Najmocniejsze alkohole świata
Na świecie mamy nawet ponad 90-procentowe trunki. Zatem, gdzie znajdziemy najmocniejsze alkohole świata? Każdy kontynent posiada jakiś charakterystyczny wysoko wyskokowy trunek. Na początek nie trzeba daleko się udawać na poszukiwania. W samej Polsce skosztować możemy słynnej śliwowicy wytwarzanej przez polskich górali (90 %), w naszym kraju produkowany jest także, choć niezalecany do spożycia bezpośredniego spirytus rektyfikowany (96%). Pozostając w Europie możemy skosztować jeszcze absyntu o dość długiej nazwie: „Hapsburg Extra Special Super Strength”, jeśli już uda się nam zakupić butelkę z zielonym płynem (nie wszystkie kraje pozwalają swoim obywatelom poznać moc Prawdziwego Alkoholu) możemy przejść do skosztowania, Tutaj zalecana jest ostrożność, gdyż tylko najodporniejsze gardła są w stanie znieść moc 90 procent.
Interesujące „smaki” czekają nas też w Austrii i Niemczech. Austriacy ugoszczą nas ognistym rumem „Stroh Original 80”, nie dajmy się jednak zwieść zapewnieniom o posmaku karmelowym, tym co przede wszystkim odczujemy na pewno nie będzie słodycz… Niemcy zapytani o najmocniejszy alkohol ich kraju zaoferują nam swoją o 1o procent słabszą wódkę „Rasputin” (70% zawartości alkoholu) . Jeśli przygodę z najmocniejszymi alkoholami świata wolimy zacząć od czegoś „delikatniejszego” lepiej udać się na północny-zachód kontynentu i sięgnąć po islandzką „Black Death’, bądź brytyjską wódkę „Logan Hemp” wzbogaconą dodatkowo nasionami konopii, obydwie mają ok. 40% alkoholu. Opuściwszy Europę – siedlisko najmocniejszych trunków wyskokowych możemy udać się do Ameryki Pn, gdzie przełyki degustantów rozpalą z pewnością amerykańskie: „Everclear” (wymagać będzie rozrzedzenia, by obniżyć zawartość alkoholu z 95% do tolerowanej przez organizm), „George T. Stagg Ky. Straight” – niesamowicie mocny Burbon z Kentucky I kanadyjską wódkę „Interno” – po przeprawie z tym paprykowym gigantem tylko najmocniejsi mają siłę kosztować innych alkoholi. Oni mogą udać się na podbój Ameryki Pd, by wypić meksykańskie, Ok. 48 – procentowe mezcal „Scorpion”, producent zadbał nawet o „zagryzkę” – na dnie butelki znajduje się ciało tego pajęczaka. Poprzez Australię, gdzie wpadniemy na szklaneczkę 76% rumu „Inner Circle Black Label” udajemy się do Azji, by tam moc po dość długim trzeźwieniu rozkoszować się mnogością smaków i aromatów alkoholowego orientu. O ile naprawdę mocne trunki znajdziemy dopiero na północy: rozgrzewające „Balkan 176” I rosyjską wódkę „Kalashnikov” (40%), to reszta kontynentu zaskoczy nas niezwykłymi dodatkami, I raczej nie będą to kwiaty wiśni, czy niespotykane przyprawy, dlatego osoby obrzydliwe, a zwłaszcza kobiety (o ile w ogóle dotarły do tej części wyprawy powinny zrezygnować). Na początek, dla bardziej wprawionych tylko jako aperitif wino „Pięć węży”. Zawiera tylko do 14 % alkoholu jednak sam widok pięciu gadzich ciał w przezroczystej butelce mrozi krew w żyłach.
Smakosze mocnego wina mogą też sięgnąć po „Magic Big Black Ants”. Ten alkohol to dosłowne „zalanie robaka”, nie dość, że jego moc potrafi niektórych ściąć z nóg to jeszcze na dnie każdej butelki znajdziemy pływające, olbrzymie czarne mrówki… Jeśli te trunki nie zrobiły na smakoszach wrażenia to pozostaje takim koneserom sięgnąć tylko po wino „Trzy penisy”, niestety Nazwa naprawdę nawiązuje do zawartości… Po tak egzotycznej wyprawie i takim bogactwie smaków zapewne już nic co może zaoferować współczesny świat alkoholi nie będzie w stanie zaskoczyć uczestnika tej smakowej wycieczki…
©® GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |