Molière
Lekarz mimo woli
tłum. Tadeusz Boy-Żeleński
OSOBY:
* GERONT, ojciec Lucyndy
* LUCYNDA, córka Geronta
* LEANDER, zalotnik Lucyndy
* SGANAREL, mąż Marcyny
* MARCYNA, żona Sganarela
* PAN ROBERT, sąsiad Sganarela
* WALERY, sługa Geronta
* ŁUKASZ, mąż Jagusi
* JAGUSIA, mamka u Geronta a żona Łukasza
* THIBAUT, ojciec Piotrusia, wieśniak
* PIETREK, wieśniak
AKT PIERWSZY
/ Scena przedstawia las. /
SCENA PIERWSZA
/ SGANAREL, MARCYNA wchodzą na scenę, kłócąc się. /
SGANAREL
Powiadam ci, nic z tego, lubciu: jestem panem w domu i ja tu jeden mam prawo rozkazywać!
MARCYNA
A ja ci powiadam, że musisz robić, co zechcę, i że nie po to cię wzięłam, aby znosić twoje wybryki.
SGANAREL
A cóż to za utrapienie mieć żonę na karku! Jakże słusznie powiada Arystoteles, że kobieta gorsza jest od diabła!
MARCYNA
Patrzcie mi mądralę z jego durnym Arystoklesem!
SGANAREL
Aha, mądrala. Znajdźże mi, proszę, drugiego z mojej profesji, coby umiał tak jak ja rozprawiać o świecie. Toć nie darmo człek obsługiwał sześć lat sławnego lekarza i za młodu gryzł łacinę jak rzepę.
MARCYNA
Widział kto takiego bałwana!
SGANAREL
Widział kto taką jędzę!
MARCYNA
Przeklęty niech będzie dzień i godzina, w której zgodziłam się wyjść za ciebie!
SGANAREL
Przeklęty niech będzie krzywy pysk rejenta, co mnie nakłonił do podpisania mego nieszczęścia!
MARCYNA
I ty jeszcze masz czoło narzekać! Toć żeś ty powinien od rana do nocy dziękować niebu, że mnie masz za żonę! Warteś może był takiej?
SGANAREL
To pewna, żeś mi zrobiła za wiele zaszczytu; istotnie, miałem się z czego cieszyć w noc po ślubie! Ej, do licha, nie ciągnij mnie za język, bo mógłbym łatwo powiedzieć coś…
MARCYNA
No? Cóż takiego?
SGANAREL
Basta! Skończmy o tym. Wystarczy, że wiemy, co wiemy, i że ci się szczęśliwie udało mnie złapać.
MARCYNA
Gdzież niby to szczęście? Żem znalazła człowieka, który mnie zapędzi do szpitala; rozpustnika, gałgana, który przejada wszystko, co posiadam!…
SGANAREL
Kłamiesz, szelmo; trochę i przepijam.
MARCYNA
Który sprzedaje po kawałku wszystko, co jest w mieszkaniu!…
SGANAREL
To się nazywa żyć z gospodarstwa.
MARCYNA
Który wyciągnął nawet łóżko spode mnie!…
SGANAREL
Wcześniej będziesz wstawać.
MARCYNA
Który po prostu ani jednego sprzętu nie zostawił w domu.
SGANAREL
Łatwiej się nam będzie przeprowadzać.
MARCYNA
I który od rana do nocy nic nie robi, tylko gra i pije!
SGANAREL
To żeby się nie nudzić.
MARCYNA
I cóż ty sobie wyobrażasz, co ja mam począć z całym kramem?
SGANAREL
Co ci się podoba.
MARCYNA
Mam na ręku czworo drobnych dzieci…
SGANAREL
Postaw je na ziemi.
MARCYNA
…które bez ustanku wołają o chleb.
SGANAREL
Daj im kije: kiedy ja dobrze podpiłem i podjadłem, chcę, aby wszystko było pijane w mym domu.
MARCYNA
I ty sobie wyobrażasz, pijaku, że to cięgle będzie szło w ten sposób?
SGANAREL
Spokojnie, żoneczko, jeśli łaska.
MARCYNA
Że wiecznie będę znosić twą bezczelność i twoje łajdactwa?
SGANAREL
Żoneczko, nie unośmy się.
MARCYNA
I nie potrafię znaleźć sposobu, aby ci przypomnieć twoje obowiązki?
SGANAREL
Moja lubciu, wiesz, że ja nie jestem zbyt cierpliwy i rękę mam wcale krzepką.
MARCYNA
Drwię sobie z pogróżek.
SGANAREL
Żoneczko, aniołku, znowu cię skóra świerzbi, jak zwykle.
MARCYNA
Już ja ci pokażę, że się ciebie wcale nie boję.
SGANAREL
Moja droga połowico, ty koniecznie chcesz coś oberwać.
MARCYNA
Czy ty myślisz, że ja się zlęknę twego gadania?
SGANAREL
Słodki przedmiocie mych uczuć, ja tobie uszy oberwę.
MARCYNA
Ty pijanico!
SGANAREL
Zbiję cię.
MARCYNA
Ty kufo!
SGANAREL
Na kwaśne jabłko.
MARCYNA
Łotrze!
SGANAREL
Kości ci połamię.
MARCYNA
Hultaju! nicponiu! oszuście! gałganie! wisielcze! ty dziadu! włóczęgo! złodzieju! draniu!
SGANAREL
A, więc chcesz koniecznie!
/ Bierze kij i bije ją. /
MARCYNA
/ krzyczy /
Au, au, au!
SGANAREL
To jedyny sposób, aby cię uspokoić.
SCENA DRUGA
/ PAN ROBERT, SGANAREL, MARCYNA. /
PAN ROBERT
Hola! Cóż to! Pfe! Co to ma znaczyć? Fe, paskudztwo! A cóż to za gałgan: walić tak swoją żonę!
MARCYNA
/ wziąwszy się pod boki, podchodzi do pana Roberta, który się cofa /
A właśnie ja chcę, żeby mnie walił!
PAN ROBERT
Ależ i owszem, z całego serca.
MARCYNA
Czego się pan wtrąca?
PAN ROBERT
Zbłądziłem, wyznaję.
MARCYNA
Pańska sprawa?
PAN ROBERT
Ma pani słuszność.
MARCYNA
Widzicie tego gbura: chce zabronić mężowi walić własną żonę!
PAN ROBERT
Odwołuję.
MARCYNA
Cóż to pana może obchodzić?
PAN ROBERT
Nic.
MARCYNA
Pańska rzecz nos wściubiać?
PAN ROBERT
Nie.
MARCYNA
Patrz pan swego zajęcia.
PAN ROBERT
Nie mówię już ani słowa.
MARCYNA
Ja chcę, aby mnie bito.
PAN ROBERT
Ależ owszem.
MARCYNA
Nie pańska szkoda.
PAN ROBERT
Ma pani rację.
MARCYNA
Trzeba być błaznem, aby się mieszać do rzeczy, które pana nic nie obchodzą.
/ Daje mu policzek. /
PAN ROBERT
/ do Sganarela /
Sąsiedzie, przepraszam was z całego serca. Wal, bij, pierz swoją żonę, ile ci się podoba; jeżeli sobie życzysz, pomogę ci.
SGANAREL
Właśnie że mi się nie podoba.
PAN ROBERT
A, to inna sprawa.
SGANAREL
Chcę ją bić, kiedy chcę, a nie chcę bić, kiedy nie chcę.
PAN ROBERT
Doskonale.
SGANAREL
Moja żona, nie pańska.
PAN ROBERT
Bez wątpienia.
SGANAREL
Nic pan tu nie masz do rozkazywania.
PAN ROBERT
Ależ naturalnie.
SGANAREL
Nikt pana nie prosi o pomoc.
PAN ROBERT
Bardzo przepraszam.
SGANAREL
I jesteś pan dureń, aby się mieszać w cudze sprawy. Dowiedz się, że już Cycero mówi, że nie trzeba wkładać drzwi między palce.
/ Bije go i wypędza. /
SCENA TRZECIA
/ SGANAREL, MARCYNA. /
SGANAREL
No, teraz zgoda. Dawaj łapę.
/ Wyciąga rękę. /
MARCYNA
Tak, teraz, kiedyś mnie zwalił.
SGANAREL
Nic nie znaczy. Przybij!
MARCYNA
Nie chcę.
SGANAREL
Nie?
MARCYNA
Nie.
SGANAREL
Żonciu!
MARCYNA
Nie i nie.
SGANAREL
Chodź, kiedy ci mówię.
MARCYNA
Ani mi w głowie.
SGANAREL
No, chodź już, chodź.
MARCYNA
Nie, gniewam się.
SGANAREL
O takie głupstwo! No, daj już spokój.
MARCYNA
Zostaw mnie.
SGANAREL
Daj rękę, kiedy ci mówię.
MARCYNA
Nadtoś mi zalał sadła za skórę.
SGANAREL
Więc dobrze; przepraszam: daj rękę.
MARCYNA
Przebaczam.
/ Po cichu, na stronie /
Ale mi to zapłacisz.
SGANAREL
Masz źle w głowie, aby takie rzeczy brać na serio. Takie drobnostki nieuniknione są w miłości; między ludźmi, którzy się kochają, parę kijów od czasu do czasu tylko odświeża serdeczność. No, teraz idę w las i przyrzekam ci więcej niż setkę wiązek.
SCENA CZWARTA
MARCYNA
/ sama /
Nie bój się, już ja swego nie zapomnę; łamię sobie tylko głowę, jak ci odpłacić kije, którymiś mnie uraczył. Wiem dobrze, że żona ma zawsze pod ręką sposób zemsty; ale to za delikatna kara dla tego obwiesia; chcę zemsty, którą by uczuł nieco dotkliwiej; to byłoby mało za to, co on mi zrobił
SCENA PIĄTA
/ WALERY, ŁUKASZ, MARCYNA. /
ŁUKASZ
/ do Walerego, nie widząc Marcyny /
Wciórności! Ładna zabawa, nie ma co gadać! akurat tyle, co gdyby nam kto kazał szukać wiatru w polu.
WALERY
/ do Łukasza, nie widząc Marcyny /
Cóż chcesz, poczciwcze? musimy być posłuszni swemu panu. A zresztą, w naszym interesie jest starać się, by jego córka a nasza pani rychło wróciła do zdrowia; toć z pewnością jej małżeństwo, odwleczone przez tę chorobę, nie będzie dla nas bez jakiego obrywku. Horacy, hojne panisko, największe ma widoki na ten związek, i, jakkolwiek pannie wpadł w oczko niejaki Leander, wiesz dobrze, że ojciec nie chce i słyszeć o takim zięciu.
MARCYNA
/ nie widząc ich, na stronie, zamyślona /
Coby tu wymyślić, aby się zemścić?
ŁUKASZ
/ do Walerego /
Ale co stary za ćwieka zabił sobie w głowę, kiedy już wszystkie dochtory na darmo wygadały nad nią całą swą mądrość!
WALERY
/ do Łukasza /
Czasem, dobrze szukając, trafi się na to, czego nie można było znaleźć od razu: nieraz tam, gdzie byśmy się najmniej spodziewali…
MARCYNA
/ j.w., nie widząc ich /
Tak, muszę się zemścić, żeby nie wiedzieć co! Czuję te kije w dołku aż pod samym sercem; nie mogę ich strawić…
/ Mówiąc to, w zamyśleniu natyka się niechcący na Walerego i Łukasza, których potrąca /
Och, przepraszam, nie spostrzegłam panów, głowę mam tak nabitą kłopotami…
WALERY
Każdy ma swoje troski; my także szukamy czegoś, cobyśmy bardzo byli radzi znaleźć.
MARCYNA
Czy mogłabym w czym pomóc?
WALERY
Bardzo możliwe. Szukamy jakiegoś zdatnego człowieka, niezwykłego lekarza, który by zdołał co pomóc córce naszego pana, dotkniętej nagłą niemocą. Wielu lekarzy wyczerpało już przy niej całą swą umiejętność; ale zdarza się niekiedy spotkać ludzi znających jakieś cudowne sekrety, szczególne środki, za pomocą których umieją osiągnąć to, co dla innych było niepodobieństwem; kogoś takiego właśnie chcielibyśmy znaleźć.
MARCYNA
/ na stronie po cichu /
Ha! jakiż wspaniały pomysł zsyła mi niebo, aby się zemścić na obwiesiu!
/ głośno /
Nie mogliście lepiej trafić: mamy tu właśnie takiego człowieka, niezrównanego wręcz, gdy chodzi o leczenie najrozpaczliwszych chorób.
WALERY
Przez litość, i gdzie go znaleźć?
MARCYNA
Znajdziecie go, o, w tej stronie; zabawia się właśnie rąbaniem drzewa.
ŁUKASZ
Dochtór, co drzewo rąbie?
WALERY
Zbieraniem ziół, chcecie powiedzieć?
MARCYNA
Gdzie tam! To skończony dziwak, który lubuje się w takich zajęciach: chimeryk, oryginał, pełen szczególnych narowów; słowem, nigdy nie wzięlibyście go za to, czym jest w istocie. Chodzi ubrany w najosobliwszy sposób, niekiedy lubi udawać zupełnego nieuka, ukrywa swą wiedzę i niczego się tak nie chroni, jak tego, aby mu nie kazano rozwinąć zdumiewających talentów lekarskich, którymi obdarzyło go niebo.
WALERY
Szczególna rzecz, że wszyscy wielcy ludzie mają jakieś dziwactwo, jakieś ziarnko szaleństwa domieszane do swego geniuszu.
MARCYNA
U niego szaleństwo idzie dalej, niżby kto przypuszczał; nieraz dochodzi do tego, iż tylko za pomocą kija można go zmusić, aby zrobił użytek ze swych zdolności. Mówię wam z góry, że, jeżeli przyjdzie nań taka fantazja, nie dojdziecie do niczego, nie przyzna się wam nigdy, że jest lekarzem, póki nie weźmiecie kija i nie zmusicie go tęgą porcją, aby się wreszcie zdradził. Wszyscy tak postępujemy, gdy potrzebujemy jego pomocy.
WALERY
Doprawdy szczególne szaleństwo!
MARCYNA
To prawda; ale potem, zobaczycie, że robi prawdziwe dziwy.
WALERY
Jak on się zowie?
MARCYNA
Sganarel. Zresztą, łatwo go poznać: duża czarna broda, kryza na szyi, ubranie żółte z zielonym.
ŁUKASZ
Żółte z zielonym! To jakiś dochtór dla papugów?
WALERY
Ale czy naprawdę taki zdatny, jak mówicie?
MARCYNA
Jakże! ten człowiek robi prawdziwe cuda. Przed pół rokiem była tu kobieta, którą opuścili wszyscy lekarze; od sześciu godzin uważano ją za umarłą: już mieli ją grzebać, kiedy sprowadzono jeszcze do niej przemocą tego człowieka. Obejrzał ją i wlał do ust jakąś kropelkę, sama nie wiem czego? w tej chwili wstała z łóżka i zaczęła się przechadzać tak, jakby jej nigdy nic nie brakowało.
ŁUKASZ
Ba!
WALERY
To musiała być chyba kropla płynnego złota.
MARCYNA
Bardzo być może. Nie ma znów trzech tygodni, jak dwunastoletni chłopiec zleciał z samej dzwonnicy i potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi. Przyprowadzono doń tego człowieka; natarł mu całe ciało maścią, którą sam tylko umie przyrządzać; dziecko zerwało się natychmiast i pobiegło bawić się w piłkę.
ŁUKASZ
Ba, ba!
WALERY
Ależ ten człowiek zna chyba jakieś cudowne środki!
MARCYNA
A któż by o tym wątpił?
ŁUKASZ
Do diaska! takiego właśnie było nam trzeba. Chodźmyż go szukać.
WALERY
Dziękujemy pani bardzo za uprzejmość.
MARCYNA
Ale pamiętajcie o tym, co wam mówiłam.
ŁUKASZ
Do stu czartów! nie troskajcie się, matusiu: jeśli tylko o bicie chodzi, to krówka już w oborze.
WALERY
/ do Łukasza /
Doprawdy, nie mogliśmy szczęśliwiej trafić: jestem pełen najlepszej otuchy.
SCENA SZÓSTA
/ SGANAREL, WALERY, ŁUKASZ. /
SGANAREL
/ śpiewa za sceną /
La, la, la…
WALERY
Słychać rąbanie drzewa i śpiew.
SGANAREL
/ wchodzi z butelką w ręce, nie widząc ich /
La, la, la… No, dość się chyba człowiek napracował, aby pociągnąć łyczek. Trzeba nabrać trochę oddechu.
/ popiwszy /
Słone musi być to drzewo jak diabli, takie człowiek ma po nim pragnienie.
/ śpiewa /
Flaszeczko moja miła,
Jakaż czarowna siła
Jest w słodkim twym bul bul!
Zaledwie je usłyszę,
Już radość mną kołysze,
Wesołym jest jak król.
Lecz ach, moja miła flaszeczko,
Czemuż tak prędko widać twe deneczko?
Tam do kata! nie trzeba dawać przystępu tak smutnym rozmyślaniom.
WALERY
/ do Łukasza /
To on.
ŁUKASZ
Ja też tak myślę; zdaje się, żeśmy wdepli prosto na niego.
WALERY
Przyjrzyjmyż mu się bliżej.
SGANAREL
/ ściskając butelkę /
A szelmeczko, jak ja cię lubię, ty flaszczyno mała.
/ zaczyna śpiewać; spostrzegając Walerego i Łukasza, którzy go śledzą, zniża głos: /
Już radość mną kołysze…
/ widząc, iż śledzą go coraz bliżej /
Cóż u diaska! czegóż chcą te dryblasy?
WALERY
/ do Łukasza /
To on, na pewno.
ŁUKASZ
/ do Walerego /
On, jak wykapany.
SGANAREL
/ Na stronie. Stawia butelkę na ziemi; gdy Walery pochyla się do ukłonu, on myśli, że chcą mu zabrać butelkę i przestawia ją na drugą stronę; gdy Łukasz czyni to samo, podnosi ją i przyciska komicznymi ruchami do żołądka: /
Patrzą na mnie i naradzają się. O co im może chodzić?
WALERY
Szanowny panie, czy nie pan przypadkiem nosi imię Sganarela?
SGANAREL
Hę?
WALERY
Pytam, czy pan się nie nazywasz Sganarel?
SGANAREL
/ obracając się do Walerego, potem do Łukasza /
Tak i nie, zależnie od tego czego chcecie.
WALERY
Nic, pragniemy jedynie dać panu dowody uznania i życzliwości.
SGANAREL
W takim razie, tak; imię moje Sganarel.
WALERY
Panie, szczęśliwi jesteśmy, iż pana widzimy. Zwrócono nas do pana w naszym kłopocie; przychodzimy błagać pomocy, której nam bardzo trzeba.
SGANAREL
Jeśli to coś, co leży w zakresie mego skromnego rzemiosła, służę najchętniej.
WALERY
Bardzo pan uprzejmy, doprawdy. Ale, proszę, chciej pan nakryć głowę, jeśli łaska; słońce mogłoby panu dokuczyć.
ŁUKASZ
Wsadźże pan ten kapciuch na łeb.
SGANAREL
/ na stronie /
Grzeczni ludzie, ale straszne jacyś ceremonianty.
/ Kładzie kapelusz. /
WALERY
Panie, niech się pan nie dziwi, że się zwracamy do niego, ale zdatni ludzie zawsze są poszukiwani, a my już wiemy o pańskich talentach.
SGANAREL
To prawda, panowie, że, co się tyczy drewek, nie mam równego w świecie.
WALERY
Ależ, panie…
SGANAREL
Nie żałuję fatygi i odrabiam tak, że no!…
WALERY
Nie o to chodzi, proszę pana.
SGANAREL
Ale też sprzedaję po sto dziesięć su setka.
WALERY
Dajmy temu pokój, jeśli łaska.
SGANAREL
Z góry mówię, że taniej nie mogę.
WALERY
My już wiemy wszystko.
SGANAREL
Skoro wiecie wszystko, to wiecie, że zawsze tyle biorę.
WALERY
Panie, po cóż takimi żartami…
SGANAREL
Wcale nie żartuję, nie mogę opuścić ani grosza.
WALERY
Mówmy z innej beczki: bardzo pana proszę.
SGANAREL
Gdzie indziej może dostaniecie taniej: są wiązki i wiązki; ale te, które ja daję…
WALERY
Ech, panie, dajmy już pokój.
SGANAREL
Przysięgam wam, nie dostaniecie taniej, choćby o jeden grosz.
WALERY
Ech, do diaska!
SGANAREL
Sumiennie, tyle musicie zapłacić. Mówię otwarcie, nie mam zwyczaju zaceniać.
WALERY
Czy to się godzi, aby tego rodzaju osoba uciekała się do tak grubych sztuczek, poniżała się do takich sposobów! aby człowiek tak uczony, tak znakomity lekarz jak pan, upierał się kryć przed oczyma świata i chować pod korcem swe piękne talenty?
SGANAREL
/ na stronie /
Wariat.
WALERY
Zaklinam, nie graj z nami komedii.
SGANAREL
Hę?
ŁUKASZ
Wszystkie te siacherki na nic; jus my ta wiemy, co potrza.
SGANAREL
Co u licha! Co to znaczy? Za kogo wy mnie bierzecie?
WALERY
Za to, czym pan jest; za wielkiego lekarza.
SGANAREL
Sameś lekarz! nie jestem i nie byłem niczym takim.
WALERY
/ po cichu /
A to twarde szaleństwo.
/ głośno /
Panie, nie chciej trwać dłużej w uporze; nie doprowadzaj nas, jeśli łaska, do przykrej ostateczności.
SGANAREL
Co takiego?
WALERY
Do pewnych środków, których użycie sprawiłoby nam najżywszą boleść.
SGANAREL
Cóż u licha! róbcie sobie, co wam się podoba; nie jestem lekarzem i nie wiem, czego ode mnie chcecie.
WALERY
/ na stronie /
Widzę, że się nie obejdzie bez tego środka.
/ głośno /
Panie, raz ostatni jeszcze proszę, byś przyznał, czym jesteś.
ŁUKASZ
Nie zawracaj no, bratku, głowy i śpiewaj, jak należy, żeś dochtór i tyla.
SGANAREL
/ na stronie /
Wściec się można!
WALERY
Po cóż przeczyć temu, o czym wszyscy wiedzą?
ŁUKASZ
Na co te lary fary? Na co to się zdało?
SGANAREL
Moi panowie, po raz pierwszy, drugi i tysiączny powiadam, że nie jestem lekarzem.
WALERY
Nie jest pan lekarzem?
SGANAREL
Nie.
ŁUKASZ
Nie jesteście likarzem?
SGANAREL
Nie, do kroćset!
WALERY
Skoro pan chcesz koniecznie, zaczniemy inaczej.
/ Chwytają obaj kije i biją go. /
SGANAREL
Au, au! panowie, jestem już wszystkim, czego sobie życzycie.
WALERY
I po cóż, proszę pana, zmuszać nas do tak brutalnego kroku?
ŁUKASZ
Po kiego licha? Czy was grzbiet tak świerzbi?
WALERY
Zaręczam panu, że mi niezmiernie przykro.
ŁUKASZ
I mnie to było jakoś markotno, na mą duszę.
SGANAREL
Cóż u diaska, panowie! Powiedzcież mi, czy to kpiny? Co wam się uroiło, że ja jestem lekarzem?
WALERY
Jak to! jeszcze pan nie chce ustąpić? Znowu wmawiasz, że nie jesteś lekarzem?
SGANAREL
Niech mnie licho porwie, jeślim jest czymś podobnym.
ŁUKASZ
Więc prawicie, żeście nie dochtór?
SGANAREL
Nie, do cholery!
/ zaczynają go bić na nowo /
Au, au! Dobrze już, panowie, dobrze, skoro chcecie, jestem już, jestem lekarzem; aptekarzem w dodatku, jeżeli wam zależy. Wolę się na wszystko zgodzić, niż dać sobie kości połamać.
WALERY
No, chwała Bogu, drogi panie; cieszę się, żeś pan przyszedł do rozsądku.
ŁUKASZ
Jak tak gadacie, to się aż serce w człeku śmieje.
WALERY
Uprzejmie proszę, chciej mi pan wybaczyć.
ŁUKASZ
Przepraszamy pięknie za naszą poufałość.
SGANAREL
/ na stronie /
Ejże! Czyżbym to ja się mylił i, sam o tym nie wiedząc, został w istocie lekarzem?
WALERY
Panie, nie pożałuje pan tego, iż zgodziłeś się wyznać, kim jesteś; mogę pana upewnić, będziesz zadowolony.
SGANAREL
Ależ panowie, powiedzcie, czy wy się nie mylicie? Czy to całkiem pewne, że ja jestem lekarzem?
ŁUKASZ
Jak to, że słonko dziś świeci!
SGANAREL
Na dobre?
WALERY
Rozumie się.
SGANAREL
Niech mnie diabli porwą, jeślim o tym wiedział.
WALERY
Jakże! pan jesteś najzdatniejszym lekarzem w świecie!
SGANAREL
Doprawdy?
ŁUKASZ
Lekarzem, który wykurował nie wiem ile choróbsków.
SGANAREL
Tam do licha!
WALERY
Pewną kobietę uważano od pół dnia za umarłą; już miano ją pochować, kiedy pan, za pomocą jakiejś małej kropelki, postawiłeś ją na nogi, tak że zaczęła chodzić po pokoju.
SGANAREL
Psiakość!
ŁUKASZ
Dwunastoletni pędrak zleciał z dzwonnicy, potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi; i wy, jakąś cudowną maścią, sprawiliście, że zaraz wstał i poleciał grać w piłkę.
SGANAREL
To ci dopiero!
WALERY
Słowem, panie, nie będzie pan miał powodu narzekać: zarobisz, ile sam zechcesz, jeśli pozwolisz się zaprowadzić tam, gdzie cię czekają.
SGANAREL
Zarobię, ile zechcę?
WALERY
Z pewnością.
SGANAREL
Ależ jestem lekarzem, bez sprzeczki. Zapomniałem o tym, ale już mi się przypomniało. O cóż chodzi? Gdzież mam wędrować?
WALERY
Zaprowadzimy pana. Chodzi o jedną pannę, która zgubiła mowę.
SGANAREL
Nie znalazłem jej, daję słowo.
WALERY
/ po cichu do Łukasza /
Lubi żartować.
/ do Sganarela: /
Chodźmy, panie.
SGANAREL
Tak? Bez togi lekarskiej?
WALERY
Postaramy się o nią.
SGANAREL
/ podając Waleremu butelkę /
Trzymaj pan to; tam chowam swoje ulepki.
/ zwraca się do Łukasza, plując na ziemię /
A ty, stary, maszeruj tu, przez to; z przepisu lekarza.
ŁUKASZ
Wciórności, podoba mi się ten dochtór; myślę, że zrobi swoje, bo tęgi z niego kpiarz.
AKT DRUGI
/ Pokój w domu Geronta. /
SCENA PIERWSZA
/ GERONT, WALERY, ŁUKASZ, JAGUSIA. /
WALERY
Tak, panie, myślę, że pan będzie zadowolony: przyprowadziliśmy największego lekarza w świecie.
ŁUKASZ
Ho, ho! po tym, to już nie ma co i szukać: szyćkie inne doktory nie warte mu butów czyścić.
WALERY
Dokonał mnóstwa cudownych kuracji.
ŁUKASZ
Zratował ludzi, co już byli na marach.
WALERY
To wielki dziwak, mówiłem już panu: przychodzą chwile, w których umysł jego się mroczy, nie wygląda na to, czym jest.
ŁUKASZ
Tak, lubi sobie pobłaznować; czasem można by myśleć, że on, z przeproszeniem, upadł w młodości na głowę.
/ Pokazuje na głowę. /
WALERY
Ale, w gruncie, to prawdziwa studnia wiedzy; nieraz mówi rzeczy wprost objawione.
ŁUKASZ
Jak się weźmie gadać, to tak fajnie, jakbyś w książce czytał.
WALERY
Sława jego już się rozeszła po okolicy: ze wszystkich stron się doń cisną.
GERONT
Nie mogę się doczekać; przyprowadźcież go co prędzej.
WALERY
Idę.
SCENA DRUGA
/ GERONT, JAGUSIA, ŁUKASZ. /
JAGUSIA
Na mą duszę, mówię panu, że ten tyle uzdoli co i tamci. Znowu będzie wyprawiał swoje fidrygały; a ja wiem, że najlepsze lekarstwo dla panienki, to dać jej ładnego i śwarnego chłopca, który by jej przypadł do gustu.
GERONT
Ho, ho, moja mamko, widzę, że mieszasz się do wszystkiego!
ŁUKASZ
Cichajże, Jagulu, nie twoja rzecz nos do tego wtykać.
JAGUSIA
Mówię panu i powiadam, że te szyćkie dochtory to ino zawracanie głowy; pannie trza czego inszego niż senesu i rabarby; mąż to plaster, który skutkuje u dziewcząt na każdą chorość.
GERONT
I któż by chciał ją wziąć z tym nieszczęsnym kalectwem? A wówczas gdym chciał ją wydać, czyż się nie sprzeciwiła mej woli?
JAGUSIA
Myślę sobie; chciał ją pan dać za człowieka, którego nie znosi. Czegóż pan nie wziął pana Leandra, co jej tak przypadł do serca? ani chybi, byłaby bardzo posłuszna; a i on, idę o zakład, wziąłby ją jak jest, gdyby mu ją pan zechciał oddać.
GERONT
Leander nie dla niej; ani się równa z tamtym co do majątku.
JAGUSIA
Ma wuja bogacza: gadają, że mu zapisze.
GERONT
To są dobra na księżycu. To tylko pewne, co w garści; łatwo człowiek może się zawieść, gdy rachuje na majątki, na których siedzi kto inny. Śmierć nie zawsze ma uszy otwarte na prośby i westchnienia panów spadkobierców: może dobrze schudnąć, kto, aby miał z czego żyć, musi czekać, aż drugi umrze.
JAGUSIA
Ja bo zawsze słyszałam, że w małżeństwie, jak w inszej rzeczy, lubość więcej warta od bogactwa. Rodzice mają ten przeklęty obyczaj, że zawsze pytają: „co on ma” albo „co ona ma”. Niedawno kum Piotr wypchał swoją Kasię za grubego Tomka dla ćwierć morgi winnicy, co miał więcej od młodego Kacperka, który jej przypadł do serca; biedne stworzenie pożółkło jak cytryna ze zgryzoty i wcale jej to nie wyszło na dobre. Niech to panu służy za przykład. Nic nie ma w świecie ponad lubość; wolałabym dać córce dobrego chłopa, który by się jej udał, niż wszystkie majątki całej okolicy.
GERONT
Do licha, dużo gadacie, pani mamko! Siedźcie no cicho, proszę was; nadto się troskacie, jeszcze się wam pokarm zagrzeje.
ŁUKASZ
/ uderzając przy każdym zdaniu Geronta po ramieniu /
Zamknijże gębę, ty pyskata. Pan się nie pyta o zdanie i sam wie, co ma robić. Pilnuj, żebyś porządnie nakarmiła bębna, a nie baw się w mądralę. Pan jest ojcem swej córki i sam ma dość rozumu, aby wiedzieć, co jej potrza.
GERONT
Z wolna, no, z wolna!
ŁUKASZ
/ jeszcze uderzając Geronta po ramieniu /
Ano chcę jej trochę przytrzeć rogów i nauczyć respektu dla pana.
GERONT
Dobrze; ale te gesty są zbyteczne.
SCENA TRZECIA
/ WALERY, SGANAREL, GERONT, ŁUKASZ, JAGUSIA. /
WALERY
Panie, baczność! Idzie już lekarz.
GERONT
/ do Sganarela /
Panie, szczęśliwy jestem, że go widzę u siebie; pomoc pańska jest nam bardzo potrzebna.
SGANAREL
/ w todze lekarskiej, w kapeluszu jak najbardziej szpiczastym /
Hipokrat powiada… żebyśmy obaj nakryli głowy.
GERONT
Hipokrat to powiada?
SGANAREL
Tak.
GERONT
W którym rozdziale, jeśli łaska?
SGANAREL
W rozdziale… o kapeluszach.
GERONT
Skoro Hipokrat powiada, trzeba tak uczynić.
SGANAREL
Panie lekarzu, słysząc tak cudowne rzeczy…
GERONT
Do kogo pan mówi, jeśli łaska?
SGANAREL
Do pana.
GERONT
Ja nie jestem lekarzem.
SGANAREL
Nie jest pan lekarzem?
GERONT
Nie.
SGANAREL
Z pewnością?
GERONT
Z pewnością.
/ Sganarel bierze kija i bije Geronta, tak jak jego wprzódy obito /
Au, au, au!
SGANAREL
Teraz już jesteś lekarzem; ja też nie mam innych egzaminów.
GERONT
/ do Walerego /
Cóżeście mi tu za kaduka przyprowadzili?
WALERY
Mówiłem panu, że on lubi żartować.
GERONT
Widzę; ale ja bym go wyrzucił na łeb z jego żarcikami.
ŁUKASZ
Niech panoczek nie zważa; to tylko tak, dla śmiechu.
GERONT
Nie lubię takich śmieszków.
SGANAREL
Panie, chciej mi pan wybaczyć mą śmiałość.
GERONT
Panie, do usług pańskich…
SGANAREL
Jest mi niezmiernie przykro…
GERONT
To nic.
SGANAREL
Z powodu tych kijów…
GERONT
Nic nie szkodzi.
SGANAREL
Które miałem zaszczyt panu wsypać.
GERONT
Nie mówmy już o tym. Panie doktorze, mam córkę, która popadła w szczególną chorobę.
SGANAREL
Szczęśliwy jestem, że pańska córka potrzebuje mej pomocy; pragnąłbym z serca, abyś i pan jej potrzebował, pan i cała pańska rodzina, abym mógł okazać swą ochotę usłużenia panu.
GERONT
Wdzięczen jestem za te uczucia.
SGANAREL
Upewniam, że mówię to z szczerej duszy.
GERONT
Zbyt wiele zaszczytu mi pan świadczy.
SGANAREL
Jak się nazywa córka?
GERONT
Lucynda.
SGANAREL
Lucynda! Ach! Ładne imię do kurowania! Lucynda!
GERONT
Idę na chwilę zajrzeć, co robi.
SGANAREL
Któż jest ten kawał kobiety?
GERONT
To mamka mego najmłodszego malca.
SCENA CZWARTA
/ SGANAREL, JAGUSIA, ŁUKASZ. /
SGANAREL
/ na stronie /
Ej, do licha! to mi ładny egzemplarz.
/ głośno /
Pani mamko, urocza mamko, moja medycyna jest najniższą sługą waszego mamczarstwa; chciałbym być tym szczęśliwym bachorkiem, który by ssał mleczko twojej przychylności.
/ kładzie jej rękę na piersiach /
Wszystkie moje środki, cała wiedza, cała zdatność są na pani rozkazy; jeżeli…
ŁUKASZ
Za pozwoleniem, panie dochtór, zostaw moją babę w spokoju.
SGANAREL
Jak to! pańska żona?…
ŁUKASZ
Tak.
SGANAREL
A, doprawdy; nie wiedziałem; cieszę się niezmiernie, przez przyjaźń dla obojga.
/ Udaje że chce uściskać Łukasza i ściska mamkę. /
ŁUKASZ
/ odciągając Sganarela i stając między nim a żoną /
Powoli, jeśli łaska.
SGANAREL
Zapewniam pana, jestem uszczęśliwiony z widoku tak godnej pary: pani winszuję z całego serca że ma męża takiego jak pan; panu zaś, iż posiadasz żonę tak piękną, tak cnotliwą, tak kształtną jak pani.
/ Udając znowu że chce uścisnąć Łukasza, który mu otwiera ramiona, podchodzi pod nie i ściska mamkę. /
ŁUKASZ
/ odciągając go znowu /
Ej, do licha, bez tych serdeczności, bardzo proszę.
SGANAREL
Nie pozwalasz pan, bym się radował z wami z tak pięknego związku?
ŁUKASZ
Ze mną, ile pan chce, ale z żoną dość tych ceremoniów.
SGANAREL
Biorę jednaki udział w szczęściu obojga: jeżeli pana ściskam, aby mu wyrazić swą radość, ściskam również i panią, aby i jej okazać toż samo.
/ Powtarza tę samą grę. /
ŁUKASZ
/ odciągając go po raz trzeci /
Ej, do kata, panie dochtór, cóż za uprzykrzenie!
SCENA PIĄTA
/ GERONT, SGANAREL, ŁUKASZ, JAGUSIA. /
GERONT
Panie, za chwilę przyprowadzę panu córkę.
SGANAREL
Panie, oczekuję jej z całym mym laboratorium.
GERONT
Gdzież ono?
SGANAREL
/ dotykając palcem czoła /
Tu.
GERONT
Wybornie.
SGANAREL
/ usiłując mamkę pomacać po piersiach /
Ale, ponieważ obchodzi mnie cała pańska rodzina, muszę wprzód spróbować mleka pańskiej mamki i zbadać jej piersi.
/ Zbliża się do Jagusi. /
ŁUKASZ
/ odciągając go i okręcając w koło /
Nie, nie, obeńdzie się.
SGANAREL
Obejrzeć piersi mamki jest obowiązkiem lekarza.
ŁUKASZ
Nijakich tu obowiązków nie trza.
SGANAREL
Co! ty się ośmielasz sprzeciwiać lekarzowi? Precz mi zaraz!
ŁUKASZ
Kpię sobie z tego.
SGANAREL
/ patrząc nań spod oka /
Spuszczę na ciebie febrę.
JAGUSIA
/ biorąc Łukasza za ramię i również go okręcając w miejscu /
Wynoś się stąd; czy ja nie mam lat po temu, aby się sama obronić, gdyby chciał zrobić coś, co się nie godzi?
ŁUKASZ
On tu nie ma nic do macania.
SGANAREL
Pfe, paskudnik, zazdrosny o swoją żonę!
GERONT
Oto córka.
SCENA SZÓSTA
/ GERONT, SGANAREL, ŁUKASZ, JAGUSIA, LUCYNDA, WALERY. /
SGANAREL
Czy to jest chora?
GERONT
Tak. To moja jedyna córka, byłbym w rozpaczy, gdyby umarła.
SGANAREL
Niechże ją Bóg broni! Nie wolno jej umrzeć bez przepisu lekarza.
GERONT
Dajcież krzesło.
SGANAREL
/ siedząc między Gerontem a Lucyndą /
Wcale sobie niczego ta chora; myślę, że nawet zdrowy zadowoliłby się nią zupełnie.
GERONT
Rozśmieszyłeś ją pan, panie doktorze.
SGANAREL
Tym lepiej, to najlepszy znak, gdy lekarz rozśmiesza chorego.
/ do Lucyndy /
No i cóż? O co chodzi? Co pannie jest? Gdzie co dolega?
LUCYNDA
/ odpowiada na migi dotykając kolejno ręką ust, głowy i podbródka /
Hą, hi, hę, hą.
SGANAREL
Hę? Co ona powiada?
LUCYNDA
/ wykonuje te same ruchy /
Hą, hi, hą, hi, hą.
SGANAREL
Co?
LUCYNDA
Hą, hi, hą.
SGANAREL
/ przedrzeźniając ją /
Hą, hi, hą. Nic nie rozumiem. Cóż to za diabelski język?
GERONT
To właśnie jej choroba. Oniemiała nagle, i to bez przyczyny; ten właśnie wypadek stał się powodem odwłoki małżeństwa.
SGANAREL
A to czemu?
GERONT
Ten, którego ma zaślubić, chce czekać wyleczenia, nim dobije umowy.
SGANAREL
I cóż to za głupiec, który nie chce, aby żona jego była niema? Dałby Bóg, aby moja cierpiała tę chorobę! pewnie bym się nie silił jej uleczyć!
GERONT
Słowem, prosimy, chciej pan użyć całej sztuki, aby ulżyć jej cierpieniu.
SGANAREL
Ba, ba, niech się pan nie kłopocze. Powiedz mi tylko wprzódy: czy to bardzo jej dolega?
GERONT
Tak, panie doktorze.
SGANAREL
Tym lepiej. Doznaje wielkich boleści?
GERONT
Bardzo wielkich.
SGANAREL
Doskonale. Czy chodzi tam, gdzie pan wiesz?
GERONT
Owszem.
SGANAREL
Obficie?
GERONT
Na tym się nie rozumiem.
SGANAREL
Wydzieliny czy posiadają miłą powierzchowność?
GERONT
Nie znam się na tym.
SGANAREL
/ do chorej /
Daj mi panna rękę.
/ do Geronta /
Wyraźnie widać z pulsu, że jest niema.
GERONT
Tak, panie, tak; to właśnie: odgadł pan od pierwszego dotknięcia.
SGANAREL
Ho, ho!
JAGUSIA
Patrzcie, jak on przejrzał tę chorość!
SGANAREL
My, wielcy lekarze, umiemy poznać się na rzeczy od pierwszego rzutu oka. Nieuk znalazłby się może w kłopocie, mówiłby panu: „to, owo”; ale ja, ja idę do celu prosto, od razu, i powiadam bez ogródek, że pańska córka jest niema.
GERONT
Tak, ale chciałbym, abyś mi pan mógł powiedzieć, skąd to pochodzi.
SGANAREL
Nic łatwiejszego; stąd, że postradała mowę.
GERONT
Wybornie. Ale jaka może być przyczyna, jeśli łaska, że postradała mowę?
SGANAREL
Najdzielniejsze powagi twierdzą, że to wskutek zastanowienia czynności języka.
GERONT
Dobrze, ale jakże się pan zapatruje na takie zastanowienie czynności języka?
SGANAREL
Arystoteles powiada o tym… śliczne rzeczy.
GERONT
Bardzo wierzę.
SGANAREL
Ach! to był wielki człowiek!
GERONT
Bez wątpienia.
SGANAREL
Całą gębą wielki człowiek…
/ podnosząc ramię do łokcia /
Człowiek o tyle większy ode mnie samego. Aby więc wrócić do naszego wywodu, sądzę, że to zatamowanie czynności języka zależne jest od pewnych humorów, które my uczeni nazywamy humorami złośliwymi; tym bardziej, że wapory uformowane przez wyziewy soków tworzących się w ogniskach choroby i dążące do… że się tak wyrażę… do… Rozumiesz pan po łacinie?
GERONT
Ani słówka.
SGANAREL
/ zrywając się nagle /
Nie rozumiesz po łacinie?
GERONT
Nie.
SGANAREL
/ przybierając różne komiczne pozy /
Cabricias, arci thuram, catalamus, singulariter, nominativo, haec musa, niby muza, bonus, bona, bonum. Deus sanctus, est ne oratio latinas? Etiam, tak, i owszem. Quare? Dlaczego? Quia substantivo et adjectivum, concordat in generi, numerum, et casus.
GERONT
Ach, czemuż się nie uczyłem!
JAGUSIA
A to ci prześcipny człowiek!
ŁUKASZ
Nie ma co, piekne bo piekne, człek nie kapuje ani słowa.
SGANAREL
Otóż, gdy te wapory, o których mówię, przechodzą od lewej strony, po której leży wątroba, ku prawej stronie, w której znajduje się serce, może się zdarzyć, że płuco, które nazywamy po łacinie armyan, mając komunikację z mózgiem, który nazywamy po grecku nasmus, za pośrednictwem żyły wrotnej, którą nazywamy po hebrajsku kubil, spotyka na swej drodze pomienione wapory, wypełniające komory łopatki; że zaś właśnie te wapory… staraj się pan dobrze schwycić to rozumowanie, proszę o to; że zaś te wapory mieszczą w sobie pewną złośliwość… słuchaj pan tylko dobrze, zaklinam.
GERONT
Słucham.
SGANAREL
…mieszczą w sobie pewną złośliwość, która jest spowodowana… wytęż pan całą uwagę, z łaski swojej.
GERONT
Wytężam.
SGANAREL
…która jest spowodowana przez ostrość humorów wylęgłych we wklęsłości diafragmy, zdarza się, iż te wapory… Ossabandus, nequeis, nequer, potarinum, quipsa millus. I oto właśnie przyczyna, że pańska córka jest niema.
JAGUSIA
O, jak on uczenie gada!
ŁUKASZ
Czemu to u mnie ozór tak nie chodzi!
GERONT
W istocie, nie można lepiej tego wywieść. Jedna tylko rzecz mnie uderzyła: to ustęp o sercu i wątrobie. Zdaje mi się, że pan je mieścisz inaczej, niż są; że serce jest po lewej stronie, a wątroba po prawej.
SGANAREL
W istocie; tak było dawniej: ale myśmy to zmienili, i teraz uprawiamy medycynę zupełnie nowym systemem.
GERONT
Nie wiedziałem, i przepraszam za swoje nieuctwo.
SGANAREL
Nic nie szkodzi; nie ma pan wszak obowiązku dotrzymywać nam kroku co do wykształcenia.
GERONT
Oczywiście. Ale, panie doktorze, co pan sądzi, iż trzeba czynić w tej chorobie?
SGANAREL
Co ja sądzę…
GERONT
Tak.
SGANAREL
Moje zdanie jest, aby ją położyć z powrotem do łóżka i dać jej jako lekarstwo dużo chleba maczanego w winie.
GERONT
A to czemu?
SGANAREL
Ponieważ w chlebie i winie, zmieszanych razem, mieszczą się własności sympatyczne, pobudzające do mówienia. Nie widzisz pan, że ten właśnie pokarm daje się papugom i że w ten sposób nabierają zdatności mowy?
GERONT
Prawda! Oczywiście! Ach, cóż za wielki człowiek! Prędko, dużo chleba i wina.
SGANAREL
Wrócę nad wieczorem, aby zbadać jej stan.
SCENA SIÓDMA
/ GERONT, SGANAREL, JAGUSIA. /
SGANAREL
/ do Jagusi /
Pomału, nie spiesz no się.
/ do Geronta /
Panie, tej oto mamce muszę zaaplikować parę środeczków.
JAGUSIA
Co? Mnie? Jestem najzdrowsza w świecie.
SGANAREL
Tym gorzej, mameczko, tym gorzej. Ten zbytek zdrowia jest wielce zastraszający i nie byłoby źle zaaplikować ci delikatne puszczeńko krwi albo wsunąć łagodną lewatywkę.
GERONT
Ależ, panie, tego systemu to już nie rozumiem. Po cóż krew puszczać tam, gdzie nie ma choroby?
SGANAREL
Dobry system; najlepszy system; tak jak się pije, aby zapobiec pragnieniu, tak samo trzeba krew puszczać, aby zapobiec chorobie.
JAGUSIA
/ odchodząc /
O, co to, to nici z tego. Nie będzie pan robił apteki z mego cielska.
SGANAREL
Oporna jesteś na leczenie, ale już my cię potrafimy przyprowadzić do rozsądku.
SCENA ÓSMA
/ GERONT, SGANAREL. /
SGANAREL
Zatem żegnam.
GERONT
Zaczekaj pan chwilę, jeśli łaska.
SGANAREL
Czego pan sobie życzy?
GERONT
Wręczyć panu zapłatę.
SGANAREL
/ chowa rękę w tył pod suknię, podczas gdy Geront otwiera sakiewkę /
Nie przyjmę ani szeląga.
GERONT
Ależ panie…
SGANAREL
Ani trochę.
GERONT
Chwileczkę.
SGANAREL
Nie ma mowy.
GERONT
Pozwól pan.
SGANAREL
Pan chyba żartuje.
GERONT
Rzecz załatwiona.
SGANAREL
Nic z tego.
GERONT
Ech!
SGANAREL
Nie robię tego dla pieniędzy.
GERONT
Ależ wierzę.
SGANAREL
/ wziąwszy pieniądze /
Ważne?
GERONT
Oczywiście.
SGANAREL
Nie jestem z tych lekarzy, co to patrzą na zapłatę.
GERONT
Wiem o tym.
SGANAREL
Nie kieruje mną chęć zysku.
GERONT
Ani mi to w myśli nie postało.
SGANAREL
/ sam, oglądając otrzymane pieniądze /
Daję słowo, wcale nieźle, i byle…
SCENA DZIEWIĄTA
/ LEANDER, SGANAREL. /
LEANDER
Od dawna czekam na pana, panie doktorze, chcę pana błagać o pomoc.
SGANAREL
/ biorąc go za puls /
Ten puls mi się nie podoba.
LEANDER
Nie jestem wcale chory i nie po to przychodzę.
SGANAREL
Jeżeli nie jesteś chory, czegóż, u licha, zaraz nie mówisz?
LEANDER
Nie. Przedstawię rzecz w dwóch słowach. Nazywam się Leander i kocham się w Lucyndzie, którą pan odwiedził przed chwilą. Ponieważ zaś, wskutek niełaski ojca, wzbroniono mi do niej wszelkiego przystępu, ośmielam się prosić pana, byś zechciał przyjść z pomocą mej miłości i ułatwił mi przeprowadzenie planu, którym obmyślił, aby jej móc powiedzieć dwa słowa mające stanowić o szczęściu mego życia.
SGANAREL
/ z udanym gniewem /
Za kogo mnie pan bierze? Jak to! ważysz się zwracać do mnie, aby uzyskać pomoc w swych miłostkach? Ośmielasz się poniżać godność lekarza do tego rodzaju posług!
LEANDER
Niech pan nie robi hałasu.
SGANAREL
/ nacierając nań /
Właśnie, że będę robił. Jesteś zuchwalec!
LEANDER
No, no, spokojnie tylko.
SGANAREL
Gbur!
LEANDER
Za pozwoleniem!
SGANAREL
Ja panu pokażę, że źle się pan wybrałeś i że to jest bezczelna śmiałość…
LEANDER
/ wyciągając sakiewkę /
Panie doktorze…
SGANAREL
Chcieć mnie używać…
/ biorąc sakiewkę /
Nie mówię tutaj o panu, gdyż pan jesteś porządny człowiek i byłbym szczęśliwy, gdybym mógł panu w czym pomóc: ale zdarzają się na świecie takie bałwany, które biorą człowieka za co innego, niż jest, i wyznaję, że mnie to wścieka.
LEANDER
Przepraszam bardzo za śmiałość, z jaką…
SGANAREL
Żartuje pan. O cóż chodzi?
LEANDER
Trzeba więc panu wiedzieć, że ta choroba, którą chcesz uleczyć, jest udana. Lekarze namędrkowali się już nad nią co wlezie i nie szczędzili dowodów, aby wykazać, że pochodzi to z mózgu, to z wnętrzności, to ze śledziony, to z wątroby; ale faktem jest, iż prawdziwą przyczyną tego cierpienia jest miłość i że Lucynda wymyśliła je jedynie po to, aby się uwolnić od małżeństwa, do którego ją chciano zmusić. Ale usuńmy się stąd, aby nas nie widziano razem, a w drodze panu powiem, o co chcę prosić.
SGANAREL
Chodźmy zatem: wzbudziłeś pan we mnie niepojętą czułość dla swej miłości; choćbym miał z siebie wyprzeć całą mą medycynę, albo chorą diabli wezmą, albo też będzie twoją.
AKT TRZECI
/ Scena przedstawia miejsce w pobliżu domu Geronta. /
SCENA PIERWSZA
/ LEANDER, SGANAREL. /
LEANDER
Zdaje mi się, że nieźle wyglądam jako aptekarz; że zaś ojciec nigdy mnie nie widział, sądzę, że to przebranie i peruka wystarczą, aby go oszukać.
SGANAREL
Z pewnością.
LEANDER
Chciałbym tylko jeszcze umieć parę szumnych terminów medycznych, aby ozdobić swoje dyskursy i nadać sobie pozór uczonego.
SGANAREL
Daj pan pokój, to niepotrzebne; wystarczy ubranie; ja sam nie więcej wiem od pana.
LEANDER
Jak to?
SGANAREL
Niech mnie diabli porwą, jeżeli cokolwiek rozumiem się na medycynie. Pan jesteś zacnym człowiekiem: otworzę panu serce, jak pan mnie otwarłeś swoje.
LEANDER
Jak to! pan nie jesteś…
SGANAREL
Ależ nie, upewniam; zrobili mnie lekarzem przemocą. Nigdy mi w głowie nie postały takie mądrości; wszystkie moje nauki doszły zaledwo do *sexty*. Nie wiem, skąd oni to sobie uroili, ale, skoro spostrzegłem, że chcą koniecznie, abym był lekarzem, zgodziłem się nim zostać na ich odpowiedzialność. A, ba! nie wyobrazisz pan sobie, jak się ta brednia rozeszła; każdy wprost gwałtem chce się we mnie dopatrzeć wielkiego uczonego. Przychodzą ze wszystkich stron po radę, i jeżeli dalej będzie szło tak samo, mam zamiar trzymać się medycyny całe życie. Uważam, że to najlepszy zawód ze wszystkich: czy bowiem robić dobrze, czy źle, zawsze się bierze jednaką zapłatę. Fuszerka nigdy nie spada na nas; przykrawamy materię, jak się nam żywnie podoba. Szewcowi, który robi buty, nie wolno zepsuć kawałka skóry, żeby nie musiał zapłacić; ale tu wolno zepsuć całego człowieka zupełnie darmo. Omyłki nie dotyczą nigdy nas; to zawsze wina tego, co umiera. Wreszcie największa zaleta tego zawodu to to, że nieboszczyki to ludzie niezrównanej wprost uprzejmości i dyskrecji i jeszcze nikt nie słyszał, aby się który poskarżył na lekarza, który go sprzątnął.
LEANDER
To prawda, że umarli są bardzo grzeczni w tej mierze.
SGANAREL
/ widząc ludzi zbliżających się ku niemu /
Ci ludzie wyglądają mi, jak gdyby chcieli porady.
/ do Leandra /
Zaczekaj na mnie w pobliżu mieszkania panny.
SCENA DRUGA
/ THIBAUT, PIETREK, SGANAREL. /
THIBAUT
Panie dochtór, przyszliśwa tu do pana, ja i mój Pietrek.
SGANAREL
O cóż chodzi?
THIBAUT
Jego biedna matka, imieniem Piotrusia, leży chora już pół roku.
SGANAREL
/ wyciągając rękę jakby po pieniądze /
I cóż wy chcecie, abym na to poradził?
THIBAUT
Chcielibyśwa, aby pan dochtór dał nam jakie liki, aby ją zratować.
SGANAREL
Trzeba by wprzód wiedzieć, co jej brakuje.
THIBAUT
Cierpi na hipokryzje, panie dochtór.
SGANAREL
Hipokryzję?
THIBAUT
Tak; to znaczy niby, że cała jest opuchła. Powiadają, że ma moc wody w cielsku i że jej wątroba i brzuch, czy ślidziona, jak to tam państwo nazywają, zamiast robić krew, robią samą wilgoć. Raz na dwa dni trzęsie ją okrutna frybra i wtedy zesłabnie i darcie ma w nogach straszliwe. Flegma się jej pcha do gardła, mało ją nie zadusi, a czasem to ją tak zemgli i rzuci nią, że się widzi, że już koniec. Jest we wsi japtykarz, uczciwszy uszy, co jej już dawał liki Bóg wi nie jakie, więcej niż dwanaście dobrych talarów kosztują mnie te syćkie z przeproszeniem lewatywy, a te czyszczenia, a te odwary z hiacyntu, a krople krzepiące. Ale to niby syćko, jak to mówią, ani zaszkodzi, ani pomoże. Chciał jej dać jednego liku, co go nazywają ludzie hametykiem; alem się strachał, prawdę rzekłszy, żeby jej na tamten świat nie wyprawił. Powiadają ludzie, że te wielkie dochtory nie wiem ile ludzi zakatrupili już tym nowym wymysłem.
SGANAREL
/ wyciągając rękę i potrząsając nią na znak, iż żąda pieniędzy /
Do rzeczy, przyjacielu, do rzeczy.
THIBAUT
Rzecz jest ta, że przychodzimy prosić pana, abyś powiedział, co trza teraz robić.
SGANAREL
Nie rozumiem zupełnie, o co wam chodzi.
PIETREK
Panie dochtór, moja matka jest chora; macie tu dwa talary, żebyście nam dali jakie liki.
SGANAREL
O, tak, to rozumiem. Ten chłopak przynajmniej mówi jasno i wysławia się jak należy. Powiadasz, że matka chora jest na puchlinę, że obrzękła na całym ciele, ma gorączkę i bóle w nogach? Od czasu do czasu napadają ją kurcze i drgawki, to znaczy omdlenia?
PIETREK
To, to, panie dochtór, właśnie.
SGANAREL
Ciebie zrozumiałem od razu; nie tak jak ojca, który plecie sam nie wie co. A teraz, chciałbyś lekarstwa?
PIETREK
Tak, panie dochtór.
SGANAREL
Lekarstwa, aby ją wyleczyć?
PIETREK
Niby tak.
SGANAREL
Masz tu kawałek sera; dajcież go jej zaraz zażyć.
PIETREK
Niby syra?
SGANAREL
Tak, to jest ser szczególnie przyprawiony: wchodzi w to złoto, korale, perły i mnóstwo innych kosztownych rzeczy.
PIETREK
Panie dochtór, dziękujem piknie; zaraz to damy matuli do zbuchania.
SGANAREL
Do widzenia. Gdyby przypadkiem umarła, starajcież się ją przystojnie pogrzebać.
/ Zmiana dekoracji; scena przedstawia, jak w akcie drugim, pokój w domu Geronta. /
SCENA TRZECIA
/ JAGUSIA, SGANAREL; ŁUKASZ w głębi. /
SGANAREL
Otóż i urocza karmicielka. Ach, karmicielko mego serca, oczarowany jestem tym spotkaniem; widok twój to rabarba, kasja i senes, które czyszczą mą duszę z wszelkiej melancholii.
JAGUSIA
Na mą duszę, panie lekarzu, to za piekne dla mnie. Nie rozumiem ani słówka z pańskiej łaciny.
SGANAREL
Rozchoruj się, piękna mamko, błagam; rozchoruj się dla mej miłości. Leczyć cię byłoby dla mnie największą rozkoszą.
JAGUSIA
Całuję rączki panu, już ja tam wolę, żeby mnie nikt nie leczył.
SGANAREL
Jakże mi cię żal, piękna żywicielko, że masz tak zazdrosnego i przykrego męża!
JAGUSIA
Cóż robić? To widać za moje grzechy; gdzie kozę przywiążą, tam się jej trzeba paść.
SGANAREL
Taki gbur! brutal, który cię pilnuje nieustannie i nie pozwala nikomu zbliżyć się do ciebie!
JAGUSIA
Ach! ach! pan jeszcze nic nie widział; to tylko mały smaczek tego, co on potrafi, kiedy go giez ukąsi.
SGANAREL
Czy podobna? Możeż być człowiek, który by miał duszę tak nikczemną, aby się znęcać nad taką istotą? Ach, znam takich, piękna karmicielko, i to niedaleko stąd, którzy uważaliby się za szczęśliwych, gdyby mogli ucałować bodaj same koniuszki twoich nóżek! I czemuż tak powabna kobieta musiała popaść w takie ręce! Żeby takie proste bydlę, bałwan, brutal, cymbał… wybacz, piękna mamko, jeśli w ten sposób wyrażam się o twoim mężu…
JAGUSIA
Ech, panie lekarzu, ja wiem dobrze, że on nie wart czego inszego.
SGANAREL
Bez wątpienia, piękna mamko, zasługuje na to; i zasługiwałby jeszcze, abyś mu czymś przystroiła głowę, by go ukarać za jego podejrzliwość.
JAGUSIA
To pewna, że gdyby tylko o niego mi chodziło, mógłby się doczekać brzydkiej rzeczy.
SGANAREL
Na honor, nic by nie było w tym złego, gdybyś się na nim zemściła w czyimś towarzystwie. Mówię ci, w zupełności mu się to należy; i gdybym ja był tym szczęśliwym, piękna karmicielko, wybranym przez ciebie do…
/ Gdy Sganarel wyciąga ręce, aby uścisnąć Jagusię, Łukasz podchodzi pod spodem i staje między nimi. Sganarel i Jagusia patrzą na Łukasza i oddalają się, każde w inną stronę; doktor w sposób nader komiczny. /
SCENA CZWARTA
/ GERONT, ŁUKASZ. /
GERONT
Słuchaj no, Łukaszu, nie widziałeś przypadkiem doktora?
ŁUKASZ
Ech, do wszystkich diabłów, widziałem i jego, i moją babę.
GERONT
Gdzież on się podział?
ŁUKASZ
Nie wiem, ale chciałbym, żeby się podział do wszystkich diabłów.
GERONT
Idź no zajrzeć, co porabia córka.
SCENA PIĄTA
/ SGANAREL, LEANDER, GERONT. /
GERONT
Ach, to pan, panie doktorze, właśnie pytałem, gdzie jesteś.
SGANAREL
Zabawiałem się na dziedzińcu wydzielaniem nadmiaru przyjętych napojów. Jak się miewa chora?
GERONT
Nieco się jej pogorszyło po lekarstwie.
SGANAREL
Tym lepiej; znak, że działa.
GERONT
Tak, ale boję się, aby jej nie zadusiło.
SGANAREL
Niech pana głowa nie boli. Mam lekarstwa, które drwią sobie ze wszystkiego; czekam jej przy agonii.
GERONT
/ wskazując Leandra /
Cóż to za człowiek z panem? …
SGANAREL
/ robiąc ręką znaki mające objaśnić, że to aptekarz /
To…
GERONT
Co?
SGANAREL
Ten, który…
GERONT
Hę?
SGANAREL
Który…
GERONT
A, rozumiem.
SGANAREL
Będzie potrzebny pańskiej córce.
SCENA SZÓSTA
/ LUCYNDA, GERONT, LEANDER, JAGUSIA, SGANAREL. /
JAGUSIA
Panie, idzie tu panienka; chce się przejść troszeczkę.
SGANAREL
To jej dobrze zrobi. Idź no pan, panie aptekarzu, zmacać puls, abym mógł później pomówić z tobą o jej chorobie.
/ Odciąga Geronta w głąb, obejmuje ręką za szyję i bierze go za brodę zwracając jego głowę ku sobie, ile razy Geront chce popatrzyć, co porabia córka z aptekarzem; zarazem, aby go zabawić, mówi co następuje: /
Tak, panie, to ważna i subtelna kwestia sporna między lekarzami, czy łatwiej leczyć kobiety niż mężczyzn. Proszę, chciej pan posłuchać. Jedni mówią, że nie, drudzy, że tak; ja zaś mówię, że tak i nie; ile że, ponieważ oporność zmąconych wilgotności, pojawiających się we wrodzonych temperamentach kobiety, będąc przyczyną, iż strona zwierzęca dąży ustawicznie do zapanowania nad stroną czującą, pewne jest, iż nierówność ich usposobienia zależną jest od skośnego ruchu kręgu księżyca; że zaś słońce, które kieruje promienie na wklęsłość ziemi, natrafia…
LUCYNDA
/ do Leandra /
Nie, niezdolna jestem odmienić się w uczuciach.
GERONT
Przemówiła! O wspaniała potęgo lekarstwa! O boski lekarzu! Jakąż wdzięczność winienem ci, doktorze, za to cudowne uleczenie! Czym potrafię ci odpłacić takie dobrodziejstwo?
SGANAREL
/ przechadzając się po scenie i wachlując kapeluszem /
Ha! ta choroba kosztowała mnie niemało trudu!
LUCYNDA
Tak, ojcze, odzyskałam mowę; lecz odzyskałam ją po to, aby ci powiedzieć, iż nigdy nie zaślubię innego niż Leandra i że próżno się starasz narzucić mi na męża Horacego.
GERONT
Ależ…
LUCYNDA
Nic nie zdoła zachwiać mego postanowienia.
GERONT
Co!
LUCYNDA
Próżno przedkładasz mi swoje argumenty.
GERONT
Jeżeli…
LUCYNDA
Wszystkie wywody nie zdadzą się na nic.
GERONT
Ja…
LUCYNDA
Rzecz rozstrzygnięta.
GERONT
Ale…
LUCYNDA
Żadna ojcowska władza nie zmusi mnie do małżeństwa wbrew mej woli.
GERONT
Mam…
LUCYNDA
Próżne usiłowania.
GERONT
To…
LUCYNDA
Serce moje nie podda się nigdy przemocy.
GERONT
To…
LUCYNDA
I raczej zagrzebię się w klasztorze, niż zaślubię człowieka, którego nie kocham.
GERONT
Ależ…
LUCYNDA
/ ogłuszającym głosem /
Nie. W żaden sposób. Nie ma o tym mowy. Tracisz czas próżno. Nie uczynię tego. Rzecz postanowiona.
GERONT
Ach, cóż za nawał słów! Nie ma sposobu się obronić.
/ do Sganarela: /
Panie, proszę pana, abyś ją uczynił na powrót niemą.
SGANAREL
To niemożliwe. Jedyna usługa, jaką mogę panu oddać, to jest uczynić pana głuchym, jeżeli pan sobie życzy.
GERONT
Ślicznie dziękuję.
/ do Lucyndy /
I ty myślisz…
LUCYNDA
Nie; wszystkie perswazje, ojcze, do niczego nie prowadzą.
GERONT
Zaślubisz Horacego jeszcze dziś wieczór.
LUCYNDA
Raczej zaślubię śmierć.
SGANAREL
/ do Geronta /
Mój Boże, przestań pan, pozwól pan mnie objąć tę kurację; to są wszystko objawy choroby i wiem, jakie lekarstwo zastosować.
GERONT
Byłożby możebne, abyś pan uleczył także i tę chorobę jej umysłu?
SGANAREL
Tak; pozwól mi pan działać. Mam lekarstwo na wszystko, aptekarz zaś pomoże nam w kuracji.
/ do Leandra /
Jedno słowo. Widzisz, że miłość jej do tego Leandra jest zupełnie sprzeczna z wolą ojca; nie ma czasu do stracenia, humory są bardzo wzburzone; niezbędne jest tedy znaleźć szybko lekarstwo na tę chorobę, która mogłaby się przez opóźnienie pogorszyć. Co do mnie, widzę tylko jedno, to znaczy dawkę przeczyszczającą fugas chrustas, którą zmieszasz jak należy z dwiema drachmami matrimonium w pigułce. Może będzie stawiała pewne trudności w zażyciu tego lekarstwa; jednakże, ponieważ jesteś człekiem biegłym w swym zawodzie, twoją rzeczą będzie ją nakłonić i podać ten specyfik, jak zdołasz najlepiej. Idź się z nią nieco przejść po ogrodzie, aby przygotować humory, podczas gdy ja będę zabawiał ojca; ale przede wszystkim, nie trać czasu. Lekarstwo jak najprędzej! Lekarstwo specyficzne!
SCENA SIÓDMA
/ GERONT, SGANAREL. /
GERONT
Cóż to są za środki, panie doktorze, które wymieniłeś przed chwilą? Zdaje mi się, że nigdy o nich nie słyszałem.
SGANAREL
Środki te bywają stosowane tylko w gwałtownej potrzebie.
GERONT
Widziałeś pan kiedy podobne zuchwalstwo?
SGANAREL
Dziewczęta bywają niekiedy uparte.
GERONT
Nie wyobrażasz sobie, jak ona jest zacietrzewiona w tym Leandrze.
SGANAREL
Gorącość krwi oddziaływa w ten sposób na młode umysły.
GERONT
Co do mnie, od chwili jak odkryłem gwałtowność tego uczucia, trzymałem córkę ustawicznie pod kluczem.
SGANAREL
Mądrze pan czyniłeś.
GERONT
Nie dopuszczałem między nimi do najmniejszego zbliżenia.
SGANAREL
Bardzo słusznie.
GERONT
Gdybym ścierpiał, aby się choć raz zobaczyli, jeszcze by z tego wynikło jakie szaleństwo.
SGANAREL
Bez wątpienia.
GERONT
Obawiam się, iż byłaby zdolna z nim uciec.
SGANAREL
Roztropna przezorność.
GERONT
Ostrzeżono mnie, że on czyni wszelkie wysiłki, aby się z nią porozumieć.
SGANAREL
A to szelma!
GERONT
Ale mu się nie uda.
SGANAREL
Rozumie się.
GERONT
Potrafię temu zapobiec.
SGANAREL
Nie na głupiego trafił: musiałby wstać bardzo rano, aby pana oszukać.
SCENA ÓSMA
/ ŁUKASZ, GERONT, SGANAREL. /
ŁUKASZ
Oj, do licha, panie, a to ci historia; córka pańska drapła ze swoim Liandrem. To on był aptekarzem, a ten tu pan dochtór przygotował całą operację.
GERONT
Jak to! Zarzynać mnie w ten sposób! Dalej, prędko, komisarza i nie wypuszczać z domu tego draba. A, łotrze, pójdziesz pod sąd.
ŁUKASZ
Tak, tak, panie dochtór, będziesz dyndał; nie waż mi się stąd ruszyć ani na tyle.
SCENA DZIEWIĄTA
/ MARCYNA, SGANAREL, ŁUKASZ. /
MARCYNA
/ do Łukasza /
Ach, Boże! ledwom trafiła do tego domu! Powiedzcież mi, co się stało z lekarzem, którego wam poleciłam?
ŁUKASZ
Właśnie go będą wieszać.
MARCYNA
Co! Wieszać mego męża! Boże! I cóż on uczynił?
ŁUKASZ
Pomógł wykraść córkę naszego pana.
MARCYNA
Jak to! Drogi mężu, to prawda, że mają cię powiesić?
SGANAREL
Sama widzisz. Ach, ach!
MARCYNA
I ty dałbyś się uśmiercić w obecności tylu osób?
SGANAREL
A cóż mam robić?
MARCYNA
Gdybyś choć skończył rąbać nasz las, miałabym jakąś pociechę.
SGANAREL
Oddal się stąd, rozdzierasz mi serce.
MARCYNA
Nie, zostanę tu, aby ci dodawać odwagi. Nie oddalę się, póki nie ujrzę, jak wisisz.
SGANAREL
Och, och!
SCENA DZIESIĄTA
/ GERONT, SGANAREL, MARCYNA. /
GERONT
/ do Sganarela /
Komisarz przybędzie tu natychmiast, aby cię umieścić w bezpiecznym schronieniu.
SGANAREL
/ na kolanach z kapeluszem w ręku /
Och! och! Nie można by tego zmienić na porcję kijów?
GERONT
Nie, nie; o tym sąd rozstrzygnie. Ale co widzę?
SCENA JEDENASTA
/ GERONT, LEANDER, LUCYNDA, SGANAREL, ŁUKASZ, MARCYNA. /
LEANDER
Panie, Leander staje przed twoim obliczem i oddaje Lucyndę pod twą ojcowską władzę. Mieliśmy zamiar uciec i wziąć ślub potajemnie; ale postanowienie to ustąpiło miejsca uczciwszym zamiarom. Nie chcę panu kraść córki, pragnę ją otrzymać jedynie z twej ręki. Dodam tylko, że przed chwilą otrzymałem listy donoszące mi, że wuj umarł i że jestem spadkobiercą całego jego majątku.
GERONT
Panie, niezmiernie wysoko cenię przymioty pańskie i z radością oddaję panu córkę.
SGANAREL
/ na stronie /
Medycynie się upiekło.
MARCYNA
Skoro nie będziesz już wisiał, podziękuj mi za to, żeś został lekarzem, bo to ja sprowadziłam na ciebie ten zaszczyt.
SGANAREL
Tak? To ty sprowadziłaś na mnie tyle kijów, że ich sam zliczyć nie potrafię?
LEANDER
/ do Sganarela /
Skutek jest zbyt piękny, abyś mógł chować urazę.
SGANAREL
Niech będzie.
/ do Marcyny /
Wybaczam ci więc te kije ze względu na dostojeństwo, do któregoś mnie wyniosła; ale staraj się na przyszłość mieć szacunek dla człowieka mojej wagi i pamiętaj, że gniew lekarza jest straszliwszą rzeczą, niż ktokolwiek przypuszcza.
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |