Jaś się żeni
Był sobie kiedyś młody gospodarz, na imię miał Jaś, jego kuzyn chciał go wyswatać z bogatą panną. Posadził więc Jasia za piecem, w którym kazał porządnie napalić. Przyniósł potem dzban mleka i porządny kawał pszennego chleba, dał Jasiowi do ręki świeżo wypuszczonego z mennicy lśniącego halerza i powiedział:
- Jasiu, trzymaj mocno tego halerza, a chleb krusz do mleka i siedź, nie ruszaj się z miejsca aż do mego powrotu.
- Dobrze - odparł Jaś - zrobię wszystko jak należy.
Swat włożył stare, połatane portki, udał się do pobliskiej wsi, do bogatej gospodarskiej córki i rzekł:
- Czy chciałabyś się wydać za mego kuzyna Jasia? Dostałabyś dziarskiego i roztropnego męża, na pewno by ci się spodobał.
Słysząc to skąpy ojciec spytał:
- A jak tam z jego majątkiem? Czy ma jaki taki dostatek?
- Drogi przyjacielu - odparł swat - mój młody kuzyn to ciepły kawaler, ściska w garści niezły kawał grosza, a chleba i mleka ma ile dusza zapragnie. Posiada też nie mniej łat gruntu niż ja na moich portkach - i klepnął się po wyłatanym siedzeniu. - Jeśli zechcecie zadać sobie trochę trudu i pójść ze mną, to gotów jestem pokazać wam w tej chwili, że wszystko, co mówię, to szczera prawda.
Skąpiec, nie chcąc stracić tak korzystnej okazji, rzekł:
- Skoro tak jest w istocie, to nie mam nic przeciwko temu małżeństwu.
W wyznaczonym dniu odbyło się więc wesele, a kiedy młoda małżonka zapragnęła pójść w pole obejrzeć włości swego oblubieńca, Jaś zdjął odświętne szaty, przywdział połatany kaftan i rzekł:
- Żeby mi się piękne odzienie nie zbrukało.
Po czym wyszli razem na pole, a jak tylko natrafili na wydzielony miedzą spłachetek winnicy, pola czy łąki, Jaś wskazywał palcem większą lub mniejszą łatę na swym kaftanie i mówił:
- Te łaty należą naprawdę do mnie, moja duszyczko, im się tylko przyglądaj - chcąc przez to powiedzieć, że żona, zamiast gapić się na szmat pola, powinna patrzeć na jego kaftan, bo ten naprawdę do niego należy.
- A czy ty na tym weselu byłeś?
- Pewnie, że byłem, i to w pełnej gali. Na głowie miałem pióropusz ze śniegu, ale zaświeciło słonko i pióra się roztopiły; szatę miałem z pajęczej nici, ale przechodząc przez ciernie podarłem ją, pantofle zaś miałem ze szkła, ale zawadziłem o kamień i... brzdęk! Obydwa rozleciały się na drobne kawałki.
©® GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |