William Shakespeare
Stracone zachody miłości
tłum. Leon Ulrich
OSOBY
* Ferdynand — król Nawarry
* Biron, Longaville, Dumain — panowie z dworu Ferdynanda
* Boyet, Mercade — dworzanie Księżniczki francuskiej
* Don Adriano de Armado — Hiszpan fantasta
* Nataniel — pleban
* Holofernes — bakałarz
* Tępak — policjant
* Łepak — pajac
* Ćma — paź Armada
* Gajowy
* Księżniczka francuska
* Rozalina, Maria, Katarzyna — damy dworskie Księżniczki
* Żakinetta — wieśniaczka
* Oficerowie, służba Króla i Księżniczki.
Scena w Nawarze.
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
/ Nawarra. Przed pałacem w parku. Wchodzą Król, Biron, Longaville, Dumain. /
KRÓL
Sława, za którą, żyjąc, wszyscy gonią,
Na grobach naszych niech żyje wyryta
I mówi o nas wśród milczenia śmierci.
Chociaż kormoran-czas wszystko pożera,
Pracą krótkiego żywota kupimy
Honor od jego potężniejszy kosy
I wieczność całą weźmiemy w dziedzictwo.
A więc wytrwałość, waleczni zdobywcy!
Bo śmiało zwać was mogę zdobywcami,
Gdy z wielką armią własnych namiętności
I pokus chcecie toczyć świętą wojnę.
Prawem jest dla nas edykt mój ostatni:
Nawarra świata zostanie podziwem,
Dwór nasz ogrodem będzie Akadema,
Cichym siedliskiem rozmyślań i sztuki.
Wy trzej, Bironie, Dumain, Longaville'u,
Daliście słowo trzy lat żyć tu ze mną,
Ćwiczyć się ze mną i wiernie zachować
Wszystkie przepisy w akcie tym spisane.
Daliście słowo, podpiszcie je teraz;
Kto choć literę ustawy pogwałci,
Własną prawicą honor swój zabije.
Kto, przysięgając, powiedział już: zgoda!
Niech do przysięgi podpis teraz doda.
LONGAVILLE
Jestem gotowy: będzie post trzyletni,
Niech duch ucztuje, gdy się martwi ciało;
Gdzie brzuch nadziany, pusta zwykle głowa;
Kwitnie tam ciało, gdzie kuchnia jest suta,
Ale wychodzi dowcip na bankruta.
DUMAIN
Dumain, mój królu, już jest umartwiony.
Wszystkie rozkosze niskie tego świata
Zostawia niskim świata niewolnikom,
Dla pychy, bogactw, miłości umiera,
Bo w filozofii wszystko to odszpera.
BIRON
Nie mogę tylko słowa ich powtórzyć:
Na co przysiągłem, to wiernie dotrzymam,
Całe trzy lata poświęcę nauce.
Są jednak inne surowe przykazy,
Jak — czas ten cały nie widzieć kobiety;
Sądzę, że tego w akta nie wciągniono,
Że mamy suszyć dzień jeden na tydzień,
Na jednym daniu w inne dnie poprzestać.
Sądzę, że tego w akta nie wciągniono,
Że w noc spać będziem tylko trzy godziny,
A we dnie nigdy oka nie zmrużymy,
Gdym ja miał zwyczaj spać w nocy jak dziecko,
A dnia połowę na noc zmieniać ciemną.
Sądzę, że tego w akta nie wciągniono,
Bo żadna księga śmiertelnym nie stanie
Za dobrą ucztę, kobietę i spanie.
KRÓL
Przysięga jednak wszystkiego ci wzbrania.
BIRON
Nie, królu, tego nie podzielam zdania.
Jam tylko przysiągł trzy lat tu przesiedzieć
I w starych księgach starą mądrość śledzić.
LONGAVILLE
Przysiągłeś, nie bądź daremnie upartym.
BIRON
Jeżelim przysiągł, to przysiągłem żartem,
Powiedz mi, proszę, co nauka znaczy?
KRÓL
Poznać to, czego nie znałbyś inaczej.
BIRON
Rzeczy zwyczajnym zmysłem niepojęte?
KRÓL
Tak, to nauki owoce są święte.
BIRON
Zgoda, przysięgam, że uczyć się będę,
Jak zakazaną naukę posiędę:
Gdzie szukać dobrej uczty i szklenicy,
Których mi prawo najwyraźniej broni;
Gdzie odkryć dziewkę o jasnej źrenicy,
Za którą próżno zwyczajny zmysł goni;
Jak, gdy przysięga, nad siły surowa,
Złamać przysięgę, a dotrzymać słowa.
Jeśli nauka naukę tę daje,
Nieznane rzeczy w ten sposób poznaje,
To zgoda, chętnie w kole waszym staję.
KRÓL
Takie nauki to nieprzyjaciele,
To puste pustych dowcipów wesele.
BIRON
Z wszystkich rozkoszy najniższą jest w cenie
Ta, co cierpieniem kupuje cierpienie;
Jak szukać światła w starych ksiąg ciemności,
Kiedy zdradliwie prawda łudzi oczy;
Albowiem oko zbyt chciwe światłości
Samo się tylko zbytnim blaskiem mroczy,
I zanim mędrek, gdzie światło jest, zbada,
Na zgasłych oczach noc ciemna osiada.
Naucz mnie raczej, jak w jaśniejszym oku
Utopić oko, cieszyć się z promieni;
Jeśli w tych ogni oślepnę potoku,
Noc ta ich światło na wieczny dzień zmieni.
Nauka, niby drugie słońce jasne,
Z wzgardą odpycha oko zbyt ciekawe,
Bo prócz cytaty na myśli niewłasne
Jaką z ksiąg starych mól wydobył strawę?
Chrzestny gwiazd ojciec na niebios sklepieniu,
Z których ci każdą nazwie po imieniu,
Czy lepiej widzi w bladym nocy brzasku
Niż prostak, który wędruje w ich blasku?
Na zbytku wiedzy czcza sława osiada,
A lada chrzestny ojciec imię nada.
KRÓL
Co za nauka, by zbijać naukę!
DUMAIN
I ile sztuki, by zniesławić sztukę!
LONGAVILLE
Złe chwasty sieje, dobre zboże piele.
BIRON
Bliska tam wiosna, gdzie gęś gniazdo ściele.
DUMAIN
Jak to stosujesz?
BIRON
Wszystko w swoim czasie.
DUMAIN
Mało w tym sensu.
BIRON
Lecz do rymu zda się.
KRÓL
Biron, jak w kwietniu przymrozek, ze złością
Morduje wiosny pierworodne dzieci.
BIRON
Czemuż ma lato swą dąć się pięknością,
Nim słowik z pieśnią do gaju przyleci?
Z poronionego kto cieszy się płodu?
Na Narodzenie Boże nie chcę róży,
Jak nie chcę w maju ni śniegu, ni lodu:
Lubię to tylko, co w czasie swym płuży.
Wy też na starość, chcąc do ksiąg się włożyć,
Przez dach skaczecie, by furtkę otworzyć.
KRÓL
Wracaj do świata, co cię jeszcze mami.
BIRON
Raz słowo dałem, zostanę więc z wami,
Choć głupstwa ze mnie gorętszy obrońca
Niż z was czciciele anielskiej mądrości.
Wierny przysiędze, przecierpię do końca
Trzy lata postu i wstrzemięźliwości.
Pozwól mi prawo odczytać raz jeszcze,
Nim własnoręczny podpis mój umieszczę.
KRÓL
Twoja uległość od hańby cię zbawia.
BIRON
/ czyta /
„Żadna kobieta nie zbliży się o milę od mego dworu”. Czy artykuł ten był już ogłoszony?
LONGAVILLE
Cztery dni temu.
BIRON
Obaczmy karę.
/ czyta /
LONGAVILLE
Kto wymyślił? Ja wymyśliłem.
BIRON
W jakim celu, słodki mój paniczu?
LONGAVILLE
By je surową odstraszyć ustawą.
BIRON
Dla modnych panien niebezpieczne prawo.
/ czyta /
„Item, mężczyzna, schwytany na rozmowie z kobietą w tych trzech lat przeciągu, ulegnie publicznej hańbie, której wybór zostawia się innym panom dworu”. Sam musisz złamać artykuł ten, panie;Córka Francuzów króla tu przybywa,Ambasadorka mądra a cnotliwa,I o niezwłoczne prosi posłuchanie.Ojciec chorobą o łoże rzuconyO Akwitanii zwrot się dopomina.Marne więc prawo lub marnie w te stronyśpieszy cudowna, królewska dziewczyna.
KRÓL
Jak nam to z myśli wyszło, przyjaciele?
BIRON
Mało tam rady, gdzie mądrości wiele;
Bo kto zbyt szuka nadziemskiej mądrości,
Zabywa zwykle ziemskich powinności;
Gdy celu dojdzie przez tysiączne trudy,
Zdobywa miasto, które spalił wprzódy.
KRÓL
Dziś ten artykuł ostać się nie może:
Konieczność zmusza przyjąć ją na dworze.
BIRON
Konieczność z naszą zwadzi się przysięgą
W tych trzech lat ciągu trzy tysiące razy,
Bo człek zwycięża przyrodzone skazy
Nie siłą woli, lecz łaski potęgą.
Ja zawsze powiem, gdy przełamię prawo:
To konieczności, nie moją jest sprawą.
Podpiszę. Prawa, niech tak jak są, będą;
Kto je przekroczy na jedną choć jotę,
Będzie za karę wieczną miał sromotę:
Nie mnie jednego pokusy osiędą.
Słowo, co jeden wyrzec się wahałem.
Złamię ostatni, jak ostatni dałem.
Aleć rozrywkę znajdziem jakąś przecie?
KRÓL
A któż by wątpił. Na dworze, jak wiecie,
Mamy z Hiszpanii dziwnego szlachcica;
Darmo równego szukać mu na świecie,
Bo w głowie jego konceptów mennica;
Dla niego dźwięki własnego języka
Mają harmonię jak rajska muzyka;
Mądry kawaler bez apelu sądzi,
Kto w ceremoniach biegły, kto w nich błądzi.
On to, Armado, w wytchnienia godzinach
Będzie nam prawił o rycerskich czynach
Mężów swej ziemi, które czas w swym pędzie
Przyprószył trochę zapomnienia pyłem,
Nie wiem, czy wam się podobać to będzie,
Co do mnie, zawsze brednie te lubiłem;
Ja go nadwornym gęślarzem mianuję.
BIRON
Zgoda, Armado kawaler to znany;
On nowe słowa na urząd wciąż kuje,
Ostatniej mody rycerz pasowany.
LONGAVILLE
On więc i Łepak wszystkiemu poradzą,
A trzy nam lata godziną się zdadzą.
/ Wchodzą Tępak z listem i Łepak. /
TĘPAK
Który z was jest księciem we własnej osobie?
BIRON
To ten; przyjacielu, czego potrzebujesz?
TĘPAK
Ja sam reprehenduję jego osobę, bo jestem jego dostojności konwisarzem, lecz chciałbym widzieć własną jego osobę we krwi i ciele.
BIRON
To on jest.
TĘPAK
Sinior Arme — Arme — poleca się waszej dostojności. Brzydkie dzieją się rzeczy na świecie. List ten opowie wam resztę.
ŁEPAK
Co się tam miele, na mnie się skrupi.
KRÓL
List od wspaniałomyślnego Armado.
BIRON
Jakkolwiek niska treść być może, mam w Bogu nadzieję, że na szczytnych słowach nie braknie.
LONGAVILLE
Szczytne nadzieje, a niska rzeczywistość. Daj nam Boże cierpliwość!
BIRON
Czy żeby słuchać, czy żeby nie słuchać?
LONGAVILLE
Żeby słuchać spokojnie, śmiać się umiarkowanie albo od jednego i drugiego się wstrzymać.
BIRON
To będzie zależeć od tego, jak nas wysoko do wesołości nastroi.
ŁEPAK
Wszystko, co tam stoi, mnie się tyczy i mojego uczynku z Żakinettą. A uczynek ten jest, panie, że mnie schwytano z nią na uczynku.
BIRON
W jaki sposób?
ŁEPAK
Sposób i formę w trzech punktach wyłożę, jak następuje: widziano mnie z nią w folwarku, jak przy niej na ławie siedziałem; widziano mnie potem, jak poszedłem z nią do ogrodu, co razem wzięte stanowi sposób i formę, jak następuje. Co do sposobu jest to sposób, w jaki zwykle mężczyzna z kobietą rozmawia; co do formy, była to forma…
BIRON
A co do: jak następuje?
ŁEPAK
Co do: jak następuje, to zależy od nastąpić mającej kary; a niech Bóg dobrej sprawie dopomoże!
KRÓL
Czy chcecie słuchać listu z uwagą?
BIRON
Jakbyśmy słuchali wyroczni.
ŁEPAK
Tak to bywa, kiedy człowiek słucha podszeptów swojego cielska.
KRÓL
/ czyta /
„Wielki deputowany, niebios namiestniku, jedyny wszechrządco Nawarry, ziemski Boże mojej duszy, a opiekunie i karmicielu mojego ciała…”
ŁEPAK
Jeszcze ani słowa o Łepaku.
KRÓL
/ czyta /
„tak więc się to stało”.
ŁEPAK
Może się i tak stało, ale jeśli utrzymuje, że się to tak stało, to tylko tak, tak prawdę mówi.
KRÓL
Pokój!
ŁEPAK
Mnie i ludziom dobrej woli, którym jak mnie bić się nie chce.
KRÓL
Ani słowa więcej.
ŁEPAK
O cudzych sekretach, jeśli łaska, dobrotliwy panie.
KRÓL
/ czyta /
„Tak więc się to stało: Oblężony przez żałobnofarbną melancholię zamierzyłem dać czarno-dręczącym humorom zbawienne lekarstwo zdrowiodającego powietrza, i jak jestem szlachcic, wyszedłem na przechadzkę. O której godzinie? O szóstej godzinie, gdy bydlęta najlepiej szczypią trawę, ptactwo najlepiej dziobie ziarno, a lud zasiada do uczty, która pospolicie nazywa się wieczerzą. Tyle co do czasu: kiedy? Teraz co do gruntu: gdzie? — Gdzie, chcę powiedzieć, przechadzać się zamierzyłem: grunt ten nosi nazwisko twojego parku. Teraz co do miejsca: gdzie? — Gdzie, chcę powiedzieć, byłem świadkiem tego bezwstydnego, najniewłaściwszego wypadku, który wyciska z mego śnieżnobiałego pióra hebanowofarbny atrament, na który w tej chwili patrzysz, poglądasz lub wzrok rzucasz. Więc co do miejsca: gdzie? Miejsce to leży między północą a wschodem, między wschodnim a zachodnim kątem twojego dziwnie powikłanego ogrodu. Tam to ujrzałem tego niskodusznego pachołka, tego nikczemnego kiełbika twojej zabawy…”
ŁEPAK
Mnie?
KRÓL
/ czyta /
„tę ciemną, małoumną duszę…”
ŁEPAK
Mnie?
KRÓL
/ czyta /
„tego płytkiego wasala…”
ŁEPAK
Zawsze mnie?
KRÓL
/ czyta /
„który, ile sobie przypominam, odpowiada na imię Łepak…”
ŁEPAK
O, to ja!
KRÓL
/ czyta /
„złączonego i sparzonego, wbrew twoim postanowionym i publikowanym edyktom, twoim najwyraźniejszym statutom, z-z-o! z-o! co za męka dla mej duszy, powiedzieć z kim…”
ŁEPAK
Z dziewczyną.
KRÓL
/ czyta /
„z córką naszej prababki Ewy, z białogłową lub żeby łagodniejszego użyć wyrażenia, z niewiastą. Jego to, kłuty mojej wiernej powinności uczuciem, posyłam ci, by należną otrzymał karę, pod strażą komisarza waszej słodkiej dostojności, Antoniego Tępaka, męża dobrej sławy, prowadzenia się, obyczajów i kredytu”.
TĘPAK
To jest mnie, z przeproszeniem waszej wielmożności: nazywam się Antoni Tępak.
KRÓL
/ czyta /
„Co do Żakinetty (tak się nazywa słabe naczynie, które schwytałem z wyżej wyrażonym pachołkiem), zatrzymałem ją jako naczynie twoich praw surowości, a na najmniejszy znak twojej słodkiej woli, stawię ją do sądu. Twój, w całym poświęceniu i serce-palącym ogniu powinności,
Don Adriano de Armado”
BIRON
Nie tak dobrze, jak się spodziewałem; najlepsza to jednak kompozycja, jaką kiedykolwiek słyszeć mi się zdarzyło.
KRÓL
Bez zwątpienia, z najgorszych najlepsza. Ale ty, mopanku, co ty na to?
ŁEPAK
Zeznaję dziewczynę.
KRÓL
Czy słyszałeś o statucie?
ŁEPAK
Zeznaję, że słyszałem o nim wiele, ale baczyłem nań mało.
KRÓL
Statut skazuje na roczne więzienie każdego schwytanego z dziewczyną.
ŁEPAK
Ale ja nie byłem schwytany z dziewczyną, lecz z panienką.
KRÓL
Statut mówi także i o panienkach.
ŁEPAK
Ale to nie była panienka, to była dziewica.
KRÓL
I to statut powiedział; statut mówi wyraźnie: lub dziewicą.
ŁEPAK
Jeśli tak mówi statut, to ja przeczę jej dziewictwu: schwytano mnie z niezamężną niewiastą.
KRÓL
Ta niezamężna niewiasta na nic ci się nie przyda.
ŁEPAK
Jako żywo, niezamężna niewiasta bardzo mi się przyda.
KRÓL
Słuchaj teraz wyroku: skazany jesteś na tygodniowy post o wodzie i otrębach.
ŁEPAK
Wolałbym modlić się przez miesiąc o rosole i baraninie.
KRÓL
A Don Armado będzie twoim stróżem.
Bironie, oddaj więźnia w jego ręce.
A teraz idźmy, związani ustawą,
Prowadzić życie święte i surowe.
/ Wychodzą Król, Longaville, Dumain. /
BIRON
Idę o zakład, kapelusz za głowę,
Że z dymem wkrótce całe pójdzie prawo.
Mopanku, w drogę!
ŁEPAK
Cierpię za prawdę, panie, bo prawda, że mnie schwytano z Żakinettą i że Żakinetta prawdziwą jest dziewicą. Witaj więc, gorzki kielichu pomyślności! Prędzej lub później uśmiechnie się smutek, a tymczasem ukój się, boleści!
/ Wychodzą. /
SCENA DRUGA
/ Inna część parku, przed domem Armada. Wchodzą Armado i Ćma. /
ARMADO
Paziu, co się to znaczy, gdy melancholia ogarnia wielką duszę?
ĆMA
To znaczy niewątpliwie, że wielka dusza będzie smutna.
ARMADO
Smutek i melancholia to jedno i to samo, drogi wyrostku.
ĆMA
Bynajmniej, bynajmniej, mój panie, bynajmniej.
ARMADO
Jak rozróżniasz smutek od melancholii, kruchy młodzieniaszku?
ĆMA
Przez potoczny wykład ich skutków, mój twardy staruszku.
ARMADO
Dlaczego: twardy staruszku? Dlaczego: twardy staruszku?
ĆMA
Dlaczego: kruchy młodzieniaszku? Dlaczego: kruchy młodzieniaszku?
ARMADO
Powiedziałem „kruchy młodzieniaszku” jako stosowny epitet, właściwy twoim młodym latom, które słusznie możemy nazywać kruchymi.
ĆMA
A ja powiedziałem „twardy staruszku” jako tytuł właściwy twoim podeszłym latom, które słusznie możemy nazwać twardymi.
ARMADO
Pięknie i stosownie.
ĆMA
Jak to rozumiesz, panie? Czy ja piękny, a moja odpowiedź stosowna, czy ja stosowny, a moja odpowiedź piękna?
ARMADO
Ty jesteś piękny, bo mały.
ĆMA
Mało piękny, gdy mały, a dlaczego stosowny?
ARMADO
Dlatego stosowny, że żywy.
ĆMA
Czy to mówisz, panie, na moją pochwałę?
ARMADO
Na twoją zasłużoną pochwałę.
ĆMA
Mógłbym to samo powiedzieć na pochwałę węgorza.
ARMADO
Jak to, że węgorz dowcipny?
ĆMA
Że węgorz jest żywy.
ARMADO
Chciałem powiedzieć, że jesteś żywy w odpowiedziach. Krew mi psujesz.
ĆMA
Przestaję na tej odpowiedzi.
ARMADO
Sprzeciwianie się nie popłaca u mnie.
ĆMA
/ na stronie /
Wierzę bardzo, bo nie masz szeląga.
ARMADO
Przyrzekłem trzy lata razem z księciem nauce poświęcić.
ĆMA
Godzina wystarczy.
ARMADO
Być nie może.
ĆMA
Ile czyni trzy razy jeden?
ARMADO
Nie jestem mocny w rachunkach; to dobre dla szynkarczyka.
ĆMA
Wszak jesteś szlachcicem i szulerem, mój panie?
ARMADO
Nie przeczę; jedno i drugie jest pokostem doskonałego kawalera.
ĆMA
Więc wiesz niewątpliwie, ile czyni as do dwójki przyrzucony.
ARMADO
Czyni dwa więcej jeden.
ĆMA
A co nikczemne pospólstwo nazywa trzy.
ARMADO
Prawda.
ĆMA
Jeżeli tak jest, mój panie, gdzież są trudności nauki? Już się nauczyłeś, co jest trzy w mgnieniu oka, a jak łatwo do wyrazu trzy dodać lata i uczyć się trzy lata w dwóch wyrazach: to by ci i tańczący koń powiedział.
ARMADO
Cudowny rachunek!
ĆMA
/ na stronie /
Który sprowadza cię do zera.
ARMADO
Teraz wyznam ci, że się zakochałem; a że miłość poniża żołnierza, zakochałem się w niskiego rodu dziewce. Gdyby dobyta szabla przeciw miłosnym honorom mogła mnie uwolnić od grzesznych o niej myśli, zabrałbym żądze do niewoli i przedał je jakiemu francuskiemu dworakowi za ukłon ostatniej mody. Gardzę westchnieniami i sądzę, że należałoby mi wykląć się Kupidyna. Pociesz mnie, mój paziu, powiedz, jacy sławni ludzie byli zakochani?
ĆMA
Herkules, mój panie.
ARMADO
O słodki Herkulesie! Więcej powagi, mój paziu, przytocz mi więcej, o słodki mój paziu, a niech to będą ludzie dobrej sławy i nieugiętego charakteru.
ĆMA
Samson, mój panie. To mi dopiero był człowiek nieugięty; toć on nosił na barkach bramy miasta jak tragarz, a był zakochany.
ARMADO
O krzepki Samsonie! O barczysty Samsonie! O tyle jestem lepszy od ciebie na szable, o ile ty lepszy ode mnie na noszenie bram miejskich. I ja też jestem zakochany. Kto była kochanka Samsona, droga Ćmo moja?
ĆMA
Kobieta, panie.
ARMADO
Jakiej cery?
ĆMA
Wszystkich czterech albo trzech, albo dwóch, albo żadnej ze czterech.
ARMADO
Ale powiedz mi dokładnie jakiej cery?
ĆMA
Zielonej jak morska woda.
ARMADO
Czy to ze czterech cer jedna?
ĆMA
Jak nauczają książki, panie, a do tego najlepsza ze wszystkich.
ARMADO
Prawda, że kolor zielony jest kolorem kochanków, ale żeby wziąć kochankę zielonego koloru, nie sądzę, żeby Samson wiele miał do tego powodów. Kochał ją zapewne dla jej rozumu?
ĆMA
Zgadłeś, panie, bo miała rozum zielony.
ARMADO
Cera mojej kochanki to niepokalana białość i czerwoność.
ĆMA
Bardzo pokalane myśli kryją się zwykle pod tak niepokalanymi kolorami.
ARMADO
Wytłumacz się jaśniej, paziu mój, głęboko ćwiczony.
ĆMA
Dowcipie mojego ojca, a matki mojej języku, przybądźcie mi na pomoc!
ARMADO
Słodka inwokacja dla dziecięcia, prześliczna i patetyczna!
ĆMA
Gdy róża z lilią lica jej kryje,
Kto poznać błędy jej zdoła,
Kiedy błąd każdy róże wywoła,
A każda trwoga lilije?
Ni kiedy grzeszy, ni gdy się boi,
Żaden nie zgadnie młodzieniec:
Bo zawsze bladość, zawsze rumieniec
Jasne oblicze jej stroi.
Niebezpieczne to, panie, wiersze dla białego i czerwonego koloru.
ARMADO
Czy nie przypominasz sobie, mój paziu, ballady O królu i żebraczce?
ĆMA
Świat dopuścił się podobnej ballady już temu lat trzysta, ale nie sądzę, żeby ją teraz znaleźć gdzie można było; zresztą gdyby się nawet i znalazła, na nic by się nie przydała ani treścią, ani nutą.
ARMADO
Dołożę starania, żeby ten przedmiot traktowany był na nowo; będzie to dla mnie potężny przykład na obronę mojego błędu. Kocham wieśniaczkę, paziu, którą schwytałem w parku z tym rozumnym bydlęciem Łepakiem. Zasłużyła…
ĆMA
/ na stronie /
Na chłostę i na lepszego niż mój pan kochanka.
ARMADO
Śpiewaj mi, paziu. Duch mój omdlewa z miłości.
ĆMA
Dziwi mnie to niepomału, gdy w sercu nosisz tak lekką dziewkę.
ARMADO
Śpiewaj, powtarzam.
ĆMA
Poczekaj, panie, aż ludzie ci przejdą.
/ Wchodzą Tępak, Łepak i Żakinetta. /
TĘPAK
Książę poleca ci, panie, abyś trzymał Łepaka pod dobrą strażą, nie dozwalał mu ani uciechy, ani pokuty, a trzy razy na tydzień pościć kazał. Co do tej panienki, polecono mi w parku ją trzymać jako mleczarkę. Żegnam cię, panie.
ARMADO
Zdradzam się rumieńcem. Dziewczyno!
ŻAKINETTA
Kawalerze!
ARMADO
Odwiedzę cię w altanie.
ŻAKINETTA
Jak się zdarzy.
ARMADO
Znam miejsce.
ŻAKINETTA
Chryste, jaki z was mędrek!
ARMADO
Opowiem ci cuda.
ŻAKINETTA
Z taką facjatą?
ARMADO
Kocham cię.
ŻAKINETTA
Nie pierwszyzna mi to słyszeć.
ARMADO
Bywaj mi więc zdrowa!
ŻAKINETTA
Niech wam towarzyszy pogoda!
TĘPAK
Dalej, Żakinetto, nie traćmy czasu!
/ Wychodzą Tępak i Żakinetta. /
ARMADO
Będziesz pościł za twoje grzechy, nicponiu, póki nie otrzymasz przebaczenia.
ŁEPAK
Spodziewam się, panie, że jeśli muszę pościć, to z pełnym żołądkiem.
ARMADO
Czeka cię ciężka pokuta.
ŁEPAK
To lepsza moja dola niż waszych ludzi, których lekka jest płaca.
ARMADO
Poprowadź tego hajdamaka, a zamknij go dobrze.
ĆMA
Marsz więc, grzeszny niewolniku, w drogę!
ŁEPAK
Nie zamykaj mnie, łaskawy panie, dozwól mi pościć na wolnym powietrzu.
ĆMA
Nie, nie, mopanku, będziesz żył powietrzem, ale pod kluczem.
ŁEPAK
Dobrze, dobrze, jeśli obaczę kiedy wesołe dni utrapienia, które widziałem, obaczycie…
ĆMA
Co obaczymy?
ŁEPAK
Nic, panie Ćmo, nic, chyba co się pokaże. Nie rzecz to więźniów zbyt milczeć w gadaniu, nic więc nie powiem. Dzięki Bogu, mam tak mało jak i drudzy cierpliwości, mogę siedzieć spokojnie.
/ Wychodzą Ćma i Łepak. /
ARMADO
Kocham nawet ziemię, która jest niska, po której stąpa jej trzewik, który jest niższy, który nosi jej noga, która jest najniższa. Jeśli kocham, krzywoprzysięgnę (co jest wielkim dowodem wiarołomstwa), a jak może być wierną miłość, która rodzi się z niewiary? Miłość to mara; miłość to diabeł; nie ma złego anioła prócz miłości. A przecie pokusom jej uległ Samson, choć wielką miał siłę; a przecie Salomon dał się jej uwieść, choć wielki miał rozum. Strzały Kupidyna były za twarde dla Herkulesowej maczugi, trudno, żeby im sprostała hiszpańska szabla. Pierwsza i druga reguła mojej sztuki na nic się tu nie przyda, on szydzi z passado, śmieje się z pojedynku. To jego hańbą, że go nazywają chłopięciem, ale to jego chwałą, że mężów podbija. Żegnaj więc, odwago, rdzewiej, moja szablo, umilknij, bębnie, bo Wasz rycerz zakochany, tak jest, kocha. Bądź mi pomocą, boże rymów, bo niewątpliwie powiję sonet. Koncypuj więc, mój dowcipie, a pisz, moje pióro, bo mam w myśli całe foliały poezji.
/ Wychodzi. /
AKT DRUGI
SCENA PIERWSZA
/ Inna część parku. Pawilon i namioty w odległości. Wchodzą Księżniczka francuska, Rozalina, Maria, Katarzyna, Boyet, panowie, służba. /
BOYET
Zbudź teraz, pani, twe najlepsze myśli,
Zważ, kto cię wysłał — ojciec, król potężny —
Do kogo wysłał, jaki cel poselstwa.
Sama, wysoko przez świat poważana,
Idziesz traktować z jedynym dziedzicem
Doskonałości, jakie kiedykolwiek
Męża zdobiły — z monarchą Nawarry.
Celem układów akwitańska ziemia
Godna za posag dla królowej służyć.
Bądź teraz szczodra w użyciu tych wdzięków,
Które natura dała ci z szczodrotą.
Całą z nich bowiem okradła przód ziemię,
Ażeby wszystkie zlać na ciebie jedną.
KSIĘŻNICZKA
Wierzaj, ma piękność, jakkolwiek uboga,
Nie potrzebuje wymowy twej kwiatów;
Cenę piękności sąd oka stanowi,
A nie lichego język tandetnika.
Mniej czuję dumy, pochwał twych słuchając,
Niż ty radości, że z takim dowcipem
Rozgłaszasz mojej piękności pochwały —
A teraz rada za radę; mój panie,
Wiesz, bo się wszędzie wieść o tym rozbiegła,
Że król Nawarry związał się przysięgą
Na dwór milczący kobiet nie przypuszczać,
Aż trzy lat spędzi na ciężkiej nauce.
Nim więc przestąpim bramy zakazane,
Sądzę, że naszą pierwszą powinnością
Wybadać dobrze, jaka jego wola.
Pełna ufności w twej pięknej wymowie,
Ciebie za mego biorę pośrednika;
Idź, mów, że córka francuskiego króla
O osobiste prosi posłuchanie
W sprawach najmniejszej zwłoki nie cierpiących.
Spiesz się, my będziem na odpowiedź czekać,
Jak czeka na nią suplikant pokorny.
BOYET
Dumny z poselstwa, wykonać je śpieszę.
/ Wychodzi. /
KSIĘŻNICZKA
Zawsze się duma z dobrą śpieszy wolą.
Kto mi z was powie panów tych nazwiska,
Co razem z księciem mądrość ślubowali?
PIERWSZY PAN
Pierwszy Longaville.
KSIĘŻNICZKA
Kto zna tego męża?
MARIA
Ja go znam, pani, widziałam go bowiem
W Normandii, kiedy dziedzic Perigordu
Jana Falconbridge córkę brał za żonę.
Wszyscy mu wielkie przyznają zdolności:
Ćwiczony w sztukach, orężem wsławiony;
Czego zapragnie, wszystko mu do twarzy.
Jedyną plamą cnót jego piękności
(Jeśli co może plamić cnoty piękność)
Dowcip za ostry, za uparta wola;
Bo kiedy dowcip wszystko może kąsać,
Wola upornie radzi nie oszczędzać,
Ktokolwiek mu się dostanie na język.
KSIĘŻNICZKA
Więc, jak się zdaje, wesoły szyderca?
MARIA
To sąd przynajmniej wszystkich, co go znają.
KSIĘŻNICZKA
Dowcipy takie zwykle więdną z wiekiem.
Kto z nim jest więcej?
KATARZYNA
Dumain, szlachcic młody,
Wszystkim cnotliwym dla cnót swoich drogi;
Choć silny, nie wie, co jest siłą krzywdzić;
Dość ma dowcipu, by upiększyć brzydkość,
A dość piękności, by dowcip zastąpić.
Raz go widziałam u księcia Alençon,
A wszystko dobre, co tu o nim mówię,
Mniej niż nic waży przy jego wartości.
ROZALINA
Był tam z nim razem trzeci z mędrców koła,
Nazwiskiem Biron, jeśli się nie mylę.
Nigdy godziny spędzić mi nie przyszło
Z weselszym mężem, choć nigdy wesołość
Z przyzwoitości fug nie wystąpiła.
Oczy u niego służą dowcipowi,
Albowiem wszystko, co mu w oko wpadnie,
Dowcip przerabia na wesołe żarty,
A język, tłumacz dowcipu wymowny,
W tak piękne słowa te żarty ubiera,
Że starzec słucha powieści jak dziecko,
A młodzież stoi jakby w zachwyceniu,
Taka jest słodycz we wszystkim, co mówi.
KSIĘŻNICZKA
Bóg z wami, panie! Czyście zakochane,
Że każda swego tak szczodrze ubiera
We wszystkie skarby pochwały bez granic?
/ Wchodzi Boyet. /
MARIA
Otóż i Boyet.
KSIĘŻNICZKA
I cóż nam przynosisz?
BOYET
O twym przybyciu król był uprzedzony
I nim mnie ujrzał, na twoje przyjęcie
Z towarzyszami śpieszyć się gotował.
Ale zarazem doszła mnie wiadomość,
Że chce na polu, w namiotach was trzymać
(Jak oblężnicze dworu swego wojsko),
Aby nie złamać raz danej przysięgi,
Bram nie otworzyć pustego pałacu.
Ale się zbliża i sam król Nawarry.
/ Damy biorą maski. Wchodzą Król, Longaville, Dumain, Biron i orszak. /
KRÓL
Piękna księżniczko, witaj na mym dworze!
KSIĘŻNICZKA
Piękność oddaję ci, królu, wzajemnie; ale powitanie trochę za wczesne, bo dach tego pałacu za wysoki na dach twojego zamku, a puste pola za niską podłogą, abym na niej przyjęła gościnne powitanie.
KRÓL
W pałacu godne powitanie znajdziesz.
KSIĘŻNICZKA
Wiedź mnie tam wprzódy, powitasz mnie potem.
KRÓL
Słuchaj mnie, pani; złożyłem przysięgę…
KSIĘŻNICZKA
Bóg z tobą, panie, bo krzywoprzysięgniesz.
KRÓL
Nie, za świat cały, przynajmniej z niej woli.
KSIĘŻNICZKA
Przysięgę jednak z własnej woli złamiesz.
KRÓL
Na co przysiągłem, nie wiesz jeszcze, pani.
KSIĘŻNICZKA
Gdyby ode mnie nie więcej król wiedział,
Ta nieświadomość byłaby rozumem,
Gdy teraz wiedza jest nieświadomością.
Słyszałam, królu, żeś się zobowiązał
Twojego domu progu nie przekroczyć;
Strzec tej przysięgi grzechem jest śmiertelnym,
Śmiertelnym grzechem przysięgę tę złamać.
Lecz daruj, panie, zbytek mej śmiałości,
Nie mnie przystoi uczyć uczyciela. —
Racz teraz przejrzeć pismo to, a potem
Poselstwu memu śpieszną dać odprawę.
/ Wręcza mu papier. /
KRÓL
Odpowiem śpiesznie, jeśli będzie można.
KSIĘŻNICZKA
Śpieszny mój odjazd na dobre posłuży:
Krzywoprzysięgniesz, gdy zostanę dłużej.
BIRON
/ do Rozaliny /
Czy raz w Brabancie nie tańczyłem z tobą?
ROZALINA
Czy raz w Brabancie nie tańczyłam z tobą?
BIRON
O, niewątpliwie.
ROZALINA
Na co więc daremne
Robić pytania?
BIRON
Nie bądź tak porywcza.
ROZALINA
Twoje niewczesne drażnią mnie pytania.
BIRON
Za żartki dowcip twój prędko się znuży.
ROZALINA
Wprzód jednak jeźdźca zostawi w kałuży.
BIRON
Powiedz mi, proszę, która jest godzina?
ROZALINA
O którą zwykli pytać się szaleńcy.
BIRON
Niech na twą maskę boża spadnie łaska.
ROZALINA
I na oblicze, które kryje maska.
BIRON
I niech jej ześle stado wielbicieli.
ROZALINA
Byleśmy w stadzie ciebie nie widzieli.
BIRON
Nie bój się tego — wolę się usunąć.
KRÓL
Ojciec twój, księżno, w tym mi pisze liście,
Że sto tysięcy talarów wypłacił,
Co jest połową sum przez mego ojca
Śród długich wojen za niego wydanych.
Lecz choćby nawet — co nie jest — ta suma
Doszła rąk moich lub mojego ojca,
To pozostaje zawsze do spłacenia
Talarów bitych drugie sto tysięcy,
W zastaw za które trzymam Akwitanię,
Chociaż zastawu cenę dług przechodzi.
Jeśli więc ojciec twój, a król francuski
Chce się z należnej uiścić połowy,
Chętnie się zrzeknę praw do Akwitanii
I dobrą przyjaźń na później zachowam.
Ale jak widzę, król inaczej myśli,
Bo zamiast spłacić owe sto tysięcy,
By zastawione odebrać dzielnice,
On się domaga, ażebym mu zwrócił
Bitych talarów pierwsze sto tysięcy,
Gdybym ja wolał Akwitanię zwrócić
(Ziemie przez długą wojnę spustoszone),
A dług ojcowski w gotowiźnie dostać.
Piękna księżniczko, gdyby te żądania
Wszystkich rozsądnych nie przeszły ustąpień,
Dla twej miłości chętnie byłbym gotów
Więcej ustąpić, niż rozsądek radzi,
Byleś z radością kraj mój opuściła.
KSIĘŻNICZKA
Mojego ojca, króla, krzywdzisz, panie,
I równie krzywdzisz czystą swoją sławę,
Gdy wbrew zaprzeczasz odebraniu sumy,
Która wam wiernie była wypłacona.
KRÓL
Przysięgam, nigdy o niej nie słyszałem.
Dowiedź mi tego, zwrócę ją natychmiast
Lub bez oporu oddam Akwitanię.
KSIĘŻNICZKA
Niech więc tak będzie; trzymam cię za słowo.
Boyecie, pokaż kwity podpisane
Przez ojca jego, króla, komisarzy
Na odebraną całą sumę.
KRÓL
Pokaż.
BOYET
W tej chwili jeszcze nie przyszły papiery,
W których są kwity i inne dowody,
Lecz jutro wszystkie przedstawię ci, królu.
KRÓL
To mi wystarczy; zawsze jestem gotów
Wszystkie rozsądne podpisać warunki.
Tymczasem, pani, racz przyjąć gościnność,
Którą mój honor, bez krzywdy honoru,
Twojej godności może ofiarować.
Bram moich, księżno, nie możesz przestąpić,
Ale tu znajdziesz tak szczere przyjęcie,
Iż powiesz, że w mym sercu masz przytułek,
Którego pałac mój dać nie był w stanie.
Na dniu jutrzejszym odwiedzim cię znowu.
KSIĘŻNICZKA
Niech towarzyszem twoim pokój będzie!
KRÓL
A twe życzenia niech się spełnią wszędzie!
/ Wychodzi Król z orszakiem. /
BIRON
/ do Rozaliny /
Mojemu sercu polecę cię, pani.
ROZALINA
O, pokaż, proszę, chciałabym je widzieć.
BIRON
Ach, gdybyś mogła jęki jego słyszeć!
ROZALINA
Szaleniec chory?
BIRON
Tak, chory na serce.
ROZALINA
Na serce doktor krwi puszczenie radzi.
BIRON
Czy mu to ulży?
ROZALINA
Próba nie zawadzi.
BIRON
Niech więc twe oczy będą mi lancetem.
ROZALINA
Zrób lepiej, moim posłuż się sztyletem.
BIRON
Żyj długo, pani!
ROZALINA
Ty żyj krótko, panie!
BIRON
Na dzięki czasu dzisiaj mi nie stanie.
/ Oddala się. /
DUMAIN
/ do Boyeta /
Przebacz mi, proszę, co to jest za dama?
BOYET
To Rozalina, dziedziczka Alençon.
DUMAIN
Piękne stworzenie. Dziękuję i żegnam.
/ Wychodzi. /
LONGAVILLE
/ do Boyeta /
Co to za dama w tej białej spódnicy?
BOYET
Wziąć za kobietę mógłbyś ją przy świecy.
LONGAVILLE
Ja się o imię jej pytałem ciebie.
BOYET
To jest jej własność, chowa ją dla siebie.
LONGAVILLE
Powiedz przynajmniej, czyją ona córką?
BOYET
Córką swej matki, jak mówią, jak wierzę.
LONGAVILLE
Niechże twej mądrej brody Pan Bóg strzeże!
BOYET
Tylko, mój panie, nie gniewaj się, proszę:
To jest dziedziczka domu Falconbridge'ów.
LONGAVILLE
Gniew mój już ostygł. Dziewka urodziwa.
BOYET
I ja tak myślę, jeśli wieść prawdziwa.
/ Wychodzi Longaville. /
BIRON
/ do Boyeta /
Kto jest ta w toku wysmukła dziewczyna?
BOYET
Jak powiadają, zwie się Katarzyna.
BIRON
Zamężna?
BOYET
Tylko z swymi kaprysami.
BIRON
Żegnam na teraz; na teraz Bóg z wami.
/ Wychodzi. Damy zdejmują maski. /
MARIA
Ten to jest Biron, szlachcic złotousty,
Każde u niego słowo koncept pusty.
BOYET
A każdy koncept puste tylko słowo.
KSIĘŻNICZKA
Słusznie odbiłeś słowem każde słowo.
BOYET
Dwa równie twarde starły się tarany.
MARIA
Może barany zarówno gorące.
BOYET
O, prawda, ja bym, baranku kochany,
Chciał być baranem i na ust twych łące
Trawkę mą szczypać.
MARIA
Chcesz siebie żarcikiem
Zrobić baranem, a mnie pastewnikiem?
BOYET
I paść się na nim.
/ Chce ją pocałować. /
MARIA
Nie, nie, głowo pusta,
Jeszcze gromadzkie nie są moje usta,
Chociaż w dwóch panów posiadaniu stoją.
BOYET
Kto ci panowie?
MARIA
Ja z fortuną moją.
KSIĘŻNICZKA
Dowcip z dowcipem ciężko jest pogodzić;
Lecz miast niewczesne pojedynki zwodzić
Zrobicie lepiej, gdy skończycie swary,
By spólnie napaść na króla Nawarry
I na pedantów jego klikę całą.
BOYET
Jeśli mnie zdanie me nie oszukało
(A rzadko zwodzi, w oczach bowiem czyta,
Co w głębiach serca rośnie i zakwita),
Król jest dotknięty.
KSIĘŻNICZKA
Czym takim, prosimy?
BOYET
My, kochankowie, afektem to zwiemy.
KSIĘŻNICZKA
A skąd to wnosisz?
BOYET
Istność jego cała
Ciekawą żądzą z ócz mu wyglądała.
Przez oczy jego serce się pyszniło,
Że twarz twą, rytą jak agat nosiło.
Język, co widzieć nie mógł jej, gdy mówił,
Zamilkł i w oczach mu się usadowił.
I wszystkie zmysły w zmysł jeden się zlały,
I na cud cudów razem poglądały;
Tak wszystkie były w źrenicach ujęte
Jak diamenty w krysztale zamknięte,
Które wzrok ślepią ogni swoich falą
I przechodzących żądzą kupna palą.
Na twarzy zachwyt tak wrył się głęboko,
Że miłość z ócz mu każde czyta oko.
Jutro ci oddam wszystkie jego włości,
Ty mu daj tylko całunek miłości.
KSIĘŻNICZKA
Spieszmy się, idźmy, bo Boyet gotowy…
BOYET
Co okiem dojrzał, opowiedzieć słowy.
Ja oczom jego pożyczam języka,
I tylko prawda z ust się mych wymyka.
ROZALINA
Mądry w miłości, mówisz, jakby książka.
MARIA
Wieści od wnuka Kupida odbiera.
ROZALINA
To matką drugą była mu Wenera,
Bo ojciec brzydal.
BOYET
O szalone dziewki,
Czy nie słyszycie?
MARIA
Nie.
BOYET
To choć widzicie…
ROZALINA
Drogę przed nami.
BOYET
Którą pośpieszycie.
Rozmowa z wami to nie są przelewki.
/ Wychodzą. /
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
/ Inna część parku. Wchodzą Armado i Ćma. /
ARMADO
Świergocz, mój paziu, zachwyć mój zmysł słuchu.
ĆMA
/ śpiewa /
Concolinel.
ARMADO
Słodka nuta! Idź teraz, młoda latorośli, weź ten klucz, wypuść z klatki parobka i przyprowadź go tu co żywo. Zamierzam posłać przez niego list do mojej kochanki.
ĆMA
Czy chcesz, panie, zyskać serce twojej kochanki francuskim kołowrotkiem?
ARMADO
Co, mam po francusku szwargotać i językiem jak kołowrotkiem obracać?
ĆMA
Nie, doskonały mój panie, ale zanuć piosneczkę końcem języka, nogą wybijaj takt kanaryjskiego tańca, ażeby słowom dodać efektu, wywracaj oczy, wywzdychiwaj jedną nutę po drugiej, to z gardła, jakbyś połknął miłość, o miłości śpiewając, to przez nos, jakbyś zażył miłość, miłość wąchając, z kapeluszem zapuszczonym niby okap na sklep twoich oczu, z rękami skrzyżowanymi na wklęsłym twoim brzuszku, jak królik na rożnie, lub z pięściami w kieszeniach, jak człowiek na starym obrazie; a nie upieraj się długo przy jednej piosneczce, wypuść trzy nuty i zaraz co nowego. Na tym stoi kawalerska doskonałość, to kawalerska sztuka, którą się łowią dziewczyny, które i bez tego ułowić by się dały, bo u kobiet ci mają najlepsze noty (zanotuj to sobie, panie), którzy na takich rzeczach najlepiej się znają.
ARMADO
A gdzie to kupiłeś tyle doświadczenia?
ĆMA
Za własne trzy grosze obserwacji.
ARMADO
Ale ot, lecz niestety…
ĆMA
Koń drewniany, zapomniany.
ARMADO
Chcesz moją kochankę drewnianym koniem nazywać?
ĆMA
Nie wcale, mój panie, bo drewniany koń to źrebak, a pańska kochanka jest pewno mierzynką. Ale czy zapomniałeś, panie, o twojej kochance?
ARMADO
Prawie zupełnie.
ĆMA
Niedbały studencie! Wyryj ją sobie dobrze w pamięci.
ARMADO
W pamięci i sercu, mój paziu.
ĆMA
I w wątrobie, mój panie; że to konieczne, dowiodę.
ARMADO
Czego dowiedziesz?
ĆMA
Że będzie ze mnie człowiek, jak urosnę, a zaraz, że moje trzy punkty prawdziwe. Masz ją w pamięci, bo nie możesz jej mieć w objęciach; masz ją w sercu, bo ją kochasz serdecznie; masz ją w wątrobie, bo ci się żółć poruszyła, że nie możesz jej posiadać.
ARMADO
Wszystkie trzy punkty sprawdziły się na mnie.
ĆMA
A choćby się ich i trzy razy więcej sprawdziło, to i tak z wszystkiego będzie zero.
ARMADO
Sprowadź tu pachołka; musi list mój do niej ponieść.
ĆMA
Sympatyczna to ambasada; koń w poselstwie od osła.
ARMADO
Hę, co tam mruczysz?
ĆMA
Mówię, panie, że musisz posłać tego osła na koniu, bo chodzi powoli. Ale idę.
ARMADO
Droga niedaleka; śpiesz się.
ĆMA
Szybko jak ołów, panie.
ARMADO
Jak to rozumiesz, piękny dowcipnisiu? Wszak ołów to metal ciężki, leniwy i powolny.
ĆMA
Minime, panie, co się znaczy — bynajmniej.
ARMADO
Ołów, powtarzam, metal jest leniwy.
ĆMA
A ty, mój panie, w sądach popędliwy:
Wypchnięty z strzelby ołów czy leniwy?
ARMADO
Cha! cha! Zabawny retoryczny dymek.
Mnie, widzę, strzelbą, siebie zrobił kulą:
Więc na parobka mojego cię cisnę.
ĆMA
Ognia, mój panie, a jak kula świsnę!
/ Wychodzi. /
ARMADO
Bystry to chłopak, rozkoszne stworzenie!
O gwiazdy! Do was moje ślę westchnienie!
Męstwo ucieka, ból duszę zalega.
Ale, jak widzę, herold mój nadbiega.
/ Wchodzą Ćma i Łepak. /
ĆMA
Cuda, panie, cuda! Łeb zwichnął nogę!
ARMADO
Jakaś szarada, jakaś zagadka. Więc wydeklamuj mi envoy.
ŁEPAK
Na co tu szarady i zagadki, na co envoy; to nie maść żadna. Babkowe liście, panie, babkowe liście. Ni envoy, ni maść żadna, tylko babkowe liście, panie.
ARMADO
Na cnotę, do śmiechu mnie pobudzasz; twoja głupia myśl porusza mi śledzionę; wzdęte płuca zmuszają mnie do śmiesznego śmiechu. O, przebaczcie mi, moje gwiazdy! Toć ta pusta pałka bierze maść za envoy, a wyraz envoy za maść.
ĆMA
Alboż inaczej myślą uczeni? Czy w envoy nie ma namaszczenia?
ARMADO
Nie, paziu, to epilog, a prościej, te słowa,
W których jaśniej poprzednia wyłuszcza się mowa.
Wyjaśnię to przykładem:
Bąk i małpa, i lis stary,
Że trzej, byli nie do pary.
To jest morał, a teraz envoy.
ĆMA
Ja dodam envoy, panie, powtórz tylko morał.
ARMADO
Bąk i małpa, i lis stary,
Że trzej, byli nie do pary.
ĆMA
Dopiero gdy gęś przybyła
Czwarta, wszystkich poparzyła.
Teraz ja zacznę twój morał, a ty, panie, powtórz moje envoy.
Bąk i małpa, i lis stary,
Że trzej, byli nie do pary.
ARMADO
Dopiero gdy gęś przybyła
Czwarta, wszystkich poparzyła.
ĆMA
Doskonałe to envoy, co się kończy na gęsi.
Czy chciałbyś co więcej?
ŁEPAK
Gęsią przez własne paź zrobił go usta,
Niezgorszy handel, jeżeli gęś tłusta.
Ja zawsze na tym i skończę, i zacznę,
Że gdzie gęś tłusta, tam envoy smaczne.
ARMADO
Dość na tym. Jak ta dysputa wyrosła?
ĆMA
Łeb zwichnął nogę w oczach twego posła;
Tom rzekł, ty, panie, zażądałeś envoy.
ŁEPAK
A ja babkowych zażądałem liści;
I stąd dysputa; paź przyniósł ci, panie,
Tłuściuchne envoy, gęś, którą kupiłeś.
I na tym, sądzę, targ skończył się cały.
ARMADO
Ale powiedz, jak Łepak zwichnął sobie nogę?
ĆMA
Opowiem wszystko jasno i dobitnie.
ŁEPAK
Nie może opowiadać jasno, kto rzeczy nie czuje; do mnie więc, Ćmo, envoy to należy.
Ja, Łepak, gdy się z mej kozy wymknąłem,
Na progu turmy tę nogę zwichnąłem.
ARMADO
Nie mówmy o tej materii.
ŁEPAK
Póki się jej nie zbierze więcej na mojej nodze.
ARMADO
Słuchaj, Łepaku, wyzwolę cię.
ŁEPAK
Może w jakim grzesznym rzemiośle: to mi wygląda na envoy, to mi coś pachnie gęsią.
ARMADO
Na moją duszę, prostaku, chcę powiedzieć, że dam ci wolność, że oswobodzę twoją osobę, przed chwilą byłeś zamurowany, zamknięty, uwięziony, związany.
ŁEPAK
Prawda, wszystko prawda, a teraz, panie, chcesz być moim purgansem, chcesz mi dać rozwolnienie.
ARMADO
Daję wolność, wypuszczam cię z turmy pod tym jedynie warunkiem, że niniejsze oznajmienie oddasz w ręce wieśniaczki Żakinetty. To twoja remuneracja,
/ daje mu pieniądze /
/ Wychodzi. /
ĆMA
Żegnaj, Łepaku.
ŁEPAK
O kosztowny łucie
Ludzkiego mięsa! Ty byś Żyda sprzedał!
/ Wychodzi Ćma. /
A teraz obaczmy jego remunerację. Remuneracja! To łaciński wyraz na trzy szelągi. Trzy szelągi, remuneracja. Ile za tę tasiemkę? — Grosz. — Nie, dam ci remunerację, i dobiłem targu. Remuneracja! To piękniejszy wyraz niż talar niemiecki. Odtąd w kupnie i sprzedaży tylko na remuneracje będę rachował.
/ Wchodzi Biron. /
BIRON
Ha, to ten poczciwy hultaj, Łepak. Szczęśliwe spotkanie.
ŁEPAK
Powiedz mi, proszę, mój panie, ile łokci pąsowej wstążki można kupić za remunerację?
BIRON
Co to jest remuneracja?
ŁEPAK
Co? Trzy szelągi.
BIRON
Tyle właśnie, ile można kupić jedwabiu za trzy szelągi.
ŁEPAK
Dziękuję ci, dostojny panie, Bóg z tobą!
BIRON
Czekaj, potrzebna mi jest twoja pomoc;
Jeśli na moją zasłużyć chcesz łaskę,
Zrób mi to, o co zamierzam cię prosić.
ŁEPAK
Kiedy chcesz, panie, żebym to zrobił?
BIRON
Dziś po południu.
ŁEPAK
Zrobię chętnie. Do zobaczenia.
BIRON
Aleć jeszcze nie wiesz, co masz zrobić.
ŁEPAK
Dowiem się, jak zrobię.
BIRON
Żeby zrobić, musisz wprzódy wiedzieć, co masz zrobić.
ŁEPAK
Przyjdę do waszej dostojności jutro rano.
BIRON
Dziś po południu musisz rzecz załatwić.
Dzisiaj księżniczka ma polować w parku;
W jej towarzystwie urodna jest pani,
Język wymawia słodkie jej nazwisko,
Kiedy najsłodsze wydawać chce dźwięki,
Ludzie jej dają Rozaliny imię.
Pytaj się o nią i w białe jej ręce
Oddaj to pismo opieczętowane.
Daję ci z góry twą gratyfikację.
/ Daje mu pieniądze. /
ŁEPAK
Gratyfikacja! O słodka gratyfikacjo! Lepsza od remuneracji o jedenaście groszy i dwa szelągi lepsza. O najsłodsza gratyfikacjo! Wykonam wszystko co do litery. Gratyfikacja — remuneracja.
/ Wychodzi. /
BIRON
I być to może? Biron zakochany!
Ja, co miłości biczem dotąd byłem,
Ja, ja miłosnych westchnień kat okrutny,
Krytyk, stróż nocny wszystkich zakochanych,
Ja, dumny pedant, ja ochmistrz surowy
Chłopięcia wszystkich ćmiącego przepychem,
Ślepego dziecka ciągle skwierczącego,
Starca i dziecka, olbrzyma i karła,
Kupida, króla miłosnych wierszydeł,
Rąk załamanych wszechwładnego pana,
Namaszczonego króla wszystkich westchnień,
Rządcy próżniaków, wszystkich malkontentów
I wszystkich spódnic groźnego książęcia,
Wielkiego wodza i imperatora,
Co woźnych tyle na swej trzyma służbie!
O moje biedne, małe moje serce!
I ja mam zostać jego adiutantem,
I ja się w jego ubrać mam kolory
Na wzór obręczy jarmarcznego skoczka!
Co? Ja mam kochać? Ja żony mam szukać,
Którą potrzeba, jak niemiecki zegar,
Wciąż reperować, bo ciągle się psuje,
Zawsze źle idzie, źle godziny znaczy,
Choć go pilnujesz wciąż i regulujesz?
Ze trzech najgorszą pokochać szalenie,
Pustą dziewczynę, o brwiach z aksamitu,
Co zamiast oczu ma dwie kule smoły,
Która, przysięgam, figla mi wypłata,
Choćby sam Argus był jej eunuchem?
Do niej mam wzdychać! Dla niej sen postradać!
Modlić się do niej! Ha, to ciężka plaga,
Którą za karę Kupido mi zesłał,
Że się ważyłem mało dotąd cenić
Jego wszechwładną, straszną, małą władzę.
Będę więc kochał, pisał, wzdychał, prosił,
Błagał i jęczał, na nic żal nie zda się:
Ten kocha panią, a tamten jej Kasię.
/ Wychodzi. /
AKT CZWARTY
SCENA PIERWSZA
/ Inna część parku. Wchodzą Księżniczka, Rozalina, Maria, Katarzyna, Boyet, panowie, służba, Gajowy. /
KSIĘŻNICZKA
Czy to król konia swojego tak spinał
Po spadzistości góry?
BOYET
Nie wiem, pani,
Ale, jak sądzę, to nie król Nawarry.
KSIĘŻNICZKA
Kto on jest kolwiek, czynem swoim dowiódł,
Że myśli jego drapią się wysoko.
Dzisiaj stanowczą odbiorę odpowiedź,
Z sobotnim słońcem wracamy do Francji.
Gajowy, pokaż mi teraz drzew kępę,
W której się mamy skryć, żeby mordować.
GAJOWY
Tu, na tej lasu zarosłej krawędzi,
Najlepsze miejsce na strzał najpiękniejszy.
KSIĘŻNICZKA
Zapewne myślisz, że gdy piękność strzela,
I strzał nazywać trzeba najpiękniejszym.
GAJOWY
Nie, pani moja, nie myślałem o tym.
KSIĘŻNICZKA
Co? Chwalisz naprzód, a cofasz się potem?
Chwało piękności, jak jesteś niepewną!
Nie jestem piękną?
GAJOWY
Jesteś nią, królewno.
KSIĘŻNICZKA
Próżno mnie teraz malujesz słowami,
Brzydkiej piękności nie darz pochwałami.
Jak lustro obraz oddałeś z szczerotą;
Za brzydkie słowa piękne przyjmij złoto.
GAJOWY
Wszystko jest piękne, pani, co jest twoje.
KSIĘŻNICZKA
Patrz, ma szczodrota zbawia piękność moją.
Kacerstwo godne w tej grasować porze:
Ręka, co daje, brzydką być nie może.
Daj mi łuk teraz. Wśród strzelców wesela
Najgorzej robi, kto najlepiej strzela.
Ja zawsze z chwałą wyjdę z polowania.
Chybię? To litość zabijać mi wzbrania.
Trafię? To sztuki dowód doskonały,
Nie żeby zabić, ale dla pochwały.
Tak w ludzkich sprawach dzieje się nierzadko,
Czarnych jest zbrodni chwała nieraz matką;
Nieraz za blaskiem, za wrzawą, za chwałą
Serc naszych siłę wytężamy całą.
Jak ja dla chwały, co mnie teraz łechce,
Strzelam do stworzeń, których krzywdy nie chcę.
BOYET
Czy nie dla chwały dumne pragną panie
Mężów pod swoje podbić panowanie?
KSIĘŻNICZKA
Tylko dla chwały, a godne są chwały
Panie, co panów swych podbić umiały.
/ Wchodzi Łepak. /
BOYET
Zbliża się członek uczonego bractwa.
ŁEPAK
Dzień dobry całej kompanii. Powiedzcie mi, proszę, piękne panie, która tu z was trzyma czoło?
KSIĘŻNICZKA
Powinien byś ją sam rozpoznać, przyjacielu, gdy inne są „bezczelne”.
ŁEPAK
Która jest największa pani, najwyższa?
KSIĘŻNICZKA
Najszersza i najdłuższa.
ŁEPAK
Masz rację, pani, najszersza, najdłuższa;
Co prawda, nie grzech. Gdyby kibić twoja
Tak była cienka jak mądrość jest moja,
Każdej z tych dziewek przepaska, choć wąska,
Byłaby dobra dla ciebie przewiązka.
Tyś jest tu pani, boś najstateczniejsza.
KSIĘŻNICZKA
Mów, czego pragniesz, a o resztę mniejsza.
ŁEPAK
Do Rozaliny rąk bilet przynoszę,
Pisał go Biron.
KSIĘŻNICZKA
Daj mi list ten, proszę,
Oddam, gdzie trzeba. Dziękuję, kurierze,
Tego kapłona Boyet nam rozbierze
Jak dobry krajczy.
BOYET
Nie tracę więc chwili.
Z koperty widzę, że się kurier myli,
List ten pisany jest do Żakinetty.
KSIĘŻNICZKA
Mniejsza do kogo, zawsze do kobiety;
Więc bez skrupułu list ten odczytamy.
Odłam pieczątkę, a słuchajcie, damy.
BOYET
/ czyta /
„Na niebo, że jesteś piękna, to najnieomylniejsza prawda, prawda, że jesteś urodna, czysta prawda, że jesteś najmilejsza. Piękniejsza niż piękność, urodniejsza niż uroda, prawdziwsza niż prawda, sama ulituj się nad swoim heroicznym wasalem. Wielkomyślny i wszechwładny król Kofetua rzucił oko na zgubną i niewątpliwą żebraczkę Zenelofanę; on by to słusznie mógł powiedzieć: veni, vidi, vici, co anatomizowane na pospolity język (o, podły i ciemny pospolity język) znaczy videlicet: przyszedł, raz, obaczył, dwa, podbił, trzy. Kto przyszedł? Król. Po co przyszedł? Obaczyć. Po co obaczył? Aby podbił. Do kogo przyszedł? Do żebraczki. Kogo obaczył? Żebraczkę. Kogo podbił? Żebraczkę. Ostateczny wypadek jest zwycięstwo. Po czyjej stronie? Po stronie króla. Branka jest zbogacona, a kto ta branka? Żebraczka. Na katastrofę przyszło małżeństwo, a na kogo spadło, czy na króla? Nie, na oboje w jednym albo na jednego w obojgu. Tym królem ja jestem, bo tak wymaga porównanie; ty tą żebraczką, bo tak świadczy twoje niskie położenie. Mamże nakazać ci miłość? Mógłbym. Mamże zmusić cię do miłości? Byłbym w stanie. Mamże błagać cię o miłość? To moje postanowienie. Na co zmienisz twoje łachmany? Na falbany. Na co łaty? Na bławaty. A siebie? Na mnie. Tak więc, oczekując twojej odpowiedzi, profanuję moje usta na twojej nodze, moje oczy na twoim obrazie, a moje serce na wszystkich twoich członeczkach.
Twój, w najczulszych zamiarach dla twojej służby
Don Adriano de Armado”
Ach, czyli słyszysz, baranku ubogi,
Jak lew nemejski ryczy nie na żarty?
W pokorze ducha rzuć mu się pod nogi,
Może poigra, gdy wróci obżarty,
Lecz gdy się oprzesz, zębem bez litości
W czarnej jaskini pokruszy twe kości.
KSIĘŻNICZKA
Ptak, co to pisał, jakie nosi skrzydło?
Czy lepsze kiedy czytałeś piśmidło?
BOYET
Styl ten nie obcy dla mego jest ucha.
KSIĘŻNICZKA
Któż go zapomni, gdy go raz podsłucha?
BOYET
Nowy Monarcho, to Hiszpan Armado,
Co bawi króla z całą jego Radą.
KSIĘŻNICZKA
Powiedz, przez kogo list ten był pisany?
ŁEPAK
Przez mego pana.
KSIĘŻNICZKA
Gdzie miał być oddany?
ŁEPAK
Mój pan dostojny pisał go do pani.
KSIĘŻNICZKA
Kto pan ten, powiedz, a kto jest ta pani?
ŁEPAK
Pan ten jest Biron, uczciwe panisko,
A Rozalina pani jest nazwisko.
KSIĘŻNICZKA
Jest tu pomyłka, lecz nie mówmy o tem:
/ do Rozaliny /
Weź to na teraz, drugi przyjdzie potem.
/ Wychodzą Księżniczka z orszakiem. /
BOYET
Kto to poluje, chciałbym się dowiedzieć.
ROZALINA
Jeżeli nie wiesz, mogę ci powiedzieć.
BOYET
O, powiedz, Boyet pokornie cię prosi.
ROZALINA
Ta właśnie, która łuk i strzały nosi.
BOYET
Pani rogate poluje bydlęta,
Lecz gdy się kiedyś doczekamy święta,
Że męża weźmiesz, o zakład, w tym lecie
Nie chybią rogi na szerokim świecie.
Co, czy trafiłem?
ROZALINA
Jednak, przyjacielu,
Ja lepiej trafię.
BOYET
Gdzie jeleń na celu?
ROZALINA
Jeśli się jeleń po rogach poznaje,
To ty nim jesteś. Jak ci się to zdaje?
MARIA
W samo cię czoło trafiła, Boyecie.
BOYET
Ją trafią niżej. Trafiłem cię przecie.
ROZALINA
Czy mam ci powtórzyć starą przypowiastkę, która była już człowiekiem, kiedy Pepin, król francuski, był jeszcze w pieluchach, gdy mowa o „trafisz”?
BOYET
To ja ci odpowiem równie starą, która była już kobietą, kiedy Guinewra, królowa Brytanii, była jeszcze małą dziewczynką, gdy mowa o „trafisz”?
ROZALINA
/ śpiewa /
Przysięgam, nie trafisz, nie trafisz, nie trafisz,
Nie trafisz, nie trafisz, mój panie.
BOYET
/ śpiewa /
Jeśli nie trafię, nie trafię, nie trafię,
To inny cię trafić, cię trafić jest w stanie.
/ Wychodzą Rozalina i Katarzyna. /
ŁEPAK
Co za wyborni strzelcy, na uczciwość moję!
MARIA
A w samo centrum tarczy trafili oboje.
BOYET
O centrum mówi pani? Jeśli wolno radzić,
Radziłbym dla pewności kołek w centrum wsadzić.
MARIA
Darmo niepewną ręką w cel trafić się kusisz.
ŁEPAK
Jeśli w centrum chcesz trafić, przybliżyć się musisz.
BOYET
Gdy moja dłoń zawiedzie, twoja pewniej strzeli.
ŁEPAK
I kołek w centrum tarczy na dwoje rozdzieli.
MARIA
Za tłuste twoje żarty, skończmy więc je, proszę.
ŁEPAK
Za mocna jest na pałki, wyzwij ją na kule.
BOYET
Boję się. Piękne słówko, żegnamy się czule.
/ Wychodzą Boyet i Maria. /
ŁEPAK
Prostak! Na moją duszę, głupiuchne panisko!
Jak go ja i te panie stawiliśmy nisko!
To mi dowcip prawdziwy, co tak łatwo rośnie,
Tak się grzecznie rozwija, stosownie, a sprośnie.
Armado, to mi człowiek! Równego mu nie ma,
Jak pięknie z damą idzie i wachlarz jej trzyma!
Z jaką gracją całunek przez rękę jej wyda!
A w przysięgach miłosnych jak wielki i modny!
A dopieroż paź jego! Sługa pana godny,
Ten drobny niuch dowcipu, patetyczna gnida!
Hola, hola!
/ Słychać krzyk strzelców za sceną; wybiega. /
SCENA DRUGA
/ Inna część parku. Wchodzą Holofernes, Nataniel, Tępak. /
TĘPAK
Przewielebne polowanie, zaprawdę, i dokonane ze świadectwem dobrego sumienia.
HOLOFERNES
Jeleń był, jak wiesz, sanguis — we krwi, dojrzały jak reneta wisząca teraz, niby klejnot na uchu coelo — firmamentu, błękitu, nieba, a otóż jak leśne jabłko, spadające na powierzchnię terrae, gruntu, pola, ziemi.
NATANIEL
Wyznaję, mądry Holofernesie, że słodka jest rozmaitość w twoich epitetach, jak na literata przystoi; mogę cię jednak zapewnić, że to był jeleń łowny.
HOLOFERNES
Dobrodzieju Natanielu, haud credo.
TĘPAK
Nie był to haud credo, ale koziołek.
HOLOFERNES
Co za barbarzyńskie wyrażenie! Jest to przecie rodzaj insynuacji, że tak powiem, in via, w drodze tłumaczenia, żeby facere, że się tak wyrażę, replikę, albo raczej ostentare, pokazać, że się tak wyrażę, pokazać jego sposób myślenia, sposób niestrojny, nieokrzesany, niewykształcony, surowy, niećwiczony albo raczej nieuczony, albo najraczej zielony; wziąć moje haud credo za jelenia!
TĘPAK
Powiedziałem, że jeleń nie był haud credo, ale koziołek.
HOLOFERNES
Dwa razy warzona prostoto! bis coctus! — O, potworne nieuctwo, jakże potwornie wyglądasz!
NATANIEL
Nigdy się on nie karmił łakociami, które w książkach rosną,
nigdy on nie jadł papieru, że tak powiem, nie pił atramentu.
Dowcip jego pusty, to bydlę czułe tylko w najcieleśniejszych swoich częściach.
Dlatego Bóg stworzył jałowe rośliny, byśmy wdzięczność znali,
My, ludzie dowcipu i gustu, żeśmy lepsze owoce wydali,
Bo jak próżność i głupstwo nie przystoją mnie, com chował się w szkole,
Tak prostakom nie przystoi chcieć uczonych grać rolę.
Lecz omne bene mówię, jak to stary doktor naucza,
Niejeden deszcz znieść może, choć mu wiatr dokucza.
TĘPAK
Skoroście takie mędrki, zgadnijcie: gdy się Kain rodził,
Kto miał już miesiąc, choć dziś tygodni pięciu nie dochodzi.
HOLOFERNES
Dictynna: mój Tępaku, Dictynna, dobry mój Tępaku.
TĘPAK
Któż to jest ta Dictynna?
NATANIEL
Tytuł Feby, Luny, księżyca.
HOLOFERNES
Gdy Adam miesiąc liczył, miesiąc także liczyła Dictynna,
A nie miała pięciu tygodni, gdy stary Adam starego miał syna.
Aluzja zawsze dobra, choć przemienione nazwiska.
TĘPAK
To prawda, koluzja zawsze dobra, choć przemienione nazwiska.
HOLOFERNES
Panie, dopomóż twojemu dowcipowi! Ja mówię, że aluzja zawsze dobra, choć przemienione nazwisko.
TĘPAK
A ja mówię, że poluzja zawsze dobra, choć przemienione nazwiska, bo księżyc nigdy nie ma więcej jak miesiąc, a do tego dodaję, że jeleń, którego zabiła księżniczka, był to koziołek.
HOLOFERNES
Dostojny Natanielu, czy chcesz, żebym ci wydeklamował epitaphium, które napisałem ex tempore na śmierć jelenia? Żeby się nie sprzeciwiać nieukowi, nazwałem jelenia, którego zabiła księżniczka, koziołkiem.
NATANIEL
Perge, mądry Holofernesie, perge, tylko żadnych wszeteczności.
HOLOFERNES
Będę trochę igrał z literami, bo to dowód łatwości w kompozycji.
Kolec królewny, kłując, w kozła jelenia przerzucił,
Bo jeleń kozłem został, gdy kozła przewrócił,
Przy koziołku „L” napisz, pięćdziesiąt ich będzie,
Będzie ich sto, gdy jeszcze drugie „L” przybędzie.
NATANIEL
Rzadki talent!
HOLOFERNES
To dar, który posiadam; powszedni, bardzo powszedni. Wyobraźnia szalona i błędna, pełna forma, figur, postaci, przedmiotów, wyobrażeń, aprehensji, poruszeń, rewolucji, poczętych w brzuszku pamięci, żywionych w łonie pia mater, a porodzonych przy dojrzałej sposobności. Dobry to dar jest dla ludzi, którym na bystrości nie zbywa, za co Panu Bogu dziękuję.
NATANIEL
I ja też chwalę Pana za ciebie, i wszyscy moi parafianie to samo by robić powinni, bo ich synowie dobrze są przez ciebie ćwiczeni, a ich córki wielkie robią postępy pod twoim kierunkiem; jesteś też zacnym członkiem rzeczypospolitej.
HOLOFERNES
Mehercle jeśli ich synom nie zbywa na dowcipie, nie zbędzie im na nauce; jeśli ich córki są otwarte, napełnię je nauką. Ale vir sapit, qui pauca loquitur. Niewieścia dusza nas pozdrawia.
/ Wchodzą Żakinetta i Łepak. /
ŻAKINETTA
Bóg wam daj dzień dobry, panie wikary.
HOLOFERNES
Panie wikary? Quasi „wio kary”? A skoro „wio!” wołasz, który z nas kary?
ŁEPAK
A jużci ten, panie bakałarzu, który najpodobniejszy do konia.
HOLOFERNES
Niezgorzej wierzgnął. Dobry połysk dowcipu w garści ziemi, dosyć ognia dla krzemienia, dosyć pereł dla wieprzaka. Pięknie, dobrze.
ŻAKINETTA
Dobry panie wikary, bądź tak dobry, list mi ten przeczytaj, oddał mi go Łepak, a przysłał pan Harmata. Proszę cię, przeczytaj mi go.
HOLOFERNES
Fauste, precor, gelida quando pecus omne sub umbra ruminat i tam dalej. O dobry stary Mantuańczyku! Mogę do ciebie zastosować, co jeden podróżny o Wenecji powiedział:
Venetia! Venetia!
Chi non ti vede, non ti pretia.
Stary Mantuańczyku! Stary Mantuańczyku! Kto cię nie rozumie, ten cię nie kocha. — Ut, re, sol, la, mi, fa. — Z przeproszeniem, jaka treść listu? Albo raczej, jak powiada Horacjusz w swojej… — Na moją duszę, wiersze!
NATANIEL
Wiersze, mospanie, a do tego bardzo uczone wiersze.
HOLOFERNES
Odczytaj mi choć jedną zwrotkę, strofę, stanzę. Lege, domine.
NATANIEL
/ czyta /
Przeniewierca z miłości, miłość przysiąc pragnę;
Bo niezmienne jest słowo jasnym oczom dane;
Sobie niewierny, wiernym wiecznie ci zostanę:
Myśl, dąb dla mnie, przed tobą jakby trzcinę nagnę.
Błędny wprzód umysł, odkąd czyta w tych źrenicach,
Poznał wszystkie rozkosze i zachwyty sztuki;
Kto ciebie ujrzał, wszystkie ten zgłębił nauki;
Mądry język, co godnie o twych śpiewał licach.
Niskie cię tylko widzą bez zachwytu dusze;
Ja też dumny, że widzieć i kochać cię muszę.
Twój wzrok jest błyskawicą, głos twój, gdy surowy,
Jest jak piorun, inaczej słodki jak muzyka.
O aniele, miłości przebacz śmiertelnika,
Że niebios córkę śpiewa śmiertelnymi słowy.
HOLOFERNES
Nie oddajesz z potrzebną energią apostrofu, dlatego też chybiasz w akcencie. Pozwól mi raz jeszcze przejrzeć canzonettę. Liczba zgłosek zachowana, ale i na tym koniec. Co do elegancji, łatwości, złotej kadencji i poetycznej, caret. Ovidius Naso, to mi był człowiek; a dlaczego, proszę Naso, jeśli nie dlatego, że umiał wąchać wonne kwiaty wyobraźni, wstrząśnienie inwencji? Imitari jest nic: i pies robi za panem, i małpa za dozorcą, i koń tresowany za jeźdźcem. Ale, damozello, panienko, czy to do ciebie pisano?
ŻAKINETTA
Tak jest, przez niejakiego pana Birona, jednego z dworzan cudzoziemskiej królewny.
HOLOFERNES
Rzućmy oko na adres. „Do śnieżnobiałej rączki najpiękniejszej pani Rozaliny”. Wejrzyjmy raz jeszcze na treść listu; obaczmy imię adresującej i osoby adresowanej. „Twój sługa, pani, na wszystko gotów, Biron”. Wielebny Natanielu, ten Biron jest to jeden ze sprzymierzonych królewskich; wystosował on ten list do towarzyszki obcej królewny; a list, przypadkowo albo drogą podstępu, zabłąkał się. Dreptaj, moja duszko, oddaj ten papier w królewskie ręce. Jego królewskiej mości wiele na tym może zależeć. Mniejsza o komplementy, uwalniam cię na ten raz od powinności. Adieu!
ŻAKINETTA
Dobry Łepaku, chodź ze mną. Niech Bóg zachowa waspanów.
ŁEPAK
Jestem gotowy, dziewczynko.
/ Wychodzą Żakinetta i Łepak. /
NATANIEL
Zrobiłeś to, panie, w bojaźni bożej i bardzo pobożnie, a jak to mówi jeden ojciec Kościoła…
HOLOFERNES
Nie mów mi o ojcach Kościoła, boję się farb farbowanych. Ale wracając do wierszy, czy ci się podobały, wielebny Natanielu?
NATANIEL
Cudownie, co do stylu.
HOLOFERNES
Zaproszony dziś jestem na obiad przez ojca jednego z moich uczniów. Jeśli ci po myśli, nim siądziemy do stołu, zaszczycić nas twoim błogosławieństwem, mocą powagi, której używam u rodziców wyżej wzmiankowanego wyrostka albo ucznia, podejmuję się otrzymać ci ben venuto, a przy obiedzie dowiodę, że wiersze te zdradzają nieuctwo, nie mają ani poetycznego smaku, ani dowcipu, ani inwencji. Błagam cię, zaszczyć nas swoją obecnością.
NATANIEL
Dziękuję z całego serca, bo towarzystwo, mówi tekst, jest szczęściem żywota.
HOLOFERNES
A tym razem tekst niewątpliwą mówi prawdę.
/ do Tępaka /
Ciebie także zapraszam. Nie sądzę, żebyś mi chciał „nie” powiedzieć, pauca verba. Chodźmy! Gdy dwór bawi się polowaniem, użyjmy też i my naszego wczasu.
/ Wychodzą. /
SCENA TRZECIA
/ Inna część parku. Wchodzi Biron z papierem w ręku. /
BIRON
Król poluje na jelenia, ja poluję na samego siebie; oni łapią ptactwo smolnym lepem, ja się sam smołą oblepiłem, smołą, która plami. Plami, brzydkie słowo! Niech i tak będzie! Ukój się, boleści, bo, jak powiadają, błazen to powiedział, a ja dziś na błazna wyszedłem. Dobrze rozumujesz, dowcipnie! Przez Boga, ta miłość jest szalona jak Ajaks, zabija barany, zabije też i mnie, mnie barana. To drugi niezbity na moją obronę dowód. Nie chcę kochać, niech mnie powieszą, jeśli będę kochał. Nie, przysięgam, nie chcę. Ale ach, jej oczy! Na to światło dzienne, gdyby nie jej oczy, nie kochałbym jej, tak jest, gdyby nie dwoje jej oczu. Ale postrzegam, że tylko kłamię, bezwstydnie samemu sobie kłamię. Na niebo, kocham, to mnie nauczyło rymować, melancholizować, a oto próbki moich rymów i mojej melancholii. Cóż robić! Odebrała już jeden mój sonet. Pajac go poniósł, szaleniec go posłał, a odebrała go pani: słodki pajac, słodszy szaleniec, a najsłodsza pani! Na świat przysięgam, że gdyby i trzej inni w te same wpadli sidła, nie troszczyłbym się o to więcej niż o szpilkę. Ale widzę, że zbliża się z nich jeden z papierem, o Boże, ześlij mu wzdychanie!
/ Włazi na drzewo. Wchodzi Król z papierem. /
KRÓL
Niestety!
BIRON
/ na stronie /
Postrzelony, jak Bóg żywy! Dalej, słodki Kupidynie! Trafiłeś go twoją ptasią kuszą pod lewą brodawkę: na uczciwość — tajemnie.
KRÓL
/ czyta /
Nie tak słodkim całunkiem złote słońce darzy
Świeżą kroplę poranku na róż listkach drżącą
Jak ócz twych złoty promień, gdy na mojej twarzy
Pije rosę wśród chłodów nocy spadającą;
I nie tak jasno promień srebrnego księżyca
Przegląda się w srebrzystym jasnych wód krysztale,
Jak się jasno twe piękne przeglądają lica
We łzach, co z ócz mych płyną jak wód wieczne fale.
Każda łza jest rydwanem; z jego wysokości,
Okrutna, z cierpień moich śmiejesz się i szydzisz,
Na moją twarz poglądasz, a w mojej bladości
Tylko pewny twój triumf i twą chwałę widzisz.
Okrutna, czyliż w wiecznych smutków przepaść wpadłem?
Czy wiecznym łzy me będą dla ciebie zwierciadłem?
Twych wdzięków, o królowo królowych wszechwładna,
Ani język wypowie, ni myśl pojmie żadna.
By się jej dostał, tu papier zostawię,
Słodkie szaleństwo, ukryj się w tej trawie!
/ Odchodzi na stronę. Wchodzi Longaville z papierem. /
Ha, to Longaville; czyta zadumany.
BIRON
/ na stronie /
Witaj nam, trzeci szaleńcze zbłąkany!
LONGAVILLE
Niestety, krzywoprzysiągłem!
BIRON
Prawda, przychodzi z papierem jak krzywoprzysięzca.
KRÓL
/ na stronie /
Kolega, widzę, w grzechu i katuszy.
BIRON
/ na stronie /
Pijak pijaka kocha zwykle z duszy.
LONGAVILLE
Jamże jest pierwszy z krzywoprzysiężników?
BIRON
/ na stronie /
Pociesz się, dwóch już miałeś poprzedników:
Ty szubienicy trzecie drewno w rzędzie,
Na której cnota nasza wisieć będzie.
LONGAVILLE
Wiersz ten zbyt słaby, serca jej nie wzruszy.
Słodka Maryjo, królowo mej duszy!
Sądzę, że proza lepiej myśl mą wyda!
BIRON
/ na stronie /
Rym to jest lampas na spodniach Kupida,
Nie szpeć ich, proszę.
LONGAVILLE
Wolę tak je posłać.
/ Czyta. /
Twoich oczu niebieską ujęte wymową,
Me serce niegdyś dane zgwałciło przysięgi.
Lecz grzechem być nie może dla takiej potęgi
O przysięgach zapomnieć, złamać dane słowo.
Kobiet się wyprzysięgłem — ty jesteś bogini;
Nie kochałem ziemianki, kochając anioła;
Jeżeli miłość moja zyskać twoją zdoła,
Twoja miłość, aniele, niewinnym mnie czyni.
Ślub mój tchnieniem był tylko, tchnienie parą było,
Którą ty, słońce moje, jak parę wypiło;
Samemu sobie obcy, wsiąkłem odtąd w ciebie,
Jeżeli to jest grzechem, pośród głupców tłumu
Gdzie głupiec, co by dosyć nie znalazł rozumu,
Aby grzech taki spełnić i utonąć w niebie?
BIRON
/ na stronie /
Miłosne szały z mięsa bóstwo czynią,
Głupiuchną gąskę zmieniają w boginią,
To bałwochwalstwo! Niech nam Bóg poradzi,
Na dobrą drogę zbłąkanych sprowadzi!
/ Wchodzi Dumain z papierem. /
LONGAVILLE
Jak jej to posłać? — Ale ktoś nadchodzi.
/ Odchodzi na stronę. /
BIRON
Widząc, że w zmrużka gramy jakby młodzi,
Niby półbożek, chmurami owity,
Na ból poglądam w ludzkich piersiach skryty.
To worek nowy do jednego młyna.
Wszystko po mojej myśli iść zaczyna;
I Dumain marzy wśród miłosnych smutków:
W jednym półmisku czterech widzę dudków.
DUMAIN
O Kasiu boska!
BIRON
/ na stronie /
Szalony błazenku!
DUMAIN
Z nieba na ziemię zesłany aniele!
BIRON
/ na stronie /
Mało w niej nieba, gliny tylko wiele.
DUMAIN
Bursztyn ćmią blaskiem włosy bursztynowe.
BIRON
/ na stronie /
Kruk bursztynowy, widowisko nowe.
DUMAIN
Jak cedr wysmukła.
BIRON
/ na stronie /
A chodzi zgarbiona,
Rzekłbyś, że w ciąży oba jej ramiona.
DUMAIN
Jak dzień pogodna.
BIRON
/ na stronie /
Jak jest dzień czasami,
Kiedy się słońce schowa za chmurami.
DUMAIN
Mym prośbom, Boże, racz dać wysłuchanie.
LONGAVILLE
/ na stronie /
I moim także.
KRÓL
/ na stronie /
I moim, o Panie!
BIRON
/ na stronie /
I moje amen niech wszystko uświęci.
DUMAIN
Darmo ją pragnę wyrzucić z pamięci;
Ona, jak febra, we krwi mojej płynie,
I myśleć każe o sobie jedynie.
BIRON
/ na stronie /
Krwi sobie upuść co prędzej, człowiecze,
Na salaterkę z krwią może wyciecze.
DUMAIN
Obaczmy, jak ją Muza moja śpiewa.
BIRON
/ na stronie /
Nowa piosenka na stare motywa.
DUMAIN
/ czyta /
Raz w pogodnym ranku wiosny
Miłość, której wiosna wszędzie,
Ujrzała różę na grzędzie,
Z którą igra wiatr miłosny —
I z westchnieniem się przemyka
W jedwabne kwiatka osłony,
A kochanek zasmucony
Chciałby cieniem być wietrzyka.
Wietrzyk może cię całować;
Jakbym chciał tak triumfować!
Lecz przysięga mojej dłoni
Uszczknąć z cierni twej cię broni!
Ciężkie prawo dla krwi młodej,
Na miłości chciwej miody.
Nie bierz mi za grzech, kochanko,
Że z przysiąg igraszkę robię;
Jowisz przysiągłby przy tobie,
Że Junona jest Cyganką,
O swym by zapomniał niebie,
Został śmiertelnym dla ciebie.
Z tą odą, bilet, w prostszej trochę mowie,
Mojej miłości smutki jej wypowie,
Ach, gdyby król mój i jego wasale
Mym złym przykładem kierować się chcieli!
Hańbę mą zmniejsza, kto mą hańbę dzieli:
Gdzie wszyscy grzeszą, nie grzeszy nikt wcale.
LONGAVILLE
/ pokazuje się /
Nie ma litości miłość twa, Dumainie,
Gdy chcesz na drugich przelać twe cierpienie.
Wyglądaj blado! Ja bym się rumienił,
Gdybym tak nagle słowo moje zmienił.
KRÓL
/ pokazuje się /
Więc wstydź się teraz, jak on w miłość wkuty,
Dwa razy grzeszysz, robiąc mu wyrzuty.
Nie, nie, Longaville Marii nie kocha,
W czułych sonetach do ócz jej nie szlocha;
Nie miał na piersiach załamanych dłoni,
Aby mu serce nie uciekło do niej.
W krzaku tym skryty wszystko podsłuchałem
I za was obu wstydzić się musiałem.
Znam uczuć waszych poetyczną miarę,
Widziałem nawet westchnień waszych parę;
Wiem, jak się w rymach waszych przemieniały
Na złoto włosy, oczy na kryształy.
/ do Longavilla /
Tyś był dla raju słowo gotów złamać.
/ do Dumaina /
Dla twej piękności Jowisz gotów kłamać.
Nie wiem, co powie Biron, gdy usłyszy,
Czym dane słowo jest dla towarzyszy.
Jak srogo dowcip jego na was wsiędzie!
Jak triumfować i śmiać się z was będzie!
Nie chciałbym nawet i za góry złota,
By równa o mnie doszła go sromota.
BIRON
Niech więc obłuda chłostę swą dostanie,
Przebacz mi, błagam, królu mój i panie.
/ złazi z drzewa /
Jak śmiesz, ujęty sam w miłości pęta,
Za miłość karcić biedne niebożęta?
Królu, czy oczy twe nie są rydwanem,
A łzy zwierciadłem pewnej księżnie danem?
Nie gwałcisz słowa, a mgliste sonety
Składają tylko biedne wierszoklety.
Pojąć nie mogę, jak was wstyd nie pali,
Żeście tak łatwo złapać się im dali;
Ty w jego, w twoim król źdźbło ujrzał oku,
Ja w trzech źrenicach dostrzegłem bierwiono;
Co za komedię widziałem szaloną
Westchnień i jęków, łez gorzkich potoku!
Jakżem się cały od wstydu czerwienił,
Gdy się w mych oczach król w komara zmienił!
Alcyd w mych oczach siekł frygę biczykiem,
Mądry Salomon został tanecznikiem,
Sam Nestor w pliszki grał z pacholętami,
Surowy Tymon bawił się łątkami!
Gdzie boleść twoja, powiedz mi, Dumainie?
Ty, Longavillu, gdzie twoje cierpienie?
Królu, gdzie twoje? Wszystkie w głębiach serca.
Pijcie tyzannę.
KRÓL
Zły z ciebie szyderca.
Postrzegam, żeśmy zdradzili się sami.
BIRON
Mnie, a nie sobie jesteście zdrajcami,
Mnie, co z uczciwą duszy mej prostotą
Złamanie przysiąg sądziłem sromotą,
Com się zapisał do zmiennego koła
Jak chorągiewka na dachu kościoła.
Kto mnie i kiedy na sonecie schwyta?
Kiedy mnie wzdychać nauczy kobieta?
Lub kiedy ludzie oskarżyć mnie mogą,
Że wpadłem w zachwyt przed ręką lub nogą,
Przed twarzą, okiem, ustami lub nosem,
Kibicią, piersią, czołem albo włosem,
Łydką lub palcem…
KRÓL
Co za cwał szalony!
Czy to uczciwiec, czy złodziej tak bieży?
BIRON
O, puść mnie, czułych monarcho pasterzy,
Bo przed miłością uciekam strwożony.
/ Wchodzą Żakinetta i Łepak. /
ŻAKINETTA
Bóg z tobą, królu!
KRÓL
Co poseł powiada?
ŁEPAK
Wyraźna zdrada.
KRÓL
Co tu robi zdrada?
ŁEPAK
Co? Nic nie robi.
KRÓL
Gdy tak, poseł z zdradą,
Niech sobie razem tam, gdzie chcą, pojadą.
ŻAKINETTA
Weź list ten, królu, może ci się przydać;
Ksiądz proboszcz mówi, że w nim zdradę widać.
KRÓL
/ oddając list Bironowi /
Weź list, Bironie, i czytaj nam głośno.
Kto ci go wręczył?
ŻAKINETTA
Łepak.
KRÓL
A kto tobie?
ŁEPAK
Dał mi go Dun Adramadio, Dun Adramadio.
KRÓL
A to co znowu? Czemu drzesz te karty?
BIRON
Nie ma w nich zdrady; to są czyste żarty.
LONGAVILLE
Patrzcie, jak gniewem płoną jego lice,
Poznać by warto listu tajemnice.
DUMAIN
Birona ręka i podpis Birona.
/ Zbiera kawałki listu. /
BIRON
/ do Łepaka /
Jędzo, na hańbę moją urodzona,
Zgrzeszyłem, królu! Wyznaję, wyznaję.
KRÓL
Co?
BIRON
Czwarty głupiec do kwadratu staje:
My trzej w kompanii króla jegomości,
Śmierciśmy godni — złodzieje miłości.
Odpraw tych ludzi, wyznam prawdę czystą.
DUMAIN
Czterech nas teraz.
BIRON
Idziemy parzysto.
Niech te turkawki wrócą na gniazdeczko.
KRÓL
Wracaj do domu razem z tą dzieweczką.
ŁEPAK
Wracamy, panie. Błogosław wam Boże!
Nie dla nas miejsce na zdrajców soborze.
/ Wychodzą Łepak i Żakinetta. /
BIRON
Niech mi z was każdy rękę teraz poda.
Młodzi, młodości nie przeszliśmy miary,
Za gwiazd wpływami morska płynie woda,
Krwi młodej rozkaz nie ostudzi stary.
Człek przeznaczeniom swym nie może kłamać,
Dlatego słowo musieliśmy złamać.
KRÓL
Więc list miłosne rozpowiadał męki?
BIRON
Kto Rozaliny boskie ujrzał wdzięki
I jak Gwebr, zaraz, gdy słońce iskrzyste
Od wschodu bramy otworzy złociste,
Nie upadł ślepy, a usty niememi
W pokorze ducha nie całował ziemi?
Gdzie wzrok jest orli, co wytrzymać zdoła
Palący ogień boskiego jej czoła,
I blaskiem jego nie padnie olśniony?
KRÓL
Co mówisz? Szał cię unosi szalony.
Jedno jest słońce na niebios sklepieniu —
Kochanka moja, pani twej kochanki;
Wszystkie piękności jak wierne poddanki
Szlakiem jej krążą w pokornym milczeniu,
Wszystkie się grzeją ogniem jej oblicza
I świecą światłem, które im pożycza.
BIRON
Więc się już Biron Bironem nie zowie,
To nie są oczy, tylko szkiełko w głowie.
Dzień dniem jedynie przez jej jest źrenice;
Co Bóg piękności na tej ziemi stworzył,
Jakby na jarmark zbiegło na jej lice,
I z wszystkich wdzięków wdzięk jeden się złożył,
Któremu nigdy na niczym nie braknie,
Czego najchciwsza żądza chciwie łaknie.
O, gdybym posiadł wszystkich mówców czary!
Lecz nie, nie dla niej są blichtry wymowy!
Niech kupiec chwali przedajne towary,
Ją krzywdzi, kto ją chwalić pragnie słowy.
Pustelnik zgięty pod setką jesieni
Niech spojrzy na nią — do młodości wróci,
Bo w jej się wzroku zima w wiosnę zmieni
I starzec kulę jak dziecko odrzuci.
Ona jest słońcem, przez które świat żyje.
KRÓL
Piękność twa czarna jak hebanu kije.
BIRON
O rajskie drzewo! Jeśli jest jak ona,
Błogosławieństwem z drzewa tego żona.
Przynieście Biblię, a przysięgę złożę,
Że być pięknością piękność ta nie może,
Która się na jej nie kształciła wzorze,
Bo każdej twarzy białość będzie marna,
Jeśli nie będzie jak twarz mojej czarna.
KRÓL
Duby! Wszak czarność piekła jest znamieniem,
Żeni się z nocą, trwogą i więzieniem.
Jasną jak jasny dzień piękność być musi.
BIRON
Niż duch światłości łatwiej diabeł kusi.
Jeżeli czarność odziała jej lica,
To znak żałoby, że kosa kradziona
I twarz malarską sztuką nawiedziona,
Fałszywym wdziękiem kochanków zachwyca.
Dziś czarność wszelkiej piękności jest wzorem,
I krew fałszywym zda się dziś kolorem.
Zmienia się moda, a lica przed laty
Dumne, że kwitły na nich róży kwiaty,
Zaczną się czarną farbą dziś malować,
Aby jej czoła heban naśladować.
DUMAIN
Za jej się wzorem czernią kominiarze.
LONGAVILLE
I jej blaskami jaśnieją węglarze.
KRÓL
Adonisami zostali Murzyni.
DUMAIN
I świec nie trzeba, bo noc światłość czyni.
BIRON
Niechaj się deszczu piękność wasza strzeże,
Pokost jej zmyje i piękność zabierze.
KRÓL
Ale się za to deszcz ten twojej przyda,
Bo, prawdę mówiąc, ujrzeć mi się zdarzy,
Niemało dzisiaj nieumytych twarzy,
Z których się każda jaśniejszą mi wyda.
BIRON
Wieki nie starczą o jej mówić pięknie.
KRÓL
Człowiek ten, widzę, diabła się nie zlęknie.
DUMAIN
Kto lichy towar drożej cenić zdoła?
LONGAVILLE
/ pokazując na swój trzewik /
Oto jest portret twojego anioła.
BIRON
Twymi oczyma wybrukuj ulice,
Bruk ten niegodny nóżki jej całować.
DUMAIN
Po takim bruku chodzące dziewice
Mogą i głową na dół spacerować.
KRÓL
Wszystko to dobrze — kochamy się przecie.
BIRON
I wszyscy dane złamaliśmy słowo.
KRÓL
Teraz, Bironie, czas ruszyć wymową
I dowieść, żeśmy niewinni jak dziecię.
DUMAIN
Odkryj tekst jaki, jakie prawo stare.
LONGAVILLE
I diabła jakim oszukaj fortelem.
DUMAIN
I wymyśl balsam na naszą niewiarę.
BIRON
Mam więcej, niźli potrzeba, dowodów,
Słuchajcie tedy, miłości żołnierze:
Naprzód, do czego przysięga nas wiąże?
Uczyć się, pościć, od kobiet uciekać;
Lecz to królewskiej młodości jest zdradą.
Bo czyż żołądek młody może pościć?
Tysiące chorób rodzi wstrzemięźliwość.
Znowu, wertować księgi przysięgając,
Każdy najlepszej księgi się wyprzysiągł.
Możecież jeszcze marzyć, ślepić, ślęczyć?
Czyżbyście kiedy, królu i panowie,
Wielkiej nauki szczery grunt znaleźli
Bez pierwszej książki — bez kobiecej twarzy?
Ja prawdę w oczach kobiety znalazłem;
W nich jest podstawa, w nich szkoła jedyna,
Z której wytryska ogień prometejski.
Alboż nie wiecie, że długie ślęczenie
Więzi w arteriach subtelniejsze duchy.
Jak długa podróż — trudy nieustanne
Niweczą dzielność silnego wędrowca.
Potem, kto przysiągł kobiety nie widzieć,
Ten przysiągł, że swych oczu użyć nie chce,
Ten nawet przysiągł, że się nie chce uczyć,
Bo gdzie ten pisarz, w którego jest dziełach
Piękności więcej niż w kobiety oku?
Wszelka nauka jest naszym nabytkiem;
Gdzie my, tam z nami nasza jest nauka;
Gdy się więc w kobiet oku przeglądamy,
Czy nie widzimy tam naszej nauki?
Do nauk równie przysięga nas wiąże,
Lecz my najlepszych ksiąg się wyprzysięgli,
Bo, czyżbyś, królu, albo wy, panowie,
Zdołali znaleźć w ołowianej pracy
Ogień natchnienia, którego wam skarby
Oczy piękności zlały tak obficie?
Inne nauki w mózgu tylko siedzą;
Dlatego, kto im poświęcił swą pracę,
Ubogie tylko zbiera na nich żniwo,
Lecz miłość, której kobiet oko uczy,
Nie w jednym mózgu żyje wmurowana,
Lecz jak myśl szybka wśród żywiołów ruchu
Do wszystkich naszych zdolności przecieka
I dwoi wszystkie potęgi i siły
Wszystkie nad zwykłe podnosi granice.
Oczy kochanka, miłością rozlśnione,
Znoszą promienie, w których orzeł ślepnie;
Kochanek słyszy, czego nie podchwyci
Nawet złodzieja podejrzliwe ucho,
Kochanka stokroć czulsze dotykanie,
Niż są ślimaka macki delikatne.
Miłości język zawstydzi Bachusa,
A czy odwagą nie jest Herkulesem,
Chciwie na drzewo Hesperyd się pnącym?
Jak sfinks subtelna, a dźwięczna jak lutnia,
Której strunami złoty włos Apolla.
Gdy miłość mówi, jej głos Olimp cały
Do snu kołysze harmonijnym echem.
Nigdy poeta nie śmie pióra dotknąć,
Póki w miłości łzach go nie umoczy,
A wtedy wzrusza dzikich ludzi serca,
Miękczy tyranów dusze nieugięte.
Tegom się w oczach kobiety nauczył;
Z nich tryska czysty ogień prometejski,
To szkoły, księgi, sztuki i nauki,
Którymi wiecznie świat karmi się cały,
Bez których wszystko płaskie i nikczemne.
Głupcy, i wy się kobiet wyprzysięgli!
Zaprawdę, jeśli dotrzymacie słowa,
Przez chęć nauki w głupców się zmienicie.
A więc przez mądrość, wszystkim drogą ludziom,
A więc przez miłość, której ludzie drodzy,
Przez ludzi, którym byt winne kobiety,
I przez kobiety, których tworem ludzie,
Złammy przysięgę, aby się ocalić,
Lub wszyscy zginiem, przysiędze tej wierni.
Krzywoprzysięstwo takie jest religią:
Wszak prawo całe na miłości stoi,
Możemyż grzeszyć, gdy słuchamy prawa?
KRÓL
Więc naprzód, bracia! Pomóż, Kupidynie!
BIRON
Więc naprzód, naprzód, rozwińcie sztandary!
Więc śmiało naprzód! Pamiętajcie tylko,
Byśmy je zawsze pod słońcem trzymali.
LONGAVILLE
Do dzieła teraz, już słów było dosyć,
Chcecie w umizgi iść do tych Francuzek?
KRÓL
I chcemy wygrać i serca ich podbić,
Dlatego trzeba wynaleźć nam sposób,
Jak by ich nudy w namiotach rozpędzić.
BIRON
Naprzód tu z parku musim je sprowadzić;
W drodze niech każdy swojej chwyci rękę,
A po obiedzie wymyślim zabawę,
Jaką nam krótkość czasu da ułożyć,
Bo pląsy, śmiechy, maski i pustoty
Rzucają kwiaty przed miłości nogi.
KRÓL
Dalej, panowie, śpieszmy się! Czas drogi,
Nie traćmy chwili, dalej do roboty!
BIRON
Kto sieje kąkol, pszenicy nie zbierze,
Bo sprawiedliwość wagę trzyma w mierze.
Kto wie, czy kiedyś te puste kobiety
Krzywoprzysięstwu nie wymierzą kary;
Jeśli tak będzie, kupimy towary,
Godny skarb naszej miedzianej monety.
/ Wychodzą. /
AKT PIĄTY
SCENA PIERWSZA
/ Inna część parku. Wchodzą Holofernes, Nataniel, Tępak. /
HOLOFERNES
Satis quod sufficit.
NATANIEL
Chwalę Boga za ciebie, kochany panie. Twoja argumentacja przy obiedzie była bystra i sentencjonalna, wesoła bez rozpusty, dowcipna bez przesady, śmiała bez bezczelności, uczona bez zarozumiałości i oryginalna bez kacerstwa. Rozmawiałem ja quondam z królewskim towarzyszem, który się tytułuje, mianuje lub nazywa Don Adriano de Armado.
HOLOFERNES
Novi hominem tanquam te. Charakter jego dumny, słowa wyrokujące, wyostrzony język, ambitne oko, chód majestatyczny, a całe postępowanie próżne, śmieszne i junackie. Zbyt jest wymuskany, wyfiokowany, zbyt dziwny, że tak powiem, za wielki peregrynat, jeśli mi wolno tak się wyrazić.
NATANIEL
Oryginalny i wyborowy epitet.
/ Dobywa pugilaresu. /
HOLOFERNES
Nić swojej gadatliwości cieniej przędzie niż wątek swojej argumentacji. Nienawidzę tego rodzaju fanatycznych fantastów, tego rodzaju nietowarzyskich, wybrednych kompanów, tego rodzaju katów ortografii, którzy mówią, jakby się należało mówić „rózeczka” zamiast „rózedżka”, „d”, „ż”, „k”, „a”, a nie „c”, „z”, „k”, „a”; oni wymawiają „obuty” zamiast „obzuty”, a „magister” skrócili na „majster”. To abhominacja, a jakby oni powiedzieli „abominacja”; to mi prawie insanię insynuuje; ne intelligis, domine? To robi mnie frenetykiem, lunatykiem.
NATANIEL
Laus Deo, bone intelligo.
HOLOFERNES
Bone? „Bone” za „bene”, Pryscjan trochę pokiereszowany, ale mniejsza o to.
/ Wchodzą Armado, Ćma, Łepak. /
NATANIEL
Videsne quis venit?
HOLOFERNES
Video et gaudeo.
ARMADO
/ do Ćmy /
Pacholcze!
HOLOFERNES
Quare „pacholcze”, a nie „pachołku”?
ARMADO
Mężowie pokoju, szczęśliwe spotkanie.
HOLOFERNES
Najwaleczniejszy z żołnierzy, salutujemy.
ĆMA
/ na stronie do Łepaka /
Byli na wielkiej uczcie języków i pokradli okruszyny.
ŁEPAK
Długo żyli tych słów wybierkami. Dziwi mnie tylko, że cię dotąd pan twój nie połknął zamiast słowa, bo o całą głowę nie jesteś tak długi jak honorificabilitudinitatibus; łatwiej cię połknąć niż ostrygę.
ĆMA
Cicho! Zaczynają dzwony.
ARMADO
/ do Holofernesa /
Wszak piśmienny z asana człowiek?
ĆMA
Tak jest, tak jest, uczy dzieci abecadła. Co jest „e”, „b”, wspak sylabizowane, z rogiem na głowie?
HOLOFERNES
Pueritia, „be”, z rogiem w dodatku.
ĆMA
Be, głupi baran z rogami. Patrz, jaki uczony!
HOLOFERNES
Quis, quis, ty spółgłosko?
ĆMA
„J” i pierwsza samogłoska, jeśli ty odpowiesz, a „T” i ostatnia, jeśli ja.
HOLOFERNES
Obaczmy. Ja…
ĆMA
Baran. Teraz na mnie kolej, ta, te, ti, to, tu, ty.
ARMADO
Na słone fale Śródziemnego Morza, dobry przycinek, sprytny wybuch dowcipu! Pif, paf, dopiekł mu do żywego, raduje się moje serce, prawdziwy dowcip.
HOLOFERNES
Dysputujesz jak dziecko. Poszedłbyś lepiej bawić się frygą.
ĆMA
To pożycz mi twojego rogu, bym sobie frygę wystrugał, a biczem popędzę twoją niesławę circum circa: fryza z rogala rogu!
ŁEPAK
Gdybym za całą fortunę grosz posiadał, dałbym ci go na piernik. Weź więc, co mam; to cała remuneracja, którą od twojego pana dostałem, ty torebko dowcipu, ty gołębie jaje rozumu. Ach, czemu się nie podobało niebu, żebyś moim był bękartem! Jakby się tobą radował twój ojciec! Zuch z ciebie, umiesz wszystko ad drągiem, to jest, na palcach.
HOLOFERNES
Czuję fałszywą łacinę, ad drągiem zamiast ad unguem.
ARMADO
Majstrze preambula, zostawmy tu tych barbarzyńców. Czy nie edukujesz młodzieniaszka w wielkim domu na szczycie góry?
HOLOFERNES
Albo montis, pagórka.
ARMADO
Jak ci się podoba, niech będzie i montis zamiast góry.
HOLOFERNES
Tak jest, sine dubio.
ARMADO
Mości panie, jest najgorętszym życzeniem i pragnieniem jego królewskiej mości powitać księżniczkę w jej pawilonie, na dzisiejszego dnia tyłku, który pospólstwo nazywa popołudniem.
HOLOFERNES
Tyłek dnia, mości panie, jest to wyrażenie szlachetne, stosowne, właściwe i odpowiednie na popołudnie. Wyraz jest dobrze uszczkniony, wybrany, słodkobrzmiący i dokładny, to poświadczam, to ja poświadczam.
ARMADO
Król ten jest to pan szlachetny, mój poufały, wierzaj mi, mój przyjaciel poufały. Ale jaka nasza zażyłość, nie mówmy o tym — proszę tylko o dyskrecję.
/ Holofernes kłania się, zdejmując kapelusz. /
Nakryj, proszę, głowę. Co do innych ważnych i poważnych projektów głębokiej treści, możesz mi wierzyć — ale nie mówmy o tym — muszę ci jednak powiedzieć, że czasami podoba się jego królewskiej mości oprzeć się na moim biednym ramieniu i królewskim swoim palcem ciągnąć mnie za moje ekskrementy, to jest moje wąsy — ale, kochany panie, nie mówmy i o tym. Na honor, co mówię, nie są bajki. Podoba się czasem jego królewskiej mości zaszczycić oznakami poufałości Armada żołnierza, podróżnika, który niemało widział świata, ale nie mówmy ani o tym — koniec końców — tylko, kochany panie, proszę o sekret — życzeniem jego królewskiej mości jest, abym ofiarował księżniczce — kochane kurczątko! — jakie rozkoszne widowisko, spektakl, maskaradę, paradę albo fajerwerk. Otóż ja, przekonany, że nasz ksiądz pleban i ty, kochany panie, jesteście jedyni ludzie do takiego rodzaju erupcji, wybuchów radości, że się tak wyrażę, uwiadamiam was o wszystkim i proszę o pomoc.
HOLOFERNES
Należy przedstawić jej dziewięciu bohaterów. Wielebny Natanielu, idzie tu o uroczystość, o widowisko mające się przedstawić na tyłku dnia tego przy naszej pomocy; to rozkaz króla i prośba tego walecznego, dostojnego i uczonego szlachcica w przytomności księżniczki. Otóż, moim zdaniem, nic właściwszego, jak przedstawić jej dziewięciu bohaterów.
NATANIEL
A gdzie znajdziemy ludzi dość godnych reprezentować godnie tych bohaterów?
HOLOFERNES
Jozue — ty sam, wielebny dobrodzieju, będziesz Jozuem; ja albo waleczny ten szlachcic Judaszem Machabeuszem; ten pachołek, biorąc na uwagę rozmiary jego członków albo stawów, może ujść za Pompejusza Wielkiego, paź będzie Herkulesem.
ARMADO
Z przeproszeniem, jest w tym pomyłka. Nie ma w nim dość mięsa na wielki palec tego bohatera; on mniejszy od końca jego maczugi.
HOLOFERNES
Proszę o posłuchanie. Paź będzie przedstawiał Herkulesa w małoletności. Rola jego ograniczy się na uduszeniu węża, a ja napiszę stosowną do tego orację.
ĆMA
Wyborny projekt! Jeśli przypadkiem syknie jaki słuchacz, będziesz mógł wykrzyknąć: „Wybornie, Herkulesie! Dusisz, widzę, węża!”. Tym sposobem afront zmienisz na pochwałę, co nie lada komu się uda.
ARMADO
A co do reszty bohaterów?
HOLOFERNES
Ja sam trzech się podejmuję.
ĆMA
O trzykroć dzielny bohaterze!
ARMADO
Czy wiecie, co wam powiem?
HOLOFERNES
Słuchamy.
ARMADO
Jeśli się to nie uda, damy im pantomimy. Chodźcie tylko ze mną.
HOLOFERNES
Dalej, bracie Tępaku, przez cały ten czas nie przebąknąłeś jednego słowa.
TĘPAK
I nie zrozumiałem jednego.
HOLOFERNES
Allons! znajdzie się i dla ciebie robota.
TĘPAK
Przydam się może do tańca albo do czego innego, albo będę bił w bębenek bohaterom, gdy zaczną wybijać hołupce.
HOLOFERNES
Tępa z ciebie sztuka, uczciwy Tępaku. Do dzieła! Idźmy!
/ Wychodzą. /
SCENA DRUGA
/ Inna część parku, przed pawilonem Księżniczki. Wchodzą Księżniczka, Katarzyna, Rozalina, Maria. /
KSIĘŻNICZKA
Zanim odjedziem, będziemy bogate,
Jeśli prezenty sypać się tak będą.
Dyjamentami zasypana pani!
Patrzcie, co król mi zakochany przysłał.
ROZALINA
Czy z podarunkiem nic nie przysłał więcej?
KSIĘŻNICZKA
Nic? Rymów także i miłosnych pieśni,
Ile się może zmieścić na arkuszu,
Po obu stronach, nawet na krawędziach;
Pieczętowane wszystko Kupidynem.
ROZALINA
Teraz przynajmniej bożek cicho siedzi,
Gdy się trzepotał przez lat pięć tysięcy.
KATARZYNA
Brzydki wisielec, pełne zdrady chłopię.
ROZALINA
Znieść go nie możesz, bo siostrę ci zabił.
KATARZYNA
Ukradł jej łotrzyk pokój i wesele,
Zabił ją. Gdyby twoją miała duszę,
Lekką, ruchawą, trzpiotliwą i zmienną,
Przed śmiercią wnuków swoich by widziała.
Bo lekkie serca długo zwykle żyją.
ROZALINA
Jaką myśl ciężką w lekkich kryjesz słowach?
KATARZYNA
Ciężko jest jasno rzecz lekkiej tłumaczyć.
ROZALINA
To zapal świecę i objaśń nas lepiej.
KATARZYNA
Nie mam ochoty ucierać ci nosa,
Wolę więc rzeczy w ciemności zostawić.
ROZALINA
Wiem, lubisz rzeczy robione po ciemku.
KATARZYNA
Ty w twej lekkości i nocy nie czekasz.
ROZALINA
Lekką mnie zowiesz, bo mniej niż ty ważę.
KATARZYNA
To prawda, złota niewiele jest w tobie.
ROZALINA
I twoją wagą nie złoto, lecz ołów.
KSIĘŻNICZKA
Dosyć przycinków. Powiedz, Rozalino,
I ty podobno odebrałaś prezent?
Kto? Co ci przysłał?
ROZALINA
Wszystko wam pokażę.
Gdyby twarz moja twej była podobna,
Mój podarunek byłby równy twemu.
Mam też i rymy dzięki Bironowi.
Jeśli tak dobrze wdzięki me policzył,
Jak w swoich wierszach policzył sylaby,
To jestem pierwszą boginią na ziemi.
Mam piękność pięknych dwudziestu tysięcy.
Mój portret w liście swoim odmalował.
KSIĘŻNICZKA
Wiernie skreślony?
ROZALINA
Bardzo, co do liter,
Nie, co do pochwał.
KSIĘŻNICZKA
Piękna jak atrament —
Dobra konkluzja.
KATARZYNA
Albo jak „B” piękne
Na kaligrafa pięknym manuskrypcie.
ROZALINA
Daj pokój pędzlom, ty złota literko,
Co na twarzyczce przy zerze masz zerko.
KSIĘŻNICZKA
A Dumain jakie przysłał ci ofiary?
KATARZYNA
Tę rękawiczkę.
KSIĘŻNICZKA
Jak to, nie do pary?
KATARZYNA
Dwie rękawiczki przysłał mi pachnące,
W przypisku rymów jakie dwa tysiące,
Licha ramota z obłudy złożona,
Z wszystkich poetów po wierszu kradziona.
MARIA
Ten sznurek pereł mam od Longaville'a
I list, którego długość przeszło mila.
KSIĘŻNICZKA
Sądzę, że lepiej byłby się przysłużył,
Gdyby list skrócił, a sznurek przedłużył.
MARIA
Tak jest, wyznaję, i nie chcę się wstydzić.
KSIĘŻNICZKA
Co wy za mądre z kochanków tak szydzić!
ROZALINA
Za śmiech nam płacą, damy go im, ręczę.
Ja przed odjazdem Birona zamęczę,
Gdyby choć tydzień więzy moje nosił!
Jakżeby skomlał, łasił się i prosił,
Czekał w pokorze na słowo, spojrzenie,
Marnował dowcip na miłosne pienie,
Na moje tylko uważał skinienia,
Był ze swojego dumny poniżenia!
Zostałby, ręczę, przed tygodnia końcem
Igraszką moją, a ja jego słońcem.
KSIĘŻNICZKA
To prawda, prawda, sprawa tam jest licha,
Gdzie mądry sam się na dudka wystrycha;
Bo dudek w mądrym gnieździe wylęgniony,
Nauką silny, mądrością natchniony,
Śmieszność swą długo sam przed sobą słoni,
Mędrca dowcipem głupstwo dudka broni.
ROZALINA
Krew w młodych żyłach mniej wrząca się toczy,
Niż gdy poważne serce miłość pali.
MARIA
Nad głupstwem głupca nikt się nie pożali,
Lecz głupstwo mądrych wszystkie razi oczy,
Bo im się bardziej mądry dowcip sierdzi,
Tym lepiej tylko swoje głupstwo twierdzi.
/ Wchodzi Boyet. /
KSIĘŻNICZKA
Zbliża się Boyet cały jaśniejący.
BOYET
Dziś mnie zabije śmiech nieustający.
KSIĘŻNICZKA
Cóż to?
BOYET
Do broni! Ostrzec was przychodzę,
Bo na wasz pokój najazd już jest w drodze,
Przebrana miłość nawalnie się toczy,
Odurzy ucho, oślepi wam oczy.
W cały się dowcip zbrójcie na spotkanie
Lub uciekajcie jak trwożliwe łanie.
KSIĘŻNICZKA
Broń od Kupida, Dyonizy święty!
Przez kogo spisek przeciw nam napięty?
BOYET
Chciałem pod klonu cienistą osłoną
Na chwilę zamknąć źrenicę znużoną,
Aż nagle szelest w odległości słyszę;
Patrzę, tu idzie król i towarzysze.
Ciekawy, co ich ku mym stronom niesie,
Co prędzej w bliskim schowałem się lesie,
I z ich rozmowy zrozumiałem tyle,
Że tu z maskami przybędą za chwilę.
Heroldem będzie paź młody i mały;
Słyszałem mowę — mówca doskonały,
A jeszcze z wielką uczyli go męką:
„To tak wypowiesz, tu tak machniesz ręką”,
Bo twe spojrzenie trwoży ich niemało,
By mu śród mowy szyków nie zmieszało.
Król mówi: „Chociaż obaczysz anioła,
Nie drżyj, mów śmiało”, a na to paź woła:
„Widok anioła wcale mnie nie strwoży,
Gdyby to diabeł, to byłoby gorzej”.
Wszyscy w śmiech, król, go klepiąc po ramieniu,
Dodał śmiałości śmiałemu stworzeniu.
Trąc łokieć, jeden głosem wrzasnął całem:
„Takiej perory nigdy nie słyszałem!”
A drugi znowu, klaszcząc we dwa palce:
„Wiwat! Wygrana w tej upartej walce!”
Trzeci z radości skakał i bił w pięty,
Czwarty chciał skoczyć i upadł jak ścięty,
I potem wszyscy w trawie się tarzali,
I tak serdecznie, tak długo się śmiali,
Że jak za karę na śmiechy niewczesne
Z ócz im trysnęły żalu łzy bolesne.
KSIĘŻNICZKA
Więc jesteś pewny, że w te idą szlaki?
BOYET
A idą strojni jak jakie cudaki,
Idą przebrani niby za Moskali;
Każdy komplement kochance wypali,
A każdy znajdzie swoją bez trafunku,
Bo ją po swoim pozna podarunku.
KSIĘŻNICZKA
Tak myślą? Dobrze, wkrótce się pokaże:
Wszystkie maskami osłonimy twarze,
A mimo błagań, westchnień i rozpaczy
Żaden nam końca nosa nie obaczy.
Ty, Rozalino, weź moje klejnoty,
Król ci miłosne będzie plótł ramoty.
Bierz, śpiesz się, twoje oddaj mi w zamianę:
Za Rozalinę przed Bironem stanę.
Niechaj to samo każda z was uczyni;
Niech do fałszywych wzdychają bogini.
ROZALINA
A niech znak każdy jasno w oczy wpada.
KATARZYNA
Na co ta cała zda się maskarada?
KSIĘŻNICZKA
Żeby im wszystkie plany pokrzyżować.
Śmiać się przychodzą, myślą z nas żartować;
Lecz nie tak łatwo załapać dziewczyny.
Figiel za figiel to mój plan jedyny.
Każdy nie swojej swe serce pokaże,
A kiedy później odsłonimy twarze,
Śmiać się będziemy, co gardła nam stanie.
ROZALINA
Gdy tańczyć zechcą, czy przyjmiem wyzwanie?
KSIĘŻNICZKA
Nie, za nic żadna i nogą nie ruszy,
Ni ich wymowa serc naszych nie skruszy,
Lecz każda, głucha na słówka miodowe,
Ust nie otworzy, a odwróci głowę.
BOYET
Na taką srogość serce ich zaboli
I każdy całej swej zapomni roli.
KSIĘŻNICZKA
Tego chcę właśnie, tą myślą się cieszę,
Że zbici z toru przepadną jak w lesie,
Bo żaden figiel nie zrówna figlowi,
Jak gdy się figlarz we własną sieć łowi;
Tak bowiem śmiech ich śmiechem będzie naszym,
Gdy nasz jedyną naszą jest własnością.
Przywalim śmieszków własną ich śmiesznością,
Panów szyderców szyderstwem odstraszym.
/ Słychać trąbkę w odległości. /
BOYET
Trąbkę już słychać, czas wam przywdziać maski.
/ Damy biorą maski. Wchodzą Król, Biron, Longaville i Dumain przebrani za Moskali w maskach, Ćma, muzykanci, służba. /
ĆMA
„Witam was, jasne ziemi tej oblicza!”
BOYET
Jasne, jak jasna może być kitajka.
ĆMA
„Wszelkiej piękności święty, czysty wzorze!
/ Damy obracają się do niego tyłem. /
Co kiedykolwiek zwrócił ku nam — pięty”.
BIRON
„Oczy”, nicponiu, zwrócił ku nam oczy.
ĆMA
„Co kiedykolwiek zwrócił ku nam oczy.
Niebieskie duchy, raczcie dobrowolnie
Nie spojrzeć na mnie…”
BIRON
Przeklęty hultaju,
„Raz spojrzeć na mnie…”
ĆMA
„Raczcie dobrowolnie
Raz spojrzeć na mnie niebieską źrenicą —
Raz spojrzeć na mnie niebieską źrenicą…”
BOYET
Nigdy nie wybrniesz z tego epitetu,
Radzę spróbować „czerwoną źrenicą”.
ĆMA
Słuchać mnie nie chcą, to mi szyki mąci.
BIRON
To dzielność twoja? Precz mi stąd, hultaju!
ROZALINA
Czego żądają obcy ci przybysze?
Spytaj, Boyecie, a jeżeli który
Językiem naszym w stanie jest przemówić,
Wolą jest naszą, by w wszystkich imieniu,
Jeden po prostu sprawę ich przedstawił.
BOYET
Czego żądacie od naszej księżniczki?
BIRON
Pokoju tylko i dobrej przyjaźni.
ROZALINA
Co mówią? Czego ode mnie żądają?
BOYET
Pokoju tylko i dobrej przyjaźni.
ROZALINA
Więc im je daję, a niech z Bogiem idą.
KRÓL
Powiedz, żem milę niejedną przemierzył,
By z nią na darni jedną tańczyć miarę.
BOYET
Mówi, że milę niejedną przemierzył,
Na darni z tobą jedną tańczyć miarę.
ROZALINA
Więc niech mi powie, ile w jednej mili
Cali naliczył. Gdy zmierzył niejednę,
Łatwo mu będzie dać mu jednej miarę.
BOYET
Skoro tak wielką liczbę mil zmierzyłeś,
Aby tu przybyć, księżna ci się pyta,
Ileś naliczył cali w jednej mili?
BIRON
Powiedz, że drogę mierzyliśmy naszą
Zbolałą stopą.
BOYET
Księżna sama słyszy.
ROZALINA
Więc powiedz, ileś stóp zbolałych zrobił,
Aby z mil tylu jedną zmierzyć milę?
BIRON
Nie liczym tego, co robim dla ciebie.
Tak nieskończone nasze poświęcenie,
Żeśmy gotowi drugie tyle zmierzyć.
Racz nam pokazać twarzy twojej słońce,
Byśmy je czcili, jak czczą dzicy ludzie.
ROZALINA
Twarz ma to księżyc, co we mgle się nurzy.
KRÓL
Mgła to szczęśliwa, co za płaszcz ci służy!
Jasny księżycu, chmurą mgły okryty,
I wy, o jasne gwiazdy z jego świty,
Rozgońcie chmury, zwróćcie jasne lice
Na nasze łzami wilgotne źrenice.
ROZALINA
Mógłbyś się większej domagać usługi
Niż czczego blasku dla płytkiej wód strugi.
KRÓL
Pozwalasz błagać? Więc zrób mi ofiarę
I odmierz ze mną tańca jedną miarę.
ROZALINA
Więc grzmij, muzyko,
/ Muzyka. /
W pląsy, dziewki moje —
Lecz nie — nie teraz — jak księżyc się mienię.
KRÓL
Czemu tak nagle cofasz przyrzeczenie?
ROZALINA
Bo byłam w pełni, teraz w kwadrze stoję.
KRÓL
Księżyc księżycem, pełny czy dwurogi,
Żwawo, do tańca! Słyszysz skoczne tony.
ROZALINA
Słyszą je uszy.
KRÓL
Niech słuchają nogi.
ROZALINA
Skoro przypadek w te przygnał was strony
Z ostatecznego ziemi naszej krańca,
Przyjmij mą rękę — ale nie do tańca.
KRÓL
Na co więc ręka? Jakie twoje cele?
ROZALINA
Aby się rozstać jak dwaj przyjaciele.
Teraz dyg jeden i piękne: żegnamy!
KRÓL
Jak to? I więcej nic nie otrzymamy?
Bądź szczodrobliwsza, błagam najgoręcej.
ROZALINA
Za taką cenę nie dostaniesz więcej.
KRÓL
Twe towarzystwo po twej kupię cenie,
Powiedz ją tylko.
ROZALINA
Twoje oddalenie.
KRÓL
Dać go nie mogę.
ROZALINA
To, kochany panie,
I nas nie kupisz. Przyjm więc pożegnanie,
Dwa dla twej maski, dla siebie połowę.
KRÓL
Odmawiasz tańca, przedłuż choć rozmowę.
ROZALINA
Chyba na stronie.
KRÓL
Nie ja się pożalę.
/ Rozmawiają na stronie. /
BIRON
/ do Księżniczki /
Piękna, na słodkie twoje słówko liczę.
KSIĘŻNICZKA
Miód, mleko, cukier — masz więc trzy słodycze.
BIRON
Trzy twe słodycze nie są mi do miary,
Dodam małmazję, krupnik, lipiec stary,
Z trójki słodyczy zrobi się ich szóstka:
A co, czy dobrze wyrzucona kostka?
KSIĘŻNICZKA
Bywaj mi zdrowa, ty siódma słodkości!
Bo nie mam chęci w fałszywe grać kości.
BIRON
Jedno wprzód słówko powiedzieć chcę tobie.
KSIĘŻNICZKA
Byle nie słodkie.
BIRON
Wre mi żółć w wątrobie.
KSIĘŻNICZKA
Żółć to goryczka.
BIRON
A więc po twej woli.
/ Rozmawiają na stronie. /
DUMAIN
/ do Marii /
Czy mi twa dobroć słówko rzec pozwoli?
MARIA
Słucham.
DUMAIN
O piękna!
MARIA
Czy tak, piękny panie?
Piękny za piękna — to me pożegnanie.
DUMAIN
Lecz nim je przyjmę, chcę wprzódy na stronie
Powiedzieć sekret skryty w moim łonie.
/ Rozmawiają na stronie. /
KATARZYNA
/ do Longaville'a /
A twoja maska czy jest bezjęzyczna?
LONGAVILLE
Wiem, czemu pytasz o to, pani śliczna.
KATARZYNA
Wiesz, a więc powiedz, jeśli twoja łaska.
LONGAVILLE
Wiem. Dwa języki słoni twoja maska.
Pragniesz więc skarbów, których masz za wiele,
Złożyć połowę w moim niemym ciele.
KATARZYNA
Ach, nie wiedziałem, że pod maską cielę.
LONGAVILLE
To ja się z tobą wyrazem podzielę.
KATARZYNA
Zatrzymaj wszystko. Na co mi połowa,
Może się cielę na wołu wychowa.
LONGAVILLE
Ciężko mnie ranisz, chcąc się tylko bawić,
Gdy mi dla żartu rogi chcesz przyprawić.
O, nie rób tego!
KATARZYNA
Więc, ciołku ubogi,
Umrzyj cielęciem, nim ci puszczą rogi.
LONGAVILLE
Nim umrę, słówko na stronie ci powiem.
KATARZYNA
Rycz więc półgłosem, rzeźnik blisko bowiem.
/ Rozmawiają na stronie. /
BOYET
Język szydzącej kobiety jest płytki
Jak najostrzejsze chirurga są noże,
Które tak cienkie przecinają nitki,
Że wzrok ich żaden obaczyć nie może.
Każde ich słówko na skrzydłach ucieka
Szybszych od strzały, kul, myśli człowieka.
ROZALINA
Dość na tym, dziewki, zakończmy rozmowy.
/ Wszystkie damy oddalają się od swoich kawalerów. /
BIRON
Na honor, wszyscy z wzgardą odepchnięci!
KRÓL
A więc żegnamy, puste białogłowy!
/ Wychodzą Król, panowie, Ćma, muzyka, służba. /
KSIĘŻNICZKA
A więc żegnamy, Moskale zmarznięci!
I toż jest gniazdo dowcipów sławione?
BOYET
Były to świece tchem waszym zgaszone.
ROZALINA
Dowcipy ciężkie, pękate i tłuste.
KSIĘŻNICZKA
Wspaniałe z wierzchu, ale wewnątrz puste.
Albo się wszyscy powieszą przed rankiem
Lub się bez masek więcej nie pokażą.
Dowcipny Biron zdał mi się barankiem.
ROZALINA
Wszyscy, jak trusia, z bladą stali twarzą.
Toć król o mało że się nie rozbeczał.
KSIĘŻNICZKA
Biron przysięgi za uchem mi skrzeczał.
MARIA
Dumain, gdy miecz swój u nóg moich składał,
Cięty językiem, nie wiedział, co gadał.
KATARZYNA
Longaville, gdy go wymowa uniosła,
Mówił, żem cała w serce jego wrosła,
I wiecie, czym mnie zwał?
KSIĘŻNICZKA
Może jemiołą?
KATARZYNA
Tak jest.
KSIĘŻNICZKA
Paskudne, pasożytne zioło!
ROZALINA
Lepsze dowcipy widziałam w sukmanie.
Na śmierć i życie król moim zostanie.
KATARZYNA
Prócz mnie Longaville myśli innej nie ma.
MARIA
Jak drzewa kora, Dumain mnie się trzyma.
BOYET
Wierzcie mi, panie, wkrótce się pokażą
W własnym ubiorze, z własną każdy twarzą,
Nie sądzę bowiem, by szyderstwa tyle
Cicho strawili.
KSIĘŻNICZKA
Wrócą więc za chwilę?
BOYET
O, wrócą, skacząc, śmiejąc się, weseli,
Chociaż kulawi od cięg, które wzięli,
Zmieńcie więc znaki, a gdy się pokażą,
Bądźcie jak róże rozwinięte w lecie.
KSIĘŻNICZKA
Jaśniej nam twoją myśl rozwiń Boyecie.
BOYET
Chętnie: kobieta z maskowaną twarzą
Jest jak kwiat róży pączkami owity,
Lecz gdy odsłoni lic swych aksamity,
Jest jako anioł z nieba spadający
Lub w całym blasku krzew róży kwitnący.
KSIĘŻNICZKA
Co mamy robić, jeżeli w te strony
Wrócą bez masek prawić nam androny?
ROZALINA
Zawsze ich radzę przyjąć szyderstwami
Czy to bez masek, czy to pod maskami.
Więc im objawmy nasz gniew, nasze żale,
Że nas nudzili cudaki Moskale;
W dziwnych ubiorach, nie wiem w jakiej myśli,
Głupią ramotę deklamować przyszli,
I z miną równie śmieszną jak ubiory
Jeszcze śmieszniejsze pletli rozhowory.
BOYET
Widzę, wracają; oddalcie się, panie.
KSIĘŻNICZKA
Więc do namiotów, rącze niby łanie.
/ Wychodzą Księżniczka, Rozalina, Katarzyna, Maria. Wchodzą Król, Biron, Longaville, Dumain we własnych ubiorach. /
KRÓL
Bóg z tobą, panie, a gdzie jest księżniczka?
BOYET
W swoim namiocie. Czyli pragniesz, królu,
Ażebym do niej woli twej był posłem?
KRÓL
Chciałbym o krótkie prosić posłuchanie.
BOYET
Więc śpieszę, pewny, że się, jak chcesz, stanie.
/ Wychodzi. /
BIRON
Człek ten koncepta, jak gołębie zboże,
Po ziarnku dziobie i po ziarnku ciska,
Kramarz dowcipu, tandetę, jak może,
Niesie na odpust, jarmark, zbiegowiska;
A my, co handel ten ryczałtem wiedziem,
By znaleźć kupca, daremno się biedzim.
Jak na lep każda lgnie do niego dama;
Kusiłby Ewę na miejscu Adama,
Bo umie szeptać, rozbierać kurczęta,
Całusy ręką słać między dziewczęta.
To małpa w formach ćwiczona dokładnie
Ostatniej mody i dworskiej grzeczności.
Kiedy gra w kostki, a zła kość mu padnie,
Kwiecistym stylem gniewa się na kości.
Śpiewa z partesów, a w dworaków tłumie
On jeden gości prezentować umie.
Wszystkie go panie nazywają „drogi”!
Gdy stąpa, schody całują mu nogi.
Do wszystkich z całej uśmiecha się gęby,
Żeby pokazać swoje białe zęby;
Ktokolwiek nie chce zostać mu dłużnikiem,
Zwie go: pan Boyet z miodowym językiem.
KRÓL
Bodaj ten język zjadły mu pryszczyki,
Skoro paziowi pomieszał tak szyki.
/ Wchodzą Księżniczka, Rozalina, Katarzyna, Maria, Boyet, służba. /
BIRON
Nim się urodził, myślałem już nieraz,
Czym ułożenie było, czym jest teraz?
KRÓL
Niech Bóg pogodę na twą zleje głowę!
KSIĘŻNICZKA
Zleje pogodę! Słotne to życzenie.
KRÓL
O, lepszą myślą szczerą tłumacz mowę!
KSIĘŻNICZKA
Życz lepiej, lepsze znajdziesz tłumaczenie.
KRÓL
W moim pałacu już służba gotowa,
Przychodzim, pani, pokazać ci drogę.
KSIĘŻNICZKA
Dotrzymam pola, dotrzymaj ty słowa:
Bóg wiarołomstwa i ja znieść nie mogę.
KRÓL
Nie karć tak srogo, czegoś jest przyczyną:
Ócz twoich cnotą moje słowo łamię.
KSIĘŻNICZKA
Cnotą? Zapewne chcesz powiedzieć: winą,
Bo nikt przez cnotę przysięgom nie kłamie,
Więc ci na honor mój daję dziś słowo,
Mój honor czysty jak lilii kwiaty,
Żem wprzódy wszystkie męki znieść gotowa,
Nim wejdę gościem do twojej komnaty,
Bo nie chcę grzeszną przyczyną być, książę,
Złamania ślubu, co cię w niebie wiąże.
KRÓL
Dotąd, o pani, ze wstydem wyznaję,
Śród nudów żyłaś w samotnym namiocie.
KSIĘŻNICZKA
Mylisz się, królu, dotąd, słowo daję,
Nie miałam czasu myśleć o nudocie.
Właśnie co wyszła stąd banda Moskali.
KRÓL
Moskali?
KSIĘŻNICZKA
Tak jest, a jak mi się zdało,
Panowie grzeczni, piękni i wspaniali.
ROZALINA
To żarty. Ja wam prawdę powiem całą:
Księżna przez grzeczność — jak to dzisiaj modne —
Chwali, co żadnej pochwały niegodne.
To prawda, że nas Moskali dwie pary
Całą godzinę męczyły bez miary,
Lecz przez godzinę, jak trwała rozmowa,
Nikt tu nie słyszał dowcipnego słowa.
Nie powiem, że to cztery były dudki,
Lecz to powiedzieć mogę bez ogródki,
Że gdy pragnienia przyjdzie im godzina,
Dla czterech dudków trzeba będzie wina.
BIRON
Pani, dowcipu twego tylko siła
Mądrych wprzód ludzi na dudków zmieniła.
Choć bystre oko, gdy w słońce się wlepi,
Zbytek go światła zaćmi i oślepi,
Tak przy dowcipu waszego potędze
Bogactwo myśli przemienia się w nędzę,
I rozum, wprzódy czczony z uwielbieniem,
Zdaje się tylko głupoty marzeniem.
ROZALINA
Twym zdaniem jesteś mądry i bogaty,
Mym sądem…
BIRON
Jestem żebrak głupowaty.
ROZALINA
Nie chcę się żalić, że mi z ust wyrwałeś
Własność, do której dawne prawo miałeś.
BIRON
Wszystko, co moje, pod twą składam nogę.
ROZALINA
Całego dudka?
BIRON
Mniej ci dać nie mogę.
ROZALINA
Jakąś miał maskę, jest temu godzina?
BIRON
Ja? Kiedy? Maskę? Cóż to za nowina?
ROZALINA
Tak jest, tu, maskę, powłokę dyskretną,
Co piękną twarzą twarz okryła szpetną.
KRÓL
Ha! Wiedzą wszystko! Zamęczą nas śmiechem.
DUMAIN
Rzecz na żart zmieńmy, wyznając z pośpiechem.
KSIĘŻNICZKA
Skąd to zdziwienie, ten wyraz frasunku?
ROZALINA
Patrzcie, jak pobladł, zemdleje. Ratunku!
Morska choroba — z Moskwy! To nie śmiechy.
BIRON
To niebios kara za nasze jest grzechy.
Miedziane czoło tutaj jest za mało.
Na mnie dowcipu siłę obróć całą,
Skrusz mnie przez wzgardę, śmiechy i sromotę,
Dowcipem moją posiekaj prostotę.
Nie będę więcej prosił cię do tańca
Ani za Moskwy udam się mieszkańca.
Nie chcę w pisane wierzyć komplementa
Ni w ostry język śmiałego studenta.
Nie będę w masce chodził do kochanek,
Jak ślepy lirnik pisał im sielanek.
Jedwab frazesów, słówek aksamity,
Hiperboliczne fantazji wybuchy,
Tak mnie te letnie pokąsały muchy,
Żem cały obrzękł, bąblami okryty.
Przysięgam na te rękawiczki białe,
W których się kryją bielsze rączki małe,
Że odtąd miłość wypowiem kochance
Przez „nie” w drelichu albo „tak” w parciance,
I żeby zacząć, wierzaj memu słowu,
Miłość jest moja jak słońce bez skazy.
ROZALINA
Za poetyczne jeszcze to wyrazy.
BIRON
Trudno się pozbyć starego narowu.
Jeszczem jest chory, miej cierpliwość, proszę,
A dawne zdrowie odzyskam po trosze.
Tym trzem, wielkimi możesz literami
Pisać na czole: „Zmiłuj się nad nami!”
Śmiertelna dżuma pierś każdego pali,
A jej zarodek z waszych ócz wyssali.
Ale was także los czeka jednaki,
Bo na was także Pana widzę znaki.
KSIĘŻNICZKA
Nie mieli dżumy ci, co nam je dali.
BIRON
Wyrok nasz zapadł — nic nas nie ocali.
ROZALINA
Krok twój jednakże słowom twoim przeczy,
Gdy sam żałobę czynisz w trybunale.
BIRON
Skończmy, procesu z tobą nie chcę wcale.
ROZALINA
Ni ja, gdy pójdą po woli mej rzeczy.
BIRON
Niech teraz każdy z kolei co powie,
Bo wszystko w mojej zmąciło się głowie.
KRÓL
Naucz nas, proszę, naucz, piękna pani,
Jak za grzech ciężki odpust nasz dostaniem.
KSIĘŻNICZKA
Tylko otwartym i szczerym wyznaniem.
Czyście przed chwilą byli tu przebrani?
KRÓL
Tak jest.
KSIĘŻNICZKA
A w jakich chęciach tuście przyśli?
KRÓL
W dobrej, księżniczko, i uczciwej myśli.
KSIĘŻNICZKA
Jeśli tak, wyznaj, ciekawie słuchamy,
Co wyszeptałeś do ucha twej damy?
KRÓL
Że ją nad skarby, nad świat ten przenoszę.
KSIĘŻNICZKA
A jednak, kiedy weźmie cię za słowo,
Ty ją odrzucisz.
KRÓL
Przysięgam na nowo…
KSIĘŻNICZKA
O, nie kończ, nie kończ! Nie przysięgaj, proszę,
Bo kto raz jeden swej przysiędze skłamał,
Tym łatwiej jeszcze i drugą przełamał.
KRÓL
Jeśli tę złamię, niechaj marnie zginę!
KSIĘŻNICZKA
Dobrze, pamiętaj! — Pytam Rozalinę,
Jakie jej Moskal szepnął tajemnice?
ROZALINA
Że mnie tak kocha jak swoje źrenice,
Że przy mnie skarby świata waży za nic
I, aby dowieść miłości bez granic,
Albo mnie żoną swą nazwie przed rankiem,
Albo w rozpaczy umrze mym kochankiem.
KSIĘŻNICZKA
Więc szczęść wam Boże! Boć nie zechcesz znowu
Zostać niewiernym danemu jej słowu.
KRÓL
Nie, na mój honor, nie, na moje życie,
Takiegom słowa nie dał tej kobiecie.
ROZALINA
Dałeś, na dowód klejnot ci pokażę,
Który wsunąłeś do mej rękawiczki.
KRÓL
Moje przysięgi były dla księżniczki,
Którą po moim rozpoznałem darze.
KSIĘŻNICZKA
Klejnot ten stroił jej ramię, nie moje.
Moim kochankiem, jak się pokazuje,
Był Biron, za co pięknie mu dziękuję.
Czy chcesz mnie, czy chcesz perły zabrać twoje?
BIRON
Niczego nie chcę, wszystkiego się zrzekam.
Wiem teraz wszystko, wszystkiego dociekam:
To sprzysiężenia dzieło, czarnej zdrady,
Na smutny koniec naszej maskarady.
Jakiś darmozjad, lizus, plotkarz płaski,
Co szpiegostwami zarabia na łaski,
Pajac z przykrytym do marszczek uśmiechem,
Na rozkaz bawić was obowiązany,
Nie wiem, jak odkrył wszystkie nasze plany
I wszystkie zaraz wypaplał z pośpiechem.
Gdy wieść przed czasem doleciała dworu,
Zmieniły damy dane im prezenta,
A my prawilim — ułudą pozoru —
Zamiast kochankom znakom komplementa,
Dla naszej hańby i dla naszej zguby
Dwakroć złamalim uczynione śluby.
Tak jest, nie wątpię,
/ do Boyeta /
Czy to ty, łaskawco,
Krzywoprzysięstwa tego jesteś sprawcą?
Czy nie ty, panie, mierzysz jej buciki,
Twój śmiech i płacz twój jej rządzisz skinieniem,
I tylko jesteś posłusznym jej cieniem,
Talerz jej trzymasz, stroisz jej żarciki?
Czy nie ty pazia pomieszałeś szyki?
Tak jest, ty, panie, to są twoje czyny.
Niech i tak będzie; więc zapisz to sobie,
Że, kiedy umrzesz, za pomnik jedyny,
Spódnicę na twym zawiesimy grobie.
BOYET
Tę sprawiedliwość oddać mu należy,
Że rycerz w szrankach pięknie galopuje.
BIRON
Pan ten, jak widzę, na ostre już bieży,
Ale ja, kończąc, z placu ustępuję.
/ Wchodzi Łepak. /
Witaj nam! Z dobrą przychodzisz usługą,
Zrywając bitwę wrzącą już za długo.
ŁEPAK
Panowie, panie, o któż mi z was powie,
Czyli wejść mogą trzej bohaterowie?
BIRON
Jak to? Trzej tylko?
ŁEPAK
Nie, nie, wielkie cuda!
Z trzech bohaterów każdy trzech wam uda.
BIRON
A trzy razy trzy, dziewięć.
ŁEPAK
Nie, nie, panie, z przeproszeniem, panie, mam nadzieję, że tak nie jest. Nie uda ci się tak łatwo, panie, wystrychnąć nas na głupców, bo wiemy, co wiemy. Spodziewam się, panie, że trzy razy trzy, panie…
BIRON
Co? Nie dziewięć?
ŁEPAK
Z przeproszeniem, panie, wiemy, ile to czyni.
BIRON
Na Jowisza, przekonany byłem dotąd, że trzy razy trzy czyni dziewięć.
ŁEPAK
Bieda byłaby z tobą, panie, gdybyś rachunkami na kawałek chleba miał zarabiać.
BIRON
Więc ileż to czyni?
ŁEPAK
Strony same, to jest aktorowie pokażą sami, ile to czyni. Co do mnie, mam tylko, jak powiadają, jednego deprezentować, jednego chłopa, jednego biednego chłopa, Pompejona Wielkiego.
BIRON
Czy jesteś jednym z bohaterów?
ŁEPAK
Podobało się im uznać mnie godnym Pompejona Wielkiego. Co do mnie, nie znam godności tego bohatera, ale mam stać za niego.
BIRON
Idź, powiedz im, niech się przygotują.
ŁEPAK
Rzecz pójdzie jak z płatka, bo robota będzie sumienna.
/ Wychodzi. /
KRÓL
Srom nam przyniosą, niechaj nie przychodzą.
BIRON
Srom do nas, królu, przystępu nie znajdzie,
A polityczną może będzie rzeczą
Dać widowisko gorsze od naszego.
KRÓL
Nie, nie, powtarzam, niechaj nie przychodzą.
KSIĘŻNICZKA
Niech przyjdą, pozwól, królu, proszę ciebie.
Żart to najlepszy, co sam nie zna siebie.
Kiedy gorliwość, ubawić nas chciwa,
W swym własnym zbytku marnie dogorywa,
Właśnie gdy w pączku wielkie rzeczy giną,
Nie chcąc, śmiech rodzą śmieszną mieszaniną.
BIRON
To żywy obraz naszej maskarady.
/ Wchodzi Armado. /
ARMADO
Pański pomazańcze, błagam cię o tyle twojego słodkiego królewskiego oddechu, ile potrzeba na wymówienie pary wyrazów.
/ Armado rozmawia z Królem i oddaje mu papier. /
KSIĘŻNICZKA
Czy człowiek ten bożym jest sługą?
BIRON
Dlaczego pytasz się o to, pani?
KSIĘŻNICZKA
Bo nie mówi jak boże stworzenie.
ARMADO
To wszystko jedno, mój piękny, słodki, miodowy monarcho, bo przysięgam, że bakałarz jest to człowiek nadzwyczaj fantastyczny; zbyt, zbyt tylko próżny; zbyt, zbyt tylko próżny; ale zostawmy to wszystko, jak to powiadają, alla fortuna della guerra. Pokój waszym duszom, najmajestatniejsza paro!
/ Wychodzi. /
KRÓL
Możemy się spodziewać niepospolitej reprezentacji bohaterów. On przedstawia trojańskiego Hektora; parobek Wielkiego Pompejusza; pleban Aleksandra; paź Armada — Herkulesa; a bakałarz Judasza Machabeusza.
Gdy rzeczy pójdą dobrze w pierwszym przedsięwzięciu,
Czterej zmienią ubranie i przedstawią pięciu.
BIRON
Już w pierwszej części będzie ich pięciu.
KRÓL
Mylisz się.
BIRON
Obaczmy: bakałarz, paliwoda, klecha, pajac i paź —
Gdybyście i z latarnią szukali po świecie,
Podobnych bohaterów pięciu nie znajdziecie.
KRÓL
Okręt rozwinął żagle i przypływa.
/ Wnoszą krzesła dla Króla, Księżniczki itd. Wchodzi Łepak, zbrojny, jako Pompejusz. /
ŁEPAK
„Jam jest Pompejusz…”
BOYET
Kłamstwo, kłamstwo, mości panie.
ŁEPAK
„Jam jest Pompejusz…”
BOYET
Lampart na moim kolanie.
BIRON
Dobrze powiedziałeś, stary szyderco, chcąc nie chcąc, muszę być twoim przyjacielem.
ŁEPAK
„Jam jest Pompejusz, tak nazwany gruby…”
DUMAIN
Wielki.
ŁEPAK
Prawda, panie, Wielki;
„tak nazwany Wielki,
Przed którego orężem drżał bohater wszelki;
Idąc wybrzeżem, trochę wyboczyłem z drogi,
By miecz mój pod francuskiej księżny złożyć nogi”.
Byle wasza królewska mość powiedziała: „dziękuję,
Pompejuszu”, skończyłem.
KSIĘŻNICZKA
Bardzo dziękuję, bardzo, Wielki Pompejuszu.
ŁEPAK
Nie ma za co, choć myślę, żem uczciwie się sprawił, omyliłem się tylko trochę na „wielki”.
BIRON
Stawiam mój kapelusz przeciw trojakowi, że Pompejusz pokaże się najlepszym bohaterem.
/ Wchodzi Nataniel, zbrojny, jako Aleksander. /
NATANIEL
„Gdym żył na świecie, świat mi ten ulegał cały…
Przed mym orężem ziemi cztery rogi drżały,
Ma tarcza mówi jasno, żem jest Alisander”.
BOYET
Lecz nos twój przeczy temu, co tarcza powiada.
BIRON
Nos, który to wywietrzył, dobry wiatr posiada.
KSIĘŻNICZKA
Zdobywca traci głowę. Dalej, Aleksandrze!
NATANIEL
„Gdym żył na świecie, świat mi ten ulegał cały…”
BOYET
A ten, co przeczy temu, człowiek to zuchwały.
BIRON
O Wielki Pompejuszu!
ŁEPAK
Jaka pańska wola?
BIRON
Wyprowadź Aleksandra, ziemi całej króla.
ŁEPAK
/ do Nataniela /
O panie, wywróciłeś zdobywcę Aleksandra! Za karę zedrę z ciebie płaszcz malowany, a twojego lwa, co z toporem w łapie siedzi na stolcu, dadzą Ajaksowi, a to będzie dziewiąty bohater. Zdobywca, a zapomniał w gębie języka! Wstydź się, Alisandrze, i zmykaj!
/ Wychodzi Nataniel. /
Z pańskim przeproszeniem, jest to trochę głupowate, miękkoduszne człeczysko, wielki uczciwiec, to prawda, ale łatwo z nóg zbity. Nie ma lepszego jak on sąsiada i nikt mu w kręglach nie zrówna, ale co do Alisandra, widzicie sami, niestety, jak stoją rzeczy — nie dorósł jeszcze swojej roli. Obaczycie teraz innych bohaterów, którzy wam swoje myśli na inny ton wyśpiewają.
/ Wchodzą Holofernes jako Judasz Machabeusz i Ćma jako Herkules. /
HOLOFERNES
„Ten karzełek wielkiego przedstawia Alcyda,
Który zabił Cerbera trzygłowego canus.
A gdy w kolebce jeszcze mały był jak gnida,
Tak dusił wielkie węże w swojej drobnej manus.
Quoniam zdaje się jeszcze być w małoletności;
Napisałem ten prolog dla dostojnych gości”.
/ do Ćmy /
A teraz wynoś się stąd majestatycznym krokiem.
/ Wychodzi Ćma. /
„Jestem Judasz”.
DUMAIN
Judasz!
HOLOFERNES
Ale nie Iskariota.
„Jestem Judasz, nazwany Judasz Machabeusz”.
DUMAIN
Odejm przezwisko, a zostanie czysty Judasz.
BIRON
Całujący zdrajca. W jaki sposób zostałeś Judaszem?
HOLOFERNES
„Jestem Judasz…”
DUMAIN
Tym większy wstyd dla ciebie, Judaszu.
HOLOFERNES
Co przez to rozumiesz, panie?
BOYET
Rozumiem, że najlepiej zrobiłby Judasz, gdyby się powiesił.
HOLOFERNES
Niech mi pan grabia da przykład, gotów jestem naśladować pana grabię.
BIRON
Dobrze rozumiesz, boć pono Judasz powiesił się na grabie.
HOLOFERNES
Nie dam sobie grać na nosie.
BIRON
Bo go nie masz, nie mając głowy.
HOLOFERNES
A to co?
BOYET
Główka kapusty.
DUMAIN
Główka szpilki.
BIRON
Trupia główka w sygnecie.
LONGAVILLE
Zatarta, ledwo dostrzeżona główka na rzymskim pieniążku.
BOYET
Gałka szabli Cezara.
DUMAIN
Rzezana gałka na prochownicy.
BIRON
Pół głowy św. Jerzego na spince.
DUMAIN
A nota bene na spince ołowianej.
BIRON
Przyczepionej do kapelusza zęborwacza. A teraz prowadź rzecz dalej, bo daliśmy ci więcej niż jedną głowę.
HOLOFERNES
Aleście mi odjęli moją.
BIRON
Nieprawda, tylko dodaliśmy ci czoła.
HOLOFERNES
A zrobiliście to bezczelnie.
BIRON
Zrobilibyśmy to samo, choćbyś lwem był nawet.
BOYET
Ale że jest tylko osiem, puśćmy go z Bogiem. Żegnamy więc, słodki Juda! Na co czekasz jeszcze?
DUMAIN
Na koniec swojego nazwiska.
BIRON
Na „szu-ja”, dodam „szu-ja” do „Juda”. Judaszu — ja żegnam cię.
HOLOFERNES
To ani szlachetnie, ani dwornie, ani miłosiernie.
BOYET
Przyświećcie panu Judaszowi, mrok zapada, mógłby się potknąć.
KSIĘŻNICZKA
Ach, biedny Machabeusz, jakie dostał cięgi!
/ Wchodzi Armado, zbrojny, jako Hektor. /
BIRON
Skryj głowę, Achillesie, zbliża się Hektor zbrojny.
DUMAIN
Choćby szyderstwo moje na mnie samego spadło, muszę się teraz zabawić.
KRÓL
Hektor przy nim postawiony wyglądałby jak niżnik dzwonkowy.
BOYET
Ale czy to tylko naprawdę Hektor?
DUMAIN
Nie myślę, żeby Hektor tak był pięknie zbudowany.
LONGAVILLE
Za grube ma golenie na Hektora.
DUMAIN
Przynajmniej za mięsiste łydki, to pewna.
BIRON
Nie, to nie może być Hektor.
DUMAIN
To bóg albo malarz, bo dziwaczne stroi grymasy.
ARMADO
„Mars, bóg potężnobronny, z swojej bożej mocy
Dał w darze Hektorowi…”
DUMAIN
Złoconą muszkatową gałkę.
BIRON
Cytrynę.
LONGAVILLE
Szpikowaną goździkami.
ARMADO
Cicho!
„Mars, bóg potężnobronny, z swojej bożej mocy
Dał w darze Hektorowi w murach Ilionu
Oddech silny, że mógłby od rana do nocy
Bez wypoczynku walczyć z swego pawilonu.
Jam kwiat ten…”
DUMAIN
Jam ta mięta.
LONGAVILLE
Jam jest ta psia róża.
ARMADO
Słodki panie Longaville, skróć cugle twojemu językowi.
LONGAVILLE
Muszę je raczej popuścić, gdy za Hektorem goni.
DUMAIN
To prawda, bo Hektor chart jest czysty.
ARMADO
Słodki bohater już umarł i zgnił. Kochane kurczątka, nie pastwcie się nad kościami umarłego. Póki oddychał, był to mąż — ale wróćmy do mojej roli.
/ do Księżniczki /
Słodka księżniczko, nadstaw mi łaskawie twoich uszu.
/ Biron rozmawia na stronie z Łepakiem. /
KSIĘŻNICZKA
Mów śmiało, waleczny Hektorze, bawisz mnie niepospolicie.
ARMADO
Ubóstwiam pantofel twojej słodkiej dostojności.
BOYET
Kocha ją na stopy.
DUMAIN
Bo nie może na łokcie.
ARMADO
„Ten Hektor był dzielniejszy niż dzielny Annibal…”
ŁEPAK
Kumie Hektorze, z naszą dziewką źle stoją rzeczy; zaszła już od dwóch miesięcy.
ARMADO
Co chcesz powiedzieć?
ŁEPAK
Na uczciwość, jeśli się nie pokażesz uczciwym Trojańczykiem, biedna dziewka przepadła. Jest w ciąży; już dziecko budzi się w jej łonie, to twoje.
ARMADO
Chcesz mnie zrobić infamisem przed potentatami? Zginiesz!
ŁEPAK
To Hektor dostanie chłostę za Żakinettę, którą zapłodnił, a pójdzie na szubienicę za Pompejusza, którego zabił.
DUMAIN
O najrzadszy Pompejuszu!
BOYET
O sławny Pompejuszu!
BIRON
Większy niż wielki, wielki, wielki, wielki Pompejuszu! Pompejuszu ogromny!
DUMAIN
Pod Hektorem drżą łydki.
BIRON
A Pompejusz się sierdzi. Więcej furii! Więcej furii! Huź! Wyczha!
DUMAIN
Hektor wyzwie go na rękę.
BIRON
Albo nie ma więcej krwi w żyłach, niż trzeba pchle na obiad.
ARMADO
Na dwa bieguny, wyzywam cię!
ŁEPAK
Nie chcę się bić na bieguny, jak północny człowiek, ja chcę cię pokiereszować, a na to potrzeba mi szabli. Pożyczcie mi, błagam, pożyczcie mi znowu mojej broni!
DUMAIN
Zróbcie miejsce zapalczywym bohaterom.
ŁEPAK
Będę się bił w koszuli.
DUMAIN
O rezolutny Pompejuszu!
ĆMA
Pozwól, panie, niech ci parę guzików odepnę. Czy nie widzisz, że się Pompejusz rozbiera do pojedynku? Czy chcesz stracić swoje dobre imię?
ARMADO
Panowie szlachta i żołnierze, przebaczcie, ale nie chcę potykać się w koszuli.
DUMAIN
Nie możesz odmówić, wyzwał cię Pompejusz.
ARMADO
Moi kochankowie, mogę i chcę.
BIRON
Jakie masz do tego powody?
ARMADO
Żeby wyznać nagą prawdę — nie mam koszuli; na pokutę noszę tylko wełnę.
BOYET
Potwierdzam wyznanie; naznaczono mu tę pokutę w Rzymie za to, że nie miał bielizny. Odtąd, przysięgam, nie nosił żadnej innej prócz ścierki Żakinetty, a tę nosi na sercu jako zadatek miłości.
/ Wchodzi Mercade. /
MERCADE
Bóg z tobą, pani!
KSIĘŻNICZKA
Witaj mi, Mercade!
Choć twoje przyjście miesza nam zabawę.
MERCADE
Boleję nad tym, bo wieść, którą niosę,
Cięży mi w ustach. Król, ojciec twój, pani….
KSIĘŻNICZKA
Umarł!
MERCADE
Tak, pani. Skończyłem poselstwo.
BIRON
Bohaterowie, precz stąd! Scena chmurzyć się zaczyna!
ARMADO
Co do mnie, oddycham znowu wolnym powietrzem. Widziałem dzień niegodziwości przez szparkę dyskrecji, a sprawiedliwość sam sobie wymierzę jak żołnierz.
KRÓL
Księżniczko, jakie są twoje zamiary?
KSIĘŻNICZKA
/ do Boyeta /
Przygotuj wszystko. Odjeżdżam tej nocy.
KRÓL
Błagam cię, pani, wstrzymaj się dni kilka.
KSIĘŻNICZKA
Przygotuj wszystko. Dzięki wam, panowie,
Za wszystkie wasze dobre ku nam chęci;
A z głębi duszy boleścią dotkniętej
Proszę, niech wasza mądrość nam przebaczy
Wesołej myśli rozpustę i śmiechy.
Jeśli w rozmowach byłyśmy zbyt śmiałe,
To wina waszej zbytniej uprzejmości.
Żegnam cię, królu! Język tam niemieje,
Gdzie serce ciężar boleści przygniata.
Przebacz więc, jeśli lichym słowem płacę
Wspaniałomyślne twoje ustąpienia.
KRÓL
Nieraz ostatnia chwila pożegnania
Przyśpiesza koniec długo upragniony
I nieraz sprawę szczęśliwie rozstrzyga,
Której nie mogły rozstrzygnąć procesa.
Choć czoło córki, smutkiem powleczone,
Tkliwej miłości przemawiać zabrania
W najdroższej sprawie dla duszy kochanka,
Jednak gdy słowo miłości wyrzekłem,
Niech chmura żalu nie niszczy jej celów,
Przyjaciół bowiem opłakiwać stratę
Mniejszą przynosi korzyść i otuchę
Niż się radować z nowo znalezionych.
KSIĘŻNICZKA
Słów twoich, królu, nie pojmuję wcale.
Dwoisz mój smutek.
BIRON
Uczciwa otwartość
Najlepiej trafia do boleści ucha.
Może zrozumiesz teraz lepiej króla.
Przez miłość ku wam czas nasz straciliśmy,
Przez miłość ku wam przysięgi zgwałcili,
Wszystkich nas wasza piękność oszpeciła,
Wiodąc do czynów z myślami niezgodnych.
Jeśliśmy byli śmieszni — nie dziwota,
Bo miłość pełna dziwnych jest kaprysów,
Zmienna i próżna, i lekka jak dziecię;
Zrodzona w oku, jak oko odbija
Tysiączne formy, kształty i zjawiska,
Zmienia obrazy, jak je zmienia oko,
Kiedy z przedmiotu na przedmiot przelata.
Jeśli więc, panie, te miłości zmiany
W waszych niebieskich wydały się oczach
Krzywdą dla naszych przysiąg i powagi,
Pomnijcie, że te niebieskie źrenice,
Które świadkami błędów naszych były,
Same tym wszystkim błędom dały życie:
Jak jest więc dziełem waszym miłość nasza,
Tak waszym dziełem są błędy miłości.
Sami dla siebie byliśmy niewierni,
Aby, raz jeden przełamując wiarę,
Na zawsze potem wiernymi pozostać
Dla tych, co były i krzywoprzysięstwa,
I wiary źródłem, to jest dla was, panie.
Krzywoprzysięstwo, choć grzech samo w sobie,
Cnotą się staje, miłością omyte.
KSIĘŻNICZKA
I listy wasze miłością natchnione,
I dary wasze, miłości posłańce,
Ogólnym sądem dziewic moich rady
Były uznane za żart i pustotę,
Jedynie, żeby czasu nudę słodzić.
Nie przywiązując żadnej głębszej wagi
Do sprawy całej, przyjęłyśmy, królu,
Jak żart wesoły wasze oświadczenia.
DUMAIN
Było coś więcej niż żart w naszych listach.
LONGAVILLE
W naszych spojrzeniach.
ROZALINA
Ale nam się wszystko
Żartem wydało.
KRÓL
To przynajmniej teraz,
W ostatniej chwili ostatniej godziny,
Miłością naszą miłość nam odpłaćcie.
KSIĘŻNICZKA
Czas mi się, królu, wydaje zbyt krótki,
Abym wiecznego dobić chciała targu.
Nie, nie, mój królu, wielkie twoje grzechy,
Bo wielkim grzechem złamana przysięga.
Jeśli więc pragniesz dla mojej miłości
(Chociaż wyznaję, że błahy to powód)
Jaką ofiarę zrobić, słuchaj pilnie:
Twoim przysięgom nie mogę dać wiary,
Śpiesz więc do jakiej dalekiej pustelni,
Której są obce światowe rozkosze,
Pokutuj ciężko, dopóki na niebie
Gwiazdy rocznego nie dopełnią biegu.
Jeśli surowe i samotne życie
Nie zmieni uczuć w żarach krwi poczętych,
Jeśli post, zimno i twarde posłanie
Pięknego pączka miłości nie zwarzą,
Lecz miłość próby wytrzyma niezmienna —
Wracaj po roku, a, w wierność twą ufny,
Wymagaj śmiało spełnienia przyrzeczeń,
A na tę rękę, którą ci podaję,
Ja twoją będę. Tymczasem rok cały
W domu żałoby samotna się zamknę
I łez potokiem będę opłakiwać
Gorzką pamiątkę śmierci mego ojca.
Jeśli odmówisz, rozplątajmy dłonie,
Niepamięć słowa nasze niech pochłonie.
KRÓL
Gdy się nie poddam tej lub większej próbie,
Gdzie duch się wzniesie, a wiara odżyje,
Niech śmierć mnie nagła w ojców złoży grobie!
Odtąd me serce w piersiach twoich bije.
DUMAIN
A mnie co droga kochanka zapowie?
KATARZYNA
Przez rok się cały bożej poleć pieczy,
Proś, niech samotność cztery da ci rzeczy:
Żonę, uczciwość i brodę, i zdrowie.
DUMAIN
Mamże powiedzieć dzięki, piękna żono?
KATARZYNA
Nie, nie, mój panie, bo przez rok ten cały
Będę na wszystkie głucha madrygały.
Powracaj z królem z pokutą skończoną,
A jeśli znajdę do zbycia miłości,
Może ci trochę ustąpię z litości.
DUMAIN
Serce to wierność przez rok ci dochowa.
KATARZYNA
Lecz nie przysięgaj, byś nie złamał słowa.
LONGAVILLE
A co Maria?
MARIA
Gdy rok przyjdzie drugi,
W miejsce żałoby ślubny włożę wieniec.
LONGAVILLE
Będę cierpliwy — lecz termin to długi.
MARIA
Podobny tobie, bo żaden młodzieniec
W niewielu wiosnach tak w górę nie strzelił.
BIRON
O czym ma piękna głęboko tak duma?
Kochanko droga, proszę, spojrzyj na mnie,
Patrz w moje oczy, okna mego serca,
Czytaj tam prośbę i racz odpowiedzieć,
Mów, co mam robić dla twojej miłości?
ROZALINA
Bironie, długo, nim cię obaczyłam,
Dziwne o tobie słyszałam powieści,
Że jesteś pełen śmiechu i szyderstwa,
I uszczypliwych porównań i żartów,
Które twój dowcip bez litości miota
Na wszystko, co mu sposobność nastręczy.
Aby ten piołun z duszy twej wyplenić,
Ażeby w sercu moim miłość wzbudzić,
Jeden konieczny kładę ci warunek:
Co dzień i co dzień, tak jak rok jest długi,
Nawiedzaj chorych, od boleści niemych,
Stojąc przy łożu jęczących łazarzy,
Wywołuj wszystkie dowcipu potęgi,
By uśmiech wzbudzić na cierpiącej twarzy.
BIRON
W śmierci gardzieli śmiech dziki rozbudzać?
To być nie może, bo jest niepodobna
Natchnąć weselem duszę konającą.
ROZALINA
Tak się poskramia złośliwe dowcipy,
Co winne tylko wpływ potakiwaniom
Dawanym głupstwu przez śmieszków bez myśli.
Bo triumf żartu tylko w uchu leży
Pustych słuchaczy, a nigdy w języku
Żartującego. Jeśli uszy chorych,
Jękiem boleści własnych ogłuszone,
Twoim się żartom zechcą przysłuchiwać,
Zostań, jak byłeś, śmieszkiem i szydercą,
Ja cię z twą wadą przyjmę za powrotem;
Lecz jeśli żartów twych nie zechcą słuchać,
Wypędź z umysłu twego urąganie,
A gdy cię ujrzę wolnym od tej wady,
Z radością twoją powitam poprawę.
BIRON
Rok cały? Dobrze, bez szemrań i żalu
Będę rok prawił koncepty w szpitalu.
KSIĘŻNICZKA
Teraz przyjmijcie nasze pożegnanie.
KRÓL
Nie, pani, pozwól, że cię odprowadzim.
BIRON
Nie tak się nasze dziś kończą nadzieje,
Jak się to zwykle w starych sztukach dzieje:
Maciek nie dostał swej Kasi. O damy!
Wasza to wina, że koniec ten samy
Z naszego żartu komedii nie zrobił.
KRÓL
Cierpliwość! Za rok wróci nam wesele.
BIRON
Jak na komedię, rok trochę za wiele.
/ Wchodzi Armado. /
ARMADO
Słodki majestacie, dozwól mi…
KSIĘŻNICZKA
Czy to nie Hektor?
DUMAIN
Waleczny rycerz trojański.
ARMADO
Przychodzę ucałować twoje królewskie palce i pożegnać cię. Idę dopełnić ślubu. Ślubowałem Żakinetcie, że dla słodkiej jej miłości przez trzy lata będę chodził za pługiem. Ale czy zechcesz, najdostojniejszy monarcho, wysłuchać dialogu ułożonego przez dwóch uczonych mężów na pochwałę sowy i kukułki? Miał to być koniec naszego widowiska.
KRÓL
Przywołaj ich co żywo, gotowi jesteśmy słuchać.
ARMADO
Hola! Przybywajcie!
/ Wchodzą Holofernes, Nataniel, Ćma, Łepak i inni. /
ARMADO
Po tej stronie jest Hiems — zima, a po tamtej Ver — wiosna; pierwsza trzyma stronę sowy, druga kukułki. Ver, zaczynaj.
PIEŚŃ
WIOSNA
Kiedy rzeżuchy srebrzyste kwiaty,
Modre fiołki i pstre stokrocie,
I jaskier cały błyszczący w złocie
Haftują łąkom bogate szaty,
Wtedy kukułka z każdego drzewa
Śmieje się z mężów, kiedy im śpiewa:
Kuku!
„Kuku!” bladą trwogę miota
Przez wszystkich żonatych wrota.
Kiedy pastuszek gra na swej fletni,
Skowronek w chmurach swe nuci trele
I każdy ptaszek gniazdeczko ściele,
I dziewki suszą swe szaty letnie,
Wtedy kukułka z każdego drzewa
Śmieje się z mężów, kiedy im śpiewa:
Kuku!
„Kuku!” bladą trwogę miota
Przez wszystkich żonatych wrota.
ZIMA
Gdy z dachów wiszą zimowe sople
I kiedy w palce pachołek dmucha,
I ogień z wszystkich kominów bucha,
A w skopku mleka mróz ścina krople,
Kiedy śnieg drogi wszystkie zawiewa
I tylko sowa śród nocy śpiewa:
Uhu!
Pieśń wesoła, gdy kucharka
Szumowiny zbiera z garka.
Gdy wiatr śnieg pędzi z świstem przez błonie,
Gdy nastrzępione umilkły ptaki,
Gdy nosy dziewczyn niby buraki,
A głos plebana w kaszlaniu tonie,
Pieczone jabłka na roszcie syczą
I tylko sowy śród nocy krzyczą:
Uhu!
Pieśń wesoła, gdy kucharka
Szumowiny zbiera z garka.
ARMADO
Słowa Merkurego brzmią twardo po pieśni Apollina. Idźmy. Tam wasza droga, a tu nasza.
/ Wychodzą. /
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |