Kraj położony na kilkunastu tysiącach wysp, plasujący się na 4 miejscu na świecie biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców (dane z 2010 roku). Jednak Indonezja to przede wszystkim natura. Zachwycająca i różnorodna. Wulkany, piękny podwodny świat, pola ryżowe, piaszczyste plaże, gęste dżungle, dzikie zwierzęta, które można podziwiać na wolności. W Indonezji nie sposób się nudzić. Za to łatwo można się w niej zakochać.

Jak dotrzeć do Indonezji?

Promocje na loty z dużych europejskich miast do Dżakarty są rzadkością. Czasem uda się trafić na bilet w dwie strony za około 2 tysiące złotych. Jednak zazwyczaj bardziej opłaca się kupić lot do Bangkoku, z którego tanimi liniami (Air Asia, Lion Air, Tiger Airways) można dostać się na Bali, Jawę czy inną indonezyjską wyspę.

Wizy

Od niedawna Polacy (oraz mieszkańcy 44 innych krajów) mogą przebywać w Indonezji bez wiz maksymalnie 30 dni. Muszą jednak przekroczyć granicę w konkretnych punktach kontrolnych. Chodzi o dziewięć miejsc, m.in. lotniska w Dżakarcie na Jawie, czy w Denpasar na Bali, a także kilka portów.

Kiedy jechać?

Dość ciężko stwierdzić, który okres jest najlepszy na zwiedzanie Indonezji, ponieważ zależy to od miejsca, do którego się wybieramy. W przypadku całego kraju można polecić miesiąc wrzesień. Obszary położone na północ od równika najlepiej zwiedzać od kwietna do października. Regiony położone na południe radzę odwiedzić między październikiem a kwietniem. Na Jawie pora sucha trwa mniej więcej od czerwca do października (w styczniu padło bardzo często – nie polecam). Natomiast na Sumatrze nie ma w ogóle wyraźnej pory suchej (pod koniec stycznia na północy wyspy było idealnie – ciepło, ale nie za gorąco, mało opadów).

Transport

Spędziliśmy w Indonezji dokładnie miesiąc, wykorzystując 30-dniową wizę prawie co do godziny. Zdążyliśmy zobaczyć główne atrakcje Bali, Jawy i północnej Sumatry. To i tak tylko mała cząstka tego niezwykłego kraju. Przemieszczaliśmy się głównie autobusami publicznymi korzystając z niezastąpionej encyklopedii podróżników Wikitravel. Dzięki tej stronie wiedzieliśmy mniej więcej ile powinniśmy zapłacić za dany przejazd i gdzie czekają nas przesiadki. Na Bali wynajęliśmy skutery o czym pisałam w poście poświęconym tej wyspie. Znajduje się tam również informacja o promie kursującym między Bali a Jawą.

Alternatywą jest pociąg lub wynajem samochodu. Pierwsza opcja jest podobno dość niebezpieczna (trzeba cały czas pilnować swojego bagażu), a druga droga. Mimo wszystko sporo osób korzysta z pociągów i z tego co wiem, jak tylko jest się ostrożnym, to taka forma podróżowania sprawdza się całkiem nieźle.

Kilka uwag:

– przed wyjazdem powinno się wyrobić prawo jazdy międzynarodowe, żeby uniknąć płacenia łapówek,

– kierowcy autobusów są najbardziej szaleni spośród wszystkich 8 krajów Azji południowo-wschodniej, które odwiedziłam,

– w najtańszych autobusach wszyscy palą papierosy, więc jak ktoś nie lubi, gdy śmierdzą mu włosy, ubrania i plecak to polecam kupić nieco droższy bilet,

– gdy już jedzie się tym droższym, VIP-owskim autobusem, należy koniecznie wziąć ze sobą bluzę, bo w środku jest jakieś minus sto stopni Celsjusza (no dobra, może 15. ale to naprawdę mało w porównaniu z 30-40 na zewnątrz),

– czasami zdarzają się wypasione autobusy nocne z milusimi kocami i poduszkami – polecam,

– te najtańsze też polecam, bo jest w nich wesoło, można nawiązać nowe znajomości, poczuć się jak gwiazda filmowa (każdy chce zrobić sobie z tobą-białasem zdjęcie), posłuchać prawdziwych autobusowych grajków czy śpiewaków i przekonać się na własnej skórze jak to jest, gdy autobus psuje się w środku niczego.

Ceny w Indonezji

Średnio wydawaliśmy 18$ dziennie na osobę (szczegółowa rozpiska TUTAJ). Za pokój dwuosobowy (nie zawsze z łazienką) płaciliśmy od 5 do 16$. Na Bali standard był zawsze europejski. Na Jawie i Sumatrze raczej indonezyjski (prysznic-polewaczka, ubikacja „na narciarza”). Ceny biletów autobusowych to kilka dolarów za krótsze i kilkanaście dolarów za dłuższe dystanse. Trzeba jednak nastawić się, że będą od nas chcieli znacznie większe kwoty niż od miejscowych. Negocjacje wskazane. Najlepiej od razu umówić się na konkretną kwotę, wcześniej sprawdzając ile powinien kosztować bilet (na Wikitravel). Najdroższe są atrakcje turystyczne. Obcokrajowcy muszą płacić kilka albo kilkanaście razy więcej. Czasem da się to obejść (bo jest dziura w płocie jak na Bromo czy Dieng Plateau) jednak nie zawsze jest to możliwe. Przykładowo za wstęp do Borobudur dorośli muszą zapłacić prawie 18$, młodzież 11, a Indonezyjczycy odpowiednio 3 i 1$. Jak na moje oko to już lekkie przegięcie.

Sukamade (Jawa)

Kto nie marzy o tym, żeby uwolnić małe żółwiki do wody? A przy okazji wcześniej w nocy zobaczyć wielką żółwicę składającą jaja na plaży? Plus szalona jazda skuterem po kałużach o głębokości 80 cm, przeprawa przez rwącą rzekę na promo-tratwie. Wspaniałe miejsce, jeszcze nie „skażone” turystyką masową. Niestety miesiąca na miesiąc coraz droższe.

Bukit Lawang (Sumatra)

Stanąć oko w oko z orangutanem. Zobaczyć kilkutygodniowego małego orangutana na wolności. Kolejne marzenia spełnione. A to wszystko w prawdziwej, indonezyjskiej dżungli, znacznie dzikszej niż chociażby ta w Tajlandii. Gdybym tylko nie straciła tam aparatu fotograficznego z większością zdjęć z Indonezji to chyba Bukit Lawang byłoby na pierwszej pozycji…

Bromo (Jawa) i Pulau Weh (Sumatra)

Nie umiałam się zdecydować. Bromo to niecodzienne krajobrazy, piękny wschód słońca, możliwość zobaczenia z bliska siarki wydobywającej się z wulkanu. Natomiast Pulau Weh to rajska wyspa, upragniony wypoczynek, najlepsze nurkowanie w moim życiu. Prawda, że trudny wybór?

Wulkan Bromo

Ulubione miejsce Emilii – mieszkanki Yogjakarty, autorki bloga Emi w drodze:

Indonezja ma mnóstwo rajskich wysepek, na plażach których mamy szansę być sami. Jednym z takich miejsc jest archipelag i park narodowy Karimunjava, na który relatywnie łatwo dostać się z przeludnionej Jawy, a jednocześnie wystarczająco ciężko, aby wciąż miał szansę zachować swój urok! W porze deszczowej łódki w ogóle tam nie kursują ze względu na wzburzone morze, a przez cały rok jest ryzyko, że utkniemy tam na dłużej niż kilka dni, bo fale będą zbyt duże, żeby wypłynąć z powrotem. W ciągu dnia nie ma tam prądu (włączają go tylko na noc) i oprócz paru luksusowych resortów brak dobrej infrastruktury turystycznej – to wszystko jest dla wysepek błogosławieństwem, bo zniechęca do inwazji turystów-imprezowiczów.

Świeżo wyłowione z morza i niewyobrażalnie tanie ryby i owoce morza są tam podstawą kuchni, warunki do snorkellingu świetne, możemy też spędzić noc pod namiotem na jednej z wysepek, na których nikt nie mieszka. Czego chcieć więcej?

Indonezja to mój ulubiony kraj Azji południowo-wschodniej i jeden z najpiękniejszych, które do tej pory odwiedziłam. Zwiedzanie było dość męczące (głównie przez wielogodzinne podróże autobusami), jednak praktycznie każde miejsce, który odwiedziłam, zachwyciło mnie. Mieszkańcy są pogodni i ciekawscy, cały czas chcą robić sobie z tobą zdjęcia. Chętnie pomogą, doradzą jak dotrzeć do innego miasta czy w który wsiąść autobus. Trzeba pamiętać, że większość z nich to Muzułmanie, więc należy skromnie się ubierać i odpowiednio zachowywać (nie dotyczy hinduistycznej Bali). Wrócę do Indonezji na pewno. Nie jeden raz!

GRUPA MEDIA INFORMACYJNE