,
A zakamionuj potem kartoflami!
PANI PAGE
Nie troszcz się tylko; dobry panie Fenton,
Nie jestem z tobą, ani przeciw tobie;
Zapytam córki, jakie są jej myśli,
A jej uczucie moim także będzie.
Na teraz żegnam; musim iść do domu,
Ażeby gniewu ojca jej nie ściągnąć.
FENTON
Żegnam cię, pani, żegnam cię, Anusiu.
/ Wychodzą: pani Page i Anna /
ŻWAWIŃSKA
To moja sprawa, panie Fenton. Jak to, mówiłam, i ty chcesz rzucić twoje dziecko w objęcia jakiegoś tam głuptasa, lub jakiegoś doktora? Wiedz, panie Fenton, moja to sprawa.
FENTON
Dzięki ci za to, a dziś wieczór, proszę,
Daj ten pierścionek słodkiej mojej Annie,
A za fatygę przyjmij to ode mnie. wychodzi
ŻWAWIŃSKA
Niech ci za to pan Bóg stokrotnie zapłaci! Uczciwe to serce; dla takiego serca gotowa kobieta w ogień się rzucić lub skoczyć do wody. A jednak pragnęłabym, żeby pan mój dostał Anusię, albo pragnęłabym, żeby ją dostał pan Chudziak, a prawdę mówiąc, pragnęłabym, żeby ją dostał pan Fenton. Co będę mogła dla wszystkich trzech zrobię, bo to wszystkim trzem przyrzekłam, a dane słowo, to rzecz święta, przede wszystkim dla pana Fenton. A teraz śpieszę z innym poselstwem od dwóch moich pań do sir Johna Falstaffa. Co za cielę ze mnie, że już tu tyle czasu straciłam! Wychodzi
SCENA V
/ Pokój w gospodzie pod Podwiązką /
/ Wchodzą: Falstaff i Bardolf /
FALSTAFF
Hola, Bardolf!
BARDOLF
Jestem, panie.
FALSTAFF
Przynieś mi kwartę wina, a dorzuć grzankę. Wychodzi Bardolf Dożyłem więc tego, żeby mnie wyniesiono w koszu i rzucono do Tamizy jak rzeźnicze podróbki? Jeśli raz jeszcze podobnego mnie co spotka, każę sobie z czaszki mózg wyjąć, omaścić i dać psu na kolędę. Toć te hultaje cisnęli mnie do wody z tak spokojnym sumieniem, jakby szło o utopienie ślepych szczeniąt, piętnaścioro jednym pomiotem; a dość rzucić oko na moją figurę, żeby się domyślić, iż mam pewną skłonność do zatonięcia; choćby woda była głęboka jak piekło, na samo dno pójdę. Byłbym niewątpliwie utonął, gdyby, na moje szczęście, nie było przy brzegu mielizny; a to jest rodzaj śmierci, którym się brzydzę, bo woda wydyma człowieka, a co by się ze mnie zrobiło, gdyby mnie wydęła woda? Byłaby ze mnie prawdziwa Góra-Mumia.
/ Wchodzi Bardolf z winem /
BARDOLF
Pani Żwawińska chciałaby mówić z tobą, panie.
FALSTAFF
Czekaj, niech wprzódy wleję trochę wina do tamizianej wody, bo żołądek mój tak zimny, jak gdybym połknął kilka pigułek ze śniegu dla ochłodzenia nerek. Zawołaj ją teraz.
BARDOLF
Hola, mościa pani!
/ Wchodzi pani Żwawińska /
ŻWAWIŃSKA
Z przeproszeniem; przebacz, dostojny panie; życzę dostojnemu panu dzień dobry.
FALSTAFF
Zabierz te kielichy, a przynieś mi kwartę gorącego wina; tylko przyrządź trunek jak należy.
BARDOLF
Czy z jajami?
FALSTAFF
Nie, czysty; nie lubię kurzego nasienia w moim napitku. Wychodzi Bardolf Co masz mi do powiedzenia?
ŻWAWIŃSKA
Co mam do powiedzenia? Przychodzę do ciebie, panie, w poselstwie od pani Ford.
FALSTAFF
Od pani Ford? Mam już po gardło twojej pani Ford; dobry już jej zapłaciłem fordan ani chcę więcej o niej słyszeć.
ŻWAWIŃSKA
Ach, biedne serduszko! To nie jej wina. Wścieka się za to na swoich ludzi, którzy nie zrozumieli jej myśli.
FALSTAFF
Jak ja nie zrozumiałem, budując na obietnicach szalonej niewiasty.
ŻWAWIŃSKA
Ach, panie! Gdybyś widział, jak ona lamentuje nad tym wypadkiem, serce by się w tobie krajało. Mąż jej idzie dziś polować na ptaki; raz jeszcze zaprasza cię do siebie, między ósmą a dziewiątą. Muszę co prędzej zanieść jej odpowiedź. Wynagrodzi cię za wszystko, możesz mi wierzyć.
FALSTAFF
Niech i tak będzie. Powiedz jej, że przyjdę, a dodaj, niech pomyśli, co jest człowiek, niech rozważy jego słabości, a potem niech sądzi o mojej zasłudze.
ŻWAWIŃSKA
Powiem jej wszystko.
FALSTAFF
Pamiętaj. Więc mówiłaś między dziewiątą a dziesiątą?
ŻWAWIŃSKA
Nie, między ósmą a dziewiątą.
FALSTAFF
Dobrze; idź teraz z Bogiem; nie chybię terminu.
ŻWAWIŃSKA
Pokój z tobą, panie. wychodzi
FALSTAFF
Dziwno mi, że nic jeszcze nie słyszałem o panu Strudze; uprzedził mnie jednak, żebym na niego czekał. Pieniądze jego bardzo mi do smaku. Otóż i on.
/ Wchodzi Ford /
FORD
Szczęść Boże!
FALSTAFF
Witamy, panie Strugo. Przychodzisz zapewne dowiedzieć się, co zaszło między mną a żoną Forda?
FORD
Tak jest, sir Johnie, to powód moich odwiedzin.
FALSTAFF
Panie Strugo, nie chcę ci kłamać; byłem w jej domu o wyznaczonej godzinie.
FORD
I znalazłeś przyjęcie?
FALSTAFF
Bardzo niemiłe, panie Strugo.
FORD
Jak to, panie? Czy nagle zmieniła postanowienie?
FALSTAFF
Bynajmniej, panie Strugo, ale ten wymokły cornuto, jej małżonek, panie Strugo, palony ciągłą zazdrością, nadbiegł w chwili naszego spotkania, gdyśmy się uściskali, ucałowali, wieczną miłość przysięgli, odegrali, że tak powiem, prolog naszej komedii, a za nim przyleciała psiarnia jego kompanów, zazdrością jego podszczuwanych, czy uwierzysz, aby szukać w całym domu gacha jego żony.
FORD
Jak to, gdy tam byłeś?
FALSTAFF
Gdy tam byłem.
FORD
A on cię szukał, ale nie mógł znaleźć?
FALSTAFF
Opowiem ci wszystko. Szczęśliwym wpływem mojej dobrej gwiazdy nadbiega niejaka pani Page, donosi, że Ford się zbliża, i wpada na myśl — bo żona Forda straciła głowę — żeby mnie wynieść z domu w koszu na bieliznę.
FORD
W koszu na bieliznę?
FALSTAFF
Tak jest, w koszu na bieliznę. Zapakowały mnie więc z brudnymi koszulami, spódnicami, skarpetkami, zasmarowanymi serwetami, tak, panie Strugo, że była tam mieszanina smrodów, jakie jeszcze nigdy nie obraziły ludzkiego nosa.
FORD
A jakże długo tam zostałeś?
FALSTAFF
Dowiesz się o wszystkim, panie Strugo, co wycierpiałem, żeby tę kobietę, dla twojego dobra, do złego poprowadzić. Gdy więc tak byłem do kosza zapakowany, dwóch hajdamaków ze służby Forda, przywołanych przez panią, odebrało rozkaz, aby mnie ponieść, pod nazwiskiem brudnej bielizny, na Daczetową łąkę. Wzięli mię więc na ramiona, w samych drzwiach spotkali zazdrosnego durnia, swojego pana, który ich dwa czy trzy razy zapytał, co nieśli w koszu. Drżałem ze strachu, żeby czasem nie przyszła myśl temu wściekłemu hultajowi zajrzeć do kosza; ale przeznaczenie, które go wskazało na rogala, wstrzymało mu rękę; tak więc on wszedł do domu, aby mnie szukać, a ja wyszedłem pod firmą brudnej bielizny. Lecz słuchaj końca, panie Strugo. Wycierpiałem męki trzech rodzajów śmierci: naprzód, okrutny strach, żeby mnie nie znalazł ten zgniły baran zazdrosny; po wtóre, siedziałem zgięty w obręcz jak dobra klinga, szpic do rękojeści, pięta do głowy; na koniec, byłem zaszpuntowany, jak dobra okowita, śmierdzącą bielizną, we własnej fermentującą tłustości. Wyobraź sobie to wszystko, — człowiek mojej natury — wyobraź sobie to wszystko; ja, co jestem czuły na gorąco jak masło, ja, człowiek w ciągłym roztopie i odwilży! To był cud wyraźny, że się nie udusiłem. Pomyśl teraz, że właśnie kiedy najgorętsza była kąpiel, gdy byłem więcej niż na połowę wyduszony w tej tłustości jak holenderska sztufada, rzucono mnie do Tamizy, i gorącego do czerwoności ostudzono jak podkowę w lodowatej wodzie. Pomyśl tylko, rozpalonego do czerwoności! Pomyśl tylko, panie Strugo!
FORD
Wierzaj mi, panie, ubolewam z całego serca, że dla mojej miłości tyle wycierpiałeś. Widzę, że trzeba mi wszelkiej wyrzec się nadziei, bo nie sądzę, abyś chciał raz jeszcze szczęścia u niej próbować.
FALSTAFF
Panie Strugo, wolałbym raczej, żeby mnie rzucono do Etny, jak mnie rzucono do Tamizy, niż żebym ją miał tak zostawić. Mąż jej poluje dziś na ptaki; odebrałem od niej nowe poselstwo; czeka na mnie, panie Strugo, między ósmą a dziewiątą.
FORD
Zdaje mi się, że już wybiła ósma.
FALSTAFF
Już wybiła ósma? Muszę więc śpieszyć na umówione miejsce. Przyjdź do mnie, skoro znajdziesz wolną chwilę, a dowiesz się o skutku mojej wyprawy. Wszystko na tym się skończy, że będzie twoją. Bądź zdrów! Będziesz ją miał, panie Strugo; przyprawisz rogi panu Ford, panie Strugo! (Wychodzi)
FORD
Ha, ha! Czy to widzenie? Czy to sen? Czy śpię? Panie Ford, obudź się, obudź się, panie Ford! Jest dziura w twojej najlepszej szacie, panie Ford. Oto są skutki małżeństwa! Oto są skutki posiadania bielizny i koszów! To dobrze; sam ogłoszę przed światem, czym jestem. Złapię teraz tego rozpustnika; jest w moim domu; nie wymknie mi się; niepodobna, żeby się wymknął; nie wciśnie się przecie do sakiewki, ani do pieprzniczki, a jeżeli diabeł, który się nim opiekuje, na pomoc mu nie przyszedł, będę go szukał w mysiej jamie. Choć muszę zostać tym, czym jestem, to przynajmniej to, czym bym być nie chciał, nie zrobi mnie potulnym. Jeśli mam rogi, które mnie do szaleństwa doprowadzą, to przynajmniej, jak wściekły, będę bódł tymi rogami. Wychodzi
AKT CZWARTY
SCENA I
/ Ulica /
/ Wchodzą: pani Page, pani Żwawińska, Wilhelm /
PANI PAGE
Czy myślisz, że jest już w domu Forda?
ŻWAWIŃSKA
Jestem pewna, że jest już, albo będzie za chwilę. Trudno opowiedzieć, jak szaleje na samą myśl o swojej kąpieli w Tamizie. Pani Ford czeka na ciebie z niecierpliwością.
PANI PAGE
Idę do niej za chwilę, tylko wprzódy mojego chłopaka do szkoły poprowadzę. Ale zbliża się jego nauczyciel; widzę, że dziś rekreacja. Wchodzi sir Hugo Evans Jak to, księże Hugonie, czy nie ma dziś szkoły?
EVANS
Nie; pan Chudziak wyprosił tziś tla stutentów rekreacja.
ŻWAWIŃSKA
Daj mu za to, panie Boże, długie zdrowie!
PANI PAGE
Księże Hugonie, mąż mój powiada, że syn mój żadnych nie robi postępów w szkole. Proszę cię, zadaj mu kilka pytań z gramatyki.
EVANS
Pójtź tu sam, Wilhelmku; trzymaj prosto głowę; pójtź tu sam. Pani Page. No! Idźże do księdza proboszcza; trzymaj prosto głowę, a odpowiadaj śmiało na pytania pana profesora; nie bój się.
PANI PAGE
No! idźże do księdza proboszcza; trzymaj prosto głowę, a odpowiadaj śmiało na pytania pana profesora; nie bój się.
EVANS
Wilhelmku, ile mają liczp rzeczowniki?
WILHELM
Dwie.
ŻWAWIŃSKA
Kto by myślał? Mnie się zawsze zdawało, ze było ich jedna więcej, boć przecie mówią: plecie trzy po trzy.
EVANS
Skończ twoje paplanie. Jak po łacinie piękny, Wilhelmku?
WILHELM
Pulcher.
ŻWAWIŃSKA
A, co do tego, to prawda, boć co pulchne, to piękne.
EVANS
Prostotuszna z ciepie niewiasta; proszę cię, tylko nie przerywaj nam egzaminu. Co jest lapis, Wilhelmku?
WILHELM
Kamień.
EVANS
A co jest kamień, Wilhelmku?
WILHELM
Glazik.
EVANS
Nie, kamień jest lapis; proszę cię, zanotuj to sopie w pamięci.
WILHELM
Lapis.
EVANS
Partzo toprze, Wilhelmku. A jak się to nazywa, skat się pożyczają artykuły?
WILHELM
Artykuły pożyczają się od zaimków, które się odmieniają, jak następuje: Singulariter, nominativo hic, haec, hoc.
EVANS
Nominativo hig, haeg, hog, proszę teraz, taj paczność; genitivo, huius, a jak jest accusativo?
WILHELM
Accusativo, hincAccusativo, hinc.
EVANS
Zapisz sopie w pamięci, moje tziecko, Accusativo hing, hang, hong.
ŻWAWIŃSKA
Hang, hong, to jakaś chińska łacina.
EVANS
Skończ twoje paplanie, niewiasto. Jak vocativo, Wilhelmku?
WILHELM
O — vocativo, O!
EVANS
Pamiętaj, Wilhelmku, vocativo jest caret.
ŻWAWIŃSKA
Wygodny to wózek, ale na co to biednym ludziom o nim myśleć.
EVANS
Skończ, kopieto!
PANI PAGE
Cicho!
EVANS
Powiedz teraz dativo.
WILHELM
Dativo, huic.
ŻWAWIŃSKA
A to co mi za łacina? Grzeszysz, księże proboszczu, jeśli takich wyrazów uczysz dzieci; nie ma po co do szkoły je posyłać, zbyt tylko prędko same się tego w domu nauczą. Fe, wstydź się, księże proboszczu!
EVANS
Kopieto, czy głowę straciłaś? Czy nie masz zmysłu na przypatki, liczpy i rotzaje? Taka z ciebie głupia chrześcijanka, jakiejpym sopie mógł zapragnąć.
PANI PAGE
Proszę cię, nie przerywaj!
EVANS
A teraz, Wilhelmku, odmieniaj mi zaimek względny.
WILHELM
Zapomniałem.
EVANS
Zaimek względny jest qui, quae, quod. Jeśli mi raz jeszcze zapomnisz twoje qui, twoje quae, twoje quod, zajrzymy do starej pani. A teraz idź pawić się, ruszaj.
PANI PAGE
Większy z niego mędrek, niż myślałam.
EVANS
Niesłychaną ma pamięć. Żegnam, pani Page.
PANI PAGE
Żegnam, dobry księże proboszczu. Wychodzi sir Hugo Idź do domu, migdałku. W drogę, niemało już straciłyśmy czasu.
/ Wychodzą /
SCENA II
/ Pokój w domu Forda. /
/ Wchodzą: Falstaff i pani Ford /
FALSTAFF
Pani Ford, smutek twój pochłonął moje cierpienia. Widzę, że jesteś gorąca w miłości, a bądź przekonana, że wszystko tak ci zapłacę, iż nie będzie na szerokość włoska różnicy, a to, pani Ford, nie tylko w zwykłych obowiązkach miłości, ale i we wszystkich jej przyborach, dopełnieniach i obrzędach. Ale czy tylko pewna jesteś teraz, że mąż twój nas nie zajdzie?
PANI FORD
Poszedł polować na ptaki, słodki sir Johnie.
PANI PAGE
/ za sceną /
Hej tam, kumo Ford, otwórz, otwórz co prędzej!
PANI FORD
Skryj się do tego pokoju, sir Johnie.
/ Wychodzi Falstaff — Wchodzi pani Page /
PANI PAGE
Co tam nowego, kochaneczko? Czy jest kto w domu prócz ciebie?
PANI FORD
Nie ma nikogo prócz mnie i moich ludzi.
PANI PAGE
Czy to tylko prawda?
PANI FORD
Nie, wierzaj mi, nie ma nikogo. na stronie Mów głośniej.
PANI PAGE
Jeśli tak, to dzięki Bogu, że nie ma nikogo.
PANI FORD
Dlaczego?
PANI PAGE
Bo twojego męża napadł nowy paroksyzm starej choroby. Słyszałam, jak z moim mężem dysputował. Tak wygaduje na wszystkich żonatych, tak przeklina wszystkie córki Ewy, jakiej bądź cery, tak bije się w czoło i krzyczy: „Puszczajcie, puszczajcie!”, że wszelkie szaleństwa, jakie dotąd widziałam, zdają mi się teraz potulnością, grzecznością i cierpliwością, z tym jego paroksyzmem porównane. Cieszę się, że nie ma tu tłustego kawalera.
PANI FORD
Jak to? Czy mówi o nim?
PANI PAGE
O nim tylko. Przysięga, że gdy go szukał ostatnią razą, wyniesiono go stąd w koszu; zapewnia mojego męża, że jest tu znowu teraz; odciągnął go z towarzyszami od rozpoczętej zabawy, aby się przekonać powtórnie, czy bezzasadne są jego podejrzenia. Cieszę się, że nie ma tu kawalera; niech teraz mąż twój zobaczy, na jakiego wystrychnął się dudka.
PANI FORD
Jak jest stąd daleko, pani Page?
PANI PAGE
O trzy kroki, na rogu ulicy; będzie tu w mgnieniu oka.
PANI FORD
Zginęłam! Kawaler jest tutaj.
PANI PAGE
A więc ciebie wieczny wstyd, a jego śmierć czeka. Co za kobieta z ciebie! Precz z nim, precz z nim! Lepszy wstyd, niż morderstwo.
PANI FORD
Jakże go stąd wyprawić? Jak go ocalić? Czy znowu do kosza zapakować?
/ Wbiega Falstaff /
FALSTAFF
Nie, za nic na świecie nie dam się powtórnie do kosza pakować! Czy nie mógłbym się wymknąć, nim nadejdzie?
PANI PAGE
Niestety, trzech braci Forda stoi u drzwi z pistoletami tak, że wyjść stąd niepodobna; inaczej mógłbyś się wymknąć, nim nadejdzie. Ale po co tu przyszedłeś?
FALSTAFF
Co ja tu pocznę? Schowam się do komina.
PANI FORD
Zwyczaj ich flinty w komin wystrzeliwać. Wleź raczej do pieca.
FALSTAFF
Pokaż go.
PANI FORD
Ale nie, szukać cię tam nie omieszka. Dla pamięci ma regestr wszystkich pras, kufrów, szaf, waliz, studni i piwnic; z regestru będzie jedne po drugich przetrząsał: ani podobna w domu cię schować.
FALSTAFF
To wyjdę.
PANI PAGE
Jeśli we własnej wyjdziesz postaci, zginąłeś, kawalerze. Ale gdybyś się przebrał —
PANI FORD
Jakby go tu przebrać?
PANI PAGE
Alboż ja wiem, nieszczęśliwa! Nie ma kobiecej sukni dość na niego przestronnej, inaczej mógłby zacisnąć kapelusz, spuścić podwikę, owinąć się szalem i ratować się ucieczką.
FALSTAFF
Poczciwe dusze, wymyślcie jaki ratunek! Gotowy jestem na wszystko, byle uniknąć nieszczęścia.
PANI FORD
Ciotka mojej garderobianej, otyła kobieta z Brentford, zostawiła swoją suknię na strychu.
PANI PAGE
Daję słowo, suknia mu się ta nada, boć ona ma jego tuszę; jest tu także jej pilśniany kapelusz i jej podwika. Wskocz więc na strych, kawalerze.
PANI FORD
Słuchaj jej rady, słodki sir Johnie. Tymczasem poszukam tu z panią Page jakiego czepca.
PANI PAGE
Spiesz się, spiesz się! Wdziej tymczasem suknię; przyjdziemy niebawem, aby skończyć twoją toaletę.
/ Wychodzi Falstaff /
PANI FORD
Jak bym pragnęła, żeby go mąż mój spotkał w tym przebraniu! On nie może ścierpieć widoku tej starej baby z Brentford; przysięga, że to czarownica; zabronił jej w naszym domu nogą stanąć, inaczej zagroził jej kijem.
PANI PAGE
Niechże go naprzód Bóg poprowadzi pod kij twojego męża, a potem niech diabeł tym kijem kieruje!
PANI FORD
Ale czy tylko mąż mój przyjdzie?
PANI PAGE
Przyjdzie, bo co mówiłam, jest prawdą, że mówi o koszu, choć nie wiem, skąd się o sprawie tej dowiedział.
PANI FORD
Przekonamy się o tym. Nakażę moim ludziom kosz powtórnie wynosić i w samych drzwiach go spotkać, jak ostatnią razą.
PANI PAGE
Tylko go nie widać. Idźmy go przebrać za czarownicę z Brentford.
PANI FORD
Powiem wprzódy moim ludziom, co mają robić z koszem. Idź tymczasem na górę, pospieszę za tobą co prędzej z potrzebnymi rupieciami. (wychodzi)
PANI PAGE
Na szubienicę z tym nieuczciwym hultajem! Nie potrafimy nigdy ukarać go dość surowo.
Świat się przekona z niewinnej pustoty,
Że możemy się bawić bez uszczerbku cnoty;
Rzadko śmiech złych uczynków towarzyszem bywa:
Najczęściej woda cicha brzegi swe podrywa.
/ Wychodzi. Wchodzi pani Ford i dwóch Służących /
PANI FORD
Dalej, chłopaki, weźcie znowu kosz na barki; pan wasz do drzwi się zbliża. Jeśli wam każe na ziemi kosz postawić, wykonajcie rozkaz. Nie traćcie czasu, zróbcie, jak powiedziałam. wychodzi
1 SŁUŻĄCY
Chwytaj za drążek.
2 SŁUŻĄCY
Daj Boże, żeby znowu nie był pełny kawalera!
1 SŁUŻĄCY
Mam nadzieję, że tak źle nie będzie; wolałbym raczej nieść kosz pełny ołowiu.
/ Wchodzą: Ford, Page, Płytek, Kajusz i sir Hugo Evans /
FORD
A jeśli się pokaże, że to prawda, jak wrócisz honor mojemu rozumowi, który tak pokrzywdziłeś? — Postawcie kosz na ziemię, hultaje! Niech kto zawoła mojej żony. W koszu młodzieniaszek! O, łotry wszeteczne! — To wyraźny przeciw mnie spisek całej bandy, całej łai urwisów. Zawstydzimy teraz diabła. — Hola, mościa pani! Hola, przybywaj! Zobacz, co za uczciwą bieliznę do prania posyłasz.
PAGE
A to już za wiele! Panie Ford, niepodobna dłużej wolnym cię zostawić; musimy cię związać.
EVANS
To czysty lunatyk; to człowiek jak pies wściekły.
PŁYTEK
Wierzaj mi, panie Ford, to niedobrze, to wcale niedobrze.
/ Wchodzi pani Ford /
FORD
I ja powtarzam: to wcale niedobrze. Zbliż się tu, mościa pani Ford! Mościa pani Ford, uczciwa niewiasto, skromna żono, uczciwe stworzenie, której mężem zazdrosny jest wariat! Podejrzewam cię bez powodów, mościa pani, czy nieprawda?
PANI FORD
Niebo mi świadkiem, że mnie podejrzewasz bez powodów, jeśli mnie o jaką nieuczciwość podejrzewasz.
FORD
Piękna wymowa, miedziane czoło; zobaczmy, jak długo to potrwa. Wyłaź, hultaju! Wyrzuca z kosza bieliznę
PAGE
To przechodzi wszelkie wyobrażenie.
PANI FORD
Czy wstydu nie masz? Co tobie do bielizny?
FORD
Potrafię ja cię znaleźć!
EVANS
To sensu nie ma. Czy chcesz żony twojej suknie aresztować? Skończ, proszę.
FORD
Wytrząście kosz, powtarzam!
PANI FORD
Co robisz, człowieku, co robisz?
FORD
Jak jestem człowiekiem, panie Page, wczoraj z mojego domu wyniesiono schowanego w tym koszu gacha; czy nie może tam być raz drugi? Jestem pewny, że znajduje się teraz w moim domu; moja wiadomość jest niewątpliwa; zazdrość moja ma podstawę. Wyrzućcie mi z kosza wszystką bieliznę!
PANI FORD
Jeśli znajdziesz tam człowieka, jak pchłę go zabij.
PAGE
Tu nie ma nikogo.
PŁYTEK
Na moje słowo, to niedobrze, panie Ford; sam się krzywdzisz.
EVANS
Szukaj ratunku w motlitwie, panie Fort, a nie słuchaj potszeptów twojego serca; to zaztrość.
FORD
To tylko dowodzi, że nie ma w koszu człowieka, którego szukam.
PAGE
Nie, nie ma go nigdzie, tylko w twoim mózgu.
FORD
Jeszcze ten raz pomóżcie mi dom mój przetrząsnąć, a jeśli nie znajdę, czego szukam, bądźcie dla mnie bez miłosierdzia, weźcie mnie za wieczny przedmiot waszego pośmiewiska; niech odtąd będzie przysłowie: zazdrosny jak Ford, który szukał w pustym orzechu gacha swojej żony. Bądźcie mi pomocą raz jeszcze; jeszcze raz ze mną szukajcie!
PANI FORD
Hej, pani Page! Zejdź co prędzej, a przyprowadź z sobą starą kobietę; mąż mój chce wejść do pokoju.
FORD
Starą kobietę? Co za starą kobietę?
PANI FORD
Mojej garderobianej ciotkę z Brentford.
FORD
Tę czarownicę? Tę starą hultajkę? Czy nie zakazałem jej do mojego domu przychodzić? Przychodzi tu z poselstwami, czy nieprawda? Prostoduszni z nas ludzie; nie wiemy wcale, co się tam dzieje pod płaszczykiem ciągnięcia kabały. Rzemiosłem jej czary, zaklęcia, figury i Bóg wie, co tam jeszcze; wszystko to są rzeczy nad nasz rozum, nad nasze pojęcie. Zejdź mi tu zaraz, ty czarownico, zejdź mi tu zaraz, powtarzam!
PANI FORD
Uspokój się mój dobry, kochany mężulku. Mości panowie, nie pozwólcie mu bić starej kobiety.
/ Wchodzi pani Page, prowadząc Falstafla, przebranego za kobietę /
PANI PAGE
Śmiało, matko; nie bój się, pani Prat; daj mi rękę.
FORD
Dam ja tej matce synowskie powitanie. —Precz stąd, czarownico! bije go Ty łachmanie, ty kuglarko, ty tchórzu śmierdzący, ty banio nalana, precz stąd! Precz stąd! Ja cię tu zaklnę, ja ci tu kabałę pociągnę!
/ Wychodzi Falstaff /
PANI PAGE
Czy wstydu nie masz? Kto wie, czy tej biednej staruszki nie zabił.
PANI FORD
Jeśli jej nie zabił, to ją zabije. Wielka stąd dla ciebie chwała!
FORD
Na szubienicę z tą czarownicą!
EVANS
Co to tego, i ja myślę, że ta kopieta jest czarownicą. Nie łupię kopiet z tługą protą; witziałem ttugą protę pot jej potwiką.
FORD
Czy chcecie mi towarzyszyć, panowie? Panowie, proszę z sobą. Zobaczcie tylko koniec mojej zazdrości. Jeśli się tak załawiam, nie widząc tropu, nie zważajcie odtąd na moje granie.
PAGE
Nie sprzeciwiajmy mu się teraz; idźmy, panowie.
/ Wychodzą: Page, Ford, Płytek i Evans /
PANI PAGE
Czy widziałaś, jak mu porządnie skórę wygarbował?
PANI FORD
Porządnie? Ja bym raczej powiedziała nieporządnie, bo mu ją zostawił w okrutnym nieporządku.
PANI PAGE
Kij ten poświęcę i nad ołtarzem zawieszę, bo dobrego dopełnił uczynku.
PANI FORD
Co teraz myślisz? Czy niewieścia cnota i świadectwo dobrego sumienia pozwalają nam jeszcze nowej szukać na nim zemsty?
PANI PAGE
Sądziłabym, żeśmy już z niego wypędziły ducha lubieżności. Jeśli go diabeł nie posiadł na własność bezwarunkową, nie przypuszczam, aby raz jeszcze chciał nas kusić cieleśnie.
PANI FORD
Czy nie byłoby dobrze powiedzieć naszym mężom, jak mu się przysłużyłyśmy?
PANI PAGE
Należy im opowiedzieć wszystko, choćby dlatego tylko, żeby z głowy twojego męża bziki wygonić. Jeśli osądzą w swoim sercu, że należy jeszcze dręczyć biednego, grzesznego kawalera, będziemy znowu ich narzędziem.
PANI FORD
Jestem przekonana, że zechcą publicznie go zawstydzić, i moim zdaniem żart się nie skończy, dopóki publiczna hańba go nie spotka.
PANI PAGE
Więc do kuźni i kujmy plan nowy; bijmy żelazo, póki gorące.
/ Wychodzą /
SCENA III
/ Pokój w gospodzie pod Podwiązką /
/ Wchodzą Gospodarz i Bardolf /
BARDOLF
Niemcy żądają, panie, żebyś im wynajął trzy konie; książę przybywa jutro na dwór, a mają zamiar na spotkanie jego wyjechać.
GOSPODARZ
Cóż to za książę, co tak tajemnie przybywa? Nic o nim nie słyszałem na dworze. Chciałbym sam z panami tymi pogadać; czy mówią po angielsku?
BARDOLF
Mówią, panie. Zawołam ich do ciebie.
GOSPODARZ
Będą mieli konie, ale mi za nie dobrze zapłacą; osolę ich, jak należy. Mój dom był na ich rozkazy przez cały tydzień, dla nich wyprawiłem innych gości, słuszna, aby zapłacili za wszystkich; osolę ich i opieprzę. Chodź ze mną.
/ Wychodzą /
SCENA IV
/ Pokój w domu Forda /
/ Wchodzą: Page, Ford, pani Page, pani Ford i sir Hugo Evans /
EVANS
To najlepszy wymysł niewieściej uczciwości, jaki kiedykolwiek witzieć mi się ztarzyło.
PAGE
I te listy do was obu w jednym czasie wyprawił?
PANI PAGE
Nie było kwadransa różnicy.
FORD
Przebacz mi, żono! Rób odtąd, co zechcesz;
Wprzód o brak ciepła słońce będę skarżył,
Nim o twej cnocie zacznę powątpiewać.
Honor twój stoi tak silny, jak wiara
W tym, który dotąd śmiał być heretykiem.
PAGE
Skończmy; strzeż miary w zadośćuczynieniu,
Jak ją w obrazie strzec ci należało.
A teraz wróćmy do naszego planu.
Raz jeszcze trzeba, dla naszej zabawy,
Aby tej starej i nalanej kufie
Nowe spotkanie żony dały nasze,
Gdzie by go schwytać nie było nam trudno,
Na wstyd publiczny wystawić za karę.
FORD
Mym zdaniem plan ich ze wszystkich najlepszy.
PAGE
Co? Posłać mu zawiadomienie, że czekają na niego w parku o północy? Nie, nigdy tam nie przyjdzie.
EVANS
Powiatacie, że go to rzeki rzucono, że pył okrutnie zpity przeprany za starą papę, myślę więc, że ma teraz stracha, że nie przyjdzie; myślę, że jego cielsko tość surowo pyło ukarane, że nie ma już w sopie okruszyny żątzy.
PAGE
Oto moje przekonanie.
PANI FORD
Do was należy myśleć, co z nim zrobić,
Jak go tam ściągnąć, naszą będzie sprawą.
PANI PAGE
Stara to powieść, że Hern, sławny strzelec,
Niegdyś gajowy windsorskiego lasu,
Krąży co zima, gdy kur pieje północ,
Z rogatą głową, naokoło dębu;
Schną liście drzewa od jego oddechu,
Na trzody pada okrutna zaraza,
Krew zamiast mleka dojne dają krowy;
Dzwoni łańcuchem, że aż dreszcz przejmuje.
Każdy z was słyszał powieść o tym duchu,
Bo w to wierzyły babki zabobonne,
Jak świętą prawdę wnukom przekazały.
PAGE
I teraz jeszcze niejeden bez trwogi
W nocy do dębu Herna się nie zbliża.
Ale cóż z tego?
PANI FORD
Zamiarem jest naszym
Wezwać Falstaffa, by w Herna postaci
Spotkać nas przyszedł z rogami na głowie.
PAGE
A jeśli przyjdzie, wezwaniu posłuszny,
Co chcecie zrobić? Jakie wasze plany?
PANI PAGE
Wszystko gotowe na jego przyjęcie.
Moją Anusię i mojego synka,
I kilka chłopiąt jednego z nim wieku
Ubierzem w suknie białe i zielone,
Jak bandę duchów, wróżek i bogunek,
Z grzechotką w dłoniach, z pochodnią na głowie.
Jak tylko Falstaff przybliży się do nas,
Niechaj od traczów rowu z krzykiem wpadną,
Gdy my, spłoszone, zaczniemy uciekać,
Niech go otoczą, i wróżek zwyczajem
Niech szczypać zaczną nieczystego łotra,
Niech go pytają, czemu o tej porze,
O której wróżki tańczą przy księżycu,
W cichą, ich skokom poświęconą ustroń
Wcisnąć się ważył w profana postaci.
PANI FORD
A póki całej nie opowie prawdy,
Niechaj go szczypią, pochodniami palą.
PANI PAGE
Kiedy zaś przyjścia swego wyzna powód,
Wystąpim wszyscy, rogi mu zedrzemy,
I odprowadzim do Windsor z szyderstwem.
FORD
Żeby się wszystko, jak trzeba, udało,
Należy dzieci do roli ich wprawić.
EVANS
Zostawcie to mojej gorliwości; nauczę tzieci co i jak mają ropić; sam nawet przepiorę się za jakie straszytło, apy topiec kawalerowi moją pochotnią.
FORD
Nieporównane będziemy mieli widowisko. Idę zakupić dla nich maski.
PANI PAGE
Anusia będzie wróżek tych królową,
Prześlicznie w białe obleczona szaty.
PAGE
Ja kupię jedwab. Na stronie Korzystajmy z pory,
Pan Chudziak piękną wykradnie Anusię,
Ślub weźmie w Eton. Głośno Zaproście Falstaffa.
FORD
Wprzódy do niego pójdę jak pan Struga;
Powie mi wszystko; wiem, że nie odmówi.
PANI PAGE
Nie wątpię o tym. Idźmy bez spóźnienia
Wszystko dla naszych przygotować wróżek.
EVANS
Itźmy. Tziwnie to rozkoszne i uczciwe hultajstwo.
/ Wychodzą: Page, Ford i Evans /
PANI PAGE
Idź i poselstwo wypraw do Falstaffa,
Aby wybadać skryte jego myśli.
Wychodzi pani Ford
Ja teraz biegnę do mego doktora,
Szczerze mu sprzyjam, i nikt, jak on jeden,
Nie będzie mężem córki mej, Anusi.
Chudziak bogaty w ziemie, ale głupi,
Wiem, że mojego męża ma za sobą;
Aleć i doktór zebrał kapitały,
I ma na dworze potężnych przyjaciół;
On tylko jeden mężem mej Anusi,
Choć się i tysiąc innych o nią kusi. wychodzi
SCENA V
/ Pokój w gospodzie pod Podwiązką /
/ Wchodzą: Gospodarz i Głuptas /
GOSPODARZ
Czego chcesz, chamie? Czego żądasz, gruba skóro? Mów, ziej, rozprawiaj, tylko krótko, węzłowato, a żywo! Mów!
GŁUPTAS
Żeby powiedzieć prawdę, panie, przysyła mnie tu pan Chudziak z interesem do sir Johna Falstaffa.
GOSPODARZ
Tam jego pokoje, jego zamek, jego łoże i jego prycza, a naokoło świeżo malowana historia marnotrawnego syna. Idź, szukaj i wołaj, a odpowie ci w sposób antropofagiański. Stukaj, powtarzam.
GŁUPTAS
Stara kobieta, tłusta kobieta weszła do jego pokoju; pozwolę sobie, panie, zaczekać, aż zejdzie, bo szczerze mówiąc, do niej mam interes.
GOSPODARZ
Co? Tłusta kobieta? Toć ona gotowa okraść kawalera; zawołam. — Zuchu kawalerze! Zuchu sir Johnie! Odpowiedz płucami żołnierskimi: Czy jesteś u siebie? To twój gospodarz, twój Efezyjczyk woła.
FALSTAFF
/ z piętra /
Co tam nowego, gospodarzu?
GOSPODARZ
Jest tu cygan Tatar, który czeka na powrót twojej tłustej baby. Powiedz jej, zuchu, żeby zeszła natychmiast; mój dom jest uczciwy. Fe, tajemne schadzki, fe!
/ Wchodzi Falstaff /
FALSTAFF
Prawda, gospodarzu, że była u mnie przed chwilą stara, tłusta kobieta, ale już odeszła.
GŁUPTAS
Ale powiedz mi, proszę, panie, czy to nie była czarownica z Brentford?
FALSTAFF
Nie omyliłeś się, mój ślimaczku. Co chciałeś od niej?
GŁUPTAS
Pan mój, panie, pan mój, Chudziak, widząc ją na ulicy, wyprawił mnie za nią, aby się u niej poradzić, panie, czy niejaki Nym, który mu zwędził łańcuszek, ma ten łańcuszek, czy go nie ma.
FALSTAFF
Mówiłem właśnie o tym interesie ze starą kobietą.
GŁUPTAS
I cóż odpowiedziała, panie? Powiedz mi, proszę.
FALSTAFF
Odpowiedziała, że ten sam hultaj, który zwędził łańcuszek pana Chudziaka, skradł mu ten łańcuszek.
GŁUPTAS
Pragnąłbym z tą kobietą sam na sam się rozmówić, bo miałbym z nią jeszcze o czym innym w jego interesie pogadać.
FALSTAFF
A o czym? Słuchamy.
GOSPODARZ
Tak jest, słuchamy; gadaj, a żwawo, nie ociągaj się!
GŁUPTAS
Nie mogę rzeczy zataić.
GOSPODARZ
Zataj, albo zginąłeś!
GŁUPTAS
Otóż, panie, idzie tu o pannę Annę Page. Chciałbym się jej poradzić, czy jest w przeznaczeniu mojego pana dostać ją lub nie?
FALSTAFF
To jest, to jest w jego przeznaczeniu.
GŁUPTAS
Co, panie?
FALSTAFF
Dostać ją lub nie. Idź i powiedz twojemu panu, że mi tak odpowiedziała kobieta.
GŁUPTAS
Czy mogę śmiało mu to powiedzieć?
FALSTAFF
Możesz, braciszku, któż by mógł lepiej?
GŁUPTAS
Dziękuję waszej dostojności. Nowiny te nie pomału ucieszą mojego pana. wychodzi
GOSPODARZ
Ćwik z ciebie, nie lada ćwik z ciebie, sir Johnie. Ale czy była u ciebie jaka czarownica?
FALSTAFF
Była, gospodarzu, była czarownica, od której nauczyłem się więcej, niż od kogokolwiek w całym życiu; a do tego nie zapłaciłem nic za naukę, byłem raczej za nią zapłacony.
/ Wchodzi Bardolf /
BARDOLF
To zgroza, gospodarzu, proste oszustwo, proste oszustwo, gospodarzu!
GOSPODARZ
Gdzie moje konie? Daj mi dobrą o nich wiadomość, lumpacjo.
BARDOLF
Uciekły z oszustami. Ledwo przejechałem Eton, siedząc za jednym z nich z tyłu, rzucili mnie w błoto, spięli konie ostrogami i puścili się, że się aż kurzyło za nimi, jak prawdziwe trzy niemieckie diably, jak trzej doktorzy Fausty.
GOSPODARZ
Pośpieszyli zapewne na przyjęcie księcia, durniu. Ani mi gadaj, że uciekli: Niemcy to naród uczciwy.
/ Wchodzi sir Hugo Evans /
EVANS
Gdzie gospotarz?
GOSPODARZ
Co masz do mnie, panie?
EVANS
Miej oko na twoje ruchomości. Przyjaciel mój, który właśnie co przyjechał to miasta, powiata mi, że trzech skonfeterowanych Niemców okradli z pieniędzy i koni wszystkich operżystów w Reatins, Maitenheat i Colebrook. Uwiatamiam cię o tym przez przyjaźń, po masz rozum i towcip i konceptów co niemiara, nie chciałpym, żepy cię oszwapiono. Żegnam. wychodzi
/ Wchodzi doktor Kajusz /
KAJUSZ
Gdzie mon hôte de la Jarretière?
GOSPODARZ
Tu, panie doktorze, w wielkim kłopocie i okrutnej dylemmie.
KAJUSZ
Ja nie mógł powiedzieć, co to znaczyłem, ale ja słyszał, że wielki tu robiłem przygotowania na przyjęcie jednego księcia alemański, ale na honor, nie ma książę, który był na dwór czekany. Powiedział to panu gospodarz par amitié! Adieu! Wychodzi
GOSPODARZ
Wołaj na gwałt, hultaju, leć i wołaj! — Dopomóż mi, kawalerze. Zginąłem! Śpiesz się, leć mi, na gwałt wołaj, hultaju! Zginąłem!
/ Wychodzą: Gospodarz i Bardolf /
FALSTAFF
Chciałbym, żeby świat cały był oszwabiony, bo i ja byłem oszwabiony, a w dodatku obity. Gdyby doszło ucha dworaków, w co byłem przeobrażony i jak to moje przeobrażenie było wyprane i wywałkowane, wytopiliby ze mnie wszystką moją tłustość kropla po kropli i wysmarowali nią chodaki rybackie. O, ani wątpię, chłostaliby mnie swoimi zjadliwymi językami, żebym się skurczył jak suszona gruszka. Nie wiodło mi się na świecie od czasu, jak po raz pierwszy fałszywie przysiągłem przy primero. Na uczciwość, gdybym miał dość długi oddech na odmówienie pacierza, gotów bym za wszystkie moje minione grzechy pokutować. Wchodzi pani Żwawinska A ty skąd tu przychodzisz?
ŻWAWIŃSKA
Od dwóch stron, możesz mi wierzyć, panie.
FALSTAFF
Niech diabeł porwie jedną stronę, a jego żona drugą! Będą miały obie, na co zasłużyły. Więcej dla nich wycierpiałem, więcej niż znieść jest w stanie paskudna słabość ludzkiej natury.
ŻWAWIŃSKA
A one czy nie cierpiały? Ach, cierpiały nieboraczki, ręczę ci, panie! A jedna z nich nade wszystko, pani Ford, poczciwa dusza, zbita na kwaśne jabłko, cała sczerniała i zsiniała, nie znalazłbyś na niej jednej białej plamki.
FALSTAFF
Co mi pleciesz o sczernieniu i zsinieniu? Toć ja byłem zbity na wszystkie kolory tęczy, o mało nie byłem pojmany za czarownicę z Brentford, i gdyby nie moja przytomność umysłu, nie doskonałe udawanie starej baby, to ten huncwot komisarz byłby mnie wziął w dyby, tak jest, w zwyczajne dyby, jak czarownicę.
ŻWAWIŃSKA
Daj mi tylko, panie, chwile posłuchania w twojej izbie, a opowiem ci wszystko, a jestem przekonana, że się uradujesz. Zresztą mam i list, który niejedną rzecz wytłumaczy. Ach, niebożęta! Co tu kłopotów, żeby was połączyć! Jedno z was źle zapewne służy niebu, gdy was spotkało tyle przeciwności.
FALSTAFF
Chodź ze mną do mego pokoju.
/ Wychodzą /
SCENA VI
/ Inny pokój w gospodzie pod Podwiązką /
/ Wchodzą: Fenton i Gospodarz /
GOSPODARZ
Panie Fenton, nie mów do mnie; ciężko mi na sercu; świat mi obrzydł cały.
FENTON
Słuchaj mnie, proszę, przyjdź mi tylko w pomoc,
A jakem szlachcic, nad wartość twych koni
Jeszcze ci w złocie sto funtów dorzucę.
GOSPODARZ
Więc słucham cię, panie Fenton, a w najgorszym razie dotrzymam tajemnicy.
FENTON
Pamiętasz pewno, żem ci nieraz mówił
O mej miłości dla pięknej Anusi,
Która mi w zamian serce swoje dała,
O ile mogła, bez rodziców woli.
Teraz mi dziwnej list przysyła treści.
Figiel, o którym w liście tym donosi,
Tak bliski z moim planem ma stosunek,
Że oba razem muszę ci wyjawić.
Falstaff w tej sprawie wielkie trzyma miejsce.
Więc treść komedii opowiem ci teraz:
Między północą a pierwszą godziną,
Przy dębie Herna, droga moja Anna
Ma się pokazać jak wróżek królowa,
I dziwne cuda w tym wyprawiać stroju,
O których więcej w piśmie tym wyczytasz.
Śród krotofili, ojciec jej nakazał
Chyłkiem się wymknąć z Chudziakiem do Eton,
I tam, bez zwłoki, wziąć ślub przed ołtarzem.
Przyrzekła ojcu. Ale tu nie koniec.
Matka, przeciwna z Chudziakiem zamęściu,
Wielka stronniczka doktora Kajusza,
Plan ułożyła, by ją doktor wykradł,
I gdy się inni krotochwilą bawią,
Ślub wziął w dziekanii, gdzie ksiądz na nich czeka.
Niby posłuszna matki swojej planom,
Anna przyrzekła rękę doktorowi;
Lecz ostatecznie tak interes stoi:
Ojciec chce, żeby cała w bieli była,
Chudziak ją po tym ubraniu ma poznać,
Podać jej rękę i do Eton śpieszyć;
Z drugiej znów strony matki jej jest myślą,
Żeby ją doktor poznać mógł niemylnie,
(Bo wszyscy w maskach do komedii staną)
W zielonych szatach posłać ją do dębu,
Z wstęg jasnych pękiem do włosa wplecionych;
Doktor, gdy porę stosowną upatrzy,
Szczypnie ją w rękę, a na znak ten Anna
Pójść z nim przyrzekła do księdza w dziekanii.
GOSPODARZ
Kogóż zwieść pragnie? Czy ojca, czy matkę?
FENTON
Matkę i ojca, dobry gospodarzu,
Ze mną uciekać. Rachuję na ciebie,
Że w nocy, między dwunastą a pierwszą,
Sprowadzisz księdza, który nas w kościele
Połączy prawnie świętym sakramentem.
GOSPODARZ
Plan wyśmienity; biegnę do proboszcza;
Przyprowadź dziewkę, nie braknie wam księdza.
FENTON
Na moją wieczną wdzięczność możesz liczyć,
Prócz tego, zaraz usługę nagrodzę.
/ Wychodzą /
AKT PIĄTY
SCENA I
/ Pokój w gospodzie pod Podwiązką /
/ Wchodzą Falstaff i pani Żwawińska /
FALSTAFF
Proszę cię, skończ paplanie i ruszaj z Bogiem. Dotrzymam słowa. To trzecia próba; spodziewam się, że fortuna sprzyja nieparzystej liczbie. Idź z Bogiem. Powiadają ludzie, że nieparzysta liczba jest świętą liczbą przy urodzeniu, przedsięwzięciach i śmierci. A teraz zmiataj!
ŻWAWIŃSKA
Wystaram ci się o łańcuch i zrobię, co będę w stanie, żeby ci wyszukać parę rogów.
FALSTAFF
Idź z Bogiem, powtarzam, czas nagli. Głowę do góry i szoruj! Wychodzi pani Żwawińska, wchodzi Ford A, witamy, panie Strugo! Panie Strugo, rzecz się wyjaśni tej nocy albo nigdy. Bądź w parku około północy, przy dębie Herna, a zobaczysz dziwy.
FORD
Czy nie byłeś u niej wczora? Wszak mówiłeś, panie, że cię zaprosiła.
FALSTAFF
Byłem u niej, panie Strugo, w postaci biednego starowiny, jak mnie widzisz, a wyszedłem od niej, panie Strugo, w postaci starej baby. Ten przeklęty hultaj Ford, jej małżonek, ma w sobie najzapalczywszego diabła zazdrości, panie Strugo, jaki nigdy jeszcze wariata nie opętał. Opowiem ci wszystko. Zbił mnie na kwaśne jabłko, w postaci kobiety naturalnie, bo w postaci męża, panie Strugo, nie boję się samego Goliata z tkackim nawojem, bo wiem także, że ludzkie życie jest czółenkiem. Spieszno mi, chodź ze mną, w drodze opowiem ci resztę, panie Strugo. Od czasu, jakem skubał gęsi, lampartował w szkole i biczykiem siekał frygę, nie wiedziałem, co to jest kijem dostać, aż do tej pory. Chodź ze mną, opowiem ci dziwne rzeczy o tym hultaju Fordzie, na którym pomszczę się tej nocy, którego żonę oddam w twoje ręce. Chodź ze mną. Dziwne gotują się sprawy, panie Strugo; chodź ze mną.
/ Wychodzą /
SCENA II
/ Park Windsorski /
/ Wchodzą Page, Płytek i Chudziak /
PAGE
Tylko żwawo a śmiało! Położymy się w zamkowym rowie, póki nie zobaczymy pochodni naszych wróżek. Synu Chudziaku, pamiętaj o mojej córce.
CHUDZIAK
Bądź spokojny. Mówiłem z nią i ułożyłem się o znak, po którym ją poznam. Zbliżę się do ubranej biało i zawołam „mum!” ona odpowie „budget”, i tak się poznamy.
PŁYTEK
Bardzo dobrze. Ale co wam po mum i budget? Biała suknia odróżni ją dostatecznie. Wybiła dziesiąta.
PAGE
Noc jest chmurna, właśnie jakiej przystoją pochodnie i duchy. Szczęść Boże naszej krotofili! Złe myśli jeden tu ma diabeł, którego poznamy po rogach. Idźmy! Daj mi rękę.
/ Wychodzą /
SCENA III
/ Ulica w Windsor /
/ Wchodzą: pani Page, pani Ford i doktor Kajusz /
PANI PAGE
Mości doktorze, córka moja będzie w zielonej sukni. Gdy upatrzysz stosowną porę, weź ją za rękę i pędź co tchu do dziekanii, bierz ślub bez najmniejszej zwłoki. Idź przed nami do parku, bo my obie musimy iść razem.
KAJUSZ
Wiedziałem, co miał robić. Adieu!
PANI PAGE
Więc żegnamy, doktorze. Wychodzi doktor Kajusz Mój mąż nie tak się uraduje figlem wypłatanym Falstaffowi, co rozgniewa małżeństwem mojej córki z doktorem; ale mniejsza o to; lepsze krótkie łajanie, niż długie płakanie.
PANI FORD
Gdzie teraz Anusia i banda jej wróżek? Gdzie walijski diabeł Hugo?
PANI PAGE
Wszyscy leżą skryci w rowie, niedaleko dębu Herna, z przyćmionymi latarkami, które śród ciemności zabłysną na pierwsze nasze spotkanie z Falstaffem.
PANI FORD
Trudno, żeby się nie przeląkł na ten widok.
PANI PAGE
Jeśli się nie przelęknie, śmiać się z niego będziemy; a jeśli się przelęknie, śmiać się z niego będziemy podwójnie.
PANI FORD
Pięknie wyprowadzimy go w pole.
PANI PAGE
Gdzie rozpustnika ukarać wypada,
Śmiech nie jest śmiechem, zdradą nie jest zdrada.
/ Wychodzą /
SCENA IV
/ Park Windsorski /
/ Wchodzą: Sir Hugo Evans, Wróżki /
EVANS
Trepty! Trepty, moje wróżki! Za mną! A pamiętajcie wasze role; tylko śmiało! Proszę za mną to rowu. A jak tam znak, rópcie, jak przykazałem. Za mną, za mną! Trepty, trepty!
/ Wychodzą /
SCENA V
/ Inna część parku /
/ Wchodzi Falstaff, w przebraniu, z rogami jelenia na głowie /
FALSTAFF
Zegar windsorski wybił dwunastą; zbliża się chwila. Teraz, gorącej krwi bogi, przybądźcie mi na pomoc! Pamiętaj Jowiszu, że byłeś bykiem dla twojej Europy; miłość przyprawiła ci rogi. O, potężna miłości! ty przemieniasz, pod pewnym względem, człowieka w zwierzę, a pod innym znowu zwierzę w człowieka. Byłeś także, Jowiszu, łabędziem z miłości dla Ledy. O, potężna miłości! Jak zbliżyłaś boga do gęsi! Pierwszy grzech popełniony w postaci bydlęcia, o Jowiszu, co za grzech bydlęcy! Drugi grzech popełniony w postaci folwarcznego drobiu, pomyśl, Jowiszu, co za grzech folwarczny! Jeśli bogowie mają krew tak gorącą, co mają biedni śmiertelnicy? Co do mnie, jestem tu windsorskim jeleniem, a jak myślę, najkraśniejszym w całym borze. Daj mi, o Jowiszu, chłodny czas na tokowisko, lub kto mi za złe weźmie, jeśli wszystek mój łój wytopię? Kto się zbliża? Moja łania?
/ Wchodzą: pani Ford, pani Page /
PANI FORD
Jasiu, czy jesteś tu, mój jelonku, mój byczku?
FALSTAFF
To ty, moja pani z czarnym kosmykiem? Niech teraz niebo deszczy kartoflami, niech grzmi na nutę Zielone rękawki, niech jak grad sypią się cukierki, a jak śnieg marcypany, niech przyjdzie burza pokus, tu będę szukał schronienia. Całuje ją
PANI FORD
Pani Page przyszła ze mną, kochanku.
FALSTAFF
Podzielcie się mną jak darowanym jeleniem; dla każdej jeden udziec; moje boki zatrzymam dla siebie, moje ramiona dla leśniczego, a moje rogi przekazuję waszym mężom. A co, czy znam się na łowiectwie? Czy mówię jak Hern, sławny strzelec? Wyznaję teraz, że Kupido jest dzieckiem sumiennym, płaci mi na koniec, co mi był dłużny. Jakem duch prawdziwy, witajcie!
/ Wrzawa za sceną /
PANI PAGE
Przebóg! Co to za wrzawa?
PANI FORD
Panie, odpuść nam nasze grzechy!
FALSTAFF
Co to być może?
PANI FORD I PANI PAGE
/ razem /
Uciekajmy! Uciekajmy!
/ Wybiegają /
FALSTAFF
Zdaje się, że diabeł nie chce mojego potępienia; pewno się boi, żeby wytopiony ze mnie olej piekła nie podpalił, bo inaczej nigdy by mi tyle przeszkód na drodze nie stawiał.
/ Wchodzą: Sir Hugo Kraus, przebrany za Satyra; pani Żwawińska i Pistol; Anna Page jako królowa wróżek, a z nią brat jej i inne dzieci przebrane za wróżki, z woskowymi świecami na głowach /
ŻWAWIŃSKA
Czarne i szare, białe i zielone wróżki,
Co przy księżycu lotne przebieracie nóżki,
Nieodmiennych przeznaczeń dziedziczki sieroty,
Czas się zbliża, już pora wziąć się do roboty.
Daj hasło, Hobgoblinie.
PISTOL
Powietrzne zjawiska,
Niech każde, milcząc, czeka swojego nazwiska.
Świerszczu, lotem windsorskie zbiegnij kamienice,
Szczyp kucharki, aż będą czarne jak brusznice,
Gdzie znajdziesz niezmieniony popiół na kominie:
Królowa nasza karci flądry gospodynie.
FALSTAFF
To wróżki; kto się do nich wyrzec słówko waży,
Lub patrzy, jak tańcują po grobach cmentarzy,
Przed końcem roku śmierci pewny ten być może.
Zamknę oczy i milczkiem w trawie się położę.
/ Kładzie się twarzą ku ziemi /
EVANS
Gtzie Skoczek? Itź, gtzie tziewka przy pojaźni pożej,
Trzy razy pacierz zmówi, nim się spać położy,
Stań przy niej i jej tuszy jasnych pożycz skrzyteł,
Niech noc przemarzy całą śrót rajskich mamiteł,
Ale te, co usnęły, nie mówiąc pacierza,
Szczyp je, męcz je i kłuj je, jak kolcami jeża.
ŻWAWIŃSKA
Wy na zamek windsorski polećcie co żywo,
Siejcie w każdej komnacie błogosławieństw żniwo,
Niech się gmach dnia sądnego doczeka bez sromu,
Godny swych gości, goście godni swego domu.
Osypcie kwiatów deszczem stale orderowe
I płaszcze kawalerów, i tarcze herbowe,
A śród nocy, po łąkach pląsając wesoło,
Jak podwiązka mistyczne zataczajcie koło,
A koło to uwijcie zielenią tak jasną,
Że wszystkie łąk szmaragdy przy blasku jej zgasną;
Honny soit qui mal y pense wyhaftujcie potem
Szmaragdem i lazurem, purpurą i złotem,
Szukajcie na to kwiatów po łąkach i w borze,
Bo tylko kwiatów liściem wróżka pisać może.
Lecz nim z pierwszą godziną każda w was odleci,
Zwykłego nam obrzędu dopełnijmy, dzieci,
Przy dębie Herna taniec zatoczmy wesoły.
EVANS
Formujmy łańcuch, ręce popłatajmy społy,
Twadzieścia świętojańskich ropaczków nam świeci,
Gdzie pędziem krążyć w koło świętego nam trzewa.
Lecz stój! Człowieczy zapach nozdrzy mych towiewa.
FALSTAFF
Od walijskiej mnie wróżki pan Bóg niech zachowa!
Bo na sera kawałek zmienić mnie gotowa.
PISTOL
Robaku, od kolebki skazany na męki!
ŻWAWIŃSKA
Dotknijcie ogniem próby palce jego ręki,
Jeżeli krew się czysta w jego żyłach toczy,
To przy dotknięciu ogień bezsilny odskoczy,
Lecz jeśli drgnie z boleści, drganie nas przekona,
Że grzeszne bije serce śród grzesznego łona.
PISTOL
Do próby!
EVANS
Czy to trewno w popiół się opróci?
FALSTAFF
Och! och! och!
ŻWAWIŃSKA
To zgnilizna, to chlew sprośnych chuci!
Więc dalej, wróżki moje! Więc żwawo i śmiało
Do tańca i do pieśni! Szczypcie w takt mu ciało!
Pieśń
Hańba grzesznej wyobraźni
I rozpuście, godnej kaźni!
Ona w krew iskierkę ciska,
Myśl lubieżna na nią dmucha,
Coraz jaśniej ogień błyska,
Coraz wyżej płomień bucha.
Grzeszne ciało aż do kości
Szczypcie, wróżki, bez litości;
Szczypcie, pieczcie, aż na niebie
Blask jutrzenki noc pogrzebie!
/ Podczas gdy śpiewając wróżki szczypią Falstaffa, w jedną stronę uchodzi doktor Kajusz z wróżką zielono ubraną, w drugą Chudziak uprowadza wróżkę w bieli. — Wchodzi Fenton i wprowadza Annę Page. — Słychać za sceną polowanie, wszystkie wróżki znikają. — Falstaff odrzuca jelenie rogi i wstaje; wchodzą: Page, Ford, pani Page i pani Ford i zatrzymują go /
PAGE
Nie, nie uciekaj, jesteś w naszej mocy;
Tylkoż Hern jeden mógł ci się przysłużyć?
PANI PAGE
Proszę was, skończcie, dosyć tego żartu!
Co mówisz teraz o windsorskich żonach?
Czy widzisz, mężu? Powiedz, czy te rogi
Nie lepiej lasom niż miastu przystoją?
FORD
Powiedz mi teraz, kawalerze, kto jest rogalem? Panie Strugo, Falstaff jest hultajem, jest rogatym hultajem, oto są jego rogi, panie Strugo, a prócz tego, panie Strugo, ze wszystkich Forda ruchomości dostał się tylko kawalerowi kosz jego, jego kij i dwadzieścia funtów monety, które musi zwrócić panu Strudze, bo już w tym celu przyaresztowane jego konie, panie Strugo.
PANI FORD
Nie posłużyło nam szczęście, panie kawalerze, nigdy się nam zejść nie udało. Nie chcę cię więcej za mego kochanka, lecz będziesz zawsze moim jelonkiem.
FALSTAFF
Zaczynam się spostrzegać, że mnie wystrychnięto na osła.
FORD
A na wołu w dodatku, na co mamy dowody.
FALSTAFF
I to nie były wróżki? Trzy lub cztery razy przyszło mi na myśl, że to nie były wróżki, ale grzeszne moje zamiary, odurzenie zmysłów niespodziewanym napadem, wszystko to, na przekór rozumowi, dało pozór prawdy głupiemu błazeństwu, kazało mi wierzyć na chwilę, że to były wróżki. Patrzcie teraz, na jakiego dudka może wystrychnąć człowieka dowcip źle użyty.
EVANS
Sir Johnie Falstaffie, służ Pogu, porzuć grzeszne myśli, a szczypać cię wróżki nie pętą.
FORD
Wielki z ciebie orator, wróżko Hugonie.
EVANS
A i ty zapomnij swojej zaztrości, jeśli łaska.
FORD
Nie będę odtąd wątpił o uczciwości mojej żony, dopóki nie zaczniesz palić do niej cholewek dobrą angielszczyzną.
FALSTAFF
Czy mózg mój wystawiłem na słońce i do tego stopnia wysuszyłem, że nie miałem go dosyć, aby się nie dać złapać na taką wędkę? Czy i walijski kozieł będzie do mnie skakał? Czy mam nosić szłyk błazeński z walijskiego drelichu? To czas już, żebym się zadławił kawałkiem pieczonego sera.
EVANS
Nie topry ser na masło, a twój przuch to tylko samo masło.
FALSTAFF
Ser i masło! Toż się tego doczekałem, że podrwiwa ze mnie człowiek, który z angielszczyzny robi siekaninę? Ha, to dosyć, żeby wszystkie zachcianki miłosne i wszystkie nocne hulatyki z królestwa wypędzić!
PANI PAGE
Czy mogłeś przypuścić, panie kawalerze, że gdybyśmy nawet wyrzuciły z serca uczciwość za głowę i ramiona, gdybyśmy bez skrupułu piekłu się oddały, czy mogłeś przypuścić, że i w takim nawet razie potrafiłby diabeł natchnąć nas miłością do twej osoby?
FORD
Co, do takiej lemieszki, takiego woru wełny?
PANI PAGE
Wydętego człowieka?
PAGE
Starego, zimnego, wywiędłego, z nieznośnym brzuchem?
FORD
A potwarcy jak szatan?
PAGE
A jak Job ubogiego?
FORD
A złego jak jego żona?
EVANS
A ottanego porupstwu i szynkowniom, i krupnikowi, i winu, i lipcowi, i pijatyce, i klęciu, i purtom, i pijatykom?
FALSTAFF
Dobrze, dobrze, strzelajcie do mnie, jak do kaczki; macie nade mną górę, jestem pobity, nie mogę odpowiedzieć nawet walijskiej flaneli. Nawet głupota jest dostateczną sondą, żeby mierzyć głębokość mojego szaleństwa; róbcie ze mną, co wam się podoba.
FORD
Więc poprowadzimy cię do Windsor, panie kawalerze, do niejakiego pana Strugi, od którego wyłudziłeś pieniądze, podejmując się być jego rajfurem. Nie licząc tego, co już wycierpiałeś, zdaje mi się, że zwrot tych pieniędzy kwaśnym będzie dla ciebie jabłkiem do zgryzienia.
PAGE
Nie trać jednak serca, kawalerze. Zapraszam cię na wieczerzę do mojego domu, a pijąc szodo, będziesz mógł się śmiać z mojej żony, jak ona teraz z ciebie się śmieje, gdy jej powiem, że pan Chudziak wziął ślub z jej córką.
PANI PAGE
/ na stronie /
Wątpią o tym doktorzy. Jeśli Anna Page jest moją córką, to w tej chwili jest ona żoną doktora Kajusza.
/ Wchodzi Chudziak /
CHUDZIAK
Hola, hola, ojcze Page!
PAGE
Mój synu, co tam nowego? Co tam nowego, mój synu? Czy wszystko skończone?
CHUDZIAK
Skończone? Jeśli najmędrszy człowiek w całem hrabstwie Gloucester zrozumie co w tej sprawie, dam się powiesić.
PAGE
Cóż się to stało, synu?
CHUDZIAK
Przybywam więc do Eton, żeby wziąć ślub z panną Anną, a tu się pokazuje, że owa panna Anna to bęben niezgrabny. Gdyby to nie był kościół, to ja jego albo on mnie byłby wymłócił. Niech przepadnę, jeśli nie myślałem, że to była panna Anna, a to był pocztarski pachołek.
PAGE
Omyliłeś się w pośpiechu, na uczciwość.
CHUDZIAK
Nie potrzebujesz mi o tym mówić, bo i ja tak myślę, skoro wziąłem chłopca za dziewczynę. Gdybym się z nim był ożenił, mimo niewieściego ubrania, na niewiele taka zdałaby mi się żona.
PAGE
To twoja wina. Czy ci nie powiedziałem, jak moją córkę poznasz po ubiorze?
CHUDZIAK
Podsunąłem się do wróżki biało ubranej i krzyknąłem „mum”, a ona mi odkrzyknęła „budget”, jak się o tym z Anną umówiłem; a jednak nie była to Anna, ale pocztarski pachołek.
PANI PAGE
Dobry mój Jerzuniu, nie gniewaj się na mnie. Wiedziałam o twoich zamiarach, przebrałam więc córkę zielono, i żeby ci teraz prawdę powiedzieć, jest ona teraz w dziekanii i zapewne już ślub wzięła.
/ Wchodzi Kajusz /
KAJUSZ
Gdzie byłem, pani Page? Na honor, zrobiłem ze mnie dudka, zaślubiłem un garçon, klopaka; to nie Anna Page; na honor, zrobiłem ze mnie dudka.
PANI PAGE
Jak to? Czy nie wziąłeś wróżki zielono ubranej?
KAJUSZ
Wziąłem, na honor, wziąłem, ale to było klopaka, na honor, cały Windsor przewróciłem. wychodzi
FORD
Dziwne to jednak rzeczy; któż więc uprowadził prawdziwą Annę?
PAGE
Ze zgrozą zaczynam domyślać się prawdy. Patrzcie, zbliża się pan Fenton. Wchodzą: Fenton i Anna Page Co tam nowego, panie Fenton?
ANNA
Przebacz mi, ojcze! Dobra matko, przebacz!
PAGE
Powiedz, mi teraz, mościa panno, jak się to stało, że nie poszłaś w towarzystwie pana Chudziaka?
PANI PAGE
Dziewczyno, czemu nie poszłaś z doktorem?
FENTON
Wszystko opowiem, jej strach odjął mowę.
Mieliście zamiar gwałtem dać jej męża,
Bez miłosierdzia dla uczuć jej serca,
Ale co miłość dawno zjednoczyła,
Dziś ślub w kościele skojarzył na wieki.
Świętym jest przez nią grzech dziś popełniony,
I oszukaństwo jej obłudą nie jest,
Nieposłuszeństwem nazwać się nie może,
Bo ją ratuje od bezbożnych przekleństw,
Do których wieczny dawałyby powód
Gorzkie godziny przymuszonych związków.
FORD
Darmo się gniewać, nie ma tu lekarstwa.
Małżonków związek w niebie przeznaczony:
Pieniądz grunt kupi, lecz nie kupi żony.
FALSTAFF
Choć za główny cel waszych pocisków mnieście wybrali, pociechą jest dla mnie, że nie wszystkie wasze strzały trafiły.
PAGE
Ha, i cóż robić! Fenton, szczęść ci, Boże!
Podleźć ten musi, co skoczyć nie może.
FALSTAFF
Kto z psami w nocy polować zamierza,
Nie wie, jakiego upoluje zwierza.
PANI PAGE
I ja też nie chcę fochów dłużej stroić.
Niech wam da niebo długie dnie wesela!
Idźmy do domu, a przy dobrym ogniu
Śmiejmy się społem z wszystkich naszych figlów,
Sir John i wszyscy.
FORD
Wyznam, kawalerze,
Że jesteś słowny, bo jak ułożono,
Struga spać będzie z pana Forda żoną.
/ Wychodzą /
Posłowie
Józef Ignacy Kraszewski
Ze wszystkich komedii Szekspira ta jest z pewnością najpopularniejsza, najkomiczniejsza i z najwyborniej schwyconych typów złożona. Mogłaby się nazwać nie figlami kobiet wesołych, ale po prostu Falstaffem, gdyż przedziwny ten, rozpuszczony żołdak, którego dowcip równa się rozwiązłości, gra tu najwybitniejszą rolę i cała akcja dramatyczna około niego się skupia. Znamy go już z historii Henryka IV i Henryka V, gdzie pierwszy raz, gwoli rozweselenia widzów, wśród poważnego zjawia się dramatu, jako wesoły towarzysz młodego hulaki, następcy tronu.
W rejestrach Stationers Hall pod dniem 18 stycznia r. 1602, zapisał John Busby:
„Komedię doskonałą i zabawnie ułożoną sir Johna Faulstof (sic) i wesołych żonek windsorskich”.
Artur Johnson także zapisuje z polecenia Artura Busby:
„Książkę pod tytułem: Komedia doskonała i zabawnie ułożona sir Johna Faulstafa i wesołych żonek windsorskich”.
W tymże roku, u Artura Johnsona, któremu Busby prawa druku ustąpił, ukazał się *pierwszy zarys* Wesołych żonek windsorskich pod następującym tytułem:
Komedia bardzo zabawna i doskonale ułożona sir Johna Falstaffe i wesołych żonek windsorskich. Gdzie są razem połączone różne humory zmienne i zabawne sir Hugh kawalera włoskiego, sędziego Shallowa i jego mądrego kuzyna M. Slendera, z fanfaronadami chorążego Pistola i kaprala Nyma, przez Williama Szekspira. Tak jak ją wielekroć grywali słudzy wielce szanownego lorda kanclerza i przed jej królewską mością, i indziej. Londyn. (Drukowano przez T. C. dla Artura Johnsona, na sprzedaż w jego sklepie przy cmentarzu św. Pawła, pod znakiem kwiatu Lilii i Korony. 1602).
Wydanie to pierwotne powtórzone zostało w roku 1619. W roku 1623, w wielkim wydaniu zbiorowym, ukazała się dopiero komedia poprawna i wykończona, odmienna znacznie od pierwszej, taka, jaka dziś znana jest powszechnie.
W roku 1702 John Dennis, przerabiając to arcydzieło po swojemu i nadawszy mu tytuł nowy: Galant pocieszny, dodał w przedmowie wiadomość z tradycji zaczerpniętą:
„Komedia ta wcale do pogardzenia nie jest, mam słuszne powody to twierdzić. A najprzód, wiem z pewnością (I know very well), że się podobała jednej z największych królowych, jakie kiedy na świecie były, wielkiej nie tylko przez mądrość swą w sztuce rządzenia, ale i przez znajomość literatury a smak wykształcony w dramatach, którego dowiodła upodobaniem w starożytnych pisarzach. Komedia ta została napisana *z jej rozkazu* i według wskazówek przez nią danych, a tak jej było pilno widzieć ją graną, że kazała wygotować ją w dni piętnaście. Następnie, jak nam podanie powiada, była bardzo przedstawieniem jej ucieszona”.
W roku 1709 kronikarz Rowe w biografii Szekspira dodaje: „Królowa była tak ubawiona zachwycającą rolą Falstaffa we dwóch częściach Henryka IV, że nakazała poecie ją przedłużyć, ukazując go zakochanym, i mówią, że z tego powodu komedia napisana została”.
W roku 1710 Gildon powtarza to samo i pisze: „Mam największą pewność, że sztuka była w piętnaście dni napisaną. Rzecz podziwienia godna, zważywszy, że wszystko tu tak wybornie obmyślane i przeprowadzone bez żadnego zamieszania”.
Wszyscy późniejsi komentatorowie Szekspira poszli za tymi świadectwy i odnoszą to do pierwotnego zarysu komedii, z roku 1602. Johnson czyni uwagę, że nie ma rzeczy przykrzejszej nad pisanie wedle narzuconej, cudzej myśli. Malone na ostatek tłumaczy, jakim sposobem tradycja przechodziła, mówiąc, że Davenant mógł o tym powiedzieć Drydenowi, Dryden Gildonowi, a ten Dennisowi. Jak się z tego potem o epokę napisania sztuki wywiązał spór i polemika, nie znajdujemy właściwym rozpisywać się szeroko.
Zdania co do daty były podzielone, każdy swojego namiętnie bronił. W studiach tych nad Szekspirem najmniejszy szczegół nabierał wagi i roznamiętniał komentatorów, ale miało to swą dobrą stronę, bo zmuszało do poszukiwania, do zgłębiania przedmiotu, na czym rzecz i pracujący zyskiwali.
Chalmers, między innymi, naznaczał napisanie komedii na rok 1596. Tymczasem w r. 1598 piszący Meres, wielbiciel poety, w Palladis Tamia, wyliczając jego dzieła, nie wspomina o niej. Zapomnieć zaś sztuki, która zasłużyła na szczególne pochwały królowej, nie mógł.
Malone i Drake naznaczają rok 1601, Hugo, na słusznych opierając się wskazówkach, odrzuca tę datę. W r. 1601 Elżbieta, po buncie i ścięciu Essexa, nie była wcale w usposobieniu do zabawiania się wesołymi komediami; świadczą o jej humorze współczesne pamiętniki.
Najprawdopodobniej wystawiać musiano Falstaffa zimą, w latach 1599–1600, gdy wedle listów Rowlanda Whyte dwór królowej szalał, tańcował i bawił się bardzo hałaśliwie. Królowa sześćdziesiątośmioletnia śmiała się, grała, śpiewała, kokietowała mężczyzn, udawała młodą i roztrzepaną. Przyjmowano na dworze właśnie posła arcyksięcia Alberta, Flamandczyka Vereikena. (Luty).
Rowland Whyte pisze do Roberta Sydneya pod dniem 8 marca 1600 roku: „Przez cały tydzień lordowie byli w Londynie, czas spędzając na fetach i widowiskach, bo Vereiken obiadował we środę z milordem podskarbim, który dlań wydał obiad królewski, we czwartek milord kanclerz uroczyście go przyjmował, dając dlań wielką ucztę, bardzo wykwintną. Tu po obiedzie, komedianci jego grali przed Vereikenem Sir Johna Oldcastle z wielką jego uciechą”.
Wiadomo powszechnie, że przy pierwszym wystąpieniu Falstaffa w Henryku V (pisze dr Richard James) „osoba, której była ta rola powierzoną, nosiła nazwisko John'a Oldcastle; ale familia jego, która tegoż imienia używała, słusznie się obraziwszy wydaniem go na widowisko publiczne, skłoniła poetę, że musiał użyć niezręcznego wybiegu i dał jej nazwisko Johna Falstoph'a (sic), męża nie mniejszej cnoty”. (List w oryginale znajdujący się w Bodleian Library, przywiedziony przez F. V. Hugo).
W oryginalnym wydaniu Henryka IV (część II, scena II) w druku widać, poprawione później, pierwotne nazwisko „Oldcastle”.
Wszelkie więc jest podobieństwo, że przed posłem flamandzkim grano, dla zabawienia go, nie inną komedię, tylko tę, i zapewne nie w pierwotnej redakcji, w której jest para wierszy przykrych dla Flamandów, ale w późniejszym obrobieniu.
Zdaje się, że w pierwszym zarysie Szekspir miał myśl umieszczenia tych amorów Falstaffa przed śmiercią Henryka IV, gdyż w niej znajduje się wykrzyknik:
„I'll lay my life the mad Prince of Wales is stealing his father's deer”.
„Życiem gotów stawić, że ten szaleniec, książę Walii, tłucze tam ojcowskie daniele”.
Spostrzegł później poeta, że inne role, jak szacownej pani Kwikli (Quickly), sędziego Shallowa, nie dałyby się pogodzić z tą datą, i zmienił czas, w którym się rzecz dzieje, na pokoronacyjny, za Henryka V.
Oznaczenie tej epoki w wydaniu poprawnym jest dosyć wyraźne, mnóstwo drobnych szczegółów to poświadcza. Sędzia Shallow, który w Henryku IV mówi, że przed pięćdziesięciu laty był studentem, tu ma już lat osiemdziesiąt. W drugiej części Henryka IV Quickly zowie się biedną wdową z Eastcheap, w Henryku V już jest żoną Pistola, a w komedii właśnie Pistol, widząc ją wychodzącą od Falstaffa, woła:
„Rozpuśćmy żagle, pójdźmy za nią, wszystkie żagle na wiatr! Ognia! She is my prize, lub niech was wszystkich ocean pochłonie”.
Różnice między zarysem 1602 r. a późniejszym wykończeniem, szczególniej w stylu, są bardzo znaczne. W pierwszym — niezmiernie szybko po sobie, nie dając odetchnąć Falstaffowi, idą nieszczęśliwe próby, na które jest wystawiony. Między rzuceniem z kosza w błoto a kijmi są tylko dwie króciuchne sceny. Zaledwie zabłocony Falstaff wrócił do swej gospody, pani Quickly i Strug nadbiegają, namawiając go na drugą próbę; po czym następuje rozmowa dwóch rywalów Fentona i Slendera z panną Anną Page i Falstaff spieszy na kije. W drugiej redakcji rozkład już inny, porządek scen zmieniony, i trzy długie sceny dzielą od siebie dwie katastrofy.
Ostatnia przygoda w parku windsorskim, w pierwszym zarysie od bastonady dzieli się czterema scenami; w poprawnej komedii jest ich siedem.
Dodano trzy nowe sceny, przygotowujące rozwiązanie: odwiedzin Struga i dwie z osobami, dążącymi na miejsce w parku wyznaczone. Ostatnia scena znacznie poprawiona. W pierwszej redakcji mniemane duchy około dębu Herna śpiewają żartobliwe piosnki o dziewczętach, co poszły spać nie pomywszy misek, i prawnikach „z lisim wzrokiem”; w poprawnym znajduje się natchniona patriotyzmem pieśń o zamku windsorskim.
Nieskończona ilość drobnych rysów, dodatków pełnych humoru, odznacza wykończoną komedię. W pierwszym wydaniu brak zupełnie wspomnienia o orderze Podwiązki, które później dołożono, w roku zapewne 1603, gdy protektor i przyjaciel Szekspira, Southampton, po wstąpieniu na tron Jakuba, z więzienia został uwolniony i przyjęty do orderu.
Cały ten windsorski światek jest bez wątpienia pochwycony żywcem z natury. Są to postacie, które mutatis mutandis żyły, znane były i przypominały oryginały chodzące za życia Szekspira. Cała ludność małego miasteczka w głównych swych przedstawicielach się tu mieści; pochwycona z niezrównaną prawdą, humorem, tymi rysami, co wiecznie pozostają prawdziwe i nigdy nie starzeją. Ileż to razy później dramatyczni pisarze, na nowo typy podobne podnosząc, odtwarzali je, nie mogąc dojść do tej łatwej doskonałości, z jaką geniusz od niechcenia na papier i deski je rzucił.
Falstaff — mówiliśmy już o nim — takiego Falstaffa w XVII w. nie tylko w Anglii znajdziemy, pokażą go nam niejedne pamiętniki we Włoszech i we Francji, Schweinichen i Pasek na Śląsku i w Polsce, natrafimy nań w Niemczech — wszędzie, gdzie wojny najemnikami prowadzone takich awanturników tworzyły. W XVI i XVII w., nawet do połowy XVIII pełno takich Falstaffów po pułkach cudzoziemskiego autoramentu, w Prusach jeszcze pod kijmi Fryderyka I i II.
Ale Falstaff Szekspira, zgniły i zepsuty do szczętu, w niwecz zjedzony trądem rozpusty, ma w sobie ślad pewien jakiegoś lepszego pochodzenia i materiału, który w nim się tak wykoślawił — jest bystry, dowcipny, zręczny w mowie, gębę ma wyparzoną — pociąga właśnie tym, że jego zgniliznę przystraja taki dowcip cyniczny. Obok niego Pistol, Nym, cała ta hałastra — to już gmin i motłoch brudny. Możeż co trafniej, doskonalej być narysowanego nad tę gosposię Quickly, ze swą prostodusznością, głupotą, paplaniną bezmyślną i zepsuciem prawie bezwinnym, którą wyrobiło na słabej istocie życie i otoczenie.
Jako typy komiczne, Sędzia, w którym czuć, że nań wzór był brany z owego kawalera Tomasza Lucy'ego, do którego Szekspir miał ząb z lat młodych (herb jego dał poeta Sędziemu), nieoszacowany dudek Slender, ksiądz, doktor, są to żywiuteńcy ludzie. Doktor zresztą jest wiadomą figurą historyczną, znaną w owych czasach. Mieszkał on w Windsorze. Jack of Dover mówi o nim w swych anegdotach, (zowiąc go: Doctor of phisicke); trupa admirała grywała sztukę The French Doctor.
Równie naturalnie przedstawiają się dwie kobieciny wesołe, nielękające się tłustych żartów, swobodne w mowie, ale zacne i poczciwe małomiejskie kumoszki, doskonałe typy mieszczanek, które jeszcze dziś po świecie chodzą.
Poszukiwanie źródeł, jakimi się mógł Szekspir posługiwać do Falstaffa, niewiele ich odkryć pozwoliły — obcego tu mało weszło.
Historia Falstaffa ze Strugiem, przed którym się on spowiada z tego, co zamierza względem jego żony, zapożyczoną jest z niewyczerpanego skarbca włoskich noweli. Prototypem takiego męża i kochanka są: Doktór i Student boloński w Fiorentino Il Pecorone (Giovanni, Novella 2). Przerobiona taż sama historyjka w wydanych w Wenecji w r. 1569 Le tredeci Piacevoli notti del S. Giov. Straparola. W r. 1590 Tarleton przerobił tę powieść po angielsku w swych Nowelach czyścowych.
Szekspir czerpał zapewne z Tarletona. Sytuację tę Molière w Szkole Kobiet w inny sposób zużytkował.
Niemieccy badacze wskazują współczesne przerobienie włoskiej noweli, w XVI w., u siebie, w Michała Lindenera Rasibâchlein. Z tego lub pierwotnego źródła włoskiego, książę Henryk Juliusz brunszwicki zrobił swą Tragedię Wiarołomnej (Tragedia von einer Ehebrecherin). Kurz i Bodenstedt, opierając się na Cohn'a Shakespeare in Germany radzi by dowiedli, że tragedia księcia brunszwickiego była Szekspirowi znana, i że poeta angielski niektóre jej rysy mógł zużytkować.
Wskazywanie drobnostkowe zbliżonych do siebie miejsc w obu nie trafia nam do przekonania. Ograniczamy się zapisaniem tego faktu. Kurz wzmiankuje, że ks. brunszwicki pierwszy na scenie posługiwał się różnymi dialektami, i że Szekspir też współcześnie zaczął używać różnych języków i mowy popsutej. Nie zdaje się, by to mogło naśladowania dowodzić.
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |