Produkty warte uwagi : Organique pielęgnacja twarzy
Już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie pomysł, aby skupiać fajne i godne uwagi kosmetyki danej marki, lub kilku i przedstawiać co jakiś czas ma portalu GMI. W całej serii chodzi o to, abyście mogły poznać kosmetyki, których może jeszcze nie widziałyście, albo ledwo co kojarzycie. Dziś zaczniemy od polskiej firmy Organique, która już jakiś czas temu opanowała moją łazienkę. Zapraszam!
Moja skóra jest dość wymagająca, ponieważ jest tłusta, ale odwodniona, nie lubi produktów matujących i niestety jest alergiczna oraz z łojotokowym zapaleniem skóry. Próbując znaleźć dobry produkt do skóry przechodziłam męczarnie, kupuję krem, w najlepszym wypadku stosuję ok 2-4 tygodni, po czym okazuje się że skóra jest tak odwodniona, że jest szara, ziemista, milion suchych skórek i przetłuszcza się jak nigdy. Podchodząc do produktów firmy Organique robiłam to spokojnie i z umiarem zaczynając od jednego produktu, którym był koncentrat z miąższu dyni. Może pokrótce powiem o całej serii.
Pumpkin line jest terapią intensywnie nawilżającą dla każdego rodzaju skóry. Oczywiście każdy produkt ma Safe Formula tzn, że nie zawiera silikonów, parabenów, pegów itp, itd. Jeśli chodzi o produkty do skóry twarzy to jak najbardziej lubię kosmetyki które nie zawierają parafin i tych innych, bo one lubią mnie podrażnią i niestety zapychać.
Krem z serii dyniowej mam akurat w mniejszym opakowaniu, które możecie znaleźć w kosmetyczkach z miniaturami. Miałam już duże opakowanie, ale zużywanie go trwało wieczność (jest naprawdę bardzo wydajny!), więc skusiłam się na zakup trzech miniatur (żel do twarzy, tonik i właśnie ten krem). Jest to bardzo fajne rozwiązanie na podróż, bo tonik wraz z żelem idealnie starczyły mi na dwutygodniowy wyjazd, natomiast krem został i świetnie sprawdza się w tak małym opakowaniu (30 ml). Krem posiada w składzie olej z awokado, który kocha moja łuszcząca się skóra, dodatkowo ma oczywiście wyciąg z miąższu dyni, betainę, kwas hialuronowy oraz jak dla mnie nowość algi czerwone, które są źródłem witamin, protein, mikroelementów oraz karotenu. Kolejnym plusem jest zapach! Delikatny, świeży i uzależniający. Co do samego działania...krem używam głównie na noc lub w dzień kiedy nie nakładam makijażu. Jest lekki, idealnie się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, po dłuższym stosowaniu widać poprawę nawilżenia skóry, jest ona bardziej miękka, powraca koloryt (co dla mnie jest ogromnym plusem, bo nienawidzę gdy mam ziemistą cerę). Cena to 85 zł/50 ml lub w zestawie podróżnym 3 mini produkty za 99 zł.
Koncentrat, jest kolejnym produktem kóry skradł moje serce. Często używam go razem z kremem na noc, natomiast wcześniej lubiłam używać go jako baze pod makijaż ponieważ miał bardzo lekką konsystencję. Oczywiście zapach jest taki sam jak w kremie, różni się tylko konsystencją, która jest bardziej wodnista. Cena 85 zł/30 ml.
Krem pod oczy wpadł w moje ręce stosunkowo niedawno. Dlaczego skusiłam się akurat na ten produkt? Niestety okolica oczu jest u mnie strasznie wrażliwa, wiele produktów takich jak np. Sylveco uczula mnie. Jedynym produktem który tego nie zrobił był maska krem z firmy Orientana, ale miałam już od nich dwa opakowania i chciałam coś zmienić. Krem z Organique ma naprawdę ciekawy skład, jest w nim między innymi kofeina, która jest obowiązkowym składnikiem przy cieniach pod oczami i tak zwanych "zmęczonych oczach" (co niestety posiadam), olejek sezamowy, miąższ z dyni, który odżywia skórę pod oczami, ekstrat z winorośli i strelicji białej, który niweluje obrzęki, opuchnięcia i wyrównuje koloryt, kwas hialuronowy oraz olejek kokosowy. Krem ten jest lekki, delikatny, nie powoduje opuchnięcia oczu ani łzawienia (co często mi się zdarza przy kremach pod oczy). Zapach który posiada jest taki sam jak cała seria, co do działania, uwielbiam go za wygładzenie skóry pod oczami, ale także za nawilżenie jej, napięcie i przy regularnym stosowaniu zaważyłam że cienie są naprawdę o wiele mniejsze niż zwykle. Cena 75 zł/ 30ml.
Nowością w mojej kosmetyczce jest uwaga uwaga...męski balsam po goleniu! Tak wiem, brzmi to trochę dziwnie, ale jest ciekawym produktem. Dlaczego? Otóż moja przygoda z nim zaczęła się właściwie od poszukiwań innego produktu... Ostatnimi czasy na amerykańskim youtubie stał się modny balsam po goleniu Nivea, który stosowany jest jako baza pod makijaż. Niestety, wszystko co wychodzi z taśmy produkcyjnej firmy Nivea mnie uczula, w mniejszym bądz większym stopniu. A więc postawiłam sobie za punkt honoru znaleźć kosmetyk, który będzie mi odpowiadał jako własnie taka baza, ale bez miliona silikonów w składzie. Tak właśnie trafiłam na ten produkt. Balsam tam nie ma może wielu składników aktywnych jak seria dyniowa, ponieważ ma tylko panthenol, talk, alantoine, otoczki z protein ryżu i masło shea. Zapach balsamu jest genialny! Lekko słodki bambus jasny, który tak jak dynia potrafi uzależnić. Jeśli chodzi o samo działanie..niby taki niepozorny męski kosmetyk, ale jest naprawdę świetny! Wchłania się błyskawicznie, nawilża skórę, pozostawia satynowe wykończenie, łagodzi wszelkie małe czy też większe podrażenia (potwierdzone przez mojego P, który ma okropne podrażnienia po goleniu) i zostaje jeszcze konsystencja, która również jest niczego sobie, lekko satynowa, ale zarazem kremowo-żelowa? Bardzo trudno opisać ją jednym słowem. I zapomniałam o najważniejszym! Czyli aspekcie bazy pod makijaż. Czemu sprawdza się tak dobrze? Makijaż na niej trzyma się niesamowicie dobrze, skóra nie przetłuszcza się aż tak bardzo jak zazwyczaj, dodatkowo skóa jest nawilżona i przepięknie pachnąca...do tego cena która nie odstrasza, bo kosztuje jedynie 34 zł/70ml.
Z produktów do twarzy poleciłabym również peeling enzymatyczny, który właśnie niedawno wykończyłam (oparty na kwasach owocowych) oraz żel do twarzy Basic Cleaner, który oparty jest na wyciągu z jabłek jako substancji myjącej, brzmi ciekawie prawda?
Testowała: Karolina |